Jestem nowa na forum. Chciałam się bardziej wyżalić niż uzyskać pomoc. Na moją sytuację nie ma lekarstwa, dopóki ja sama się nie zdecyduję zrobić jakiegoś kroku.Jestem mężatką od prawie 15 lat. Mój mąż przed 3 laty oznajmił mi, że A) nie kocha mnie i chyba nigdy nie kochał B) nie pociągam go fizycznie bo mam dużą nadwagę C) że wydaje mu się że zakochuje się w innej osobie i musi jej to wyznać. Nie mam pojęcia jak udało mi się znieść to wszystko (czasami myślę, że jestem masochistką). Ból był tak niewyobrażalny że musiałam temu wszystkiemu zaprzeczyć żeby nie zwariować. Dałam mu wolną rękę. Powiedział swojej "wybrance" co do niej czuje. Dziewczyna nie odwzajemniła jego uczuć. Mieliśmy się rozwieźć, umówioną mieliśmy sprawę w sądzie, złożone papiery. Dałam mu szansę...nam dałam szansę. Dziś po 3 latach przeżywam kryzys nadziei. Do niedawna wierzyłam, że może nam się udać, jednak ostatnio straciłam nadzieję. Gdyby nie to że mamy 11 letniego syna chyba już dawno zostawiłabym męża. Najgorsze jest to, że mój mąż nie jest w stanie z niczego zrezygnować, zmienić swoje plany. Wszystko musi być podporządkowane pod to czego on chce, kiedy ma czas. Moje potrzeby albo są bagatelizowane albo spychane bo "nie ma czasu". Ostatnio chciałam pokazać że mi zależy i sprawdzić czego tak na prawdę on ode mnie oczekuje, bo w słowach nie był w stanie tego wyrazić. Okazało się że najbardziej podobał mu się czas gdy ja dałam mu spokój i byłam dla niego tylko wtedy gdy on chciał. A gdy ja zaproponowałam żeby został z rana w łóżku (bo mówił, że jest zmęczony) to przyniosę mu śniadanie do łóżka. To okazało się że po cichu wymknął się i poszedł czytać...... Moja nadzieja umarła
Dla mnie podtrzymywanie sztucznie związków nie ma sensu. Dla dzieci też nie ma sensu, bo rodzice, którzy się nie kochają (?) to jeszcze gorsze, a dzieci nie są głupie i wyczuwają napięcie.
Nie oczekujesz rady, ale ja jedną mam: przemyśl, czy naprawdę chcesz, żeby tak wyglądała reszta Twojego życia.
No właśnie chyba nie chcę żeby tak wyglądało moje życie. Chcę żeby mnie ktoś kochał, bo wydaje mi się że na to zasługuję. Wiem, że jestem interesującą osobą i można się ze mną dobrze bawić. Wiem, że mogę coś zmienić ale ....... właśnie ale zawsze jest jakieś ale
Dla dobra dziecka lepiej się rozstać - jaki przykład związku mu dajecie?
Już nie wspomnę o Tobie - mąż jest z Tobą dla wygody , jest okrutny i samolubny ,a Twoje życie ucieka Ci przez palce.
Rozstania są trudne , rozwody niosą dużo bólu i sprawiają ,ze tracimy grunt pod nogami ,ale dają też szansę na ŻYCIE!!! Nasze życie nie trwa wiecznie ,a Ty chcesz je zmarnować jako dodatek dla swojego męża
Ciężko jest wyjść ze strefy komfortu , przewrócić swoje życie do góry nogami - wiem ,bo sama to przechodziłam ,ale WARTO!!! PO STOKROĆ WARTO!!!
Nie Katuj się żyjąc OBOK NIEGO. Niech syn nie będzie wymowka, nie jest to na tyle male dziecko żeby nie zrozumiał sytuacji. Przecież tata nie przestanie go kochać. Zmarnowalas przy swoim mężu dobrych kilka lat. Zostaw go, nie waga stanowi o człowieku. Jeżeli on jest na tyle nieodpowiedzialny to pozwól mu odejść.
