Moje zdrady (Netkafejka) - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » NASZA SPOŁECZNOŚĆ » Moje zdrady (Netkafejka)

Strony Poprzednia 1 7 8 9 10 11 234 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 521 do 585 z 15,189 ]

521

Odp: Moje zdrady (Netkafejka)

Starr
Nie namówię Cię do napisania książki?.bo Ty wolisz napisać ?techniczny poradnik wentylatora?, jeśli już.
Oczywiście, możesz pisać o wibroizolacji zawiesi i podpór, możesz wykazać przewagę użycia kompensacji, nawet możesz przeprowadzić odkrywcza analizę oddziaływania glikolu na EPDM?tylko po co?

Większość studentów psychologii zaczyna studia, żeby zmierzyć się ze swoim problemem, nawet jak nie zdają sobie z tego sprawy. Po latach mając wiedzę książkową i empiryczną z życia wziętą, zaczynają pracować dla innych. To właśnie ci absolwenci są najlepszymi terapeutami.
Twoje zdrady napisałeś dla siebie, ja uważam że wiele osób z nich skorzysta, zachwyci się stylem, treścią, ale i zacznie myśleć o własnym życiu. Może ktoś będąc w otchłani rozpaczy  zobaczy światełko nadziei? A może ktoś, zanim zdradzi?. zastanowi się?

???????????????????.

Napisałeś odpowiedź na posta Przyszłości. Wrrr, gdyby nie ostatnie zdanie, dalej bym warczała.
Oczami wyobraźni zobaczyłam dyskotekę w podstawówce: pod jedną ścianą dziewczynki, po drugą chłopcy, a parkiet pusty. No bo przecież strach paraliżuje!!!!!!
Teraz to wygląda nieco inaczej: często na końcach światłowodów siedzą dwie połówki tego samego jabłka. Ukrywają się za bagażem doświadczeń i  wolą się bać, niż zaryzykować szczęście. Rzadko w życiu mamy powtórki z rozrywki, każda miłość jest inna, ale strach nie może nam zablokować  możliwości sprawdzenia, czy ta następna nie będzie przypadkiem tą najlepszą.

Okresy żałoby, wychodzenia z traumy, oczyszczenia trwają wiele lat, u Ciebie 6, u kogoś innego 5 czy 7, nigdy rok-dwa. W krótszym czasie "po" każdy związek to plaster niestety.

Zobacz podobne tematy :

522 Ostatnio edytowany przez aurora borealis (2015-04-07 22:59:04)

Odp: Moje zdrady (Netkafejka)
Excop napisał/a:

Mnie jednak bardziej interesuje, czy  świadomość, że neandertalczyk nie był troglodytą, jak do niedawna uważano, a konkurował w pewnym okresie z człowiekiem współczesnym w zakresie zdolności poznawczych i wykorzystania myśli abstrakcyjnej jest na tyle ważna dla naszej przyszłości, jako gatunku. W końcu homo sapiens neandertalensis wymarł, zapewne nieświadom swojego końca, jako gatunku. Czy wyciągniemy z tego naukę dla nas. Obawiam się, że mimo wszystko nie zdajemy egzaminu na razie.

Excop,

wróciłam dziś dzięki Tobie do Homo sapiens neanderthalensis i do tego wątku z jego tajemniczym wyginięciem, choć wyszliśmy od redukcjonizmu, któremu uległ ET.

Tak jak Ty, upatruję cech wysokiej organizacji społeczności neandertalskiej, świadectwa jej niezwykłości. Czytałam dziś o technikach zdobniczych stosowanych przez ten gatunek o stosowaniu leków, opatrywaniu ran, leczeniu złamań kości, o wierzeniach w życie pozagrobowe ich zmarłych i pozostawianiu przy ich ciałach pożywienia i narzędzi, o budowaniu przez nich małych chatek, o prostym języku, którym się posługiwali?

Naszymi narzędziami są dłonie i mózg. Największym osiągnięciem ewolucyjnym jako istot ? miłość.

Pytam za Tobą, Excop ? co z tym zrobimy jako ludzie? Dokąd zawędrujemy w tym świecie? Jesteśmy tu od niespełna 3 milionów lat. To malutko w porównaniu z życiem Ziemi liczonym w miliardach lat. I zgodzę się z Tobą, że przez ostatnie 2000 naszej ery mocno się zdegenerowaliśmy jako Homo sapiens (podobno ;-)) sapiens.

523

Odp: Moje zdrady (Netkafejka)
Przyszłość napisał/a:

Aurora,
A ja myślę, że próbujesz zracjonalizować WŁASNE drogi POZNAWANIA prawdy i poddajesz je kontroli intelektu.
Sorki Aurora, ja po prostu tak "działam" - rzadko zadawalam się "pierwszymi" odpowiedziami ;-))

Czy pamiętasz jak to kiedyś ujmował Animus?
Wymiar biologiczny, społeczny, psychiczny i duchowy?

Bliskie mi jest takie postrzeganie CZŁOWIEKA, zakładające, że istnieją obszary zdeterminowane, ale i takie, które nie podlegają prawom materii i przestrzeni, a więc nie ma konieczności racjonalizowania ich, tak, jak o tym wspomniałaś. W tym miejscu nie chciałabym pisać o wierze, o tożsamości religijnej człowieka, ale właśnie o swoistym doświadczeniu duchowości, a może w ogóle o świadomości istnienia tej sfery, zaakceptowania jej istnienia. Bo tak, jak doświadcza się smaku wody z górskiego strumienia i cieszy nim po długiej, wyczerpującej wędrówce, tak samo doświadcza się istnienia czegoś, co wykracza poza poznanie rozumowe, czy empiryczne.
Energii, myśli, inteligencji też nie widać, a przecież one ewidentnie istnieją, tyle że my doświadczamy jedynie skutków tego, że są?

Jakoś nie czuję potrzeby rozumienia wszystkich spraw duchowych, opisywania ich, dowodzenia ich złożonej natury. A wiesz dlaczego? Bo w słowach: ?nie wiem, nie mam pewności, zaledwie przypuszczam, być może? -  jest rodzaj otwartości, gotowości na przyjęcie czegoś nowego, tajemniczego, zaś w słowach: ?wiem, jestem pewna, przekonana? takiego miejsca już nie ma. Stąd paradoksalnie ?wiedza? może czasem ograniczać i tu jestem bliska Twojej niedawnej konstatacji, że rozum może być ?ograniczony?.

Ten sam Animus w swoich postach wskazywał wyraźnie na przykłady myślenia niedyskursywnego, gdy rozmawiał z Miriamm w jej wątku. Mnie to bardzo ciekawi, Przyszłość i dlatego tam ?przycupnęłam? na długo, bo uniwersalność duchowości, bez odwoływania się do konkretnych wierzeń i to, że istota ludzka ją posiada od zarania dziejów, ciągle jest dla mnie czymś głęboko poruszającym.

Cieszę się, że masz tak chłonny umysł i tak krańcowo odmienne dziedziny potrafisz zaprząc do tego, by poszukiwać swej ścieżki. Imponujące!

524

Odp: Moje zdrady (Netkafejka)
starr napisał/a:
Archerro napisał/a:

/.../
Czy ulga była odczuwalna od razu, czy po pewnym czasie?
Jak długo stosowałeś ową metodę?
Możesz powiedzieć coś więcej?
Dzięki.

Metodę podsunął mi człowiek który wtedy był praktykującym hinduistą, teraz jest mistrzem Reiki.
To wyglądało tak, że jakieś emocje związane ze wspomnieniami stawały się natrętne na tyle, że nie dawały spokoju przez jakiś dłuższy czas, wtedy rysowałem, pisałem i przelewałem je na papier. Ulga przychodziła natychmiast gdy widziałem palący się papier... Bywało, że związane z tym samym wspomnieniem odczucia wracały, ale nie były już tak "mocne". Pomiędzy nimi a mną widziałem małe oczyszczające ognisko...
i odchodziły tam skąd przyszły...
No to tak w skrócie. Czasami metodę stosuję nadal smile

Jaka szkoda, że nie spotkałam Cię wcześniej, Starr i nie dowiedziałam się o paleniu papieru i ołówka ;-)

Ja też pisałam... Setki listów... parę wierszy...
Nigdy nie wysłanych.
Upokorzonych już w chwili narodzin, bezcelowych, bezdomnych, bezpańskich...

525 Ostatnio edytowany przez aurora borealis (2015-04-07 23:23:28)

Odp: Moje zdrady (Netkafejka)
Archerro napisał/a:

Pozwolę sobie na jeszcze jedną wklejkę, już ostatnią.
Tym razem pójdę krok dalej i wybiegnę również muzycznie w przyszłość tej historii.
Dlatego, że Starr nas ujął i wszyscy mu dobrze życzymy.
Taki krótki film, utkany z obrazów historii Starra.

Cała opowieść Starra zawiera się od 0:06 do 3:32 trwania utworu.
W 3:33 - w sercu Starra topnieją lodowe skały, pękają i wpadają z trzaskiem w otchłań przebaczenia.
Na czarnej, wypalonej pustyni, wyrasta zielona oaza zaufania.
Zdrętwiałe serce Starra otwiera się ponownie.
4:11 - interpretacja dowolna...;)

[...]
www.youtube.com/watch?v=vbttZVTSJRU

Ekhm...To teges...Pójdę już...Chyba za bardzo popłynąłem.

Dobranoc. smile

Przepiękne!
Na krosnach nut tkaj dalej Twoją opowieść, Tkaczu ;-)
Już pojawia się misterny wzór...

526

Odp: Moje zdrady (Netkafejka)
EXTRA_terrestrial napisał/a:
Excop napisał/a:

Jeśli wybaczyłeś zdradę a byłeś w pozycji osoby "czystej" czyli niezdradzającej, to w istocie podjąłeś duży wysiłek emocjonalny, bo taka sytuacja ukazuje zupełnie inne podejście do związku każdej ze stron. Jeśli wybaczyłeś i uzyskałeś w efekcie wiele lat miłości i wierności ze strony żony, oznacza to, że postąpiłęś właściwie - przecież nic innego niż czas nie weryfikuje takich decyzji. Czy to co uzyskałeś od niej daje ci szczęście i satysfakcję? Czy wybaczenie nic cię już nie kosztuje emocjonalnie? Wydaje mi się że to jest dobre pragmatyczne kryteria sensowności takiej decyzji.
Ale zauważ - wiedziałeś komu wybaczasz, znałeś osobę bardzo dobrze. Może Twoja żona objawiła zachowania, które sprzyjały wybaczeniu?

Próbuje wyobrazić sobie co ja bym zrobił - trudno powiedzieć. Gdybym był zdradzony przez użytkowniczkę NieZnamSiebie bardzo MOŻE zastanawiałbym się nad wybaczeniem, gdybym był zdradzony przez Krotkę nie zostawiłbym kamienia na kamieniu. ;-) Niezależnie od wszystkiego intuicyjną granicą byłaby jednak zdrada fizyczna lub miłość do innej osoby, podejrzewam, że czegoś takiego bym nie "przełknął". Nawet jeśli byłoby to irracjonalne. Może jest jakaś terapia, która leczy z takiego podejścia, jakiś sposób oglądu świata który musiałbym nabyć abym był w stanie to zrobić. Nie wiem. Ale ja przecież też nie znam siebie w pełni :-)

Co do piotra74 - właściwiej byłoby dyskutować w jego wątku, więc może krótko powiem co myślę o sytuacji Piotra na forum. W tej chwili wydaje mi się, że zarówno Piotr jak i jego żona właściwie nie wiedzą i nie rozumieją co się stało i dlaczego. Opis - z konieczności jednostronny sugerował, że jest w związku z osobą o niskiej empatii i wglądzie, osobą mającej patologiczne doświadczenia z dzieciństwa, najprawdopodobniej nie kochającą go tak jak sobie wyobraża - jeśli w ogóle. Sprawa zdrady zakończona powrotem żony wobec zupełnego braku przepracowania tej sytuacji zmierza do zamiecenia sprawy pod dywan. A nie do usunięcia przyczyn zdrady. Jednostronność forumowiczów wynika chyba z faktu, że niewiele wskazuje na to, że żona kiedykolwiek go kochała i/lub kocha nadal. W przeciwieństwie do Ciebie nie widzę tu chęci powielania jednego wzorca przez forumowiczów - widzę raczej JEDNOZNACZNOŚĆ OCENY osoby zdradzającej w TYM KONKRETNYM przypadku. Z tego powodu istnieje domniemanie, które podzielam, że wobec braku podstaw - czyli miłości żony do Piotra, nie ma tu zbyt wielu opcji i dopóki nie okaże się że jest inaczej, narzucający się większości piszących scenariusz jest w perspektywie czasu mało zachęcający.

Czy dzieje się to na tle jakies ogólnej tendencji polegającej na tym, że wybaczający mąż nie znajduje na forum większego wsparcia, zaś wybaczająca kobieta znajduje je łątwiej? Nie dziwiłbym się temu. Wydaje się, że np. zdrada fizyczna, podobna w sensie seksualnego zaangażowania jakoś tak "statystycznie" wiąże się u kobiet z większym ładunkiem uczuciowym w stronę obiektu zdrady, niż analogicznego stopnia zdrada fizyczna u mężczyzny. Pewnie z tego powodu rady dla mężczyzn idą częściej w stronę zakończenia związku a rady dla kobiet łatwiej zawierają sugestię wybaczenia.
Oczywiście, można to dodatkowo uzasadnić teorią z zakresu psychologii ewolucyjnej - ale gdzieś - chyba w wątku Piotra o tym pisałem.
ET

W zasadzie nie mogę zaprzeczyć temu, co piszesz, bo mój "przypadek" znacznie odbiega od sytuacji Piotra. Moja żona przyznała się do zdrady i oszustwa. Zdradziła mnie po prostu dlatego, że mnie nie kochała, wychodząc za mnie. Miałem być ojcem dla jej dziecka. Byłem dla niej przyjacielem, który pokochał ją i jej osierocone przez ojca dziecko, więc dla dziecka zrobiła ze mnie idiotę. Była bardzo młoda i prawdę mówiąc miałem wątpliwości, czy wychodzi za mnie z miłości, ale bardzo ją kochałem, tę niespełna osiemnastoletnią gówniarę, więc rozsądek poszedł spać zwłaszcza, że jej synek był już emocjonalnie moim synem.
Dlaczego się przyznała? Bo mnie pokochała jak mężczyznę i gdy zdała sobie z tego sprawę,nie mogła dalej żyć w kłamstwie. Liczyła się z tym, że zostawię i znienawidzę ją i to podwójnie, bo przecież pozwoliła, bym pokochał to dziecko, które od zawsze miało mnie za tatę i byłem gotów dać mu moje nazwisko. To był "tylko" jednorazowy seks, bez większego zaangażowania, pół roku po ślubie. Nie miała wyrzutów sumienia, "głupia ździra", jak o sobie powiedziała spowiadając mi się. Dopadły ją, gdy doszło do niej, że mnie kocha, staje się zazdrosna o dziewczyny kręcące się koło mnie i w końcu, gdy zacząłem wspominać o usynowieniu chłopca, postanowiła wyznać wszystko. Obarczyła mnie tym i ulżyło jej, to fakt. Zrobiła to jednak przede wszystkim dlatego, że dorosła do przyjęcia odpowiedzialności za świństwo, które zrobiła mnie i temu małemu chłopcu.
Wybaczyłem zdradę, bo uwierzyłem w jej słowa, prawdziwość skruchy i w tę przemianę jej stosunku emocjonalnego do mojej osoby. Długo za to nie byłem w stanie wybaczyć, że udawała miłość, gdy za mnie wychodziła. A przecież miałem wątpliwości, żeniąc się z nią. Ale i to wybaczyłem. Od tego czasu przez 11 lat, które jej pozostały dawała mi dowody miłości i oddania. Byłem z nią po prostu szczęśliwy.

