Ram, Aga i kilka innych osób miało w "Błędzie" swoje miejsce w sieci i nić porozumienia. Ale są tacy, co najwyraźniej wiedzą "lepiej". Ech.
I może to nawet komuś przeszkadzało.
Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!
Forum Kobiet » NASZA SPOŁECZNOŚĆ » moje cudowne życie po rozwodzie
Strony Poprzednia 1 … 225 226 227 228 229 … 232 Następna
Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
Ram, Aga i kilka innych osób miało w "Błędzie" swoje miejsce w sieci i nić porozumienia. Ale są tacy, co najwyraźniej wiedzą "lepiej". Ech.
I może to nawet komuś przeszkadzało.
I_see_beyond napisał/a:Ram, Aga i kilka innych osób miało w "Błędzie" swoje miejsce w sieci i nić porozumienia. Ale są tacy, co najwyraźniej wiedzą "lepiej". Ech.
I może to nawet komuś przeszkadzało.
Ej, no, może i przeszkadzało, ale z podejrzewaniem Olinki o specjalne usunięcie wątku wbrew zasadom forum to może nie przesadzajmy, co?
Aga30 napisał/a:I_see_beyond napisał/a:Ram, Aga i kilka innych osób miało w "Błędzie" swoje miejsce w sieci i nić porozumienia. Ale są tacy, co najwyraźniej wiedzą "lepiej". Ech.
I może to nawet komuś przeszkadzało.
Ej, no, może i przeszkadzało, ale z podejrzewaniem Olinki o specjalne usunięcie wątku wbrew zasadom forum to może nie przesadzajmy, co?
Spokojnie. Ja akurat tego nie podejrzewam. Chodziło mi o to, że komuś mogło przeszkadzać, że takie szczere dyskusje uświadamiają mu własne, skrupulatnie wypierane braki.
santapietruszka napisał/a:Aga30 napisał/a:I może to nawet komuś przeszkadzało.
Ej, no, może i przeszkadzało, ale z podejrzewaniem Olinki o specjalne usunięcie wątku wbrew zasadom forum to może nie przesadzajmy, co?
Spokojnie. Ja akurat tego nie podejrzewam. Chodziło mi o to, że komuś mogło przeszkadzać, że takie szczere dyskusje uświadamiają mu własne, skrupulatnie wypierane braki.
A to tak, tu masz rację. To pewnie Ci, którzy tworzą teorie spiskowe, że wątek bez powodu nie zniknął... bo im teraz łatwiej będzie żyć Znowu ktoś za nich zdecydował i usunął trudny temat z życia
Aga, no czegoś się na pewno nie ma, ale tak jest w każdej życiowej sytuacji: coś za coś.
Wolę te, jak napisałaś, namiastki niż nic. to nie znaczy że odsunę ze wzgardą jakieś większe szczęście.
Zniżki to niestety mój chleb powszedni i uwierz, życie z tym nie jest łatwe. Ogarniam się jak potrafię, bez tego byłoby znacznie gorzej. Zadowolenia z siebie mi ta skłonność nie przysparza. Żartuję, że menopauzę PMS albo ciążę przechodzę permanentnie od urodzenia. Nie z powodu sjogrena, bo tego mam dopiero od 10-u lat.
Swoją drogą miałam chęć Cię zapytać, czy przy Hashimoto też miałaś takie huśtawki, bo ostatnio nasiliły mi się nie do wytrzymania.
Aga30 napisał/a:santapietruszka napisał/a:Ej, no, może i przeszkadzało, ale z podejrzewaniem Olinki o specjalne usunięcie wątku wbrew zasadom forum to może nie przesadzajmy, co?
Spokojnie. Ja akurat tego nie podejrzewam. Chodziło mi o to, że komuś mogło przeszkadzać, że takie szczere dyskusje uświadamiają mu własne, skrupulatnie wypierane braki.
A to tak, tu masz rację. To pewnie Ci, którzy tworzą teorie spiskowe, że wątek bez powodu nie zniknął... bo im teraz łatwiej będzie żyć
Też myślę, że to ci sami
Dzień dobry! Tak wygląda moje śniadanie (prawie, bo bez świeżych owocow):
Hej ja jeszcze w łóżku i kombinuję. co najpierw wystawić spod kołdry - nogę czy rękę
piec wygasa przez noc, ale w chłodnym pomieszczeniu śpi się wspaniale, trzeba tylko dobrze się przykryć. A rozzgrzewanie mieszkania dzięki pomocy sąsiada nie jest już takie trudne. Wczoraj miałam wspaniałe ciepełko. Sąsiad odpowietrzył mi instalację grzewczą i nauczył, jak to się robi.
A kto powiedział, że ja już wstałam Ja też w łóżku, wstałam tylko by śniadanie zjeść (w łóżku) o wyznaczonej porze.
Ja już wystawiłam obie ręce i zaraz idę do kuchni na kawę
Wypiję w łóżku, ale później nie będę długo się wylegiwać bo planuje wyjście do teściowej, a wcześniej trzeba zrobić obiad. kupiłam wczoraj kawałek wędzonego łososia i makaron, mama nauczyła mnie robić łososiowy sos.
Mam zamiar dzisiaj do koleżanki się wybrać na pogaduszki. Zanim jednak to nastąpi, odbębnię swój rytuał picia wielu kaw w łóżku. Znowu powtarzają mój ulubiony serial, więc do południa oglądam powtórki powtórek.
Problem z piecem miałam ostatnio jak mi anoda padła, tak to mam wygodę, bo mam ogrzewanie gazowe. Tylko rachunki nie są przyjemne, ale coś za coś, za węgiel też trzeba sporo płacić, a i napracować się przy tym.
