Witam!
Od pewnego czasu moje zycie jest dla mnie ciezkie do wytrzymania. Rok temu urodzilam synka. ciaza nie byla planowana, bylismy z chlopakiem 4 lata razem. Mamy po 30. lat. Po porodzie partner ukazal swoje prawdziwe oblicze. Jest czlowiekiem nieustepliwym, nic nie robi w domu, o byle co sie denerwuje, krzyczy, nie pomaga mi w ogole, nawet gdy mialam wysoka goraczke nie wstal, zeby sie zajac niemowlakiem tylko spal. nie ma sensu klocenie sie z nim, nie ma nawet jak, bo on nie potrafi rozmawiac nie krzyczac na trudne tematy - ja nie chce zeby dziecko bylo swiadkiem awantur, a jak maly spi, to tez sie nie da, bo on potrafi wrzeszczec na caly dom i go obudzic. jak mu nie zdaze rano zrobic kawy, to juz kreci nosem, chodzi obrazony - nic nie przygotowalas? jest mi ciezko, bo maluch jest dzieckiem bardzo zywym i marudnym, nie mam zadnej pomocy, rodzice w innym miescie, pracuja oboje, raz w tygodniu wpadna na kilka godzin. nie mam tez tutaj na miejscu zadnych znajomych, bo od niedawna tu mieszkamy. nie moge juz patrzec na mojego partnera, ale nie widze innej mozliwosci niz mieszkanie z nim - finansowo sobie sama nie poradze, z rodzicami nie zamieszkam, bo ojciec to alkoholik, w dodatku agresywny, mam wziety kredyt na siebie a nie jestem w stanie przewidziec, jak zachowalby sie partner po rozstaniu - czy honorowo placilby ten kredyt, bo poszedl na otwarcie jego firmy. dodam jeszcze ze wraz ze swoja matka moj partner zamienil moje zycie w pieklo na czas jej przyjazdu - caly czas mnie o wszystko obwiniali, ze nie potrafie karmic, choc bardzo sie staralam, jego matka rzadzila jak ubierac dziecko, jak karmic, on nigdy sie za mna nie wstawil, a po jej wyjezdzie przez kilka miesiecy wyrzucal mi, ze zle ja potraktowalam. ogolnie przeszlam koszmar po porodzie. z wychowaniem radze sobie, choc nigdzie wyjsc nie moge, ani do dentysty, ani do fryzjera, maz jak ma wolne, a duzo pracuje, to zawsze cos zalatwia, nie zadba nigdy o to, zebym ja zrobila to, co potrzebuje. generalnie jest wrednym czlowiekiem. nie wiem kiedy uda mi sie usamodzielnic na tyle, zeby mu pokazac drzwi. nie jestem jakas slamazara, ale ciezkie jest wychowanie gdy sie nie ma zadnej pomocy - gupi wyjazd do specjalisty do innego miasta z dzieckiem robi problem albo kupienie lekarstw jak z malym nie mozna wyjsc bo ma goraczke wysoka. zaczynam nienawidzic mojego partnera, wiem, ze by mi herbaty nie podal, jakbym zachorowala. nie chce sie klocic, bo to nic nie da, wole udawac, ze wszystko jest normalnie, dopoki jestem na niego skazana, jednak czasem mam wrazenie ze sie dusze i moj stan psychiczny sie pogarsza...
jak mu nie zdaze rano zrobic kawy, to juz kreci nosem, chodzi obrazony - nic nie przygotowalas?
Że co?????
Witam!
