annaJo napisał/a:Witam wszystkie nocne marki
Już od jakiegoś czasu próbuję Wam dorównać czasowo ale wymiękam, wczoraj już o 22.
Na mojej warszawskiej M?leśnej wsi cisza usypia wieczorem, ale za to ptaki rankiem budzą. Wyszłam dziś z wilczycą na poranny spacer, za nami smętnie snuły się nasze dwa koty, a wkoło wiosną pachniało, oj jak pięknie.
Auroro przypomnij swoim koleżankom, że na Saskiej Kępie na ul. Czeskiej (albo na Berezyńskiej) są najpiękniejsze magnolie w Warszawie?już za kilka dni zakwitną.
Ach, Wiosenna AnnoJo!
Ja jestem ?pies? na magnolie!;-))) Przyznaję, że ?tropię? je po mojej stronie Wisły.
Przez całe lata zaś, po Waszej stronie, jeździłam podziwiać kwitnące migdałowce przy Lotaryńskiej. Bajka!
Starr mógłby w takim razie wypuścić swoje Behemoty, aby obsiadły magnolie Saskiej Kępy... Stałoby się to z podwójną korzyścią, i dla Behemotów i dla koleżanek? ;-) Ja po Twojej rekomendacji z pewnością przeprawię się przez rzekę ;-)
[...]
annaJo napisał/a:A tak naprawdę, to moim życiem damsko-męskim, zapewne jak większości po traumie, strach rządzi. Nieważne, że to co było już przepracowałam i nawet śmieję się już z tego, złoszczę się na samą siebie za ten strach. A przecież ja dobrze wiem, ze strach ma wielkie oczy.?tylko co z tego, bo ja zamiast jak kozica skakać po pagórkach ze szczęścia, rakiem się wycofuję ze strachu. I czy tak już zawsze będzie ze mną? Jak Wy sobie ze strachem daliście radę?
A w skrócie to jest tak: https://www.youtube.com/watch?v=IJmg5_ROsJE
Czytając historie opisywane na tym Forum wydawało mi się, że zdrada jest tym najgorszym, co może człowieka spotkać w relacji z inną osobą. Jednak poznając fragmenty z życia Starr?a czy Excop'a, wiem, że istnieje coś jeszcze straszniejszego z czym musieli się uporać ? śmierć ukochanej Osoby? Dzięki Nim, staram się korygować ?błąd paralaksy?, którą cechowało dotychczas moje spojrzenie?
Jeśli chodzi o mnie, to z całą pewnością uczucie strachu nie jest tym, które dominuje, jeśli myślę o nawiązaniu nowych, głębokich relacji. W ogóle rzadko doświadczam tego stanu.
To, co mnie w tym momencie, w którym obecnie się znajduję zastanawia, to to, czy w ogóle jest mi pisana normalna i trwała relacja z innym człowiekiem. Po życiowych ?bęckach?, po długim czasie samotności, oswojeniu się z nią, nabyciem umiejętności całkiem niezłego funkcjonowania, pomimo braku ukochanego mężczyzny, a przy moim bardzo pozytywnym nastawieniu do świata, powinnam w sumie już sobie ?darować? wszelkie porywy serca?
A jednak?
Kiedy już tak w myślach ucieknę od codziennych obowiązków zawodowych, domowych, rodzinnych i tak sobie usiądę, podeprę głowę dłońmi i podumam nad własnym żywotem, to nierzadko towarzyszy mi uczucie niekompletności, niemożności zrealizowania prawdziwie kobiecej życiowej misji, podzielenia się tym, czego ciągle jeszcze wiele mam w swoim wnętrzu i co się we mnie nie mieści :- )? W sumie przecież już tyle człowiek przeżył, tyle doświadczył, tyle przecierpiał, otrzepał się z kurzu porażek, staje na nogi? Jednak smak życia dzielonego z kimś jeszcze, wydaje mi się dużo bardziej wyrazisty, sensowny, odkrywczy, niż bezpieczna, stabilna emocjonalnie ?pojedynczość??
I w takim znaczeniu ryzyko "powtórki z rozrywki" i świadomość, że znowu mogę znaleźć się na dnie, jakoś mnie nie przeraża.
A jak będzie?...
Zobaczymy ;-)...