Cześć!
Nigdy w życiu nie sądziłem, że jakaś życiowa sytuacja zmusi mnie do szukania odpowiedzi na jakimś forum. Niestety tak też się stało. Bardzo proszę o pomoc, ponieważ nie daję sobie z tym już rady. Pisząc ten tekst łzy same mi do oczu napływają. Ciągle obarczam się winą za to, co się wydarzyło, nie znając tak naprawdę prawdy, jedynie bazując na tym, co miało miejsce. Moje życie zwolniło… bardzo. Nie potrafię się odnaleźć, znaleźć sobie miejsca. Psychicznie trzymam się bardzo słabo. Dużo rzeczy sprawia mi trudność. Błądzę myślami. W domu, w pracy. Jestem nieobecny. Chcę, ale nie potrafię tego wyrzucić, za cholerę. Ciągle zadaję sobie to pytanie, dlaczego? Nawet nie wiecie, jak bardzo można siebie znienawidzić. Nienawidzę siebie, tego co robię, wszystkiego.
Chcę napisać pewną historię. Proszę pomóżcie mi. Chciałbym pozostać anonimowym, dlatego w tekście tym, nie będą pojawiać się żadne imiona.
Mam 28 lat. Mieszkam w średniej miejscowości i tam też pracuję. Moje życie uczuciowe… jakie życie? Nie ma czegoś takiego, jak moje życie uczuciowe. Nigdy nic na poważnie. Nie potrafiłem doszukać się u drugiej osoby tej przyciągającej mnie normalności. Jest, jak jest. Jestem osobą wykształconą, po studiach, pracującą, myślacą o przyszłości, gdzieś tam realizującą swoje marzenia. Normalny facet. Postanowiłem pójść sobie na studia podyplomowe. Wiecie, jak to na studiach. Nie znałem nikogo… dopiero po wspólnym wyjściu na kawę zawiązały się jakieś znajomości. Normalna rzecz. Wśród tych osób pojawiła się pewna kobieta, nie dziewczyna, kobieta. Nie zwróciła mojej uwagi. Mijał zjazd za zjazdem.
Często siedzieliśmy obok siebie. Tak się układało. Jestem wysoki, zadbany, staram się dbać o wszystko, ułożony, nie porywczy, zrównoważony. Proszę mi wierzyć, ale zacząłem czuć na sobie to… zainteresowanie, ten czyiś wzrok. Takie rzeczy się czuje. Moje zainteresowanie zaczęło również rosnąć. Tutaj zaczęły pojawiać się problemy, jakaś blokada. Strasznie się zamknąłem w sobie, tylko przy niej. Czułem się obserwowany, a co za tym idzie nie chciałem dopuścić do jakiejś gafy. Bardzo spięty. Obserwowałem ją, jak ona mnie. Słuchałem, jak się wyraża, rozmawia. W mojej głowie wykreował się obraz kobiety idealnej. Żywcem wyjętej z moich marzeń, żywcem. Mijał zjazd za zjazdem.
Często mijaliśmy się na korytarzach, uśmiechając się do siebie i patrząc sobie w oczy. Pracując w grupie, czasem próbowała zerwać ze mnie tę blokadę. Nie potrafiłem. Kiedy wchodziłem na zajęcia, patrzyła się na mnie tymi czarnymi oczyma, aż powiem cześć, zawsze. Jakby chciała przyciągnąć mój wzrok. Ja często go odwracałem. Gdzieś w połowie studiów przyszedł czas na imprezę integracyjną. Całą grupą pojechaliśmy w góry. Po przyjeździe na miejsce, dużo się wydarzyło. Zakwaterowaliśmy się, już wtedy z kolegą, który świeżym okiem stwierdził: ona na Ciebie leci… idziesz, jak po swoje. Poszliśmy na zajęcia. Napięcie we mnie rosło coraz bardziej. Przysiadła się do mnie, to znaczy chciała, ale ktoś powiedział, że jest tutaj zajęte a nie było. Oczywiście nie zareagowałem. Po zajęciach przyszła kolei na imprezę.
