Dziś natrafiłam na ten wpis. Dedykuję go wszystkim babkom z tego wątku, a moderację proszę o nieusuwanie: http://volantification.pl/2015/12/01/do … ie-godzisz
.
Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!
Forum Kobiet » TRUDNA MIŁOŚĆ, ZAZDROŚĆ, NAŁOGI » Pogubiłam się.. nie potrafię ocenić kto ma rację..
Strony Poprzednia 1 2
Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
Dziś natrafiłam na ten wpis. Dedykuję go wszystkim babkom z tego wątku, a moderację proszę o nieusuwanie: http://volantification.pl/2015/12/01/do … ie-godzisz
.
A1ina - wydaje mi się że najlepiej trafiają do mnie Twoje słowa. Ach, żeby takie zrozumienie było możliwe między mną a mężem... Czasem mam wrażenie że dla niego rozmowa o uczuciach, emocjach i różnym postrzeganiu spraw do jakaś totalna abstrakcja!
Jesli moje slowa do Ciebie trafiaja, to jestem jeszcze bardzej przekonana, ze sytuacja jest podobna.
Wydaje mi sie ze facetom wogole jest trudniej rozmawiac o emocjach i uczuciach. Ok, sa facetami, wiec nie trzeba sie rozwlekac. Mozna powiedziec.. np. to i to mnie zabolalo, nie rob tego wiecej koniec kropka. Ale np z moim mezem to bedzie zaraz lawina zaprzeczen.. Np. nazwal mnie glupia krowa.. wiec stanowczo powiedzialam mu nigdy wiecej mnie tak nie nazywaj.. i co.. a on na to, co ja sie tak wsciekam, on nic zlego nie powiedzial. Potem, ze w sumie to ja go zdenerwowalam itd. Powiem np., czuje sie jakbys mnie nie szanowal.. no to odpowiedz, ze to ja go nie szanuje. Jak zapytam np. kiedy okazalam Ci brak szacunku to zmienia temat albo mowi ze znow zaczynam sie klocic. Raz np zapytalam czemu przestal nosic obraczke, to powiedzial, ze znow zaczynam sie klocic. No totalna sciana. Jestem czasem zdumiona jak potrafi wszystko przekrecic. Taki ping-pong.
Rozne postrzeganie spraw? Ale przeciez jak sie z mezem narcyzem nie zgadzasz to znaczy, ze jestes w bledzie. On ma racje! Np. Moj nie szanuje innego zdania. Ja czytam tylko glupie ksiazki, muzyka ktora lubie jest dla niedojrzalych nastolatek. Tylko to co jemu sie podoba i z czym sie zgadza jest cos warte.
.
I trochę boję się że nawet jeśli uda mi się "naprawić" siebie to między nami zbyt wiele już nie zostanie. Bo MY nie potrafimy rozmawiać. Przynajmniej do tej pory. No chyba że się nauczymy, że coś ruszy w dobrą stronę. Ech, czemu to takie pokopane.
Hm... no tak, ja myslalam ze jak zaczne stawiac granice to po zwiazku. W sumie wybor jest. Mozemy sie nie "naprawiac" i zyc na lasce Pana Narcyza. My z mezem tez nie potrafimy rozmawiac. Tak jakbysmy rozmawiali w innych jezykach. Zdumiewa mnie jak potrafi zbic mnie z tropu. To jest typowe dla narcyza, ze przy klotni (powiedzmy wymiana zdan) traci poczucie co jest prawda a co nie, zaczyna rzucac absurdalne oskarzenia, zdania wyrwane z kontekstu, uzywa wielkich slow, wyolbrzymia. Po takiej rozmowie czuje sie skolowana i tak jakby cala rozmowa byla pozbawiona jakiegokolwiek sensu. Sama zachodze w glowe, czemu nie przerywam tych rozmow tylko daje sie wkrecac z nadzieja ze jak dobiore inne slowa, bede bardziej rzeczowa to do czegos dojdziemy. Nie. Tak zakreci, do tego powyolbrzymia, ze po takiej rozmowie czuje sie jakbym zderzyla sie z walcem drogowym. Moj maz, po tym jak zauwazyl, ze inaczej sie zachowuje, zaczal mnie oskarzac, ze mam kogos na boku i go zdradzam i chce go wykopac, bo to nie mozliwe. No pewnie, Pan zdziwiony, ze przestalam latac za nim i blagac. Przeciez jak jest zle w zwiazku to jak ma sobie to wytlumaczyc? Mi juz nie ma co zarzucic w sensie samego zachowania, on przeciez jest idealny, no wiec musi sobie to jakos wytlumaczyc.
