Kiedyś gdzieś przeczytałam takie fajne zdanie:
"Chcesz ukarać kochankę? oddaj jej swojego męża"
Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!
Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » Kto bardziej winny kochanka czy zdradzający mąż
Strony Poprzednia 1 2 3 4 5 … 22 Następna
Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
Kiedyś gdzieś przeczytałam takie fajne zdanie:
"Chcesz ukarać kochankę? oddaj jej swojego męża"
summerka88 napisał/a:Mamidełko napisał/a:Bardzo dobrze zrozumiałam intencję wypowiedzi.
A z twojej wypowiedzi wynika coś zupełnie innego.
Rozumiem, czasami trudno przyznać się, że czyta się innych korzystając z własnych filtrówChociaż to normalne.
Warto czasami dokonać refleksji czy aby intencje są wystarczającym powodem do stawiania pewnych tez.
Pewnie masz rację, czasami warto
Zależy mi abyś zrozumiała, że gdy ja wyjaśniam, że opacznie odczytałaś moje intencje, a ty odpowiadasz, że dobrze zrozumiałaś, co oznacza, że wiesz lepiej niż ja o co, mi chodziło, to brzmi to dość groteskowo. Przynajmniej dla mnie.
Kiedyś gdzieś przeczytałam takie fajne zdanie:
"Chcesz ukarać kochankę? oddaj jej swojego męża"
Kwintesencja problemu
I_see_beyond napisał/a:Tu znów uśmiecham się dla tej wyrozumiałości (?), (czy dobrze to odczytałam?), dla faceta, który robi skok w bok, bo "w domu seksu nie ma". Czytam tu historie dziewczyn, które były w ciąży, chorowały, przeżywały różne trudności no i ... może nie miały siły i ochoty po prostu na ten cały seks, o który tu na forum tyle rabanu w kontekście zdrad. Dla mnie to też, fajna, ważna i przyjemna sfera, ale nie jest to psi obowiązek kogokolwiek, jakaś przysięga, której się nie dotrzymuje.
Dla mnie ten medal też ma dwie strony, i jest to dość delikatna sprawa. Jeśli nie "psi obowiązek ", to czemu właśnie o seks ten cały raban? On nie ma prawa chcieć? Nawet rozumiejąc jej ograniczenia. Może wprowadzić obowiązek podawania bromu mężczyznom, których żony są w ciąży i połogu?
Ty widzisz biedne żony, ja w niektórych przypadkach egoistyczne matki Polki żądające zrozumienia dla swojego poświęcenia, bólu, mające głęboko potrzeby ich mężczyzn. Ja też miałam problemy ginekologiczne i byłam w ciąży. Z własnej woli, więc jakoś niespecjalnie był to ekstra wyczyn i wysiłek. Da się potraktować męża tak, by ten okres był dla niego normalny i znośny. A na własne uszy słyszałam na porodówce wyzwanie faceta, czy skargi, bo przecież ona taka biedna, a on taki tępy. Mimo że facet starał się pomóc. Tyle że księżna sama nie wiedziała, czego chce. Znam takie, które od momentu zajścia chcą być traktowane jak święte krowy w Indiach. Czy jest dobrze, kiedy zanika czułość, bliskość, co powinno dac się także mimo chorób i ciąży utrzymać, nie zamieniając tego na huśtawki nastrojów i użalanie się nad sobą? Więc wielu kryzysom są winne żony poprzez olewanie potrzeb męża. A kryzys jest często przyczyną zdrady.
Oczywiście, że bywa zdrada bez przyczyny, dla sportu. Tylko wtedy rzadko jest w tym jedna kochanka, raczej tabun.
Można na ten temat godzinami. Niemniej moje zdanie rzeczywiście jest takie: zobowiązując człowieka przysięga, mamy obowiązek zaspokajać jego potrzeby, w granicach rozsądku oczywiście, poza zboczeniami, chyba że nam pasują. I nie wbrew sobie, niemniej niechęć do dbania o ukochaną osobę jest juz symptomem, że coś nie halo ze związkiem.
A jak powiada mój Naczelnik, facet istota prosta, on chce tylko seksu i jedzenia. Reszta jest mało istotną. I ja mu wierzę
Rozumiem, skąd te zarzuty. Cóż, powodzenia, nie ma tego złego, co się na pewno w dobre obróci.
Fakt, porównanie z Żydami co najmniej absurdalne. Kwalifikacja czynu jest tu jednak istotna.
Gagatko, po emocjonalności twoich wypowiedzi oraz po generalizujących osądach, przypuszczam, że sama zdradziłaś albo masz w otoczeniu bliską osobę, która zdradziła, ale nie ciebie tylko kogoś, kogo ty nie lubisz.
To jedno.
Inna sprawa, że samo generalizowanie i uogólnianie w twoim wykonaniu ja odbieram jako mocno wspierające dla tych, którzy z powodu braku lub ograniczeń seksu w małżeństwie skaczą w bok. Usprawiedliwianie zwykłej nielojalności i oszustwa niezaspokojonych potrzebami przez "księżne" w ciąży i połogu to (podkreślam) W MOIM ODBIORZE spore nadużycie, bo nie sądzę, że ciąża zmienia kobietę w księżną. Raczej była nią już wcześniej, co szanowny "książę" nie dostrzegał lub nie chciał dostrzec. Gratuluję Tobie zdrowej, prawidłowo przebiegającej ciąży i udanego seksu w tydzień po porodzie, ale wybacz nie wszystkim jest to dane. Szczęściara
Mamidełko napisał/a:summerka88 napisał/a:A z twojej wypowiedzi wynika coś zupełnie innego.
Rozumiem, czasami trudno przyznać się, że czyta się innych korzystając z własnych filtrówChociaż to normalne.
Warto czasami dokonać refleksji czy aby intencje są wystarczającym powodem do stawiania pewnych tez.
Pewnie masz rację, czasami warto
Ale spróbuj zrozumieć, że gdy ja mówię, że opacznie zrozumiałaś moje intencje, a ty odpowiadasz, że dobrze zrozumiałaś, i wiesz lepiej niż ja o co, mi chodziło, to brzmi to dość groteskowo. Przynajmniej dla mnie.
Z Twojej wypowiedzi zrozumiałam: Ludzie, którzy wydawali Żydów, pilnowali, zaganiali do pociągów, itd przyczynili się do zła, niezależnie od tego w jaki sposób ich usprawiedliwiamy. Idąc tą ścieżką dalej uważasz, że stwierdzenia w obronie kochanek są usprawiedliwieniami. Jeśli są usprawiedliwieniami, to i wina jest, więc przyczyniły się do zła. Czy może jednak czegoś nie zrozumiałam?
Otóż ja uważam, że kochanka w większości przypadków nie ma żadnego wpływu na to czy mąż zdradzi czy nie zdradzi. To we wnętrzu męża rodzi się zgoda na zdradzenie żony, kochanka jest tylko narzędziem tej zdrady. Nie ma tutaj miejsca na rozkminy jej udziału w zdradzie, ona ma wpływ tylko na to, że zdradzi akurat z nią, a nie z inną. Serio faceci nie są tak durni, bezmyślni i sterowalni, żeby byle jaka kobita namówiła ich do dokonania zdrady. Również wyeliminowanie "tych drugich", bo jak się chłop uprze to sobie kupi lalę i ją będzie dymał. Co wtedy powiecie? Że to wina lali, bo istnieje i jakby nie istniała to by bidulek nie musiał się na niej wyżywać?
Miałam kiedyś koleżankę, która sobie upodobała związki na lewo, z żonatymi. Miałam, ponieważ nie dałam rady psychicznie unieść całego tego zjawiska. Kochanka kochance nie równa, ale idę o zakład, że mnóstwo tych sytuacji wygląda identycznie. Starszy facet, milion historii jaki to on bidulek i żona jaka wredna, bajeczki jak to rozwód weźmie, niech tylko dzieci skończą 18 lat, a to króciutko przecież bo tylko dwa latka. Któraś z kolei kochanka, nie pierwsza, bo PAN się musi spełnić poza domem, w domu nie ma możliwości, żona oziębła, nieczuła, okropna. Mężuś wraca do domu, bo tak naprawdę nie chce odejść z jemu tylko znanych powodów, a po jakimś czasie dzieciaki za tatusiem gonią, żeby czasem się mamusia nie dowiedziała, że on z inną sobie we własnym domu folgował. Jak się wyda, to się żona z kochanką szarpie i wyzywa, a mężuś jak pączek w maśle już sobie kolejnej mądrej inaczej szuka.
Tak macie rację, kochanka nie postępuje dobrze, warto jednak szukać źródła problemu a nie jego konsekwencji.
Sorry, ale już mi się ulało. Naiwność zawsze rządziła kobietami i się obawiam, że nigdy nie przestanie. Jak nie naiwna żona, to naiwna kochanka i koło się zatacza i tak w koło tych PANÓW sobie gonią póki siły mają.
Z Twojej wypowiedzi zrozumiałam: Ludzie, którzy wydawali Żydów, pilnowali, zaganiali do pociągów, itd przyczynili się do zła, niezależnie od tego w jaki sposób ich usprawiedliwiamy. Idąc tą ścieżką dalej uważasz, że stwierdzenia w obronie kochanek są usprawiedliwieniami. Jeśli są usprawiedliwieniami, to i wina jest, więc przyczyniły się do zła. Czy może jednak czegoś nie zrozumiałam?
Dalej podtrzymuję, że opatrznie zrozumiałaś moją wypowiedź.
Moja wypowiedź dotyczyła tego, że ludzie nie zauważają, źe w następstwie drobnych zdarzeń, spontanicznych decyzji i bardziej lub mniej świadomych wyborów NA KOŃCU komuś dzieje się krzywda. Bo nie chcą tego widzieć. Chcą się czuć dobrymi ludźmi. Jest o tym wiele w literaturze dotyczącej psychologii.
Gagatko, po emocjonalności twoich wypowiedzi oraz po generalizujących osądach, przypuszczam, że sama zdradziłaś albo masz w otoczeniu bliską osobę, która zdradziła, ale nie ciebie tylko kogoś, kogo ty nie lubisz.
To jedno.Inna sprawa, że samo generalizowanie i uogólnianie w twoim wykonaniu ja odbieram jako mocno wspierające dla tych, którzy z powodu braku lub ograniczeń seksu w małżeństwie skaczą w bok. Usprawiedliwianie zwykłej nielojalności i oszustwa niezaspokojonych potrzebami przez "księżne" w ciąży i połogu to (podkreślam) W MOIM ODBIORZE spore nadużycie, bo nie sądzę, że ciąża zmienia kobietę w księżną. Raczej była nią już wcześniej, co szanowny małżonek nie dostrzegał lub nie chciał dostrzec. Gratuluję Tobie zdrowej, prawidłowo przebiegającej ciąży i udanego seksu w tydzień po porodzie, ale wybacz nie wszystkim jest to dane. Szczęściara
Fakt, byłam maniaczką i niewiele mi przeszkadzało. Ale czy Ty jesteś pewna, że każda odmowa kobiet jest uzasadniona i zasługuje na zrozumienie? To nie jest kwestia płci ogólnie, na zaspokojenie potrzeb zasługują oboje partnerzy, ale na forum jest dużo cackania się ze sobą na okoliczność ciąży, było niebylo, naturalnego procesu życiowego.
Tak, to ja zdradziłam, nie ukrywałam tego, na forum jest wiele o tym postów. Nigdy nie wymigiwalam się od wielkiej winy. I chyba tego mi tu brakło i to razi. Choćby wspomnienia o tym, że nikt z nas nie jest taki zajebisty, każdy ma swoje za uszami, oczywiście jedni mniej, inni więcej. Ale doskonały nie jest nikt. Tak jak nasz realny świat, w którym zdrada jest częstym przypadkiem i już mnie na pewno nie zaskakuje. Chciałoby się, żeby wszystko było prosto i z zachowaniem zasad, ale tak się po prostu rzadko dzieje. Nie usprawiedliwiam tu nikogo, ale faktycznie nie mieszam raczej do głównego wątku tych, którzy są drugoplanowymi, z przypadku trafionymi postaciami. Główny dramat rozgrywa się między mężem i żoną. Wiem jak to jest być zaniedbaną emocjonalnie i fizycznie, ale nigdy nie twierdziłam, że w porządku jest zdradzić, a nie odejść. Wręcz przeciwnie. Tyle że zdrada jest dużo łatwiejsza. I potwierdzam, że kochanek to czysty przypadek. Z zaangażowaniem emocjonalnym, ale w sumie jak nie on, to inny. I co, mój mąż miał go winić czy nawet obić mordę? Miał chęć, ale na drodze miał mnie. Jeśli ktoś miał być obwiniony czy bity to ja. Dlatego mój pogląd na kochanki zawsze taki będzie. Ta osoba to dzieło przypadku, bez obowiązku wobec zdradzonego. Jeśli ktoś woli dzielić tę winę, jego sprawa. Dla mnie ona jest bezsprzeczna i niepodzielna.
summerka88 napisał/a:Gagatko, po emocjonalności twoich wypowiedzi oraz po generalizujących osądach, przypuszczam, że sama zdradziłaś albo masz w otoczeniu bliską osobę, która zdradziła, ale nie ciebie tylko kogoś, kogo ty nie lubisz.
To jedno.Inna sprawa, że samo generalizowanie i uogólnianie w twoim wykonaniu ja odbieram jako mocno wspierające dla tych, którzy z powodu braku lub ograniczeń seksu w małżeństwie skaczą w bok. Usprawiedliwianie zwykłej nielojalności i oszustwa niezaspokojonych potrzebami przez "księżne" w ciąży i połogu to (podkreślam) W MOIM ODBIORZE spore nadużycie, bo nie sądzę, że ciąża zmienia kobietę w księżną. Raczej była nią już wcześniej, co szanowny małżonek nie dostrzegał lub nie chciał dostrzec. Gratuluję Tobie zdrowej, prawidłowo przebiegającej ciąży i udanego seksu w tydzień po porodzie, ale wybacz nie wszystkim jest to dane. Szczęściara
Fakt, byłam maniaczką i niewiele mi przeszkadzało. Ale czy Ty jesteś pewna, że każda odmowa kobiet jest uzasadniona i zasługuje na zrozumienie?