Usiedliśmy z kolegą w sumie na rogu. Nagle idzie, wyglądała pięknie, podchodząc do mnie spytała się, czy teraz jest wolne. Siedzieliśmy razem. Przedstawiliśmy się sobie. Okazało się, że wiedziała, jak się nazywam, skąd jestem. Koleżanki zaczęły się śmiać. Zaniemówiłem. Rozmowa się nie układała, starałem się, ale po prostu byłem zszokowany całym obrotem sytuacji. Tańczyliśmy, osobno. Kiedy siedzieliśmy z kolegą przechodząc za mną w tańcu, podszczypała mnie za biodra, uśmiechając się. W międzyczasie, kiedy ona tańczyła przysiadła się do mnie jedna z jej koleżanek wypytując mnie m.in. o wiek i inne sprawy. Znajomy stwierdził, że przyszła, bo ją o to poprosiła, żeby się czegoś o Tobie dowiedzieć. Powiedziałem jej koleżance, że wpadła mi w oko. Było to w nawiązaniu do jej tańca, z jakimś facetem, który chyba za dużo sobie pozwalał. Koleżanka stwierdziła, że (jej imię) się to nie spodoba i chyba wpadła mu w oko. Stąd moja odpowiedź, że mi także. Minęła północ. Rozeszły się do pokojów. Znajomy widząc co się działo, powiedział… idź, bo będziesz tego żałował. Idź ku*wa do niej. Poszedłem.
Otworzyła jej koleżanka. Poprosiłem ją, ale nie chciała wyjść. Zaproponowano mi, czy nie chcę się z nią położyć. Poprosiłem ponownie, aby wyszła. Nie chciała. Dzień po imprezie było mi trudno zainicjować jakąś rozmowę. Minęliśmy się razem przy śniadaniu. Pod koniec dnia po ognisku, zebrałem się i podszedłem, mówiąc, iż mi się spodobała i proponując wyjście na kawę. Spytała, czy może się zastanowić i uciekła do koleżanki. Od tej pory wszystko się posypało. Wszystko.
Mijał zjazd za zjazdem. Czasem się unikaliśmy, czasem mówiliśmy sobie cześć, czekając, co dalej robić. Przyszedł czas egzaminu, pomogła mi, znowu, jakby prowokując do sytuacji. Prosiłam Boga o pomoc. Pozwól mi zadziałać. Pomógł. Podeszła do mnie, zapytała się, gdzie się coś znajduje. Tylko to wskazałem. Nie podtrzymałem rozmowy. Załamałem się. Mój umysł wariował. Poczucie winy się wzmogło. Przyszedł czas na obronę. To był ostatni zjazd. Wiedziałem, że muszę coś zrobić. Podszedłem i zaproponowałem kawę. Zgodziła się. Poszliśmy, usiedliśmy, chwilę rozmawialiśmy. Dosiadł się Żigolak od tańca. Temat się urwał. Pokazała tylko więcej tej swojej naturalności. Kiedy już kończył się wykład, pobiegłem za nią i spytałem wprost. Trzęsła się, dało się czuć poddenerwowanie. Ona wie, o co chce zapytać i aktualnie się z kimś spotyka i nie chce być nie w porządku w stosunku do tej osoby właśnie. Spytałem o imprezę. Powiedziała, tak, wtedy byłam sama i spojrzała na mnie. Odszedłem załamany.
Mijały dni, tygodnie. Siedziałem w domu analizowałem, myślałem, nie mogłem tego zrozumieć. Nie wiedziałem, czy mówi prawdę. Wiedziałem tylko, że nikogo nie miała na imprezie od jej koleżanki. W związku z tym, iż od imprezy do naszej ostatniej rozmowy minął może z miesiąc, nie wiedziałem, czy kłamie, czy mówi prawdę.
Pojechałem do niej pod pracę. Przejechałem kilkaset km, żeby porozmawiać. Byłem poddenerwowany. Wyszła, zdziwiła się. Podwiozłem ją do koleżanki. Była straszna ulewa. Wreszcie rozmawiałem normalnie, jak na co dzień, bez stresu. Wspominam tę rozmowę miło i naprawdę fajnie. Kiedy dojechaliśmy na miejsce nastała niezręczna cisza. Spojrzeliśmy się na siebie i powiedziałem wprost, co czuję. Odpowiedziała, że jest po burzliwym związku, po rozwodzie. Poprosiłem o nr, nie chciała dać. Powiedziała, że porozmawiamy na przedostatnim zjeździe. Nie zjawiła się. Podczas rozdania dyplomów, nawet na siebie nie spojrzeliśmy, za to ostentacyjnie przy mnie się wyginała. Kiedy ostatni już raz zdecydowałem się podejść, była wściekła. Powiedziała, że nie była zainteresowana, nie jest i nie będzie.
Ja 28 lat Ona 34
Jestem załamany. Nie mogę sobie znaleźć miejsca. Ciągle błądzę myślami. Wspiera mnie znajomy, ale to nie pomaga. Oddałbym wiele, by móc cofnąć czas. Boże dlaczego?. Przestałem dbać o cokolwiek. Nie wybaczę sobie tego do końca życia. Szkoda tylko, że muszę z tym żyć. Tylko brak odwagi mnie tutaj trzyma.