Przedstawiając moją historię chciałem, wbrew wielokrotnie powtarzającym się na Forum 
"autorytatywnym" stwierdzeniom, że "zdradziła raz, zdradzi ponownie" pokazać, że to, co spotyka niektórych nie oznacza, że dotyczy wszystkich. Oraz powiedzieć, że wybaczenie nie musi wiązać się z pokazywaniem zdrajczyni gdzie i jak długo ma poczekać na pozwolenie na powrót do wspólnego życia.
Wiara czyni cuda. Ja uwierzyłem i to mi wystarczało, by nie zapominając, wybaczyć i zaufać.
Jak mówiłem, sytuacja Piotra jest inna, bardziej złożona. Czy jednak, trzeba z człowieka robić pozbawionego klejnotów frajera, bo kocha pozbawioną empatii kobietę, matkę swoich dzieci, choć ona na to, zdaniem wielu nie zasługuje? Ja mam o niej podobne zdanie, ale mając własne doświadczenia, nie wiem, jakie rozwiązanie mogłoby zadowolić i Piotra i komentatorów jego wątku.

527 Ostatnio edytowany przez aurora borealis (2015-04-07 23:50:13)

Odp: Moje zdrady (Netkafejka)
annaJo napisał/a:

Auroro, gdyby na Dworze Starra'a był wolny wakat, zajęłabym miejsce nadwornej płaczki. I wcale nie dlatego, że życie jest taaakie smutne, bo nie jest, ale że uczucia jak smutek czy szczęście są bardzo wyraziste przełożone na papier lub wyśpiewane. Może dlatego, że są wtedy w pigułce?

Taka jestem, silna, śmiejąca się (także z siebie) na codzień i płacząca nad książką, w kinie czy na Edith Piaf Show.
No właśnie niedawno przepłakałam pół Edith Piaf Show, wkoło setki klaskaczy, a ja chlip, chlip w chusteczkę. W październiku znów będą w Polsce i też pójdę...popłakać z zachwytu.
I wiem już, że "Les feuilles mortes" będzie zaśpiewana lepiej niż w oryginale.
https://www.youtube.com/watch?v=IbWRya0vgw4

No widzisz, a dziś miałam nie chlipać, a znów mnie to dopadło smile

AnnoJo,

Starr, chyba bardzo lubi wrażliwców. A przynajmniej żywo na nich reaguje ;-)))
Cała jesteś wzruszeniem? To znak, że Twoje serce jest żywe. Błogosławionaś w tym żelbetowym świecie!  ;-)))

Czasami jednak zanuć z tym panem... ;-)))  https://youtu.be/wt9Nm2_MJP8
(Mój Syn ma to ustawione w telefonie jako czasoumilacz, gdy do niego bezskutecznie usiłuję się dodzwonić ;-)))

PS Miałam kiedyś kolegę, który płakał, gdy wyświetlano reklamy w telewizji.

528

Odp: Moje zdrady (Netkafejka)

Cześć Auroro.

aurora borealis napisał/a:

Jakoś nie czuję potrzeby rozumienia wszystkich spraw duchowych, opisywania ich, dowodzenia ich złożonej natury. A wiesz dlaczego? Bo w słowach: ?nie wiem, nie mam pewności, zaledwie przypuszczam, być może? -  jest rodzaj otwartości, gotowości na przyjęcie czegoś nowego, tajemniczego, zaś w słowach: ?wiem, jestem pewna, przekonana? takiego miejsca już nie ma.

Odczuwam podobnie, choć nie zastanawiam się nad przyczynami dlaczego tak jest. Nie czuję takiej potrzeby i mimo tego, że moi panowie to racjonalni mózgowcy (choć nie pozbawieni wrażliwości) i sama hołduję nauce (jakkolwiek w tej materii trudno o nauce mówić).
Sfera duchowa po prostu dla mnie jest. Przyznam się nawet, że analizowanie tej sfery czasem mi przeszkadza.

529 Ostatnio edytowany przez aurora borealis (2015-04-08 00:30:20)

Odp: Moje zdrady (Netkafejka)
starr napisał/a:

A na poważnie, to plus  pięć, sześć lat i na minus nie więcej jak siedem...

Ale począwszy od jakiej liczby całkowitej?...
Pytam, bo nie wiem, czy mam jakiekolwiek szanse zaprosić Cię na uroczystą kolację z pierogami do Baru "Sonia" i powróżyć Ci z ręki zanim nas zbanują, albo poślą do niewoli egipskiej, gdzie będziemy musieli rumienić się za karę i milion razy kostropatym gęsim piórem pisać słowo "gość" nurzanym we własnej krwi. ;-)))

Qrde! Zawsze muszę wszystko spalić! Bo ja z tym rumieńcem będę miała poważny problem... Mój Ojciec czarniawy jest i po nim odziedziczyłam karnację... Rumieńców nie widać...
Masz może jakieś buraki w sionce, Starr?

Moje koleżanki też się pytają, o jakiej porze spacerujesz z pieskiem po Saskiej Kępie... ;-)
Normalnie kolejka do Ciebie, Starr, jak stąd do Szanghaju ;-)))

530

Odp: Moje zdrady (Netkafejka)
aurora borealis napisał/a:

Qrde! Zawsze muszę wszystko spalić! Bo ja z tym rumieńcem będę miała poważny problem... Mój Ojciec czarniawy jest i po nim odziedziczyłam karnację... Rumieńców nie widać...

Przekichane wink
Mogłaś przynajmniej poudawać. Gwoli....a właściwie dlaczego i po co? - tu sama siebie pytam.

531

Odp: Moje zdrady (Netkafejka)
luc napisał/a:
aurora borealis napisał/a:

Qrde! Zawsze muszę wszystko spalić! Bo ja z tym rumieńcem będę miała poważny problem... Mój Ojciec czarniawy jest i po nim odziedziczyłam karnację... Rumieńców nie widać...

Przekichane wink
Mogłaś przynajmniej poudawać. Gwoli....a właściwie dlaczego i po co? - tu sama siebie pytam.

Buenas noches, Luc!

Dobra!
Cofam!
Jestem z tych, co to na ich liczku panieński rumieniec pała... ;-)))

532

Odp: Moje zdrady (Netkafejka)
annaJo napisał/a:

Starr
Nie namówię Cię do napisania książki?.bo Ty wolisz napisać ?techniczny poradnik wentylatora?, jeśli już.
Oczywiście, możesz pisać o wibroizolacji zawiesi i podpór, możesz wykazać przewagę użycia kompensacji, nawet możesz przeprowadzić odkrywcza analizę oddziaływania glikolu na EPDM?tylko po co?

Może po to, abym więcej na żadnym projekcie "wyrąbanym myszką" nie zobaczył zaworu rozprężnego zaraz za chillerem, a przeziernika na przewodzie gazowym... a na dodatek ten projekt ma czerwona pieczątkę: "Do Realizacji"
Wiesz co czym piszę teraz, prawda? smile

annaJo napisał/a:

Większość studentów psychologii zaczyna studia, żeby zmierzyć się ze swoim problemem, nawet jak nie zdają sobie z tego sprawy. Po latach mając wiedzę książkową i empiryczną z życia wziętą, zaczynają pracować dla innych. To właśnie ci absolwenci są najlepszymi terapeutami.

To akurat wiem tyle, że muszą swoja wiedzę teoretyczną najpierw przetestować na sobie. Muszą przede wszystkim pomóc sobie. Żaden słaby człowiek nie powinien porywać się na pomoc innym. Nie tylko nie pomoże, może zaszkodzić komuś, a na dodatek sobie też zaszkodzi. A eksperymentowanie na sobie jednak wymaga ogromnej odwagi. Nie każdego na to stać...

annaJo napisał/a:

Twoje zdrady napisałeś dla siebie, ja uważam że wiele osób z nich skorzysta, zachwyci się stylem, treścią, ale i zacznie myśleć o własnym życiu.

Poczułem się silny w którymś momencie, że zacząłem pisać o swoich przeżyciach, o swoich uczuciach jakie mnie wtedy przepełniały. Nie była to droga prosta. Miałem zaledwie szkic, początkowo w głowie, potem przelałem go na monitor w edytorze. Dopiero rozmowy mailowe z jednym z wątkotwórców dały mi zaczątek motywacji, odkryłem to miejsce, a dysputa z Aurorą na jednym z wątków, w który zostałem przypadkowo wplatany, dała mi pełnię motywacji. Dalej, jakby napisało się samo... smile Podział na odcinki był zgodny z przygotowanym wcześniej szkicem. Nie wiem, czy umiał bym to powtórzyć... A tak poza tym, zaryzykowałem utratę anonimowości...

annaJo napisał/a:

Może ktoś będąc w otchłani rozpaczy  zobaczy światełko nadziei? A może ktoś, zanim zdradzi?. zastanowi się?

Gdy tak się stanie, nie będzie szczęśliwszego człowieka, przekonanego że to miało sens...
???????????????????.

annaJo napisał/a:

Napisałeś odpowiedź na posta Przyszłości. Wrrr, gdyby nie ostatnie zdanie, dalej bym warczała.
Oczami wyobraźni zobaczyłam dyskotekę w podstawówce: pod jedną ścianą dziewczynki, po drugą chłopcy, a parkiet pusty. No bo przecież strach paraliżuje!!!!!!
Teraz to wygląda nieco inaczej: często na końcach światłowodów siedzą dwie połówki tego samego jabłka. Ukrywają się za bagażem doświadczeń i  wolą się bać, niż zaryzykować szczęście. Rzadko w życiu mamy powtórki z rozrywki, każda miłość jest inna, ale strach nie może nam zablokować  możliwości sprawdzenia, czy ta następna nie będzie przypadkiem tą najlepszą.
Okresy żałoby, wychodzenia z traumy, oczyszczenia trwają wiele lat, u Ciebie 6, u kogoś innego 5 czy 7, nigdy rok-dwa. W krótszym czasie "po" każdy związek to plaster niestety.

Przecież odpowiedziałem na pytanie o target... Napisałem zgodnie z tym, jak teraz jest... smile

533

Odp: Moje zdrady (Netkafejka)
aurora borealis napisał/a:

Dobra!
Cofam!
Jestem z tych, co to na ich liczku panieński rumieniec pała... ;-)))

I już dzięcielina zadowolona lol

534 Ostatnio edytowany przez aurora borealis (2015-04-08 00:40:37)

Odp: Moje zdrady (Netkafejka)
luc napisał/a:
aurora borealis napisał/a:

Dobra!
Cofam!
Jestem z tych, co to na ich liczku panieński rumieniec pała... ;-)))

I już dzięcielina zadowolona lol

Kocham Cię, Babo! A mnie nie wolno, z urodzenia, kochać mieszkańców Krakowa!

Boszzzz, znowu popełniam jakieś faux pas...
Jakby mnie jutro nie było, to znaczy, że... "ban-anowy jest nasz song"... https://youtu.be/zxbRlWqcBEM

535

Odp: Moje zdrady (Netkafejka)
aurora borealis napisał/a:

A mnie nie wolno, z urodzenia, kochać mieszkańców Krakowa!

I vice wersal wink - jak już kiedyś przy pałacach byłyśmy wink
Ciągle mam pretensje do mojego syna, że mu się coraz bardziej Warszawa podoba!

A co do tego tam, z krzywizną normalizowaną przez unijnych speców, to chyba nie ma strachu wink

536

Odp: Moje zdrady (Netkafejka)
aurora borealis napisał/a:

Jaka szkoda, że nie spotkałam Cię wcześniej, Starr i nie dowiedziałam się o paleniu papieru i ołówka ;-)
Ja też pisałam... Setki listów... parę wierszy...
Nigdy nie wysłanych.
Upokorzonych już w chwili narodzin, bezcelowych, bezdomnych, bezpańskich...

Gdzieś już napisałem, że nie wierzę w przypadek... Widocznie tak musiało być...
Mnie nie wolno było tego wysłać, czytać i do tego co napisałem czy nabazgrałem, wracać... Wolno było to spalić. Był czas, że u mnie w domu stale unosił się swądek palonego papieru, a ilość garnków radykalnie spadała...

537

Odp: Moje zdrady (Netkafejka)
aurora borealis napisał/a:
starr napisał/a:

A na poważnie, to plus  pięć, sześć lat i na minus nie więcej jak siedem...

Ale począwszy od jakiej liczby całkowitej?...

Baza wyjściowa, to liczba 59 smile

aurora borealis napisał/a:

Pytam, bo nie wiem, czy mam jakiekolwiek szanse zaprosić Cię na uroczystą kolację z pierogami do Baru "Sonia" i powróżyć Ci z ręki zanim nas zbanują, albo poślą do niewoli egipskiej, gdzie będziemy musieli rumienić się za karę i milion razy kostropatym gęsim piórem pisać słowo "gość" nurzanym we własnej krwi. ;-)))

big_smile Zaproszenie z chęcią przyjmę, bo nade wszystko uwielbiam dobre pierogi. A zanim nas zbanują można zapisać mojego maila: jest jawny, w dolnym lewym rogu widoczny po najechaniu kursorem po lewej stronie smile

aurora borealis napisał/a:

Qrde! Zawsze muszę wszystko spalić! Bo ja z tym rumieńcem będę miała poważny problem... Mój Ojciec czarniawy jest i po nim odziedziczyłam karnację... Rumieńców nie widać...
Masz może jakieś buraki w sionce, Starr?

Problem jest w tym, że nie mam sionki, pomimo zamieszkiwania na "wsi" smile

aurora borealis napisał/a:

Moje koleżanki też się pytają, o jakiej porze spacerujesz z pieskiem po Saskiej Kępie... ;-)
Normalnie kolejka do Ciebie, Starr, jak stąd do Szanghaju ;-)))

No i tu jest następny problem... Zgodnie z tym co mam w sygnaturze, teraz zamieszkuję ze stadem trzech kotów smile Podobno samotni uwielbiają koty... Ja polubiłem... One mnie też... Samotności nie pytałem smile

538

Odp: Moje zdrady (Netkafejka)
Excop napisał/a:

/.../
W zasadzie nie mogę zaprzeczyć temu, co piszesz, bo mój "przypadek" znacznie odbiega od sytuacji Piotra. Moja żona przyznała się do zdrady i oszustwa. Zdradziła mnie po prostu dlatego, że mnie nie kochała, wychodząc za mnie. Miałem być ojcem dla jej dziecka. Byłem dla niej przyjacielem, który pokochał ją i jej osierocone przez ojca dziecko, więc dla dziecka zrobiła ze mnie idiotę. Była bardzo młoda i prawdę mówiąc miałem wątpliwości, czy wychodzi za mnie z miłości, ale bardzo ją kochałem, tę niespełna osiemnastoletnią gówniarę, więc rozsądek poszedł spać zwłaszcza, że jej synek był już emocjonalnie moim synem.
Dlaczego się przyznała? Bo mnie pokochała jak mężczyznę i gdy zdała sobie z tego sprawę,nie mogła dalej żyć w kłamstwie. Liczyła się z tym, że zostawię i znienawidzę ją i to podwójnie, bo przecież pozwoliła, bym pokochał to dziecko, które od zawsze miało mnie za tatę i byłem gotów dać mu moje nazwisko. To był "tylko" jednorazowy seks, bez większego zaangażowania, pół roku po ślubie. Nie miała wyrzutów sumienia, "głupia ździra", jak o sobie powiedziała spowiadając mi się. Dopadły ją, gdy doszło do niej, że mnie kocha, staje się zazdrosna o dziewczyny kręcące się koło mnie i w końcu, gdy zacząłem wspominać o usynowieniu chłopca, postanowiła wyznać wszystko. Obarczyła mnie tym i ulżyło jej, to fakt. Zrobiła to jednak przede wszystkim dlatego, że dorosła do przyjęcia odpowiedzialności za świństwo, które zrobiła mnie i temu małemu chłopcu.
Wybaczyłem zdradę, bo uwierzyłem w jej słowa, prawdziwość skruchy i w tę przemianę jej stosunku emocjonalnego do mojej osoby. Długo za to nie byłem w stanie wybaczyć, że udawała miłość, gdy za mnie wychodziła. A przecież miałem wątpliwości, żeniąc się z nią. Ale i to wybaczyłem. Od tego czasu przez 11 lat, które jej pozostały dawała mi dowody miłości i oddania. Byłem z nią po prostu szczęśliwy.