Tak, to ja zdradziłam, nie ukrywałam tego, na forum jest wiele o tym postów. Nigdy nie wymigiwalam się od wielkiej winy. I chyba tego mi tu brakło i to razi. Choćby wspomnienia o tym, że nikt z nas nie jest taki zajebisty, każdy ma swoje za uszami, oczywiście jedni mniej, inni więcej. Ale doskonały nie jest nikt. Tak jak nasz realny świat, w którym zdrada jest częstym przypadkiem i już mnie na pewno nie zaskakuje. Chciałoby się, żeby wszystko było prosto i z zachowaniem zasad, ale tak się po prostu rzadko dzieje. Nie usprawiedliwiam tu nikogo, ale faktycznie nie mieszam raczej do głównego wątku tych, którzy są drugoplanowymi, z przypadku trafionymi postaciami. Główny dramat rozgrywa się między mężem i żoną. Wiem jak to jest być zaniedbaną emocjonalnie i fizycznie, ale nigdy nie twierdziłam, że w porządku jest zdradzić, a nie odejść. Wręcz przeciwnie. Tyle że zdrada jest dużo łatwiejsza. I potwierdzam, że kochanek to czysty przypadek. Z zaangażowaniem emocjonalnym, ale w sumie jak nie on, to inny. I co, mój mąż miał go winić czy nawet obić mordę? Miał chęć, ale na drodze miał mnie. Jeśli ktoś miał być obwiniony czy bity to ja. Dlatego mój pogląd na kochanki zawsze taki będzie. Ta osoba to dzieło przypadku, bez obowiązku wobec zdradzonego. Jeśli ktoś woli dzielić tę winę, jego sprawa. Dla mnie ona jest bezsprzeczna i niepodzielna.
Gagatko, dziękuję tobie za szczerość i otwartość
Bardzo mi po tej wypowiedzi do ciebie blisko.
Zgadzam się z tym, co powyżej napisałaś, że za kryzysy w związku odpowiadają obie strony. Też myślę, że zdrada to konsekwencja niewiedzy i niezrozumienia potrzeb partnera przez jedną ze stron i pójście na łatwiznę przez drugą. Też twierdzę, że kochanki to przypadkowe ofiary, tyle że mniej wrażliwe niż przeciętny człowiek.
Zgadzam się z tym, co powyżej napisałaś, że za kryzysy w związku odpowiadają obie strony. Też myślę, że zdrada to konsekwencja niewiedzy i niezrozumienia potrzeb partnera przez jedną ze stron i pójście na łatwiznę przez drugą. Też twierdzę, że kochanki to przypadkowe ofiary, tyle że mniej wrażliwe niż przeciętny człowiek.
Nie zgodzę się ze stwierdzeniem "mniej wrażliwe niż przeciętny człowiek"
Poprostu naiwne i wierzące w miłośc faceta, który niby kocha ale wygodnie mu tak zyć.
Większość się niestety zakochuje, a za miłość nieszczęśliwą i tak się zapłaci.
Nie zgodzę się ze stwierdzeniem "mniej wrażliwe niż przeciętny człowiek"
Poprostu naiwne i wierzące w miłośc faceta, który niby kocha ale wygodnie mu tak zyć.
Większość się niestety zakochuje, a za miłość nieszczęśliwą i tak się zapłaci.
A to ja się nie zgodzę, bo to jest generalizowanie kochanek w ogóle.
Wierz mi, kochanica mojego męża wiedziała doskonale, że przez nią cierpię. Sama jej o tym powiedziałam.
I co? W swej empatii zaprzestała kontaktów z moim mężem? NIE.
One się potem jeszcze zintensyfikowały.
Jeśli ktoś za coś płaci, to najczęściej jest to zdradzona osoba. Własnym zdrowiem to przypłaca. Zdradzacze mają wszystko w dupie.
Kochanki są różne , Ona80. Pod różnymi względami.
Dawaj więcej pytań, to Ci to rozjaśnię.
Kochanki są różne - to fakt.
masz racje.
Ja musiałam błagać zeby dał mi odejść.
Kochałam, ale nie chciałam już tak dłużej żyć. dałam mu wybór.
Wybrał- żonę.
Ale mimo to nie za bardzo chciał dać mi odejść.
Nie powiedziałam jej nic.
Odeszłam... zerwałam kontakt ja.
Przeszłam depresje, załamanie . Nadal się leczę. Myślę , że dostałam za swoje.
Nie zgodzę się ze stwierdzeniem "mniej wrażliwe niż przeciętny człowiek"
Poprostu naiwne i wierzące w miłośc faceta, który niby kocha ale wygodnie mu tak zyć.
Większość się niestety zakochuje, a za miłość nieszczęśliwą i tak się zapłaci.
Ona80, widzisz to, co chcesz widzieć. A chcesz widzieć to, co pozwoli tobie mniej cierpieć. I to jest normalne
Z tym, że dla mniej świadomych osób. Ktoś, kto ma chociaż odrobinę wrażliwości na innych ludzi, ten widzi, że jego działania przyczyniają się lub nie do cudzego cierpienia.
Tobie jako kochance "łatwiej" obwiniać zdradzacza, bo uwodził i jego żonę, która czegoś tam mężowi nie dawała. Zdradzaczowi "łatwiej" obwiniać żonę, która czegoś tam nie dawała i kochankę, która pchała się do łóżka.
Zdradzonej "łatwiej" obwinić zdradzacza, bo złamał przysięgę i kochankę, bo nigdy nie zdradza się w pojedynkę.
Widzisz tu pewną analogię?
ona80 napisał/a:Nie zgodzę się ze stwierdzeniem "mniej wrażliwe niż przeciętny człowiek"
Poprostu naiwne i wierzące w miłośc faceta, który niby kocha ale wygodnie mu tak zyć.
Większość się niestety zakochuje, a za miłość nieszczęśliwą i tak się zapłaci.A to ja się nie zgodzę, bo to jest generalizowanie kochanek w ogóle.
Wierz mi, kochanica mojego męża wiedziała doskonale, że przez nią cierpię. Sama jej o tym powiedziałam.
I co? W swej empatii zaprzestała kontaktów z moim mężem? NIE.
One się potem jeszcze zintensyfikowały.
Jeśli ktoś za coś płaci, to najczęściej jest to zdradzona osoba. Własnym zdrowiem to przypłaca. Zdradzacze mają wszystko w dupie.
Kochanki są różne , Ona80. Pod różnymi względami.
Dawaj więcej pytań, to Ci to rozjaśnię.
Zgadzam sie - nie mozemu uogolniac.
Niemniej jednak, "nasza" kochanka doskonale wiedziala, w co sie pakuje. Ze facet jest zonaty - mimo to pchala sie w to. Wiedziala, ze mamy malutkie dziecko - sama sie do tego przyznala - zagladala na moj profil na FB. Wiedziala, ze moj pan maz nie zostawi mnie dla niej, ale mimo wszystko napierala. Nawet jak przestali sie spotykac przysylala mu zdjecia.
Ja nie rozgrzeszam swojego meza mowiac ze to wina kochanki. To co zrobil to ostatnie skur...ynstwo.
Ale uwazam, ze kochanki sa wspolwinne. Niby godza sie na czysty uklad I byciem boczniakiem, a potem napieraja.
Trzeba sie zdecydowac - albo chcesz byc zona - I szukasz kogos niezameznego; albo kochanka - I wtedy znaj swoje miejsce. Nie mozna byc po srodku.
Laduja sie komus w zycie a potem placza ze takie biedne.. porzucone a ich gorace uczucia wzgardzone... no please...
Nie miałam w dupie jego żony.
Przeciwnie. miałam cholerne wyrzuty sumienia wzgledem niej i dzieci. na co on mówił, ze on ich nie ma , tym bardziej ja nie powinnam miec.
Wtedy zaczełam pic , zeby zdławic poczucie winy.Upadek na dno. Wspólna praca, brak możliwości odejścia(przynajmneij tak mi sie wtedy wydawało). Pułapka.
Wierzyłam w jego miłość. Ale nie potrafiłam kazać mu wybrać. Bo w tej naiwności żałowałam dzieci. Krzywdziłam te rodzine. I bardzo tego żałuje , bardzo.
Nie potrafiłam go zostawić, bo przeciez tak mnie kochał. Ale jak nabrałam siły kazałam mu wybrac.
Nawet 5 minut sie nie zastanawiał. Liczył ze kiedys z nim bede.tylko pytanie kiedy .
zrobił wszystko zebym z nikim nie była , tylko z nim( ale tylko w postaci dziwki).-prawie 6 lat
a ja mu tak ufałam.
ja nei generalizuje kochanek.
są różne i takie co bez skrupułów odbijają innym kobietom męza i takie które poprostu zaufają. w każdym razie przykro mi, że Cię to spotkało.
A ja moim eks-mężem wyłącznie gardzę... i jasne jest to, że uznaję go za winnego zdrady. W 100%. Pisałam już o tym na tym wątku, ale wypowiadające się tu obrończynie kochanek (same dziwnym trafem będące boczniarami) jakoś dziwnie mają kłopot z doczytaniem tych fragmentów. Nic go nie usprawiedliwia. Jest dla mnie zerem. Na szczęście jest już mi teraz na tyle obojętny, że to co zrobił nie wywołuje już we mnie emocji. Pamiętam - bo nie mam przecież Alzheimera Ale już mnie to mało rusza. O tak, było ciężko - i jest ciężko każdej zdradzonej kobiecie. Ale to mija!
Weźcie pod uwagę, że facet "przygotowuje się" do zdrady - myśli o tym, rozważa konsekwencje, świadomie się na nią decyduje. Ma na to baaaardzo dużo czasu. Kobieta przeżywa szok. Spada to na nią jak lawina.
Ale paradoks jest taki - że ona sobie z tym za jakiś czas świetnie radzi - wstaje, otrzepuje się i idzie dalej, silniejsza niż kiedykolwiek przedtem.
A misio i jego dziewoja? hmmmm... Nie wiem, w czym miałaby tkwić ich siła? Nawet jeśli są razem. Ich związek dalej oparty jest na oszustwie, nielojalności i kłamstwie. Braku zaufania i podejrzeniach.
Co do winy żon - hihihi - no tak, taki argument też oczywiście musiał tu paść
Ale kto bronił biednemu misiowi się rozstać? jeśli mu tak źle było, to zawsze mógł... i tyle w temacie.
Do wszystkich zdradzonych kobiet chciałam jeszcze tylko napisać, że poradzicie sobie. I przekonacie się, że Wasze życie będzie bogatsze, bardziej kolorowe, lepsze. Bo się zmienicie - nie będziecie zresztą miały wyjścia . Z tych miłych, potulnych, piorących, sprzątających i gotujących "żonek" zmienicie się w świadome siebie Kobiety. Szukajcie własnej ścieżki samorozwoju. Róbcie to, co DLA WAS dobre.
Ja w zasadzie mogę podziękować kochance mojego męża. Ona ma go teraz Ja jestem wolna
Tylko jeden z aspektów tej wolności - on jest już coraz starszym dziadem... i będzie się starzał... A ona, 10 lat młodsza, będzie go opierać, podcierać i pielęgnować. Ja go miałam, gdy był w pełni sił (pod każdym względem hihihihi... a i "ta" dziedzina już pod koniec szwankowała). Ot, taka moja mała satysfakcja.
Co nie znaczy, że zmienię zdanie - nie - ona na zawsze zostanie dla mnie dziwką - weszła bez najmniejszych oporów na trzecią do mojej rodziny. Przez 5 miesięcy mój eks wracał do mnie do domu, spał ze mną, żarł to co gotowałam, bawił się z dziećmi. Ja o niej nie wiedziałam, ona o mnie owszem. I jej NAPRAWDĘ to nie przeszkadzało?? Baaardzo trudno mi w coś takiego uwierzyć.
Sądzę, że jej desperacja by upolować faceta była silniejsza. Zwalczyła więc nawet odruch wymiotny i zniosła wszystko.... jak mam dla takiej osoby mieć teraz jakiekolwiek uczucia poza obrzydzeniem... żałosne...
Co do słownictwa. Uważam te "osoby" za skrajnie niemoralne, puszczające się boczniary i tak będę je nazywać.
Kiedyś tego nie robiłam, ale to się zmieniło
"Kiedyś byłam aniołem, ale gdy podcięto mi skrzydła przesiadłam się na miotłę - wszak zawsze wymagano ode mnie elastyczności" hehehehe
Dodam jeszcze tylko - że jako, że jestem teraz osobą wolną, mogę robić to co chcę - pić, palić, jarać marychę (żart ) i zadawać się z kimkolwiek zechcę. Z młodszymi... dla seksu... dla przyjaźni... z kobietami... mogę mieć romanse i przygody
Kto komu broni? Każdy może. Tak trudno zachować to minimum przyzwoitości i zadeklarować się jasno, czego chcemy od życia, bez oszustwa, kłamstwa i nielojalności??
Oczywiście, z postów kochanek wynikałoby dla mnie także to, że mogę "zakochać się" w dowolnym żonatym. Bo co poradzę, jak mi się spodoba?
Ciekawa jestem co mi na to poradzą Panie-boczniary z wątku. Czy któraś odpowie?
No, Zorija, juz tak nam tu nie dodawaj ja jeszcze (nie wykluczam ) boczniara nie bylam, przykro mi, ze sie wylamuje z Twojej prostej i nieskomplikowanej wizji ::) Ale Tobie zycze spokoju ducha, bo pomimo tego, co piszesz, ze jestes tej kochance taka wdzieczna, to z Twoich postow raczej mozna odniesc wrazenie, ze utopilabys ja i wszystkie inne w lyzce wody
No, Zorija, juz tak nam tu nie dodawaj
ja jeszcze (nie wykluczam ) boczniara nie bylam, przykro mi, ze sie wylamuje z Twojej prostej i nieskomplikowanej wizji ::) Ale Tobie zycze spokoju ducha, bo pomimo tego, co piszesz, ze jestes tej kochance taka wdzieczna, to z Twoich postow raczej mozna odniesc wrazenie, ze utopilabys ja i wszystkie inne w lyzce wody
Nie mam do nich za grosz szacunku - ale to zupełnie inna bajka i nie ma nic wspólnego z moim spokojem ducha.
Kiedyś gdzieś przeczytałam takie fajne zdanie:
"Chcesz ukarać kochankę? oddaj jej swojego męża"
Tak właśnie zrobiłam.
Czy kochanka jest winna rozpadu mojego małżeństwa - tak bo jak sam mój były maż frajer stwierdził - "ona mnie uwiodła", czy jest niemoralna - nie wiem i gówno mnie to obchodzi
Rozwiodłam się z moim mężem bo mnie zdradził z kochanką
Co do tego ma kochanka a no tylko to, że konsekwencje mojego rozwodu ponoszą obydwoje..
Były maż bo wszyscy wiedzą, że jest dupcinglem i alimenciarzem, który rozpaczliwie próbuje wrócić do swojej byłej już żony..