Jestem nowa na forum. Chciałam się bardziej wyżalić niż uzyskać pomoc. Na moją sytuację nie ma lekarstwa, dopóki ja sama się nie zdecyduję zrobić jakiegoś kroku.Jestem mężatką od prawie 15 lat. Mój mąż przed 3 laty oznajmił mi, że A) nie kocha mnie i chyba nigdy nie kochał B) nie pociągam go fizycznie bo mam dużą nadwagę C) że wydaje mu się że zakochuje się w innej osobie i musi jej to wyznać. Nie mam pojęcia jak udało mi się znieść to wszystko (czasami myślę, że jestem masochistką). Ból był tak niewyobrażalny że musiałam temu wszystkiemu zaprzeczyć żeby nie zwariować. Dałam mu wolną rękę. Powiedział swojej "wybrance" co do niej czuje. Dziewczyna nie odwzajemniła jego uczuć. Mieliśmy się rozwieźć, umówioną mieliśmy sprawę w sądzie, złożone papiery. Dałam mu szansę...nam dałam szansę. Dziś po 3 latach przeżywam kryzys nadziei. Do niedawna wierzyłam, że może nam się udać, jednak ostatnio straciłam nadzieję. Gdyby nie to że mamy 11 letniego syna chyba już dawno zostawiłabym męża. Najgorsze jest to, że mój mąż nie jest w stanie z niczego zrezygnować, zmienić swoje plany. Wszystko musi być podporządkowane pod to czego on chce, kiedy ma czas. Moje potrzeby albo są bagatelizowane albo spychane bo "nie ma czasu". Ostatnio chciałam pokazać że mi zależy i sprawdzić czego tak na prawdę on ode mnie oczekuje, bo w słowach nie był w stanie tego wyrazić. Okazało się że najbardziej podobał mu się czas gdy ja dałam mu spokój i byłam dla niego tylko wtedy gdy on chciał. A gdy ja zaproponowałam żeby został z rana w łóżku (bo mówił, że jest zmęczony) to przyniosę mu śniadanie do łóżka. To okazało się że po cichu wymknął się i poszedł czytać...... Moja nadzieja umarła
Wybacz Autorko ale dla mnie Twoje dzialanie jest niezrozumiale i desperackie. Bo ja rozumiem kryzys w zwiazku, rutyne, pokusy zwiazane z pojawieniem sie osoby trzeciej. Ale jesli maz mowi jasno i wyraznie "nie kocham Cie i nigdy nie kochalem" to przepraszam ale o co Ty chcialas walczyc i na co dawac nadzieje sobie czy jemu? Na to ze sie cudownie zakocha, zacznie mu zalezec, bedzie czul pozadanie? Dorosla jestes i powinnas wiedziec ze to tak nie dziala. Nie mozna sobie tych rzeczy wyzebrac, zasluzyc na nie bo albo sie to czuje albo nie. A swoim nadskakiwaniem mu, robieniem sniadanek do lozka i sluzeniem wiernie jak piesek doprowadzisz jedynie do tego ze jesli jest wyrachowanym gnojem to to wykorzysta skwapliwie a i tak w duchu bedzie Toba gardzil. Z tego co piszesz to chyba az takim gnojem poki co nie jest bo tak naprawde jedyne czego oczekuje od Ciebie to abys mu dala swiety spokoj. A wiesz co to oznacza? Obojetnosc, kompletna obojetnosc. Tam gdzie jest to uczucie nie ma juz o co walczyc bo nawet zlosc i zal bywa lepsza gdyz oznacza jakiekolwiek emocje w stosunku do drugiej osoby.
To co robisz to proba reanimacji trupa. A dziecko...ono widzi zapewne co sie dzieje i slaby przyklad czerpie z tego na przyszlosc. Budujesz mu obraz malzenstwa jako relacji w ktorej jedna ze stron nie istnieje, nie liczy sie kompletnie a druga przyjmuje czasem łaskawie starania tej pierwszej, bez uczuc. Chcesz aby w przyszlosci syn przyjal wzorzec postepowania ktorejkolwiek z tych postaci?
A ja rozumiem Cię...tak mi się zdaje. Boisz się , tyle lat razem, dziecko, i trzeba by było zaczynać od początku. Mam to samo, tylko dzieciątko w brzuszku, ale też nie chcę tak żyć. Tylko teraz w czasie ciąży rożne rzeczy analizuje i rozmyslam, że chyba trzeba podjąć tą decyzję i zmienić to życie. Zostawić tego podłego faceta , pocierpieć ( ja chcę się w tym czasie skupić na dziecku) a potem zacząć od nowa, dlaczego jak byłyśmy młodsze nie bałyśmy się wchodzić w relacje? A teraz się boimy...że będzie tak samo, owszem może się zdarzyć, ale też może jest gdzies ten jedyny, który da nam to szczęście którego teraz nie mamy.
Ja dojrzewam jeszcze do tego, ale jestem bliżej niż byłam przed 4 miesiącami. Powodzenia i nie pozwól się tak traktować.
A ja rozumiem Cię...tak mi się zdaje. Boisz się , tyle lat razem, dziecko, i trzeba by było zaczynać od początku. Mam to samo, tylko dzieciątko w brzuszku, ale też nie chcę tak żyć. Tylko teraz w czasie ciąży rożne rzeczy analizuje i rozmyslam, że chyba trzeba podjąć tą decyzję i zmienić to życie. Zostawić tego podłego faceta , pocierpieć ( ja chcę się w tym czasie skupić na dziecku) a potem zacząć od nowa, dlaczego jak byłyśmy młodsze nie bałyśmy się wchodzić w relacje? A teraz się boimy...że będzie tak samo, owszem może się zdarzyć, ale też może jest gdzies ten jedyny, który da nam to szczęście którego teraz nie mamy.
Ja dojrzewam jeszcze do tego, ale jestem bliżej niż byłam przed 4 miesiącami. Powodzenia i nie pozwól się tak traktować.
Tego tez nie rozumiem..w sensie zalozenia ze aby odejsc musze miec gwarancje ze uda mi sie nawiazac inny bardziej udany zwiazek. Gdybym byla nieszczesliwa w zwiazku to i tak bym odeszla nawet po to by byc sama i zrobilabym wszystko zeby byc spelniona zyjac tylko z dzieckiem. Dzieki temu kolejny ewentulany mezczyzna ktory by sie pojawil bylby tylko dopelnieniem mojego zycia i szczescia a nie jego warunkiem.