Mam takiego znajomegoi pełno rzeczy mnie zaczyna w nim drażnić, zastanawiam się czy to problem ze mną czy z nim, bo ostatnio miewam tak z każdym po prostu jestem wiecznie w****iona. Ale są ludzie którzy drażnią mnie mocno, a sa tacy którzy tylko tylko trochę albo wcale. Wiec chyba nie jest do końca to tylko mój problem. Ten kolega np. non stop chciałby się widywać, czego ja nie lubię, mam przesyt ludźmi już po jednym spotkaniu, a on pisze do mnie wkazdej wolnej chwili. Oczywiście grzecznie odmawiam albo przekładam a a jak się spotykamy to po dwóch dniach on pisze znów. Zaczynam czuć się przez to trochę osaczana i wykorzystywana, bo mam wrażenie, że chce tylko za wszelką cenę wypełnić czyms czas.
Druga sprawa, bywa trochę negujący, tak jakby zawsze wiedział lepiej, i non stop użala się nad sobą, że nie wychodzi mu z dziewczynami. Kiedy póbuje zaproponować jakieś rozwiązanie on twierdzi, ze bierze ta która go zechce Pod pozorem żartu skomle i sączy jadem o to, że dziewczyny go nie chcą i go wykorzystują. Nie wiem może reaguje wten sposób kiedy ktoś za bardzo się do mnie zbliza wtedy często daje to włąsnie takie efekt że zaczynam skrycie innych nienawidzić. Kiedy ktoś penetruje moja przestrzeń, niby jest okej ugodowy, ale jakoś ne do końca jestem w stanie w to uwierzyć. Czy ktoś miewa podobnie? I nie wiem być może to ja mam problem jestem osobą dosyć niezależna i jeśli ktoś nie potrafi pobyć sam ze sobą i zachowuje się tak desperacko jakoś mnie to odrzuca.. a może faktyczbue to hja ma problem? Pytanie do ludzi szczególnie nie lubiących innych. Jest tutaj ktoś taki?
Odpowiedzi typu jesteś nienormalna, lecz się itd., proszę by sobie darować
Wiem, ze poniekąd tez mam problem, ale też nie wziął się on zupełnie z niczego.
Chciałabym wiedzieć, w którym miejscu leży ta granica pomiędzy momi problemami, a być może faktycznie jego irytującą stroną osobowości
Mam takiego znajomegoi pełno rzeczy mnie zaczyna w nim drażnić, zastanawiam się czy to problem ze mną czy z nim, bo ostatnio miewam tak z każdym po prostu jestem wiecznie w****iona. Ale są ludzie którzy drażnią mnie mocno, a sa tacy którzy tylko tylko trochę albo wcale. Wiec chyba nie jest do końca to tylko mój problem. Ten kolega np. non stop chciałby się widywać, czego ja nie lubię, mam przesyt ludźmi już po jednym spotkaniu, a on pisze do mnie wkazdej wolnej chwili. Oczywiście grzecznie odmawiam albo przekładam a a jak się spotykamy to po dwóch dniach on pisze znów. Zaczynam czuć się przez to trochę osaczana i wykorzystywana, bo mam wrażenie, że chce tylko za wszelką cenę wypełnić czyms czas.
Druga sprawa, bywa trochę negujący, tak jakby zawsze wiedział lepiej, i non stop użala się nad sobą, że nie wychodzi mu z dziewczynami. Kiedy póbuje zaproponować jakieś rozwiązanie on twierdzi, ze bierze ta która go zechce Pod pozorem żartu skomle i sączy jadem o to, że dziewczyny go nie chcą i go wykorzystują. Nie wiem może reaguje wten sposób kiedy ktoś za bardzo się do mnie zbliza wtedy często daje to włąsnie takie efekt że zaczynam skrycie innych nienawidzić. Kiedy ktoś penetruje moja przestrzeń, niby jest okej ugodowy, ale jakoś ne do końca jestem w stanie w to uwierzyć. Czy ktoś miewa podobnie? I nie wiem być może to ja mam problem jestem osobą dosyć niezależna i jeśli ktoś nie potrafi pobyć sam ze sobą i zachowuje się tak desperacko jakoś mnie to odrzuca.. a może faktyczbue to hja ma problem? Pytanie do ludzi szczególnie nie lubiących innych. Jest tutaj ktoś taki?