I kochanka, która
- została na lodzie
- wszyscy w ich środowisku wiedza, że była przyczyną naszego rozwodu..
- rozpaczliwie próbuje ukryć fakt, że w ogóle miała cos wspólnego z moim byłym
- która w końcu nie wie, kto i kiedy powie jej mężowi jaki jest frajerem..
Tak to jest, że jak odkryje się kołderkę zdrady i ukażą się gołe dupy zdradzaczy, to przychodzi refleksja i nagle nudna żona jest najcudowniejsza istotą na ziemi, a kochanka ta złą, która wykorzystała słabość dupka męża
Winni są oboje i oboje powinni ponosić tego konsekwencje..
Amen
jeny, dziewczyny, ale w was pełno jadu....
normalnie strach się bać.
czuć tę nienawiść w każdym słowie, żółć się wylewa z każdego zdania.
takie rzeczy warto przepracować - szczerze mówiąc ja bym się bała zostać sama z wami w zamkniętym pomieszczeniu, bo jeszcze bym oberwała rykoszetem
ja tam nie mam nic do byłych partnerów, ani do ich kochanek
raczej tylko współczucie, że nadal są na tym samym etapie samorozwoju i świadomości co dawniej
a ja się cieszę, że sama idę dalej.
pamiętać pamiętam - w końcu jak mi klapki spadały z oczu to nie było to miłe, ale jak bym się miała tak zapiekać w złości i nienawiści, to bym padła na zawał
jeny, dziewczyny, ale w was pełno jadu....
normalnie strach się bać.czuć tę nienawiść w każdym słowie, żółć się wylewa z każdego zdania.
takie rzeczy warto przepracować - szczerze mówiąc ja bym się bała zostać sama z wami w zamkniętym pomieszczeniu, bo jeszcze bym oberwała rykoszetemja tam nie mam nic do byłych partnerów, ani do ich kochanek
raczej tylko współczucie, że nadal są na tym samym etapie samorozwoju i świadomości co dawniej
a ja się cieszę, że sama idę dalej.pamiętać pamiętam - w końcu jak mi klapki spadały z oczu to nie było to miłe, ale jak bym się miała tak zapiekać w złości i nienawiści, to bym padła na zawał
-v- rozumiałam Twoje wcześniejsze wypowiedzi, bo sama mam złe odczucia na temat kobiet, które nie mogą się obejść bez męskich portek, tego jednego jedynego fiuta, który jak odchodzi to świat im się wali, a one latami pogrążone są w rozpaczy...
no bo bez pana ani rusz... jak żyć??
to mnie też osłabia
ale tym razem, sądzę że nadinterpretujesz
ja też nie tęsknię i nie mam nic do moich byłych partnerów - a po rozstaniu miałam ich już trzech...
weź tylko pod uwagę, że to trochę co innego, niż człowiek, dla którego rodzisz dzieci - wiadomo, poświęcasz figurę, karierę i wiele innego.... człowiek, w którego wierzyłaś, z którym planowaliście (razem!) przyszłość... że to dotyczy nie tylko Ciebie, ale dzieciaków, które już zawsze będą "z rozbitej rodziny"
stąd bierze się poczucie, że to gnojek - i ono nigdy nie zniknie, nawet pomimo emocjonalnej obojętności, która w końcu, wcześniej czy później nadchodzi
rozumiesz to? to jest zupełnie inna historia, od historii z "partnerami" z którymi się kiedyś tam było...
ale nie, nie ma w tym żywych emocji - są tylko wspomnienia, więc nie martw się nic Ci nie grozi
Mnie kochanki są obojętne.
Niech sobie robią, co chcą i uprawiają seks z kim tylko chcą.
Ale niech nie wymagają ode mnie, bym je szanowała i im współczuła.
Współczuję tylko tym, które zostały okłamane. Pozostałe mogły powiedzieć ''nie'', odwrócić się na pięcie i żyć normalnie. Nie być powodem czyjegoś płaczu. Ich wybór.
I proszę się nie doszukiwać jadu w mojej wypowiedzi, bo go tam nie ma.
poza tym, -v- wiesz, że kreujesz się tutaj na kogoś lepszego - osobę, po której "spłynęło"... nie ucierpiała jej samoocena... nic ją to nie ruszyło...
a innym każesz to "przepracowywać"
osądzasz w ten sposób te inne, a sama siebie wywyższasz - nie rób tego; ja Ci wierzę, że to tak po Tobie spływa, ale nie każdemu... i nie musi... i nie ma w tym ani nic dziwnego, ani nienormalnego; jesteśmy ludźmi i czujemy - każdy odrobinę inaczej
A co mi na to powiesz że winną jest rutyna i niedopasowanie i wiara w romantyczną miłość a potem płacz jak puści się z inna.
Fakt kochanka nie jest winna.
A co mi na to powiesz że winną jest rutyna i niedopasowanie i wiara w romantyczną miłość a potem płacz jak puści się z inna.
Fakt kochanka nie jest winna.
Rutyna i niedopasowanie mogą być powodem problemów w związku, zdrada jest wyborem zdradzającego i osoby, z którą on ma romans.
Uważam, że są pewne zasady moralne, które powinny obowiązywać każdego bez wyjątku.
Trochę taka enigmatyczna ta powyższa wypowiedź. I do kogo skierowana? , zacznijmy od tego?
Rutyna w związku to okoliczność, którą wykorzysta osoba znudzona w związku dla urozmaicenia sobie życia. Podejmie wtedy świadomy wybór o wejściu w relację z trzecią osobą. Łatwiejsze to niż próba naprawy związku, a poza tym ze "starą" osobą to już takiej adrenaliny przecież nie będzie ...
W kwestii "niedopasowania" - no to kolejna wygodna wymówka dla zdradzającego, nic więcej.
Odpowiadam zawsze tak - jak czujesz, że się nie dopasowałeś / aś z kimś to tak się może zdarzyć, po to są rozwody. Ale najpierw się rozstań. A potem wejdź w nową relację.
Możesz mi wyjaśnić jak "wiara w romantyczną miłość" jest "winna"? Winna czego? Zdrady?
Bardzo to enigmatycznie sformułowałaś...
nie splynelo po mnie
to bylo przykre przeżycie
z przedostatnim i ostatnim partnerem
z przedostatnim nawet gorsze,bo wtedy bylam kkzb - w duzej mierze- i w głębi duszy uwazalam, ze za moje poświęcenie powinnam otrzymuwac to samo.
w ostatnim zwiazku zmienilam swoje podejscie. i zdrada owszem byla przykroscia, ale nie zburzyla mojego swiata.
od kilku dni juz szukam.czasu, zeby napisac obszernego posta w tym temacie - jak ja to widze, ale chwilowo mam za dużo zajęć.
ale na pewno odniose sie do tego co piszesz, Zorija
nie splynelo po mnie
to bylo przykre przeżyciez przedostatnim i ostatnim partnerem
z przedostatnim nawet gorsze,bo wtedy bylam kkzb - w duzej mierze- i w głębi duszy uwazalam, ze za moje poświęcenie powinnam otrzymuwac to samo.w ostatnim zwiazku zmienilam swoje podejscie. i zdrada owszem byla przykroscia, ale nie zburzyla mojego swiata.
od kilku dni juz szukam.czasu, zeby napisac obszernego posta w tym temacie - jak ja to widze, ale chwilowo mam za dużo zajęć.
ale na pewno odniose sie do tego co piszesz, Zorija
ok
czekam; zawsze chętnie czytam Twoje posty
a z innej strony moje Panie,,
Jak widzicie sytuacje, gdy kobieta zdradza męża. Czy kochanek jej też będzie takim łajdakiem jak kochanka wchodząca w romans z żonatym facetem.
Niby to samo , ale jednak wydaje mi się , że zupełnie inaczej oceniane. Czy się mylę??????
Nie widzę różnicy, każdy (bez względu na płeć) wchodzący na trzeciego w cudzy związek, jest tak samo pozbawionym moralności i skrupułów egoistą.
Ty twierdzisz, że skrupuły miałaś...i co z tego, skoro ciągnęłaś romans przez 6 lat! i decyzję o rozstaniu podjęłaś, nie z powodu troski o dzieci kochanka (bo o żonie nie wspomnę), tylko z powodu zdrowego rozsądku, który udało Ci się wykrzesać, a przede wszystkim w trosce o siebie.
Także w trosce o siebie, własne doznania i jakby nie było korzyści, dążyłaś do stałego związku z nim, kosztem jego rodziny.
Zdradzeni mężowie także nienawidzą kochanków swoich żon i niejednokrotnie spuszczają im łomot (to taki odpowiednik damskich wyzwisk).
Jest jednak różnica pomiędzy "boczniakiem" rodzaju żeńskiego i męskiego. W pierwszym przypadku "boczniary" najczęściej dążą do wyrwania kochanka na stałe, związania się z nim, licząc na "szczęśliwe" życie u boku tego cuda.
"boczniak" rodzaju męskiego, najczęściej mami naiwną, nieszczęśliwą w małżeństwie żonę wizją wspaniałego związku, w jednym celu. Gdy sytuacja zaczyna się zagęszczać, a nieszczęsna kochanka chce wraz z dziećmi odejść od męża, "boczniak" znika z pola widzenia.
Oczywiście są też "szczęśliwe" zakończenia (nie mam tutaj na myśli szczęścia zdradzonych, porzuconych małżonków).
Też twierdzę, że kochanki to przypadkowe ofiary
Ofiary tak, własnej naiwności, ale z pewnością nie przypadkowe. Żadem romans nie jest dziełem przypadku, obydwoje kochankowie zdradzają, bo tego chcą, nikt ich nie zmusza.
Tzn. zdradza małżonek, a "boczniak" świadomie w to wchodzi.
Przypadkowe ofiary? Tak, jasne, przypadkowo się taka boczniara nabija na penisa w erekcji
Tak jak maz dobrze wie, ze zdrada jest złamaniem malzenskiej umowy i krzywda wyrzadzona zonie, ochanka rownie dobrze wie, ze przyczynia się do rozpadu czyjegoś malzenstwa i rodziny. Pewnie tez potrafi sobie na jakims tam poziomie uzmyslowic, ze facet zdradzający zone to szuja niezlego kalibru, pomimo tego, ze wiele się mami, ze zuczek jest nieszczęśliwy w związku, a jego zona to wredna, zimna baba.
Podobnie z kobietami zdradzającymi swoich mezow i ich kochankami. Dla mnie nie ma tu mniej i więcej winnego- oboje sa wspolwinni zaistniałej sytuacji.
Zdradzający mąż jest oczywiście WINNY - zgadzam się. Ale czy to znaczy, że kochanka jest NIEWINNA??? To jakaś kolosalna bzdura. Taka kobieta z premedytacją wchodzi w relację z żonatym mężczyzną, WIE, że to doprowadzi do cierpienia innej kobiety, oraz być może i dzieci.
Owszem kochanka niczego żonie nie przysięgała, ale nie oznacza to od razu, że jest w tej całej sytuacji uczciwym wzorem cnót, o którym żona powinna myśleć jak najcieplej lub/i ze współczuciem ALBO nie myśleć wcale. Ale tak się chyba nie da, prawda? Mąż nie zdradził żony z efemerycznym obłokiem, tylko z istotą z krwi i kości, oraz (jak myślę) rozumną, a więc zdolną do podejmowania decyzji i brania za nie odpowiedzialności...
Moja zasada brzmi: na żonatych i na księży nie patrzę jak na potencjalnych partnerów! Są zajęci, zobowiązani ślubami, które złożyli i dlatego z szacunku do siebie samej, ale też z szacunku innych, oraz do instytucji małżeństwa i kapłaństwa – nie byłabym w stanie wpakować się w taki układ.
Bardzo dobrze, że pojawia się tu tyle rozsądnych wypowiedzi. Coraz więcej rzeczy we współczesnym świecie się relatywizuje.
Zdradę należy piętnować. To zło.
Nie znajduję dla niej żadnego usprawiedliwienia. A jak słyszę argument o niezaspokojonych potrzebach to coś mi się dzieje z wrażliwym żołądkiem ...
Tak w ogóle dochodzę do wniosku, że te wszystkie kochanki rejestrują się tutaj, żeby doznać pocieszenia i niejako uciszyć sumienie. Teraz doczytałam, że autorka wątku tkwiła w takiej relacji ... 6 lat. Sześć, kuźwa, długich, okrągłych lat. Jako dorosła, świadoma osoba.
I coś tam teraz pisała, że się czuje ... pokrzywdzona? O matko i córko ...
Proszę mi tu nie wyjeżdżać, że jestem księżniczką żyjącą w bajce i śniącą o księciu i miłości po sam grób albo że świat nie jest czarno-biały. Albo że życia nie znam.
Na zakończenie mojego dzisiejszego pobytu na tym wątku napiszę coś o kochankach świadomych faktu, iż wiążą się z żonatymi facetami.
1. Jesteście żałosne.
2. Jesteście zwykłymi dziwkami.
Tak. Zdrada boleśnie mnie dotknęła. W ubiegłym roku. Jeszcze ją przepracowuję. Ale nie zamierzam pławić się w bólu przez jakąś dziwkę i łajdaka do końca życia. Już jest lepiej niż było, a będzie cudownie. Potrzebuję, niestety, jeszcze trochę czasu.
Bardzo dobrze, że pojawia się tu tyle rozsądnych wypowiedzi. Coraz więcej rzeczy we współczesnym świecie się relatywizuje.
Zdradę należy piętnować. To zło.
Nie znajduję dla niej żadnego usprawiedliwienia. A jak słyszę argument o niezaspokojonych potrzebach to coś mi się dzieje z wrażliwym żołądkiem ...
Tak w ogóle dochodzę do wniosku, że te wszystkie kochanki rejestrują się tutaj, żeby doznać pocieszenia i niejako uciszyć sumienie. Teraz doczytałam, że autorka wątku tkwiła w takiej relacji ... 6 lat. Sześć, kuźwa, długich, okrągłych lat. Jako dorosła, świadoma osoba.
I coś tam teraz pisała, że się czuje ... pokrzywdzona? O matko i córko ...
Proszę mi tu nie wyjeżdżać, że jestem księżniczką żyjącą w bajce i śniącą o księciu i miłości po sam grób albo że świat nie jest czarno-biały. Albo że życia nie znam.
Na zakończenie mojego dzisiejszego pobytu na tym wątku napiszę coś o kochankach świadomych faktu, iż wiążą się z żonatymi facetami.