Znowu malowałam swój pokój, tym razem bez udziwniania wszystkie ściany na biało, za to kupiłam w promocji puszysty koc w kolorze turkusu i mam modny kolor.
Więc tak , sybmbi remont ma się ku końcowi ,po drugie dziwie się że tu na wątku wywołała sie że tak powiem "gówno burza" z powodu skasowania wątku o błedzie myślenia. Ja zawsze mówie : jest przyczyna i skutek - proste
Idea tego wątku się zatraciła , dla czego ?-nie wiem. Być może spowodowane jest to tym że na długi czas zniknąłem z tej grupy.
Jednak patrzę pozytywnie że wróci to wszystko na odpowiednie tory
Niech pozytywna moc będzie z wami
Ja też w zeszłym roku odświeżałam pomieszczenia, mam na myśli malowanie. Im jestem starsza, tym spokojniejsze kolory na ścianach wybieram, po intensywnym dniu w pracy oczekuję w domu uspokojenia. Zresztą meble mam drewniane lub w kolorze naturalnego drewna, to jasne ściany ładnie się z nimi komponują.
Ja Cię podziwiam, Symbi, że Ci się chce. Mnie sama myśl o malowaniu przeraża, a pewnie czeka mnie to po zimie i całym tym cyrku z nauką palenia. W życiu nie malowałam mieszkania, raz tylko troszkę pomogłam mężowi.
Ach jakbym chciała po prostu usiąść sobie Na tyłku i nie troszczyć się o nic.
Tymczasem czekają mnie znowu sądowe korowody. były mąż zostawił długi, muszę zrzec się spadku w imieniu syna, by nie musiał spłacać. Dokumentacja jest rozproszona, teściowej udało się odnaleźć część tych dokumentów, a sąd wymaga ode mnie dowodów zadłużenia. byłego.
Dla przeciwwagi - byłam dzisiaj z siostrą psem i pewną satynowo lśniącą klaczą na spacerze w przepięknych leśnozimowych plenerach. Warto było nawet zmarznąć dla tych chwil.
oczywiście towarzyszyły nam nasze dzieci.
Astral mnie też się marzy, by ten wątek był pozytywny i przyjazny. To mnie do niego przyciągnęło.
Dzień dobry!
To może na nowy dobry początek piosenka, którą ostatnio przypomniało mi radio:
Mnie wczoraj przyjemna rzecz spotkała, bo oprócz wizyty u koleżanki, upolowałam w necie fantastyczną i niedrogą spódnice w kratę, właśnie taką, jaką sobie wymyśliłam. Wymyśliłam, jak ma być, i taka się utrafiła. Prawo przyciągania działa. Strrrasznie lubie takie polowanka na okazje!
Astral mnie też się marzy, by ten wątek był pozytywny i przyjazny. To mnie do niego przyciągnęło.
więc w dobrym momęcie wróciłem
Co do twojego strachu przed malowaniem ,samo malowanie nic trudnego napjerw trzeba tzw grunten pomalować ściany a na to kolor ot i cała filozofia
Jo Astral na stoku se kolano popsulem. Fajnie sie jezdzi wiatr we wlosach ale wszystkich polamancow lezacych w szpitalach i domach stamtad nie widac wiec uwazaj bo na desce znow nadgarstki lecą. Odpuszczam ten sport bo zbyt niebezpieczny jednak choc wyglada przyjemnie a latka lecą i juz slysze ze w moim wieku to czegos tam na nfz juz nie robią. Pierwsza mysl to taka ze kasę od ludzi w moim wieku to nie maja zastrzezen brac. No nic twardym trzeba byc ale ostroznym.
Piegowata'76 napisał/a:Astral mnie też się marzy, by ten wątek był pozytywny i przyjazny. To mnie do niego przyciągnęło.
więc w dobrym momęcie wróciłem
Co do twojego strachu przed malowaniem ,samo malowanie nic trudnego napjerw trzeba tzw grunten pomalować ściany a na to kolor ot i cała filozofia
Astral, czekam na wiosnę, bo jakoś wierzę, że wtedy, jak w wierszu Osieckiej, rozkręcę się i roztańczę. Na razie chyba mądry organizm sam każe mi oszczędzać energię. Za dużo mnie "wrażeń" spotkało ostatnio, czuję się zmęczona i mało energiczna.
I może wtedy, wiosną trzasnę sobie jakieś małe malowanko
Wczoraj punkt szesnasta na dworze było jeszcze jasno!!!
Piegowata, ja zabezpieczam taśmami malarskimi i folią to co jest do zabezpieczenia, a czego nie jestem w stanie wyniesć z malowanego pokoju, ściany mam już kilka razy malowane, więc ich nie gruntuję pod raz kolejny, tylko od razu kładę farbę. Jak finanse pozwalały, to wspomagałam się pracą profesjonalistów (w pomieszczeniach, na których mi specjalniej zależy), a swój pokój, łazienkę malowałam sama. Z tego co mi niektórzy znajomi mówią, jak ściany są bardzo zabrudzone, to warto je przemyć przed malowaniem wodą z mydłem malarskim. Ja sama nigdy tego nie robiłam, ale jak pisałam, nie mam pieca na węgiel.
A wiosna na pewno przyjdzie w swoim czasie Co do samego malowania, to najpierw pędzlem maluję kąty i styki ścian, a potem wałkiem jadę resztę. Na tacę do farby nakładam worek na śmieci i w ten sposób taca mi się nie brudzi, mogę ją wykorzystywać wiele razy, bo po każdym użyciu kładę na nią nowy worek, a końce sklejam taśmą malarską. Tak samo zabezpieczam wałek po użyciu (w folii z worka na śmieci).