Jesteś niezależna. Świetnie. W takim razie będzie Ci łatwo powiedzieć koledze, by przestał do Ciebie dzwonić lub też by dzwonił/pisał nie częściej niż raz na x dni (i sama ustalisz, ile x jest dla Ciebie dobre).
Drugą sprawą jest wysłuchiwanie jego narzekań. On mówi do Ciebie, bo tego słuchasz. I znowu przyda się Twoja niezależność, by... go nie słuchać, gdy tego nie chcesz. Poza tym udzielanie rad ma sens tylko wtedy, gdy ktoś o nie prosi. Pamiętaj jednak o tym, że niektórzy lubią narzekać, robią to dla samego narzekania i nie mają zamiaru niczego zrobić, by zmienić swą sytuację.
Trzecim problemem, który według mnie jest najpoważniejszym, jest Twa złość. Dlaczego masz jej tyle, że wylewasz ją przy każdej nadarzającej się okazji? Dlaczego ją hodujesz zamiast jej się pozbyć?
Wiesz nie chce wyjść, też na jakaś zimną sukę i po prostu odmawiam przez kilka spotkań z rzedu a później no godzę się trochę ze względu na niego a może też dla siebie, bo mysle, że muszę w końcu gdzieś wychodzić, bo już całkiem odseparuje się od ludzi. Ale tak jak pisałam jeden raz na tydzień czy dwa w zupełności mi wystarczy. Więc nie chce w zasadzie palić mostów, po prostu chciałabym zminiejszyc czestotliwosc spotkań i żeby on tak nie nalegał, bo jednak to przytłaczające bywa nawet jeśli odmawiam.
Druga sprawa złośc.. no mój odwieczny problem, mam jej sporo, i mówisz by się jej pozbć, no tak ale gdybym faktycznie mówiła to wszystko co myslę, i co mnie irytuje podejrzewam, że ludzie po prostu przestali by ze mną gadać. A tak naprawdę nie wiem z jakiego powodu tak jest, być może nawet ci ludzie nie są tego powodem, może zmęczenie, czy poczucie bycia osaczanym, a może jeszcze cos innego. Kiedy ktoś przekracza granice uwierz wtedy staram się reagować.
Ale być może faktycznie powinnam przemyśleć, to by w jakiś sposób powiedzieć mu że nie mam potrzeby spotykać się tak często, chociaż też jak mówię, nie chce też zrywać relacji czy go jakoś urazić tym.
Jeżeli chodzi o to, że jestem niezalezna, mam na myśli raczej, ze potrafię spędzać czas sama ze sobą, i naprawdę nie mam potrzeby za wielu kontaktów, jestem typem introwertyczki, bywaja dni, że nawet czasem skrajnej. Dlatego jak ktoś mnie mąęczy jakimiś pierdołami pisze do mnie bo ma inny temprament, alboi inne poitrzeby to przecież nie opieprze go za to.. jedyne co robie to olewam, albo odpisuje z opóźnieniem bądź lakonicznie.
5 2017-02-16 18:30:45 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2017-02-16 18:31:25)
Nie trzeba być, jak określiłaś, zimną suką, by zadbać o własne potrzeby. Skoro swojemu znajomemu nie mówisz nic o tym, że nie chcesz z nim tak częstego kontaktu, to on, podobnie jak wielu, w czyichś myślach nie czyta.
Gdybyś upuściła swej złości, to byłoby łatwiej i Tobie, i z Tobą. Można to zrobić tak, by nie kierować jej w stronę żywych istot. Wtedy też można zdecydować się na mówienie wprost ludziom prawdy, bez obawy utopienia ich w ognistej lawie.
Przed Tobą wybór: być szczerą czy zawsze miłą.
Owocnej pracy nad sobą.