Ryzyko od początku było wpisane w decyzję o wiązaniu się z niepełnoletnią dziewczyną w potrzebie mężowskiej. Podejrzewam też (nie wiem czemu) że byłeś jednak starszy i bardziej odpowiedzialny, przez co w sposób naturalny, wobec EKSTREMALNIE młodego wieku dziewczyny obciązała cię odpowiedzialność za powodzenie związku. Wydaje mi się, że tu "jaja" pokazuje się - właśnie - wybaczając na podstawie opisanych przesłanek.

Nie traktuję jej zachowania jako "obarczenie Ciebie", ale jako chęć oczyszczenia przedpola - sądzę, że to raczej UCZCIWOŚĆ nie pozwoliłaby przyjąć jej tego co oferowałeś, a nie obawa, że to kiedyś wyjdzie. Dopóki tego nie wiedziałeś - nie mogła - jeśli chciała być uczciwa - niczego od ciebie "brać" w każdym znaczeniu tego słowa.

Nie jest prawdą, że ludzie się nie zmieniają - przecież pozostawaliby do końca życia niemowlakami. Wraz z miłością włączyła się potrzeba bycia uczciwą.

Tyle że "dorosnąć" i zmienić się na lepsze, pomiędzy 18 a .....? Którymś tam - nie podałeś - rokiem życia to sprawa jak najbardziej naturalna. U Piotra mamy chyba sytuację osoby, która w wieku o wiele starszym ujawnia BRAK DOJRZAŁOŚCI większy niż twoja żona w wieku lat 18-tu :-)


Excop napisał/a:

Przedstawiając moją historię chciałem, wbrew wielokrotnie powtarzającym się na Forum 
"autorytatywnym" stwierdzeniom, że "zdradziła raz, zdradzi ponownie" pokazać, że to, co spotyka niektórych nie oznacza, że dotyczy wszystkich. Oraz powiedzieć, że wybaczenie nie musi wiązać się z pokazywaniem zdrajczyni gdzie i jak długo ma poczekać na pozwolenie na powrót do wspólnego życia.

Twoja historia mimo smutnego końca - jest historią pozytywną. Dobrze, że ją opisujesz, bo mi np. "poszerza" punkty widzenia. Ale IMHO jest jednak sytuacją wyjątkową. Z "głupiej ździry" zrobiła się w trakcie Waszego związku prawdziwa kobieta, matka i żona - bo taka jest chronologia rozwoju człowieka w tym wieku. Pierwsza zdradziła, druga wzięła odpowiedzialność i pokochała tak jak to powinno się robić - czyli uczciwie.

Excop napisał/a:

Wiara czyni cuda. Ja uwierzyłem i to mi wystarczało, by nie zapominając, wybaczyć i zaufać.

No, ok, ale chyba to jednak jest tak, że wiara nie bierze się z niczego - inaczej byłaby wiarą ślepą, dowodem jakiegoś zatracenia siebie w uczuciu do innej osoby. W opisanej sytuacji z pewnością nie byłbyś wyjątkiem decydując się uwierzyć. Przedstawiłeś bardzo istotne przesłanki, wskazujące, że wiara była uzasadniona :-)

Excop napisał/a:

Jak mówiłem, sytuacja Piotra jest inna, bardziej złożona. Czy jednak, trzeba z człowieka robić pozbawionego klejnotów frajera, bo kocha pozbawioną empatii kobietę, matkę swoich dzieci, choć ona na to, zdaniem wielu nie zasługuje? Ja mam o niej podobne zdanie, ale mając własne doświadczenia, nie wiem, jakie rozwiązanie mogłoby zadowolić i Piotra i komentatorów jego wątku.

Przeszło mi przez myśl, że może opis sytuacji Piotra powoduje, że w jakiś sposób się z nią identyfikujesz. Na szczęście jednak, jak podejrzewam,  nie byłeś nawet w przysłowiowych "10%" w jego sytuacji, choć Twoje emocje mogły być bardzo podobne.
Tym co "usatysfakcjonowałoby" np. mnie, to aktywna postawa wobec wyjaśnienia przyczyn zdrady, z którymi żona Piotra (ani on sam) nie chcą się zmierzyć - choćby na psychoterapii małżeńskiej. W braku konsekwencji w egzekwowaniu tego, co nazywają "przepracowaniem zdrady" upatruję brak wspomnianych "klejnotów". Na razie "każdy powiedział to co wiedział, a będzie dalej tak jak jest". Twoja żona zrozumiała o co chodzi i bez psychoterapii, bo była kimś innym mimo młodszego wieku.

539

Odp: Moje zdrady (Netkafejka)
aurora borealis napisał/a:
Przyszłość napisał/a:

Bliskie mi jest takie postrzeganie CZŁOWIEKA, zakładające, że istnieją obszary zdeterminowane, ale i takie, które nie podlegają prawom materii i przestrzeni, a więc nie ma konieczności racjonalizowania ich, tak, jak o tym wspomniałaś. W tym miejscu nie chciałabym pisać o wierze, o tożsamości religijnej człowieka, ale właśnie o swoistym doświadczeniu duchowości, a może w ogóle o świadomości istnienia tej sfery, zaakceptowania jej istnienia. Bo tak, jak doświadcza się smaku wody z górskiego strumienia i cieszy nim po długiej, wyczerpującej wędrówce, tak samo doświadcza się istnienia czegoś, co wykracza poza poznanie rozumowe, czy empiryczne.
Energii, myśli, inteligencji też nie widać, a przecież one ewidentnie istnieją, tyle że my doświadczamy jedynie skutków tego, że są?

Jakoś nie czuję potrzeby rozumienia wszystkich spraw duchowych, opisywania ich, dowodzenia ich złożonej natury. A wiesz dlaczego? Bo w słowach: ?nie wiem, nie mam pewności, zaledwie przypuszczam, być może? -  jest rodzaj otwartości, gotowości na przyjęcie czegoś nowego, tajemniczego, zaś w słowach: ?wiem, jestem pewna, przekonana? takiego miejsca już nie ma. Stąd paradoksalnie ?wiedza? może czasem ograniczać i tu jestem bliska Twojej niedawnej konstatacji, że rozum może być ?ograniczony?.

"Wiem, że nic nie wiem" Sokratesa jest dla mnie swoistym mottem, w którym zawieram negację dla wszelkiego rodzaju dogmatyzmów z jednej strony oraz przekonania o niegraniczonych możliwościach pojmowania, które sugeruje nadejście chwili, gdy doznamy "objawienia natury Wszechrzeczy", z drugiej.
Gdy czytam Hawkinga lub słucham jego wykładów dla "prostaczków" doznaję niekiedy wrażenia, że przemawia do mnie czysty umysł czerpiący energię do formułowania fascynujących teorii kosmologicznych kosztem zanikającego ciała. Myślę, że uczony nieraz zastanawiał się nad własnym geniuszem, że prowadzi go do konfrontacji z Bytem Absolutnym, który w jego świecie przecież nie istnieje. Nie siedzę w jego głowie, to tylko moje przemyślenia wynikające między innymi, z lektury Tomasza z Akwinu i Immanuela Kanta. Niewiele z niej zrozumiałem, choć usilnie się starałem, ale Hawking z pewnością rozumie obu doskonale. I choć chciałbym, by wyjaśnił mi czym była nicość sprzed Wielkiego Wybuchu lub czym jest to "nic" na zewnątrz (?) Wszechświata, myślę że i on tego nie zrobi.
I dobrze, bo jak już wcześniej pisałem innymi słowy, zrozumieć niepojęte znaczyłoby zwariować. A że to moje "niepojęte" w porównaniu z "niepojętym" Hawkinga, Kanta, czy św. Tomasza to ledwie bułka z masłem, nie ma według mnie żadnego znaczenia.

540

Odp: Moje zdrady (Netkafejka)
EXTRA_terrestrial napisał/a:
Excop napisał/a:

/.../
W zasadzie nie mogę zaprzeczyć temu, co piszesz, bo mój "przypadek" znacznie odbiega od sytuacji Piotra. Moja żona przyznała się do zdrady i oszustwa. Zdradziła mnie po prostu dlatego, że mnie nie kochała, wychodząc za mnie. Miałem być ojcem dla jej dziecka. Byłem dla niej przyjacielem, który pokochał ją i jej osierocone przez ojca dziecko, więc dla dziecka zrobiła ze mnie idiotę. Była bardzo młoda i prawdę mówiąc miałem wątpliwości, czy wychodzi za mnie z miłości, ale bardzo ją kochałem, tę niespełna osiemnastoletnią gówniarę, więc rozsądek poszedł spać zwłaszcza, że jej synek był już emocjonalnie moim synem.
Dlaczego się przyznała? Bo mnie pokochała jak mężczyznę i gdy zdała sobie z tego sprawę,nie mogła dalej żyć w kłamstwie. Liczyła się z tym, że zostawię i znienawidzę ją i to podwójnie, bo przecież pozwoliła, bym pokochał to dziecko, które od zawsze miało mnie za tatę i byłem gotów dać mu moje nazwisko. To był "tylko" jednorazowy seks, bez większego zaangażowania, pół roku po ślubie. Nie miała wyrzutów sumienia, "głupia ździra", jak o sobie powiedziała spowiadając mi się. Dopadły ją, gdy doszło do niej, że mnie kocha, staje się zazdrosna o dziewczyny kręcące się koło mnie i w końcu, gdy zacząłem wspominać o usynowieniu chłopca, postanowiła wyznać wszystko. Obarczyła mnie tym i ulżyło jej, to fakt. Zrobiła to jednak przede wszystkim dlatego, że dorosła do przyjęcia odpowiedzialności za świństwo, które zrobiła mnie i temu małemu chłopcu.
Wybaczyłem zdradę, bo uwierzyłem w jej słowa, prawdziwość skruchy i w tę przemianę jej stosunku emocjonalnego do mojej osoby. Długo za to nie byłem w stanie wybaczyć, że udawała miłość, gdy za mnie wychodziła. A przecież miałem wątpliwości, żeniąc się z nią. Ale i to wybaczyłem. Od tego czasu przez 11 lat, które jej pozostały dawała mi dowody miłości i oddania. Byłem z nią po prostu szczęśliwy.

Ryzyko od początku było wpisane w decyzję o wiązaniu się z niepełnoletnią dziewczyną w potrzebie mężowskiej. Podejrzewam też (nie wiem czemu) że byłeś jednak starszy i bardziej odpowiedzialny, przez co w sposób naturalny, wobec EKSTREMALNIE młodego wieku dziewczyny obciązała cię odpowiedzialność za powodzenie związku. Wydaje mi się, że tu "jaja" pokazuje się - właśnie - wybaczając na podstawie opisanych przesłanek.

Nie traktuję jej zachowania jako "obarczenie Ciebie", ale jako chęć oczyszczenia przedpola - sądzę, że to raczej UCZCIWOŚĆ nie pozwoliłaby przyjąć jej tego co oferowałeś, a nie obawa, że to kiedyś wyjdzie. Dopóki tego nie wiedziałeś - nie mogła - jeśli chciała być uczciwa - niczego od ciebie "brać" w każdym znaczeniu tego słowa.

Nie jest prawdą, że ludzie się nie zmieniają - przecież pozostawaliby do końca życia niemowlakami. Wraz z miłością włączyła się potrzeba bycia uczciwą.

Tyle że "dorosnąć" i zmienić się na lepsze, pomiędzy 18 a .....? Którymś tam - nie podałeś - rokiem życia to sprawa jak najbardziej naturalna. U Piotra mamy chyba sytuację osoby, która w wieku o wiele starszym ujawnia BRAK DOJRZAŁOŚCI większy niż twoja żona w wieku lat 18-tu :-)


Excop napisał/a:

Przedstawiając moją historię chciałem, wbrew wielokrotnie powtarzającym się na Forum 
"autorytatywnym" stwierdzeniom, że "zdradziła raz, zdradzi ponownie" pokazać, że to, co spotyka niektórych nie oznacza, że dotyczy wszystkich. Oraz powiedzieć, że wybaczenie nie musi wiązać się z pokazywaniem zdrajczyni gdzie i jak długo ma poczekać na pozwolenie na powrót do wspólnego życia.

Twoja historia mimo smutnego końca - jest historią pozytywną. Dobrze, że ją opisujesz, bo mi np. "poszerza" punkty widzenia. Ale IMHO jest jednak sytuacją wyjątkową. Z "głupiej ździry" zrobiła się w trakcie Waszego związku prawdziwa kobieta, matka i żona - bo taka jest chronologia rozwoju człowieka w tym wieku. Pierwsza zdradziła, druga wzięła odpowiedzialność i pokochała tak jak to powinno się robić - czyli uczciwie.

Excop napisał/a:

Wiara czyni cuda. Ja uwierzyłem i to mi wystarczało, by nie zapominając, wybaczyć i zaufać.

No, ok, ale chyba to jednak jest tak, że wiara nie bierze się z niczego - inaczej byłaby wiarą ślepą, dowodem jakiegoś zatracenia siebie w uczuciu do innej osoby. W opisanej sytuacji z pewnością nie byłbyś wyjątkiem decydując się uwierzyć. Przedstawiłeś bardzo istotne przesłanki, wskazujące, że wiara była uzasadniona :-)

Excop napisał/a:

Jak mówiłem, sytuacja Piotra jest inna, bardziej złożona. Czy jednak, trzeba z człowieka robić pozbawionego klejnotów frajera, bo kocha pozbawioną empatii kobietę, matkę swoich dzieci, choć ona na to, zdaniem wielu nie zasługuje? Ja mam o niej podobne zdanie, ale mając własne doświadczenia, nie wiem, jakie rozwiązanie mogłoby zadowolić i Piotra i komentatorów jego wątku.

Przeszło mi przez myśl, że może opis sytuacji Piotra powoduje, że w jakiś sposób się z nią identyfikujesz. Na szczęście jednak, jak podejrzewam,  nie byłeś nawet w przysłowiowych "10%" w jego sytuacji, choć Twoje emocje mogły być bardzo podobne.
Tym co "usatysfakcjonowałoby" np. mnie, to aktywna postawa wobec wyjaśnienia przyczyn zdrady, z którymi żona Piotra (ani on sam) nie chcą się zmierzyć - choćby na psychoterapii małżeńskiej. W braku konsekwencji w egzekwowaniu tego, co nazywają "przepracowaniem zdrady" upatruję brak wspomnianych "klejnotów". Na razie "każdy powiedział to co wiedział, a będzie dalej tak jak jest". Twoja żona zrozumiała o co chodzi i bez psychoterapii, bo była kimś innym mimo młodszego wieku.