Piotrze, wiatr we włosach brzmi fantastycznie.
Wersje Symbi i Astrala sa optymistyczne i bardzo dobrze bo nie zniechecaja do podjecia dzialania . Tym zajme sie ja
bo oczywiscie moga sie zdarzyc incydenty w rodzaju ze: cos trzeba podmurowac wokol rur lub okien bo odpadlo, zagipsowac duze ubytki lub otwory po kolkach w scianach , wyczyscic nigdy nie czyszczone miejsca za kaloryferami (polecam szczotka do kibla), zeskrobac farbe ktora kompletnie nie trzyma sie podłoża oby to nie byl caly sufit, przykleic i zaszpachlowac siatke na pekniecia, jesli gdzies jest tzw lamperia to albo znow olejna dac albo grunt sczepny, jesli plamy od zaciekow to farba na zacieki. A teraz najwazniejsze - nawet jesli ww rzeczy nie zrobisz to i tak bedzie duzo ladniej
. Aha - stare farby lubia czasem slabo sie trzymac podloza i namiekac i nawijac na walek - wtedy trzeba tylko lawkowcem malowac bo on nie odsysa farby jak walek.
Edit
Symbi myslalem ze Cię wywialo ale jestes.
Kurczę, Piotrze, brzmi to wszystko dosyć dla mnie abstrakcyjnie, ale nie święci garnki lepią. W piecu już palę, więc i malować się nauczę w razie potrzeby. Swoją drogą klęłam wczoraj jak stary... palacz C.O. , bo zniecierpliwiona chłodem po późnym powrocie do domu na siłę chciałam "rozpędzić" piec, a osiągnęłam efekt odwrotny, wszystko wygasło, zadusiłam ogień.
A wiatr we włosach - supersprawa. Jeszcze troszeczkę, jeszcze momencik, a znowu wsiądę na rower - eeeech!
Mam wrażenie, że otrząsam się z zimowego przygnębienia, które tego roku wyjątkowo mi dokuczyło. Oby to trwało dłużej niż chwilkę. Choć dopiero połowa stycznia, łowię pierwsze oznaki ożywienia w przyrodzie. Ptaki już się nieśmiało odzywają po krzakach
Piotrze, jestem, jestem, tylko w moim życiu tak spokojnie, że w sumie nie ma co pisać. Ile razy można pisać, że się jest zadowolonym z życia. Nie chcę też spowiadać się z wydarzeń dnia codziennego, bo miejsce nie to.
W każdym razie ja jak miałam rysy na suficie, to po prostu ich nie zagipsowałam, przy następnym malowaniu wzięłam już pana malarza i on mi to zrobił. Nie mam na ścianach farb olejnych, więc nie przerabiałam tego problemu. teraz nauczyłam się jak gotową masą gipsować dziury np. po kołkach w ścianach. Od nowości ściany malowałam farbami lateksowymi i na farbach nie oszczędzam (marki nie będę podawać).
W ogóle to może mam inne podejście, bo przy rozwodzie uniknęłam problemów związanych z przeprowadzką spłacając byłego męża, więc może mój optymizm bierze sie stąd, że uniknęłam niektórych problemów, jak problemy z mieszkaniem, cierpiałam na problemy finansowe, bo spłata byłego męża. Mam tez pomoc rodziny, bo jak trzeba coś przewieźć, wnieść, to jak do tej pory miał mi kto pomóc. Malowanie dotychczas opierało się po prostu na odświeżeniu pomieszczeń i zmianie kolorystyki. Teraz poszłam w biele na ścianach, ale za to meble mam tradycyjne drewniane lub w kolorze drewna, więc ładnie się to razem komponuje. Dużo innych rzeczy robiłam też sama nie tylko teraz po rozwodzie, ale także w trakcie małżeństwa, np. czyszczenie kostki na podwórku, malowanie ogrodzenia czy prace ogrodowe, więc w sumie w zakresie tych prac rozwód nie był dla mnie zmianą. Sama też sobie sprzątałam i gotowałam, sama płaciłam rachunki. Na elektryce się nie znam, ale mam zaprzyjaźnionego elektryka, zresztą były mąż też nie potrafił żyrandola podłączyć do prądu.
poza tym czeka mnie pracowity weekend, bo mam rozmaite deadline'y w pracy, aczkolwiek będę starać się znaleźć czas na wyskoczenie z dzieciakami na pizzę i do dziadków.
Kurczę, Piotrze, brzmi to wszystko dosyć dla mnie abstrakcyjnie, ale nie święci garnki lepią. W piecu już palę, więc i malować się nauczę w razie potrzeby. Swoją drogą klęłam wczoraj jak stary... palacz C.O.
, bo zniecierpliwiona chłodem po późnym powrocie do domu na siłę chciałam "rozpędzić" piec, a osiągnęłam efekt odwrotny, wszystko wygasło, zadusiłam ogień.
A wiatr we włosach - supersprawa. Jeszcze troszeczkę, jeszcze momencik, a znowu wsiądę na rower - eeeech!
Mam wrażenie, że otrząsam się z zimowego przygnębienia, które tego roku wyjątkowo mi dokuczyło. Oby to trwało dłużej niż chwilkę. Choć dopiero połowa stycznia, łowię pierwsze oznaki ożywienia w przyrodzie. Ptaki już się nieśmiało odzywają po krzakach
Piegowata, pewnie że dużo da się zrobić samemu, mało kto jest od początku geniuszem budowlanym. Trzeba tylko próbować. Za każdym razem nabiera się coraz większej wprawy.