Myslę, że trochę żle mnie odebrałaś, ja nie mam problemu z asertywnością czy powiedzeniem komuś jeśli coś mi przeszkadza. A jeśli ktoś przekroczy do tego granice to ci co mnie znaja wiedzą, że miła to jest ostatnia cecha jaką można mi przypisać w takiej sytuacji.
Jeśli on mi propnuje spotkanie, i nie mam nie ochoty to odmawiam, po prostu i tak kilka razy z rzędu, więc nie mam z tym problemu, i nie jestem wcale taka ugodowa tu się mylisz i to bardzo.
Bardziej chodzi mi o to, że on mnie irytuje swoim zachowaniem swoją desperacją, tym, ze mam poczucie, że nie może ywsiedzieć sam, i wtedy za wszelką cenę che się spotkać kiedy pewnie nawet nie chodzi o mnie tylko byleby mieć jakies towarzystwo. To, że zachowuje się jak desperat wobec kobiet , bierze tą która popadnie a póżniej narzeka, i wiele innych rzeczy które mnie irytują. Np. to że bywa negujący, a nawet ostatnio do mnie zgłupim uśmiechem, że jak się spotkamy to będę miała okazję oddac mu pieniądze, jakbym sama o tym zapomniała albo celowo chciała zapoimnieć. Wiele tego jest i to mnie irytuje, a przecież, nie są rzeczy których no nie mogę wypowiedzieć głośno po prostu, choćby to pierwsze, bo skad mam pewność , ze tak jest, tak mi podpowiada intuicja i mysle, ze słusznie jeśli jednak to powiem, to będzie już to atak z mojej strony.. po prostu staram się zachowywać w miare z klasą albo odpisuje oschle, że przecież pamiętam o pieniądzach i oddam mu na spotkaniu, albo, kiedy zaczyna zachowywać się negująco ucinam rozmowę.
Może też po prostu nie jest to człowiek, dla mnie w sensie jako kolega, może ma dużo tych cech które mnie draznią u innych i może nie ma co się doszukiwać tez innych tego przyczyn.
7 2017-02-16 19:03:12 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2017-02-16 19:04:31)
Źle Cię odebrałam? Może tak, może nie. Asertywność, z tego co wiem, jest dbaniem o własne prawa bez naruszania praw innych. Z opisanych przez Ciebie sytuacji nie wylania mi się obraz osoby asertywnej.
Skoro irytuje Cię jego konkretne zachowanie wobec Ciebie, skoro nie odpowiada Ci jego zachowanie, a tego mu nie mówisz, to on nie ma szansy go zmienić.
Z jednym się zgodzę: nie ma obowiązku utrzymywania kontaktów.
Hm może pomyślę o tym, by powiedzieć mu wprost, że moglibyśmy spotykać się rzadziej. Z drugiej strony też trochę zakładałam, że chyba zdążył mnie poznać na tyle , że wie że nie jestem zbyt towarzystkim typem a po tylu odmowach myślałam, że trochę zbastuje. Dlatego myślę, że może on po prostu kieruje się swoją egoistyczna pobudka, że chce spędzić z kimś czas, nie zbaczając na moje potrzeby, które wydaje mi się, że jest w stanie rozczytać bez mojej w to ingerencji.
Ale pomyślę nad tym, może to jakiś sposób
A Ty znowu zamiast prostej informacji, chcesz owijać w bawełnę. Obyś się nie zdziwiła, gdybyś na tak zawoalowaną propozycję "Moglibyśmy spotykać się rzadziej", usłyszysz: "Tak często się przecież nie spotykamy" albo "Dobra, zadzwonię/wpadnę jutro." Zamiast powiedzieć wprost o sobie, manipulujesz. Gdy Twa manipulacja jest nieskuteczna, a często jest, złość rośnie. Podobnie się dzieje przy udawaniu miłej. I jedno, i drugie zachowanie nie ma nic wspólnego z asertywnością.
