Witam wszystkich. Tak sobie wertuję to ciekawe forum i ciekawi mnie jakie są Wasze związki ? Jesteście w nich w stu procentach szczęśliwi ? Wasi/Wasze partnerzy/partnerki to są osoby, z którymi chcecie być ot tak po prostu, bo są dla Was stworzeni/stworzone ? Jest to prawdziwa miłość i relacja w pełnej świadomości czy może jakiś substytut, bo na przykład Hania z przychodni lub Romek z autobusu Was nie chcieli ? Jak to jest ? Naszła mnie refleksja, kiedy pomyślałem sobie o większości moich znajomych, którzy np. na facebooku chwalą się rodzinnymi zdjęciami a oboje myślą o rozwodzie. Inna sytuacja koleżanka, która zbliża się do trzydziestki i szuka faceta chyba tylko po to, aby był. Stwierdziła ostatnio "jeśli nie założę rodziny, to tego nie wytrzymam". Wasze wybory partnera/partnerki to prawdziwa chęć, miłość? i świadomość tego wyboru czy całkowity przypadek ? Z góry dzięki za odpowiedzi.
2 2016-04-14 12:56:39 Ostatnio edytowany przez zielone.ciastko (2016-04-14 12:58:49)
Aby być szczęśliwym w związku pierwszym krokiem jest upewnienie się, czy jesteśmy szczęśliwi sami ze sobą. Przeglądam to forum od kilku tygodni, szczególnie zakładki związane z małżeństwem, partnerstwem i naszła mnie z kolei niepokojąca refleksja: wiele kobiet zwracających się tutaj o poradę ma bardzo niskie poczucie własnej wartości i swoje szczęście uzależnia od szczęścia partnera "jak X jest szczęśliwy, to ja też", angażują się maksymalnie w relację jednocześnie rezygnując z pasji, znajomych, SWOJEGO ZDANIA, ignorując swoje potrzeby i uczucia, bo przecież musi być tak jak X zachce - w skrócie rezygnują z siebie i wmawiają sobie, że tak właśnie powinno wyglądać ich szczęście. Być może wynika to z lęku przed samotnością, czy z wychowania w patriarchalnym modelu rodziny, gdzie to mężczyzna ma prawo głosu i decydowania.
Druga sprawa, to że ludzie w związkach nie potrafią ze sobą rozmawiać, nie przyjaźnią się. Sprawy załatwiane są krzykiem, brakiem kompromisu, rezygnacją kobiety. Interesuję się dość intensywnie tymi tematami, ponieważ sama jestem na etapie budowania mojej kobiecej, silnej tożsamości, zasługującej na szacunek i godne traktowanie. Ogromną nauką był 6-letni toksyczny związek.
Natomiast odpowiadając na temat wątku: jestem ogromnie szczęśliwa w swoim związku, ponieważ odnalazłam bratnią duszę, przyjaciela i PARTNERA - nie ma relacji typu Pan i Niewolnik - z którym jestem w stanie rozmawiać o wszystkim, a nawet kłócić nie narażając drugiej strony na znieważenie czy brak szacunku. No i nie ma zamiatania spraw pod dywan.
Życzę każdemu dopasowania w związku
Bawią mnie takie pytania jak w tym temacie.
Bo czego można oczekiwać? Wiadomo przecież, że kobiety będące aktualnie w dobrym nastroju, które są w związku odpowiedzą, że tak. A kobiety, którymi w tej chwili targają negatywne emocje do partnera (znowu śmieci nie wyniósł!) odpowiedzą, że nie. Pozostałe na "nie" albo rezygnują z takiego związku, albo są emocjonalnymi masochistkami.
Pytanie do zielonego.ciastka:
Napisałaś, że jesteś szczęśliwa w swoim związku, że panuje odpowiednia relacja, zapewne dba o związek, opiekuje się Tobą, rozmawia, itp. Załóżmy teraz, że dowiadujesz się, że przespał się wczoraj z inną kobietą. Zakładam, że takim wypadku nagle Twoje postrzeganie tego związku obraca się o 180 stopni (bo tak kobiety mają). Nagle Twój facet okazuję się świnią wobec którego nie masz za grosz szacunku, a związek już nie ma żadnych szans.
Wszystko co do tej pory pisałaś nagle staje się kłamstwem i już jest nieaktualne.
Psychika kobiety jest... absurdalna. Bo jedno dość mało istotne zdarzenie powoduje u nich, że zaprzeczają faktom - że tak, dobrze się czułam w związku i był on dobry
LuDev czy ja dobrze widzę: "jest to dość mało znaczące zdarzenie"- czy Ty byłaś/byłeś kiedykolwiek zdradzony. Co Ty w ogóle wygadujesz? Zdrada to OGROMNE zdarzenie, które bez względu czy to kobieta zdradza mężczyznę, czy mężczyzna kobietę przewraca świat do góry nogami i pokazuje prawdziwe oblicze partnera. To nie jest pokrętna logika kobiet tylko naturalne zachowanie każdego człowieka. Tak więc mogę posłużyć się Twoimi słowami z początku postu- Bawią mnie takie osoby jak Ty.
5 2016-04-14 13:37:09 Ostatnio edytowany przez zielone.ciastko (2016-04-14 13:38:10)
Pytanie do zielonego.ciastka:
Napisałaś, że jesteś szczęśliwa w swoim związku, że panuje odpowiednia relacja, zapewne dba o związek, opiekuje się Tobą, rozmawia, itp. Załóżmy teraz, że dowiadujesz się, że przespał się wczoraj z inną kobietą. Zakładam, że takim wypadku nagle Twoje postrzeganie tego związku obraca się o 180 stopni (bo tak kobiety mają). Nagle Twój facet okazuję się świnią wobec którego nie masz za grosz szacunku, a związek już nie ma żadnych szans.
Wszystko co do tej pory pisałaś nagle staje się kłamstwem i już jest nieaktualne.
Psychika kobiety jest... absurdalna. Bo jedno dość mało istotne zdarzenie powoduje u nich, że zaprzeczają faktom - że tak, dobrze się czułam w związku i był on dobry
Zdrada musiałaby z czegoś wynikać (podam przykłady): rutyna, brak seksu, oziębłość, spędzanie ze sobą mało czasu lub inne rzeczy których w związku brakuje, a które partner/partnerka poszukuje gdzie indziej. Proste.
Jak się potrafi i przede wszystkim chce rozmawiać o swoich potrzebach to sprawy mogą potoczyć się inaczej.
ps. nie generalizuj kobiet.
ps. 2. postaw siebie w wymienionym przez Ciebie przykładzie i przemyśl jakbyś postąpił zanim zaczniesz rzucać mięskiem
Zanim dowiedziałem się o skoku małym w bok i kłamstwie byłem szczęśliwy w swoim związku pomimo że się strasznie różnimy nie miało to znaczenia dla Mnie.
Pytanie czy jestem szczęśliwy a co to znaczy być szczęśliwym?
Dużo przeszedłem w życiu,cieszę się z tego co mam i jakoś żyje po swojemu może inaczej spełniam się po swojemu i na swój sposób.
Do szczęścia obecnie czegoś brakuje.
A odpowiedzi szukam
7 2016-04-14 14:00:12 Ostatnio edytowany przez LuDev (2016-04-14 14:09:24)
LuDev czy ja dobrze widzę: "jest to dość mało znaczące zdarzenie"- czy Ty byłaś/byłeś kiedykolwiek zdradzony. Co Ty w ogóle wygadujesz?
Napisałem o przespaniu się z inną. Nie o tym, że facet ją zostawia ni z tego ni z owego z gromadką dzieci, kredytami, a sam ucieka do innej. Facet się przespał z inną i co z tego? Jeśli jej nie zbrzuchacił, nie będzie ona potem jakoś natrętna, że czegoś po tej nocy od niego oczekuje, to przecież nic się nie stało. Czysty sport. Facet się dowartościował, jest szczęśliwszy, zatem i związek staje się radośniejszy. Laska, która się z nim przespała, to zakładam w tym przykładzie, że robi to z własnej woli i ma te ustawowe 15+ lat.
Jaki to niby ma mieć wpływ na związek? Oczywiście jeśli facet się nie zabezpieczył i przytargał jakąś chorobę weneryczną, to zasługuje na potępienie. Ale piszę tutaj o człowieku świadomym i odpowiedzialnym.
Zdrada to OGROMNE zdarzenie, które bez względu czy to kobieta zdradza mężczyznę, czy mężczyzna kobietę przewraca świat do góry nogami i pokazuje prawdziwe oblicze partnera.
Naprawdę? Jakie niby? Że facet to facet? Zdradź mi proszę tą szczególnie OGROMNĄ wiedzę. Jak niby przygoda z jakąś kobietą ma przewrócić w z związku świat do góry nogami. No błagam, nie histeryzuj.
Oczywiście, jeśli jego kobieta przy ustalaniu warunków związku wprowadziła punkt, że nie toleruje takich przygód i on na to przystał to facet musi uważać. Ale jeśli jest ciapą i jego przygoda się wyda, to również nie ma powodów do dramatu. Bo to jego kobieta po prostu mając dowody zdrady i ustalone warunki w ręku decyduje. I to ma być dramat tej kobiety? Ma wszystko w rękach i decyduje.
Z kolei jeśli nic nie wie, to... czy coś się zmienia? No własnie. Nic.
To nie jest pokrętna logika kobiet tylko naturalne zachowanie każdego człowieka. Tak więc mogę posłużyć się Twoimi słowami z początku postu- Bawią mnie takie osoby jak Ty.
