W głębi serca wiem, że powinnam odejść. Nie jest to jednak łatwe bo kilka wspólnych lat, bo dzieci , bo kredyty, bo....
Piszę na tym forum bo wciąż mam nadzieję, że może ktoś mi pomoże, może nie wykorzystałam wszystkich opcji.
Nie jesteśmy małżeństwem ale mamy dzieci, prowadzimy wspólnie dom.
Jest między nami 8 lat różnicy wieku, co nigdy nie było dla mnie problemem, ale w ciągu tych lat wciąż musiałam udowadniać że to nie jest problem, że nie oglądam się za młodszymi itp. Było ciężko, pojawiły się wyzwiska i rękoczyny. W ubiegłym roku mieliśmy taką sytuację że powiedziałam dość. Ultimatum: terapia albo rozstanie. Terapia się zakończyła. Wszystko było niby ok. Ale 4 miesiące temu usłyszałam znowu stek wyzwisk. Powiedziałam że chyba powinniśmy się rozstać skoro mnie nie szanuje. Był spokój. Na jakiś czas. Tydzień temu znowu mieliśmy kłótnię. Będąc w domu znajomego, mój partner zaczął obrażać pana domu. Nie spodobało mi się to i próbowałam złagodzić sytuację sprowadzając rozmowę na inne tory. Mój pan wyszedł. Ja wyszłam zaraz po nim. W domu usłyszałam stek wyzwisk. Na dodatek jeszcze usłyszałam że moje problemy kobiece wynikają z tego że się puszczam ( w ostatnim miesiącu miałam kobiece problemy i czekałam na wyniki) . Poczułam się zraniona i zdradzona. To było jak cios poniżej pasa. Następnego dnia chciałam rozmawiać ale on nie chce. Uważa ze się poprostu zdarzyło, wymsknęło mu się. Mam dosyć tego bo uważam że bez szacunku nie ma związku a on znowu chce zamieść wszystko pod dywan. Może i udało by się ale to już nie pierwszy raz . Chcę porozmawiać ale jest ciężko a boję się że mój żal będzie narastal i sytuacja będzie nieciekawa.. macie jakieś rady, jak doprowadzić do dialogu?
Dziękuję za góry
2 2017-02-20 00:00:33 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2017-02-20 00:00:52)
W głębi serca wiem, że powinnam odejść. Nie jest to jednak łatwe bo kilka wspólnych lat, bo dzieci , bo kredyty, bo....
Piszę na tym forum bo wciąż mam nadzieję, że może ktoś mi pomoże, może nie wykorzystałam wszystkich opcji.
Nie jesteśmy małżeństwem ale mamy dzieci, prowadzimy wspólnie dom.
Jest między nami 8 lat różnicy wieku, co nigdy nie było dla mnie problemem, ale w ciągu tych lat wciąż musiałam udowadniać że to nie jest problem, że nie oglądam się za młodszymi itp. Było ciężko, pojawiły się wyzwiska i rękoczyny. W ubiegłym roku mieliśmy taką sytuację że powiedziałam dość. Ultimatum: terapia albo rozstanie. Terapia się zakończyła. Wszystko było niby ok. Ale 4 miesiące temu usłyszałam znowu stek wyzwisk. Powiedziałam że chyba powinniśmy się rozstać skoro mnie nie szanuje. Był spokój. Na jakiś czas. Tydzień temu znowu mieliśmy kłótnię. Będąc w domu znajomego, mój partner zaczął obrażać pana domu. Nie spodobało mi się to i próbowałam złagodzić sytuację sprowadzając rozmowę na inne tory. Mój pan wyszedł. Ja wyszłam zaraz po nim. W domu usłyszałam stek wyzwisk. Na dodatek jeszcze usłyszałam że moje problemy kobiece wynikają z tego że się puszczam ( w ostatnim miesiącu miałam kobiece problemy i czekałam na wyniki) . Poczułam się zraniona i zdradzona. To było jak cios poniżej pasa. Następnego dnia chciałam rozmawiać ale on nie chce. Uważa ze się poprostu zdarzyło, wymsknęło mu się. Mam dosyć tego bo uważam że bez szacunku nie ma związku a on znowu chce zamieść wszystko pod dywan. Może i udało by się ale to już nie pierwszy raz . Chcę porozmawiać ale jest ciężko a boję się że mój żal będzie narastal i sytuacja będzie nieciekawa.. macie jakieś rady, jak doprowadzić do dialogu?
Dziękuję za góry
Mimo że, jak napisałaś, powinnaś odejść od TŻ, bo dalej mimo zakończonej terapii stosuje wobec Ciebie przemoc, marzysz o rozmowie z nim. Na jaki temat? Co chcesz mu powiedzieć, co usłyszeć? jaki ma być efekt tejże rozmowy?
Witaj,
Znam mnóstwo kobiet takich jak Ty, czyli takich, które godzą się na agresję, poniżenie, znęcanie psychiczne a nawet fizyczne. Tak samo jak tu usilnie szukały drogi do dialogu i kompromisu. Milion osób mogło im powiedzieć to co ja teraz mówię Tobie "zostaw go i odejdź" i i tak nie posluchaly bo dzieci, kredyt i dziwne i naiwne sentymenty. Niestety jak dopiero stało się już coś bardzo złego np.agresja przeniosła się na dziecko, lub komuś stała się krzywda nagle rozumialy że muszą odejść bo ich partner się nie zmieni. Będzie milion razy przepraszal i obiecywał ale nic pozatym. Mogłabym ci się długo rozpisywać, ale do momentu kiedy nie zrozumieez że nie ma szans na porozumienie, to będziesz tkwić w tym "toksycznym i masochistycznym" związku. Kwestie prawne jak będziesz chciała to ci podam, natomiast nie piszę tego od razu bo w razie czego nie chcę się bez sensu produkować
Trzymam kciuki za twoją odwagę i wytrzymałość.
Dobre pytanie. Chciałabym chyba usłyszeć, że wie że mnie krzywdzi i że postara się popracować nad swoim zachowaniem. Chcę się upewnić, że nie podejmę pochopnej decyzji bo jestem odpowiedzialna za dzieci. Chcę się upewnić że wykorzystałam wszelkie możliwe środki dla ratowania związku.
Naprawdę uważasz, że on nieświadomy jest swego zachowania? Że nie wie, że stosuje, nie tylko wobec Ciebie, bo i znajomego, przemoc?
Co musi Tobie (może innym?) jeszcze zrobić, byś uwierzyła, że jest brutalem? Ze względu na odpowiedzialność wobec dzieci decydujesz na ich życie z przemocowcem? Czego je uczysz?
