Życie układa różne scenariusze - raz jest zajebiście, raz beznadziejnie... Mieliśmy kryzys w związku, trwał kilka miesięcy. Próbowałam rozmawiać, mówić, że zastanawiam się nad końcem (strasznie to przeżywał), ale nie potrafiliśmy rozmawiać i za dużo to nie zmieniło. Do tego doszła namowa jednej z bliskich mi osób, że ten chłopak nie jest dla mnie dobrym kandydatem. Stało się, zerwałam, co bylo poprzedzone strasznie głupim zachowaniem z mojej strony - przez kilka dni zastanawiając się czego chcę olewałam go - nie odbierałam telefonów, nie odzywałam się, potem poprosiłam o przerwę. Spotkaliśmy się i powiedziałam, że zdecydowałam się na zerwanie, bo jednak do siebie nie pasujemy. Powiedziałam też, że pewna nie jestem. Wiem, że bardziej niż rozstanie, albo tak samo bolała go cisza przed nim.
Od tamtego czasu strasznie mi źle. Tęsknię. Minęły dwa miesiące, a mi jest coraz gorzej. Zauważyłam swoje błędy i jestem gotowa ich nie popełniać. Wiem, że bardzo się starał, a ja jakoś za bardzo tego nie zauważałam. I przede wszystkim - odkryłam wartość rozmowy.
Dwa razy się odezwałam - w obu przypadkach odpisał mi (to było zwykłe "co tam" i życzenia świąteczne). Czy odezwanie się w celu spotkania i rozważenia opcji powrotu jest bardzo złym pomysłem? Jak to zrobić - sms, telefon?