1. Jesteście żałosne.
2. Jesteście zwykłymi dziwkami.Tak. Zdrada boleśnie mnie dotknęła. W ubiegłym roku. Jeszcze ją przepracowuję.
Ale nie zamierzam pławić się w bólu przez jakąś dziwkę i łajdaka do końca życia. Już jest lepiej niż było, a będzie cudownie. Potrzebuję, niestety, jeszcze trochę czasu.
Zgadzam sie.
Kompletnie sobie nie wyobrazam pojscia w tango z zonatym facetem, majac pelna swiadomosc, nie tylko, ze wtryniam się w jego relacje z zona, ale także JAKI to musi być facet pod względem charakteru, który robi taka rzecz zonie.
Nie znajduję dla niej żadnego usprawiedliwienia. A jak słyszę argument o niezaspokojonych potrzebach to coś mi się dzieje z wrażliwym żołądkiem ...
Na zakończenie mojego dzisiejszego pobytu na tym wątku napiszę coś o kochankach świadomych faktu, iż wiążą się z żonatymi facetami.
1. Jesteście żałosne.
2. Jesteście zwykłymi dziwkami.
Na zakończenie mojego dzisiejszego pobytu na tym wątku napiszę coś o mężach świadomych faktu, iż wiąża się z innymi kobietami.
1. Jeteście żałośni.
2. Jesteście zwykłymi hujami.
Tak to powinno brzmieć. Kolejna,która obwinia inną za to, że jej mąż nie miał jaj i silnej woli nie zachowywania się jak fiut, żeby najpierw zakończyć związek i układać sobie życie od nowa. Fakt. Żałosne. Wiem jendak jak to jest bolesne, kiedy meżczyzna wybiera inną kobietę. Niezależnie od tego czy jest w formalnym związku, czy nieformalnym.
Nie miałam w dupie jego żony.
Przeciwnie. miałam cholerne wyrzuty sumienia wzgledem niej i dzieci. na co on mówił, ze on ich nie ma , tym bardziej ja nie powinnam miec.
Wtedy zaczełam pic , zeby zdławic poczucie winy.Upadek na dno. Wspólna praca, brak możliwości odejścia(przynajmneij tak mi sie wtedy wydawało). Pułapka.
Wierzyłam w jego miłość. Ale nie potrafiłam kazać mu wybrać. Bo w tej naiwności żałowałam dzieci. Krzywdziłam te rodzine. I bardzo tego żałuje , bardzo.
Nie potrafiłam go zostawić, bo przeciez tak mnie kochał. Ale jak nabrałam siły kazałam mu wybrac.
Nawet 5 minut sie nie zastanawiał. Liczył ze kiedys z nim bede.tylko pytanie kiedy .
zrobił wszystko zebym z nikim nie była , tylko z nim( ale tylko w postaci dziwki).-prawie 6 lat
a ja mu tak ufałam.
ja nei generalizuje kochanek.
są różne i takie co bez skrupułów odbijają innym kobietom męza i takie które poprostu zaufają. w każdym razie przykro mi, że Cię to spotkało.
I co z tego, że załujesz, ze miałas skrupuły, ze piłas? Co z tego? Czy byłas az tak samotna, ,że musialas się podczepić pod czyjas rodzinę? To jest dopiero zalosne.
I_see_beyond napisał/a:Nie znajduję dla niej żadnego usprawiedliwienia. A jak słyszę argument o niezaspokojonych potrzebach to coś mi się dzieje z wrażliwym żołądkiem ...
Na zakończenie mojego dzisiejszego pobytu na tym wątku napiszę coś o kochankach świadomych faktu, iż wiążą się z żonatymi facetami.
1. Jesteście żałosne.
2. Jesteście zwykłymi dziwkami.Na zakończenie mojego dzisiejszego pobytu na tym wątku napiszę coś o mężach świadomych faktu, iż wiąża się z innymi kobietami.
1. Jeteście żałośni.
2. Jesteście zwykłymi hujami.Tak to powinno brzmieć. Kolejna,która obwinia inną za to, że jej mąż nie miał jaj i silnej woli nie zachowywania się jak fiut, żeby najpierw zakończyć związek i układać sobie życie od nowa. Fakt. Żałosne. Wiem jendak jak to jest bolesne, kiedy meżczyzna wybiera inną kobietę. Niezależnie od tego czy jest w formalnym związku, czy nieformalnym.
Ależ ja bym nie obwiniała kochanki, gdyby mąż mnie zdradził.
Ale też bym nie udawała, że jest cudowną, myślącą o innych, współczującą kobietą z jakimikolwiek hamulcami moralnymi.
A z niewiernym mężem bym się rozwiodła...
Wiesz, jak to powinno brzmieć? Sprawiedliwie - niewierny mąż ''chuj'', kochanka ''dziwka''. Bo tak właśnie jest.
Wiem jendak jak to jest bolesne, kiedy meżczyzna wybiera inną kobietę. Niezależnie od tego czy jest w formalnym związku, czy nieformalnym.
Jakby facet po prostu wybrał inną kobietę, zakańczając przy tym kulturalnie małżeństwo rozwodem, to nikt by nie miał pretensji.
Ale tutaj mamy do czynienia z facetem, który idzie na bok i zdradza.
SonyXperia napisał/a:I_see_beyond napisał/a:Nie znajduję dla niej żadnego usprawiedliwienia. A jak słyszę argument o niezaspokojonych potrzebach to coś mi się dzieje z wrażliwym żołądkiem ...
Na zakończenie mojego dzisiejszego pobytu na tym wątku napiszę coś o kochankach świadomych faktu, iż wiążą się z żonatymi facetami.
1. Jesteście żałosne.
2. Jesteście zwykłymi dziwkami.Na zakończenie mojego dzisiejszego pobytu na tym wątku napiszę coś o mężach świadomych faktu, iż wiąża się z innymi kobietami.
1. Jeteście żałośni.
2. Jesteście zwykłymi hujami.Tak to powinno brzmieć. Kolejna,która obwinia inną za to, że jej mąż nie miał jaj i silnej woli nie zachowywania się jak fiut, żeby najpierw zakończyć związek i układać sobie życie od nowa. Fakt. Żałosne. Wiem jendak jak to jest bolesne, kiedy meżczyzna wybiera inną kobietę. Niezależnie od tego czy jest w formalnym związku, czy nieformalnym.
Ależ ja bym nie obwiniała kochanki, gdyby mąż mnie zdradził.
Ale też bym nie udawała, że jest cudowną, myślącą o innych, współczującą kobietą z jakimikolwiek hamulcami moralnymi.A z niewiernym mężem bym się rozwiodła...
Wiesz, jak to powinno brzmieć? Sprawiedliwie - niewierny mąż ''chuj'', kochanka ''dziwka''. Bo tak właśnie jest.
Cyngli Każda zdradzona, i na dodatek opuszczona, kobieta dla innej kobiety nazwie tę drugą dziwką. To nie jest sprawiedliwie. To jest oczywista oczywistość, że widzi w takiej kobiecie przyczynę wszelkiego zła, które ją spotkało. Ale tak jak napisałam wcześniej przyczynę, ale winny jest mąż, nie tamta kobieta.
Cyngli napisał/a:SonyXperia napisał/a:Na zakończenie mojego dzisiejszego pobytu na tym wątku napiszę coś o mężach świadomych faktu, iż wiąża się z innymi kobietami.
1. Jeteście żałośni.
2. Jesteście zwykłymi hujami.Tak to powinno brzmieć. Kolejna,która obwinia inną za to, że jej mąż nie miał jaj i silnej woli nie zachowywania się jak fiut, żeby najpierw zakończyć związek i układać sobie życie od nowa. Fakt. Żałosne. Wiem jendak jak to jest bolesne, kiedy meżczyzna wybiera inną kobietę. Niezależnie od tego czy jest w formalnym związku, czy nieformalnym.
Ależ ja bym nie obwiniała kochanki, gdyby mąż mnie zdradził.
Ale też bym nie udawała, że jest cudowną, myślącą o innych, współczującą kobietą z jakimikolwiek hamulcami moralnymi.A z niewiernym mężem bym się rozwiodła...
Wiesz, jak to powinno brzmieć? Sprawiedliwie - niewierny mąż ''chuj'', kochanka ''dziwka''. Bo tak właśnie jest.
Cyngli Każda zdradzona, i na dodatek opuszczona, kobieta dla innej kobiety nazwie tę drugą dziwką. To nie jest sprawiedliwie. To jest oczywista oczywistość.
Mnie tam nikt nigdy nie zdradził, ani nie opuścił, a dalej uważam, że kobieta, która świadomie wchodzi w czyjś związek jest właśnie ''i tu pada brzydkie określenie na dz''.
Wyniosłam z domu edukację, że są rzeczy, których się nie robi oraz granice, których się nie przekracza.
Zauroczył mnie kiedyś żonaty mężczyzna. Właściwie był w separacji wtedy.
NIGDY mi nie przyszło go głowy, by mieć z nim romans. To moja granica bezwzględna.
SonyXperia napisał/a:Cyngli napisał/a:Ależ ja bym nie obwiniała kochanki, gdyby mąż mnie zdradził.
Ale też bym nie udawała, że jest cudowną, myślącą o innych, współczującą kobietą z jakimikolwiek hamulcami moralnymi.A z niewiernym mężem bym się rozwiodła...
Wiesz, jak to powinno brzmieć? Sprawiedliwie - niewierny mąż ''chuj'', kochanka ''dziwka''. Bo tak właśnie jest.
Cyngli Każda zdradzona, i na dodatek opuszczona, kobieta dla innej kobiety nazwie tę drugą dziwką. To nie jest sprawiedliwie. To jest oczywista oczywistość.
Mnie tam nikt nigdy nie zdradził, ani nie opuścił, a dalej uważam, że kobieta, która świadomie wchodzi w czyjś związek jest właśnie ''i tu pada brzydkie określenie na dz''.
Co to znaczy wchodzi?
Czy chodzi Ci o to, że to taka kobieta inicjuje znajomość? Zabiega o znajomość, podtrzymuje ją a mężczyna tylko na to pozytywnie odpowiada?
Cyngli napisał/a:SonyXperia napisał/a:Cyngli Każda zdradzona, i na dodatek opuszczona, kobieta dla innej kobiety nazwie tę drugą dziwką. To nie jest sprawiedliwie. To jest oczywista oczywistość.
Mnie tam nikt nigdy nie zdradził, ani nie opuścił, a dalej uważam, że kobieta, która świadomie wchodzi w czyjś związek jest właśnie ''i tu pada brzydkie określenie na dz''.
Co to znaczy wchodzi?
Czy chodzi Ci o to, że to taka kobieta inicjuje znajomość? Zabiega o znajomość, podtrzymuje ją a mężczyna tylko na to pozytywnie odpowiada?
O jedno i drugie.
Jaka jest różnica, skoro i w pierwszym i drugim przypadku dochodzi do akceptacji faktu, że facet jest żonaty, a potem do romansu.
W momencie, gdy o znajomość zabiega facet, a ona ''tylko'' pozytywnie odpowiada - przepraszam bardzo, ale to samo - dalej jest to akceptacja romansu z żonatym.
Dla mnie to jest obrzydliwe.
Na zakończenie mojego dzisiejszego pobytu na tym wątku napiszę coś o mężach świadomych faktu, iż wiąża się z innymi kobietami.
1. Jeteście żałośni.
2. Jesteście zwykłymi hujami.Tak to powinno brzmieć. Kolejna,która obwinia inną za to, że jej mąż nie miał jaj i silnej woli nie zachowywania się jak fiut, żeby najpierw zakończyć związek i układać sobie życie od nowa. Fakt. Żałosne. Wiem jendak jak to jest bolesne, kiedy meżczyzna wybiera inną kobietę. Niezależnie od tego czy jest w formalnym związku, czy nieformalnym.
Sony Xperia, dziękuję Ci za uzupełnienie mojego wpisu. Nie przeczytałaś moich wcześniejszych postów na tym wątku.
Nie obwiniam kochanki mojego męża za to, że nasze małżeństwo się rozpadło. Zadaj sobie trochę trudu i znajdź moje wcześniejsze wypowiedzi tutaj.
Jak Ci się nie chce, to moje wypowiedzi na temat mojego męża pokrywają się mniej więcej z tym ,co napisałaś w punkcie nr 1 i nr 2.
Winnym rozpadu mojego małżeństwa jest wyłącznie mój mąż, natomiast przy AKTYWNYM I ŚWIADOMYM WSPÓŁUDZIALE DZIWKI.
Czy teraz mój punkt widzenia jest czytelny?
EDIT
Acha, i w swojej ostatniej wypowiedzi napisałam wyłącznie o dziwce, bo temat akurat zakładała kochanka. Napisze tutaj taki żonaty, który doopczy na boku, to wtedy moje słowa skieruję do niego. Bezpośrednio.
no i znowu:
mąż nadal pozostaje nazywany mężem (pada w powyższym poście kilka razy)
kochankę nazywa się "dziwką"
mimo deklaracji widać jaki jest ładunek emocjonalny
a żeby było po równo powinno być: "Winnym rozpadu mojego małżeństwa jest wyłącznie mój chuj, natomiast przy AKTYWNYM I ŚWIADOMYM WSPÓŁUDZIALE DZIWKI"
tak więc deklaracje deklaracjami, ale ładunek emocjonalny w użytym słownictwie doskonale pokazuje kto jest naprawdę winny
_V_
Zdrada to są EMOCJE!
EDIT
tak więc deklaracje deklaracjami, ale ładunek emocjonalny w użytym słownictwie doskonale pokazuje kto jest naprawdę winny
O jakie deklaracje chodzi?
Uwielbiam to forum. Szczególnie jak ktoś mnie "rozgryzie" z ładunkiem emocjonalnym.
no i znowu:
mąż nadal pozostaje nazywany mężem (pada w powyższym poście kilka razy)
kochankę nazywa się "dziwką"mimo deklaracji widać jaki jest ładunek emocjonalny
a żeby było po równo powinno być: "Winnym rozpadu mojego małżeństwa jest wyłącznie mój chuj, natomiast przy AKTYWNYM I ŚWIADOMYM WSPÓŁUDZIALE DZIWKI"
tak więc deklaracje deklaracjami, ale ładunek emocjonalny w użytym słownictwie doskonale pokazuje kto jest naprawdę winny
Bzdura. Chętnie bym sobie porzucała mięskiem, ale jak wiesz, na tym forum jest to zabronione.
I nie będę ryzykować, zwłaszcza, że parę dni temu otrzymałam ostrzeżenie za, cytuję: ''dno moralne''.
No i używam formalnego zwrotu określającego moją relację z tym człowiekiem - nadal jest moim MĘŻEM. Nie jest moim ch***em.
Rozumiesz, _v_?