A Ty znowu zamiast prostej informacji, chcesz owijać w bawełnę. Obyś się nie zdziwiła, gdybyś na tak zawoalowaną propozycję "Moglibyśmy spotykać się rzadziej", usłyszysz: "Tak często się przecież nie spotykamy" albo "Dobra, zadzwonię/wpadnę jutro." Zamiast powiedzieć wprost o sobie, manipulujesz. Gdy Twa manipulacja jest nieskuteczna, a często jest, złość rośnie. Podobnie się dzieje przy udawaniu miłej. I jedno, i drugie zachowanie nie ma nic wspólnego z asertywnością.
To co ma powiedzieć? Jak powie coś w stylu: wystarczy mi spotkanie raz na dwa tygodnie, a druga strona odpowie;co, nie chcesz się ze mną spotykać, to mi powiedz to wprost.
No i co wtedy?
11 2017-02-16 19:41:01 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2017-02-16 19:42:10)
Co ma powiedzieć, jeśli nie chce czuć się zmuszana? Prawdę, czyli np. "Chcę się z Tobą spotykać, ale raz na dwa tygodnie (lub inny lecz konkretny przedział czasu), częstsze spotkanie mnie męczą." I nie chcąc się z nim spotykać, powiedziałabym mu o tym wprost. Tyle tylko, że autorka nie chce z tej znajomości zrezygnować, a przynajmniej tak o tym napisała.
Co ma powiedzieć, jeśli nie chce czuć się zmuszana? Prawdę, czyli np. "Chcę się z Tobą spotykać, ale raz na dwa tygodnie (lub inny lecz konkretny przedział czasu), częstsze spotkanie mnie męczą." I nie chcąc się z nim spotykać, powiedziałabym mu o tym wprost. Tyle tylko, że autorka nie chce z tej znajomości zrezygnować, a przynajmniej tak o tym napisała.
To on sie zapyta, dlaczego tylko raz na dwa tygodnie?
Przesadzasz kobieto, bo nie chce zrobić dokładnie tak jak Ty mówisz to posądasz mnie o manipulację. Zreszta poniekąd przyznałam ci rację to ty dalej szukasz dziury w całym.
A poza tym nie wierzę, że gość jest na tyle niedomyślny, że nie widzi tego iż męczy mnie częste jego towarzystwo, bardziej wydaje mi się, że jest egoista i nie zdziwiłabym się gdyby zanegował fakt, że tak mam, i że to ja jestem dziwna bo ludzie na ogól są towarzyscy. Dlatego tak też nie mam ochoty uzewnętrzniać się ani tłumaczyć.
Z drugiej strony, jestem pewna, że albo zaneguje mój sposób bycia, albo się obrazi. Jeżeli staram się poluźnić jakos kontakt i nie zawsze odpowiadam to chyba wystarczająco jasny komunikat, ze nie mam ochoty na częste spotkania.
Jest mi wszystko jedno, czy zastanowisz się nad tym, co napisałam, czy moje uwagi odrzucisz. Moje życie, na szczęście, nie zależy od Twych decyzji.
Napisałam o manipulacji dlatego, że kolejny raz unikasz mówienia wprost do znajomego, a to prosta droga do niezadowolenia (delikatnie rzecz nazywając), niedomówień i konfliktu.
A poza tym nie wierzę, że gość jest na tyle niedomyślny, że nie widzi tego iż męczy mnie częste jego towarzystwo, bardziej wydaje mi się, że jest egoista i nie zdziwiłabym się gdyby zanegował fakt, że tak mam, i że to ja jestem dziwna bo ludzie na ogól są towarzyscy. Dlatego tak też nie mam ochoty uzewnętrzniać się ani tłumaczyć.
Z drugiej strony, jestem pewna, że albo zaneguje mój sposób bycia, albo się obrazi. Jeżeli staram się poluźnić jakos kontakt i nie zawsze odpowiadam to chyba wystarczająco jasny komunikat, ze nie mam ochoty na częste spotkania.
A jakby się obraził, ale tak , żeby calkiem uciąl kontakt, to co byś zrobiła?
Mam pytnie, czy On Cię drażni, bo za często się spotykacie, czy cię ogólnie męczy bo ma inne poglądy , czy męczy, ze wiecznie narzeka na te same tematy?
