Excop napisał/a:theonlyone napisał/a:Zaprzeczę,bo antykoncepcja nie jest wymysłem natury i jednak mocno gryzie się z głównym celem,jakim jest przetrwanie gatunku,
jakoś inne zwierzęta jej nie używają 
Wychodzi na to, że Natura nie przewidziała konsekwencji obdarzenia inteligencją jednej z linii rozwojowych hominidów. 
Nie spisała się, prawda?
Antykoncepcja jak najbardziej działa pro-przetrwaniu gatunku. Trzeba tylko przestać patrzeć liniowo.
Zbyt gwałtowny wzrost liczby osobników danego gatunku prowadzi do zachwiania równowagi ekosystemu - w obliczu głodu, niebezpieczeństwa, suszy itp zwierzęta też ograniczają prokreację, lub wręcz porzucają potomstwo.
Dalej: to zwierzęca natura człowieka pcha go do prokreacji - ta bardziej ludzka jakby skłania do powstrzymywania się od posiadania dzieci. W pewien sposób koreluje to z inteligencją - im człowiek (jako przedstawiciel gatunku) staje się bardiej inteligentny (co w szerszej skali przekłada się na status finansowy), tym mniej dzieci chce posiadać, bo więcej energii i czasu musi zainwestować na doprowadzenie swojego potomstwa do swojego poziomu - chłop na wychowanie syna-chłopa potrzebuje kilku lat (pomijając okres dziecięcy, kiedy opiekę sprawuje matka). Fizyk atomowy nie wykształci swojego syna do poziomu doktora nauk w ciągu 6 lat. Dlatego chłop może mieć 12 dzieci, fizyk - nie.
I wracając do antykoncepcji - używają jej głownie ludzie "odpowiedzialni" - wykształceni, usytuowani, myślący perspektywicznie... bla, bla, bla. Wpychają nawet tę antykoncepcję tym, którzy jej nie chcą (sa zbyt mało "ludzko" inteligentni, bardziej poddają się naturze zwierzęcej, ale ze względu na swoją naturę ta antykoncepcja jest dla nich mało skuteczna (stosowana zbyt mało odpowiedzialnie), więc rozmnażają sie i tak.
Dalej - skoro antykoncepcji używa część gatunku najbardziej oporna na rozmnażanie - tym samym sama siebie eliminuje oddając pola bardziej "zwierzęcej" części gatunku chętnej do prokreacji - równowaga zostaje przywrócona a samo sztuczne kontrolowanie części społeczeństwa nie ma dla samego gatunku ŻADNEGO ujemnego wpływu 
__________
A wracając jeszcze do tematu otwartych związków - ja bym mogła żyć w takim. Z prostej przyczyny - jestem mało "romantyczna" jeżeli chodzi o miośc. Wierność nie jest dla mnie jakąś cechą najwyższej wagi. Podchodzę do związków bardziej pragmatycznie, zgodnie z zasadą, że lepiej jeść tort w 10 osób niż suchy chleb samemu
Oznacza to, że owszem, jestem w stanie akceptować chęć posiadania przez faceta innych partnerek seksualnych niż ja - dopóki moja sytuacja będzie na plusie. Jezeli wykażę się odpowiednią inteligencją to i tak największy kawałek tortu przypadnie mnie, jeżeli pozwolę sobie ten tort sprzątnąć sprzed nosa ... cóż... mój pech
Tak, jestem tak okropnie pozbawiona kręgosłupa moralnego, że wolałabym podzielić się super facetem z innymi niż mieć kogoś na swoim poziomie na wyłączność. Bo to żadna frajda 