Drogie Panie, proszę o odpowiedź na męczące mnie pytanie (przejrzałem chyba połowę internetu w tym celu) czy kobietę można rozpalić w miarę trwania związku. Z dziewczyną niedługo stuknie nam dwa lata odkąd jesteśmy parą i generalnie w większości spraw dogadujemy się bez problemów, jednakże jedyny problem (prawdopodobnie tylko z mojej strony) tkwi w braku namiętności i całej tej otoczki dzielenia się sobą nawzajem. Nie jestem doświadczonym macho, ale wiele razy natknałem się na różnych forach na temat "chłopak/dziewczyna kocha sie ze mną tylko raz dziennie, raz na tydzień" i to dla nich mało, ja chciałbym chociaż raz na miesiąc lub dwa.
Chciałbym się dowiedzieć, czy da sie to zmienić - nie pytam juz jak, bo drogę spróbuję znaleźć, ale czy w ogóle się da. Dwa lata to niewiele w porównaniu z 5 letnim małzeństwem, w którym nie iskrzy jednak boję się, że moja sytuacja wcale się nie zmieni. Dodam też, że nie zależy mi na własnej uciesze "poużywania sobie", ze wzgledu na sytuację i tak moją nieodłączną towarzyszką jest "renia rączkowska". Zimowe wieczory, w które chciałbym zobaczyć moją dziewczynę nagą, zostają zwykle zduszone przez "nie teraz, jutro muszę wstać o szóstej trzydzieści" lub przez okres, który trwa trzy razy w miesiącu. W tym związku czuję sie jak niedorajda i facet z mikroskopijnymi cochones, a raz chcąc dotknąć piersi podczas jednych igraszek zostałem odepchnięty paznokciami i zostałem odstawiony na bocznicę nie jak jej chłopak, a raczej jak gwałciciel. Proszę mnie nie winić za to co teraz napiszę, ale podświadomie tracę zainteresowanie moją dziewczyną, straciła ten kobiecy pierwiastek. Nie chcę rozwiązać tego poprzez zerwanie, chciałbym popracować nad tym wszystkim, ale nie wiem czy będę mógł to zmienić, podejrzewam że już jest taki jej charakter. Zdałem sobie sprawę, że ciężko jest mi opisać całą sytuację tak, żeby nie było chaotycznie - za dużo tego.
Edit: Miało być w dziale seks. W złe miejsce dodałem temat.