że ktoś po 3 miesiącach od bycia porzuconym jest w dużo gorszym stanie niż na samym początku, po kilku tygodniach, miesiącu od rozstania? Nie chodzi o sytuację, kiedy ktoś dopiero po jakimś czasie uświadomił sobie stratę, od początku bardzo cierpiał, ale po tych 3 miesiącach opanował go niespodziewanie stan ciągłego smutku, który nie mija nawet na chwilę, brak chęci na robienie czegokolwiek poza tym, co zrobić trzeba (mycie się, chodzenie do pracy itd.). Jestem w szoku, ponieważ osoba, o której pisze starała się bardzo mądrze i dojrzale poradzić sobie z tym rozstaniem i kiedy wydawało się, że już jest całkiem ok, nagle opuściły ją siły, straciła motywację, drastycznie obniżyło się jej samopoczucie... Czy to może być wstęp do depresji? A może to część normalnego przeżywania żałoby po związku, na którym bardzo zależało? Jak pomóc komuś w takiej sytuacji?
Wydaje mi się, że to zależy od takich czynników jak:
- jak długi był związek,
- kto został porzucony,
- jakie są powody rozstania.
Do tego dochodzą czynniki typowo "ludzkie" np takie jak:
- wiek
- "twardość" charakteru
- podejście do życia
Każdy rozstanie przeżywa na swój sposób. Z tego co piszesz to ta osoba utknęła w miejscu i nie wie co dalej robić. Może potrzebuje jakiegoś wsparcia znajomych? Niekoniecznie od razu musi być to depresja. Czasem dopadnie człowieka taki ogólny smutek, niemoc, gorszy dzień
-------------
Lub... jeżeli to twój były to może próbować Cię odzyskać "na litość"
Powiem Ci tak że to jest możliwe bo dopiero po tym czasie ktoś tak naprawdę może odczuć pustkę, brak drugiej osoby, opadną emocje/szok i dostrzega się rzeczywistość bez tej osoby.
a co jest "normalne" i czemu akurat to?
tak, zdarza się, że z czasem boli mocniej, niż na początku.
W tej kwestii pojęcie normalności jest bardzo szerokie, każdy człowiek przeżywa to w jakiś sposób niektórzy dłużej, inni krócej, czasem podobnie jak inni, a czasem na swój mocno indywidualny sposób.
Określenie "normalne" nie miało znaczenia wartościującego, chodziło mi o to, czy taki przebieg żałoby nie świadczy o tym, że wszystko idzie w niedobrym kierunku, w kierunku depresji może...
Jacenty89 - właściwie to się z Tobą zgadzam, ale dla mnie sytuacja, w której ktoś, kto po zakończeniu rocznego związku nie może dojść do siebie przez 5 lat, jest niezdrowa, nienormalna (a i takie historie znam niestety)
Określenie "normalne" nie miało znaczenia wartościującego, chodziło mi o to, czy taki przebieg żałoby nie świadczy o tym, że wszystko idzie w niedobrym kierunku, w kierunku depresji może...
Jacenty89 - właściwie to się z Tobą zgadzam, ale dla mnie sytuacja, w której ktoś, kto po zakończeniu rocznego związku nie może dojść do siebie przez 5 lat, jest niezdrowa, nienormalna (a i takie historie znam niestety)
Dlatego napisałem, że pojęcie normalności jest bardzo szerokie, a nie nieograniczone.
Podobno najciemniej jest zawsze przed świtem: może to początek końca cierpienia
Derridianka, opisane przez Ciebie objawy są bardzo niepokojące. Najlepiej byłoby, gdy ta osoba zgłosiła się do specjalisty (psychiatra, psycholog). Jeśli jest to depresja, będzie mu potrzebna fachowa pomoc.