Naturalnym zachowaniem człowieka jest analiza sytuacji. I nie dramatyzowanie kiedy z tego nic nie wynika. Normalnym jest dyskusja i wnioski z niej idące, a nie bezsensowna histeria, z której nic nie wynika.
W przytoczonym przykładzie albo nic się nie zmienia (kobieta się nie dowiaduje), albo kobieta decyduje czy kopnie faceta w pupę, czy nie, ale pod pewnymi warunkami. Prawdziwy horror...
Zdrada musiałaby z czegoś wynikać (podam przykłady): rutyna, brak seksu, oziębłość, spędzanie ze sobą mało czasu lub inne rzeczy których w związku brakuje, a które partner/partnerka poszukuje gdzie indziej. Proste.
Nigdzie nie napisałem, że jest inaczej
Jak się potrafi i przede wszystkim chce rozmawiać o swoich potrzebach to sprawy mogą potoczyć się inaczej.
O tym napisałem już wyżej
ps. nie generalizuj kobiet.
Przepraszam. Mea culpa.
ps. 2. postaw siebie w wymienionym przez Ciebie przykładzie i przemyśl jakbyś postąpił zanim zaczniesz rzucać mięskiem
Nie zwykłem rzucać mięskiem. Talerzami również. Ani niczym innym poza tym, co jest do tego przeznaczone.
Stawiam się w przykładzie. Nie dowiaduję się - nie mam czego rozpatrywać.
Dowiaduję się. To zależy od charakteru ustalonego wspólnie związku. Jeśli zaznaczyłem, że tego nie toleruję, to grzecznie się żegnam. Jeśli nie, to nie.
Napisałem o przespaniu się z inną. Nie o tym, że facet ją zostawia ni z tego ni z owego z gromadką dzieci, kredytami, a sam ucieka do innej. Facet się przespał z inną i co z tego? Jeśli jej nie zbrzuchacił, nie będzie ona potem jakoś natrętna, że czegoś po tej nocy od niego oczekuje, to przecież nic się nie stało. Czysty sport. Facet się dowartościował, jest szczęśliwszy, zatem i związek staje się radośniejszy. Laska, która się z nim przespała, to zakładam w tym przykładzie, że robi to z własnej woli i ma te ustawowe 15+ lat.
Jaki to niby ma mieć wpływ na związek? Oczywiście jeśli facet się nie zabezpieczył i przytargał jakąś chorobę weneryczną, to zasługuje na potępienie. Ale piszę tutaj o człowieku świadomym i odpowiedzialnym.
W imieniu wszystkich kobiet proszę Cię, byś NIGDY nie był w związku, skoro masz takie poglądy jak przedstawiasz.
A gdybyś był, to mam nadzieję, że Twoja kobieta zdradzi Cię zanim Ty to zrobisz, żebyś poczuł jak to jest, gdy kogoś kochasz, ufasz, gdy wierzysz w tę osobę, kiedy mówi Ci, że jesteś jedyny, najważniejszy, że chce TYLKO Ciebie, a potem idzie do łóżka z przypadkową osobą, nie zważając na to, jak możesz się przez to poczuć. I nie, nie ma znaczenia czy ta osoba się dowie czy nie. Znaczenie ma to, czy w ogóle przed faktem pomyślisz o tym, jak bardzo mógłbyś ją zranić. Usprawiedliwianie tego w ten sposób, w jaki Ty to robisz, jest niesmaczne i nieludzkie.
Bawią mnie takie pytania jak w tym temacie.
Bo czego można oczekiwać? Wiadomo przecież, że kobiety będące aktualnie w dobrym nastroju, które są w związku odpowiedzą, że tak. A kobiety, którymi w tej chwili targają negatywne emocje do partnera (znowu śmieci nie wyniósł!) odpowiedzą, że nie. Pozostałe na "nie" albo rezygnują z takiego związku, albo są emocjonalnymi masochistkami.Pytanie do zielonego.ciastka:
Napisałaś, że jesteś szczęśliwa w swoim związku, że panuje odpowiednia relacja, zapewne dba o związek, opiekuje się Tobą, rozmawia, itp. Załóżmy teraz, że dowiadujesz się, że przespał się wczoraj z inną kobietą. Zakładam, że takim wypadku nagle Twoje postrzeganie tego związku obraca się o 180 stopni (bo tak kobiety mają). Nagle Twój facet okazuję się świnią wobec którego nie masz za grosz szacunku, a związek już nie ma żadnych szans.
Wszystko co do tej pory pisałaś nagle staje się kłamstwem i już jest nieaktualne.
Psychika kobiety jest... absurdalna. Bo jedno dość mało istotne zdarzenie powoduje u nich, że zaprzeczają faktom - że tak, dobrze się czułam w związku i był on dobry
Lu Dev, w jakim jesteś wieku? Bardzo jestem ciekawa, jakie życiowe doświadczenie pociąga za sobą akurat takie poglądy?
10 2016-04-14 14:30:36 Ostatnio edytowany przez LuDev (2016-04-14 14:34:10)
W imieniu wszystkich kobiet proszę Cię, byś NIGDY nie był w związku, skoro masz takie poglądy jak przedstawiasz.
W swoim imieniu apeluję do Ciebie: nie wrzucaj wszystkich kobiet do jednego worka. Oczywiście, naturalnym i całkiem zdrowym jest przeświadczenie o swojej moralnej wyższości nad oponentem, ale dobrze radzę - nie generalizuj
A gdybyś był, to mam nadzieję, że Twoja kobieta zdradzi Cię
Nie życz innemu co Tobie niemiłe
żebyś poczuł jak to jest, gdy kogoś kochasz, ufasz, gdy wierzysz w tę osobę, kiedy mówi Ci, że jesteś jedyny, najważniejszy, że chce TYLKO Ciebie, a potem idzie do łóżka z przypadkową osobą
Ekstra wizja, ale co ma piernik do wiatraka?
Nie muszę ufać, wierzyć, tym bardziej twierdzić, że przypadkowa kobieta jest dla mnie najważniejsza, ani tym bardziej nie oczekuję od niej takich wyznań. W takim momencie jest ważne by dać upust swoim żądzom i stwierdzić, czy nadal ma się w sobie to coś, czy nadal jest się atrakcyjnym dla innych.
I nie, nie ma znaczenia czy ta osoba się dowie czy nie. Znaczenie ma to, czy w ogóle przed faktem pomyślisz o tym, jak bardzo mógłbyś ją zranić. Usprawiedliwianie tego w ten sposób, w jaki Ty to robisz, jest niesmaczne i nieludzkie.
Mrs.Happiness, liczą się fakty. Wiele tysięcy razy dziennie sobie myślę różne rzeczy i o różnych osobach. Co nie znaczy, że każdą taką myśl chcę wprowadzać w życie. Zresztą i bardzo dobrze. Bo często i bym nie chciał, a na te co bym chciał, to by czasu zabrakło.
Lu Dev, w jakim jesteś wieku? Bardzo jestem ciekawa, jakie życiowe doświadczenie pociąga za sobą akurat takie poglądy?
34, moja droga koleżanko.
11 2016-04-14 14:31:03 Ostatnio edytowany przez zielone.ciastko (2016-04-14 14:35:19)
A może pogląd kolegi na zdradę to tylko taka prowokacja, co by płci pięknej podnieść ciśnienie? ;>
lilianna90 napisał/a:LuDev czy ja dobrze widzę: "jest to dość mało znaczące zdarzenie"- czy Ty byłaś/byłeś kiedykolwiek zdradzony. Co Ty w ogóle wygadujesz?
Napisałem o przespaniu się z inną. Nie o tym, że facet ją zostawia ni z tego ni z owego z gromadką dzieci, kredytami, a sam ucieka do innej. Facet się przespał z inną i co z tego? Jeśli jej nie zbrzuchacił, nie będzie ona potem jakoś natrętna, że czegoś po tej nocy od niego oczekuje, to przecież nic się nie stało. Czysty sport. Facet się dowartościował, jest szczęśliwszy, zatem i związek staje się radośniejszy. Laska, która się z nim przespała, to zakładam w tym przykładzie, że robi to z własnej woli i ma te ustawowe 15+ lat.
Jaki to niby ma mieć wpływ na związek? Oczywiście jeśli facet się nie zabezpieczył i przytargał jakąś chorobę weneryczną, to zasługuje na potępienie. Ale piszę tutaj o człowieku świadomym i odpowiedzialnym.lilianna90 napisał/a:Zdrada to OGROMNE zdarzenie, które bez względu czy to kobieta zdradza mężczyznę, czy mężczyzna kobietę przewraca świat do góry nogami i pokazuje prawdziwe oblicze partnera.
Naprawdę? Jakie niby? Że facet to facet? Zdradź mi proszę tą szczególnie OGROMNĄ wiedzę. Jak niby przygoda z jakąś kobietą ma przewrócić w z związku świat do góry nogami. No błagam, nie histeryzuj.
Oczywiście, jeśli jego kobieta przy ustalaniu warunków związku wprowadziła punkt, że nie toleruje takich przygód i on na to przystał to facet musi uważać. Ale jeśli jest ciapą i jego przygoda się wyda, to również nie ma powodów do dramatu. Bo to jego kobieta po prostu mając dowody zdrady i ustalone warunki w ręku decyduje. I to ma być dramat tej kobiety? Ma wszystko w rękach i decyduje.
Z kolei jeśli nic nie wie, to... czy coś się zmienia? No własnie. Nic.lilianna90 napisał/a:To nie jest pokrętna logika kobiet tylko naturalne zachowanie każdego człowieka. Tak więc mogę posłużyć się Twoimi słowami z początku postu- Bawią mnie takie osoby jak Ty.