Tobie zależy na wykorzystaniu wszystkich środków dla ratowania związku? Tobie? Nie jemu? A zresztą nie musisz tego związku ratować. On jest, tyle tylko że toksyczny.
Naprawdę uważasz, że on nieświadomy jest swego zachowania? Że nie wie, że stosuje, nie tylko wobec Ciebie, bo i znajomego, przemoc?
Co musi Tobie (może innym?) jeszcze zrobić, byś uwierzyła, że jest brutalem? Ze względu na odpowiedzialność wobec dzieci decydujesz na ich życie z przemocowcem? Czego je uczysz?
Tobie zależy na wykorzystaniu wszystkich środków dla ratowania związku? Tobie? Nie jemu? A zresztą nie musisz tego związku ratować. On jest, tyle tylko że toksyczny.
Dokładnie!!! Pełna zgoda! Przemysł to sobie autorko
Dobre pytanie. Chciałabym chyba usłyszeć, że wie że mnie krzywdzi i że postara się popracować nad swoim zachowaniem. Chcę się upewnić, że nie podejmę pochopnej decyzji bo jestem odpowiedzialna za dzieci. Chcę się upewnić że wykorzystałam wszelkie możliwe środki dla ratowania związku.
A co Ty chcesz ratować ?
Związku - to tutaj nie widać - tylko jakieś wzajemne uzależnienie - on potrzebuje się na Tobie wyżyć - Ty nie potrafisz dostrzec przemocowca w swoim partnerze.
Sercem już jesteś za drzwiami, czy dzieci potrzebują patrzeć na brak szacunku okazywanego matce ?, terapia nie pomaga (prawdopodobnie jakiś większy kaliber skłonił Cię do stanowczych kroków) - Ty już podjęłaś decyzję - jeszcze tylko nie wdrożyłaś jej w codzienność.
8 2017-02-21 02:49:37 Ostatnio edytowany przez brenne (2017-02-21 03:18:31)
Wielokropek, dziękuję za odpowiedź. Twoje pytania były bardzo celne. Tak naprawdę bałam je sobie naprawdę zadać.
Hadar, dziękuję za dobre słowo.
Random.further- masz rację sercem jestem za drzwiami. Tak, większy kaliber mnie do tego zmusił. Przez ten większy kaliber dochodziłam do siebie przez kilka miesięcy. Wtedy to dowiedziałam się że jestem ofiarą psychicznej przemocy domowej. Przez rok czasu dojrzewalam do punktu, w którym jest teraz.
Bardzo pomogły mi wpisy na forum. Podoba mi się, że nikt nie bawi się w głaskanie po głowie, tylko dajecie wartościowe porady, zadajecie celne pytania, wspieracie.
Ale do brzegu....
Wczoraj usiadłam w pokoju na przeciwko mojego Pana. Nasza rozmowa wyglądała tak
Ja: czy możemy porozmawiać?
M.Pan. : nie chcę gadać....znowu....
Ja: wiem, nie chcesz rozmawiać, jestem nudna, w kółko to samo itp itd ok. Nie chcesz rozmawiać to uszanuję to, ale musimy się rozstać . Bez wzajemnego szacunku to ja przyszłości naszej wspólnej nie widzę.
.....wtedy przemówił. Powiedział że jest mu ciężko, jest zazdrosny o mnie, o to że mam znajomych, że chcę się uczyć a on się wciąż nie może odnaleźć na obczyźnie ( poznaliśmy się za granicą, oboje jesteśmy poza Polską ponad 10 lat). Zaczął też mówić że ma ciężką sytuację w pracy, ciągłe stresy (zapaliła mi się lampka).
Powiedziałam, że rozumiem jak się czuje ale to nie usprawiedliwia wyzwisk i braku szacunku. Moim życiem jest dom, dzieci, szkoła, praca. Nawet nie mam przyjaciół bo każdy był nieodpowiedni. A że znam wielu ludzi na przysłowiowe dzień dobry wynika z charakteru mojej pracy. I żeby nie zdarzyło się tak, że straci pracę ( owa zapalona lampka) żeby wzbudzić moją troskę.
To tak w przybliżeniu. Może to było okrutne ale gdy to mówiłam nawet powieka mi nie drgnęła.
Macie rację, że podjęłam decyzję ale nie chcę się spieszyć bo boję się sytuacji w której będzie taki moment w którym będzie mógł mi zagrać na wyrzutach sumienia. Chcę się upewnić w 100 % że wykorzystałam wszelkie metody pomocy.
Nie wierzę w jego zapewnienia, ale wiem że będzie moment zachwiania (płacze, błagania jego i jego mamy , którą bardzo szanuję).Chcę z czystym sumieniem powiedzieć wtedy że próbowałam wszystkiego .
Prawdopodobnie teraz będzie kolejny tzw miesiąc miodowy. Mam nadzieję że to już ostatni. Bo jestem zmęczona, a może właśnie gotowa na odejście.