Ten wiatr we włosach przypomniał mi pewną scenkę z jednego filmu, którego tytułu nie pamiętam, w każdym razie było o dziewczynce, która przeżyła wybuch elektrowni jądrowej i straciła całą rodzinę, wypadły jej włosy, a potem wyzdrowiała i włosy zaczęły odrastać, więc kiedy miała trzymilimetrowego jeżyka na głowie przy przejażdżce rowerem też się cieszyła, że poczuła wiatr we włosach.
Symbi, piękną scenę przytoczyłaś. Tak prawdziwą.
Kilka razy w życiu mocno poczułam, jak po życiowych zakrętach znowu wychodzę na prostą i czuję ten wiatr we włosach, deszcz na skórze, słońce na twarzy. W takich chwilach nic mi więcej nie trzeba. Żyję!
Nie zapomnę, jak po ciężkiej zimie, gdy mój syn zamieszkał z ojcem, wyskoczyłam do sklepu po cebulę i przyłapałam się na tym, że żartuję z ekspedientką i wesoło zagaduję dwie dziewczynki pod blokiem, czy nie boją się deszczu. Rezolutna ośmiolatka odkrzyknęła radośnie, że kocha deszcz. Wspominam to ze wzruszeniem.
Po tym moze byc tylko ten utwor - do cwiczenia dykcji ...przystąp!
https://youtu.be/Qmwi42CFXqU
Edit
Z dziedziny wyzwan malarskich mialem ostatnio chetke na wymalowanie pokoju jakos inaczej bo okolicznosci takie pałacowe rzeklbym to nie mozna tak tradycyjnie chlapnac sciany kolor sufit bialy. Poogladalem zdjecia "dworki palace wnetrza" i wymyslilem jakis wzor prostej geometrii na bazie duzych prostokatow. Do tego celu idealna bylaby poziomica laserowa dookolna z pionowa linia i statywem. Ale po zapoznaniu sie z cenami ok 2tysiaki -przeszlo mi. Nabylem droga kupna sznurek z pojemnikiem i kreda oraz mini gwozdziki za 8 zlociszy i tymi narzedziami wyrysowalem wzorek. Teraz sobie siedze i patrze na dzielo swych rak i dobrze mi.
Piotrze, takie piosenki lubię.
Ja też przypomnę jedną.
Miałam kiedyś kasetę tego zespołu, nie wiem co się z nią stało, a mam jeszcze z czasów młodości magnetofon kasetowy.
Mój tato ostatnio linie sobie na ścianie od desek malował, nawet całkiem mu to wyszło, tylko kolory wściekłe dla mnie dobrał, bo na jednej ścianie czerwony z szarym, a na drugiej turkus z białym.
Jesteś jak pomysłowy Dobromir Piotrze.
A ja właśnie zabrałam się za przetwarzanie mleka zsiadłego na serek, mam mleko od szczęśliwej krowy, co od wiosny zielonego pastwiska zaznaje.zrobiłam bain Marie (czy jak to sie zwie, chodzi o kąpiel Maryśki - wstawia się garnek z mlekiem czy inną substancją do garnka z gorącą wodą).
Piegowata, dobrze jak po ciężkich przejściach docenia się piękno życia, przynajmniej dobre chwile. Ja pamiętam jak obudziłam się na sali szpitalnej, z podpiętymi urządzeniami i to był chyba moment krytyczny, kiedy zapragnęłam żyć. Teraz wiele nie trzeba, poranna kawa, czasem leżakowanie na słoneczku, czasem wystarczy posłuchać, jak piosenkarka śpiewa :Chodź, pomaluj mój świat.
Edit:
A wczoraj wieczorem na okoliczność wystawiania śmieci zmieszanych, makulatury i plastików przez dzieciaki miałam to:
Wszyscy śmiecą, a najlepiej to by było jakby tylko matka chodziła i za każdym zbierała.
Ha ha pewne rzeczy sie jednak nigdy nie zmieniaja. A resztki z lodowki tez wyjadasz jak smietniczka?
Ha ha pewne rzeczy sie jednak nigdy nie zmieniaja. A resztki z lodowki tez wyjadasz jak smietniczka?
Dzieciaki po prostu dorastają, to buzują w nich hormony i różne emocje, ja w perimenopauzie (tak się śmieję, bo uderzeń gorąca jeszcze nie mam), to przepis na wojnę domową gotowy.
Nie wyjadam, nauczyłam się tak kupować, żeby wszystko było zjadane.. Zresztą jestem na permanentnej diecie, tylko coś nie pyka ze spadkiem kilogramów. Pewnie to wina majonezu w sałatce albo też tego, że mama moja co rusz przynosi mi buteleczkę ajerkoniaku, kogel mogel z alkoholem też tuczy... Raz pochwaliłam, że lubię i teraz mamusia co trochę mnie obdarowuje... Chyba jej powiem, żeby przerzuciła się na wino, bo to ponoć lepiej na trawienie wpływa.
Ajerkoniak to jest coś, co baaardzo lubię
Mój syn wydaje się mieć najgorsze hormonalne burze już za sobą. Jakoś spokojniej nam się układa od pewnego czasu. Co nie znaczy, że w cudowny sposób nauczył się wynosić różne śmieci ze swojego pokoju i zmywać naczynia bez zawiłych pertraktacji z tą, co go na świat wydała
Wczoraj go pochwaliłam: przychodzę do domu z niemiłym nastawieniem na zimno, a tu synka wprawdzie nie ma, ale ogień w piecu buzuje aż miło i ciepeeełko!
Ci powiem ze od kiedy moje dzieciaki nie mieszkaja juz razem (cora studiuje) to nie ma lepszych kumpli niz tych dwoje bylo wrogami. Lubia sie rozmawiaja czestuja zartuja. Jak dobrze miec dorosle dzieci! Nie mam pojecia gdzie tu przyslowiowy duzy klopot.
