Witam, wcale nie miałam zamiaru pisać o takich rzeczach, ale moja samotność mnie do tego zmusza.
W niedzielę nad ranem na raka zmarł mój ojciec. Byłam z nim pokłócona przez ostatnie pół roku. Miałam wcześniej badzo dobre relacje z moim ojcic. Rodzice rozwiedli się jak byłam mała, ojciec wyprowadził się do swojej matki. Wszystko było ok do czasu kiedy poznał kobietę, zaczęli się spotykać zamieszkali razem. W tym momencie ojciec się ode mnie odsunął. Przestał dzwonić, nie interesował się mną. Fakt, że byłam dorosła nie zmieniał tego, że chciałam się czasem przytulić jak dawniej, czy chciałam żeby do mnie zadzwonił. Mimo tego ojciec, babcia i jego nowa żona chceli decydować o moim życiu, studiach chłopakach. Kiedy zaczęłam nowy związek nawet nie chcieli o nim słyszeć. Miałam już dosyć tego że nadal chcą decydować za mnie, wywiązała się ogromna kłótnia i w konsekwencji przestaliśmy się do siebie odzywać. Wczoraj rano dowiedziałam się o jego śmierci i różnie reaguje. Momentami jest to obojętne bo mam mu wiele za złe, ale potem przypominają mi się jakieś miłe chwile. Uświadamiam sobie, że już nigdy mnie nie przytuli i nigdy z nim nie porozawiam i wtedy płacze.
W dodatku nie spałam całą noc siedziałam przy zapalonej lampce i oglądałam tv. Boje się zostać sama w domu, od wczoraj boje się wszystkiego, nie wiem skąd to i jak mam tak dalej żyć.
Poszłam dziś do chłopaka. Między nami różnie bywało, na początki było idelanie, zakochałam się jak nigdy i on twierdził, że też. Potem wszystko zaczęło się psuć. On twierdzi, że z mojej winy, ja ze z jego. Wg mnie on zbyt czesto pije. Po prostu ma ochote i tak robi. Uważam, że ma z tym problem, wysyłalam go na leczenie, niby ostatnio się zgodził. Ogólnie to jest idealny facet, bardzo troskliwy i opiekuńczy. Wadą jest to picie. Wtedy się o wszystko czepia i głośno krzyczy. Zresztą to wgl jest jego wada, że jak się zdenerwuje to nie patrzy na nic. Na ludzi, sąsiadów, porę dnia.
Dziś doszło między nami do kłótni, jak zwykle o jakąś głupotę. Zaczął się drzeć. Naprawdę miałam dosyć tego, że nie spałam całą noc, że nie wiem jak było z ojcem, że w ogóle on nie żyję. a chłopak jak zwykle się darł. Powiedział, że wychodzi, choć wiedział, że nie chce być sama w domu. W końcu puściły mi nerwy i uderzyłam go w twarz. Powiecie pewnie, że zachowałam się jak histeryczka, ale naprawde to wg mnie nie jest czas na kłotnie, mogłby czasem ustąpić. Powiedziałam mu, że nie mam wsparcia od niego, żę bałam się spać, a nawet nie mogłam napisać, bo on śpi (mimo, że teraz do pracy nie chodzi), że musiałam go prosić, żeby przyszedł na pogrzeb, bo on jak twierdzi nie lubi pogezbów. i Powiedziałam w końcu że ciekawe jakby się czuł jakby jego matka umarła a ja bym się tak zachowała. On na to wszystko, że ja życzę śmierci jego matce i że dla niego to koniec i że on mnie spakuje. Poszłam sama do domu, ledwo przytomna, mijając klapsydry z nazwiskiem mojego ojca. Wróciłam i napisałam ze nie powinen mnie zostawić w takim momencie. Zadzwonił z krzykiem z którego nic nie rozumiałam, mniej więcej że to ja robię awantury i traktuję go jak śmiecia i że jak go nie przeproszę to mam nie dzwonić i nie pisać i że on wyłacza telefon.
Ja już mam dosyć, to wszystko to dla mnie za dużo. Sama chciałabym umrzeć bo spotyka mnie wszystko co najgorsze. Nie mam siły. Mam wrażenie, że pęknie mi serce. W najgorszej chwili swojego życia zostałam sama