Wyjaśniasz wszystko w sposób, który odbiera możliwość polemiki, ExtraT. Wszystko to, co dotyczyło mnie i mojej żony tak właśnie wyglądało, jak interpretujesz. Byłem starszy od niej o 4 lata, obie rodziny odradzały mi małżeństwo z nią (w sumie niebezpodstawnie, jak się okazało). Była pierwszą kobietą w moim życiu i sądziłem, że pozostanie jedyną. Cóż, los chciał inaczej.
Może dlatego, że wierzę w ludzi i w to, że mogą się zmienić in plus, gdy tego naprawdę chcą, kibicuję Piotrowi, by powrót jego żony nie był jedynie taktycznym wybiegiem, a rzeczywistym początkiem nowej, zdrowej relacji między nimi.
Dzięki, ExtraT.

541

Odp: Moje zdrady (Netkafejka)
starr napisał/a:

Tytuł jest "Moje zdrady" i na tym tylko się skupiłem. Nie miałem zamiaru opisywać całego swojego życia, bo chyba nie skończył bym do dziś. Przecież przyszło mi żyć w nader ciekawych czasach. Poza tym, że zostałem zdradzony emocjonalnie, to wtedy dla mnie było wielkim przeżyciem... bo jednak Iva też potrafiła...
Szybko jednak mi przeszło. Miałem zamiar, pomimo rozwodu być z nią nadal... potrzebny był mi tylko odpoczynek... czas na przemyślenie wszystkiego, poukładanie... Stało się inaczej.

Starr,
Nie da się ukryć, że życie dotychczas nie szczędziło Tobie przykrych i bolesnych doświadczeń. Ale finalnie dobrze jest zobaczyć jak podnosiłeś się po kolejnych ciosach, jak odrabiałeś lekcje, jak dostrzegałeś przyczyny i skutki. W trakcie i po zakończeniu każdej relacji, w której byłeś dokonywał się w Tobie rozwój. A w końcu jesteśmy sumą biologicznych uwarunkowań, wychowania, wykształcenia i ... doświadczeń życiowych, które nas zmieniają i formują.

starr napisał/a:

Po prostu boje się powtórki ze związku z Marysią. To było w zasadzie małżeństwo z rozsądku. Moja motylarnia została szybko powstrzymana na początku, potem już tylko był związek jakby podtrzymywany "starą" miłością, tylko bez tej miłości. Był taki okres, że zaczęła się odradzać motylarnia, ale ponownie została powstrzymana... Dla Marysi byłem tylko plastrem po jej ex...
Nie potrafię traktować przedmiotowo innego człowieka, nie potrafię tak traktować zwierzaka, nawet rośliny... To wszystko co mnie spotkało uwrażliwiło mnie w stopniu, który nawet samemu czasami trudno mi zaakceptować.

Myślę, że powtórka ze związku z Marysią nie grozi Tobie - pilnie odrobiłeś lekcje, może nawet zbyt duźo czasu i uwagi im poświęciłeś..
A wiesz jaką ja wyciągnęłam lekcję z Twojej niesamowitej historii?
Nie warto zniechęcać się i zrażać bolesnymi doświadczeniami, nie warto tracić wiary i nadziei, bo w życiu porażki przeplatają się z upadkami.
Ja w porównaniu do Ciebie dość długo żyłam w kokonie złudzeń. Po przeczytaniu Twojej historii naprawdę cieszę się, że dane mi było tak długo przebywać w wyidealizowanej iluzji i nie zderzyłam się ze zdradą u progu dorosłego życia, ale dopiero,wówczas, gdy już byłam gotowa ją udźwignąć. Pierwsza zdrada w wykonaniu Ann i to, że zobaczyłeś na własne oczy całą "akcję" to musiał być niewyobrażalny wstrząs.

starr napisał/a:

Jak napisałem, wygląd nie jest najważniejszym czynnikiem. Teraz trzeba tez napisać o wieku... był czas, że nie miało to znaczenia, ale rozsadek cały czas mi podpowiadał, że nie jestem celebrytą, znanym aktorem, ani nie mam siedmiocyfrowego konta w banku i na kogoś w wieku córek nie mam co celować smile A na poważnie, to plus  pięć, sześć lat i na minus nie więcej jak siedem... Na pewno kobieta mająca doświadczenie w byciu w związku i nie mająca oporów w mówieniu o przeszłości. Jeśli mam okazję, słucham co dana osoba ma do powiedzenia, czy koncentruje wie wyłącznie na sobie, na ile ważna jest dla niej rodzina, jakie ma zainteresowania. Oceniam jej stopień wrażliwości na ludzi i zwierzęta. No i ważne jest, czy potrafi samodzielnie podejmować ważne dla siebie decyzje, czy przed podjęciem konsultuje je i z kim.

Ohoho. Ale skroiłeś wymagania smile
Ja się nie "łapię w widełki" (abstrahując od tego że mam męża wink ).

starr napisał/a:

Ano Masz rację... można z kimś zjeść przysłowiowa beczkę soli, a potem sromotnie się zawieść... Ale warto próbować smile

Ano warto!
Mam nadzieję, że wkrótce pojawi się w Twoim życiu ktoś, kto pokocha Ciebie bezinteresownie i w pełni Ciebie doceni. Wszystko ma swój czas. Teraz chyba nadszedł wreszcie Twój czas, nieprawdaż?
Przytulam smile

542 Ostatnio edytowany przez Przyszłość (2015-04-08 22:09:35)

Odp: Moje zdrady (Netkafejka)
aurora borealis napisał/a:

Czy pamiętasz jak to kiedyś ujmował Animus?
Wymiar biologiczny, społeczny, psychiczny i duchowy?

Bliskie mi jest takie postrzeganie CZŁOWIEKA, zakładające, że istnieją obszary zdeterminowane, ale i takie, które nie podlegają prawom materii i przestrzeni, a więc nie ma konieczności racjonalizowania ich, tak, jak o tym wspomniałaś. W tym miejscu nie chciałabym pisać o wierze, o tożsamości religijnej człowieka, ale właśnie o swoistym doświadczeniu duchowości, a może w ogóle o świadomości istnienia tej sfery, zaakceptowania jej istnienia. Bo tak, jak doświadcza się smaku wody z górskiego strumienia i cieszy nim po długiej, wyczerpującej wędrówce, tak samo doświadcza się istnienia czegoś, co wykracza poza poznanie rozumowe, czy empiryczne.
Energii, myśli, inteligencji też nie widać, a przecież one ewidentnie istnieją, tyle że my doświadczamy jedynie skutków tego, że są?

Jakoś nie czuję potrzeby rozumienia wszystkich spraw duchowych, opisywania ich, dowodzenia ich złożonej natury. A wiesz dlaczego? Bo w słowach: ?nie wiem, nie mam pewności, zaledwie przypuszczam, być może? -  jest rodzaj otwartości, gotowości na przyjęcie czegoś nowego, tajemniczego, zaś w słowach: ?wiem, jestem pewna, przekonana? takiego miejsca już nie ma. Stąd paradoksalnie ?wiedza? może czasem ograniczać i tu jestem bliska Twojej niedawnej konstatacji, że rozum może być ?ograniczony?.

Ten sam Animus w swoich postach wskazywał wyraźnie na przykłady myślenia niedyskursywnego, gdy rozmawiał z Miriamm w jej wątku. Mnie to bardzo ciekawi, Przyszłość i dlatego tam ?przycupnęłam? na długo, bo uniwersalność duchowości, bez odwoływania się do konkretnych wierzeń i to, że istota ludzka ją posiada od zarania dziejów, ciągle jest dla mnie czymś głęboko poruszającym.

Cieszę się, że masz tak chłonny umysł i tak krańcowo odmienne dziedziny potrafisz zaprząc do tego, by poszukiwać swej ścieżki. Imponujące!

Aurora,
Hmmm...to ciekawe, że wspominasz o Animusie teraz, gdy ja właśnie odkopałam sobie jego słowa o tym, jak wirtualność pozwala powrócić do bardzo starej metody uczenia się przez spór, dialog, rozmowę, dyskusję.
Niewątpliwie teraz uskuteczniamy tę metodę :-))

Nie masz wrażenia, że przy odpowiednich zasobach czasu i dostatecznej motywacji mogłabyś się nauczyć dosłownie "wszystkiego"?
Ludzki intelekt ma bezdenne możliwości. Problem pojawi się dopiero wówczas, gdy wiedzę a priori pragniemy lub potrzebujemy zweryfikować, potwierdzić, nadać jej charakter a posteriori. Wtedy czasami nasze władze poznawcze "napotykają na opór" i albo w tym miejscu zatrzymujemy się i mówimy "nie wiem, nie pojmuję, nie bardzo rozumiem, lecz akceptuję taki stan rzeczy, (bo)...", albo poszukujemy uparcie odpowiedzi, czasami błądząc po omacku, czasami tworząc od podstaw intuicyjnie "własną teorię", czasami mieszając momenty zrozumienia z momentami zwątpienia. A czasami do myślenia intuicyjnego dołączamy myślenie dyskursywne, szukając może inspiracji, może błysku, a może gotowych odpowiedzi (całe morze "może" w kilku zdaniach ;-))

Jakkolwiek byśmy się ustosunkowali lub nie do różnorakich możliwości oraz do przyjmowanych przez poszczególne osoby postaw, zastosowanych metod, wzorców i autorytetów, to i tak każdy z nas szuka własnej drogi dochodzenia do PRAWDY, SENSU, ŹRÓDŁA. Nie ma lepszych ani gorszych, dróg - są po prostu inne.

PS: Myślisz o Miriamm? Nie była w dobrej formie ostatnio i trochę się o nią martwię :-((

543

Odp: Moje zdrady (Netkafejka)
luc napisał/a:

Ciągle mam pretensje do mojego syna, że mu się coraz bardziej Warszawa podoba!

Warszawa, czy warszawianki? ;-)))

544

Odp: Moje zdrady (Netkafejka)
aurora borealis napisał/a:
luc napisał/a:

Ciągle mam pretensje do mojego syna, że mu się coraz bardziej Warszawa podoba!

Warszawa, czy warszawianki? ;-)))

Warszawa.
Dziewczyna jest w Krakowie.

545

Odp: Moje zdrady (Netkafejka)
starr napisał/a:
aurora borealis napisał/a:

Jaka szkoda, że nie spotkałam Cię wcześniej, Starr i nie dowiedziałam się o paleniu papieru i ołówka ;-)
Ja też pisałam... Setki listów... parę wierszy...
Nigdy nie wysłanych.
Upokorzonych już w chwili narodzin, bezcelowych, bezdomnych, bezpańskich...

Gdzieś już napisałem, że nie wierzę w przypadek... Widocznie tak musiało być...
Mnie nie wolno było tego wysłać, czytać i do tego co napisałem czy nabazgrałem, wracać... Wolno było to spalić. Był czas, że u mnie w domu stale unosił się swądek palonego papieru, a ilość garnków radykalnie spadała...

Starr, Słońce Moich Ciemności!

Gdy w ten sposób piszesz, skracasz dystans od człowieka do człowieka, tak bardzo, że nawet to, iż mieszkasz na "wsi" za rzeką, przestaje mieć znaczenie ;-)

Nawet nie wiesz, jak nieprawdopodobnie bliski mi jesteś w tym pisaniu. Jedyna różnica polega na tym, iż Ty hartowałeś swą miłość w ogniu, a ja wypłukiwałam ją w strumieniach łez...

546

Odp: Moje zdrady (Netkafejka)
luc napisał/a:
aurora borealis napisał/a:
luc napisał/a:

Ciągle mam pretensje do mojego syna, że mu się coraz bardziej Warszawa podoba!

Warszawa, czy warszawianki? ;-)))

Warszawa.
Dziewczyna jest w Krakowie.

Tylko mężczyźni są zdolni do takiej dychotomii: serce w Krakowie, rozum w Warszawie...

547

Odp: Moje zdrady (Netkafejka)
aurora borealis napisał/a:

Tylko mężczyźni są zdolni do takiej dychotomii: serce w Krakowie, rozum w Warszawie...

Młodzi mężczyźni wink

548

Odp: Moje zdrady (Netkafejka)
aurora borealis napisał/a:

/.../
Gdy w ten sposób piszesz, skracasz dystans od człowieka do człowieka, tak bardzo, że nawet to, iż mieszkasz na "wsi" za rzeką, przestaje mieć znaczenie ;-)
Nawet nie wiesz, jak nieprawdopodobnie bliski mi jesteś w tym pisaniu. Jedyna różnica polega na tym, iż Ty hartowałeś swą miłość w ogniu, a ja wypłukiwałam ją w strumieniach łez...

Mała ilustracja muzyczna: https://www.youtube.com/watch?v=0vcuZwn92jo

549

Odp: Moje zdrady (Netkafejka)
starr napisał/a:
aurora borealis napisał/a:
starr napisał/a:

A na poważnie, to plus  pięć, sześć lat i na minus nie więcej jak siedem...

Ale począwszy od jakiej liczby całkowitej?...

Baza wyjściowa, to liczba 59 smile

aurora borealis napisał/a:

Pytam, bo nie wiem, czy mam jakiekolwiek szanse zaprosić Cię na uroczystą kolację z pierogami do Baru "Sonia" i powróżyć Ci z ręki zanim nas zbanują, albo poślą do niewoli egipskiej, gdzie będziemy musieli rumienić się za karę i milion razy kostropatym gęsim piórem pisać słowo "gość" nurzanym we własnej krwi. ;-)))

big_smile Zaproszenie z chęcią przyjmę, bo nade wszystko uwielbiam dobre pierogi. A zanim nas zbanują można zapisać mojego maila: jest jawny, w dolnym lewym rogu widoczny po najechaniu kursorem po lewej stronie smile

aurora borealis napisał/a:

Qrde! Zawsze muszę wszystko spalić! Bo ja z tym rumieńcem będę miała poważny problem... Mój Ojciec czarniawy jest i po nim odziedziczyłam karnację... Rumieńców nie widać...
Masz może jakieś buraki w sionce, Starr?

Problem jest w tym, że nie mam sionki, pomimo zamieszkiwania na "wsi" smile

aurora borealis napisał/a:

Moje koleżanki też się pytają, o jakiej porze spacerujesz z pieskiem po Saskiej Kępie... ;-)
Normalnie kolejka do Ciebie, Starr, jak stąd do Szanghaju ;-)))

No i tu jest następny problem... Zgodnie z tym co mam w sygnaturze, teraz zamieszkuję ze stadem trzech kotów smile Podobno samotni uwielbiają koty... Ja polubiłem... One mnie też... Samotności nie pytałem smile

Jesteś zatem Mężczyzną nie do zdobycia! ;-)))

Pozostaje mi wielbić Cię wirtualnie cichcem lub na głos i dalej pełnić rolę Westalki w Jaskini Twych Opowieści, aby Tobie i Twoim Behemotom nie było zimno.
W związku z tym, że noce są nadal dość chłodne, na rozgrzanie posyłam Ci coś, czym w genetycznej połowie mojego serca jestem wypełniona. Buzią tej pani się nie przejmuj ;-) Niektóre Andaluzyjki mają problem z twarzą ;-) Zwróć uwagę na jej ekspresję:  https://youtu.be/BdDD9JX-Tyg

550

Odp: Moje zdrady (Netkafejka)

Starr - admiralicja odpowiedziała w sprawie przekształcenia wątku w kawiarenkę?