Moje dzieciaki mają po mnie głęboko wbudowane poczucie sprawiedliwości. Jak jedno wynosi jeden worek, to drugie ma wynieść drugi worek. Jak jedno ogarnie plastiki, to drugie musi ogarnąć opakowania szklane. Jak jedno wyciaga górę zmywarki, to drugie wyciąga dół. A jak jest rzecz nieparzysta, to wypada na mnie albo jedno negocjuje ze mną wpłynięcie na drugie, żeby daną rzecz zrobić wspólnie.
Ale jest dużo kwestii, w ktorych się dogadują, choćby wybór miejsca na wakacje. Mają wspólne przywitanie i dopiero od 3 miesięcy zajmują osobne pokoje. Generalnie nie mam z dziećmi dużo kłopotów, aczkolwiek starsze dziecko bardzo przeżyło odejście ojca i swego czasu uczęszczało na prywatną terapię. Młodsze mi ostatnio powiedziało, że nie pamięta, że byłam z tatą razem. W ogóle chyba przez ten rozwód i to jak na nas wszystkich to wpłynęło ma często bardzo filozoficzne przemyślenia, np. oświadczyło mi kiedyś, że nie pójdzie z byle kim na seks, bo musi mieć najpierw pewność, że wybranek będzie nadawał się na rodzica jego dziecka.
Żałuję, że mój syn nie ma rodzeństwa, bo to świetna szkoła życia wśród ludzi i jedyne w swoim rodzaju doświadczenie.
Im jestem starsza, tym bardziej doceniam, że żyję z moim rodzeństwem w zgodzie i stałym kontakcie. Wielokrotnie podkreślałam, że nie czuję się w życiu sama, a w dużej mierze wynika to z tego faktu właśnie. Jestem najstarsza, ale czasów bez rodzeństwa nie pamiętam, jesteśmy "co rok prorok"
ma często bardzo filozoficzne przemyślenia, np. oświadczyło mi kiedyś, że nie pójdzie z byle kim na seks, bo musi mieć najpierw pewność, że wybranek będzie nadawał się na rodzica jego dziecka.
Nie mozemy jako obywatele tolerowac takich zachowan wsrod mlodziezy! To juz 500+ nie wystarczy??
Edit
A powaznie mam kilka znajomych kobiet 30+ bez partnera a zegar tyka i wprowadza nerwowa atmosferę. Jednak mimo ze zycie potoczylo sie nie najlepiej to dobrze ze sie ozenilem jak bylem mlody i glupi
Nie wiem Piotrze, co Ci odpowiedzieć. Ja mam bardziej ambiwalentne podejście do tematu. Nie żałuję w tym momencie, że wyszłam za mąż za danego człowieka, ale teraz myślę, że mogłam dłużej zbierać doświadczenia, wiedzę albo przynajmniej rozmawiać z dojrzałymi ludźmi na temat jego zachowań jeszcze przed ślubem. Miałam różne okazje do zmiany sposobu i miejsca życia, nawet kraju, ale trzymała mnie młodzieńcza miłość w jednym miejscu, która w efekcie skończyła się rozstaniem. Nie wiadomo, jakby moje życie się potoczyło, gdybym dokonywała innych wyborów, przed którymi stałam. Są jednak wspaniałe dzieciaki, dzięki którym miedzy innymi czuję się bardzo potrzebna i kochana.
A dzisiaj kawusia i zabieramy się za sobotnie porządki.
EDIT: albo może tak powinnam napisać: po prostu teraz zamiast w młodzieńcze ideały miłości i siły obietnic, danego słowa wierzę w biologię i siłę pieniądza.
Każde zdarzenie czegoś nas uczy, coś nam o nas samych mówi więc każde ma sens. jednak Gdybym miała powtórzyć swoje życie Nigdy nie weszłabym w związek ze swoim byłym mężem. to było małżeństwo zawarte z niewłaściwych pobudek
a z drugiej strony nasz syn jest jedyny, niepowtarzalny z innym facetem byłby to już zupełnie inny człowiek.
W uczucia wierzę, w ich głębie i szczerość również Ale te ostatnie zbyt często przypisujemy płytkim w gruncie rzeczy relacjom. Jak to kiedyś zauważyła Symbi Prześpi się takich dwoje ze sobą i jest im całkiem fajnie w łóżku i już im się wydaje że to wielka miłość.
Mnie się marzy przespać z kimś z wielkiej miłości, ale póki co nie bardzo mam się czym chwalić.
U mnie dzisiaj piękny dzień. Czuję się jak w marcu. mnóstwo słońca wpada mi do salonu. Właśnie pralka kończy prać a ja już się cieszę że wyschną mi ubrania na dworze
Piegowata, jak orzekło moje dziecko, fakt, że mężczyzna łapie kobietę za cycek nie oznacza, że ją kocha. bo może to być przykładowo prostytutka.
U nas dzisiaj piękne słoneczko, niebo niebieskie, śnieg bielutki, rześkie powietrze.
Żałuję, że mój syn nie ma rodzeństwa, bo to świetna szkoła życia wśród ludzi i jedyne w swoim rodzaju doświadczenie
Są jeszcze koledzy Niedawno właśnie podsłuchałem jak mój 8-latek zwierzał się mojemu 14-latkowi, że jego dziewczyna jest jeszcze dziewicą. Rozbawiony zajrzałem do nich i poprosiłem żeby powtórzył mi swój wywód. Po czym spytałem, a co to znaczy, że jest jeszcze dziewicą. Otóż jego kolega z klasy mu wyjaśnił, że jego dziewczyna tak naprawdę nie jest jego dziewczyną, bo jeszcze ze sobą nie spali. A skoro ze sobą nie spali, to jest dziewicą. No ale co to znaczy, że jest dziewicą? Nie wiem, Jasiek tak mówił! Poza tym Jasiek mówił, że miał już 4 dziewice! Choroba, wcześnie teraz dzieciaki zaczynają.