9 2017-02-21 16:39:49 Ostatnio edytowany przez Amethis (2017-02-21 16:42:06)
Dla mnie, poniekąd osoby z drugiej strony
Nie chcę określać co i jak, jednqk wydaje mi się że terapia tylko "była"
Też nie do końca tak jest że tylko jedno z Was ma problem,
Na pewno jedno widzi ten problem inaczej
Może zdrowiej, może
Dziwi mnie że po terapii, musi być zmuszany do rozmowy, bo to że powieka Ci nie drgnęła co to zmienia, tak naprawdę
Afiszowanie siły i determinacji,
Chciałbym też zauważyć, że to chyba nie ten kierunek terapia miała, aby się zamykać w sobie, i ułomny sposób radzić sobie z emocjami, stanami, a już tym bardziej gdy tworzycie związek
To jakby w ogóle z tego co piszesz, nie tu był problem
Zresztą gdy słucham dziś, chodź nie tak dawno nawet nie o tym nie myślałem, że w związek dwojga dorosłych osób moze, się mieszać czyjas matka, to samo to już chore jest, i dziecinne
Sprawa wydaje się w głowie prosta, gorzej w życiu
Chcesz odejść, mówi Ci o tym serce, odejdź
Każde mówienie i nie robienie, jest brakiem konsekwencji, i ajsnym sygnałem dla drugiej strony
Czego tu więcej szukać
Albo nie taka terapia, albo za płytko,
Natomiast co do utrwalania mitów, że ludzie sie nie zmieniają, to bym się daleko trzymał
Sama się próbujesz zmienić, i co ludzie sie nie zmieniają
Kwestia czucia potrzeby zmian, zdecydowanie On tego nie czuję, tak jak Ty
Pozdr pogodnie
Amethis
"Nie chcę określać co i jak, jednqk wydaje mi się że terapia tylko "była"
Też nie do końca tak jest że tylko jedno z Was ma problem"
Masz rację terapia tylko "była" i zdaję sobie sprawę że obydwoje ponosimy odpowiedzialność za to jak to wygląda. Nie chciałam opisywać wszystkich sytuacji ale chyba powinnam. Było między nami źle głównie przez alkohol. Nie mogliśmy znaleźć porozumienia. Mój pan stwierdził że to przez depresję i niemożność odnalezienia się w obcym kraju. Kiedy spóźniłam się z pracy o 25 minut bo robiłam zakupy miałam awanturę bo mogłam je zrobić w ciągu 10 itp. Próbowałam go wyciągać na spacery, wycieczki zawsze słyszałam nie. Jechałam więc z dziećmi bez niego. Gdy soboty miałam wolne próbowałam jakoś zorganizować czas ale spał do 14 .pewnego dnia powiedziałam że jak go nie interesuje przebywanie że mną to sobie inaczej czas zorganizuje. Albo w niektóre soboty brałam nadgodziny albo pomagałam jako wolontariusz. W te dni właśnie wstawał wcześnie rano i okazywał niezadowolenie że nie spędzam z nim czasu. Przykłady mogę mnożyć. Prawie 2 lata temu zdecydowałam że zmienię coś w swoim życiu i zacznę od zawodu. Poszłam do 2 letniej szkoły. Wtedy się zaczęło kolejne piekło i wiele mnie kosztowało zdrowia żeby szkoły nie rzucić. Rok temu, kiedy zobaczył że dawne próby szantażu mniej działają próbował się powiesić. Przez pierwsze miesiące nie mogłam dojść do siebie. Miałam 2 rozmowy w organizacji dla kobiet. Wtedy dowiedziałam się że to jest przemoc domowa. Wtedy też postawiłam warunek albo leczenie albo rozstanie. Lekarz nie mógł skierować go na leczenie depresji dopóki nie upora się z problemem alkoholowym. Uczestniczylam w tej terapii. Trochę nam to pomogło bo zaczęliśmy że sobą rozmawiać, zaczął uważać też z alkoholem. Nie przestał jednak pić całkowicie.
"Dziwi mnie że po terapii, musi być zmuszany do rozmowy, bo to że powieka Ci nie drgnęła co to zmienia, tak naprawdę.Afiszowanie siły i determinacji.Chciałbym też zauważyć, że to chyba nie ten kierunek terapia miała, aby się zamykać w sobie, i ułomny sposób radzić sobie z emocjami, stanami, a już tym bardziej gdy tworzycie związek.To jakby w ogóle z tego co piszesz, nie tu był problem"
Pani, która prowadziła terapię, mówiła że musimy o wszystkim rozmawiać. Więc próbuje to robić, może i w ułomny sposób, ale robię to tak jak potrafię. Napisałam że powieka mi nie drgnęła, ponieważ zwykle, gdy wiedział, że posunął się za daleko albo udawał wszelkiego rodzaju choroby albo coś się działo i naprawdę chorował. W przeszłości kilka razy stracił pracę bo źle się czuł ( przez alkohol albo się poklocilismy i to była moja wina że nie poszedł do pracy).wiem że nie jestem bez winy bo zawsze głaskałam po głowie i organizowałam wszystko tak by spadł na 4 łapy. To co chcę powiedzieć, to to że widzę że robię postępy w nie dopuszczając do takich sytuacji.
"Zresztą gdy słucham dziś, chodź nie tak dawno nawet nie o tym nie myślałem, że w związek dwojga dorosłych osób moze, się mieszać czyjas matka, to samo to już chore jest, i dziecinne.
Sprawa wydaje się w głowie prosta, gorzej w życiu
Chcesz odejść, mówi Ci o tym serce, odejdź
Każde mówienie i nie robienie, jest brakiem konsekwencji, i ajsnym sygnałem dla drugiej strony"
"Albo nie taka terapia, albo za płytko,
Natomiast co do utrwalania mitów, że ludzie sie nie zmieniają, to bym się daleko trzymał
Sama się próbujesz zmienić, i co ludzie sie nie zmieniają
Kwestia czucia potrzeby zmian, zdecydowanie On tego nie czuję, tak jak Ty
Pozdr pogodnie
Dlaczego napisałam o jego mamie. Traktuje ja jak swoją własną i wiem że zlamalabym jej serce. Jestem osobą która ma zawsze serce na dłoni, zawsze staram się myśleć o najbliższych. Znam też siebie i wiem że muszę nauczyć się asertywności, nie jest to proste. Dlatego potrzebuję czasu na dokonanie zmian żeby dojrzeć i być tak pewną siebie by nic nie zachwiało moją decyzją.
Może masz rację że się zmieni, ja jednak jestem na takim etapie że musiałabym widzieć efekty zmian bo słowa mi chyba już nie wystarczą.
Dlatego jestem na tym forum. Jesteście jak terapia.
Również pozdrawiam.
Odpisze coś więcej, później
12 2017-02-21 19:12:33 Ostatnio edytowany przez ósemka (2017-02-21 19:20:25)
Prawdopodobnie twój partner ma z jakiegoś powodu kompleksy a co za tym idzie niską samoocenę, złości się po to, by utrzymać władzę i kontrolę, musisz pozwolić mu przekonać się, że takimi metodami nic nie wskóra.
Nie tylko nie uda mu się osiągnąć tego, o co mu chodzi, ale jeszcze wiele może stracić – twoją miłość, szacunek, wspólny czas, którego możesz zacząć unikać, bo kojarzy się jedynie z wyładowaniami, a nie bezpieczeństwem i troską.
Nie odpowiadaj złością na jego złość. Nie daj się wciągnąć w grę o władzę.
Udowodnij, że masz wiele innych pomysłów na spędzenie czasu wolnego, niż bitwy na argumenty i burze w szklance wody. Poinformuj partnera, że nie będziesz z nim rozmawiać, dopóki nie przestanie cię atakować i obwiniać. Odmów dalszej rozmowy i zajmij się swoim życiem.
Być może twój partner jest osobą, która poszukuje intensywnych wrażeń, chce wciągnąć cię do gry w ekscytującą udrękę. Jeśli ty nie będziesz tracić opanowana, zrozumie, że gra w pojedynkę nie ma sensu i możliwe, że po jakimś czasie z niej zrezygnuje, jeśli jednak tak się nie stanie, to pozostaje tylko rozstanie.