Od pewnego czasu moje zycie jest dla mnie ciezkie do wytrzymania. Rok temu urodzilam synka. ciaza nie byla planowana, bylismy z chlopakiem 4 lata razem. Mamy po 30. lat. Po porodzie partner ukazal swoje prawdziwe oblicze. Jest czlowiekiem nieustepliwym, nic nie robi w domu, o byle co sie denerwuje, krzyczy, nie pomaga mi w ogole, nawet gdy mialam wysoka goraczke nie wstal, zeby sie zajac niemowlakiem tylko spal. nie ma sensu klocenie sie z nim, nie ma nawet jak, bo on nie potrafi rozmawiac nie krzyczac na trudne tematy - ja nie chce zeby dziecko bylo swiadkiem awantur, a jak maly spi, to tez sie nie da, bo on potrafi wrzeszczec na caly dom i go obudzic. jak mu nie zdaze rano zrobic kawy, to juz kreci nosem, chodzi obrazony - nic nie przygotowalas? jest mi ciezko, bo maluch jest dzieckiem bardzo zywym i marudnym, nie mam zadnej pomocy, rodzice w innym miescie, pracuja oboje, raz w tygodniu wpadna na kilka godzin. nie mam tez tutaj na miejscu zadnych znajomych, bo od niedawna tu mieszkamy. nie moge juz patrzec na mojego partnera, ale nie widze innej mozliwosci niz mieszkanie z nim - finansowo sobie sama nie poradze, z rodzicami nie zamieszkam, bo ojciec to alkoholik, w dodatku agresywny, mam wziety kredyt na siebie a nie jestem w stanie przewidziec, jak zachowalby sie partner po rozstaniu - czy honorowo placilby ten kredyt, bo poszedl na otwarcie jego firmy. dodam jeszcze ze wraz ze swoja matka moj partner zamienil moje zycie w pieklo na czas jej przyjazdu - caly czas mnie o wszystko obwiniali, ze nie potrafie karmic, choc bardzo sie staralam, jego matka rzadzila jak ubierac dziecko, jak karmic, on nigdy sie za mna nie wstawil, a po jej wyjezdzie przez kilka miesiecy wyrzucal mi, ze zle ja potraktowalam. ogolnie przeszlam koszmar po porodzie. z wychowaniem radze sobie, choc nigdzie wyjsc nie moge, ani do dentysty, ani do fryzjera, maz jak ma wolne, a duzo pracuje, to zawsze cos zalatwia, nie zadba nigdy o to, zebym ja zrobila to, co potrzebuje. generalnie jest wrednym czlowiekiem. nie wiem kiedy uda mi sie usamodzielnic na tyle, zeby mu pokazac drzwi. nie jestem jakas slamazara, ale ciezkie jest wychowanie gdy sie nie ma zadnej pomocy - gupi wyjazd do specjalisty do innego miasta z dzieckiem robi problem albo kupienie lekarstw jak z malym nie mozna wyjsc bo ma goraczke wysoka. zaczynam nienawidzic mojego partnera, wiem, ze by mi herbaty nie podal, jakbym zachorowala. nie chce sie klocic, bo to nic nie da, wole udawac, ze wszystko jest normalnie, dopoki jestem na niego skazana, jednak czasem mam wrazenie ze sie dusze i moj stan psychiczny sie pogarsza...
A poważnie (mam nadzieję, że moderacja wybaczy ewentualny post pod postem, ale ta kawa mi się skojarzyła z moim byłym mężem) - polecam zorientowanie się, czy w okolicy masz jakiś dom samotnej matki na przetrwanie, a potem praca i usamodzielnienie się. Tam poradzą Ci również co do kredytu i alimentów na dziecko.
87moniczka napisał/a:jak mu nie zdaze rano zrobic kawy, to juz kreci nosem, chodzi obrazony - nic nie przygotowalas?
Że co?????
A sam sobie ,królewicz nie może kawkę zrobić???
A tak zapytam mieszkanie jest twoje ,wasze,jego?
Przed ślubem też był taki egoista?
Wczesniej to oboje duzo pracowalismy i kazdy dbal o siebie sam.on bardzo duzo pracowal wiec pranie i sprzatanie ja robilam.tez byl leniem ale nie mialo to dla mnie znaczenia.jestem raczej obrotna osoba i wszystko szybko ogarniam.jednak przy dziecku sytuacja jest inna i ciezko mi bardzo z takim podejsciem kiedy nie mozna liczyc w ogole na wsparcie psychiczne i zrozumienie.wiem ze to moja wina ze tego nie przewidzialam.wczesniej inaczej sie do mnie odnosil a teraz ciagle humorki i jak z jajkiem sie trzeba obchodzic bo jak nie to ciezko wytrzymac bo foch i np na zlosc czegos nie zalatwi.jestem kompletnie uziemiona w domu i bardzo mnie obciaza psychicznie takie traktowanie.gdyby sytuacja byla inna to unioslabym sie duma i natychmiast go wyrzucila ale wiem ze bedzie mi bardzo ciezko wszystko ogarnac a nie chce zeby syn byl na tym stratny bo nie bedzie pieniedzy i zycia w godnych warunkach. Mieszkanie wynajmujemy.