Naturalnym zachowaniem człowieka jest analiza sytuacji. I nie dramatyzowanie kiedy z tego nic nie wynika. Normalnym jest dyskusja i wnioski z niej idące, a nie bezsensowna histeria, z której nic nie wynika.
W przytoczonym przykładzie albo nic się nie zmienia (kobieta się nie dowiaduje), albo kobieta decyduje czy kopnie faceta w pupę, czy nie, ale pod pewnymi warunkami. Prawdziwy horror...zielony.groszek napisał/a:Zdrada musiałaby z czegoś wynikać (podam przykłady): rutyna, brak seksu, oziębłość, spędzanie ze sobą mało czasu lub inne rzeczy których w związku brakuje, a które partner/partnerka poszukuje gdzie indziej. Proste.
Nigdzie nie napisałem, że jest inaczej
zielony.groszek napisał/a:Jak się potrafi i przede wszystkim chce rozmawiać o swoich potrzebach to sprawy mogą potoczyć się inaczej.
O tym napisałem już wyżej
zielony.groszek napisał/a:ps. nie generalizuj kobiet.
Przepraszam. Mea culpa.
zielony.groszek napisał/a:ps. 2. postaw siebie w wymienionym przez Ciebie przykładzie i przemyśl jakbyś postąpił zanim zaczniesz rzucać mięskiem
Nie zwykłem rzucać mięskiem. Talerzami również. Ani niczym innym poza tym, co jest do tego przeznaczone.
Stawiam się w przykładzie. Nie dowiaduję się - nie mam czego rozpatrywać.
Dowiaduję się. To zależy od charakteru ustalonego wspólnie związku. Jeśli zaznaczyłem, że tego nie toleruję, to grzecznie się żegnam. Jeśli nie, to nie.
Co za bełkot-bez urazy...
Skoro w nosie masz wierność to Twoja broszka( i tyle).
Ja jestem szczęśliwa w swoim związku.
Wiadomo, że są sytuacje, że mam dosyć, czy coś mnie irytuje. Jednak uważam, że mam szczęście bo spotkałam na swej drodze takiego człowieka jakim jest mój mąż. I z wadami i z zaletami.
A może pogląd na zdradę kolegi to tylko taka prowokacja, co by płci pięknej podnieść ciśnienie? ;>
Nie, raczej pogląd wynikający z nadania sobie prawa do zdradzania i obowiązku dla drugiej strony, by zdrady nie odczuwała jako zdrady.
Bardzo jestem ciekawa, jakie życiowe doświadczenie pociąga za sobą akurat takie poglądy?
Taki rodzaj doświadczenia, w którym zdradzało się, ale nie było zdradzonym.
Ostatecznie może być to też taki rodzaj, w którym jeszcze się nie zdradziło, ale intensywnie myśli o tym jako opcji na przyszłość.
34, moja droga koleżanko.
Moje poglądy są absolutnie rożne od twoich. Natomiast nie mogę się oprzeć odczuwaniu głębokiego współczucia dla ciebie, kiedy czytam to, co piszesz. LuDev, nie mam ochoty cię prowokować, ani się spierać, a ni tym bardziej stawiać się w pozycji oponenta (jak mówię, z różnych kosmosów jesteśmy), jednak głęboko ci współczuję...
15 2016-04-14 15:09:25 Ostatnio edytowany przez LuDev (2016-04-14 15:19:41)
zielone.ciastko napisał/a:A może pogląd na zdradę kolegi to tylko taka prowokacja, co by płci pięknej podnieść ciśnienie? ;>
Nie, raczej pogląd wynikający z nadania sobie prawa do zdradzania i obowiązku dla drugiej strony, by zdrady nie odczuwała jako zdrady.
Mój pogląd wynika z uczciwości do podejścia tematu związku i szacunku do partnera. Absurdem jest dla mnie pogląd, że ja, czy ona będzie na samym początku wiedzieć, że nic, nigdy absolutnie się nie wydarzy. Że tak, na 100% wiem w jakich sytuacjach w życiu się znajdę i kogo spotkam, jak na to zareaguję. Uczciwie mówię: nie wiem co będzie. I nikt nigdy nie może powiedzieć, że doskonale wie, że zawsze w każdej sytuacji postąpi tak, a tak. A jeśli tak twierdzi, to już na samym początku związku kłamie w żywe oczy.
rampampam napisał/a:Bardzo jestem ciekawa, jakie życiowe doświadczenie pociąga za sobą akurat takie poglądy?
Taki rodzaj doświadczenia, w którym zdradzało się, ale nie było zdradzonym.
Ostatecznie może być to też taki rodzaj, w którym jeszcze się nie zdradziło, ale intensywnie myśli o tym jako opcji na przyszłość.
Pani Klio rości sobie prawa do bycia psychoanalitykiem. Ale z ostatnim zdaniem prawie się dobrze wstrzeliła. Zawsze istnieje taka opcja, że może coś się stać w przyszłości, że zareagujemy inaczej niż sądziliśmy, że będzie sytuacja, o której nie mieliśmy pojęcia, że może mieć miejsce. Ale nie myślę o tym intensywnie. Bez przesady.
Moje poglądy są absolutnie rożne od twoich. Natomiast nie mogę się oprzeć odczuwaniu głębokiego współczucia dla ciebie, kiedy czytam to, co piszesz. LuDev, nie mam ochoty cię prowokować, ani się spierać, a ni tym bardziej stawiać się w pozycji oponenta (jak mówię, z różnych kosmosów jesteśmy), jednak głęboko ci współczuję...
Każdy ma prawo do innych poglądów. I bardzo dobrze. Ja Twoje szanuję.
Mam nadzieję, że się nie rozmnożysz i nie będziesz mógł nikomu wpajać swoich życiowych mądrości:) Jak dla mnie od razu do zamknięcia dyskusja bo zaraz się tutaj wojna rozpocznie.
Czy jestem szczęśliwa? Tak. Niezależnie od mojego związku.
Czy jest idealnie? Nie, nie jest. Bogom dziękować, ideały są nudne.
Czy jesteśmy dla siebie stworzeni? Teaak. .. dwie dominujące osobowości z przerosnietym ego Zawsze się śmiejemy, że jeśli kiedyś się nie pozabijamy to napewno będziemy razem.
Czemu będziemy razem? Bo druga strona wnosi coś do naszego życia. In plus.
LuDev zabrał/a mi wątek ;p Zupełnie nie o to w moim poście chodziło co by mogło rozwalić związek. Bardziej o "motywację" o bycie z tą nie tamtą czy inną osobą.
Facet się przespał z inną i co z tego? Jeśli jej nie zbrzuchacił, nie będzie ona potem jakoś natrętna, że czegoś po tej nocy od niego oczekuje, to przecież nic się nie stało. Czysty sport. Facet się dowartościował, jest szczęśliwszy, zatem i związek staje się radośniejszy.
Hm.. zastanówmy się. Jakiś dobry argument masz co do tego czemu ten facet miałby się dowartościować moim kosztem?
Czas poświęcony jej jest kosztem czasu dla mnie. Energia zuzyta na nią jest kosztem energii dostępnej dla mnie. Jak o żywo widzę same straty.
LuDev napisał/a:Facet się przespał z inną i co z tego? Jeśli jej nie zbrzuchacił, nie będzie ona potem jakoś natrętna, że czegoś po tej nocy od niego oczekuje, to przecież nic się nie stało. Czysty sport. Facet się dowartościował, jest szczęśliwszy, zatem i związek staje się radośniejszy.
Hm.. zastanówmy się. Jakiś dobry argument masz co do tego czemu ten facet miałby się dowartościować moim kosztem?
Czas poświęcony jej jest kosztem czasu dla mnie. Energia zuzyta na nią jest kosztem energii dostępnej dla mnie. Jak o żywo widzę same straty.
Brawo, w końcu ktoś sensownie odpowiedział
Otóż jest to jakiś argument. I nawet bardzo dobry.
Aczkolwiek jeśli potraktować tamtą panią, przespanie się z nią jako hobby, które odstresowuje, przywraca poczucie swojej wartości, to czy to coś bardzo nagannego?
Są panowie, którzy chodzą łowić ryby, inni chodzą na siłownię, czy biegać, jeszcze inni mają jakieś swoje zloty. To wszystko jest jego prywatnym hobby, czymś czemu poświęca czas, aby lepiej się poczuć, zajmować się czymś innym, mieć inne zainteresowania, własną niszę poza tym co robi wspólnie ze swoją partnerką.
Brzmi to egoistycznie i dość przedmiotowo, ale właśnie jeśli tą inną potraktować w takich kategoriach to sytuacja wygląda nieco inaczej.
A czy przyszła Twoja partnerka również może hobbystycznie spać z kim chce? Oczywiście w ramach hobby, tak, żeby się odstresować, mieć niszę?
Klio, pisałem już wcześniej. To zależy jak się umówimy, jak będziemy widzieć swój związek.
23 2016-04-14 16:17:27 Ostatnio edytowany przez Klio (2016-04-14 16:18:30)
Klio, pisałem już wcześniej. To zależy jak się umówimy, jak będziemy widzieć swój związek.
Więc jak chcesz się umawiać?
Edycja: Jakąś formę planu już musisz mieć. W końcu takie klarowne poglądy prezentujesz. Wygląda na to, że wszystko zostało przemyślane...
Brzmi to egoistycznie i dość przedmiotowo, ale właśnie jeśli tą inną potraktować w takich kategoriach to sytuacja wygląda nieco inaczej.
Osobiście i dość egoistycznie to ja różnicy nie widzę. Jakiekolwiek hobby nie może być realizowane moim kosztem. To chyba w miarę proste.