Teraz doczytałam, że on swoje niepowodzenia topi w alkoholu - to Amethis może pomóc.
(...) zdaję sobie sprawę że obydwoje ponosimy odpowiedzialność za to jak to wygląda. Nie chciałam opisywać wszystkich sytuacji ale chyba powinnam. Było między nami źle głównie przez alkohol. (...)
Oboje ponosicie odpowiedzialność za jego przemoc i za jego picie?
(...) Dlaczego napisałam o jego mamie. Traktuje ja jak swoją własną i wiem że zlamalabym jej serce. (...)
To kolejne usprawiedliwienie dla decyzji o pozostaniu w związku.
(...) Znam też siebie i wiem że muszę nauczyć się asertywności, nie jest to proste. Dlatego potrzebuję czasu na dokonanie zmian żeby dojrzeć i być tak pewną siebie by nic nie zachwiało moją decyzją. (...)
I kolejne.
14 2017-02-21 22:09:57 Ostatnio edytowany przez Amethis (2017-02-21 22:16:03)
swoje niepowodzenia topi w alkoholu - to Amethis może pomóc.
A co ja mogę
To życie autorki i jej partnera, ich decyzje. Ich wnioski, ich odbiór
Mogę się własnym doswiadczeniem podzielic, jednak co to zmieni, moze dać nadzieję, a moze rozczarować
Ja tu widzę hulajace mechanizmy uzależnienia, w pełnej krasie i mocy, może z lekkim pierwiastkiem, jakiegoś działania ktore wywolaly pewnie rozmowy z terapeutką
U autorki współuzależnienie
Inaczej toksyka by tyle nie przetrwała
Autorka ma zdrowe impulsy "serducha" ze musi się ratować, a partner ratuje sie jak potrafi też
Nic poza tym
Chciałbym pomóc, mogę dać nadzieję że mimo wszystko zawsze jest rozwiązanie, jakie by Ono nie było. Gdy beda/bedzie gotowa, nastąpi
Po Wielokropek-u ciężko gdzieś małą kropkę wcisnąć
Oboje ponosicie odpowiedzialność za jego przemoc i za jego picie?
Kluczowe pytanie
Odpowiedź na to pytanie, odsłania następne
Do tego pytania musiałby dojrzeć Twój partner, a niestety na razie to świat iluzji, go otacza, moim zdaniem.
Nie wiem w jakim jesteś kraju, i nie wiem jak wyglądają tam terapię, z tego co wiem w niektórych, to jest parodia, ale co to zmienia
Osobiście, poświęciłem półtora roku, ciężkiej pracy nad sobą. Żona po terapii,
Bardzo duże zaangażowanie i moje i jej, każdy w swoją działkę, dopiero teraz budujemy związek na nowo
Bo okazało się że się pojawiły dwie nowe osoby, które się kompletnie nie znamy, i siebie też
No ale zawsze można powiedzieć, że gwarancji nie ma, tylko wiesz co, ja już swojego życia na "gwarancjach" nie opieram
I jeszcze raz pod Wielokropka,
Ulubiony cytat
Wszystko rozbija się o to czy szuka się sposobu, czy powodu
P.s. był już podobny temat nie tak w sumie dawno, prawie ząb, w ząb, czy to nie aby kontynuacja
Dzięki za szczere odpowiedzi. Przeczytałam kilka razy. Poczytałam też inne posty. Znalazłam organizację, która pomaga alkoholikom i ich rodzinom. Jutro do nich zadzwonię i poproszę o pomoc bo niby czytałam o wspoluzaleznieniu, niby coś tam wiedziałam ale nie robiłam nic w tym kierunku bo myślałam głównie o partnerze.
Jesteśmy w Wielkiej Brytanii. Faktycznie na początku bardzo cieszyłam się z terapii. Wykonywalismy wszystkie zalecenia. Przy czym mój partner od razu zastrzegł, że nie chce przestać pić a jedynie ograniczyć. Po jakimś czasie sam przyznał że będzie mówił to, czego od niego terapeutka oczekuje bo widzi w niej alkoholiczke, która aż się ślini na mowę o alkoholu ( jego słowa). Jedynym pozytywem tej terapii było to, że zaczęliśmy że sobą rozmawiać.
To nie jest kontynuacja innego wątku. Jestem świeżakiem na tym forum.
Dzięki za odpowiedzi
Jeśli będziesz zdeterminowaną, by z sobą samą walczyć o siebie, zwyciężysz.
Owocnej pracy nad sobą.
17 2017-02-22 01:00:58 Ostatnio edytowany przez Amethis (2017-02-22 01:06:14)
Dzięki za szczere odpowiedzi. Przeczytałam kilka razy. Poczytałam też inne posty. Znalazłam organizację, która pomaga alkoholikom i ich rodzinom. Jutro do nich zadzwonię i poproszę o pomoc bo niby czytałam o wspoluzaleznieniu, niby coś tam wiedziałam ale nie robiłam nic w tym kierunku bo myślałam głównie o partnerze.
Jesteśmy w Wielkiej Brytanii. Faktycznie na początku bardzo cieszyłam się z terapii. Wykonywalismy wszystkie zalecenia. Przy czym mój partner od razu zastrzegł, że nie chce przestać pić a jedynie ograniczyć. Po jakimś czasie sam przyznał że będzie mówił to, czego od niego terapeutka oczekuje bo widzi w niej alkoholiczke, która aż się ślini na mowę o alkoholu ( jego słowa). Jedynym pozytywem tej terapii było to, że zaczęliśmy że sobą rozmawiać.
To nie jest kontynuacja innego wątku. Jestem świeżakiem na tym forum.
