witam mam do was pytanko. Mialem fuche latwa przyjemna dobrze platna . Od poniedzialku do niedzieli, przejsciowa praca. Poznalem dziewczyne pytam sie szefa, czy jak bede chcial to moze ktos mnie zastapic. Szefuncio mowi nie ma sprawy dogadujcie sie dla mnie wazne aby ktos tutaj byl a jak sie dogadasz twoja sprawa.
Zaproponowalem dobremu ziomeczkowi raz na 3 godziny to sam powiedzial ze zastapi mi ale jak dam mu dwa razy tyle co ja mam sam .
Pozniej bardzo mi zalezalo , nie mial kto inny dalem sam od siebie ziomeczkowi 100 % tego co mam a pozniej 70 % z Tego co mam bo chcialem znowu 100 a on do mnie tyle mi dales to zaokrokraglł i bedzie ok.
Teraz ziomeczek chce odemnie jakis przyslug za darmoche , wez pomoz mi chwile na dachu, pojedziemy po choinke bo masz wieksze auto.
Ja sobie mysle tak ziomek wiedzial ze mam potrzebe mial wolne to jesli bylby ziomek to wzialby tyle co ja mam i nie zarabial na mnie . W sumie ja mu sam dalem ale jakos czuje ze mogl zawsze nie przyjac.
Co o tym sadzicie?
W sumie tak jakoś czuję, ze jak się podejmuje jakiejś pracy, i to krótkotrwałej fuchy, to się nie szuka ziomeczków na zastępstwo bez ważnego powodu...
Skoro chciał w zamian przysługi mogłeś zaproponować 200% opłaty za paliwo oraz równie okrągłą sumkę za pomoc w remoncie dachu. Twój ziomeczek, jak widać wyznaje zasadę: kochajmy się jak bracia, a liczmy jak Żydzi. Dałabym sobie spokój z takim ziomeczkiem.