Jeśli panu do szczęścia jest potrzebne hobby, które realizuje moim zbyt dużym kosztem to może je sobie realizować beze mnie, bo mi się rachunek zysków i strat nie zepnie.
Mi się już nawet nie chce odpowiadać, ręce opadają...
Mam tylko nadzieję, że nigdy nie trafię na mężczyznę o podobnych poglądach.
LuDev napisał/a:Klio, pisałem już wcześniej. To zależy jak się umówimy, jak będziemy widzieć swój związek.
Więc jak chcesz się umawiać?
To nie temat o mnie. I nie o wizji związku wg mnie.
Ale tak na szybko: umowa polega na uzgodnieniu warunków przez obie strony. Nie wiem co by chciała partnerka, jak ona by to widziała i na jak daleko idące ustępstwa byłbym skłonny się posunąć. To zależałoby od niej i jej argumentacji.
Oczywiście idealnie by było DLA MNIE (podkreślam dla mnie, a nie dla niej), gdybym ja mógł wszystko i za nic nie musiał odpowiadać. Ale to by była karykatura związku. Każdy ma tendencję do ciągnięcia we własną stronę i dlatego są umowy. Stanowią kompromis.
27 2016-04-14 16:24:49 Ostatnio edytowany przez Klio (2016-04-14 16:32:52)
To nie temat o mnie. I nie o wizji związku wg mnie.
Ale tak na szybko: umowa polega na uzgodnieniu warunków przez obie strony. Nie wiem co by chciała partnerka, jak ona by to widziała i na jak daleko idące ustępstwa byłbym skłonny się posunąć. To zależałoby od niej i jej argumentacji.
Oczywiście idealnie by było DLA MNIE (podkreślam dla mnie, a nie dla niej), gdybym ja mógł wszystko i za nic nie musiał odpowiadać. Ale to by była karykatura związku. Każdy ma tendencję do ciągnięcia we własną stronę i dlatego są umowy. Stanowią kompromis.
Twoja argumentacja załatwia wszystko, jej nie do końca, to zależy itp...
Jakie to typowe. Kali może, partnerka Kalego być może
Edycja: Z takimi poglądami już myślałam, że się szykuje rewolucja, a okazało się, że to jednak ancien régime. Szkoda czasu na dalszą dyskusję. Król jest nagi...
28 2016-04-14 16:33:41 Ostatnio edytowany przez LuDev (2016-04-14 16:34:23)
LuDev napisał/a:Brzmi to egoistycznie i dość przedmiotowo, ale właśnie jeśli tą inną potraktować w takich kategoriach to sytuacja wygląda nieco inaczej.
Osobiście i dość egoistycznie to ja różnicy nie widzę. Jakiekolwiek hobby nie może być realizowane moim kosztem. To chyba w miarę proste.
Jeśli panu do szczęścia jest potrzebne hobby, które realizuje moim zbyt dużym kosztem to może je sobie realizować beze mnie, bo mi się rachunek zysków i strat nie zepnie.
Jeśli jego hobby w odczuwalny sposób wpływa negatywnie na Wasz związek, to tak - powinien je zmienić.
Twoja argumentacja załatwia wszystko, jej nie do końca, to zależy itp...
Jakie to typowe. Kali może, partnerka Kalego być może
Nigdzie nie twierdziłem, że moja argumentacja jest najlepsza i załatwia wszystko. W mojej opinii działa. W opinii kogoś innego jest słaba. Jego prawo do osądu. Od tego jest forum, że można nad tym dyskutować.
Wg mnie związek stanowi dwoje dorosłych ludzi, gdzie każdy ma jakieś oczekiwania, które się sobą ścierają. I tak powstają umowy, kompromisy. Gdy druga strona ma dowody na złamanie umowy, wtedy może egzekwować odpowiednią karę.
Główna różnica widzę, że sprowadza się do tego, że Wy naprawdę wierzycie, że jesteście pewne/pewni własnych zachowań w każdej sytuacji. Ja z kolei przyznaję, że takiej pewności nie mam. Dla mnie to uczciwe postawienie sprawy. Nie obiecuję czegoś, czego nie jestem w stanie obiecać. Bo różne zdarzają się sytuacje.
Główna różnica widzę, że sprowadza się do tego, że Wy naprawdę wierzycie, że jesteście pewne/pewni własnych zachowań w każdej sytuacji. Jae z kolei przyznaję, że takiej pewności nie mam. Dla mnie to uczciwe postawienie sprawy. Nie obiecuję czegoś, czego nie jestem w stanie obiecać. Bo różne zdarzają się sytuacje.
Nikt takiej pewności nie ma i to jest pewne. Czlowiek czasem upada. Jednak w życiu prościej jest się kierować ustalonymi zasadami. Działanie 0-1 jest o niebo banalniejsze niż logika rozmyta i to jeszcze bez punktu odniesienia.
LuDev napisał/a:Główna różnica widzę, że sprowadza się do tego, że Wy naprawdę wierzycie, że jesteście pewne/pewni własnych zachowań w każdej sytuacji. Jae z kolei przyznaję, że takiej pewności nie mam. Dla mnie to uczciwe postawienie sprawy. Nie obiecuję czegoś, czego nie jestem w stanie obiecać. Bo różne zdarzają się sytuacje.
Nikt takiej pewności nie ma i to jest pewne. Czlowiek czasem upada. Jednak w życiu prościej jest się kierować ustalonymi zasadami. Działanie 0-1 jest o niebo banalniejsze niż logika rozmyta i to jeszcze bez punktu odniesienia.
Ale zakładanie działania 0-1 jest właśnie od początku nieprawdziwe
allama napisał/a:LuDev napisał/a:Główna różnica widzę, że sprowadza się do tego, że Wy naprawdę wierzycie, że jesteście pewne/pewni własnych zachowań w każdej sytuacji. Jae z kolei przyznaję, że takiej pewności nie mam. Dla mnie to uczciwe postawienie sprawy. Nie obiecuję czegoś, czego nie jestem w stanie obiecać. Bo różne zdarzają się sytuacje.
Nikt takiej pewności nie ma i to jest pewne. Czlowiek czasem upada. Jednak w życiu prościej jest się kierować ustalonymi zasadami. Działanie 0-1 jest o niebo banalniejsze niż logika rozmyta i to jeszcze bez punktu odniesienia.
Ale zakładanie działania 0-1 jest właśnie od początku nieprawdziwe
Udowodnij swoją tezę
32 2016-04-14 17:12:58 Ostatnio edytowany przez LuDev (2016-04-14 17:16:23)
LuDev napisał/a:allama napisał/a:Nikt takiej pewności nie ma i to jest pewne. Czlowiek czasem upada. Jednak w życiu prościej jest się kierować ustalonymi zasadami. Działanie 0-1 jest o niebo banalniejsze niż logika rozmyta i to jeszcze bez punktu odniesienia.
Ale zakładanie działania 0-1 jest właśnie od początku nieprawdziwe
Udowodnij swoją tezę
Jeśli pewnym jest to, że nikt nie może być pewnym swoich zachowań, w szczególności w sytuacji której nie przewidział, to założenie z góry, że jest inaczej prowadzi do sprzeczności. Co kończy dowód.
Czyżbym trafił na kogoś po kierunku ścisłym?
Ale jaki sens ma " umowa " jeśli nawet się na coś umówić nie jest się pewnym tego czy się słowa dotrzyma ? Bez sensu prawisz
Istnieje coś takiego jak związek otwarty gdzie obie strony chadzają na "dupy" i są świadome tego ale z twojego pisania da się łatwo odczytać że tylko ty chcesz chadzać a partnerka ma siedzieć w domu bo jest tylko twoja. W sumie musiałaby być albo szurnięta albo po praniu mózgu by iść na taką "umowę" bo raczej każda normalna kobieta dałaby ci kopa w tyłek.
Co innego w sytuacji fuck friends gdzie związku nie ma - tam to w sumie bez różnicy z kim sypiasz
W umowie, zwanej też w pewnych kręgach ślubem jest taka mała wzmianka, że "przysięgasz wierność..." a skoro piszesz że jesteś podatny na pokusy to albo nie trafiłeś na odpowiednią kobietę albo jesteś niedojrzały, pomimo, że 34 lata to już nie gimbaza.
35 2016-04-14 17:25:11 Ostatnio edytowany przez LuDev (2016-04-14 17:27:36)
Istnieje coś takiego jak związek otwarty gdzie obie strony chadzają na "dupy" i są świadome tego ale z twojego pisania da się łatwo odczytać że tylko ty chcesz chadzać a partnerka ma siedzieć w domu bo jest tylko twoja. W sumie musiałaby być albo szurnięta albo po praniu mózgu by iść na taką "umowę" bo raczej każda normalna kobieta dałaby ci kopa w tyłek.
Co innego w sytuacji fuck friends gdzie związku nie ma - tam to w sumie bez różnicy z kim sypiasz
W umowie, zwanej też w pewnych kręgach ślubem jest taka mała wzmianka, że "przysięgasz wierność..." a skoro piszesz że jesteś podatny na pokusy to albo nie trafiłeś na odpowiednią kobietę albo jesteś niedojrzały, pomimo, że 34 lata to już nie gimbaza.
Związek będzie zawsze taki jaki sobie uzgodnisz.
To co sobie wnioskujesz z moich wypowiedzi jest błędne. Nigdzie nie napisałem że chcę sobie chadzać na dupy, a partnerka ma siedzieć w domu. Ja jedynie nie gwarantuje tego, że nigdy, z nikim w żadnej sytuacji. Bo tego wymaga uczciwość i szacunek do drugiej osoby, by nie oklamywac jej na samym początku.