Dzięki za odpowiedzi
Są różne organizacje, w WB sprawnie działająca jest AA, wspólnotowa
Żadna z nich niczego za Was nie zrobi,
Twój facet musi sam chcieć, z przymusu nic nie będzie dobrego, trwałego
Na siłę po prostu, to się odcisków można nabawić
Według mnie Powinnaś nauczyć się rozrózniać ściemę, bo to są manipulacje mające na celu podważyć status terapeutki
A Ty to łykasz, jak, potocznie się mówi jak 'pelikan"
Pewnie wiele takich jest newsów, poza tym
Koncentruj się na sobie, paradoksalnie, pozbawiając wyreczania, partnera, możesz mu najwięcej pomóc
Ma focha, olej to, ma fazy jakieś, olej to, przemocy qbi agresji słownej nie można tolerować
Dąsa się jak dziecko zostaw go z tym, nie lataj za nim jak "matka Polka"
Patologia tego połączenia polega na tym że jedno bierze odpowiedzialność za drugie, jedno w dobrej chęci, drugie ustawia to tak bo mu wygodniej
Zachwiana zostaje równowaga, zdrową
Ale dokładnie jak znów przedmówczyni
TY, walcz ze sobq o siebie, pqrtnera zostaw jego chęci walki ze sobąmozesz pokazać co i jak i gdzie
I na tym kończy się Twoja możliwość, i wpływ
U nas terapia kontrolowanego picia, to ilość jakaś dzienna dopuszczalna, plus zapisywanie czegoś tam, parodia dla mnie
Dzieci się powinno uświadamiać, nie stare pierniki uczyć picia, świat oszalał
Jakby się tego można było nauczyć, jak nie pojął do tego czasu, to już nie pojmie
Śmieje się trochę, wiem że cierpisz, smutne to
Działaj, działaj, działaj aż działanie wypedzi zbędne myśli i pojawią się nowe przemyślenia i nowe spojrzenie na swoje życie.
Życzę Ci uwolnienia się od niego - widać, że próbujesz zmieniać sytuację - spróbuj się od niego odciąć bo zawsze będzie 'ciągnął' Cię w dół.
A ja mysle ze nie chcesz odejść, poprostu kombinujesz i rozmawiasz bo chcesz by Ci powiedzial ze będzie lepiej. Wszystko juz wykorzystałaś lepiej nie będzie, no chyba ze wizyta u Harego z Tybetu on takie rzeczy uzdrawia dotykiem, wiec tylko uzbieracie na podróż do Harego, tzn po splacie kredytu i będzie luz, jest nadzieja. Dziewczyno jesteś za granica z nim sama, bez rodziny bez znajomych, wątpię ze sie wyrwiesz. Nie ma nikogo by Cie z tego związku wyciągnął, albo decydujesz się odejść juz, i wtedy dopiero rozmawiać z jego inicjatywy, mieszkając oczywiście osobno i nie za blisko siebie albo jesteś stracona.
Przesadzanie, i dramatyzujecie
Równie dobrze jest stracona sama
Przed chwilą zadzwoniłam do grupy , która zajmuje się terapią dla osób mających problemy alkoholowe i narkotykowe oraz ich rodzin. Zapytałam o grupy wsparcia i okazało się że ode mnie zależy czy chcę 1:1 czy grupowe spotkania. Wybrałam 1:1. Okres oczekiwania około miesiąca. Muszę czekać na list.
Póki co będę przeglądać posty i artykuły o osobach wspoluzaleznionych w wolnych chwilach.
Terapia wyglądała tak jak piszesz Amethis. Zapisywanie planu, później ile jednostek było wypitego alkoholu, jakie emocje temu towarzyszyły.
Dzięki za szczere odpowiedzi. Przeczytałam kilka razy. Poczytałam też inne posty. Znalazłam organizację, która pomaga alkoholikom i ich rodzinom. Jutro do nich zadzwonię i poproszę o pomoc bo niby czytałam o wspoluzaleznieniu, niby coś tam wiedziałam ale nie robiłam nic w tym kierunku bo myślałam głównie o partnerze.
Jesteśmy w Wielkiej Brytanii. Faktycznie na początku bardzo cieszyłam się z terapii. Wykonywalismy wszystkie zalecenia. Przy czym mój partner od razu zastrzegł, że nie chce przestać pić a jedynie ograniczyć. Po jakimś czasie sam przyznał że będzie mówił to, czego od niego terapeutka oczekuje bo widzi w niej alkoholiczke, która aż się ślini na mowę o alkoholu ( jego słowa). Jedynym pozytywem tej terapii było to, że zaczęliśmy że sobą rozmawiać.
To nie jest kontynuacja innego wątku. Jestem świeżakiem na tym forum.
Dzięki za odpowiedzi
Super! I o to właśnie chodzi Bardzo dobrze że działasz i walczysz. Potem będziesz mogła z czystym sumieniem powiedzieć zrobiłam wszystko co w mojej mocy!
Wiem, że jak już zaczniesz to będzie lepiej. W tej organizacji o której wspominasz będą osoby, które w razie czego mają różne kontakty, porady i jak tylko będziesz chciała to cię wesprą
Przejdź się do nich i daj nam znać jak było
Jednak pamiętaj, jak on nie będzie chciał przestać to tu go nie zmusisz! Tacy często boją się przyznać do tego że mają problem.
Kiedy jednak coś do nich dotrze, często brak silnej woli i pewno już znasz stwierdzenie "od jutra nie piję, tylko jeszcze dziś ostatni raz".
Na takie osoby często dobrze działa terapia szokowa np.żona na chwilę się wyproeadzi mówiąc że odchodzi, ponieważ piję. Jeżeli jeszcze coś kumaja, to idą na terapię i walczą z nałogiem aby żona wróciła. I potem faktycznie żony wracały, a oni przestawali pić.
Jeżeli natomiast jego mózg jest totalnie " wyżarty przez alkohol " to nic nie pomoże i będziesz musiała bezpowrotnie odejść.
Trzymam mocno za CB. Kciuki!
brenne napisał/a:Dzięki za szczere odpowiedzi. Przeczytałam kilka razy. Poczytałam też inne posty. Znalazłam organizację, która pomaga alkoholikom i ich rodzinom. Jutro do nich zadzwonię i poproszę o pomoc bo niby czytałam o wspoluzaleznieniu, niby coś tam wiedziałam ale nie robiłam nic w tym kierunku bo myślałam głównie o partnerze.
Jesteśmy w Wielkiej Brytanii. Faktycznie na początku bardzo cieszyłam się z terapii. Wykonywalismy wszystkie zalecenia. Przy czym mój partner od razu zastrzegł, że nie chce przestać pić a jedynie ograniczyć. Po jakimś czasie sam przyznał że będzie mówił to, czego od niego terapeutka oczekuje bo widzi w niej alkoholiczke, która aż się ślini na mowę o alkoholu ( jego słowa). Jedynym pozytywem tej terapii było to, że zaczęliśmy że sobą rozmawiać.
To nie jest kontynuacja innego wątku. Jestem świeżakiem na tym forum.
Dzięki za odpowiedziSuper! I o to właśnie chodzi
Bardzo dobrze że działasz i walczysz. Potem będziesz mogła z czystym sumieniem powiedzieć zrobiłam wszystko co w mojej mocy!