Jeszcze jedno, pomyslalas, ze jak "naprawisz" sie to moze juz Ci bedzie wszystko jedno co zostanie? Jak juz sie naprawimy to bedziemy patrzec na to z innej perspektywy. Ja sama siebie np zaskakuje. Juz mnie nie dotyka jesli on milczy, bo wiem, ze nie milczy bo ja jestem zla i ja jestem winna, tylko, ze on nie umie sobie radzic ze swoimi problemami. Pare razy zasugerowalam abysmy poszli z kims porozmawiac, na taka terapie malzenska, ale nie ma mowy. Nie ma mowy, zeby Narcyz poszedl do psychologa. Przeciez on nie ma problemu. Ja mysle, ze to tez moze bardziej ze strachu, ze psycholog moze go "obnazyc".
Co do artykulow. Jest troche polskich stron - np. wejdz na strone "zwierciadla" i poszukaj o zwiazku z narcyzem ale najwiecej znalazlam na psychology today i odnosnikach na anglojezycznych stronach.
8 strategii radzenia sobie z narcyzem - link https://www.firstwivesworld.com/index.p … narcissist - niestety nie udalo mi sie znalezc odpowiednika po polsku :(
Ale, co do mnie przemowilo..
1. ze narcyzi nie lubia przegranych. Traktuja kobiety jak trofea. Narcyz wybiera wyksztalcone, z dobra praca, albo bogatsze a moze bardzo atrakcyjne. Najlepiej jakby miala to wszystko aby mogl byc zauwazony. Gratulacje, musisz byc wyjatkowa jesli narcyz sie toba zainteresowal :)
2. Aby odzyskac pewnosc sobie, zeby moc odbijac ataki. Pewnosc siebie pomoze zauwazyc klamstwa jakie rzuca a takze zachowac spokoj podczas klotni.
Moja jest (tzn jest juz lepiej) byla w gruzach. We wszystko co myslalam juz watpilam. Zaczelam nawet watpic w to co mowilam albo jak klotnia sie zaczela, tak bylam omotana.
Jest tam wspomiane o efekcie gas lighting (jest to wziete z filmu z Ingrid Bergman "Gaslight") To jest o przekrecaniu rzeczywistosci do wlasnych celow. I nie wazne co jest prawda. Narcyz bedzie pokazywal , ze to twoja wina, ze nie widzisz jasno faktow. W koncu zaczynamy wierzyc, ze mentalnie jest z nami cos nie tak i nie mozemy wiedzyc swoim odczuciom. Krotko mowiac, czy czujesz, ze wariujesz? Ja tak sie czulam. Idealnie pasowalo. Moj maz wspaniale umial wmawiac mi ciemnote ze juz glupialam. dochodzilo do tego ze watpilam czy nazwanie mnie "krowa" jest obrazliwe, ze moze ja przesadzam i jestem przewrazliwiona (to taki trywialny przyklad ale mam wiele innych)
3. Aby zaczac dbac o siebie, tez stawiac swoje potrzeby na pierwszym miejscu a nie ze wszystko sie kreci wokol pana narcyza
4. Odchodzic gdy ma napad zlosci (wrecz histerii) - narcyz ma wyjatkowy dar "zlosci", ktora jest zastraszajaca. Przyznam, ze jak moj wpadal w zlosc czulam sie zastraszona.