I nigdzie nie napisałem że chce zawarcia ślubu. Wręcz przeciwnie. Ze względu na bzdurne na zapisy. Chyba że wcześniej z partnerka bym ustalił, że bierzemy tylko cywilny (przepisy podatkowe, itp) ale nie traktujemy serio niektórych zawartych tam zapisów
Jeśli pewnym jest to, że nikt nie może być pewnym swoich zachowań, w szczególności w sytuacji której nie przewidział, to założenie z góry, że jest inaczej prowadzi do sprzeczności. Co kończy dowód.
Hyh ja nie o tym. Działania są koniec końców 0-1. Jakaś decyzję się podejmuje. Nawet jeśli w tym celu rozważyć wielowymiarowy zbiór aspektów.
Dalej, jeśli już trzymamy się matematycznego słownictwa - jeśli mamy zasady to mamy wartość oczekiwaną. I wokół tej wartośći koncentrują się nasze decyzje. Wartości odstające, ekstremalne owszem istnieją. Oby z niewielkim prawdopodobieństwem, bo inaczej z krzywej dzwonowej, która jest w miarę przewidywalna i tym przewidywalniejsza im ma mniejszą wariancje, przechodzimy do białego szumu. ... a ten jest miły, ale nie w życiu.
Zrozumiałeś mój tok myślenia?
37 2016-04-14 17:30:35 Ostatnio edytowany przez Harvey (2016-04-14 17:33:12)
Oczywiście idealnie by było DLA MNIE (podkreślam dla mnie, a nie dla niej), gdybym ja mógł wszystko i za nic nie musiał odpowiadać.
Tu napisałeś.
Już wyobrażam sobie taką rozmowę:
- hej laska, muszę ci coś powiedzieć
- no co?
- bo wiesz, nie gwarantuję ci wierności bo mam takie pokusy czasem że w biedronce mógłbym w warzywach kogoś przelecieć
- ojejku! a kup przy okazji marchwi trochę to zupę bym ci później ugotowała, zmęczony wrócisz misiaczku biedaczku
edit: ślub to pewnego rodzaju umowa przytoczona jako przykład, ciekawy jestem czy masz już swoją umowę na taką okazję przygotowaną
LuDev napisał/a:Jeśli pewnym jest to, że nikt nie może być pewnym swoich zachowań, w szczególności w sytuacji której nie przewidział, to założenie z góry, że jest inaczej prowadzi do sprzeczności. Co kończy dowód.
Hyh ja nie o tym. Działania są koniec końców 0-1. Jakaś decyzję się podejmuje. Nawet jeśli w tym celu rozważyć wielowymiarowy zbiór aspektów.
Dalej, jeśli już trzymamy się matematycznego słownictwa - jeśli mamy zasady to mamy wartość oczekiwaną. I wokół tej wartośći koncentrują się nasze decyzje. Wartości odstające, ekstremalne owszem istnieją. Oby z niewielkim prawdopodobieństwem, bo inaczej z krzywej dzwonowej, która jest w miarę przewidywalna i tym przewidywalniejsza im ma mniejszą wariancje, przechodzimy do białego szumu. ... a ten jest miły, ale nie w życiu.
Zrozumiałeś mój tok myślenia?
Oczywiście, że zrozumiałem. Ale my nie o tym dyskutowalismy. Rozkład Gaussa jest oczywistym i oczekiwanym modelem w wielu sytuacjach. Nie ma co o tym w ogóle dyskutować.
Jednak chodziło mi o sformułowanie, że ktoś jest pewnym, że nie podda się w żadnej sytuacji pokusie. Tego rozkład normalny nie mówi. Można dążyć do pewnego wzorca zachowania, mówiąc matematycznie : próbować to interpolować, ale zawsze zostanie coś na brzegach. Rozumiesz o co mi chodzi?
Tutaj nikt nie napisał, że jest pewny, że całe życie będzie spoko. Ale nikt nie wiąże się z zamiarem zdrady ani wielkim rozumieniem pokusy. Zazwyczaj człowiek wiążąc się oczekuje od drugiej strony wierności i stara się prowadzić życie według jakiś zasad, a nie " wiesz kotku, fajnie mi z Tobą, ale różnie może być. Mogę pójść do Biedronki i tam się zakochać, także tego wiesz- nie wyobrażaj sobie za dużo "
I dlatego jak jedna strona się pokusi, drugiej stronie jest to ciężko zaakceptować i podejść do tego ze stoickim spokojem. Człowiek czuje się rozczarowany, nawet jeśli się z tym liczył, że przecież wszystko może się zdarzyć.
Jednak każde nasze zachowanie wymaga decyzji i to od nas zależy jaką decyzję podejmiemy. A Ty z takim podejściem jesteś w pełni usprawiedliwiony no bo przecież " wszystko się może zdarzyć "
Tak jak wyżej ktoś wspomniał umówić się na to, że " ok póki jest dobrze to jest dobrze, ale jak spotka mnie taka co mnie za intryguje to się nie zawaham" możesz z osobą o podobnych poglądach czyli bliżej Ci będzie do otwartego związku a nie do zwiazku. Tam możecie grać w otwarte karty i żadne nie może mieć nic za złe..
LuDev tak czytam Twoje posty i z jednej strony takie poglady na związek są chore ale z drugiej nie dziwi mnie to, bo w dzisiejszych czasach niestety wielu właśnie tak patrzy. Porównujesz to do hobby ale wyobraź sobie taką sytuacje. Wraca TWOJA dziewczyna z zakupów i mówi "poznałam świetnego faceta, był świetny w te klocki. Chodź kochanie do sypialni, pokaże Ci czego sie nauczyłam dzisiaj nowego ". Myśle, że tylko tak kozaczysz na forum "byle był jakiś szum" a gdybyś w tym układzie to ty był stroną pokrzywdzona to płakałbyś w innym watku pt " dlaczego mnie zdardzała?"
Aczkolwiek jeśli potraktować tamtą panią, przespanie się z nią jako hobby, które odstresowuje, przywraca poczucie swojej wartości, to czy to coś bardzo nagannego?
Są panowie, którzy chodzą łowić ryby, inni chodzą na siłownię, czy biegać, jeszcze inni mają jakieś swoje zloty. To wszystko jest jego prywatnym hobby, czymś czemu poświęca czas, aby lepiej się poczuć, zajmować się czymś innym, mieć inne zainteresowania, własną niszę poza tym co robi wspólnie ze swoją partnerką.Brzmi to egoistycznie i dość przedmiotowo, ale właśnie jeśli tą inną potraktować w takich kategoriach to sytuacja wygląda nieco inaczej.
Tak całkiem po ludzku i dość naiwnie zafascynowała mnie teoria męskiego hobby polegającego na sypianiu z kobietami, by się odstresować...
Rozumiem, że w myśl tego owe kobiety używane jako narzędzia leczące ten stres dostają konkretny komunikat: posłużysz mi jako element hobby, jako narzędzie do odstresowania się, do podniesienia własnej wartości... I one po prostu to akceptują?
Bo jeśli tak nie jest i są hm... podrywane, zdobywane itd to wszystko co powyżej szlag braku logiki trafia... i zwykłą hipokryzją się staje?
Choć ja chyba nieco przestarzałe mam poglądy, tak sądzę
Naprawdę, dawno mnie nic aż tak nie zdziwiło w ramach istnienia człowieczeństwa
42 2016-04-14 19:59:56 Ostatnio edytowany przez Czarnaczarna (2016-04-14 20:01:57)
LuDev, wesołe masz teorie. Ja się zastanawiam, czy takie poczucie nieprzewidywalności stosujesz też w życiu zawodowym? Na przykład klient zamawia cośtam od Ciebie, a Ty na to "Wie pan/pani co, ja nie jestem pewien, czy się wyrobię, bo obsuwy mogą być, a w sumie może nie dotrę na spotkanie, bo nie gwarantuję, że nie wlezę komuś pod samochód...". Mam ciężkie przeczucie, że jesteś zawodowo związany z matematyką.
O ile się zgadzam, że życie jest nieprzewidywalne, to sądzę, że wiele osób nie czuje, by czekały na nie jakieś dzikie pokusy non stop. Ja na przykład nie czuję, bo nie mam potrzeby się dowartościowywać ludźmi, więc przyjmuję, że mnie się to nie zmieni, bo czemu by miało? Jak obiecuję, że wyślę komuś zdjęcia z imprezy to też nie wiem, czy mnie nie okradną z dysku na którym są, zanim do tego dojdzie, ale to nie znaczy, że kogos oszukuję. Szczerze wierze, że to zrobię i czynię wszystkie kroki ku temu. To nie znaczy, że ludzie kłamią. Z tej prostej przyczyny, że wierzą, że tak będzie.
Za wikipedią: Kłamstwo – wypowiedź zawierająca informacje niezgodne z przekonaniem o stanie faktycznym.
Jak wierzą, to są przekonani, że takie będą fakty.
Że Ty jesteś niepewny swojej wierności i lojalnie o tym informujesz, to jest wręcz zaleta. Nie wiem na ile to wynika u Ciebie z samoświadomości, a na ile z jakichś chłodnych kalkulacji, ale ja myslę, że jak wszyscy o tym wiedzą, to tylko lepiej. Że mamy odmienne wizje związku to inna sprawa.
Jeśli chodzi o kobiece "przewroty opinii" po czymś takim jak zdrada, to drastyczny, acz myślę analogiczny przykład: Jesz sobie jakieś danie i nawet Ci to smakuje, więc pytasz uprzejmie, z czego to było zrobione. No i ktoś Ci mówi, że to jest ludzkie mięso. Z dużą dozą prawdopodobieństwa byłbyś obrzydzony, zszokowany i nie patrzałbyś już na to danie z takim smakiem. Więc tak samo z jakąś babeczką (lub facetem), gdyby się dowiedziała, że ktoś zrobił coś, co jest sprzeczne z tym, w co wierzy. Czyli partner i związek z nim (dobre danie), okazuje się mieć w sobie elementy, które jej nie odpowiadają.