551

Odp: Moje zdrady (Netkafejka)
luc napisał/a:

Starr - admiralicja odpowiedziała w sprawie przekształcenia wątku w kawiarenkę?

Jak na razie cisza. Zapowiedzieli automatycznym komunikatem, że odezwą się w ciągu 24 godzin. Podejrzewam, że jeszcze świętują smile

552 Ostatnio edytowany przez aurora borealis (2015-04-08 23:43:33)

Odp: Moje zdrady (Netkafejka)

Przyszłość, Excop,

Napisaliście dzisiaj tak piękne posty, że rozpływam się smakując każde z Waszych słów.
Odpowiem niebawem, gdy tylko nad nimi sobie podumam...

Lecz dziś, dla każdego z Was mam dedykację
- z całą moją do Was sympatią:

Przyszłość:

"To, czego człowiek nie wie
Lub nie rozważa,
Wędruje nocą
Przez labirynt serca.

Johann Wolfgang von Goethe

Excop:

Dla Ciebie, Immanuel Kant, który z pewnością, najserdeczniej pragnąłby uścisnąć Twą dłoń:

" W rzeczywistości, gdy wypełnimy swój umysł takimi i poprzednimi refleksjami, wówczas widok rozgwieżdżonego nieba w pogodną noc stanowi pewien rodzaj przyjemności, której doznają tylko szlachetne dusze.
Wobec powszechnego spokoju natury i bezczynności zmysłów ukryte zdolności poznawcze nieśmiertelnego ducha przemawiają w niedający się nazwać sposób i rodzą się nie do końca ukształtowane wyobrażenia, które można wprawdzie odczuwać, ale nie sposób ich opisać."

553

Odp: Moje zdrady (Netkafejka)
starr napisał/a:
luc napisał/a:

Starr - admiralicja odpowiedziała w sprawie przekształcenia wątku w kawiarenkę?

Jak na razie cisza. Zapowiedzieli automatycznym komunikatem, że odezwą się w ciągu 24 godzin. Podejrzewam, że jeszcze świętują smile

Starr, czy Ty już przygotowałeś cennik, który będzie w tej kawiarence obowiązywał? ;-)

554

Odp: Moje zdrady (Netkafejka)
aurora borealis napisał/a:

/.../
Jesteś zatem Mężczyzną nie do zdobycia! ;-)))

To dzisiaj już drugi taki głos... Załamka... smile

aurora borealis napisał/a:

Pozostaje mi wielbić Cię wirtualnie cichcem lub na głos i dalej pełnić rolę Westalki w Jaskini Twych Opowieści, aby Tobie i Twoim Behemotom nie było zimno.
W związku z tym, że noce są nadal dość chłodne, na rozgrzanie posyłam Ci coś, czym w genetycznej połowie mojego serca jestem wypełniona. Buzią tej pani się nie przejmuj ;-) Niektóre Andaluzyjki mają problem z twarzą ;-) Zwróć uwagę na jej ekspresję:  https://youtu.be/BdDD9JX-Tyg

To nie były najbardziej behemotowe z moich Behemotów... A propos, Behemota tez słucham i chadzam na ich koncerty.
Maria Pages nie wyraża swojej sztuki poprzez mimikę twarzy, ale nie wiem jaki ja bym miał wyraz twarzy, jakbym w takich obcasach miał wyrazić tyle emocji nogami...

555 Ostatnio edytowany przez starr (2015-04-09 00:03:11)

Odp: Moje zdrady (Netkafejka)
aurora borealis napisał/a:

Starr, czy Ty już przygotowałeś cennik, który będzie w tej kawiarence obowiązywał? ;-)

Przygotowuję... na razie mam: ceny w linkach muzycznych
1. zrobienie wody z mózgu - gratis big_smile

556

Odp: Moje zdrady (Netkafejka)
starr napisał/a:

Przygotowuję... na razie mam: ceny w linkach muzycznych

To wreszcie nadejszła wink ta chwila - trzeba się będzie nauczyć wklejać linki muzyczne.

starr napisał/a:

1. zrobienie wody z mózgu - gratis big_smile

Mam szansę się wypłacić wink

557

Odp: Moje zdrady (Netkafejka)
starr napisał/a:
aurora borealis napisał/a:

/.../
Jesteś zatem Mężczyzną nie do zdobycia! ;-)))

To dzisiaj już drugi taki głos... Załamka... smile

Ustawiłeś poprzeczkę tak wysoko, że nie dorastamy... ;-))) Może jednak się zlitujesz?...

aurora borealis napisał/a:

Pozostaje mi wielbić Cię wirtualnie cichcem lub na głos i dalej pełnić rolę Westalki w Jaskini Twych Opowieści, aby Tobie i Twoim Behemotom nie było zimno.
W związku z tym, że noce są nadal dość chłodne, na rozgrzanie posyłam Ci coś, czym w genetycznej połowie mojego serca jestem wypełniona. Buzią tej pani się nie przejmuj ;-) Niektóre Andaluzyjki mają problem z twarzą ;-) Zwróć uwagę na jej ekspresję:  https://youtu.be/BdDD9JX-Tyg

To nie były najbardziej behemotowe z moich Behemotów... A propos, Behemota tez słucham i chadzam na ich koncerty.

Poproszę o zdjęcia tych Bestii ;-)

A swoją drogą, rozpiętość Twojej "skali" muzycznej mnie zdumiewa!

starr napisał/a:

Maria Pages nie wyraża swojej sztuki poprzez mimikę twarzy, ale nie wiem jaki ja bym miał wyraz twarzy, jakbym w takich obcasach miał wyrazić tyle emocji nogami...

To się nazywa taconeo , a nad takimi bucikami pracuje sztab ludzi...
Jaką miałbyś minę? Sądzę, że pełen uśmiech, jak zwykle...

558

Odp: Moje zdrady (Netkafejka)
starr napisał/a:

To nie były najbardziej behemotowe z moich Behemotów.

Masz na myśli rozmiar czy magię?

559 Ostatnio edytowany przez aurora borealis (2015-04-09 01:04:52)

Odp: Moje zdrady (Netkafejka)

Starr,


Gdy wracam co i raz do Twojej opowieści, uzupełnianej kolejnymi Twoimi postami - odpowiedziami, układają mi się w głowie pytania, które chciałabym i obiecałam Ci zadać...

Czy to nie jest tak, że Twoja nieprawdopodobna wrażliwość miała swe źródło w przyjaźni z Terką, że przez całe życie szukasz wypełnienia tej roli, z czasów Waszej znajomości, że chcesz Kobiety Twojego życia chronić przed "tym najgorszym"? Chciałabym przedstawić Ci to, o czym myślę na takim przykładzie: gdy rodzice dojrzewają do decyzji, by ich pociecha mogła spędzić wieczór sama w domu, bardzo często wychodząc, żegnają ją jeszcze słowami: - pamiętaj, nie dotykaj kuchenki,- nie otwieraj okna i nie siadaj na parapecie, - gdy ktoś zapuka do drzwi - udawaj, że Cię nie ma, itd... W ten sposób zamiast chronić - kuszą "zło" i dają "instrukcje" jak wypełnić czas...


Scharakteryzowałeś Marysię i Ivę, a jak scharakteryzowałbyś Ann? (cały czas nie mogę się nadziwić, że Twoi terapeuci nie zwrócili uwagi na tę wyjątkową Postać).

Czy podejmując decyzję o poślubieniu Marysi i Ivy brałeś pod uwagę czyjekolwiek zdanie? Czy ktoś towarzyszył Ci w rozważaniu nad Twoimi życiowymi planami? Ktokolwiek zaufany wiedział o tym, do czego się przymierzasz?

Jeśli moje pytania wydadzą Ci się zbyt natrętne lub drażliwe, pomiń je, proszę, z życzliwością.
Dziękuję!

PS Nie jestem żadnym z "pytalskich" znaków zodiaku, więc nie będę naciskać ;-)
https://youtu.be/P9sgupF6BwY

560

Odp: Moje zdrady (Netkafejka)

Ustawiłeś poprzeczkę tak wysoko, że nie dorastamy... ;-))) Może jednak się zlitujesz?...

Zlituję się... smile

Poproszę o zdjęcia tych Bestii ;-)

Mam ich kilka płyt, mógłbym zrobić skany, ale nie wiem, czy mogę, z moja ilością postów, wstawiać zdjęcia. Poza tym, bardziej mi chodzi o energię ich muzyki, niż przekonania anty religijne, które mogą zostać odebrane jako prowokacja. Na dzień dzisiejszy jeszcze nie wątek nie ma statusu net-kafejki, a... licho nie śpi... big_smile 

A swoją drogą, rozpiętość Twojej "skali" muzycznej mnie zdumiewa!

Tak jak napisałem wcześniej, muzyka jest dla ukojenia duszy i słucham tego, czego ona w danym momencie potrzebuje. W moim wypadku, był czas, ze tylko ona pozwoliła na to, że się nie rozsypałem całkowicie. 

To się nazywa taconeo ,.

To sobie wygooglałem, że to wybijanie rytmu obcasami. A sam taniec ma jakąś nazwę? Flamenco mi się pojawiało przy tym haśle....

a nad takimi bucikami pracuje sztab ludzi....

I jak przypuszczam są to doskonali fachowcy, tak że stopy tancerek po latach występów nie wyglądają jak stopy baletnic...

Jaką miałbyś minę? Sądzę, że pełen uśmiech, jak zwykle...

smile to prawda, lobię tańczyć, ale tak chyba bym nie umiał... Postaram się rano poćwiczyć... smile

561

Odp: Moje zdrady (Netkafejka)
luc napisał/a:
starr napisał/a:

To nie były najbardziej behemotowe z moich Behemotów.

Masz na myśli rozmiar czy magię?

Mam na myśli przekaz energetyczny muzyki smile

562

Odp: Moje zdrady (Netkafejka)
starr napisał/a:
luc napisał/a:
starr napisał/a:

To nie były najbardziej behemotowe z moich Behemotów.

Masz na myśli rozmiar czy magię?

Mam na myśli przekaz energetyczny muzyki smile

Moje pytanie dotyczyło kotów wink
Wolę Bułhakowa od Nergala.

563

Odp: Moje zdrady (Netkafejka)
aurora borealis napisał/a:

Starr,


Gdy wracam co i raz do Twojej opowieści, uzupełnianej kolejnymi Twoimi postami - odpowiedziami, układają mi się w głowie pytania, które chciałabym i obiecałam Ci zadać...

Czy to nie jest tak, że Twoja nieprawdopodobna wrażliwość miała swe źródło w przyjaźni z Terką, że przez całe życie szukasz wypełnienia tej roli, z czasów Waszej znajomości, że chcesz Kobiety Twojego życia chronić przed "tym najgorszym"? Chciałabym przedstawić Ci to, o czym myślę na takim przykładzie: gdy rodzice dojrzewają do decyzji, by ich pociecha mogła spędzić wieczór sama w domu, bardzo często wychodząc, żegnają ją jeszcze słowami: - pamiętaj, nie dotykaj kuchenki,- nie otwieraj okna i nie siadaj na parapecie, - gdy ktoś zapuka do drzwi - udawaj, że Cię nie ma, itd... W ten sposób zamiast chronić - kuszą "zło" i dają "instrukcje" jak wypełnić czas...


Scharakteryzowałeś Marysię i Ivę, a jak scharakteryzowałbyś Ann? (cały czas nie mogę się nadziwić, że Twoi terapeuci nie zwrócili uwagi na tę wyjątkową Postać).

Czy podejmując decyzję o poślubieniu Marysi i Ivy brałeś pod uwagę czyjekolwiek zdanie? Czy ktoś towarzyszył Ci w rozważaniu nad Twoimi życiowymi planami? Ktokolwiek zaufany wiedział o tym, do czego się przymierzasz?

Jeśli moje pytania wydadzą Ci się zbyt natrętne lub drażliwe, pomiń je, proszę, z życzliwością.
Dziękuję!

PS Nie jestem żadnym z "pytalskich" znaków zodiaku, więc nie będę naciskać ;-)
https://youtu.be/P9sgupF6BwY

Odpowiem na wszystkie pytania, ale poproszę o czas. Zacząłem zapisywać numery postów i w notatkach mam jeszcze załegły #483.  Chciałbym jednak odpowiedzieć bardziej obszernie.
A na dobranoc 13 kawałków bardzo dobrego starego polskiego rocka:
https://www.youtube.com/watch?v=aIix585OBOc&list=PLgIqu0fgAH7maUwkFZq7AXoPjYxSNimCy

564 Ostatnio edytowany przez starr (2015-04-09 01:49:43)

Odp: Moje zdrady (Netkafejka)
luc napisał/a:
starr napisał/a:
luc napisał/a:

Masz na myśli rozmiar czy magię?

Mam na myśli przekaz energetyczny muzyki smile

Moje pytanie dotyczyło kotów wink
Wolę Bułhakowa od Nergala.

[joke] fascynują mnie koty prezesa... [/joke]
Kot bułhakowa jest niezwykle barwną postacią.
Kot Nergala nie wie, że stale jego życie wisi na włołsku... Dobrze, że koty maja siedem żyć smile

565 Ostatnio edytowany przez aurora borealis (2015-04-09 02:14:15)

Odp: Moje zdrady (Netkafejka)

Zlituję się... smile

Ufff! ;-)))

Poproszę o zdjęcia tych Bestii ;-)

Ja również pisałam o futrzakach...

Tak jak napisałem wcześniej, muzyka jest dla ukojenia duszy i słucham tego, czego ona w danym momencie potrzebuje. W moim wypadku, był czas, ze tylko ona pozwoliła na to, że się nie rozsypałem całkowicie.

Wszystko rozumiem, ale u Ciebie to jest 25 oktaw!!! ;-)

To sobie wygooglałem, że to wybijanie rytmu obcasami. A sam taniec ma jakąś nazwę? Flamenco mi się pojawiało przy tym haśle....

Bingo! Tu miałeś przykład mistrzowskiego taconeo i braceo (ruch ramion). Zwykle jest jeszcze porywające palmeo (wyklaskiwanie rytmu). Jednak sama muzyka, taniec i śpiew flamenco mają bardzo wiele odmian.

I jak przypuszczam są to doskonali fachowcy, tak że stopy tancerek po latach występów nie wyglądają jak stopy baletnic...

Ta pani nadal tańczy ;-) Zdaje się, że ortopeda powiedziałby, że właśnie takie buty na stabilnym słupku do wysokości max. 5 cm są dla kobiet najodpowiedniejsze.
Tyle, że ja ani na tańcu flamenco, ani na ortopedii się nie znam, jedynie podziwiam obie dziedziny ;-)

smile to prawda, lobię tańczyć, ale tak chyba bym nie umiał... Postaram się rano poćwiczyć... smile

Sprawdzę to. Obiecuję! ;-)

A ponieważ pisałeś o "ratowaniu się" muzyką, chcę Ci przedstawić moich osobistych wyzwolicieli z 1992 roku, kiedy pierwszy raz "umarłam" z powodu "wielkiej miłości".

Razem z nimi wykrzyczałam tę miłość. Bez wytchnienia. Non stop. Oni i tylko Oni. W trudniejszych momentach towarzyszą mi do dziś... https://youtu.be/6wMMcCkRAsk . Sorry za brutalne sceny - trzeba było romatyczność pierwszej big love (podobnej do Twojej z Ann) wyrąbać siekierą heavy metal. To był jedyny sposób, abym bezkarnie mogła być "bestią" ;-)

566

Odp: Moje zdrady (Netkafejka)
aurora borealis napisał/a:

Razem z nimi wykrzyczałam tę miłość.
trzeba było romatyczność pierwszej big love (podobnej do Twojej z Ann) wyrąbać siekierą heavy metal. To był jedyny sposób, abym bezkarnie mogła być "bestią" ;-)

Pomogło?
Od razu skojarzyło mi się z "Wojną państwa Rose".

