hej,
jakiś czas temu przedstawiłem boleści związane z wieloletnią, nawracającą (falami) tęsknotą za moją pierwszą dziewczyną. Wybaczcie, że nie napiszę w tamtym wątku, ale po pierwsze - jest już nieaktualny, po drugie - nie chcę więcej odświeżać starych żali.
Od napisania tamtego tematu minęło trochę czasu i nastąpiły długo oczekiwane zmiany
Tego lata postawiono mi z pozoru niewinną diagonozę - skrajny niedobór witaminy D w organiźmie. Kiedy zacząłem brać kropelki, stopniowo zaczęły odpuszczać trapiące mnie wyczerpanie, brak siły i... tęsknota. Od jakiegoś czasu po prostu mi to odpuściło. Cały ten sentyment, żal, ból odbytu - zniknęły...
Bez żalu przejrzałem po raz ostatni stare zdjęcia, pamiątki i stwierdziłem, że dusząca mnie zmora dała sobie wreszcie siana. I że należy jej się stos.
Nie wiem, ile % zasługi ma ta mała, zabawna kuracja - a ile wyrzucenie tego z siebie i dyskusje tutaj, na forum - ale przyznam, że zadziałało, i wreszcie - po 5 latach - zrobiłem coś, co powinienem zrobić wieki temu. Zebrałem zdjęcia, zgrałem cyfrowe na płytkę, wyciągnąłem z szuflad jakieś karteczki, pamiąteczki - i dziś rano zjarałem to u kolegi na działce. Aż by się chciało powiedzieć: płoń, święty ogniu ) Miałem ochotę odtańczyć wokól stosu liści i pozwiązkowych śmieci taniec ducha wzorem Pajutów
Dziękuję wam za wsparcie i jego brak, za różne spojrzenia na problem - z pewnością jest w tym jakaś wasza zasługa Grunt, że wreszcie mogę zacząć życie wolne od jej cienia. Zabawne, ile spustoszenia może zrobić jedna, śmieszna cizia i kupa niespełnionych marzeń.
Cierpiącym po rozstaniu doradzam sprawdzić sobie poziom witaminy D Może i wam takie małe voodoo pomoże?
W każdym razie - I'm moving on.