Czasem nie musi nic mowic, wysarczy te pogardliwe spojrzenie, ze az chcesz sie zapasc pod ziemie. Potrafi sprawic, ze az przekreca sie zoladek, tylko przez to jak przyjdzie w zlym humorze.
Nie mija duzo czasu zanim chce sie zrobic wszystko aby ulzyc strasznej presji jego humoru.
Wtedy trzeba nauczyc sie zostawic i odejsc.
Narcyz potrafi sie wsciec przez to, ze go poprawilas, nie zgodzilas sie z nim, albo po prostu, bo wiatr zawial jego wlosy w zla strone - wypisz wymaluj moj maz.
5. Nie kloc sie! - Swieta prawda
Nie ma sensu. Tak przekreca, ze rozmowa nie ma sensu. Lepiej odejsc. Pozostanie aby wysluchal to strata czasu. Nic juz nie trzeba mu udowadniac (oj ile razy sie na tym lapalam, na tym udowadnianiu, hm, dalej sie lapie)
Nie czuj sie winna! - bardzo dlugo zmagalam sie z poczuciem winy, ze to ja wszystko psuje, ze jestem przewrazliwiona, a gdybym inaczej cos powiedziala, a moze gdybym inaczej zapytala, a moze jak bym nic nie mowia - Bzdura! W koncu zrozumiala, ze nie wazne co zrobie, i tak jest moja wina. Zawsze narcyz proboje przekonac, ze wina jest po stronie kogos innego, jak juz czesciowo do czegos sie przyznaja, to tylko po to bo potem latwiej zwalic wiecej na druga strone. Czyz nie bywa tak, ze cos tam sie przyzna, my sie ucieszymy ze cos zrozumial, ale koniec koncow, to i tak wszystko nasza wina i wychodzi na to ze my podwajamy starania zeby bylo lepiej. Nie, nie.
I na koniec "Nie wierzyc w co mowia" - Narcyz klamie, nawet kiedy nie ma powodu zeby klamac.
.. i znow pasuje do mojej sytuacji. Kiedys nagralam nasza rozmowe. tak dla siebie aby potem posluchac, bo czulam, ze cos nie tak z tymi klotniami. Kiedy na drugi dzien, rozmawialismy o klotni, wypieral sie to co mowil, w zywe oczy. W koncu powiedzialam, mam nagrane. Zamiast sie przyznac, zrobil mi awanture ze go nagralam. To, ze zlapalam go na klamstwie to juz sie nie liczy.
A to juz paranoja, zeby nagrywac, zeby miec potwierdzenie, bo tak to wypiera sie wszystkiego. Nawet jakbym miala kamere w domu i puscila mu film z tym co powiedzial i co zrobil to zdaje mi sie ze by mowil ze to nie on :)
Tak jeszcze na koniec, obecnie maz ma dalej focha (nie wiem juz czemu) a ja to olewam. Kryzysowo jest, bo co to za zwiazek, ale co, niech cos tez zrobi. W koncu jest w polowie odpowiedzialny za kondycje tego zwiazku. Juz nie placze, swoje wyplakalam. Zdolowana tez nie jestem. Teraz mam etap ze jestem na to wszystko zla! Zmeczylam sie i mam go dosc!
a1ina, przykro mi bo jak czytam to niestety przypomina mi się moje małżeństwo. Prawie dokładnie to samo. Wytrzymałam długo, do czasu kiedy młodszy syn poszedł na studia. Równia pochyła zaczęła się na długo przed tym, kiedy zaczęłam mieć swoje własne zdanie, kiedy zaczęłam stawiać granice, oczywiście które nie podobały się panu. U mnie ta ostateczna cisza trwała długo ponad pół roku, po prostu nie chciał ze mną rozmawiać i tyle. Każdy wspólny posiłek przy stole kończył się moją ucieczką z płaczem, bo nie wytrzymywałam słownej agresji w moją stronę przy dzieciach, a kłócić i wyzywać się nie chciałam. Kiedy zażądałam rozwodu, wtedy on zaczął "chcieć" rozmawiać. Niestety, już było za późno.