Dziś mówię, że mama ma zły humor, bo ha, ha nie ważne... Na to mój 8-latek mówi, że pewnie ma okres. Pytam się, a co to znaczy, że ma okres? Nooo, boli ją brzuch i pewnie będzie miała dziecko! A skąd wiesz, że to okres? Jasiek ci mówił? Nie, oglądałem na youtubie...
Jasne że relacje pozarodzinne mogą okazać się bardzo wartościowe i zastąpić więzy pokrewieństwa. osobiście znam niejednego Jedynaka które w niczym nie przypomina stereotypowego sobka. Jednak fajnie mieć rodzeństwo
A ja się zastanawiam czy ze mną wszystko w porządku: zaczepił mnie przez internet gość dużo starszy ode mnie i zapewnia o przyjaźni. zawsze mi się marzyło zacząć tzw. znajomość Od przyjaźni a jednak po tej deklaracji zaświeciły mi się alarmowe żarówki że to na pewno ściema.
Wychodzi na to, że jakby ci nieszczęśni faceci wobec mnie nie postąpili zawsze będzie źle. Uprawiam chyba jakiś podświadomy autosabotaż.
a pan mimo że podejrzanie gorliwie zapewniał o przyjaźni rozmówcą był całkiem do rzeczy.
Ja ci powiem Piegus ze kazdy bedzie taki sam ale....jaki z tego wniosek?? Ty weź sprawy w swoje rece i wychowaj go sobie. No przeciez jak z pieskiem- niektore zachowania sa kochane a inne wkurzajace ze musi po lbie oberwac ale przeciez na psa sie gniewac nie bedziesz. Tak tez i w tej sprawie -Ty glaszcz jak jest ok i Ty wal w pysk jak przegina i potem znów glaszcz. Moze tym sposobem?
Ja ci powiem Piegus ze kazdy bedzie taki sam ale....jaki z tego wniosek?? Ty weź sprawy w swoje rece i wychowaj go sobie. No przeciez jak z pieskiem- niektore zachowania sa kochane a inne wkurzajace ze musi po lbie oberwac ale przeciez na psa sie gniewac nie bedziesz. Tak tez i w tej sprawie -Ty glaszcz jak jest ok i Ty wal w pysk jak przegina i potem znów glaszcz. Moze tym sposobem?
Parsknęłam śmiechem Chyba jednak wolę bardziej po ludzku, Piotrze.
A w ogóle to w tym momencie mam ochotę walić w pysk każdego, kto mi podejdzie pod rękę, nieważne pies czy kot, kobieta czy mężczyzna.
Udało mi się przedsięwziąć jakieś zapobiegawcze kroki, aby zminimalizować alergiczne reakcje na węgiel, ale wczoraj ich zaniedbałam. Pokrzywkę mam taką, że wyć się chce, gryźć kopać i zabijać
Piotrze, taką metodę stosował pierwszy zawodowy mentor, jakiego miałam. Mimo wszystko dobrze go wspominam, bo dał mi szanse stawiania pierwszych zawodowych kroków i pozwolił podszlifowac warsztat.
Piegowata, bardzo Ci współczuję i tym bardziej mi przykro, że moje współczucie nic Ci nie pomoże.
Zima na całego, bielutko u mnie wszędzie i ślisko, zimno, czekam wiosny, by sobie znów w słoneczku posiedzieć.
Symbi, opanowałam pokrzywkę, zostały mi tylko paskudne czerwone plamy, ale na szczęście pod ubraniem nie widać, bo ładnie nie wyglądają.
Też marzę o cieple i leżaczku na podwórku. Zastanawiam się, czy mój kwadracik ziemi ozdobić tzw. kwietną łąką czy też urządzić sobie ziołowy ogródek. Raczej to drugie, bo za mało kameralny (wcale) ten kwadracik na leżakowanie.
Już w marcu spodziewam się miłego wysiadywanka na niskim salonowym parapecie. Marcowe słońce wbrew pozorom świeci mocno.
Hej, hej!
Spontanicznie zagaduję, bo w dobrym humorze jestem
Zima jak z obrazka - słońce i prószący śnieg skrzący się w nim jak brokat.
Poszłoby się na zimowy spacer do lasu z jakimś fajnym facetem
A wczoraj wyszperałam piękny cytat z Brandsteattera:
"... nic się nie dzieje przedwcześnie,
I nic się nie dzieje za późno,
I wszystko się dzieje w swym czasie,
Wszystko...
Wszystkie uczucia, spotkania,
Odejścia, powroty, czyny, zamiary,
Zawsze właściwą godzinę biją Boże zegary"
Powinnam chyba wrócić do pisania bloga, bo bardzo potrzebuję gdzieś się uzewnętrzniać, a z celami forum to się czasem mija.
Hej! Własnie zajrzałam, bo jakas taka nieskupiona jestem nadchodzącym weekendem.
ja nie lubię przebywać na mrozie, zaraz mi ustają wszelkie funkcje życiowe, w tym gadanie, moje klimaty to bardziej takie
Dużo, dużo śniegu.
Hej, hej!
Spontanicznie zagaduję, bo w dobrym humorze jestem
Zima jak z obrazka - słońce i prószący śnieg skrzący się w nim jak brokat.
Poszłoby się na zimowy spacer do lasu z jakimś fajnym facetemA wczoraj wyszperałam piękny cytat z Brandsteattera:
"... nic się nie dzieje przedwcześnie,
I nic się nie dzieje za późno,
I wszystko się dzieje w swym czasie,
Wszystko...
