Jestem kobietą po przejściach - pierwszy maż alkoholik, drugi partner - borderline. Teraz jestem w związku z trzecim mężczyzną.
Piec lat temu poznałam swojego przyszłego (drugiego) męża. Po miesiącu znajomości wyznał mi wielką miłość (jak to określił - nigdy w życiu nie żywił do żadnej kobiety takiego uczucia jak do mnie). Po pół roku sie oświadczył. Nalegał na szybki ślub - jednak dopiero po 2 latach wzięliśmy ślub.
Mój mąż był po rozwodzie, z poprzedniego związku ma córkę nastolatkę. Ze swoją eks prowadził biznes.
Poznałam go poprzez moją siostrę, która zna go ze szkoły.
Wszyscy byli pod wielkim wrażeniem mojego męża, ja sama nie wierzyłam, że tak dobry, pomocny i sympatryczny facet chodzi po ziemi.
Żona go zdradzała - to był powód rozstania. Mąz mi powiedział, że on ciężko pracował na utrzymanie rodziny a ona go po prostu wtedy zdradzała.
Mąż przeszedł mocne załamanie. Zostawił jej wszystko, cały biznes ze sprzętem, podżyrował jej kredyt na dwupiętrowy dom i nowy samochód - pytałam się dlaczego tak postąpił - odpowiedź była jedna - aby dziecko miało, bo je bardzo kocha.
O tym wszystkim dowiedziałam się po ślubie.
Byłam w wielkim szoku. Przed ślubem mąż obiecywał i wiele rzeczy, obiecał spędzać ze mną dożo czasu, bo miał nauczkę, by być z zoną, że praca nie jest najważniejsza, mieliśmy mieć dziecko,; wiedział, że zawsze pragnęłam mieć mały dom z ogrodem - wszystko to miałam mieć i jeszcze wiele innych rzeczy.
Mąz od nowa rozpoczął swój biznes, pobrał olbrzymie kredyty i haruje od rana do rana w pracy. Sprawy podziału majątku nie zrobi - tak mi to oznajmił, bo NIE (poprzednio mówił, że musi to w końcu załatwić, bo nie ma zdolności kredytowej, abyśmy mogli wziąć kredyt na dom).
Gdy mówię o dziecku (bardzo chciał je mieć ze mną) - teraz NIE, bo jak to usłyszałam, nie nadaje się na matkę, bo rzekomo przecież nie zrezygnuje z biegania, z basenu i ćwiczeń. A mi się wydaje, że on się boi mieć dziecko, bo dziecku trzeba poświęcić czas - którego on nie ma.
Jestem strasznie samotna.
Mój mąż jest mężem telefonicznym - bo na telefonach potrafi rozmawiać ze mną godzinami.
Jego układ z córką - wszystko dla niej, tylko coś zechce tatuś od razu kupuje niezależnie ile to kosztuje. Takiego sprzętu, komputerów czy telefonów po 3 tys żadna chyba nastolatka nie ma. Nawet w swojej sypialni olbrzymi telewizor na ścianę, bo tak przecież córka chciała, a ona jak to mówi mąż jest biedna bo przecież nie ma taty.
Przykład z wakacjami - wyjeżdżamy za granicę , wakacje od roku zamówiłam (bo mąz nie ma czasu) - jedziemy ja, moja córka, moja mama, mąż i jego córka,. Godzina przed wyjazdem mąż dzwoni, że nigdzie nie jedzie, bo córka nie chce jechać w piątkę jednym samochodem na wakacje, bo bedzie jej ciasno - więc mąz bierze drugi samochód. Ale to nie koniec - córka chce byc w sypialni z tata - bo inaczej nie pojedzie.
W końcu wyjeżdżam z mężem na upragnione wyczekiwane wakacje, ale nie jedziemy razem i nie śpimy razem. Ja w osobnym apartamencie z córka i mamą.
Matka męża - apodyktyczna kobieta, wydzwania do męża codziennie i pyta się jak się czuje, czy jadł obiad a przede wszystkim czy dzwonił juz dzisiaj do córki.
Kiedyś doznałam szoku, gdy przyszliśmy na świąteczny obiad do matki. Wszyscy łącznie z dziećmi brata męża dostali to samo jedzenie - ale córka męża dostała inne, takie jakie ona lubi. Byłam w szoku - spytałam się męża - a co na to dzieci brata - dlaczego są inaczej traktowane niż jego córka? - odpowiedź była oczywiście - bo oni są razem, a moja córka nie mieszka z nim i jest poszkodowana.