567 Ostatnio edytowany przez aurora borealis (2015-04-09 02:53:54)

Odp: Moje zdrady (Netkafejka)
aurora borealis napisał/a:

Razem z nimi wykrzyczałam tę miłość.
trzeba było romatyczność pierwszej big love (podobnej do Twojej z Ann) wyrąbać siekierą heavy metal. To był jedyny sposób, abym bezkarnie mogła być "bestią" ;-)

luc napisał/a:

Pomogło?

Jakoś poszło, choć "złamania" i "siniaki" długo jeszcze leczyłam, a potem popełniłam ten sam błąd, co Starr z Marysią...

luc napisał/a:

Od razu skojarzyło mi się z "Wojną państwa Rose".

"Państwem" jeszcze nie byliśmy, choć data ślubu już była wyznaczona... Big love nigdy nie podniósł na mnie ręki. Ani ja na niego, więc wojen nie było, no, chyba, że w zabawie :-)

Potem, w życiu było już trochę gorzej... Zdarzało mi się oberwać...

---
Moja big love odszukała mnie po ponad 20 latach, aby powiedzieć mi: https://youtu.be/kjRo_CHSdt0
i wkręcić nowe żarówki ;-)))

568

Odp: Moje zdrady (Netkafejka)
aurora borealis napisał/a:

Jakoś poszło, choć "złamania" i "siniaki" długo jeszcze leczyłam, a potem popełniłam ten sam błąd, co Starr z Marysią...

Potem, w życiu było już trochę gorzej... Zdarzało mi się oberwać...

Tak Was czytam i wracam do swoich niepowodzeń na rzeczonym polu.
Chyba nie były zbyt dotkliwe, bo czas lizania ran był zwykle bardzo krótki. Może we wczesnych latach przeżywamy to gwałtowniej, ale też szybciej się otrząsamy?
A może czas już zatarł, bo minęło tyle lat....

569 Ostatnio edytowany przez annaJo (2015-04-09 22:19:27)

Odp: Moje zdrady (Netkafejka)

Witam wszystkie nocne marki
Już od jakiegoś czasu próbuję Wam dorównać czasowo ale wymiękam, wczoraj już o 22.

Na mojej warszawskiej M?leśnej wsi cisza usypia wieczorem, ale za to ptaki rankiem budzą. Wyszłam dziś z wilczycą na poranny spacer, za nami smętnie snuły się nasze dwa koty, a wkoło wiosną pachniało, oj jak pięknie.

Auroro przypomnij swoim koleżankom, że na Saskiej Kępie na ul. Czeskiej (albo na Berezyńskiej) są najpiękniejsze magnolie w Warszawie?już za kilka dni zakwitną.

Starr Ty stawiasz tak wysoko poprzeczkę, że nie przeskoczę, choć teoretycznie parametry wszystkie spełniam. Będę po cichutku z kącika obserwowała Twoją drogę do szczęścia, bo mam nadzieję, że nam o tym opowiesz. Trzymam kciuki????
Jak ja żałuję, że w złości wypisywałam żale nt. niemożności znalezienia partnera 50+. Aż mi teraz wstyd, bo przecież Ciebie właściwie do tego samego worka wrzuciłam smile

A tak naprawdę, to moim życiem damsko-męskim, zapewne jak większości po traumie, strach rządzi. Nieważne, że to co było już przepracowałam i nawet śmieję się już z tego, złoszczę się na samą siebie za ten strach. A przecież ja dobrze wiem, ze strach ma wielkie oczy.?tylko co z tego, bo ja zamiast jak kozica skakać po pagórkach ze szczęścia, rakiem się wycofuję ze strachu. I czy tak już zawsze będzie ze mną? Jak Wy sobie ze strachem daliście radę?

A w skrócie to jest tak: https://www.youtube.com/watch?v=IJmg5_ROsJE

570

Odp: Moje zdrady (Netkafejka)
annaJo napisał/a:

A tak naprawdę, to moim życiem damsko-męskim, zapewne jak większości po traumie, strach rządzi. Nieważne, że to co było już przepracowałam i nawet śmieję się już z tego, złoszczę się na samą siebie za ten strach. A przecież ja dobrze wiem, ze strach ma wielkie oczy.?tylko co z tego, bo ja zamiast jak kozica skakać po pagórkach ze szczęścia, rakiem się wycofuję ze strachu. I czy tak już zawsze będzie ze mną? Jak Wy sobie ze strachem daliście radę?

U mnie ten strach wynikał, co prawda z innego powodu, ale przybierał chyba podobną formę.
Bałem się angażować emocjonalnie w związki z innymi kobietami. Moja żona była moją pierwszą miłością, miałem małe doświadczenie, mimo kilkunastu lat małżeństwa, a poza tym zdawałem sobie sprawę, że pamięć o żonie i pięknych latach z nią będzie przeszkadzać i po prostu będę krzywdził (co z tego, że niezamierzenie?) niewinne kobiety. I nie pomyliłem się. Rwałem relacje, gdy się angażowały i tak przez pięć lat.
Zdecydowałem się w końcu związać z kobietą, która swoje przeżyła w nieudanym małżeństwie. Była kilka lat po rozwodzie. To był jakby układ bliskich sobie ludzi, chyba oparty na braku wielkich oczekiwań względem siebie. Ja dałem jej poczucie bezpieczeństwa, a ona między innymi, pomoc w opiece nad dziećmi. Ale niepostrzeżenie zakochaliśmy się w sobie i tak żyjemy razem 16 lat.

571

Odp: Moje zdrady (Netkafejka)

Pa...  yyy znaczy się Starr, czy jak się wątek przepoczwarzy w jakąś kafejkę ze stolikami, witrażami, świecami w kwiatowych filiżankach i herbatami w wielgachnych kubkach, to czy wtedy można będzie też tam wejść, czy trzeba będzie znać jakieś tajne przejście? I czy zniknie całą treść dotychczasowa, czy zostaną literki wszystkie tak jak stoją na tych stronach piętnastu?
uff jaki długi mój post... a chciałam tylko kuknąć jednym okiem na sekundkę...

572

Odp: Moje zdrady (Netkafejka)
O'kruszynka napisał/a:

Pa...  yyy znaczy się Starr, czy jak się wątek przepoczwarzy w jakąś kafejkę ze stolikami, witrażami, świecami w kwiatowych filiżankach i herbatami w wielgachnych kubkach, to czy wtedy można będzie też tam wejść,

Na razie jeszcze czekam na reakcje Admiralicji... a ona milczy. Mam nadzieję, że z dostępem nic się nie zmieni.

O'kruszynka napisał/a:

czy trzeba będzie znać jakieś tajne przejście? I czy zniknie całą treść dotychczasowa, czy zostaną literki wszystkie tak jak stoją na tych stronach piętnastu?

Nie planowałem zrobienia z tego zahasłowanego bloga. Powinno zostać wszystko tak jak dotychczas. Jakby zniknęło, to mam kopię stron smile Wtedy znajdę sposób na odtworzenie i powiadomienie wszystkich.

O'kruszynka napisał/a:

uff jaki długi mój post... a chciałam tylko kuknąć jednym okiem na sekundkę...

Lubie Twoje, O'kruszynko, długie posty... smile

573 Ostatnio edytowany przez starr (2015-04-09 23:59:05)

Odp: Moje zdrady (Netkafejka)
annaJo napisał/a:

Witam wszystkie nocne marki
/.../
Starr Ty stawiasz tak wysoko poprzeczkę, że nie przeskoczę, choć teoretycznie parametry wszystkie spełniam. Będę po cichutku z kącika obserwowała Twoją drogę do szczęścia, bo mam nadzieję, że nam o tym opowiesz. Trzymam kciuki????
Jak ja żałuję, że w złości wypisywałam żale nt. niemożności znalezienia partnera 50+. Aż mi teraz wstyd, bo przecież Ciebie właściwie do tego samego worka wrzuciłam smile

No dobrze, załóżmy, że postawiłem wysoko poprzeczkę... Ale Twój target był? - pozwoliłem sobie skopiować z Twojego wątku:

/.../ale chciałabym być w związku z mężczyzną, gdzie oprócz seksu byłaby miłość, szacunek, zaufanie, partnerstwo, troska, wspólne spędzanie czasu, ale i miejsce na indywidualność każdego z nas.  Nie chcę znów dogadzać, siedzieć w domu przed tv, milczeć, bo brakuje tematów do rozmowy, nie chcę przemocy, patologii. Nie chcę (i nie mogę) utrzymywać mężczyzny, nie potrzebuje żeby ktoś mnie utrzymywał.

a ja napisałem:

to plus  pięć, sześć lat i na minus nie więcej jak siedem... Na pewno kobieta mająca doświadczenie w byciu w związku i nie mająca oporów w mówieniu o przeszłości. Jeśli mam okazję, słucham co dana osoba ma do powiedzenia, czy koncentruje wie wyłącznie na sobie, na ile ważna jest dla niej rodzina, jakie ma zainteresowania. Oceniam jej stopień wrażliwości na ludzi i zwierzęta. No i ważne jest, czy potrafi samodzielnie podejmować ważne dla siebie decyzje, czy przed podjęciem konsultuje je i z kim.

czyli, niewiele je rożni, czyż nie? smile Po prostu oboje oczekujemy partnera odmiennych cechach, do poprzedniego...

annaJo napisał/a:

A tak naprawdę, to moim życiem damsko-męskim, zapewne jak większości po traumie, strach rządzi. Nieważne, że to co było już przepracowałam i nawet śmieję się już z tego, złoszczę się na samą siebie za ten strach. A przecież ja dobrze wiem, ze strach ma wielkie oczy.?tylko co z tego, bo ja zamiast jak kozica skakać po pagórkach ze szczęścia, rakiem się wycofuję ze strachu. I czy tak już zawsze będzie ze mną? Jak Wy sobie ze strachem daliście radę?
A w skrócie to jest tak: https://www.youtube.com/watch?v=IJmg5_ROsJE

To może nie nazywa się strach, tylko życiowe doświadczenie smile Przecież to normalne, że po złych doświadczeniach chce się ich ponowne prawdopodobieństwo wstąpienia, zminimalizować.
Ilustracja: https://www.youtube.com/watch?v=lcs2iVbNcMc

574

Odp: Moje zdrady (Netkafejka)
starr napisał/a:

No dobrze, załóżmy, że postawiłem wysoko poprzeczkę...

Postawiłeś wysoko, a ja (zawsze czytając coś wczuwam się w rolę, któregoś z bohaterów), poczułam się chwilowo "niegodna".
Poszłam spać z poezją Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej do poduchy, a w tle cichutko Ewa Demarczyk śpiewała.
A może ja za dużo słucham poezji śpiewanej i lirycznych piosenek? Może słuchanie mocnych dźwięków wzmacnia? Muszę to sprawdzić smile

czyli, niewiele je rożni, czyż nie? smile Po prostu oboje oczekujemy partnera odmiennych cechach, do poprzedniego...

Ja zwykle masz rację.
Chyba sobie na czole wytatuuję "chciałabym być w związku z mężczyzną, gdzie oprócz seksu byłaby miłość, szacunek, zaufanie, partnerstwo, troska, wspólne spędzanie czasu, ale i miejsce na indywidualność każdego z nas. Nie szukam ideału, bo sama idealna nie jestem."

To może nie nazywa się strach, tylko życiowe doświadczenie smile Przecież to normalne, że po złych doświadczeniach chce się ich ponowne prawdopodobieństwo wstąpienia, zminimalizować.
Ilustracja: https://www.youtube.com/watch?v=lcs2iVbNcMc

Wierz mi to jest strach, ale walczę z nim, bo waleczna jestem. Z doświadczeń wnioski wyciągnęłam, empirycznie aż takiej okazji sprawdzić nie miałam, ale przecież wciąż na to mam szansę.

575 Ostatnio edytowany przez aurora borealis (2015-04-10 23:47:12)

Odp: Moje zdrady (Netkafejka)
luc napisał/a:

Tak Was czytam i wracam do swoich niepowodzeń na rzeczonym polu.
Chyba nie były zbyt dotkliwe, bo czas lizania ran był zwykle bardzo krótki. Może we wczesnych latach przeżywamy to gwałtowniej, ale też szybciej się otrząsamy?
A może czas już zatarł, bo minęło tyle lat....

Boa noite, senhora Luc,

Ciekawe, czy to kwestia doświadczeń? Szczęścia w spotkaniu tej osoby, której pojawienie się w naszym życiu jest równoznaczne z ukojeniem wszelkiego wcześniejszego niespełnienia? Typem wrażliwości i umiejętnością wychodzenia z podniesionym czołem z trudnych życiowych sytuacji? Tym, że się mieszka w królewskim Krakowie, choć przecież, ?dla serca nieszczególne tu powietrze? ;-)))?

Ze mną jest tak, że im jestem starsza, tym dłużej i boleśniej przechodzę ? kwarantannę? po miłości, która trafiła pod zły adres?

576

Odp: Moje zdrady (Netkafejka)
aurora borealis napisał/a:

Przyszłość, Excop,

Napisaliście dzisiaj tak piękne posty, że rozpływam się smakując każde z Waszych słów.
Odpowiem niebawem, gdy tylko nad nimi sobie podumam...

Lecz dziś, dla każdego z Was mam dedykację
- z całą moją do Was sympatią:

Przyszłość:

"To, czego człowiek nie wie
Lub nie rozważa,
Wędruje nocą
Przez labirynt serca.

Johann Wolfgang von Goethe

Excop:

Dla Ciebie, Immanuel Kant, który z pewnością, najserdeczniej pragnąłby uścisnąć Twą dłoń:

" W rzeczywistości, gdy wypełnimy swój umysł takimi i poprzednimi refleksjami, wówczas widok rozgwieżdżonego nieba w pogodną noc stanowi pewien rodzaj przyjemności, której doznają tylko szlachetne dusze.
Wobec powszechnego spokoju natury i bezczynności zmysłów ukryte zdolności poznawcze nieśmiertelnego ducha przemawiają w niedający się nazwać sposób i rodzą się nie do końca ukształtowane wyobrażenia, które można wprawdzie odczuwać, ale nie sposób ich opisać."

Odnoszę wrażenie, Auroro, że właśnie te cytaty, choć tak różne w formie, użyte zostały przez Ciebie nieprzypadkowo.
Poetycki przekaz Goethego oraz wysublimowana forma Kanta oddają,  zgodnie z Twoją intencją, co do tego nie mam żadnych wątpliwości, ten sam stan nieopisanego "nienazwanego", które przenika nas nieuchwytnie, poza naszą percepcją, a jednak... Jedni chcą nazywać to duszą, inni nieodkrytymi dotąd funkcjami mózgu. Jeszcze inni powiedzieliby, że to rodzaj deja vu.