Wszystkie uczucia, spotkania,
Odejścia, powroty, czyny, zamiary,
Zawsze właściwą godzinę biją Boże zegary"Powinnam chyba wrócić do pisania bloga, bo bardzo potrzebuję gdzieś się uzewnętrzniać, a z celami forum to się czasem mija.
Tak właśnie myślę, wszystko spotkało mnie we właściwym czasie, włączając rozstania z kolejnymi partnerami. I ich spotykałam w odpowiednim czasie, i spełniali swoją rolę w danym czasie.
Pisanie bardzo pomaga uporządkować myśli i określić emocje. A po czasie można zauważyć, jak zmienia się myślenie o zdarzeniach z przeszłości.
ja sama zastanawiałam się, że wiele zdarzeń z mojego życia obecnie nie ma żadnego znaczenia. Chyba tylko pod kątem wyciągania wniosków na przyszłość.
Symbi, z żalem stwierdzam, że ostatnio i ja robię się zmarzluchem. Przez sjogrena mam kłopoty z krążeniem i tzw. objaw Raynauda. Cudownie było 2 tygodnie temu wędrować z siostrą i jej zwierzętami (psem i koniem) po lesie, ale zimno dało mi się we znaki.
W lutym szykuje się rajd z PTTK i tak bardzo bym chciała za nieduże pieniądze sprawić sobie frajdę, ale boję się, czy dam radę. Kombinuję, że może jakaś mała wódeczka sprawę załatwi, bo choć bywa niebezpieczna, być może dobrze zrobi moim kurczącym się na mrozie naczyniom krwionośnym
Kocham włóczęgi wszelakie.
Tak właśnie myślę, wszystko spotkało mnie we właściwym czasie, włączając rozstania z kolejnymi partnerami. I ich spotykałam w odpowiednim czasie, i spełniali swoją rolę w danym czasie.
Pisanie bardzo pomaga uporządkować myśli i określić emocje. A po czasie można zauważyć, jak zmienia się myślenie o zdarzeniach z przeszłości.
ja sama zastanawiałam się, że wiele zdarzeń z mojego życia obecnie nie ma żadnego znaczenia. Chyba tylko pod kątem wyciągania wniosków na przyszłość.
Bardzo lubię i cenię ten aspekt pisania, o którym wspominasz. Od dziecka piszę pamiętniki, choć zdarzają mi się w ostatnich latach długie przerwy. W międzyczasie był blog, ale zarzuciłam pisanie, bo złośliwie mnie na nim "hejtował" własny mąż. Pisanie jest bardzo terapeutyczne.
Gdy przeglądam swoje stare zapiski, widzę, jak wiele zmieniło się w moim myśleniu, czasem aż czuję się zażenowana dawną sobą, ale też ze sporą satysfakcją stwierdzam, jak wiele myśli i przekonań do dziś jest aktualnych, jak wielu rzeczy nie chcę zmieniać i wciąż są dla mnie ważne. Taki kierunkowskaz...
Często doświadczam refleksji i poczucia, że wszystko w moim życiu jest tak jak powinno. Nawet jeśli się buntuję, każde doświadczenie ma sens, po coś jest.
Własnie w pracy szefowa stawia pierogi, ja biorę ze szpinakiem i sosem czosnkowym. Uwielbiam, mniam!
Jest tyle śniegu, że przeprosiłam się ze starymi traperami z grubą podeszwą.
Swego czasu mój mąż a potem eksmąż wraz nową panią czytali moje zapiski na blogu i też komentowali z ukrycia, dopóki nie zorientowałam się po powtarzającym się adresie IP, skąd te komentarze. Było to bardzo przykre, bo bezpośrednio po rozstaniu wiele przykrego się ze mna działo i potrzebne mi było wsparcie z każdej strony, a też spotykałam się z hejtem z ich strony, śledzili moje losy pilnie, jakby ciesząc sie, że jest mi źle. jednak więcej było miłych interakcji ze stałymi czytelnikami. I w sumie te doświadczenia były po coś, bo jak powiedział Leszek Miller, dżentelmena poznaje sie po tym , jak kończy.
Mój mężuś był tak miły, że czytał bloga synowi i głośno wyśmiewał. Syn, wtedy może 8-letni sam mi o tym powiedział.
Poniekąd go dzisiaj rozumiem, że mąż mógł mieć żal o pisanie o naszym prywatnym życiu (zdarzało mi się na niego poskarżyć, w małżeństwie żyło się niełatwo, ale nigdy nie posunęłam się do ujawniania imion, nazwisk, nazw miejscowości), ale tego nie załatwia się w tak świński sposób.
Wiele nerwów i pracy kosztowała mnie walka z brakiem szacunku, którego nauczył się syn od tatusia. Na szczęście sytuacja bardzo się poprawiła i dziś żyjemy z synem raczej spokojnie. Hormonalne wariactwa, które sprawy nie ułatwiały, chyba trochę przycichły.
Rozumiem, Piegowata.
To nie sa miłe doświadczenia.
A ja się przyznam, że zaczęłam nosić okulary do komputera i nawet sexy się w nich czuję, wyglądam jakbym coś wiedziała , a i oko jakieś wyrazistsze. Jest taka babka 90-letnia ze świata mody, nazwisko wypadło mi z głowy, co nosi wielgachne okrągłe okulary, bardzo mi się takie podobają i gdyby były dostępne w cenie dla przeciętnego śmiertelnika, chętnie bym takie nosiła. Muszę zwrócić uwagę na jej nazwisko, jak następnym razem dorwę magazyny z modą.