Naprawdę chciałabym znać takie dzieci po rozwodach, które maja takich ojców, którzy spełniają wszystkie ich zachcianki, wakacje, spotkania i prezenty co tydzień, telefony codziennie...
Wystarczy że matka zadzwoni do męża aby ją gdzieś zawiózł, mąż rzuca wszystko i pędzi do matki. Nie spyta sie mnie, czy w tym dniu czegoś nie zaplanowałam itd. - rozmawiałam z nim o tym, miał juz więcej tak nie robić - ale sytuacja sie powtarza.
Swój biznes prowadzi w innym mieście, tam tez ma swoje mieszkanie z czasów kawalerskich. gdyby się ktoś pytał, dlaczego z nim nie mieszkam - odpowiedź jest prosta - nie ma miejsca (mąż zrobił sobie w mieszkaniu drugie biuro)
Na początku związku przeprowadził się do mnie, teraz przyjeżdża raz na 2-3 tygodnie na noc. Cały praktycznie czas mieszka u siebie.
Nie ma u mnie żadnych rzeczy, bo jak mówi, nie chce żebym mu prała, bo potem będę mu to wypominać. Awantury o to były wielkie, ostatnia w lipcu - zagroziłam, że jeżeli nie będzie mieszkać ze mną to odchodzę. Obiecał żyć ze mną - i tak trwało przez 3 miesiące. Niestety nazbierało mu sie ostatnio duzo pracy - więc znowu przestał przyjeżdżać, po 3 tyg zjawił się w niedziele w domu =- od samego rana cały czas narzekał, cały czas chciał jechać do pracy (pomimo, że wszystko juz zrobił), chciał jechać do swojego domu po majtki, bo u mnie nic nie ma, to mu poszłam i kupiłam w sklepie. Cały dzień z uśmieszkiem na twarzy mówił do mnie ty głupia jesteś, ty durna jesteś. Chciałam żeby pojechał ze mną do umierającej cioci do szpitala - nie obyło się bez awantury, bo ja przecież nie byłam u jego babci na Dzien Matki, to on nie ma obowiązku do mojej rodziny jeździć. az w końcu pojechał na 2 godziny do pracy. Przyjechał, była godz. 23 - od progu juz marudził, że nikt go w domu nie wita, że musi z psem wyjść, a pies to nie jego tylko mój rozbestwiony pies. Potem zaczeliśmy dyskusje nad tym że lepiej wypic kawę niż redbula (on jest uzależniony od energet. napojów) - i wtedy wpadł w taki szał, ze powiedział, że wyjeżdża do swojego domu i więcej tutaj się nie zjawi. Powiedziałam mu, że jeżeli wyjdzie z tego domu to już nie ma po co wracać.
Takie awantury i sytuacje powtarzają się ciągle.
obiecanki - mieszkanie ze mną - opuszczanie mnie - awantury i grożenie - obiecanki - mieszkanie ze mną.
Ostatnio dowiedziałam się, że dla swojej byłej żony robi bardzo kosztowne prace i nie bierze od niej grosza (ta sama branża) - a mi wypomina pieniądze, jakie na moje leczenie mi dał, albo że daje mi jak to mówi stówkę czy dwie, a ja nie jestem wdzięczna. Kiedyś przed ślubem rozmawialiśmy o tym, powiedział, że już nie będzie wykonywał prac dla swojej eks, bo w końcu wydoiła go na maksa, że musiał od nowa wszystko zaczynać i nawet nie ma zdolności kredytowej.
Rozmawiałam ze swoim prawnikiem - powiedział, że takie rzeczy powinien mąż ze mną uzgadniać gdyż mamy wspólnotę majątkową a mąż bez mojej wiedzy wyprowadza majątek.
Czyli tez zamiast spędzać ze mną czas i przyjeżdżać do domu, robi prace dla eks moim kosztem.
Byłam w lipcu u psychologa, pomogła, na 3 miesiące - bo się w końcu postawiłam mężowi.
Ale jak widać na krótko.
Mąż chodził ze mną do psychologa - niestety zrezygnował, bo według niego to bez sensu - ona nie mówiła, kto ma racje a kto nie.
Jestem w totalnym szoku i załamaniu.
Nie wiem co myśleć, co robić.