Paweło napisał/a:A skąd to wiesz podaj dane. Ja słyszałem wywiady z ludźmi z pułku i mówili oni że generalnie od końca rządów SLD pułk się staczał coraz bardziej. Za PO to nieznacznie przyśpieszyło ale cały upadek zaczął się od rządów PIS. Niech odpowie ten kto sprzeciwiał się kupnu nowego samolotu po pamiętnym wypadku Leszka Millera...
Piszesz jak Kaczyński który sugeruje iż coś wie a nie powie.
Pisałem wyraźnie, że problem dotyczył kilku rządów, nie tylko PO. Kiedy Platforma objęła rządy na fali walki z tzw. kryzysem obcięła mocno finansowanie armii i robili to jeszcze kruczkami i krętactwami, bo akurat finansowanie armii jest sztywnym wydatkiem budżetu opartym na wskaźniku 1.95 % PKB. To były decyzje ministra Klicha. Dramat obsady personalnej rozkwitł właśnie za rządów PO i to nie jest tak, że nikt nic nie wiem o tym, że personel odchodzi. Składa się odpowiednie papiery, zwierzchnicy mogą reagować. Nikt nie chciał... Zakup nowego samolotu, to temat zastępczy. Nowe samoloty byłyby po prostu tańsze w eksploatacji, nie miałyby problemów z emisją spalin i tego typu pierdoły. Nie w tym rzecz. Samolot, którym leciał prezydent był po generalnym remoncie i modernizacji podczas której dostał kupę nowoczesnej awioniki. Tylko widzisz, to jest właśnie tak z tym "Polska zdała egzamin", że Polska płaci za wsadzenie do samolotu mnóstwa nowych zabawek ale skąpi pieniędzy aby wymienić symulator lotu na taki, który będzie odzwierciedlał nowe wyposażenie samolotu. I załoga w symulatorze posługiwała się po staremu instrumentami przed modernizacją, a kiedy wg symulacji miał zadziałać nowy przyrząd, to odczytywała, że zadziałał z kajecika... Nowy, kosmiczny sposób symulacji made in Poland... No i to co pisałem, że symulacja służy treningowi na sucho. Do wylatania godzin niezbędnych do właściwego doświadczenia załogi służą realne loty szkoleniowe w odpowiednich warunkach. Załogi ich nie wylatywały ze względu na:
- brak czasu, bo wszyscy piloci byli ciągle w rozjazdach w lotach dla rządu i prezydenta,
- obcięciu funduszy na loty szkoleniowe.
Więc się w pułku oszukiwało... jak w całym wojsku. Tak jak oszukiwali generałowie lotnictwa, którzy do nalotu dla dodatku lotniczego potrzebowali iluś tam rocznie godzin za sterami. Kiedy więc pan generał był wieziony na naradę do punktu X, to mówił załodze - wpisałem się w dziennik, że ja pilotuje, pan panie pilocie siądzie sobie w przedziale pasażerskim... Zresztą nieważne.
Nikt nie podważył jak na razie ustaleń, że prezydencki Tupolew był sprawny. Banalna prawda o "państwo zdało egzamin" jest taka, że państwo polskie posadziło za sterami samolotu wiozącego głowę państwa załogę, której 3/4 nie miała ważnych dokumentów dopuszczających do lotów. Załoga, której państwo polskie nie dało możliwości treningu lotów w trudnych warunkach atmosferycznych podjęła się wykonania trudnego manewru właśnie w trudnych warunkach atmosferycznych i topograficznych. O ile pamiętam lekturę raportów, to ironią losu jest to, że tej załodze zabrakło 2-3 sekund do bezpiecznego zakończenia tego manewru. Może zawinił właśnie brak doświadczenia z takich sytuacji? To co mnie męczy od tych paru lat to fakt, że gdyby mimo wszystko poszczęściło im się wtedy, to byliby bohaterami. Pan generał i pan prezydent poklepałby po ramieniu - zuch mołodiec... i dalej byłoby tak samo. I było, bo załoga lądującego wcześniej rządowego Jaka zachowała się przy lądowaniu skandalicznie ale wylądowała i nie było tematu... zuch chłopaki. Jedynymi rozsądnymi ludźmi wtedy w powietrzu byli wynajęci piloci z Rosji, którzy transportowym samolotem podeszli parę razu i dali sobie spokój. No nie mieli takich jaj jak ich polscy koledzy ale żyją i latają sobie dalej...