Już wiem, przypomniało mi się - to Iris Apfel - marzę na starość o takich gołebich włosach, a okulary jej są mega!
Dla mnie okulary są jak część ciała, noszę je od pierwszej klasy szkoły podstawowej i zdaniem własnym oraz otoczenia wyglądam w nich lepiej niż bez nich. Jestem tak przyzwyczajona, że bez nich czuję się naga i zimno mi w oczy
Te ze zdjęcia kapitalne, ale fason bardzo dla mnie niekorzystny. Ale w awatarze mam podobne
Babcia jest megaodjazdowa. Niech mi nikt nie mówi, że nie ma w starości miejsca na fantazję, zabawę i radość. Przynajmniej póki zdrowie jako takie.
Mama mi kiedyś powiedziała, że jak dożyję jej lat, do dopiero zobaczę, co to luz A to w odpowiedzi na moje stwierdzenie, że po trzydziestce czuję się dużo bardziej wyluzowana w życiu niż dawniej.
Zauważyłam, że awatar ma podobne oksy.
Ja musiałabym przymierzyć, te co teraz mam są standardowych rozmiarów, a Iris Apfel pewnie musi ekstra soczewki zamawiać. Moje ubrania i biżuteria są bardziej stonowane, bo łatwiej stonowane kolory dobrać do siebie, zresztą praca wymaga, by na co dzień wyglądać biznesowo, a nie jak z przyjęcia. Ale może kiedyś się to zmieni? W sumie z każdym rokiem bliżej do emerytury, a i dzieci coraz starsze, może wkrótce zechcę poświęcić rankami więcej czasu na dobieranie poszczególnych elementów stroju?
Dziewczyny ubierajcie sie jajcarsko! To jest superowe.
Pamiętam, jak pierwszej "samotnej" zimy kupiłam sobie jajcarską niepoważną czapę z pomponami. To była taka moja prywatna manifestacja, że jestem wolna, robię co chcę, cieszę się życiem i chrzanię konwenanse
Bardzo lubię gdy strój coś wyraża - jakieś emocje jakieś klimaty.
Ja wtedy manifestacyjnie zgolilem wąsy. Nie podobalo mi sie to ale skoro znajome kobiety orzekly ze ladnie i mlodziej no to tak zostalo. Musialem zwiekszyc swoje szanse w wyrywaniu lachonów przeciez .
Aż wam zazdroszczę!
Dobrze, że się ogarnęłam i teraz nadrabiam.
Hej, hej!
Ach, jak mi dzisiaj dobrze! Siostra podwiozła mnie przed południem do składu opału, gdzie nabyłam na próbę trochę brykietu dębowego i bukowego. Wydaje mi się, że to niezłe rozwiązanie. A jak czysto, a jaka wygoda! Mam wrażenie, że nawet powietrze w domu
ma inny zapach niż gdy palę węglem.
Nauczyłam się też przełączać bojlery, bo jeden, w sieni grzeje mi wodę z pieca, a drugi mam elektryczny w łazience. Ten elektryczny jest nieduży, więc gorącą wodę uzupełniam sobie z tego drugiego bojlera, który z kolei aż tak wysokiej temperatury nie osiąga. Jeden z drugim świetnie się uzupełniają. Na co dzień oszczędzam prąd i nie używam bojlera elektrycznego, ale gdy mi się raz na jakiś czas zamarzy większa kąpiel zamiast zwykłego mycia pod prysznicem, to mam teraz komfort.
Jutro wybieram się na spotkanie z tym "starszym panem", o którym wspominałam niedawno. Wiele sobie nie obiecuję, być może okaże się zbyt tatusiowaty, ale bardzo fajnie nam się rozmawia przez telefon.
Lubię wychodzić do ludzi. Lubię gdy ludzie przychodzą do mnie ; przed chwilą pożegnałam Sąsiadkę i Meczowego.
Chyba rzeczywiście mam dobre życie jak stwierdziła Lilka. Swoją drogą ciekawe, gdzie się podziewa
Dzieńdoberek
Wiecie zakochałam się... w dębowym brykiecie. pierwszy raz od niepamiętnych czasów chodzę w sobie po domu w szlafroku i nie marznę. Lux!!!
rozpalanie drewnem przebiega o wiele sprawniej i szybciej. i nie ma takiego brudu w domu jak od węgla.
No, lux po prostu
Lubie Piegus jak sie cieszysz bo to bije z twoich slow. Podkradam wiec i smieje sie takze do twojego brykietu.
Lubie Piegus jak sie cieszysz bo to bije z twoich slow. Podkradam wiec i smieje sie takze do twojego brykietu.
Odwzajemniam z przyjemnością.
Z panem starszym spotkałam się wczoraj. Sympatyczny człowiek, ale pozostajemy na przyjacielskiej stopie. Z wyglądu zdecydowanie zbyt tatusiowaty.
Hej! fajnie Piegowata, że sie poszwendałaś w szlafroku po domu, ja też zrobiłam sobie dawno nie urządzany dzień domowego SPA w niedzielę. Poukładałam też papiery na biurku, bo stos piętrzył się od października, kiedy zaniechałam wpinania na bieżąco dokumentów do segregatora. Powinnam być systematyczna i poukładana z tym ze względu na prace, ale niestety jak to mówią, szewc bez butów chodzi.
Piotrze, za każdym razem śmieję się z Twoich komentarzy, niby Introwertyk, ale za to z poczuciem humoru.
Strony Poprzednia 1 … 225 226 227 228 229 … 232 Następna
Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
Forum Kobiet » NASZA SPOŁECZNOŚĆ » moje cudowne życie po rozwodzie
Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności
© www.netkobiety.pl 2007-2024