Wielkie wrażenie wywarła na mnie powieść s/f Siergieja Sniegowa, "Dalekie szlaki". Można powiedzieć, że to od niej, ponad 40 lat temu rozpoczęła się moja fascynacja Kosmosem i jego tajemnicami.
W dobrym tonie należałoby  powiedzieć, że to zasługa Lema, ale nie.
Czytając, odlatywałem wyobraźnią w nadprzestrzeń wraz z Elim powierzonym mu krążownikiem międzygalaktycznym ku Zływrogom i Aniołom, by zakończyć gigantyczną wojnę.
Wiem, że to dziwne, ale "widziałem" anihilację niezamieszkanych księżyców, zanim dopadłem encyklopedii, by dowiedzieć się, czym jest to zjawisko. Okazało się, że sugestywny opis "ukierunkował" w jakiś sposób moje myśli tak, że definicja niemal dokładnie odpowiadała mojemu wyobrażeniu.
Czy więc wyobraźnia może być częścią tego "nienazwanego"?

Dziękuję, Auroro, za te piękne myśli.????

577 Ostatnio edytowany przez aurora borealis (2015-04-10 22:57:49)

Odp: Moje zdrady (Netkafejka)
annaJo napisał/a:

Witam wszystkie nocne marki
Już od jakiegoś czasu próbuję Wam dorównać czasowo ale wymiękam, wczoraj już o 22.

Na mojej warszawskiej M?leśnej wsi cisza usypia wieczorem, ale za to ptaki rankiem budzą. Wyszłam dziś z wilczycą na poranny spacer, za nami smętnie snuły się nasze dwa koty, a wkoło wiosną pachniało, oj jak pięknie.

Auroro przypomnij swoim koleżankom, że na Saskiej Kępie na ul. Czeskiej (albo na Berezyńskiej) są najpiękniejsze magnolie w Warszawie?już za kilka dni zakwitną.

Ach, Wiosenna AnnoJo!

Ja jestem ?pies? na magnolie!;-))) Przyznaję, że ?tropię? je po mojej stronie Wisły.
Przez całe lata zaś, po Waszej stronie, jeździłam podziwiać kwitnące migdałowce przy Lotaryńskiej. Bajka!

Starr mógłby w takim razie wypuścić swoje Behemoty, aby obsiadły magnolie Saskiej Kępy... Stałoby się to z podwójną korzyścią, i dla Behemotów i dla koleżanek? ;-) Ja po Twojej rekomendacji z pewnością przeprawię się przez rzekę ;-)

[...]

annaJo napisał/a:

A tak naprawdę, to moim życiem damsko-męskim, zapewne jak większości po traumie, strach rządzi. Nieważne, że to co było już przepracowałam i nawet śmieję się już z tego, złoszczę się na samą siebie za ten strach. A przecież ja dobrze wiem, ze strach ma wielkie oczy.?tylko co z tego, bo ja zamiast jak kozica skakać po pagórkach ze szczęścia, rakiem się wycofuję ze strachu. I czy tak już zawsze będzie ze mną? Jak Wy sobie ze strachem daliście radę?

A w skrócie to jest tak: https://www.youtube.com/watch?v=IJmg5_ROsJE

Czytając historie opisywane na tym Forum wydawało mi się, że zdrada jest tym najgorszym, co może człowieka spotkać w relacji z inną osobą. Jednak poznając fragmenty z życia Starr?a czy Excop'a, wiem, że istnieje coś jeszcze straszniejszego z czym musieli się uporać ? śmierć ukochanej Osoby? Dzięki Nim, staram się korygować ?błąd paralaksy?, którą cechowało dotychczas moje spojrzenie? 

Jeśli chodzi o mnie, to z całą pewnością uczucie strachu nie jest tym, które dominuje, jeśli myślę o nawiązaniu nowych, głębokich relacji. W ogóle rzadko doświadczam tego stanu.

To, co mnie w tym momencie, w którym obecnie się znajduję zastanawia, to to, czy w ogóle jest mi pisana normalna i trwała relacja z innym człowiekiem. Po życiowych ?bęckach?, po długim czasie samotności, oswojeniu się z nią, nabyciem umiejętności całkiem niezłego funkcjonowania, pomimo braku ukochanego mężczyzny, a przy moim bardzo pozytywnym nastawieniu do świata, powinnam w sumie już sobie ?darować? wszelkie porywy serca?

A jednak?

Kiedy już tak w myślach ucieknę od codziennych obowiązków zawodowych, domowych, rodzinnych i tak sobie usiądę, podeprę głowę dłońmi i podumam nad własnym żywotem, to nierzadko towarzyszy mi uczucie niekompletności, niemożności zrealizowania prawdziwie kobiecej życiowej misji, podzielenia się tym, czego ciągle jeszcze wiele mam w swoim wnętrzu i co się we mnie nie mieści :- )? W sumie przecież już tyle człowiek przeżył, tyle doświadczył, tyle przecierpiał, otrzepał się z kurzu porażek, staje na nogi? Jednak smak życia dzielonego z kimś jeszcze, wydaje mi się dużo bardziej wyrazisty, sensowny, odkrywczy, niż bezpieczna, stabilna emocjonalnie ?pojedynczość??

I w takim znaczeniu ryzyko "powtórki z rozrywki" i świadomość, że znowu mogę znaleźć się na dnie, jakoś mnie nie przeraża.

A jak będzie?...

Zobaczymy ;-)...

578

Odp: Moje zdrady (Netkafejka)

Śmierć ukochanej osoby jest traumatycznym przeżyciem. Jeżeli nie jest ona świadomym wyborem umierającego, po okresie żałoby pozwala wrócić do normalnego życia.
Zdrada natomiast powoduje trwałą utratę zaufania i problemy w relacjach z ludźmi.
To tylko moja refleksja wynikająca z doświadczeń własnych i obserwacji.
Pozdrawiam.

579

Odp: Moje zdrady (Netkafejka)
amarek napisał/a:

Śmierć ukochanej osoby jest traumatycznym przeżyciem. Jeżeli nie jest ona świadomym wyborem umierającego, po okresie żałoby pozwala wrócić do normalnego życia.
Zdrada natomiast powoduje trwałą utratę zaufania i problemy w relacjach z ludźmi.
To tylko moja refleksja wynikająca z doświadczeń własnych i obserwacji.
Pozdrawiam.

Zależy, Amarku, co masz na myśli pisząc "pozwala wrócić do normalnego życia". Ja powiedziałbym "zmusza do powrotu do życia". Przede wszystkim dla dzieci. O ile osiągniecie  "normalności",  w rozumieniu codziennego  funkcjonowania może i nie jest szczególnym wyzwaniem, to ta śmierć latami rzutuje na jakość życia osamotnionej osoby.

580

Odp: Moje zdrady (Netkafejka)
aurora borealis napisał/a:

Czytając historie opisywane na tym Forum wydawało mi się, że zdrada jest tym najgorszym, co może człowieka spotkać w relacji z inną osobą. Jednak poznając fragmenty z życia Starr?a czy Excop'a, wiem, że istnieje coś jeszcze straszniejszego z czym musieli się uporać ? śmierć ukochanej Osoby? Dzięki Nim, staram się korygować ?błąd paralaksy?, którą cechowało dotychczas moje spojrzenie? 

Jeśli chodzi o mnie, to z całą pewnością uczucie strachu nie jest tym, które dominuje, jeśli myślę o nawiązaniu nowych, głębokich relacji. W ogóle rzadko doświadczam tego stanu.

To, co mnie w tym momencie, w którym obecnie się znajduję zastanawia, to to, czy w ogóle jest mi pisana normalna i trwała relacja z innym człowiekiem. Po życiowych ?bęckach?, po długim czasie samotności, oswojeniu się z nią, nabyciem umiejętności całkiem niezłego funkcjonowania, pomimo braku ukochanego mężczyzny, a przy moim bardzo pozytywnym nastawieniu do świata, powinnam w sumie już sobie ?darować? wszelkie porywy serca?

A jednak?

Kiedy już tak w myślach ucieknę od codziennych obowiązków zawodowych, domowych, rodzinnych i tak sobie usiądę, podeprę głowę dłońmi i podumam nad własnym żywotem, to nierzadko towarzyszy mi uczucie niekompletności, niemożności zrealizowania prawdziwie kobiecej życiowej misji, podzielenia się tym, czego ciągle jeszcze wiele mam w swoim wnętrzu i co się we mnie nie mieści :- )? W sumie przecież już tyle człowiek przeżył, tyle doświadczył, tyle przecierpiał, otrzepał się z kurzu porażek, staje na nogi? Jednak smak życia dzielonego z kimś jeszcze, wydaje mi się dużo bardziej wyrazisty, sensowny, odkrywczy, niż bezpieczna, stabilna emocjonalnie ?pojedynczość??

I w takim znaczeniu ryzyko "powtórki z rozrywki" i świadomość, że znowu mogę znaleźć się na dnie, jakoś mnie nie przeraża.

A jak będzie?...

Zobaczymy ;-)...

Auroro, mój strach nie paliżuje mi życia, doświadczenia dały mi siłe i mądrość więc nie boję się ryzyka. Z wiekiem nawet coraz odważniejsza jestem, a odwagi nigdy mi nie brakowało, prosze nie mylić z ryzykanctwem. Może na bungi to nigdy nie skoczę, ale spadochron zawsze budził moje przerażenie, a teraz...czemu nie? Strachu jestem świadoma, i to aż tyle, albo tylko tyle. Chyba największy mój strach to że pokocham całym sercem i ta moja miłość zostanie odrzucona.
Ja z moich przeżyć wyszłam silniejsza i mądrzejsza, jak każdy. Musiałam "dać radę", ale wolałabym trud życia z kimś dzielić. Ja też czuję się niekompletna smile

Po każdej stracie jest żałoba. Po śmierci kogoś bliskiego żałoba jest "czysta". Po rozstaniu z kimś kto zdradził, upokorzył, oszukał żałoba jest "brudna" i dużo dłużej trwa, czasami przez całe życie. Starr miał te dwie żałoby razem i chyba trudno nam tu wszystkim wyobrazic sobie jego cierpienie.

Pisałam kiedyś o moich ogrodach......
Mieliśmy po 18 lat, chodziliśmy razem do klasy, wolne chwile spędzliśmy na spacerach w Łazienkach: on z roześmianymi na mój widok oczami introwertyk z aparatem fotograficznym, ja wesoła ekstrawertyczka. Prawie codziennie robił mi nowe zdjęcie, na każdym zdjęciu jestem z kwiatem, bo lubił mi je kupować, a tego koloru róż nigdy potem nie potrafiłam znaleźć. Sam je wywoływał w formacie A4, wciąż mam ich całą kolekcję, a na każdym kolejnym zdjęciu moje oczy są coraz bardziej rozświetlone.
W wakacje w kilka osób pojechaliśmy do domku nad jeziorem. Pierwszy wieczór spędziliśmy z gitarą, spiewając przy ognisku. Rano obudziły nas słowiki, on poistanowił popływac, ja siedziałam nad brzegiem zapatrzona w cuda natury i niego. I nagle...zniknął mi z oczu.
Minęło już wiele lat, w sercu i pamięci pozostała słodycz. Nie wiem czy był miłością mojego życia..........może

Inny mój ogród to ten wkoło domu. Kiedyś każda roślina w moich rękach usychała, a ex drwił ze mnie. Ale jak wybudowałam dom (rodzinny) zajęłam się ogrodem i po raz pierwszy rośliny zaczęły piąć się ku niebu i rozkwitać,  jak mój ogród przeżył pierwsze cztery pory roku, przygotował się do zimy i już nie było z czego drwić, moje małżenstwo skończyło się, skończyło się zdradą.
To było ponad 7 lat temu, żałoba się skończyła. Ale...no właśnie..........mimo ciężkiej mojej pracy nad sobą coś jeszcze zostało. Może to niesmak, może żalu trochę.

Strach jest konsekwencją przeżyć. Ja swojego jestem świadoma, ale mój strach mnie nie ogranicza. Będę szukała, próbowała i wierzyła w kolejną miłość i też nie boję się "powtórki z rozrywki"

581 Ostatnio edytowany przez aurora borealis (2015-04-12 01:33:22)

Odp: Moje zdrady (Netkafejka)
Excop napisał/a:

"Wiem, że nic nie wiem" Sokratesa jest dla mnie swoistym mottem, w którym zawieram negację dla wszelkiego rodzaju dogmatyzmów z jednej strony oraz przekonania o niegraniczonych możliwościach pojmowania, które sugeruje nadejście chwili, gdy doznamy "objawienia natury Wszechrzeczy", z drugiej.
Gdy czytam Hawkinga lub słucham jego wykładów dla "prostaczków" doznaję niekiedy wrażenia, że przemawia do mnie czysty umysł czerpiący energię do formułowania fascynujących teorii kosmologicznych kosztem zanikającego ciała. Myślę, że uczony nieraz zastanawiał się nad własnym geniuszem, że prowadzi go do konfrontacji z Bytem Absolutnym, który w jego świecie przecież nie istnieje. Nie siedzę w jego głowie, to tylko moje przemyślenia wynikające między innymi, z lektury Tomasza z Akwinu i Immanuela Kanta. Niewiele z niej zrozumiałem, choć usilnie się starałem, ale Hawking z pewnością rozumie obu doskonale. I choć chciałbym, by wyjaśnił mi czym była nicość sprzed Wielkiego Wybuchu lub czym jest to "nic" na zewnątrz (?) Wszechświata, myślę że i on tego nie zrobi.

I dobrze, bo jak już wcześniej pisałem innymi słowy, zrozumieć niepojęte znaczyłoby zwariować. A że to moje "niepojęte" w porównaniu z "niepojętym" Hawkinga, Kanta, czy św. Tomasza to ledwie bułka z masłem, nie ma według mnie żadnego znaczenia.

Excop,

Ty jesteś wielowymiarowy! ;-))) Odniesienia do zagadnień filozoficznych, do początków człowieczej linii życia, do zagadek wszechświata, które czynisz, opisując ODCZUWANE lecz NIENAZWANE, są bardzo plastyczne i pozwalają choć przez chwilę kroczyć tropem Twoich myśli. Czy w ogóle można znaleźć lepsze reprezentacje tego typu zagadnień niż te, które wymieniłeś? Nie sądzę?
No i ten podany przez Ciebie przykład Hawkinga, który swoim umysłem najpewniej przyczynia się do ?rozszerzania? wszechświata, kosztem coraz bardziej skarlałej, schorowanej cielesności, dając nam ludziom dowód swej potęgi, swego geniuszu, a jednocześnie znacząco przesuwając granice możliwości ludzkiego intelektu.
Jestem przekonana, że Hawking nie tylko rozumie idee prekursorów kosmologii, ale że jego myśli stale poruszają się po ekliptykach wszechrzeczy, nadając im wciąż nowe znaczenie. Ciekawe jest to, gdzie w jego przebogatej umysłowości znajduje się punkt styczny fizyki teoretycznej z Absolutem. W tym miejscu przypomina mi się podtytuł jednej z książek: ? Jeśli wszechświat jest odpowiedzią, to jak brzmi pytanie?? :-)

Excop napisał/a:

Odnoszę wrażenie, Auroro, że właśnie te cytaty, choć tak różne w formie, użyte zostały przez Ciebie nieprzypadkowo.
Poetycki przekaz Goethego oraz wysublimowana forma Kanta oddają,  zgodnie z Twoją intencją, co do tego nie mam żadnych wątpliwości, ten sam stan nieopisanego "nienazwanego", które przenika nas nieuchwytnie, poza naszą percepcją, a jednak... Jedni chcą nazywać to duszą, inni nieodkrytymi dotąd funkcjami mózgu. Jeszcze inni powiedzieliby, że to rodzaj deja vu.