Boże, widzisz a nie grzmisz...
I jak tu nie pokusić się o stwierdzenie, że w niektórych związkach ludzie są siebie autentycznie warci...
Nie, nie oceniam i nie krytykuję... po prostu głośno myślę, tak więc przejdzmy do rzeczy.
Rok temu urodzilam synka. ciaza nie byla planowana, bylismy z chlopakiem 4 lata razem. Mamy po 30. lat. Po porodzie partner ukazal swoje prawdziwe oblicze.
Wybacz ale ciężko mi uwierzyć, że Twój partner ukazał całość swojego prawdziwego oblicza dopiero po porodzie.
Jest czlowiekiem nieustepliwym, nic nie robi w domu, o byle co sie denerwuje, krzyczy, nie pomaga mi w ogole, nawet gdy mialam wysoka goraczke nie wstal, zeby sie zajac niemowlakiem tylko spal. nie ma sensu klocenie sie z nim, nie ma nawet jak, bo on nie potrafi rozmawiac nie krzyczac na trudne tematy - ja nie chce zeby dziecko bylo swiadkiem awantur, a jak maly spi, to tez sie nie da, bo on potrafi wrzeszczec na caly dom i go obudzic.
jak mu nie zdaze rano zrobic kawy, to juz kreci nosem, chodzi obrazony - nic nie przygotowalas?
Mam wrażenie, że przedstawiasz w swoim poście obraz emocjonalnego dziecka a nie teoretycznie dorosłego faceta, który nie tylko nie nadaje się na ojca ale nawet na partnera... pozostaje jednak pytanie jak długo wysyła tego typu sygnały i dlaczego przez tak długi czas je ignorowałaś zamiast je przemyśleć?
jest mi ciezko, bo maluch jest dzieckiem bardzo zywym i marudnym, nie mam zadnej pomocy, rodzice w innym miescie, pracuja oboje, raz w tygodniu wpadna na kilka godzin. nie mam tez tutaj na miejscu zadnych znajomych, bo od niedawna tu mieszkamy.
Dziecko potrafi dać "popalić" nawet małżeństwu zgranemu i kochającemu się a co dopiero w sytuacji jak opisana przez Ciebie.
Moim zdaniem m.in dlatego założenie rodziny należy planować. Pominę już fakt, że wg mnie związałaś się z egoistą, którego czyny w przedstawionym przez Ciebie opisie świadczą: Twoje dziecko= Twój (kobiecy) problem.
nie moge juz patrzec na mojego partnera,
Wcale się nie dziwię tylko zastanawia mnie gdzie miałaś oczy jak za niego za mąż wychodziłaś. Ludzie nie zmieniają się o 360 stopni po porodzie czy ślubie. To jest zazwyczaj proces co najmniej kilkustopniowy rozłożony w mniejszej lub większej jednostce czasu. Ciekawi mnie więc czy w pewnych kwestiach byłaś po prostu ślepa czy ignorowałaś całą masę ostrzegawczych sygnałów...
ale nie widze innej mozliwosci niz mieszkanie z nim
Innymi słowy wg Ciebie lepiej ch*jowo ale stabilnie? ( pardon za dosadny język)
Zdajesz sobie sprawę, że prędzej czy pózniej ( zdecydowanie prędzej) wasze wzajemne relacje odbiją się na dziecku a z czasem i na jego podejściu wobec Was obojga?
Wybacz ale to, że nie widzisz albo nie szukasz innych opcji wygląda mi troszkę na usprawiedliwianie przed samą sobą swoich błędów... ale to moje zdanie.
A tu zamiast tego trzeba działać zanim Cię ( i wasze dziecko) facet potencjalnie zniszczy.
W prawdzie jest to tylko hipoteza ale jego obecnie zachowanie ma w moich oczach raczej dosyć destrukcyjny wpływ.
finansowo sobie sama nie poradze, z rodzicami nie zamieszkam, bo ojciec to alkoholik, w dodatku agresywny,
Nie chcę być złośliwy - ale trzeba było pomyśleć wcześniej.