"Winnym rozpadu mojego małżeństwa jest wyłącznie mój chuj, natomiast przy AKTYWNYM I ŚWIADOMYM WSPÓŁUDZIALE DZIWKI"
To zdanie akurat powinien wypowiedzieć nie kto inny, a mój formalnie jeszcze mąż. On ma ten organ, nie ja.
Acha i w temacie powiedziałam już wszystko, nie będę wracać, chyba że ktoś się nudzi i koniecznie będzie musiał czepiać się słówek/
Biegnę do najlepszego adwokata w mieście załatwić ostatecznie sprawę ch***ja i dzi**i.
Trzymajcie kciuki!
Acha i w temacie powiedziałam już wszystko, nie będę wracać, chyba że ktoś się nudzi i koniecznie będzie musiał czepiać się słówek/
Biegnę do najlepszego adwokata w mieście załatwić ostatecznie sprawę ch***ja i dzi**i.
Trzymajcie kciuki!
Widać, że gotują w Tobie emocje. Z pomocą najlepszego adwokata w mieście załatwisz ostatecznie swoją sprawę z mężem - h***jem. I to jest ta różnica. Nie załatawisz ich sprawy. Bo oni swoje sprawy już pozałatwiali między sobą bez Twojego udziału. I to tak bardzo boli. I niestety choćbyś nie wiadomo jak ją wyzywała, to żadną siłą nie zmienia to faktu, że Twój mąż do niej poszedł. Wiem, boli jak cholera. Ale na ten fakt nie ma siły.
Nie znam historii Twojego małżeństwa, ale powiedz, co zrobisz, kiedy mąż poda najgorszy z możliwych dla Ciebie argumentów usprawiedliwiając swoje postępowanie tj. nie kocham już żony, przestałem ją dawno kochać ale byłem z nią ze względu na dzieci, spotkałem jednak kobietę, do której coś poczułem i uświadomiłem sobie, że chcę na nowo założyć rodzinę, kocham moje dzieci, bede je zawsze wspierał jako ojciec, ale nie jako mąż ich matki itd., itp. I teraz zestaw to sobie z Twoim jadem, że to "dziwka". Pierwsze co adwokat Ci doradzi, to żeby ochłonąć z emocji i liczyć się ze słowami, bo okoliczności są takie a nie inne, a mąż to nie Twoja własność a obca kobieta to nie worek treningowy do wyzwisk.
Słusznie zauważono - roztrząsa się tu bardziej kwestię winy kochanek, mniej partnerów, bo o tym zwyczajnie traktuje temat. Ja ze swoim postanowiliśmy po ujawnionej sytuacji i długich rozmowach podejść do naszego związku drugi raz - jednak to jemu się oberwało, on przyjął konsekwencje, łącznie z moją pierwszą reakcją, z której naprawdę nie jestem dumna. Do kochanicy się nawet nie odzywałam, ale tak, mam dla niej ogromne pokłady pogardy. Nie trzeba było jej podrywać, nadstawiła się sama, o mnie doskonale wiedziała, bo byłam raz nawet gościem w jej domu. Potem pogadałam z paroma znajomymi, wspólnymi, którzy znali ją bardziej - i wyszło, że było tajemnicą poliszynela, iż to właśnie taka kobieta. Byle poruchać i poczuć się z tym fajnie, chętnie z kimś zajętym. Zapewniam, że dla mnie to odrażające nawet bez mojej sytuacji. Pogardę dla kochanek też miałam od dawna, w sumie moje cierpienie w mojej opinii niczego nie zmieniło, bo brzydziło mnie to zawsze. I nie piszę tego, bo "nie misia wina" - pewnie, że jego, ale to nie podlega w ogóle dyskusji. Ta jest o roli kochanków.
Eks kochanka mojego męża nie dość, że byłą kobietą lekkich obyczajów to jeszcze cholerną seksoholiczką. Do tej pory się we mnie gotuje jak sobie przypomnę jej niektóre wiadomości do niego zacytuje ,,przeżyjesz ze mną taki seks jakiego z żoną nigdy w życiu nie miałeś'' Ogólnie była taka bezwstydna, bezczelna, z kilku ,,rozmówek'' które udało mi się przeczytać w każdej 80% to mowa o seksie. Nie mogłam przez to przebrnąć, jak to czytałam. Żeby kobieta takie rzeczy wypisywała do żonatego WSTYD!!!!!!!!!!!!!! I co ja o tej kobiecie mam myśleć?
Skoro kobiety chcą być szanowane przez inne kobiety, to najpierw same powinny się szanować.
Jaki koń jest każdy widzi.
Słusznie zauważono - roztrząsa się tu bardziej kwestię winy kochanek, mniej partnerów, bo o tym zwyczajnie traktuje temat. Ja ze swoim postanowiliśmy po ujawnionej sytuacji i długich rozmowach podejść do naszego związku drugi raz - jednak to jemu się oberwało, on przyjął konsekwencje, łącznie z moją pierwszą reakcją, z której naprawdę nie jestem dumna. Do kochanicy się nawet nie odzywałam, ale tak, mam dla niej ogromne pokłady pogardy. Nie trzeba było jej podrywać, nadstawiła się sama, o mnie doskonale wiedziała, bo byłam raz nawet gościem w jej domu. Potem pogadałam z paroma znajomymi, wspólnymi, którzy znali ją bardziej - i wyszło, że było tajemnicą poliszynela, iż to właśnie taka kobieta. Byle poruchać i poczuć się z tym fajnie, chętnie z kimś zajętym. Zapewniam, że dla mnie to odrażające nawet bez mojej sytuacji. Pogardę dla kochanek też miałam od dawna, w sumie moje cierpienie w mojej opinii niczego nie zmieniło, bo brzydziło mnie to zawsze. I nie piszę tego, bo "nie misia wina" - pewnie, że jego, ale to nie podlega w ogóle dyskusji. Ta jest o roli kochanków.
Podziwiam Cię. Nie czujesz pogardy do męża? Nie czujesz do niego obrzydzenia? Kochanica, która dawała wszystkim dookoła i Twój mąż. Ona szukała byle poruchać? A czego w takim razie szukał Twój mąż? Nie chciał też przypadkiem poruchac?? On dostał drugą szanse, ale Pani została łatka
Charlene38 Ciekawe dlaczego mąż nie kasował tych smsów po przeczytaniu. Mógł też numer nachalnej baby zablokować. Da się? Da się. Jak się tylko chce. A w tym przypadku jak się nie chce. Ale, że chciał...
Widać, że gotują w Tobie emocje. Z pomocą najlepszego adwokata w mieście załatwisz ostatecznie swoją sprawę z mężem - h***jem. I to jest ta różnica. Nie załatawisz ich sprawy. Bo oni swoje sprawy już pozałatwiali między sobą bez Twojego udziału. I to tak bardzo boli. I niestety choćbyś nie wiadomo jak ją wyzywała, to żadną siłą nie zmienia to faktu, że Twój mąż do niej poszedł. Wiem, boli jak cholera. Ale na ten fakt nie ma siły.
Nie znam historii Twojego małżeństwa, ale powiedz, co zrobisz, kiedy mąż poda najgorszy z możliwych dla Ciebie argumentów usprawiedliwiając swoje postępowanie tj. nie kocham już żony, przestałem ją dawno kochać ale byłem z nią ze względu na dzieci, spotkałem jednak kobietę, do której coś poczułem i uświadomiłem sobie, że chcę na nowo założyć rodzinę, kocham moje dzieci, bede je zawsze wspierał jako ojciec, ale nie jako mąż ich matki itd., itp. I teraz zestaw to sobie z Twoim jadem, że to "dziwka". Pierwsze co adwokat Ci doradzi, to żeby ochłonąć z emocji i liczyć się ze słowami, bo okoliczności są takie a nie inne, a mąż to nie Twoja własność a obca kobieta to nie worek treningowy do wyzwisk.
1. Sony, ja nie ukrywam się ze swoimi emocjami. Czuje się to co ja czuję, kiedy ktoś cię okłamuje. I porzuca. I zostawia z problemami finansowymi. Mam czuć miłość? Ekstazę? Hmmm? Napisz jak Twoim zdaniem POWINNAM się CZUĆ. Nie zachowywać, bo to odrębny temat.
2. Ja ten fakt rozumiem. Mój mąż mnie nie kocha. Zdradza mnie z inną.
3. Mam swoją opinię na temat cichodajek żonatym i konkretne określenie na to. Dziwka. I będę sobie nim swobodnie operować kiedy chcę. Kochanka mojego męża nie jest moim workiem treningowym. Jest materacem treningowym mojego męża.
4. Właśnie to ma mój mąż powiedzieć w sądzie - że mnie nie kocha, odszedł do innej i tym samym jest winny rozpadu naszego małżeństwa.*
5. Mąż nie jest moją własnością. W momencie zawierania małżeństwa ja go nie kupiłam, Sony. Ja go poślubiłam, a on mi złożył pewną przysięgę, której nie dotrzymał.
5. Adwokat? Ja w rozmowie z nim przedstawiam fakty i dokumenty. Mojego adwokata nie obchodzą moje emocje, a moje pieniądze. Niemałe.
Zostaw jeszcze parę słów tutaj Sony, na temat mojej krzywdy. Ustosunkuję się do nich jak wrócę od adwokata.
* Proszę Cię, mam nadzieję, że rozumiesz różnicę między kryzysami, niedogadywaniem się a zdradą. Są trzy rodzaje wyroków w sprawach rozwodowych:
1. Z orzekaniem o winie;
2. Bez orzekania o winie;
3. Z orzekaniem o winie dwóch stron.
Mnie interesuje ta pierwsza opcja.
Do takiej są 3 przesłanki:
1. Alkoholizm;
2. Przemoc;
3. Zdrada.
U mnie spełniona jest jedna. Ostatnia. O jaki wyrok powinnam się starać Twoim zdaniem w świetle powyższego?
EDIT
Sony Jesteś / byłaś czyjąś kochanką?
Nana666 napisał/a:Słusznie zauważono - roztrząsa się tu bardziej kwestię winy kochanek, mniej partnerów, bo o tym zwyczajnie traktuje temat. Ja ze swoim postanowiliśmy po ujawnionej sytuacji i długich rozmowach podejść do naszego związku drugi raz - jednak to jemu się oberwało, on przyjął konsekwencje, łącznie z moją pierwszą reakcją, z której naprawdę nie jestem dumna. Do kochanicy się nawet nie odzywałam, ale tak, mam dla niej ogromne pokłady pogardy. Nie trzeba było jej podrywać, nadstawiła się sama, o mnie doskonale wiedziała, bo byłam raz nawet gościem w jej domu. Potem pogadałam z paroma znajomymi, wspólnymi, którzy znali ją bardziej - i wyszło, że było tajemnicą poliszynela, iż to właśnie taka kobieta. Byle poruchać i poczuć się z tym fajnie, chętnie z kimś zajętym. Zapewniam, że dla mnie to odrażające nawet bez mojej sytuacji. Pogardę dla kochanek też miałam od dawna, w sumie moje cierpienie w mojej opinii niczego nie zmieniło, bo brzydziło mnie to zawsze. I nie piszę tego, bo "nie misia wina" - pewnie, że jego, ale to nie podlega w ogóle dyskusji. Ta jest o roli kochanków.
Podziwiam Cię. Nie czujesz pogardy do męża? Nie czujesz do niego obrzydzenia? Kochanica, która dawała wszystkim dookoła i Twój mąż. Ona szukała byle poruchać? A czego w takim razie szukał Twój mąż? Nie chciał też przypadkiem poruchac?? On dostał drugą szanse, ale Pani została łatka
Charlene38 Ciekawe dlaczego mąż nie kasował tych smsów po przeczytaniu. Mógł też numer nachalnej baby zablokować. Da się? Da się. Jak się tylko chce. A w tym przypadku jak się nie chce. Ale, że chciał...
Nie jest moim mężem, pozostajemy w nieformalnym związku. Owszem, czułam obrzydzenie - okazało się jednak po prostu słabsze od przywiązania i zgasło. Co do samej sytuacji - nie wiem, czy szukał, wiem, że skorzystał. Jakkolwiek ich wiadomości przed tym seksem brzmiały zwyczajnie, koleżeńsko.
Wspomniano tutaj wcześniej o analizie - miałam ten komfort, że mogłam zrobić i własną, i wspólną. Zostaliśmy z gołą prawdą - z mojej strony zabrakło seksu i dbania o dom, więc w jakimś sensie i o faceta. Z jego pojawiło się pogwałcenie uczciwości między nami i zranienie mnie. Uświadomiłam sobie jednak, że to nie tylko ktoś, kto mnie zdradził, skrzywdził, lecz również ktoś, kto był przy mnie w dotąd najtrudniejszych momentach mojego życia, dbał o mój byt, zęby zjadł na rozmowach ze mną, miliony razy rozśmieszał mnie do łez i chronił, kiedy ktoś był przeciwko mnie. Zrozumiałam również, że on najwyraźniej też widzi we mnie coś, czego nie chce stracić - prawie nigdy się nie tłumaczy, choć teraz to robił, zaś na rozstaniu ze mną tak materialnie jedynie by zyskał, znajomych by nie stracił, a nie jestem pięknością czy Perfekcyjną Panią Domu, aby tego miało mu zabraknąć. To dało furtkę do wspólnej pracy i wybaczenia - i na razie to działa. Jak będzie - zobaczymy. Podsumowując: był czyn, analiza, jasne określenie winy, decyzja. W tym czasie kochanica nie ma dla mnie nic, co pozwoliłoby mi w ogóle wykrzesać z siebie nieco dobrej woli - robi regularnie tu i tam to, czym ja pogardzam, nigdy nie odczuwałam wobec niej sympatii (byłam uprzejma, ale neutralna), nigdy nie dała znać, jakoby pojęła, że i ona zrobiła coś nagannego, jeszcze po zakończeniu ich kontaktów napisała do niego wiadomość spod znaku "chciałabym się z tobą chędożyć, mam nadzieję, że z Naną fajnie ci się ułożyło". No niestety - nie mam na stanie żadnych miłych słów dla takich ludzi, a teraz nie muszę sobie wyobrażać, jak ciężka jest sama myśl o nich dla zdradzonych, bo już niestety to wiem Stąd powracam do swojego pierwotnego wniosku - za kryzys odpowiadają partnerzy, za zdradę - zdradzacz, a za krzywdzenie zdradzanego kochankowie, razem.
Dajcie już spokój Sony - niczego jej nie tłumaczcie, bo to jak grochem o ścianę.