Ja nie mam niestety recepty na taki związek, jestem szczęśliwa że udało mi się z niego wyrwać i żałuję że tak późno. Nie wiem czy teraz jestem w stanie odczytać poprawnie sygnały takiego zachowania u innych, ale mam cały czas zapalone światełko i wyłapuję szczegóły których wcześniej nie wyłapałabym. Drobiazgi, ale od których tak wiele zależy. Myślę że z takim Narcyzem da się żyć bo widzę że inni jakoś żyją, ja nie potrafię.
Ja juz przerobilam cisze/mijanie sie przez 4 miesiace. Potem niby byla zgoda, ale po dwoch, bardzo zgodnych tygodniach, cos poszlo nie tak i bach, znow cisza. Obiecalam sobie, ze ciszy juz nie bede tolerowac. Moja granica!
Hm, zlamal. Nic sie nie przejmuje, czy beda z tego konsekwencje, bo tez nigdy nie bylo.
Teraz jestem zla, bo zlamal zasade nr 1 - czyli koniec z cichymi dniami.
Jeszcze nie czuje sie na silach aby odejsc, ale chodze do psychologa. Coraz bardziej trace nadzieje, ze cos jeszcze z tego bedzie.
Inni jakos zyja z narcyzami, tak, teraz probuje sobie odpowiedziec na pytanie czy ja potrafie. A nawet jesli sie "naucze" to drugie pytanie, po co?
4 mce ciszy w związku? Mnie jest trudno jeden dzień wytrzymać. Jak to możliwe?
4 mce ciszy w związku? Mnie jest trudno jeden dzień wytrzymać. Jak to możliwe?
Kiedys nawet pare godzin mnie "zjadalo". Zdumiewajace jak czlowiek potrafi sie przyzwyczaic, albo zobojetniec. Nie byla to kompletna cisza, czasem nawet nie bylo "czesc", czasem tylko zdawkowe slowa a czasem, jak juz probowalo sie cos pogadac to konczylo sie klotnia. I tak w kolko.
To nie jest normalne i juz nigdy wiecej na to nie pozwole (mam nadzieje!)
Malwa09 napisał/a:4 mce ciszy w związku? Mnie jest trudno jeden dzień wytrzymać. Jak to możliwe?
Kiedys nawet pare godzin mnie "zjadalo". Zdumiewajace jak czlowiek potrafi sie przyzwyczaic, albo zobojetniec. Nie byla to kompletna cisza, czasem nawet nie bylo "czesc", czasem tylko zdawkowe slowa a czasem, jak juz probowalo sie cos pogadac to konczylo sie klotnia. I tak w kolko.
To nie jest normalne i juz nigdy wiecej na to nie pozwole (mam nadzieje!)
I tak będziesz trwać w kolejnych miesiącach ciszy, które przerodzą się w lata? A dzieci... dzieci na to patrzą. Niespecjalnie zdrowe dla nich.
witam. Moim zdaniem twoj maz stosuje wobec ciebie przemoc psychiczna I to jest najwiekszy problem w waszym zwiazku.
czy nie ma tak ze czesto jestes zestresowana bo wiesz ze on zawsze znajdzie powod zeby sie na tobie wyzyc? To ze nie pozwala Ci sie wypowiedziec w trakcie klotni to nie problem braku komunikacji w zwiazku. To jest celowe zachowanie meza ktore ma za zadanie cie umniejszyc, oslabic I pomoc mu przejac kontrole and toba. W mniemaniu takich osob jak on obrazanie cie, pozbawianie godnosci I prawa glosu to skuteczna taktyka by osiagnac to czego on chce. Tak naprawde kryja sie za Tym kompleksy I niskie poczucie wartosci Wiec on probuje sobie podwyzszyc wartosc taka slowna agresji.