Wielkie wrażenie wywarła na mnie powieść s/f Siergieja Sniegowa, "Dalekie szlaki". Można powiedzieć, że to od niej, ponad 40 lat temu rozpoczęła się moja fascynacja Kosmosem i jego tajemnicami.
W dobrym tonie należałoby  powiedzieć, że to zasługa Lema, ale nie.
Czytając, odlatywałem wyobraźnią w nadprzestrzeń wraz z Elim powierzonym mu krążownikiem międzygalaktycznym ku Zływrogom i Aniołom, by zakończyć gigantyczną wojnę.
Wiem, że to dziwne, ale "widziałem" anihilację niezamieszkanych księżyców, zanim dopadłem encyklopedii, by dowiedzieć się, czym jest to zjawisko. Okazało się, że sugestywny opis "ukierunkował" w jakiś sposób moje myśli tak, że definicja niemal dokładnie odpowiadała mojemu wyobrażeniu.

Moja fascynacja kosmosem zaczęła się -  jak kilka innych pasji - od zachwytu. Od doświadczenia absolutnego piękna, harmonii, ładu, którym jest przestrzeń kosmiczna i od uświadomienia sobie doniosłej roli tej wielkiej sieci zależności pomiędzy energią, masą, odległością, grawitacją, czasem, a naszym ziemskim istnieniem. Dopiero później przyszło studiowanie zdjęć galaktyk, mgławic, planet, ich księżyców, wszelakich wymyślnych form w jakich zaklęty jest nasz Wszechświat, szukanie informacji?  I nagle, zupełnie nieoczekiwanie w tym niepojętym bezkresie, gdzieś w maleńkiej cząstce Ramienia Oriona znalazłam także miejsce dla siebie, dla tego kim tak naprawdę jestem ;-)))

Excop napisał/a:

Czy więc wyobraźnia może być częścią tego "nienazwanego"?

Doskonale postawione pytanie!
Skoro wyobraźnia bazując na detalach potrafi połączyć w całość i oddać ideę, tak, jak odnaleziony przez archeologów fragment skorupy antycznego naczynia daje wyobrażenie całej, kompletnej amfory, jest więc wyobraźnia, potężną siłą, która oprócz intuicji może stanowić kolejne narzędzie poznania ?nienazwanego?.
Przeczytam z ciekawością Twoją książkę, Excop, choć przyznaję wolę literaturę popularno-naukową, by odkrywać kosmiczne continuum, niż SF.

A skoro cytaty Ci się spodobały, to mam jeszcze jeden. Może spodoba się i Przyszłości? ;-)

?Znane jest skończone, nieznane nieskończone. Stoimy umysłowo na wysepce pośrodku bezgranicznego oceanu niezrozumiałości. Naszym zadaniem jest osuszanie w każdym pokoleniu kolejnych skrawków lądu.?
Thomas Huxley

https://youtu.be/veR4e8VIJBg

582 Ostatnio edytowany przez aurora borealis (2015-04-12 01:01:11)

Odp: Moje zdrady (Netkafejka)
Przyszłość napisał/a:

Aurora,
Hmmm...to ciekawe, że wspominasz o Animusie teraz, gdy ja właśnie odkopałam sobie jego słowa o tym, jak wirtualność pozwala powrócić do bardzo starej metody uczenia się przez spór, dialog, rozmowę, dyskusję.
Niewątpliwie teraz uskuteczniamy tę metodę :-))

Nie masz wrażenia, że przy odpowiednich zasobach czasu i dostatecznej motywacji mogłabyś się nauczyć dosłownie "wszystkiego"?
Ludzki intelekt ma bezdenne możliwości. Problem pojawi się dopiero wówczas, gdy wiedzę a priori pragniemy lub potrzebujemy zweryfikować, potwierdzić, nadać jej charakter a posteriori. Wtedy czasami nasze władze poznawcze "napotykają na opór" i albo w tym miejscu zatrzymujemy się i mówimy "nie wiem, nie pojmuję, nie bardzo rozumiem, lecz akceptuję taki stan rzeczy, (bo)...", albo poszukujemy uparcie odpowiedzi, czasami błądząc po omacku, czasami tworząc od podstaw intuicyjnie "własną teorię", czasami mieszając momenty zrozumienia z momentami zwątpienia. A czasami do myślenia intuicyjnego dołączamy myślenie dyskursywne, szukając może inspiracji, może błysku, a może gotowych odpowiedzi (całe morze "może" w kilku zdaniach ;-))

Przyszłość,

Moje zainteresowania oscylują wokół zagadnień, których najtęższe umysły nie potrafią opisać i wytłumaczyć. Stąd brak u mnie tak nabożnego stosunku do wiedzy i przekonania, że ludzki umysł jest w stanie ogarnąć "wszystko"- jak piszesz, byleby tylko miał ku temu sposobność i czas. Nie mam takich zdolności, by wiele rozumieć, trudzę się często nad pojęciem prostych spraw. Muszę kilka razy coś przeczytać, aby w ogóle wyłapać ogólną ideę. Gubię się, błądzę, nie znajdując odpowiedzi. Świetnie to nazwałaś - to "opór" zarówno mych możliwości intelektualnych jak i woli oraz motywacji, które napotykając na przeszkodę - poddają się.

Przyszłość napisał/a:

Jakkolwiek byśmy się ustosunkowali lub nie do różnorakich możliwości oraz do przyjmowanych przez poszczególne osoby postaw, zastosowanych metod, wzorców i autorytetów, to i tak każdy z nas szuka własnej drogi dochodzenia do PRAWDY, SENSU, ŹRÓDŁA. Nie ma lepszych ani gorszych, dróg - są po prostu inne.

Rzeczywiście trudno to wartościować.
Niektórzy wolą autostrady inni leśne dukty, a jeszcze inni wąską ścieżkę przez miedzę...

Przyszłość napisał/a:

PS: Myślisz o Miriamm? Nie była w dobrej formie ostatnio i trochę się o nią martwię :-((

Może to głupio zabrzmi, ale myślę o kilku Osobach z tego Forum. Za pomyślność niektórych wołam nawet do Najwyższego Gazdy :-))) Noszę gdzieś w sercu te Osoby. Z pewnością należą do nich i Miriamm i Animus i Starr.

Jesteś uważna, Przyszłość. Być może zwróciłaś uwagę na paralelę netowego istnienia Tych Dwojga. Przez cały wątek Miriamm ich wpisy charakteryzuje równoległość, wzajemna zależność.
Gdy Miriamm zaczęła znikać - zniknął też Animus. Ot, takie dwie Dusze korespondujące ze sobą w harmonii. Dwa przenikające się światy...

Myślę o Miriamm - oczywiście i czekam na Jej relację. Znajdując "w zdrowiu" Animusa, ufam w powodzenie Miriamm i w Jej konieczną do dalszego istnienia metamorfozę. Cieszę się, że serdecznie myślisz o Niej i Ty.

583 Ostatnio edytowany przez aurora borealis (2015-04-12 01:20:35)

Odp: Moje zdrady (Netkafejka)
annaJo napisał/a:

[...] doświadczenia dały mi siłe i mądrość więc nie boję się ryzyka.

annaJo napisał/a:

Ja z moich przeżyć wyszłam silniejsza i mądrzejsza, jak każdy.

No niestety nie każdy... :-(
To jest postawa, której powinnam zazdrościć, bo ja sama niczego nie wyniosłam, nie dane mi było poznać prawdziwych przyczyn, niczego nowego się nie nauczyłam i w zasadzie nie wiem, na czym polegał mój błąd, za wyjątkiem jednego razu, kiedy wyszłam za mąż z rozsądku kierując się moimi wyobrażeniami o miłości i przekonaniem, że mam moc budowania uczciwej, trwałej i serdecznej relacji, a okazało się, że jestem beznadziejnym "cieniasem"...


annaJo napisał/a:

Będę szukała, próbowała i wierzyła w kolejną miłość i też nie boję się "powtórki z rozrywki"

Tu też zupełnie odwrotnie niż u mnie ;-). Nigdy nie szukałam miłości, nie czyniłam prób i podejść. Miłość zjawiała się sama.
Moim zdaniem miłości nie można szukać. Można ją jedynie znaleźć. A raczej to ona znajduje nas ;-))) I tak jest dobrze...

584 Ostatnio edytowany przez Excop (2015-04-13 14:28:31)

Odp: Moje zdrady (Netkafejka)

AnnoJo, masz w sobie optymizm i nadzieję z nutką fatalizmu osłaniającego przed zgorzknieniem rozczarowaniami.
Przypominasz sterowiec (nowoczesny, nie wodorowiec  typu "Hindenburg", o nie!:)), który dzięki napędowi zmierza do wyznaczonego rejonu lądowania. Dotychczasowe lądowiska okazały się pozbawione infrastruktury zapewniającej bezpieczne lądowanie. Szuka więc w pobliżu miejsca, w którym może zacumować. Podróż przedłuża się, ale to kwestia czasu.

Ty, Auroro, jeśli trzymamy się aeronautki, przywodzisz na myśl balon poddający się kaprysom wiatru. Kiedy siła nośna uchodzącego helu osłabnie na tyle, że podda się grawitacji?
Nikt tego nie wie, ale w końcu to nastąpi.

Siebie określiłbym jako szybowiec, który wiele lat temu wygrywał wszystkie zawody szybowcowe. Do czasu, gdy piorun uderzył i zniszczył stery wysokości.
Miał już nigdy nie polecieć. Miano go odremontować , by oddać do muzeum aeronautyki.
Ktoś jednak, po kilku latach, przypomniał sobie o nim i postanowił spróbować. Opornie szło, ale skompletowano przyrządy nawigacyjne i sprawdzono stery.
Można było spróbować.
I stał się cud. Poleciał za holującą go maszyną.
Lata do tej pory. Może nie tak wysoko, niekiedy trzeszczą wręgi kadłuba, ale lata.
Tak, jak kiedyś.

Auroro, Twój cytat z Huxley'a to piękna metafora, ale - paradoksalnie (oprócz wzniosłego apelu o zaszczepienie kolejnym pokoleniom głodu wiedzy) zawiera dziwnie niepokojące zestawienie pięknej idei z użyciem przenośni poddającej w wątpliwość zdolność człowieka do właściwego wykorzystania poznanego.
"...Naszym zadaniem jest osuszanie w każdym pokoleniu kolejnych skrawków lądu".
Ingerencja w stosunki wodne spowodowała, m. in. prawdopodobnie nieodwracalne zanikanie Jeziora Aralskiego w Środkowej Azji. W Europie, w tym w Polsce, osuszanie(!) bagien i naturalnych terenów zalewowych oraz regulacja rzek spowodowały obniżenie się wód gruntowych i wzrost prawdopodobieństwa powodzi. O Wielkiej Tamie na Jangcy nie wspomnę.
Zastanawiam się, czy i kiedy przyjdzie dzień, gdy zdobywanie i wykorzystywanie wiedzy w sposób, jak dotychczas, wyprzedzi nasz instynkt samozachowawczy na tyle, że Apokalipsa stanie się samospełniającą się przepowiednią.
O ile nie jesteśmy tego świadkami już teraz.
To właśnie miałem na myśli, mówiąc o memento z lekcji, której udzielił nam homo sapiens neandertalensis.

A swoją drogą, Auroro, masz zadziwiającą zdolność do przyciągania ludzi podobnych Przyszłości, ExtraT i wielu innych, którzy chcą się podzielić swoimi przemyśleniami, których przedmiot pozornie mało ma wspólnego z tzw. "prawdziwym życiem". Ale jakże zajmujące to jest!
Między innymi, dzięki Tobie - poza potrzebą odniesienia się do historii Starr'a, "zacumowałem" w tym wątku.
A właśnie, Starr. Zamilkł ostatnio. Ciekawe, co u niego?

585

Odp: Moje zdrady (Netkafejka)
aurora borealis napisał/a:

Przyszłość,

Moje zainteresowania oscylują wokół zagadnień, których najtęższe umysły nie potrafią opisać i wytłumaczyć. Stąd brak u mnie tak nabożnego stosunku do wiedzy i przekonania, że ludzki umysł jest w stanie ogarnąć "wszystko"- jak piszesz, byleby tylko miał ku temu sposobność i czas. Nie mam takich zdolności, by wiele rozumieć, trudzę się często nad pojęciem prostych spraw. Muszę kilka razy coś przeczytać, aby w ogóle wyłapać ogólną ideę. Gubię się, błądzę, nie znajdując odpowiedzi. Świetnie to nazwałaś - to "opór" zarówno mych możliwości intelektualnych jak i woli oraz motywacji, które napotykając na przeszkodę - poddają się.

Aurora,
Niezmiernie jestem ciekawa wokół jakich tajemniczych zagadnień oscylują Twoje myśli i pragnienie poznania ;-) Może podzielisz się swoimi aktualnymi zainteresowaniami?
To nie jest tak, że mi łatwo przychodzi przyjmowanie cudzego konceptu :-)
Ja też niejednokrotnie mam problem ze zrozumieniem i czuję opór, gdy zagłębiem się w wiedzę, którą ofiarowały światu osoby zupełnie inaczej ten świat postrzegające niż ja sama - chociażby z uwagi na róźnice we wzorcach kulturowych, układach społecznych, religiach itp., w których się wychowaliśmy i którymi nasiąknęliśmy. Ale mając odpowiednią ilość czasu i motywację, podszytą chęcią poznania, często mimo początkowych trudności udaje mi się jednak przebrnąć przez cudzy tok rozumowania i pojąć "co autor miał na myśli". Nie ma w tym żadnego naboźnego stosunku do wiedzy, prędzej ciekawość i głód doświadczeń ;-) Już wspominałam, że to taki mój feler - jak już gdzieś skieruję swoje zainteresowanie, to łatwo nie odpuszczam.

aurora borealis napisał/a:

Może to głupio zabrzmi, ale myślę o kilku Osobach z tego Forum. Za pomyślność niektórych wołam nawet do Najwyższego Gazdy :-))) Noszę gdzieś w sercu te Osoby. Z pewnością należą do nich i Miriamm i Animus i Starr.

Jesteś uważna, Przyszłość. Być może zwróciłaś uwagę na paralelę netowego istnienia Tych Dwojga. Przez cały wątek Miriamm ich wpisy charakteryzuje równoległość, wzajemna zależność.
Gdy Miriamm zaczęła znikać - zniknął też Animus. Ot, takie dwie Dusze korespondujące ze sobą w harmonii. Dwa przenikające się światy...

Myślę o Miriamm - oczywiście i czekam na Jej relację. Znajdując "w zdrowiu" Animusa, ufam w powodzenie Miriamm i w Jej konieczną do dalszego istnienia metamorfozę. Cieszę się, że serdecznie myślisz o Niej i Ty.

To wcale nie brzmi głupio, że myślisz o Osobach spotkanych na forum, które zostawiły swój ślad w Twoim sercu :-) Raczej uważam to za zdrowy odruch, bo sama tak mam :-D

Wiesz Aurora, w czasie, kiedy w wirtualnej przestrzeni Miriamm i Animus prowadzili swój przepełniony subtelnością dialog, ja byłam w zupełnie innej rzeczywistości. Wówczas nie pojmowałam ich współzależności i - jak to pięknie ujęłaś - paraleli netowego istnienia. Dzisiaj już inaczej patrzę na tę relację i rozmowę - myślę, że oboje odpowiedzieli wtenczas na swoje potrzeby. A może jeszcze to Ich spotkanie w wirtualnym świecie nie skończyło się - Miriamm obiecała, że napisze w najbliższym czasie kilka słów na forum :-))

Posty [ 521 do 585 z 15,189 ]

Strony Poprzednia 1 7 8 9 10 11 234 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » NASZA SPOŁECZNOŚĆ » Moje zdrady (Netkafejka)

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024