Witam. Borykam się z problemem, o którym chciałabym z kimś porozmawiać. Otóż byłam w 10letnim związku. Mam 26 lat. Mój partner trafił do aresztu śledczego na prawie rok. W między czasie poznałam kochanego faceta, z którym na początku tylko się kumplowaliśmy ale wkońcu przerodziło się to w coś więcej. On wyznał mi miłość. Ja również zaangażowałam się w tą relację. Partner teraz dostaje przepustki i za dwa tygodnie ma wyjść już na stałe. Jak go nie było to bylam pewna tej drugiej osoby. A gdy się nagle pojawia nie moge sobie poradzić z tą świadomością, że jest gdzies blisko. Wtedy nabieram dystansu do tej drugiej osoby. Chciałam zakończyc ten długoletni związek ale widocznie nie potrafię byc stanowcza w działaniu. Między nami było różnie. Czasami cierpiałam przez niego ze wzgledu na to, że zostawiał mnie dla kolegów. Wiele razy płakałam, nie jadłam, nie spałam..Nawet rok temu podczas gdy byl juz poszukiwany przez policję zostawił mnie w pierwszy dzien Świąt Bożego Narodzenia i pojechał ze znajomymi po czym przeprasza mnie na drugi dzień i zapewnia o miłości. Teraz ciągle mnie zapewnia, że się zmienił, że miał tam dużo czasu na przemyślenia. Jednak ja się boję tego wszystkiego. Poukładalam sobie po części życie bez niego. Mam spokojne życie a przynajmniej tak mi się wydawało bo gdy się pojawia moj spokoj zostaje zaburzony. I mam wrażenie ze jednak cos jeszcze czuje. Jednakze jest jeszcze ta druga osoba, do której bardzo duzo poczulam i to dzieki niej to wszystko przetrwalam. Jest bardzo dobry, dla niego to ja byłam najwazniejsza. to dzięki niemu też sie uspokoiłam. Ale on wszystko widzi i tez ma dosc. Cierpi i on i ja. Ja to rozumiem. Czekał na moja decyzje juz bardzo długo a ja nadal nie potrafię sie okreslic więc spróbuje zerwac ze mna kontakt. Jednak ja tego nie chce. Wiem Nie mozna tez czegos budowac jak sie czegos do konca nie zakonczylo. Meczy mnie ta moja niepewnosc, niezdecydowanie. Wiele bym dała zeby byc pewna. Boje sie nowosci bo przeszłość mnie przytłacza. Czuje ból w klatce, nie mogę normalnie pracować. Nie mam takiej bliskiej "przyjaciółki" z którą mogłabym o tym wszystkim porozmawiac. Nie mam nikogo tak naprawde. O wszystkim rozmawialam jak do tej pory w zwiazku lub z ta druga osoba. Nie chce niczego żałować i dlatego tez odczuwam ciągły lęk. Czy ktos miał podobna sytuację?
A kto sie nie boi zmian? No kto pokaz mi taka osobe?
Popatrz na ta sytuacje racjonalnie. Sam fakt, ze twoj facet był w więzieniu chyba juz i czymś świadczy. Nie wnikam za co, po co, na ile. Coz sie stalo i to cos niedobrego. Ja niebardzo wierze w resocjalizacje.
Nie zawsze jest dobrze to jasne, ale mówisz, ze nie do konca czulas sie spelniona i dobre traktowana w tym związku. Nie mozna budować czegoś na strachu czy lęku. A wydaje mi sie ze twoje "jeszcze cos czuje" to niestety lęk przed zmianą i przywiązanie, co jest całkowicie normalne w tej sytuacji.
Odpowiedz sobie szczerze sama przed soba na pytanie czy chcesz byc z nim byc. Co w sytaucji gdyby nie było tej drugiej osoby na horyzoncie? Zostalabys z nim? Znasz odpowiedz. Ona jest w tobie. Nikt tu nie napisze ci zostań albo idz do tego drugiego. Ty wiesz jak trzeba postąpić. Nie będzie łatwo, bo zmiany zazwyczaj nie sa łatwe. Ale zastanow się.