pewnie jak w końcu ruszę tyłek na terapię, to też będę żałować, że tak późno ten tyłek ruszyłam
Widzisz, Kaja77, już coś się ruszyło - maleńki trybik w głowie pt "Zaczynam działać". A to już pierwszy krok do wyleczenia
okazuje się że ja go nadal kocham, bo nie potrafię wykrzesać do niego ani odrobiny złości, a to nie jest normalne, to już uzależnieni tyle, że od człowieka
Podpisuję się obiema rękami - to jest uzależnienie od drugiego człowieka - takie samo jak od alkoholu, narkotyków, papierosów, hazardu... I mechanizm jest ten sam - funkcjonuje w głowie i jak człowiek chce ogarnąć swoje życie, to koniecznie trzeba odstawić substancję uzależniającą.
Najciekawsze jest to, że mój własny mąż-zdradzacz w tym potoku bzdur, jakie wygłaszał do mnie sam będąc pod wpływem mocnych emocji, zadał mi jedno celne pytanie (zazwyczaj to ja strzelałam celnymi pytaniami jak snajper hi hi ): No widzisz, jestem j...ty, a Ty mnie nadal chcesz, no chore. i jeszcze Może to taka reakcja, że jak ktoś ucieka to się go łapie.
I to było trafne pytanie! Mam świadomość co mi z premedytacją zrobił, widzę, jak i wszyscy dookoła, jaki jest, a mimo to próbuję go zatrzymać przy sobie! Syndromem sztokholmskim to bym tego jeszcze nie nazwała , ale zatrzymanie go chyba faktycznie w tych początkowych fazach stało się moją obsesją. Zadziałał klasyczny mechanizm obronny na poziomie podświadomości -wyparcia i idealizacji prawie-byłego-męża.
Z drugiej strony to też przyzwyczajenie do drugiego człowieka - my spędziliśmy 14 lat razem, w tym 10 bardzo dobrych lat, dopóki nie pojawiła się ona
ja też jestem DDA i zawsze słyszałam od jego rodziny (...)
Odniosę się króciutko - pojawiła się u Ciebie świadomość problemu, a to, moja kochana, krok milowy. I specjalnie dla Ciebie wstawiłam (...) w miejsce, co mówi jego rodzina. Z Twoich wcześniejszych opisów wynika, co to za fajni ludzie , tacy to dopiero mają słowotok, a jak jeszcze nie lubią obcej w rodzinie, i to pamiętaj, z wyższych sfer, mielący jęzor nie zna umiaru. Na pewno ich raniące słowa brzęczą Ci nie raz w głowie, nie wierz w nie - znaleźli się specjaliści od wzorcowych rodzin
nikomu o tym z rodziny nie powiedziałam, aby nie stracił twarzy - głupie co
Mnie przez gardło długo nie przechodziło - na początku ograniczyłam się tylko do najbliższych, którzy udzielili mi wsparcia. Czas, kochana, czas. Dopiero jak będziesz swobodnie o tym mówić, będzie to sygnał, że jesteś uwolniona.
I nie masz obowiązku mówić wszystkim, co się stało - ludzie są ciekawscy, wiadomo, ja ograniczam mówienie prawdy tylko do osób, do których mam zaufanie i wiem, że takimi informacjami mi nie zaszkodzą, a wręcz pomogą, bo to kochani członkowie rodziny i przyjaciele
I nie chciałaś, aby tracił twarz, bo miałaś nadzieję, że to minie i radosną wizję przyszłości, w której o "incydencie" się już nie wspomina.
myślałam że jeśli będę bardzo go kochać to nam się uda
Klasyczne zaklinanie rzeczywistości, coś z magicznego myślenia. Wszyscy, którzy kochamy, tak bardzo wierzymy, że nasza miłość może zdziałać cuda. Ja przez rok codziennie niemal klęczałam i prosiłam o ten cud powrotu do mnie, tonęłam we łzach i ... cud niemalże się stał - zaproponował powrót, a jakże , ale na jego warunkach (sic!), książę udzielny, łaskawy dobrodziej. Tylko, że stało się to w momencie, kiedy ja się już z niego zdążyłam wyleczyć, bo mam dowody na to, że dalej się z nią spotyka. Jaki wniosek? Cuda pewnie się zdarzają, ale w większości dla nas, to trzeba wyłączyć po prostu sentymenty i włączyć zdrowy rozsądek.
będę przyciągać do siebie takich ludzi, a tego to na pewno nie chcę.....
To są matryce zapisane dawno, dawno temu, już w bardzo wczesnym dzieciństwie, w naszej podświadomości. Nie chcemy, ale ile razy trafia się podobny łajdak! To pole do popisu dla dobrego specjalisty w tej chwili
tym bardziej, że już już się podnoszę widzę przed sobą światełko, że mogę żyć bez niego a wystarczy jakikolwiek kontakt z nim czy coś z nim związąne a ja się staczam w dół....
To odcięcie się jest najtrudniejsze. Mnie zajęło rok. Będziesz wolna, jak nie będziesz szukała np. pretekstu, żeby Ci odpisał na sms w jakiejś sprawie i takie tam.
Najgorsze są spotkania - ten widok rzekomo skruszonego zbitego, nic nie rozumiejącego psa, czasem na mnie jeszcze działa. Ale potem świadomie sięgam po fakty i to zazwyczaj pomaga.
Dam Ci radę, Kaju77, jeśli chcesz się uwolnić od niego, odetnij mu dostęp do siebie, bo Cię wydrenuje. Stopniowo, pamiętaj, stopniowo.
Miałam zajrzeć za rok, hi hi i zobaczyć, jakie postępy robisz, ale będę Cię jednak dopingować! Piszcie dziewczyny!