Chyba trochę przesadzacie, kobietki. Nie chcę być nieobiektywna, ale nigdy nie miałam mdłości od spermy i odpowiada mi jej smak. A branie do ust penisa mojego faceta to dla mnie również czysta przyjemność i podniecenie, nie tylko przykry obowiązek dla zaspokojenia jego zachcianki. On mi kiedyś powiedział, że nie chce, bym zarówno w łóżku jak i w życiu cokolwiek robiła wbrew sobie i dzięki temu jeszcze bardziej chcę, bo wiem, że to wypływa ode mnie. Z kobiety przecież też leci bardzo dużo soków podczas minety, już nie wspominając o finiszu. Jeszcze nie spotkałam się z facetem, który ustawiłby sobie miskę koło łóżka i wypluwał wszystko, co ze mnie wyssie albo leciał tuż po do kibla, żeby z obrzydzeniem i poświęceniem na twarzy puścić bełta prosto w muszlę. Takie coś by mnie zniechęciło do wszelkich przyjemności oralnych. Mało tego czasem bardziej mam ochotę na jego męskość w moich ustach niż na własne zaspokojenie, bo mnie to zwyczajnie kręci.
I podpisuję się pod wypowiedzią kammiś, że każdy powinien dawać od siebie, jeśli również oczekuje od partnera. Bo co z tego, że kobieta jest kobietą? Bycie dżentelmenem można jej okazać na setki innych sposobów. Zabrać na kolację, kupić kwiaty, zaplanować wspólny wieczór, otworzyć dzrzwi w samochodzie, pomagać na co dzień, pomóc w zakupach. A gadki typu, bo ja jestem kobietą, to mi więcej wolno, a facet to ma penisa i fuj, nie wezmę go do buzi, jest naprawdę dziwne wśród ludzi, którzy decydują się na związek. Osobiście byłabym w stanie rozstać się z kimś, kto nie lubi minety, bo ja - bywa, że przez kilka miesięcy nie dochodzę od seksu i to jest dla mnie jedyny sposób. Na szczęście... takiego dziwaka nie spotkałam xD i sama również bardzo lubię pieszczoty oralne - pełne, a nie takie, gdzie facet musi kombinować, gdzie się spuścić, byle jakaś kropelka spermy nie skaziła przypadkiem mojej królewskiej skóry.