![]()
Wiem, że jak już zaczniesz to będzie lepiej. W tej organizacji o której wspominasz będą osoby, które w razie czego mają różne kontakty, porady i jak tylko będziesz chciała to cię wesprą![]()
Przejdź się do nich i daj nam znać jak było![]()
Jednak pamiętaj, jak on nie będzie chciał przestać to tu go nie zmusisz! Tacy często boją się przyznać do tego że mają problem.
Kiedy jednak coś do nich dotrze, często brak silnej woli i pewno już znasz stwierdzenie "od jutra nie piję, tylko jeszcze dziś ostatni raz".
Na takie osoby często dobrze działa terapia szokowa np.żona na chwilę się wyproeadzi mówiąc że odchodzi, ponieważ piję. Jeżeli jeszcze coś kumaja, to idą na terapię i walczą z nałogiem aby żona wróciła. I potem faktycznie żony wracały, a oni przestawali pić.
Jeżeli natomiast jego mózg jest totalnie " wyżarty przez alkohol " to nic nie pomoże i będziesz musiała bezpowrotnie odejść.
Trzymam mocno za CB. Kciuki!
Z ciekawosci, spytam
Jacy??
Dzięki za odpowiedzi.
Trochę poczytałam o osobach wspoluzaleznionych. Czytając artykuły zaczęły do mnie docierać kolejne fakty.
To nie jest tak że potrzebuję Harrego z Tybetu albo innego szamana
Kurcze urwalo moją wypowiedź bo wstawiłam emotikon.jeszcze raz napiszę to co mi skasowalo jak wrócę z pracy
26 2017-02-23 17:08:48 Ostatnio edytowany przez brenne (2017-02-23 17:12:07)
To nie jest tak że potrzebuję Harrego z Tybetu albo innego szamana
Staram się nie podejmować decyzji pod wpływem emocji , co nie zawsze się udaje (życie mnie tego nauczyło).
Zwykle, gdy ludzie podejmują decyzje pod wpływem emocji, za chwilę, kiedy one opadną zaczynają myśleć, analizować, dodatkowo partnerzy zaczynają mówić jaki to błąd zrobiliśmy bo w sumie nie było tak źle.....bo dzieci cierpią....bo setka innych powodów. Pojawiają się oczywiście osoby z rodziny, które zawsze mają jakieś swoje zdanie i wtedy wielu ludzi wraca do poprzedniego stanu i okazuje się czasami że ta walka była nadaremna.
Nie chcę popełnić tego błędu.
Chcę się uczyć i wiedzieć co było nie tak, jak to naprawić i nie popełniać stale tych samych błędów, a czy to będzie z moim partnerem czy bez niego to czas pokaże.
Dużo do myślenia dała mi wypowiedź każdego z was.
Czy szukam wymówki tak jak to powiedziała Wielokropek i Random.further, sama nie wiem, chyba jestem raczej na takim etapie że jest mi wszystko jedno czy z nim czy bez niego. Najważniejsze dla mnie to nie dać się zawrócić z obranej drogi i nie dać się zmanipulować.
Nie chciałam wyciągać zbyt wielu osobistych przeżyć, może to znowu zabrzmi jak kolejna wymówka i broń Boże nie chcę żeby ktoś pomyślał, że się nad sobą użalam. Nauczyłam się żyć z wieloma rzeczami, pomogło mi medytowanie bo inaczej to bym chyba w wariatkowie albo innych Tworkach skończyła. Przez kilka ostatnich lat biegalam po lekarzach, psychologach na wniosek nauczycieli bo twierdzili, że z naszym synem jest coś nie tak. W ubiegłym roku ( kilka dni po próbie samobójczej) dostalismy ostateczną decyzję, że nasz syn ma spektrum autyzmu. Nie będę opisywać reakcji partnera bo to nie o tym. Zaczęły się szkolenia jak rozmawiać z dziećmi, w jaki sposób sobie radzić z różnymi sytuacjami itp. To była dosyć gorzka pigułka, ale wszystkie te zdarzenia wpłynęły na mnie tak że musiałam wykrzesać jeszcze większą cierpliwość i wyrozumiałość. To też poniekąd zmusiło mnie do postawienia ultimatum partnerowi dotyczące terapii. Największą moją piętą Achillesową są dzieci, sprawy materialne są mniej ważne.
Mój syn chodzi do normalnej szkoły, ma asystentkę przez kilka godzin dziennie w szkole. Wypracowalismy wielkie postępy, żeby mógł zbliżyć się do poziomu rówieśników, nie chcę zaprzepaścic tego wszystkiego. Wszelkie nieoczekiwane zmiany w jego przypadku są niewskazane. Jeśli więc dojdzie do tego że będę musiała rozstać się z partnerem nie chcę żeby ktokolwiek robił mi wodę z mózgu i zawrócił mnie w połowie drogi.
Teraz byłam cwana i przekopiowalam tekst zanim wysłałam ha
brenne... coś o tym chyba wiem... Jestem facetem, więc z drugiej strony... Żona bardzo niska samoocena, duże oczekiwania od siebie, spore ambicje... Jak jak u Twojego faceta - coś musi myśleć źle o sobie. Żona studia skończyła w wieku 40 lat... I tak, były te kłótnie o nic, i więcej... u Ciebie pewnie kłotnie o ... Ciebie? Ona uważała, że tak musi być, że tak się dzieje z ludźmi, że to normalne i nie ma o czym gadać...
Niestety, nie wiem, ja nie dałem rady i ona nie dała... terapie były, tylko jeśli to problem z kłótniami i rękoczynami, to dlaczego terapia AA? To, że nia łapię, to moje... Jak ma pomóc... Może... Życzyć łatwo, jednak życzę abyście to przezwyciężyli i trochę szczęścia wróciło... (nieeeeeeeeeee, nie trochę! ;P)
Ale, wiesz co? Wyszło, że trzeba się 'odseparować' na moment... na razie 3 mce.
Jest super. Co prawda przez telefon, ale oboje odpoczeliśmy. Kategorycznie trzeba było sprawę postawić, że nie możemy razem TAK mieszkać.
Jak się pogodziliśmy z tym, to ciężko też było na początku, ale sobie w międzyczasie coś tam pomogliśmy: pomogło sporo.
Co dalej, dobrze nie wiem, bo trochę jednak lepiej jest mi tak prościej w życiu.
Dzieci to zawsze komplikacja. Jednak właśnie w nich możesz mieć platformę porozumienia...? chciałbym, aby jednak wyszło, że dobrze Wam życzę... Aby Wam się udało...
brenne, trzymam kciuki.
Nikt, jeśli na to nie pozwolisz, nie zrobi Ci wody z mózgu.
brenne, trzymam kciuki.
