Jestem w ciązy, samotnej ciąży... I chciałabym abyscie wyraziły swoje zdanie, doradziły, spojrzały na sytuacje na trzezwo, bez emocji uczuc, bo ja tak nie potrafie...
Znalismy sie długo, ale jakos nie było nam po drodze, może dlatego że wśród naszych wspólnych znajomych miał ksywke lovelas, nie bez powodu... Zaczeło sie w wakacje, gdzies tam wpadlismy na siebie, sms, tel i rozmowy, spotkania... Żadne z nas nie chciało sie angażowac, cos na stopie friends with benefits... Po kilku miesiacach zakochałam sie, ale On nigdy nie poczuł tego samego, nie angażował sie w żaden zwiazek,,, Dlczego>Bo kiedys ta milosc go zraniła za bardzo, dlatego rozkochiwał w sobie dziewczyny żeby sie poczuc lepiej... Ja byłam kolejna... Mielismy ukłąd żadnych uczuc, spotkania rozmowy itp na stopie przyjacielskiej, dla Mnie to było cos wiecej...
Sex? długo zwlekałam nie chciałam tak bez uczuc, ale po jakims czasie stało sie, oboje chcielismy, potem każde spotkanie sie tak kończyło...
Po kilku miesiacach takiego układu przerwałam go, odeszłam, bałam sie że moje uczucia beda jeszcze wieksze, że bedzie mi potem trudniej odejsc...
zostalismy przyjacółmi, jesli tak to mozna nazwac... On zdazył spotykac sie z inna, a JA??
Kiedy zobaczyłam dwie kreski na tescie, niewiedziałam co myslec, mieszanina mysli... Nie powiedziałam mu, nie chciałam żeby był... Sam sie domyslił, moim bakiem kontaktu... Pierwsza jego reakcja> Weż tabletki, ja nie moge byc teraz ojcem... Odeszłam i nie chciałam miec z nim nic wspólnego... Wrócił po jakims czasie, przemysłał, chciał dziecka ale nic poza tym... Potem było coraz gorzej, pretensje o wszystko, kłótnie,,, nastapiła przerwa cisza, bez słowa... Odebrałam to że znowu ucoeka ni chce, potem znowu wrócił i jest nadal... Dziecka chce, dziecko kocha i zalezy mu na dziecku, a ja? Jestem tylko matka dla jego dziecka, nawet nie umie mnie tak traktowac... Wszystko jest teraz na siłe, rozmowy, interesowanie sie, wszystko bo tak trzeba, bo wypada bo jestes w ciąży...
Nie widujemy sie, bo moi rodzice nie moga tego zaakceptowac, tego że zostałam sama z dzieckiem, chca z nim porozmawiac on nie chce, boi sie...
Ja jestem kłębkiem nerwów, ciaze mam zagrożona, ale nie umiem przestac myslec o tym wszystkim... A wiecie co jest najgorsze? że ja go kocham, chce miec normalna rodzine, nie mowie o slubie bo to zbyt powazna decyzje ale zwiazku, wsparcia, akceptacji dla Nas, a teraz wszystko jest robione pod dziecko, na siłe... Rozmawiamy na siłe, to jest takie meczace, oboje sie meczymy i obwiniamy o wszystko...
Co o tym myslicie...? bo ja juz nie mysle acjonalnie... na poczatku chciałam zeby go nie było sama bym sobie poradziła bez niego no ale przeciez jest ojcem, tego mu nie zabronie, tylko czemu ja jestem tylko dodatkiem do dziecka???