A każdy może sobie wierzyć, że zdrada jest zła lub dobra.
Ja w związku swoim jestem szczęśliwa.
LuDev, jeżeli masz takie poglądy, to poinformuj o tym swoją dziewczynę jeśli masz lub tą, którą będziesz miał kiedyś. Jeżeli dla Ciebie to nic takiego i dla niej też, to dobrze, wtedy oboje się godzicie, ale zrozum, że dla wielu osób to nie jest nic takiego. Nie dla każdego seks tak mało znaczy i tak, faceci też potrafią być wierni, każdy może nad tym panować. Wielu facetów też nie chciałoby być zdradzonymi nawet raz i nie ma w tym nic dziwnego. Tak i to zdarzenie może rozbić związek, bo pokazuje, że druga osoba nie jest taka szczera i godna zaufania. No chyba, że wprost mówił, że wierny nie będzie. No, ale jeśli mówi, że jest oddany, a robi coś innego, to ciężko potem tej osobie zaufać.
44 2016-04-14 20:59:24 Ostatnio edytowany przez truskaweczka19 (2016-04-14 21:00:21)
Tutaj nikt nie napisał, że jest pewny, że całe życie będzie spoko. Ale nikt nie wiąże się z zamiarem zdrady ani wielkim rozumieniem pokusy. Zazwyczaj człowiek wiążąc się oczekuje od drugiej strony wierności i stara się prowadzić życie według jakiś zasad, a nie " wiesz kotku, fajnie mi z Tobą, ale różnie może być. Mogę pójść do Biedronki i tam się zakochać, także tego wiesz- nie wyobrażaj sobie za dużo "
I dlatego jak jedna strona się pokusi, drugiej stronie jest to ciężko zaakceptować i podejść do tego ze stoickim spokojem. Człowiek czuje się rozczarowany, nawet jeśli się z tym liczył, że przecież wszystko może się zdarzyć.Jednak każde nasze zachowanie wymaga decyzji i to od nas zależy jaką decyzję podejmiemy. A Ty z takim podejściem jesteś w pełni usprawiedliwiony no bo przecież " wszystko się może zdarzyć "
![]()
Tak jak wyżej ktoś wspomniał umówić się na to, że " ok póki jest dobrze to jest dobrze, ale jak spotka mnie taka co mnie za intryguje to się nie zawaham" możesz z osobą o podobnych poglądach czyli bliżej Ci będzie do otwartego związku a nie do zwiazku. Tam możecie grać w otwarte karty i żadne nie może mieć nic za złe..
Dokładnie. To taka asekuracja, żeby w razie czego nie było, że się czegoś nie mówiło... No, ale to tak jakby umniejszać tego wagę. Dla mnie to wygląda tak, że kochamy się i codziennie dbamy o siebie, tak samo dbamy o relację i o to, by oprzeć się pokusom. Jak się kocha i dba się o siebie wzajemnie to jak dla mnie nie jest to trudne. Tylko trzeba chcieć. Jestem z moim facetem 8 lat i każdy ma pokusy, ale jakoś nie mam z tym problemu, wiem kogo kocham i tego się trzymam.
LuDev, wesołe masz teorie.
Powiedziałbym raczej, że inne niż większość.
Ja się zastanawiam, czy takie poczucie nieprzewidywalności stosujesz też w życiu zawodowym? Na przykład klient zamawia coś tam od Ciebie, a Ty na to "Wie pan/pani co, ja nie jestem pewien, czy się wyrobię, bo obsuwy mogą być, a w sumie może nie dotrę na spotkanie, bo nie gwarantuję, że nie wlezę komuś pod samochód...".
Na szczęście mój kontakt z klientami jest sporadyczny, ale na ogół w takich sytuacjach mówię jak jest: "W tym a tym dniu oszacujemy możliwy czas realizacji i się z Panem skontaktujemy w przeciągu takiego a takiego czasu, od dnia tej estymacji".
Mam ciężkie przeczucie, że jesteś zawodowo związany z matematyką.
Masz rację, o ile przyjmie się odpowiednio ogólność abstrakcji tej dziedziny.
O ile się zgadzam, że życie jest nieprzewidywalne, to sądzę, że wiele osób nie czuje, by czekały na nie jakieś dzikie pokusy non stop. Ja na przykład nie czuję, bo nie mam potrzeby się dowartościowywać ludźmi, więc przyjmuję, że mnie się to nie zmieni, bo czemu by miało? Jak obiecuję, że wyślę komuś zdjęcia z imprezy to też nie wiem, czy mnie nie okradną z dysku na którym są, zanim do tego dojdzie, ale to nie znaczy, że kogos oszukuję. Szczerze wierze, że to zrobię i czynię wszystkie kroki ku temu. To nie znaczy, że ludzie kłamią. Z tej prostej przyczyny, że wierzą, że tak będzie.
Za wikipedią: Kłamstwo – wypowiedź zawierająca informacje niezgodne z przekonaniem o stanie faktycznym.
Jak wierzą, to są przekonani, że takie będą fakty.
Ale wiesz np. że ignorantia legis non excusat?
To, że wierzę, że czegoś nigdy nie zrobię, nie zwalnia mnie z tego, by wiedzieć, że to jednak nieprawdziwe założenie.
Szczerze, to ja osobiście nie powiedziałbym: "Jutro wyślę Ci te zdjęcia", a raczej "Kiedy wrócę do domu, to postaram się zgrać zdjęcia i Ci je wysłać najpóźniej jutro."
Że Ty jesteś niepewny swojej wierności i lojalnie o tym informujesz, to jest wręcz zaleta. Nie wiem na ile to wynika u Ciebie z samoświadomości, a na ile z jakichś chłodnych kalkulacji, ale ja myslę, że jak wszyscy o tym wiedzą, to tylko lepiej. Że mamy odmienne wizje związku to inna sprawa.
Raczej nie ma dwóch osób, które miałyby zawsze takie same poglądy. Więc mnie to nie dziwi.
Jeśli chodzi o kobiece "przewroty opinii" po czymś takim jak zdrada, to drastyczny, acz myślę analogiczny przykład: Jesz sobie jakieś danie i nawet Ci to smakuje, więc pytasz uprzejmie, z czego to było zrobione. No i ktoś Ci mówi, że to jest ludzkie mięso. Z dużą dozą prawdopodobieństwa byłbyś obrzydzony, zszokowany i nie patrzałbyś już na to danie z takim smakiem. Więc tak samo z jakąś babeczką (lub facetem), gdyby się dowiedziała, że ktoś zrobił coś, co jest sprzeczne z tym, w co wierzy. Czyli partner i związek z nim (dobre danie), okazuje się mieć w sobie elementy, które jej nie odpowiadają.
A każdy może sobie wierzyć, że zdrada jest zła lub dobra.
Nie wierzę w coś takiego: to jest dobre a to złe. To zawsze zależy od okoliczności i od osoby, która takie opinie wyraża.
Co do przykładu z jedzeniem, to źle trafiłaś. To akurat jak mógłbym przytoczyć jako swój argument. Nie obchodzi mnie co jest w składzie danego jedzenia. Interesuje mnie to jak to wygląda, jak pachnie, czy mi smakuje.
Z ciekawości kiedyś w Tajlandii zamówiłem danie z psa. I wiem, że mi nie smakuje, bo już spróbowałem. Surstromming z kolei mi zasmakował. Ale większość w ogóle nie chce nawet słyszeć o spróbowaniu tych rzeczy, bo zakodowali sobie opinie innych.
Oczywiście mówię tutaj o rzeczach do jedzenia. Bo zaraz mi ktoś wyskoczy z pomysłem - spróbuj zjeść kupę.
46 2016-04-14 21:24:28 Ostatnio edytowany przez Czarnaczarna (2016-04-14 21:47:36)
LuDev, może nie trafiłam, ale czy próbowałeś ludzkiego mięsa, by stwierdzić, że źle trafiłam? Może by Cię to zniesmaczyło po czasie, nigdy w końcu nie wiesz co będzie.
Cię interesuje smak, zapach i wygląd dania, a mnie inne rzeczy. Na przykład moje emocjonalne podejście do psów mogłoby mi stać na przeszkodzie. Albo to, że brzydzi mnie jedzenie mięsa. Większość może mieć podejście "bo zakodowali sobie opinie innych" (skąd masz statystyki?), ale mają do tego prawo. Jak sam żeś stwierdził, ludzie mają różne opinie.
I nie wiedziałam, że np. że ignorantia legis non excusat odnosi się do przewidywania wszystkiego. Z prostej przyczyny: nikt nie jest w stanie wszystkiego przewidzieć. Nie zdradziłam, dotychczasowe "pokusy" mnie nie ruszyły, więc co do zasady mam podstawy by sądzić, że mnie nic nie ruszy. Nie jest bowiem prawdą, że wszyscy muszą pokusom ulegać. Jestem na tyle pewna siebie, że wierzę, że "wyślę zdjęcia", a nie "postaram się", bo mam takie statystyczne doświadczenie, że ci co się "starają" w końcu nie robią tego w ogóle. Jeśli chodzi o zdradę mam jeszcze większy wpływ na sytuację, więc tym bardziej jestem pewna siebie w tym zakresie. Dopóki się nie pomylę, nie możesz mi zarzucić kłamstwa. Nawet gdyby w przypadku, gdy do tego dojdzie nie przewidziałam takiej opcji, nie kłamałam. Acz jeśli się bym wyparła juz po, to tak, wtedy bym była kłamcą. Tak samo jakbym przypuszczała, że jednak ulegnę.