To jakaś upośledzona (w rozumowaniu i czytaniu ze zrozumieniem) osoba, która kompletnie nie rozumie, co się do niej - wielokroć, w kółko, i od nowa - przez wiele osób z tego wątku - pisze.
Trzeba mieć baaaaardzo krótki rozumek, żeby tak stanąć w miejscu i stać (jak pal ) i żadna siła mnie nie ruszy, za nic na świecie!! nie dam się i już!!
Sony czyta co chce i wie swoje.
Nie to, że nie może mieć własnego zdania - nikt jej nie broni. Ale w każdym swoim poście ona odpowiada SAMA SOBIE, powtarza te same argumenty Z DUPY WZIĘTE i nijak mające się do wypowiedzi osób, które z nią dyskutują, próbując jej coś tam wytłumaczyć.
Ja pasuje.
Wiem, że ludzie są różni.
W związku z powyższym nie mam szans żeby każdy z tego wątku zrozumiał (tylko zrozumiał! nie chodzi o zgodę!) co piszę. Więc przestaję zadawać sobie trud, by dalej to wyjaśniać.
W sumie - w różnorodności piękno
Czasem trafiają się i takie "przypadki" i trzeba to akceptować i uszanować. Może ona nie potrafi inaczej? Ma ograniczenia, których nie przeskoczy? Po co z tym walczyć i spalać swoją energię
edit - na przykład teraz Sony ma okazję odpowiedzieć rzeczowo i konkretnie na bardzo rzeczowy i konkretny post I_see_beyond skierowany bezpośrednio do niej.
Założę się, że Sony nie odpowie, ale przy najbliższej okazji wygłosi swoje - wygłoszone już tu przez nią kilkanaście/kilkadziesiąt razy mądrości.
I znów w koło Macieju - ktoś się do tych "mądrości Sony" odniesie, a Sony "nie doczyta"... "nie zauważy"... i za kilka postów powtórzy nam od nowa --->>> WY UWAŻACIE ŻE WASZ MĄŻ JEST NIEWINNY, TYLKO ATAKUJECIE BIEDNĄ KOBIETĘ (która nie jest waszym workiem treningowym!! żaby tak niewybaczalnie ją określać!!) - hihihihi - dzięki Sony, że wiesz lepiej niż ja i cała reszta tu pisze, Ty to jednak przenikliwa jesteś... że ho ho... jak mało kto
I trzymaj się dalej swojej wersji na temat tego CO MY MYŚLIMY I JAK MY UWAŻAMY. Nie daj się! Nie daj sobie namieszać w głowie!
ps
No więc tak -
1. mamy winić wyłącznie niewiernego męża
2. ale przy okazji jednak zrozumieć, że połowa winy za jego zdradę była nasza
3. mamy odnosić się z szacunkiem do boczniar bo to zagubione i wrażliwe stworzonka i zakochały się
4. jednak! (teraz najlepsze) - męża też mamy nie winić - bo przecież nie był nigdy naszą własnością, wybrał inną bo miał prawo itd.
zgłupiałam serio
Co prawda swojego eksa nigdy nie traktowałam jak własność - zawsze mógł odejść, a swoje plany z nim związane opierałam wyłącznie na tym co sam deklarował (ślubując i płodząc dzieci) - niczego sobie sama nie wymyśliłam. Ale nawet wówczas mógł się "rozmyślić". Szkoda, że takiej decyzji nie potrafił podjąć sam, bez wsparcia qurewny.
Ale weź to wytłumacz SonyXperii niemożliwe....
SonyXperia napisał/a:Widać, że gotują w Tobie emocje. Z pomocą najlepszego adwokata w mieście załatwisz ostatecznie swoją sprawę z mężem - h***jem. I to jest ta różnica. Nie załatawisz ich sprawy. Bo oni swoje sprawy już pozałatwiali między sobą bez Twojego udziału. I to tak bardzo boli. I niestety choćbyś nie wiadomo jak ją wyzywała, to żadną siłą nie zmienia to faktu, że Twój mąż do niej poszedł. Wiem, boli jak cholera. Ale na ten fakt nie ma siły.
Nie znam historii Twojego małżeństwa, ale powiedz, co zrobisz, kiedy mąż poda najgorszy z możliwych dla Ciebie argumentów usprawiedliwiając swoje postępowanie tj. nie kocham już żony, przestałem ją dawno kochać ale byłem z nią ze względu na dzieci, spotkałem jednak kobietę, do której coś poczułem i uświadomiłem sobie, że chcę na nowo założyć rodzinę, kocham moje dzieci, bede je zawsze wspierał jako ojciec, ale nie jako mąż ich matki itd., itp. I teraz zestaw to sobie z Twoim jadem, że to "dziwka". Pierwsze co adwokat Ci doradzi, to żeby ochłonąć z emocji i liczyć się ze słowami, bo okoliczności są takie a nie inne, a mąż to nie Twoja własność a obca kobieta to nie worek treningowy do wyzwisk.
1. Sony, ja nie ukrywam się ze swoimi emocjami. Czuje się to co ja czuję, kiedy ktoś cię okłamuje. I porzuca. I zostawia z problemami finansowymi. Mam czuć miłość? Ekstazę? Hmmm? Napisz jak Twoim zdaniem POWINNAM się CZUĆ. Nie zachowywać, bo to odrębny temat.
2. Ja ten fakt rozumiem. Mój mąż mnie nie kocha. Zdradza mnie z inną.
3. Mam swoją opinię na temat cichodajek żonatym i konkretne określenie na to. Dziwka. I będę sobie nim swobodnie operować kiedy chcę. Kochanka mojego męża nie jest moim workiem treningowym. Jest materacem treningowym mojego męża.
4. Właśnie to ma mój mąż powiedzieć w sądzie - że mnie nie kocha, odszedł do innej i tym samym jest winny rozpadu naszego małżeństwa.*
5. Mąż nie jest moją własnością. W momencie zawierania małżeństwa ja go nie kupiłam, Sony. Ja go poślubiłam, a on mi złożył pewną przysięgę, której nie dotrzymał.
5. Adwokat? Ja w rozmowie z nim przedstawiam fakty i dokumenty. Mojego adwokata nie obchodzą moje emocje, a moje pieniądze. Niemałe.Zostaw jeszcze parę słów tutaj Sony, na temat mojej krzywdy. Ustosunkuję się do nich jak wrócę od adwokata.
* Proszę Cię, mam nadzieję, że rozumiesz różnicę między kryzysami, niedogadywaniem się a zdradą. Są trzy rodzaje wyroków w sprawach rozwodowych:
1. Z orzekaniem o winie;
2. Bez orzekania o winie;
3. Z orzekaniem o winie dwóch stron.Mnie interesuje ta pierwsza opcja.
Do takiej są 3 przesłanki:
1. Alkoholizm;
2. Przemoc;
3. Zdrada.U mnie spełniona jest jedna. Ostatnia. O jaki wyrok powinnam się starać Twoim zdaniem w świetle powyższego?
EDIT
Sony Jesteś / byłaś czyjąś kochanką?
Zacznę od końca. Nie, nie jestem i nigdy nie byłam niczyją kochanką. Nigdy nie byłam uwikłana w żaden romans i nie wspierałam żadnego pana,któremu układa się tak sobie...
Ale jestem tą, która kiedyś "przegrała". Co prawda nie był to mój mąż, jedynie partner, nie mieliśmy także dzieci ani wspólnego majątku. Niemniej jednak zdrada to zdrada. Byliśmy przecież razem. Byliśmy parą. Kiedy się o tym dowiedziałam jedyne co poczułam to był potworny wstręt i obrzydzenie do niego. Po raz pierwszy w życiu zrobiło mi się niedobrze nie tylko w przenośni, ale także dosłownie. Po prostu poczułam fizycznie jak mnie mdli. Poczułam się tak jakby mi partner robił łaskę, że ze mną jest. A ja tego od niego nie potrzebowałam. Nie miałam pretensji do tamtej kobiety. Pomimo tego, że ją znałam, ona znała mnie, wiedziała, że jesteśmy razem. Była jedną z naszych znajomych. Widziałam również to, że on jej się podoba, bo ona nawet tego nie kryła. Ale co miałam robić? Zabronić kobiecie zwracać uwagę na mojego partnera? Nie nazywam jej dziwką. Nie uważam ją za dziwkę. A mogłabym, bo patrząc z zewnątrz ona mi faceta właściwie odbiła. Ale ja tego tak nie spostrzegałam. Mnie ta kobieta nie obchodziła. Obchodziło mnie to, co zrobił mój partner. Miałam go za mężczyznę z klasą, z zasadami. Byłam też bardzo zakochana. Owszem, ryczałam jak bóbr, klnęłam na czym świat stoi i wyzywałam, ale jego. Od najgorszych z możliwych. Suchej nitki na nim nie zostawiłam. Koncentrowałam się tylko na nim, na jego zachowaniu, postępowaniu. Zajęło mi to rok. Nie mam pretensji do tej dziewczyny, bo to mogła być każda kobieta. Każda inna dziewczyna . Owszem, grała mi na nerwach, ale on z jakiś powodów wybrał właśnie ją. A właściwie to zamienił jedną na drugą. Najpierw ją u siebie zatrudnił, potem wyjeżdżali razem na konferencje, szkolenia i tak się to potoczyło. Świetnie im się romansowało. Dowiedziałam się i to był koniec. Nasz koniec. Czy dlatego jest dziwką? Nie. Ja jestem wolna od tych emocji. Mój partner nie poszedł do niej i nie zapłacił jej. Ani też ona nie przyszła do nas do domu i nie rozłożyła przed nim nóg. To się działo w czasie. Skoro on ją wolał, skoro wolał inną. Bo on dla mnie tym sposobem dokonał wyboru. Zresztą, są razem do tej pory.
Niestety,ale to nie inne kobiety rozbijają związki. Faceci je sami sobie rozbijają.
Wiem, jakie są wyroki w sprawach rozwodowych. Wyrok z orzeczeniem o wyłącznej winie małżonka za rozpad małżeństwa da Ci niewątpliwie wątpliwą satysfakcję oraz to, że będziesz mogła w razie istotnego pogorszenia się Twojej sytuacji materialnej żądać od niego alimentów (o ile jeszcze będzie żyw), ale marna to satysfakcja szlajać się po sądach z byłym małżonkiem i upokarzać się jak to Ci życiu ciężko bez niego.
Naprawdę potrzebujesz wyzywać tę kobietę od dziwek? Co Ci to daje? Co to zmienia? Mąż Cię zacznie od tego z powrotem kochać?
I_see_beyond napisał/a:SonyXperia napisał/a:Widać, że gotują w Tobie emocje. Z pomocą najlepszego adwokata w mieście załatwisz ostatecznie swoją sprawę z mężem - h***jem. I to jest ta różnica. Nie załatawisz ich sprawy. Bo oni swoje sprawy już pozałatwiali między sobą bez Twojego udziału. I to tak bardzo boli. I niestety choćbyś nie wiadomo jak ją wyzywała, to żadną siłą nie zmienia to faktu, że Twój mąż do niej poszedł. Wiem, boli jak cholera. Ale na ten fakt nie ma siły.
Nie znam historii Twojego małżeństwa, ale powiedz, co zrobisz, kiedy mąż poda najgorszy z możliwych dla Ciebie argumentów usprawiedliwiając swoje postępowanie tj. nie kocham już żony, przestałem ją dawno kochać ale byłem z nią ze względu na dzieci, spotkałem jednak kobietę, do której coś poczułem i uświadomiłem sobie, że chcę na nowo założyć rodzinę, kocham moje dzieci, bede je zawsze wspierał jako ojciec, ale nie jako mąż ich matki itd., itp. I teraz zestaw to sobie z Twoim jadem, że to "dziwka". Pierwsze co adwokat Ci doradzi, to żeby ochłonąć z emocji i liczyć się ze słowami, bo okoliczności są takie a nie inne, a mąż to nie Twoja własność a obca kobieta to nie worek treningowy do wyzwisk.
1. Sony, ja nie ukrywam się ze swoimi emocjami. Czuje się to co ja czuję, kiedy ktoś cię okłamuje. I porzuca. I zostawia z problemami finansowymi. Mam czuć miłość? Ekstazę? Hmmm? Napisz jak Twoim zdaniem POWINNAM się CZUĆ. Nie zachowywać, bo to odrębny temat.
2. Ja ten fakt rozumiem. Mój mąż mnie nie kocha. Zdradza mnie z inną.
3. Mam swoją opinię na temat cichodajek żonatym i konkretne określenie na to. Dziwka. I będę sobie nim swobodnie operować kiedy chcę. Kochanka mojego męża nie jest moim workiem treningowym. Jest materacem treningowym mojego męża.
4. Właśnie to ma mój mąż powiedzieć w sądzie - że mnie nie kocha, odszedł do innej i tym samym jest winny rozpadu naszego małżeństwa.*
5. Mąż nie jest moją własnością. W momencie zawierania małżeństwa ja go nie kupiłam, Sony. Ja go poślubiłam, a on mi złożył pewną przysięgę, której nie dotrzymał.
5. Adwokat? Ja w rozmowie z nim przedstawiam fakty i dokumenty. Mojego adwokata nie obchodzą moje emocje, a moje pieniądze. Niemałe.Zostaw jeszcze parę słów tutaj Sony, na temat mojej krzywdy. Ustosunkuję się do nich jak wrócę od adwokata.
* Proszę Cię, mam nadzieję, że rozumiesz różnicę między kryzysami, niedogadywaniem się a zdradą. Są trzy rodzaje wyroków w sprawach rozwodowych:
1. Z orzekaniem o winie;
2. Bez orzekania o winie;
3. Z orzekaniem o winie dwóch stron.Mnie interesuje ta pierwsza opcja.
Do takiej są 3 przesłanki:
1. Alkoholizm;
2. Przemoc;
3. Zdrada.U mnie spełniona jest jedna. Ostatnia. O jaki wyrok powinnam się starać Twoim zdaniem w świetle powyższego?
EDIT
Sony Jesteś / byłaś czyjąś kochanką?Zacznę od końca. Nie, nie jestem i nigdy nie byłam niczyją kochanką. Nigdy nie byłam uwikłana w żaden romans i nie wspierałam żadnego pana,któremu układa się tak sobie...
