Cześć, miło, że zajrzałaś 
To nasze panikowanie to hormony,na bank
pamiętam, miałam też tak w 1 ciąży,do tego niepewność, o której piszesz, bo nic nie wiesz, jak to będzie. Starałam się jednak męża nie zamęczać, teraz też się gryzę w jęzor, choć i tak stwierdził, że dużo marudzę. A ja mu tylko troszeczkę daję posmakować moich nastrojów, a sama płaczę czasem w nocy w łazience. Ale potem czuję się dobrze, napięcie schodzi. A mąż kochany, dużo i ciężko pracuje, do tego w domu zrobi czy zakupy czy opieka nad małą czy nawet sprzątanie. No czasem się czuję jak wyrodna żona i matka.
A co do porodu - nie ma się co martwić na zapas. Strasznie się bałam, choć jestem bardzo odporna na ból. Czytałam, że dziecko wynagradza cały ból i myślałam - co za bzdura, przecież zawsze to trauma, złe wspomnienia itp. Nie, nie! Właśnie jednak prawdę piszą kobiety. Jak już zobaczysz to maleństwo, wyczekane, upragnione, to wszystko idzie w niepamięć. Potem chyba przez rok po urodzeniu to byłam na jakimś haju ze szczęścia, na pewno pomogło też to, że byłam na macierzyńskim i na spokojnie mogłam się małą zajmować.
Ja w dodatku rodziłam 2 tygodnie po terminie, cała opuchnięta, jak balon, w rodzinie w dodatku miałam historię przenoszonej ciąży i niestety, straty maleństwa, więc już nie mogłam się doczekać. Trwało to 12 godz SN a potem i tak cesarka, ale i tak to najpiękniejszy dzień w moim życiu
Będzie dobrze, zobaczysz, trzeba tylko tę głowę uciszyć 
Pomocne są na pewno kobiety, które niedawno urodziły, czy z rodziny, czy znajome. Z babciami to już różnie bywa, nie wiem, czy masz wsparcie w mamie czy teściowej, ale to chyba się rzadko zdarza. Za duża przepaść pokoleniowa. Za to kobietki zbliżone wiekiem, które już mają dzieciaki, to super wsparcie.