A drugie pytanie, to jesteś zła, czujesz gniew, ale nie rozumiem, bez przerwy, czy tylko jak się masz z nim spotkać, czy z innymi osobami również?
A może w ogóle drażni cię każdy, kto się z tobą nie zgadza?...
A ja Cie doskonale rozumiem.Sama tez nie lubie byc "konfesjonalem".Zawsze meczyly mnie takie gadki,w kolko Macieju o jednym i tym samym.Radzisz cos ,a po kims to slywa jakpo kaczce.Chodzi tylko o to ,zeby sie uzalac nad soba.Nie rozumiem takich ludzi i nielubie.Ja wiem ,jest problem,trzeba o nim z kolezanka pogadac,wyzalic sie ,ale jezeli ktos to robi poraz enty i ciagle gledzi na ten sam temat to szlag moze trafic.Ja sie od takich ludzi odcinam.W Twoim przypadku moze byc tak,ze jak kolega sie zorientuje ,ze ograniczasz spotkania,bo masz go najzwyczajniej dosc,to moze sie obrazic i szukac innej osoby do wylewania zali.Ja zawsze mowilam - z Bogiem.Niech kto inny sie meczy.
Pozdrawiam
. Ale są ludzie którzy drażnią mnie mocno, a sa tacy którzy tylko tylko trochę albo wcale. Wiec chyba nie jest do końca to tylko mój problem.
Wiesz, że to co napisałaś nie ma sensu? Takie nielogiczne wnioskowanie
19 2017-02-18 18:45:10 Ostatnio edytowany przez tajemnicza75 (2017-02-18 18:47:46)
"Kiedy strach staje się niepokojem, pragnienie przeradza się w chciwość,
irytacja ustępuje złości, a złość nienawiści, przyjaźń zamienia się w zawiść,
miłość w obsesję, a przyjemność w uzależnienie,
to nasze emocje zaczynają obracać się przeciwko nam. "
Z tego wniosek, że podłożem złości jest strach. Ponieważ jest głęboko zakorzeniona, moze nam się wydawać, że to nieprawda. Jednak sporo nad tym myślałam i dochodzę do wniosku, ze to jednak prawda. Przykłady z mojego życia:
- jestem wściekła na prace, chętnie bym ją rzuciła... bo podświadomie boję się tej cholernej presji jaką mam, tej odpowiedzialności jaka na mnie spoczywa. Jestem zmęczona psychicznie. Po drodze do złości były inne emocje, np. smutek, rozczarowanie.
- byłam wściekła na brata... bo podświadomie bałam się, że zostane z problemem całkiem sama. Bałam się, że sobie nie poradzę, a obawiałam sie, że od niego pomocy nie uzyskam. Po drodze były inne emocje i uczucia... od bezradności począwszy.
- byłam wściekła na mamę... bo podświadomie bałam się, że nie wytrzymam psychicznie jej ataków, że nie poradzę sobie z jej chorobą, że mnie to przytłoczy i nabawię się depresji, że stracę harmonię w życiu, że pogorszą się moje relacje z rodziną.
Reasumując: wszystko bierze się ze strachu przed czymś. Strach zamienia się w inne uczucia i wywołuje inne emocje... aż dojdzie do złości.
Zadaj sobie sama pytanie: czego się boisz/bałaś?
20 2017-02-23 09:22:47 Ostatnio edytowany przez katiek (2017-02-23 09:23:56)
Ja również rozumiem autorkę, jestem podobna. Wydaje mi się, że introwertycy tak mają. Również mam jedną koleżankę "w podobnym stylu", znamy się od wielu lat i jest ekstrawertyczką W związku z czym, kiedy tylko pojawia się u niej jakiś problem, to chce się spotkać, kiedy odmówię, to umawia się z kimś innym, przez co doszłam do wniosku, że potrzebuje po prostu jakiegoś towarzystwa, bez różnicy kto to będzie. Tak samo, kiedy ja mam problem to nalega, że może przyjedzie do mnie, że ze mną posiedzi, czego ja nie potrzebuję jako osoba introwertyczna.