Ale jestem tą, która kiedyś "przegrała". Co prawda nie był to mój mąż, jedynie partner, nie mieliśmy także dzieci ani wspólnego majątku. Niemniej jednak zdrada to zdrada. Byliśmy przecież razem. Byliśmy parą. Kiedy się o tym dowiedziałam jedyne co poczułam to był potworny wstręt i obrzydzenie do niego. Po raz pierwszy w życiu zrobiło mi się niedobrze nie tylko w przenośni, ale także dosłownie. Po prostu poczułam fizycznie jak mnie mdli. Poczułam się tak jakby mi partner robił łaskę, że ze mną jest. A ja tego od niego nie potrzebowałam. Nie miałam pretensji do tamtej kobiety. Pomimo tego, że ją znałam, ona znała mnie, wiedziała, że jesteśmy razem. Była jedną z naszych znajomych. Widziałam również to, że on jej się podoba, bo ona nawet tego nie kryła. Ale co miałam robić? Zabronić kobiecie zwracać uwagę na mojego partnera? Nie nazywam jej dziwką. Nie uważam ją za dziwkę. A mogłabym, bo patrząc z zewnątrz ona mi faceta właściwie odbiła. Ale ja tego tak nie spostrzegałam. Mnie ta kobieta nie obchodziła. Obchodziło mnie to, co zrobił mój partner. Miałam go za mężczyznę z klasą, z zasadami. Byłam też bardzo zakochana. Owszem, ryczałam jak bóbr, klnęłam na czym świat stoi i wyzywałam, ale jego. Od najgorszych z możliwych. Suchej nitki na nim nie zostawiłam. Koncentrowałam się tylko na nim, na jego zachowaniu, postępowaniu. Zajęło mi to rok. Nie mam pretensji do tej dziewczyny, bo to mogła być każda kobieta. Każda inna dziewczyna . Owszem, grała mi na nerwach, ale on z jakiś powodów wybrał właśnie ją. A właściwie to zamienił jedną na drugą. Najpierw ją u siebie zatrudnił, potem wyjeżdżali razem na konferencje, szkolenia i tak się to potoczyło. Świetnie im się romansowało. Czy dlatego jest dziwką? Nie. Ja jestem wolna od tych emocji. Mój partner nie poszedł do niej i nie zapłacił jej. Ani też ona nie przyszła do nas do domu i nie rozłożyła przed nim nóg. To się działo w czasie. Skoro on ją wolał, skoro wolał inną.Niestety,ale to nie inne kobiety rozbijają związki. Faceci je sami sobie rozbijają.
Wiem, jakie są wyroki w sprawach rozwodowych. Wyrok z orzeczeniem o wyłącznej winie małżonka za rozpad małżeństwa da Ci niewątpliwie wątpliwą satysfakcję oraz to, że będziesz mogła w razie istotnego pogorszenia się Twojej sytuacji materialnej żądać od niego alimentów (o ile jeszcze będzie żyw), ale marna to satysfakcja szlajać się po sądach z byłym małżonkiem i upokarzać się jak to Ci życiu ciężko bez niego.
Naprawdę potrzebujesz wyzywać tę kobietę od dziwek? Co Ci to daje? Co to zmienia? Mąż Cię zacznie od tego z powrotem kochać?
SonyXperio, Ty nadal niczego nie zrozumiałaś...
Ty uważasz, że my tylko siedzimy, płaczemy i czekamy aż nasz misio wróci i znów zacznie nas kochać??
Poczytaj, proszę, dokładnie, bo diabelnie trudno dyskutować z kimś, kto nie łapie prostych stwierdzeń... takich podstaw...
Dramatycznie ograniczony sposób pojmowania rzeczywistości.
A udowodnienie winy męża uważasz za upokarzające dla żony???? I nie dorabiaj do tego ideologii - że w ten sposób którakolwiek z nas chce pokazać, że nam ciężko bez misia - bzdura. Szlajać się po sądach nie trzeba więcej niż przy rozwodzie bez orzekania. Ja dostałam rozwód z orzekaniem o winie na drugiej rozprawie. Wiele dziewczyn już na pierwszej.
Co do boczniary... to nie, nie mogła to być "każda inna dziewczyna" - to mogła być wyłącznie dziewczyna tej kategorii, na szczęście to absolutna mniejszość. Obrażasz "inne dziewczyny" swoim uproszczonym pojmowaniem.
SonyXperia napisał/a:I_see_beyond napisał/a:1. Sony, ja nie ukrywam się ze swoimi emocjami. Czuje się to co ja czuję, kiedy ktoś cię okłamuje. I porzuca. I zostawia z problemami finansowymi. Mam czuć miłość? Ekstazę? Hmmm? Napisz jak Twoim zdaniem POWINNAM się CZUĆ. Nie zachowywać, bo to odrębny temat.
2. Ja ten fakt rozumiem. Mój mąż mnie nie kocha. Zdradza mnie z inną.
3. Mam swoją opinię na temat cichodajek żonatym i konkretne określenie na to. Dziwka. I będę sobie nim swobodnie operować kiedy chcę. Kochanka mojego męża nie jest moim workiem treningowym. Jest materacem treningowym mojego męża.
4. Właśnie to ma mój mąż powiedzieć w sądzie - że mnie nie kocha, odszedł do innej i tym samym jest winny rozpadu naszego małżeństwa.*
5. Mąż nie jest moją własnością. W momencie zawierania małżeństwa ja go nie kupiłam, Sony. Ja go poślubiłam, a on mi złożył pewną przysięgę, której nie dotrzymał.
5. Adwokat? Ja w rozmowie z nim przedstawiam fakty i dokumenty. Mojego adwokata nie obchodzą moje emocje, a moje pieniądze. Niemałe.Zostaw jeszcze parę słów tutaj Sony, na temat mojej krzywdy. Ustosunkuję się do nich jak wrócę od adwokata.
* Proszę Cię, mam nadzieję, że rozumiesz różnicę między kryzysami, niedogadywaniem się a zdradą. Są trzy rodzaje wyroków w sprawach rozwodowych:
1. Z orzekaniem o winie;
2. Bez orzekania o winie;
3. Z orzekaniem o winie dwóch stron.Mnie interesuje ta pierwsza opcja.
Do takiej są 3 przesłanki:
1. Alkoholizm;
2. Przemoc;
3. Zdrada.U mnie spełniona jest jedna. Ostatnia. O jaki wyrok powinnam się starać Twoim zdaniem w świetle powyższego?
EDIT
Sony Jesteś / byłaś czyjąś kochanką?Zacznę od końca. Nie, nie jestem i nigdy nie byłam niczyją kochanką. Nigdy nie byłam uwikłana w żaden romans i nie wspierałam żadnego pana,któremu układa się tak sobie...
Ale jestem tą, która kiedyś "przegrała". Co prawda nie był to mój mąż, jedynie partner, nie mieliśmy także dzieci ani wspólnego majątku. Niemniej jednak zdrada to zdrada. Byliśmy przecież razem. Byliśmy parą. Kiedy się o tym dowiedziałam jedyne co poczułam to był potworny wstręt i obrzydzenie do niego. Po raz pierwszy w życiu zrobiło mi się niedobrze nie tylko w przenośni, ale także dosłownie. Po prostu poczułam fizycznie jak mnie mdli. Poczułam się tak jakby mi partner robił łaskę, że ze mną jest. A ja tego od niego nie potrzebowałam. Nie miałam pretensji do tamtej kobiety. Pomimo tego, że ją znałam, ona znała mnie, wiedziała, że jesteśmy razem. Była jedną z naszych znajomych. Widziałam również to, że on jej się podoba, bo ona nawet tego nie kryła. Ale co miałam robić? Zabronić kobiecie zwracać uwagę na mojego partnera? Nie nazywam jej dziwką. Nie uważam ją za dziwkę. A mogłabym, bo patrząc z zewnątrz ona mi faceta właściwie odbiła. Ale ja tego tak nie spostrzegałam. Mnie ta kobieta nie obchodziła. Obchodziło mnie to, co zrobił mój partner. Miałam go za mężczyznę z klasą, z zasadami. Byłam też bardzo zakochana. Owszem, ryczałam jak bóbr, klnęłam na czym świat stoi i wyzywałam, ale jego. Od najgorszych z możliwych. Suchej nitki na nim nie zostawiłam. Koncentrowałam się tylko na nim, na jego zachowaniu, postępowaniu. Zajęło mi to rok. Nie mam pretensji do tej dziewczyny, bo to mogła być każda kobieta. Każda inna dziewczyna . Owszem, grała mi na nerwach, ale on z jakiś powodów wybrał właśnie ją. A właściwie to zamienił jedną na drugą. Najpierw ją u siebie zatrudnił, potem wyjeżdżali razem na konferencje, szkolenia i tak się to potoczyło. Świetnie im się romansowało. Czy dlatego jest dziwką? Nie. Ja jestem wolna od tych emocji. Mój partner nie poszedł do niej i nie zapłacił jej. Ani też ona nie przyszła do nas do domu i nie rozłożyła przed nim nóg. To się działo w czasie. Skoro on ją wolał, skoro wolał inną.Niestety,ale to nie inne kobiety rozbijają związki. Faceci je sami sobie rozbijają.
Wiem, jakie są wyroki w sprawach rozwodowych. Wyrok z orzeczeniem o wyłącznej winie małżonka za rozpad małżeństwa da Ci niewątpliwie wątpliwą satysfakcję oraz to, że będziesz mogła w razie istotnego pogorszenia się Twojej sytuacji materialnej żądać od niego alimentów (o ile jeszcze będzie żyw), ale marna to satysfakcja szlajać się po sądach z byłym małżonkiem i upokarzać się jak to Ci życiu ciężko bez niego.
Naprawdę potrzebujesz wyzywać tę kobietę od dziwek? Co Ci to daje? Co to zmienia? Mąż Cię zacznie od tego z powrotem kochać?
SonyXperio, Ty nadal niczego nie zrozumiałaś...
Ty uważasz, że my tylko siedzimy, płaczemy i czekamy aż nasz misio wróci i znów zacznie nas kochać??
Poczytaj, proszę, dokładnie, bo diabelnie trudno dyskutować z kimś, kto nie łapie prostych stwierdzeń... takich podstaw...Dramatycznie ograniczony sposób pojmowania rzeczywistości.
A udowodnienie winy męża uważasz za upokarzające dla żony???? I nie dorabiaj do tego ideologii - że w ten sposób którakolwiek z nas chce pokazać, że nam ciężko bez misia - bzdura. Szlajać się po sądach nie trzeba więcej niż przy rozwodzie bez orzekania. Ja dostałam rozwód z orzekaniem o winie na drugiej rozprawie. Wiele dziewczyn już na pierwszej.
Co do boczniary... to nie, nie mogła to być "każda inna dziewczyna" - to mogła być wyłącznie dziewczyna tej kategorii, na szczęście to absolutna mniejszość. Obrażasz "inne dziewczyny" swoim uproszczonym pojmowaniem.
Posłuchaj. Mój partner prowadził przez jakiś czas prawie podwójne życie. Mój partner z tą dziewczyną. Jeżeli mu sie spodobała, mógł się rozstać ze mną i rozpocząć nowy romans. Nie zrobił tego. I tylko o to mam do niego pretensje. Mogliśmy się rozstać. Mniej by bolało. A bolało bardzo, kiedy się o wszystkim dowiedziałam. Ale to on mi zrobił. Jego nienawidzę.
Jeżeli czegokolwiek wymagałam, to wymagałam od niego. Od niego względem mnie!!!
do Sony Xperia.
pewnie zaraz mnie zlinczują za to że Cię popieram w tym co piszesz.
Brawo TY:)
Jesteś kobietą z klasą .Ja zgadzam się z Tobą właśnie.
Masz honor, dumę i klasę.tak Trzymaj.
Napewno teraz masz przy sobie faceta godnego Ciebie:)
Mnie jak facet zostawił , podobnei jak Ty nie szukałam w niej winy. TYlko w nim.
Zrsztą jakby nie ta to byłaby inna. Widać coś mu u mnei nie pasowało. i teraz myślę ze wyswiadczył mi przysługę;)
Do Ona 80.
Witaj.
Mam wątpliwość, czy wybierając tytuł swojego posta, rzeczywiście chciałaś dyskusji na temat winy lub braku winy wszelkiej maści kochanek. Dla mnie zdrada i czynny w niej udział jest obdarciem się z godności- zarówno osoby, która ją inicjuje jak i tej, która w niej uczestniczy. Sprawą drugorzędną jest więc forma w jakiej się te osoby "zepitetuje". Dla "muzy" mojego męża ja nie byłam anonimowa. Znała mnie BARDZO dobrze. Świadomie przyjmowała zainteresowanie mojego męża robiąc wiele aby je podtrzymać. Wina zdradzających mężów jest niezaprzeczalna. Współudział ich kochanek również. Czy będziemy je winić, czy też nie to już inna historia.
Sony, mimo współczucia, które do ciebie odczuwam i smutku, że zostałaś potraktowana przez swojego partnera jak zużyta lala, to wybacz, ale twoja historia nijak się ma w porównaniu do zdrad, gdzie jednak partner ślubował wspólną przyszłość i przede wszystkim w związku są dzieci.
Można powiedzieć, że w twoim życiu pojawił się ktoś niedojrzały, ktoś, kto nie potrafił zakończyć związku w dojrzały sposób, gdy jeszcze nie było żadnych deklaracji i wspólnych dzieci i gdy poznał kogoś, kto mu bardziej odpowiadał. Właściwie to mnie nie dziwi, że nie masz żadnych pretensji do tamtej dziewczyny, ona po prostu lepiej pasowała mu na życie i tylko on ciebie potraktował bez szacunku.
Inaczej jednak patrzeć należy na związki, gdzie są podjęte wspólne plany na życie, często to wspólne życie trwa już wiele lat i są wspólne dzieci.
Sony, mimo współczucia, które do ciebie odczuwam i smutku, że zostałaś potraktowana przez swojego partnera jak zużyta lala, to wybacz, ale twoja historia nijak się ma w porównaniu do zdrad, gdzie jednak partner ślubował wspólną przyszłość i przede wszystkim w związku są dzieci.
Można powiedzieć, że w twoim życiu pojawił się ktoś niedojrzały, ktoś, kto nie potrafił zakończyć związku w dojrzały sposób, gdy jeszcze nie było żadnych deklaracji i wspólnych dzieci i gdy poznał kogoś, kto mu bardziej odpowiadał. Właściwie to mnie nie dziwi, że nie masz żadnych pretensji do tamtej dziewczyny, ona po prostu lepiej pasowała mu na życie i tylko on ciebie potraktował bez szacunku.
Inaczej jednak patrzeć należy na związki, gdzie są podjęte wspólne plany na życie, często to wspólne życie trwa już wiele lat i są wspólne dzieci.