(...)mam wziety kredyt na siebie(...)bo poszedl na otwarcie jego firmy.
Pozwolisz, że zapytam gdzie się podział Twój instynkt samozachowawczy?
Bierzesz kredyt na siebie na otwarcie jego firmy...?
a nie jestem w stanie przewidziec, jak zachowalby sie partner po rozstaniu
To jest absolutnie nie do przewidzenia... zwłaszcza w przypadku faceta zachowującego się tak jak Twój mąż... chociaż to określenie mocno na wyrost - moim zdaniem.
czy honorowo placilby ten kredyt
Szczerze wątpię...
dodam jeszcze ze wraz ze swoja matka moj partner zamienil moje zycie w pieklo na czas jej przyjazdu - caly czas mnie o wszystko obwiniali, ze nie potrafie karmic, choc bardzo sie staralam, jego matka rzadzila jak ubierac dziecko, jak karmic, on nigdy sie za mna nie wstawil, a po jej wyjezdzie przez kilka miesiecy wyrzucal mi, ze zle ja potraktowalam. ogolnie przeszlam koszmar po porodzie.
Wybacz ale jeśli ten opis jest zgodny z prawdą to bardzo kiepsko świadczy zarówno o Twoim mężu jak i o jego matce. Niestety po raz kolejny jestem zmuszony zapytać czy przed ciążą/ślubem widoczne były przesłanki, które mogły świadczyć że oboje będą z czasem mieli do Ciebie taki stosunek?
Patrząc po przedstawionym opisie zaryzykuję hipotezę, że sygnały niestety były i to całkiem sporo.
z wychowaniem radze sobie, choc nigdzie wyjsc nie moge, ani do dentysty, ani do fryzjera,
Do czasu aż się zle nie poczujesz i nie masz czegoś większego do załatwienia... tylko co będzie jak Ci któregoś dnia sił zabraknie albo zwyczajnie poważniej zachorujesz?
maz jak ma wolne, a duzo pracuje, to zawsze cos zalatwia, nie zadba nigdy o to, zebym ja zrobila to, co potrzebuje. generalnie jest wrednym czlowiekiem.
Po raz kolejny. Po co z nim jesteś/ po co się z nim wiązałaś?
nie wiem kiedy uda mi sie usamodzielnic na tyle, zeby mu pokazac drzwi.
Patrząc po Twoim chwilowym - obecnym nastawieniu, będzie ciężko. W dodatku mam wrażenie, że co najwyżej nie tyle pokażesz mu drzwi co sama wezmiesz dziecko pod pachę i wyjdziesz przez owe drzwi.
I to zakładając ten "jaśniejszy" scenariusz bo w tym "ciemniejszym" - nie zrobisz zupełnie nic.
nie jestem jakas slamazara,
To czemu nic nie robisz... i nie szukasz możliwości aby coś zmienić w tej sytuacji?
Zdaj sobie sprawę, że konsekwencję Waszych wyborów już niejako częściowo ponosi Wasze dziecko
ale ciezkie jest wychowanie gdy sie nie ma zadnej pomocy - gupi wyjazd do specjalisty do innego miasta z dzieckiem robi problem albo kupienie lekarstw jak z malym nie mozna wyjsc bo ma goraczke wysoka.
Coś o tym wiem. Powiem Ci, że ja od maleńkości po 10 rok życia wychowywałem się bez ojca, który mnie i moją matkę właściwie wyrzucił z domu.... i to 30 lat temu.
Bywało ciężko, momentami nawet bardzo i nie było takie socjalu i 500+ jak teraz, że już o pracy i płacach nie wspomnę - a wyszedłem na ludzi.
Więc wiesz, troszkę do mnie po latach nie dociera, że czegoś się nie da zrobić - wszystko się da jak się chce.
nie mówię, że jest łatwo, mówię, że warto.
zaczynam nienawidzic mojego partnera,
Zamiast go nienawidzić, wystarczyło w porę od niego odejść albo za niego zwyczajnie nie wychodzić. Wybacz ale jak napisałem powyżej ciężko mi uwierzyć aby zmienił się z dnia na dzień... i to w przedstawionym stopniu.
wole udawac, ze wszystko jest normalnie, dopoki jestem na niego skazana, jednak czasem mam wrazenie ze sie dusze i moj stan psychiczny sie pogarsza...