Wasze wybory partnera/partnerki to prawdziwa chęć, miłość? i świadomość tego wyboru czy całkowity przypadek ? Z góry dzięki za odpowiedzi.
Od razu zaznaczam, że nie czytałam przebiegu dyskusji (potem nadrobię), ale pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy - wybory to jedno, ale to co ze związkiem dzieje się wraz z upływem mijającego czasu, to już zupełnie inna kwestia.
allama napisał/a:LuDev napisał/a:Jeśli pewnym jest to, że nikt nie może być pewnym swoich zachowań, w szczególności w sytuacji której nie przewidział, to założenie z góry, że jest inaczej prowadzi do sprzeczności. Co kończy dowód.
Hyh ja nie o tym. Działania są koniec końców 0-1. Jakaś decyzję się podejmuje. Nawet jeśli w tym celu rozważyć wielowymiarowy zbiór aspektów.
Dalej, jeśli już trzymamy się matematycznego słownictwa - jeśli mamy zasady to mamy wartość oczekiwaną. I wokół tej wartośći koncentrują się nasze decyzje. Wartości odstające, ekstremalne owszem istnieją. Oby z niewielkim prawdopodobieństwem, bo inaczej z krzywej dzwonowej, która jest w miarę przewidywalna i tym przewidywalniejsza im ma mniejszą wariancje, przechodzimy do białego szumu. ... a ten jest miły, ale nie w życiu.
Zrozumiałeś mój tok myślenia?
Oczywiście, że zrozumiałem. Ale my nie o tym dyskutowalismy. Rozkład Gaussa jest oczywistym i oczekiwanym modelem w wielu sytuacjach. Nie ma co o tym w ogóle dyskutować.
Jednak chodziło mi o sformułowanie, że ktoś jest pewnym, że nie podda się w żadnej sytuacji pokusie. Tego rozkład normalny nie mówi. Można dążyć do pewnego wzorca zachowania, mówiąc matematycznie : próbować to interpolować, ale zawsze zostanie coś na brzegach. Rozumiesz o co mi chodzi?
Nie powiedziałam, że w żadnej sytuacji. Gdybyśmy, dla uproszczenia, zgodzili się przez chwilę, że można ludzkie zachowania opisać rozkładem normalnym, gdzie EX jest niczym innym niż systemem wartości (bo do takich zachowań człowiek dąży ), to sam widzisz, że są odstepstwa. Cześć nawet nieskonczona, ino mało prawdopodobna. Do estymatorow i interpolacji iść nie będę, bo nie o to mi chodzi.
Nadal dążę do jednego - ludzka psychika jest taka a nie inna. Jeśli nie określimy sobie sztywnych zasad w których będziemy się poruszać, (czyli sami sobie nie powiemy - takie zachowanie jest niedopuszczalne, a pożądane jest takie) to na własne życzenie zwiększamy ilość potencjalnych faili - to miałam na myśli pisząc o rozkladzie N i białym szumie.
Żeby nie było - jako matematyk, jestem głębokim wyznawca relatywizmu. Było nie było to matematyka uczy, że 2+2 nie zawsze jest 4.
LuDev napisał/a:allama napisał/a:Hyh ja nie o tym. Działania są koniec końców 0-1. Jakaś decyzję się podejmuje. Nawet jeśli w tym celu rozważyć wielowymiarowy zbiór aspektów.
Dalej, jeśli już trzymamy się matematycznego słownictwa - jeśli mamy zasady to mamy wartość oczekiwaną. I wokół tej wartośći koncentrują się nasze decyzje. Wartości odstające, ekstremalne owszem istnieją. Oby z niewielkim prawdopodobieństwem, bo inaczej z krzywej dzwonowej, która jest w miarę przewidywalna i tym przewidywalniejsza im ma mniejszą wariancje, przechodzimy do białego szumu. ... a ten jest miły, ale nie w życiu.
Zrozumiałeś mój tok myślenia?
Oczywiście, że zrozumiałem. Ale my nie o tym dyskutowalismy. Rozkład Gaussa jest oczywistym i oczekiwanym modelem w wielu sytuacjach. Nie ma co o tym w ogóle dyskutować.
Jednak chodziło mi o sformułowanie, że ktoś jest pewnym, że nie podda się w żadnej sytuacji pokusie. Tego rozkład normalny nie mówi. Można dążyć do pewnego wzorca zachowania, mówiąc matematycznie : próbować to interpolować, ale zawsze zostanie coś na brzegach. Rozumiesz o co mi chodzi?Nie powiedziałam, że w żadnej sytuacji. Gdybyśmy, dla uproszczenia, zgodzili się przez chwilę, że można ludzkie zachowania opisać rozkładem normalnym, gdzie EX jest niczym innym niż systemem wartości (bo do takich zachowań człowiek dąży ), to sam widzisz, że są odstepstwa. Cześć nawet nieskonczona, ino mało prawdopodobna. Do estymatorow i interpolacji iść nie będę, bo nie o to mi chodzi.
Nadal dążę do jednego - ludzka psychika jest taka a nie inna. Jeśli nie określimy sobie sztywnych zasad w których będziemy się poruszać, (czyli sami sobie nie powiemy - takie zachowanie jest niedopuszczalne, a pożądane jest takie) to na własne życzenie zwiększamy ilość potencjalnych faili - to miałam na myśli pisząc o rozkladzie N i białym szumie.
Żeby nie było - jako matematyk, jestem głębokim wyznawca relatywizmu. Było nie było to matematyka uczy, że 2+2 nie zawsze jest 4.
I, jak wiadomo (że skromnie wtrącę), tzw normy nie biorą się znikąd
O dżizas, ale skomplikowaliście wątek Uczucia, emocje, temperament człowieczy przerzucić do teorii matematycznej. Bez przesady.
Witam wszystkich. Tak sobie wertuję to ciekawe forum i ciekawi mnie jakie są Wasze związki ? Jesteście w nich w stu procentach szczęśliwi ? Wasi/Wasze partnerzy/partnerki to są osoby, z którymi chcecie być ot tak po prostu, bo są dla Was stworzeni/stworzone ? Jest to prawdziwa miłość i relacja w pełnej świadomości czy może jakiś substytut, bo na przykład Hania z przychodni lub Romek z autobusu Was nie chcieli ? Jak to jest ? Naszła mnie refleksja, kiedy pomyślałem sobie o większości moich znajomych, którzy np. na facebooku chwalą się rodzinnymi zdjęciami a oboje myślą o rozwodzie. Inna sytuacja koleżanka, która zbliża się do trzydziestki i szuka faceta chyba tylko po to, aby był. Stwierdziła ostatnio "jeśli nie założę rodziny, to tego nie wytrzymam". Wasze wybory partnera/partnerki to prawdziwa chęć, miłość? i świadomość tego wyboru czy całkowity przypadek ? Z góry dzięki za odpowiedzi.
A czym jest, to owo "stuprocentowe" szczęście?
Bo od tego należy zacząć.
I kolejne, wynikające z powyższego, pytania:
Czym to szczęście w ogóle jest? Jak długo może ono trwać, by nie doszło do tego, by przestać odbierać własne życie tym określeniem?
Czy zrezygnowanie z niektórych aspektów wyobrażenia, czym to szczęście powinno być sprawia, że nagle ta reszta, która nigdy nie zawodziła, przestaje nam odpowiadać?
To taki syndrom komedii romantycznych.
W większości wypadków, koniec filmu, to początek "szczęścia" bohaterów.
Gdyby jednak poprowadzić dalej wątek danego scenariusza, bardziej zbliżony do rzeczywistości, można by (w wielu wypadkach) powiedzieć, że tzw. "szczęśliwe zakończenie", to w zasadzie, początek końca.
52 2016-04-15 12:21:22 Ostatnio edytowany przez rampampam (2016-04-15 12:21:50)
Mariodario napisał/a:Witam wszystkich. Tak sobie wertuję to ciekawe forum i ciekawi mnie jakie są Wasze związki ? Jesteście w nich w stu procentach szczęśliwi ? Wasi/Wasze partnerzy/partnerki to są osoby, z którymi chcecie być ot tak po prostu, bo są dla Was stworzeni/stworzone ? Jest to prawdziwa miłość i relacja w pełnej świadomości czy może jakiś substytut, bo na przykład Hania z przychodni lub Romek z autobusu Was nie chcieli ? Jak to jest ? Naszła mnie refleksja, kiedy pomyślałem sobie o większości moich znajomych, którzy np. na facebooku chwalą się rodzinnymi zdjęciami a oboje myślą o rozwodzie. Inna sytuacja koleżanka, która zbliża się do trzydziestki i szuka faceta chyba tylko po to, aby był. Stwierdziła ostatnio "jeśli nie założę rodziny, to tego nie wytrzymam". Wasze wybory partnera/partnerki to prawdziwa chęć, miłość? i świadomość tego wyboru czy całkowity przypadek ? Z góry dzięki za odpowiedzi.
A czym jest, to owo "stuprocentowe" szczęście?
Bo od tego należy zacząć.
I kolejne, wynikające z powyższego, pytania:
Czym to szczęście w ogóle jest? Jak długo może ono trwać, by nie doszło do tego, by przestać odbierać własne życie tym określeniem?
Czy zrezygnowanie z niektórych aspektów wyobrażenia, czym to szczęście powinno być sprawia, że nagle ta reszta, która nigdy nie zawodziła, przestaje nam odpowiadać?
To taki syndrom komedii romantycznych.