Nikt, jeśli na to nie pozwolisz, nie zrobi Ci wody z mózgu.
Oooooo... Post pod moim... Teraz się źle poczułem. Really... wodę z mózgu... nie chciałem, ktoś uwierzy?
Chciałbym naprawdę aby im się udało. To moja nauczka życiowa... Może nie wyszło to moje pisanie, jak miało... i wyszło ... jak zwykle.
Chciałem tylko powiedzieć, że zawsze i potem są szanse... Że i potem, po trudnej decyzji, może być dobrze....
Jakkolwiek wyjdzie... Jedno jest dobre... Kobieta chce już zdecydować...
Hejka...
Niestety, nie wiem, ja nie dałem rady i ona nie dała... terapie były, tylko jeśli to problem z kłótniami i rękoczynami, to dlaczego terapia AA? ....
Dzieci to zawsze komplikacja. Jednak właśnie w nich możesz mieć platformę porozumienia...
Chyba najgorsze koło ratunkowe, wykorzystywać dzieci do komunikacji,
I przekładka zależności
Ty nie dałeś rady, w konsekwencji Ona
Sądzę że dopóki dzieci będą odbierane jako komplikacje
Duża różnica jest co kobieta widzi w dzieciach własnych, a co facet "negatywnie" do dzieci tych nastawiony
To i komunikacji ani platformy nie złapiesz
Już o roli dziecka nie wspomnę w związku
Autorka o alkoholu partnera pisała, ty sugerujesz że wpływu nie ma to na resztę zachowań
Czyżbyś sam miał z tym problem, czy tylko problem z tym ma ktoś obok
rh72, gdybyś... nie był tak bardzo skoncentrowany na sobie, to przeczytałbyś, że o wodzie z mózgu napisała w poście poprzedzającym Twój, autorka. Gdyś był bardziej uważnym, to przeczytałbyś, że partner autorki nie tylko stosuje przemoc (i nie tylko wobec niej), ale też nadużywa alkoholu.
Staram się nie podejmować decyzji pod wpływem emocji , co nie zawsze się udaje[...]
Nie chcę popełnić tego błędu.
Chcę się uczyć i wiedzieć co było nie tak, jak to naprawić i nie popełniać stale tych samych błędów [...] Najważniejsze dla mnie to nie dać się zawrócić z obranej drogi i nie dać się zmanipulować.
[...]Nauczyłam się żyć z wieloma rzeczami, pomogło mi medytowanie bo inaczej to bym chyba w wariatkowie albo innych Tworkach [...]nie chcę żeby ktokolwiek robił mi wodę z mózgu i zawrócił mnie w połowie drogi.
Masz więc świadomość że wiele zależy od Ciebie
Wiesz że bez popełniania błędów, rozwoju nie będzie, a już na pewno bez popełniania i wyciągania wniosków
Również kto tak naprawdę ma wpływ na to zawracanie z drogi i nie tylko
Dzięki ludziska, humor mi poprawiliście nieziemsko, cały dzień chodziłam jak głupek, zawsze w sumie muszę w pracy "przyodziewać" wesoły nastrój ale dzisiaj to było szczere i na dodatek podśpiewywałam sobie " bo jak nie my to kto....tararara ra ra ....dobrze ze nie słychać jak falszuję
Rh72 - 3 miesiące z jednej strony długo, z drugiej krótko ale idzie ku dobremu. Życzę wam wytrwałości i przede wszystkim wyrozumiałości bo pewnie jest tak jakbyście na nowo się poznawali.
34 2017-03-03 09:25:28 Ostatnio edytowany przez brenne (2017-03-03 09:27:18)
Dostałam telefon, z propozycją daty umówienia się na spotkanie. To już za 2 tygodnie. Szczerze mówiąc trochę się denerwuje, ale jednocześnie cieszę. Wiem, że to może być trudne zmierzyć się z prawdą. Czytałam wiele postów również tych starych. Amethis masz rację ( to jest odnośnik do jednego z Twoich wpisów pod innym tematem) to forum to jest również dobra terapia, bo za jakiś czas będę mogła przeczytać swoje stare posty i zobaczyć jak zmieniło się myślenie czy ogólnie sytuacja.
Widziałam, podobnie jak Wy wiele postów w których autorki pytają o radę ale tak naprawdę nie chcą ich słuchać mimo że rady są celne i od osób niezaangazowanych emocjonalnie, czy chcę być jedną z nich? Napewno nie, ale czy mi się uda? Mam nadzieję, że tak.
ja pewnie chciałbym, jak większość ludzi mieć rację
jeszcze czasami chciałbym
czasami są to dość bolesne doznania, które wiele mi mówią
tak czy tak, ktoś mądry powiedział
"planuj działania nie efekty"
często jakoś bezwiednie o tym zapominać bym chciał, zwłaszcza gdy przysiadam na przysłowiowej "dupie" w kontekście
weryfikowania poglądów, świadomości możliwości, marzeniowego roszczeniowego podejścia do własnego życia i bycia
tego gdzie dziś aktualnie się znajduje we własnym życiu
rozsądnym wydaje mi się też, stwierdzić
że czytanie, spoglądanie w przeszłość, w stare posty
doszukiwanie się zmian
nie zastąpi, wręcz utrudni
zobaczenie tych zmian, jeśli tylko się o tym, mówi lub pisze
chodzi o podjęcie działań, i wyciąganie wniosków z tych działań
na wnioskach można się uczyć a równie dobrze umacniać destrukcyjne nawyki/przekonania
za wiele więcej filozofii, nie wymyślę
najprostsze rozwiązania, dają najlepsze efekty
Jestem po pierwszym spotkaniu z terapeutką. Muszę sobie uświadomić przede wszystkim że w naszym związku są 3 osoby. Mój partner, ja i mój partner po alkoholu . Muszę to zacząć rozdzielać.poza tym mam inaczej formułować to co chcę powiedzieć. Nie jest to proste. Atmosfera w domu jest strasznie napięta. Dodatkowo dotarło do mnie ze jestem DDA.
ech, długa droga przede mną.