Jak na moje oko to raczej sama się na niego skazujesz... albo raczej skazujesz swojego syna na takiego ojca.
Wczesniej to oboje duzo pracowalismy i kazdy dbal o siebie sam
Hmm tylko czy stricte na tym polega związek dwojga ludzi?
on bardzo duzo pracowal wiec pranie i sprzatanie ja robilam.tez byl leniem ale nie mialo to dla mnie znaczenia.
Jak widać miało - tyle że w dłuższej perspektywie... ale tego typu rzeczy trzeba umieć przewidzieć. I to nawet trudne nie jest.
wiem ze to moja wina ze tego nie przewidzialam.
To już nie tyle jest kwestia winy i przewidywania. Po prostu sygnałów ostrzegawczych, zarówno tych mniejszych i tym bardziej większych nie należy bagatelizować i ignorować... bo potem mają miejsce tego typu sytuacje jak opisana przez Ciebie, niestety.
Druga sprawa, tu nie chodzi o to byś posypywała głowę popiołem tylko zaczęła działać i to bezzwłocznie.
Podobnie jak santapietruszka polecam zorientowanie się w temacie najbliższego domu samotnej matki i możliwie jak najszybsze usankcjonowanie kwestii Twojej pracy, zaciągniętego kredytu oraz alimentów na dziecko.
Naturalnie istnieje szansa, że Twój mąż w tak zwanym międzyczasie opamięta się albo zmieni swoje postępowanie... ale nie liczyłbym kompletnie na tego rodzaju zwrot akcji.
wczesniej inaczej sie do mnie odnosil a teraz ciagle humorki i jak z jajkiem sie trzeba obchodzic bo jak nie to ciezko wytrzymac bo foch i np na zlosc czegos nie zalatwi.
Wybacz ale w to jest mi bardzo ciężko uwierzyć, że tak się oraz zmienił. Też mam stresującą pracę w której spędzam dość sporo czasu, narażam życie i nie zarabiam kokosów - mimo to nie wyładowuję frustracji na swojej najbliżej rodzinie a powiem więcej - pomagam im i mogą na mnie liczyć. Druga sprawa, że tak jak powyżej opisałaś nie zachowuje się raczej mężczyzna, partner, mąż a tym bardziej ojciec.
gdyby sytuacja byla inna to unioslabym sie duma i natychmiast go wyrzucila ale wiem ze bedzie mi bardzo ciezko wszystko ogarnac a nie chce zeby syn byl na tym stratny bo nie bedzie pieniedzy i zycia w godnych warunkach.
Wybacz ale ciężko mi uwierzyć, że w innej sytuacji uniosłabyś się duma i postąpiłabyś w w/w sposób. I możecie mnie za to zlinczować. Takie jest moje zdanie.
Niezależnie jak postąpisz i tak w obecnej sytuacji niełatwym będzie ogarnięcie tego stanu rzeczy - tylko że to nie jest sytuacja losowa a coś co sama sobie zgotowałaś, niestety.
Syn już jest stratny, bo to dopiero początek a nie ma normalniej rodziny. Jeśli nic nie zmienisz, wasze relacje szybko się na nim odbiją i na tym jak będzie się do Was odnosił i was traktował... jeśli zmienisz, cóż wejdzie temat "rozbitej rodziny" ( chociaż jak na moje oko to ona już niejako jest rozbita dzięki postawie Twojego męża), druga sprawa to pięniądze, życie i godne warunki będą całkowicie na Twojej głowie.
Pozostaje więc pytanie czy wolisz być wyniszczaną przez męża i zafundować małe piekło swojemu dziecko czy coś zmienić i zawalczyć o lepsze jutro dla siebie i swojego dziecka.
Zdaję sobie sprawę, że to jest trochę jak wybieranie pomiędzy dżumą i cholerą... chociaż to mocno demoniczne porównanie w kontekście tego że liczy się dobro dziecka.
Ze swojej strony życzę Ci jak najlepiej.