W większości wypadków, koniec filmu, to początek "szczęścia" bohaterów.
Gdyby jednak poprowadzić dalej wątek danego scenariusza, bardziej zbliżony do rzeczywistości, można by (w wielu wypadkach) powiedzieć, że tzw. "szczęśliwe zakończenie", to w zasadzie, początek końca.
No i tyle mitów obaliłeś
Ale pytania są warte postawienia.
ja odpowiem krótko, TAK, jedyne co mnie boli to to że mamy mało czasu dla siebie, oboje pracujemy, Mój jest przemęczony pada praktycznie od razu po pracy, ale to nie jego wina
Moim zdaniem to szczęście nie definiuje to ile ono ma trwać. Szczęście to postawa, która obowiązuje tu i teraz. To jest tak proste, że nie trzeba do tego dorabiać filozofii.
55 2016-04-15 13:15:03 Ostatnio edytowany przez josz (2016-04-15 13:17:07)
Oczywiście, jeśli jego kobieta przy ustalaniu warunków związku wprowadziła punkt, że nie toleruje takich przygód i on na to przystał to facet musi uważać. .
...czyli umawia się i obiecuje przestrzegać pewnych ustalonych zasad, a następnie łamie je bez skrupułów, a jedynym problemem jest niezaliczenie wpadki.
Mój pogląd wynika z uczciwości do podejścia tematu związku i szacunku do partnera.
Twoja "uczciwość" i "szacunek" do partnerki ma niewiele wspólnego z ogólnie przyjętą zasadą dotyczącą tych właśnie cech.
Uważam, że LuDeV ma sporo racji, zależy od wspólnych ustaleń. Seks jako mechaniczne zaspokajanie popędu nie ma wpływu na charakter emocji w relacji, chyba, że dwoje ludzi powyżej 15 roku życia ustalili inaczej.
A szczęśliwym się bywa, to nie jest stan stały, a czasowy. Ciężko jest więc mi odpowiedzieć na pytanie zadane w temacie posta.
Nie jestem zwolennikiem zdrady,ale ten temat mnie ciekawi,bo znam kilku facetów,którzy będąc w małżeństwie sypiają,dla sportu,może dowartościowania się-z innymi kobietami,są to co prawda jedno nocne przygody,ale jednak.Oczywiście żony o tym nie wiedzą,a oni sami twierdzą,że przecież to tylko taki sport-zrobienie sobie dobrze i tyle,przecież nikomu nogi,ani ręki nie urwało,więc oni problemu nie widzą.
Wszystko dzieje się w mózgu,więc jeśli druga strona się nie dowie,to teoretycznie nic się nie stało.
Przecież istnieje jeszcze poligamia,wiem,zaraz napiszecie że to nie normalne,ale norma to tylko to,co narzuciło dane społeczeństwo,lub to co sami ustaliliśmy w głowie jako norma.
58 2016-04-15 13:31:31 Ostatnio edytowany przez Martainn (2016-04-15 13:37:52)
Zależy czym dla kogo jest seks. Jeśli tylko chodzi spuszczenie z kija to zapewne i takie skakanie z kwiatka na kwiatek się sprawdzi. Jeśli nie zależy na jakości to pewnie się sprawdzi. Bo jakoś seksu przede wszystkim opiera się na znajomości ciał, temperamentów, upodobań. A do tego zawsze potrzebny jest czas, wspólne poznanie. Czasami na takie dotarcie się potrzeba naprawdę długiego czasu. Niestety wydaje mi się, że niektórzy po prostu nigdy nie posmakowali naprawdę dobrego seksu i zadowalają się byle bzykankiem, byle z tego rzeczona kija spuścić płyny. Smutne w sumie dość.
Nie jestem zwolennikiem zdrady,ale ten temat mnie ciekawi,bo znam kilku facetów,którzy będąc w małżeństwie sypiają,dla sportu,może dowartościowania się-z innymi kobietami,są to co prawda jedno nocne przygody,ale jednak.Oczywiście żony o tym nie wiedzą,a oni sami twierdzą,że przecież to tylko taki sport-zrobienie sobie dobrze i tyle,przecież nikomu nogi,ani ręki nie urwało,więc oni problemu nie widzą.
I o tym właśnie piszę. Bo im chodzi o prymitywne spuszczenie z kija. Są w łóżku typowym biorcą. Niestety widocznie nie zaznali dobrego seksu. Gdyby zaznali to nigdy, przenigdy nie zdecydowali by się na jednorazową akcję, która nigdy nie będzie tak dobra jak seks dobrze znających siebie i swoje ciała osób. Ale niektórzy lubią półprodukty i zadowalają się półśrodkami. Ich sprawa w sumie.
A co do tematu to tak. Jestem w związku szczęśliwy. Lubię przebywać z moją żoną i dzieckiem. Tam się czuję najlepiej. W życiu bywa różnie, ale właśnie np. myśl, że jakiś czas je zobaczę automatycznie poprawia mi humor.
Nie jest odpowiednim zachowaniem nie sam sposób dowartościowania się, a raczej brak świadomości ich żon o sposobie na poprawę nastroju.
Chociaż myślę, ze wszystko zależy od układu w wzajemnej wiedzy o swoich ograniczeniach i możliwościach w związku.
Za zdradę postrzegam zaangażowanie emocjonalne w stosunku do osoby trzeciej, a seks - o ile nie ponosi za sobą konsekwencji finansowych czy prawnych i jest dobrowolną decyzją dwojga ludzi na jednorazowe zbliżenie dla poprawy nastroju - nie byłoby to dla mnie problematyczne. Jeśli oczywiście takie ustalenia mielibyśmy wspólnie z partnerem.
60 2016-04-15 13:42:33 Ostatnio edytowany przez Martainn (2016-04-15 13:45:06)
Jak się umówili to proszę bardzo. Nie jestem przeciwnikiem związków wolnych, chociaż sam bym się w takim nie odnalazł.
Natomiast jak ktoś łamie daną przysięgę (np. małżeńską) to jest dla mnie krzywoprzysięzcą, a takich ludzi nie szanuję i nie chcę mieć z nimi do czynienia. Ale dotyczy to też innych dziedzin życia. Pacta sunt servanda.
Martainn - brak szacunku do drugiego człowieka nie jest akceptowany, a kłamstwo jest najlepszym wyrazem takiego traktowania. Dla mnie sam seks z inną osobą nie jest powodem do frustacji i rwania włosów z głowy, natomiast kłamstwo i dwulicowość i owszem.
Martainn - brak szacunku do drugiego człowieka nie jest akceptowany, a kłamstwo jest najlepszym wyrazem takiego traktowania. Dla mnie sam seks z inną osobą nie jest powodem do frustacji i rwania włosów z głowy, natomiast kłamstwo i dwulicowość i owszem.
Czyli jeśli Twój partner prześpi się dla sportu z jakąś super laską i Ci otwarcie o tym powie, to nie będziesz miała powodu do frustracji?
Zapytałabym jak było i czy czegoś nowego się nauczył
Zapytałabym jak było i czy czegoś nowego się nauczył
Generalnie jestem zdania, aby żyć w zgodzie ze sobą samym, przy tym nie raniąc partnera. Jeśli masz z partnerem podobny pogląd na seks, to nie widzę problemu.
65 2016-04-15 14:18:08 Ostatnio edytowany przez gagatka0075 (2016-04-15 14:47:42)
Moim zdaniem to szczęście nie definiuje to ile ono ma trwać. Szczęście to postawa, która obowiązuje tu i teraz. To jest tak proste, że nie trzeba do tego dorabiać filozofii.
Dokładnie.
Bycie szczęśliwym lub nieszczęśliwym jest naszym własnym wyborem. Każdemu los i ludzie rzucają kłody pod nogi, oczywiście niektórym mniej, innym więcej. Jedni z tym walczą i zapracowują sobie na szczęście, inni siedzą i się użalają, bo...nie mają sił, bo tak wolą, to ich uszczęśliwia. Ale nie ma bata, samo nie przyjdzie.
Odpowiedź na.pytanie tytułowe: tak, jestem.
Nie jestem zwolennikiem zdrady,ale ten temat mnie ciekawi,bo znam kilku facetów,którzy będąc w małżeństwie sypiają,dla sportu,może dowartościowania się-z innymi kobietami,są to co prawda jedno nocne przygody,ale jednak.Oczywiście żony o tym nie wiedzą,a oni sami twierdzą,że przecież to tylko taki sport-zrobienie sobie dobrze i tyle,przecież nikomu nogi,ani ręki nie urwało,więc oni problemu nie widzą.
Wszystko dzieje się w mózgu,więc jeśli druga strona się nie dowie,to teoretycznie nic się nie stało.
Przecież istnieje jeszcze poligamia,wiem,zaraz napiszecie że to nie normalne,ale norma to tylko to,co narzuciło dane społeczeństwo,lub to co sami ustaliliśmy w głowie jako norma.
Moim zdaniem to jednak jest nasz własny wybór.
Nigdy żadne normy, zasady nie były mi wyznacznikiem sposobu życia, zawsze szłam "na żywioł ", ale jedno było dla mnie jasne. Nie chcę dzielić się ani sobą, ani mężczyzną. Tzn: zdarzyło się, ale finalnie było głupie i bez sensu. Seks bez zaangażowania nie ma dla mnie smaku, a zaangażowanie=wyłączność. W każdej sytuacji. Mąż, kochanek, przyjaciel.
Nie mam nic przeciw "otwartym" związkom, małżeństwom, pod warunkiem, że decyzja została podjęta przez obie strony. Inaczej to zdrada i oszustwo. Ludzkie, oczywiście, ale naganne.