Mój partner formalnie mi niczego nie ślubował - co to zmienia? Przecież to był człowiek, którego ja kochałam, któremu ufałam i który deklarował, że kocha mnie. Byliśy parą kilka lat. Zmienia tylko to, że łatwiej było mu się ze mną rozstać, bez społecznych konsekwencji. Po prostu każdy poszedł w swoją stronę, tylko ja poszłam emocjonalnie wykończona. Z małżeństwa jest się po prostu trudniej wydostać.Bo to jest pewna presja społeczna. Ale wydźwięk emocjonalny zdrady jest taki sam zarówno w formalnym jak i nieformalnym związku. Partner oszukuje.
Efekt jest taki, że nie mam zaufania do mężczyzn. Mogę poznać kolejnego, mogę wyjść za mąż, i może pojawić się taka dziewczyna. Może? Może. I czy wtedy dopiero będę miała prawo czuć się zdradzona, bo formalnie będę mężatką?
Moja reakcja jako mężatki byłaby taka sama. Zdrada to fikcja, kłamstwo, obłuda. Zdradzającego. Ja się po prostu tym brzydzę.
To samo dotyczy par, które żyją w konkubinacie i mają dzieci. Czy Twoim zdaniem tu zdrada też ma mniejszy ciężar gatunkowy?
Sony, mimo współczucia, które do ciebie odczuwam i smutku, że zostałaś potraktowana przez swojego partnera jak zużyta lala, to wybacz, ale twoja historia nijak się ma w porównaniu do zdrad, gdzie jednak partner ślubował wspólną przyszłość i przede wszystkim w związku są dzieci.
Można powiedzieć, że w twoim życiu pojawił się ktoś niedojrzały, ktoś, kto nie potrafił zakończyć związku w dojrzały sposób, gdy jeszcze nie było żadnych deklaracji i wspólnych dzieci i gdy poznał kogoś, kto mu bardziej odpowiadał. Właściwie to mnie nie dziwi, że nie masz żadnych pretensji do tamtej dziewczyny, ona po prostu lepiej pasowała mu na życie i tylko on ciebie potraktował bez szacunku.
Inaczej jednak patrzeć należy na związki, gdzie są podjęte wspólne plany na życie, często to wspólne życie trwa już wiele lat i są wspólne dzieci.
Zastanawia mnie jaka tutaj przyświeca logika? Mężczyzna, który zdradza w związku partnerskim jest mniej winny od tego, który zdradza w małżeństwie? Czy może wielkość winy szacować ilością lat spędzonych razem, albo liczbą dzieci? Czy może dajemy zgodę na rozbijanie związków partnerskich, bo tam nikt nie podpisuje papierka, ale już małżeństwo niszczyć to niemoralne? Zdrada jest zdradą, nie bardzo widzę tutaj pole do jej relatywizacji. Tak samo jak wytłumaczeniem nie jest to, że w związku się psuło, tak samo okolicznością łagodzącą nie jest ślub czy też jego brak. Posunęłabym się nawet o krok dalej, bo wytłumaczeniem też nie jest to, że kochanka tak uwodziła okrutnie, że no on po prostu nie mógł odmówić!
Na marginesie dodam, że chociaż nie uważam kochanki za winną zdrady męża, to doskonale rozumiem, że zdradzana osoba w pierwszym rzucie obwinia kochankę/kochankę. Myślę, że są to mechanizmy obronne, mające na celu zachowanie statusu quo (małżeństwa) oraz ułatwienie samej sobie wybaczenie mężowi. Myślę także, że jeśli pracujemy nad małżeństwem i decydujemy się je naprawiać to nie ma znaczenia czy się kochankę nazwie dziwką czy tą trzecią czy jaką tam jeszcze, bo najważniejsza jest naprawa tego co mamy, a kochance to wisi co o niej myślimy. Problem pojawia się wtedy, kiedy niejako kochanka staje się kozłem ofiarnym i przerzucamy na nią winę za związkowe problemy - to zaciemnia obraz i utrudnia spojrzenie na swoje sprawy z pełną świadomością. Uważam, że decyzja o tym czy wybaczyć takiemu zdradzaczowi czy mu nie wybaczyć musi być decyzją racjonalną opartą na pełnej świadomości czynu jaki popełnił. Decyzje emocjonalne w takim wypadku wcześniej lub później odbiją się czkawką.
summerka88 napisał/a:Sony, mimo współczucia, które do ciebie odczuwam i smutku, że zostałaś potraktowana przez swojego partnera jak zużyta lala, to wybacz, ale twoja historia nijak się ma w porównaniu do zdrad, gdzie jednak partner ślubował wspólną przyszłość i przede wszystkim w związku są dzieci.
Można powiedzieć, że w twoim życiu pojawił się ktoś niedojrzały, ktoś, kto nie potrafił zakończyć związku w dojrzały sposób, gdy jeszcze nie było żadnych deklaracji i wspólnych dzieci i gdy poznał kogoś, kto mu bardziej odpowiadał. Właściwie to mnie nie dziwi, że nie masz żadnych pretensji do tamtej dziewczyny, ona po prostu lepiej pasowała mu na życie i tylko on ciebie potraktował bez szacunku.
Inaczej jednak patrzeć należy na związki, gdzie są podjęte wspólne plany na życie, często to wspólne życie trwa już wiele lat i są wspólne dzieci.Mój partner formalnie mi niczego nie ślubował - co to zmienia? Przecież to był człowiek, którego ja kochałam, któremu ufałam i który deklarował, że kocha mnie. Byliśy parą kilka lat. Zmienia tylko to, że łatwiej było mu się ze mną rozstać, bez społecznych konsekwencji. Po prostu każdy poszedł w swoją stronę, tylko ja poszłam emocjonalnie wykończona. Z małżeństwa jest się po prostu trudniej wydostać.Bo to jest pewna presja społeczna. Ale wydźwięk emocjonalny zdrady jest taki sam zarówno w formalnym jak i nieformalnym związku.
Efekt jest taki, że nie mam zaufania do mężczyzn. Mogę poznać kolejnego, mogę wyjść za mąż, i może pojawić się taka dziewczyna. Może? Może. I czy wtedy dopiero będę miała prawo czuć się zdradzona, bo formalnie będę mężatką?Moja reakcja jako mężatki byłaby taka sama. Zdrada to fikcja, kłamstwo, obłuda. Zdradzającego. Ja się po prostu tym brzydzę.
To samo dotyczy par, które żyją w konkubinacie i mają dzieci. Czy Twoim zdaniem tu zdrada też ma mniejszy ciężar gatunkowy?
Rozumiem Sony twój ból i żal, zniechęcenie do związków i poniekąd mężczyzn.
Jednak w twoim związku nie było tego, co w teorii miłości nazywa się ZAANGAŻOWANIEM (obok namiętności i intymności), czyli deklaracji partnera, że ze wszystkich kobiet na świecie tylko z tobą jedyną chce żyć i być, z tobą chce mieć dzieci, tobą chce się opiekować i chociaż mam świadomość, że może spotkać kogoś, kto mi się wyda idealny nawet bardziej niż ty, to będzie pamiętał, że tobie DEKLAROWAŁ lojalność. Żeby taki związek z zaangażowaniem stworzyć trzeba kogoś dobrze poznać, na to przeważnie potrzeba kilku lat aż motylki odlecą i będzie widać wyraźnie, czy dana osoba pasuje nam na życie.
W związku, w którym nie padły deklaracje o wspólnym życiu, rodzinie i dzieciach właściwie wszystko jest otwarte a sam związek na dotarciu, zmierza dopiero do rozstaju dróg, gdzie jedna prowadzi w kierunku "z tobą mi najlepiej i chcę tak zawsze, do czego dołożę wszelkich starań", a druga "czegoś mi brak i chcę jeszcze poszukać bardziej idealnego ideału zanim się zdeklaruję".
Sony, twój związek nie musiał być formalny żeby być zdeklarowanym, ale małżeństwa raczej już są zdeklarowane a jak są dzieci to właściwie przypieczętowane w takim sensie, że zaangażowanie jest zmaterializowane.
Dlatego ja osobiście nie pogardzam, nie brzydzę się kobietami (mężczyznami także), które wchodzą w relacje z kimś, kto komuś innemu się zdeklarował i zdecydował z nim na potomstwo a teraz tę osobę w perfidny sposób oszukuje i nie szanuje. Trzeba jednak nie mieć w sobie za grosz empatii i współczucia dla innych, żeby tak po prostu NIE CZUĆ, że ktoś UCIERPI w wyniku układu/sytuacji, której jest się częścią i pozwalać, aby ktoś inny był oszukiwany. Trzeba jednak być "mniej ludzkim", mniej wspólnotowym, żeby przyystać na takie okoliczności i być obojętnym wobec męża/żony kochanka.
Stąd podtrzymuję, że kochanki/kochankowie to OSOBY NIEWRAŻLIWE i POZBAWIONE EMPATII.
EDIT: Mamidełko, skąd ty się urwałaś? Znowu masz problem z czytaniem ze zrozumieniem
Ja nie pisałam o zdradzaczach, tylko o kochankach. Rozumiesz różnicę?
Nie ulega wątpliwościom, że facet Sony to niedojrzały dupek i pewnie dobrze się stało, że sam się ulotnił z jej życia.
Tak...niewienne...jak moja....na prosby i blagania, ostrzezenia, Ze niszczy życie moje i naszego syna, że nie miała prawa zabierać ojca synowi a mnie męża stwierdziła tylko...że on asie zajęła nim z przyjemnością , a ja mam sobie poszukać definicji mężą..." Zabawna. Dzisiaj moja 10 rocznica śłubu , za 20 minut mój szanowny Ch...j otrzyma moje warunki rozwodowe. Walczyłam, poniżałam się błagałam obydwoje, trwała to 4 miesieące, Z żóny stałam się kochanką mężą ukrywaną przed kochanką. Mówicie , że nie mam prawa obwiniać jej za rozpad mojego małżeństwa..nie obwiniam, obwiniam za rozpad mojej rodziny. Za to, że mój 15 syn uważa ojca za obcego człowieka bo widział, jak ojciec niby dajac szanse rodzinie, wbijał nóż w serce jego matki głębiej i głebiej, żałuję, że nie kopnęłąm ch..ja w dupe od razu, ale...spadło to na mnie jak grom z jasnego nieba...Okazało się , że mój idealny mąż który był dla nie wszystkim nie widział sensu w walce o małżęństwo...bo była już ona. Miłóść jego życia...., którą zdradza cały czas na każdym kroku najpierw ze mną a potem z przygodnymi dziwkami. Tak nienawidzę jej bo weszła w ten związek z premedytacją, bo zniszczyła wszyskie wspomnienia z ostatnich jedenastu lat...prowadzili podwojne zycie od roku. pozwalała mu na to wszystko na opowiadania o nas o naszym życiu, jezdzili w te miejsca gdzie my byliśmy szczęśliwi. Pozwoliła mu zabrać się do jego matki i siostry, a ja niczego nie podejrzewałam. Pozwalala mu wydawać na siebie nasze wspolnie zarabiane pieniadza. Ja pracuję...nie utrzymywał mnie mąż..a nawet gdybym nie pracowała zawodowo tylko zajmowała się naszym dzieckiem i domem to sorry ale bez jaj..żadna z siedzących w domu mam nie leży i nie pachnie...nie to co kochanki . Zawsze uwazałam, szczególnie gdy był czas ze zarabiałam znacznie wiecej niz on, że co moje to jego a raczej naszej trojki. Bo jestesmy rodzina. Ale gdy widzialam, że mój m pracuje ( w delegacji) non stop i zjeżdza na jedna tylko sobote a po kasie tego nie widac..to zaczeły sie podejrzenia z mojej strony..zreszta niewazne...wazne ze ciagle mu brakowało wiec ja mu dosylalam ...wiecie jaki to szok, gdy pozniej po analizie konta każda z tych kwot wydał na qurewne, a ona na to pozwolila. Nie umniejszam jego winy, o nie....jak mu to napisałam w tym tygodniu..człowieka ktorego kochałam i ktoremu ufalam bezgranicznie juz nie ma umarł....jest ten jej oszust, kłamca, człowiek bez serca i sumienia, wykorzystywacz i złodziej..tak bo okradał naszą rodzinę nie tylko z pieniedzy ale z czasu, którego wspolnie mielismy tak mało. A ona dla mnie jest dziwka bez sumienia i mam nadzieję, że kiedyś zapłaci za wszstkie moje łzy, siwe włosy, zmarszczki, problemy zdrowowtne, bezsennośc od 4 miesiecy, wymioty, wypadniecie połowy włosów, utratę 20 kg( chociaz za to moge jej podziekowac
). Ze zapłaci za to że mój syn musiał ogladac zalamanie swojej mamy, która wyła z bólu. To syn musiał pochowac nasze wszstkie zdjecia, to on mówi ...mamo damy rade....nie warto o nim myslec nie zasłużył, ...Wiec kochanki....wybielajcie sie dalej. Piszecie ze zona tez winna...pewnie tak... kryzys w zwiazku...dlaczego ja chociaz czułam ze maz sie odsuwa od nas, ze wszysto mu nie pasuje we mnie i w synu, że musze go zapraszac do sypialni, ja ktorej brakowałao meza jak cholera, jego dotyku zartow, wygłupow z synem, namietnego seksu jak dawniej dlaczego ja nie poszłam na łątwizne, nie szukałam kochanka, ucieczki przed problemam....czekałam cierpliwie az moj maz wroci...niestety..spotkal po drodze qurwe, ktora byla zdradzona mezatka i szukala pocieszenia ....10 lat małżęństwa...pogoda była taka jak dzisiaj....było pieknie. My bylismy piekni usmiechnieci...on mowił ze kocha i nigdy nie zdradzi...to nic nie znaczylo, wszystkie wspomnienia sa g...na warte. mam nadzieje ze obydwoje zapłacą zasłużoną kare...I żeby nie było obydwoje są siebie warci. Ja moze jeszcze kiedys bd szczesliwa, moze to wszystko nie odbije sie bardzo na psychice mojego syna....Oni dla swojej niegodnej milosci zniszczyli nasze poczucie bezpieczenstwa, zaufania, szcerości, zniszczyli rodzinę....DZisiaj ostatni dzien lez...koniec.
Mam pytanie do I see beyond...jak długo bedzie bolalo, jestem wrakiem człowieka, juz w nic nie wierze, boje sie samotnosci. Finansowo dam sb rade ale jak z cala reszta. Czy pozostalo mi juz tlko czekanie na śmierć? Ja mogła mbyc taką idiotką i nie widzieć w kogo zmienił sie on.
Strony Poprzednia 1 2 3 4 5 … 22 Następna
Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » Kto bardziej winny kochanka czy zdradzający mąż
Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności
© www.netkobiety.pl 2007-2024