Minęło trochę czasu od mojego pierwszego posta. Zaczęłam wychodzić na prostą dzięki temu forum, książkom i terapii. Miałam lepsze i gorsze dni. Ponad tydzień temu mieliśmy kolejną kłótnię. Mieliśmy gości i jego mama poskarżyła się mojemu M. że źle ją potraktowałam. Obydwoje nakręcili się na mnie nie dając mi możliwości obrony ( opisalam całą sytuację w innym poście). Po wielkiej kłótni obydwoje stwierdziliśmy że powinniśmy się rozstać. Zaproponował mi że powinniśmy podzielić płatności na pół i tak sobie mieszkać przez następne 10 lat (aż najmłodszy będzie dorosły). Zgodziłam się zaznaczając że na dłuższą metę tego nie widzę i żeby nie burzyć zbyt gwałtownie dzieciom świata przez wakacje powinnismy przygotować dzieci na to i jedno z nas powinno rozejrzeć się za innym mieszkaniem. 2 dni później zmienił melodię, słyszę teraz czy jestem zadowolona że rozwalam wszystko, czy zdaję sobie sprawę z tego jak to odbije się na najmłodszym (ma zdiagnozowane ASD) , dlaczego jestem taka uparta itd. Rety jak ja chcę mieć święty spokój, chwilami nie daję rady. Potrzebuję kopa w 4 litery
38 2017-06-13 18:45:31 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2017-06-13 18:50:17)
Prosisz i masz. Pamiętaj, że marzenia się spełniają.
Zagroził Ci po to, byś położyła uszy po sobie i przestała w jego, ale nie tylko jego, mniemaniu podskakiwać, czyli mieć swoje zdanie odmienne od jego. Tymczasem wycięłaś kolejnego hołubca, bo uznałaś (słusznie), że przedstawiona przez niego propozycja jest kiepska, zaproponowałaś nie udawane rozstanie tylko faktyczne. I tego, rozstania, przeląkł się. Radę znalazł w try miga: uczynił Ciebie odpowiedzialną za (jakby nie było) swoją groźbę.
Bój się, bój i... żyj w zgodzie ze sobą.
Chciał Cię zastraszyć, a ponieważ przystałaś na rozstanie, ba, nawet śmiałaś mieć swoje zdanie w tej kwestii - czego zapewne się nie spodziewał - to zmienił taktykę.
Teraz wpędza Cię w winę, po to abyś zmieniła zdanie. Dzieci w tym przypadku stanowią kartę przetargową.
Już trochę uodporniona jestem, mam dosyć tego toksycznego tańca, na zewnątrz się trzymam ale w środku buzuje gniew i niepewność. Włączam tryb Misia Koali kiedy słyszę jaką to mam z nim wolność bo pracuję, chodzę gdzie chcę (w znaczeniu na kursy doszkalające i podstawowe zakupy domowe), że inne kobiety mają gorzej.... bo już nie mam siły powtarzać po raz n-ty na czym polega partnerstwo w związku. Nie chce mi się powtarzać dlaczego czułam się upokorzona przez niego kiedy nie stanął w mojej obronie bo to jak grochem o ścianę. Wiem że muszę przetrwać jakiś czas i później będzie lepiej ale to jest takie trudne
Wielokropku staram się być ostrożna w wypowiadaniu życzeń, swoim dzieciom też to tłumaczę
Ha, ja mogę teraz dawać dobre rady :-D Uciekaj gdzie pieprz rośnie! Dziś wydaje się to niewykonalne, ale zbierz wszystkie siły i zakończ to!!! Prawdopodobnie po rozstaniu będzie czekać Cię jeszcze mnóstwo problemów, mnóstwo przykrych niespodzianek, ale uwierz mi - z czasem życie stanie się piękniejsze :-) Mówię z własnego doświadczenia, zresztą dobrze o tym wiesz. To prawda, sam moment podjęcia decyzji i startu, słowo: TERAZ, nie jutro, nie za tydzień, są najtrudniejsze, ale możliwe! Broń swojego honoru, nie pozwól na takie traktowanie!
42 2017-06-22 22:42:37 Ostatnio edytowany przez brenne (2017-06-22 23:54:11)
Uwierz mi że staram się i za nic nie chcę wrócić do "starych porządków". Na szczęście znalazłam to forum. Już jakiś czas temu dzwoniło mi tylko nie wiedziałam w którym kościele. Tutaj otworzyły mi się oczy. Jak czegoś nie da się naprawić to trudno. Starałam się. A diagnoza? Kobieta kochająca za bardzo, współuzależniona i na dodatek dda. Taka trochę nadpsuta, ale się regeneruję i uczę się kochać ale siebie
Potrzebowałam kopa i od dziewczyn dostałam. Otrzepuję kolana i idę dalej
43 2017-09-06 22:35:37 Ostatnio edytowany przez brenne (2017-09-06 23:03:55)
Nie pisałam dlugo w swoon wątku ale czytam inne tematy, ksiażki, za tydzien mam ostatnie spotkanie z terapeutą.
Oczywiscie po drodze było błaganie o zmianę decyzji ( zero skruchy, slowo "przepraszam" nie padło ). Jechalam z dziecmi na wakacje i przez ten czas mielismy sie zastanowic jak to ma wszystko dalej wyglądać. Zanim pojechalam pobilismy sie. Tak wstydze sie tego. Nie wytrzymałam steku bzdur, które wygadywał i go uderzyłam. On oczywiscie oddal mi podwojnie.
Wstyd mi ze to zrobilam. Nastepnego dnia powiedziałam ze sprawy za daleko zaszly I chyba nie ma sie nad czym zastanawiać. Podzielilismy sie platnosciami póki nie ustalimy czegos sensownego. Pojechalam na wakacje. Juz pierwszego dnia po moim wyjezdzie przegral pieniadze na rachunki i rate kredytu. Sam zaproponowal ze sie wyprowadzi jak tylko wroce. Pozniej prosil o czas do wrzesnia. Mamy wrzesien a o wyprowadzce ani slowa. Jeszcze bezczelnie seksik kolezenski proponuje.
Tak mi to zaczelo juz byc wszystko jedno ze slow brakuje. Kiedy moge robimy cos z dzieciakami. Zaczelam dbac o siebie. Wiecie co? Lubię nową siebie . Dzisiaj poszlam na zumbę, chce znowu smiac sie beztrosko I odzyskac radosc życia.
Dla mnie "my " to temat zamkniety. Umarło. Nie wiem jeszcze czy to on sie pierwszy wyprowadzi czy ja będę musiała zrobić ten krok.
Tak mi przyszlo do glowy - po przeczytaniu toksycznych słów- czy to ja sie z ofiary nie zamieniam w kata? Przeciez ignoruję jego potrzeby, nie interesuje mnie nic, co jest w jakis sposob z nim zwiazane. Kilka dni temu np. powiedział, ze wypil w weekend 1 litr a nie 1,5 i czy now widze jak sie stara..... poprostu zaczęłam sie śmiać.....
Czy w ten sposob staje sie teraz katem?