Iceni napisał/a:Czy ktos chcialby miec ojca/matke dla ktorych jest cos warzniejszego niz wlasne dziecko?
A jeśli ja bym chciała matkę, która jest milionerką, to znaczy, że moja nie powinna mnie urodzić? Czy może jeżeli oznajmiłabym jej, że chcę, żeby zmieniła zawód, to powinna to zrobić? Rodzice mają mi zapewnić opiekę w dzieciństwie, normalne życie, ale z drugiej strony nie muszą wszystkiego podporządkowywać pod dziecko.
Czy jeśli np. ten rodzic poświęciłby się, zrezygnował z pasji dla rodziny, to potem miałby prawo wymagać tego samego od dziecka? Np. "synku, zrezygnowałem dla ciebie z himalaizmu, teraz ty masz zrezygnować z wyścigów motocyklowych"? W końcu głupio, żeby pasja była ważniejsza od rodzica, nie? Nie przesadzajmy, rodzina jest ważna, ale jej członkowie są też odrębnymi jednostkami. I w związku są ze sobą rodzice. Jeśli między sobą wszystko uzgodnią i ogarną, to spoko. Ja bym tam dumna była z ojca himalaisty.
Iceni napisał/a:Porownywanie pracy strazaka a himalaizm to dwie rozne historie i stawianie ich w jednym szeregu to nieporozumienie - niebezpieczna praca to PRACA - jest z niej jakis pozytek i dla wykonujacego i dla innych.
A jaki jest pożytek z jakiegokolwiek zawodowego sportowca? Co ma ludzkość z piłkarzy, skoczków narciarskich czy akrobatów? A to przecież też ich praca...
Iceni napisał/a:To brzmi jak "nie jestwm rasistka, ale meza Murzyna bym nie chciala".
To jest dokladnie TEN SAM argument, o ktorym ja pisze, tylko podany w zawoalowany sposob.
Yyy... Ja bym nie chciała męża rolnika, ale do rolników jako takich nic nie mam? ;d Nie chciałabym też męża, który ma dzieci z poprzedniego związku, ale nie mam nic do takich osób? Po prostu JA się nie nadaję do takiego związku? Nie mam nic do ludzi o piwnych oczach, ale wolę swoje zielone? ;_;
Iceni napisał/a:Sa pewne rodzaje ryzyka, ktorych uniknac
sie nie da, ale ja nie rozumiem co w takim przypadku mozna powiedziec dziecku - dlaczego tatus umarl? Bo sobie chcial zjechac na nartach?
Jak ktos lubi adrenaline i wyzwania to ja wiem? Niech jedzie do Afganistanu dzieci leczyc czy ratowac ginace gatunki w Afryce, to moge podziwiac, to ma sile, ale ryzykowac zycie dla chwili slawy ze sie zdobylo szczyt? Ze sie z niego zjechalo?
Wiesz, w sumie to wolałabym ojca, który zginął, uprawiając swoją pasję, przez co "nie myślał o dziecku", niż polazł pomagać gdzieś komuś innemu, z dobrego serduszka, w niebezpieczne miejsce, nie wiem, na wojnę czy w jakieś miejsce epidemii. xD Bo nie mogę oczekiwać, że zrezygnuje z pasji, ale zdecydowanie mogę - że ja będę ważniejsza niż chore dzieci w Afganistanie.
I a propos kolejnych postów - to odmówiłabyś prawa do posiadania rodziny palaczowi?
Femte napisał/a:Dla osoby to robiacej moze roznica jest. Ale niech z siebie bohaterow nie robia, bo to tak samo uzyteczne jak picie z gwinta. Tzn, szkodliwe, bo efekty tych "sportow" sa obciazeniem dla spoleczenstwa.
A co ma bohaterstwo wspólnego z użytecznością? To, że bohaterami nazwie się np. rycerza/żołnierza/kij wie kogo, to nie odnosi się do jego zasług jako takich, tylko odwagi, męstwa, dzielności.