Ogólnie można powiedzieć, że drażnią mnie ludzie Z moim chłopakiem, który ma podobne podejście, śmiejemy się, że my po prostu nie lubimy ludzi. Oczywiście nie wszystkich, ale na palcach jednej ręki można policzyć osoby, z którymi chcę się spotykać i które mnie nie wk***ają
Ja już zaakceptowałam swoją hmm odmienność?;) Również wkurza mnie ględzenie ludzi dla samego ględzenia, zamiast dążyć do poprawy sytuacji, więc po prostu staram się unikać ludzi, którzy tak robią i tyle
Może Ty po prostu nie lubisz tego kolegi, ale się z nim spotykasz, bo w jakiś sposób "wymusza" to na Tobie? Uparcie dąży do kontaktu, którego Ty nie potrzebujesz, ale nie chcesz też urywać znajomości całkowicie - wiem o co chodzi Szkoda, że jest niedomyślny, mi również ciężko by było powiedzieć komuś, że możemy się spotykać tylko raz na dwa tygodnie - obawiam się, że większość ludzi tego nie zrozumie.
Jeżeli staram się poluźnić jakos kontakt i nie zawsze odpowiadam to chyba wystarczająco jasny komunikat, ze nie mam ochoty na częste spotkania.
To Ty tak założyłaś, co jednak nie znaczy, że dla niego jest to równie klarowny komunikat.
Prawdę mówiąc nie rozumiem tej idei silenia się na fałszywe uprzejmości, pomimo że tak naprawdę wcale go nie lubisz, irytuje Cię i nie masz ochoty na tak częste spotkania. W ten sposób Wasza relacja nie zyskuje, a traci, bo brak w tym szczerości. W dodatku tracicie oboje - Ty się męczysz, a on nieświadomy usilnie zabiega o Twoją uwagę. Robiąc uniki niczego tak naprawdę nie zyskujesz. Sama napisałaś, że starasz się poluźnić kontakt, ale jak widać wybrana przez Ciebie metoda zupełnie się nie sprawdza.
Ja mam nieodparte wrażenie, że tak naprawdę serdecznie tego typa nie znosisz, a spotykasz się z nim tylko dlatego, żeby nie wyjść na wredną. Odpuść sobie. Nie warto plątać się w relacji toksycznej dla Ciebie (a właśnie taka ona jest, skoro zatruwa Ci umysł). Nie bój się zerwać tę znajomość, przecież nic na siłę.
''Jeżeli staram się poluźnić jakos kontakt i nie zawsze odpowiadam to chyba wystarczająco jasny komunikat, ze nie mam ochoty na częste spotkania.'' zasadniczo, dla każdego to bylby jasny przekaz. Pan albo jest na tyle niedomyslny ( malo inteligentny , egoistyczny, nieważne) , albo usiluje cię do siebie przekonac...Twoim blędem jest oczekiwanie nadal, że on sie domyśli.
Autorko, jeszcze nie napisałaś, po co utrzymujesz z nim kontakt. Z tego co wyczytałam, to po to, "żeby nie wyjść na wredną". Czy to jest wystarczający powód do tego, żeby być z kimś znajomym?
Mam nieodparte wrażenie, że w ogóle nie dbasz o swoje potrzeby i o swoje granice, kierując się jakąś uznaną przez siebie zasadą, która rządzi twoim życiem "trzeba być miłym". A po cholerę? Co jest ważniejsze, to, że ja się męczę i wkurzam, czy moja poczucie, że muszę być miła? Chcesz być miła, spoko - właśnie to robisz, depcząc po swoich odczuciach i potrzebach. Robisz co innego, niż mówisz, że robisz. Piszesz jedno, robisz drugie. I ani mi się śni mówić ci, która droga lepsza, ale miej świadomość, że to tylko twój wybór, czy będzie ci dobrze w relacjach z ludźmi i będziesz się z nimi spotykać tak często jak masz ochotę, czy jednak będziesz dawać sobie wejść na głowę z przymusu bycia miłym.