Ty w miedzyczasie czujesz sie sfrustrowana bo tak naprawde jestes dorosla osoba ktora nie ma prawa glosu, do tego jestes czesto wysmiewana, krytykowana o pierdoly I ponizana.
W zdrowym zwiazku dwoje kochajacych sie ludzi szanuje sie nawzajem I chca by ta druga osoba czula sie szczesliwa. Zdarzaja sie klotnie ale nie dochodzi do sytuacji ze po klotni o pierdole ktos wychodzi zraniony i upokorzony. W chorych zwiazkach gdzie jedna osoba jest zaburzona w tym wypadku twoj maz klotnie dla niego sa pi to zeby potwierdzic osoby zaburzonej status najwazniejszej osoby. ty nigdy nie bedziesz miala okazji wyjasnic nieporozumienia bo twojego meza twoje zdanie, uczucia a nawet problemy zwyczajnie nie obchodza. Czy choc raz cie przeprosil I powiedzial kochanie wybacz ze cie zwyzywalem i przeze mnie czujesz sie zle? Nie bo on nigdy ci nie przyna racji, nigdy nie przyzna sie do bledu.
Teraz kilka przykladow zachowan w przemocowym zwiazku:
partner wpdada w zlosc z blachych powodow, nigdy nie wiadomo kiedy i o co bedzie kolejna awantura
-nigdy nie masz szansy zeby przedstawic swoj punkt widzenia, proby wyjasnien sa ucinane, wysmiewane, teksty typu ze sie czepiasz, masz cos nie tak z glowa itd
-po klotniach partner karze cie cichymi dniami
Agresja slowna, krytyka, wysmiewanie twoich pogladow, wygladu umiejetnosci
-krytyka w towarzystwie innych osob, lekcewazaca podejcie
-czujesz sie zdezorientowana, winisz sie za konflikty bo myslisz ze nie potrafisz sie komunikowac mimo ze wczesniej nie mialas takich problemow
-jestes nieszczesliwa, tracisz zainteresowanie rzeczami ktore kiedys cie cieszyly, powoli zaczyna sie depresja lub nerwica
- robisz wszystko by uniknac konfliktu, by nie zdenerwowac partnera, chodzisz wokol niego na palcach
- czujesz sie wewnetrznie upokorzona
-zaczynasz wierzyc w krytyke, myslisz ze cos jest z toba nie tak
Itd
Postaw sobie pytanie czy ty jestes szczesliwa w tym zwiazku I czy tak sobie wyobrazalas ze bedzie wygladalo twoje zycie. Prosze nie tlumacz sobie ze on czasem potrafi byc mily. Kazdy czasem potrafi pozatym on musi czasem byc mily bo inaczej bys sie z nim rozstala a tak to on cie zdezorientowal taka hustawka raz mily raz wsciekly.
Rozumiem ze chcesz walczyc o ten zwiazek ale musisz wiedziec z czym walczyc. Polecam ksiazki Susan Forward .
agnieszka103. Dziekuje za porady. Z wielu rzeczy zdaje sobie sprawe po paru lekturach i rozmowach z psychologiem. Zainteresowalam sie ksiazkami Susan Forward. Tak, sytuacje jakie mi sie zdarzaja to jest emocjonalny szantaz. Niestety jest to bardzo podchwytliwe i trzeba sie miec na "bacznosci". Natknelam sie takze na jej ksiazke "Mezczyzni, ktorzy nienawidza kobiet i kobiety, ktore za nimi szaleja". Cos mi sie zdaje, ze jest mi to blizsze i chyba dochodze do wniosku ze moj maz ma duzo z narcyza ale takze przejawia zachowania mezczyzny, ktory nienawidzi kobiet. Przyklady tam przetoczone to jak z mojego zycia wziete.
Teraz tak... na dzien dzisiejszy 90% gierek juz po prostu na mnie nie dziala. Uwolnilam sie od poczucia winy i potrzeby (takiej az niezdrowej chyba) zabiegania o zgode za wszelka cene. Nie spinam sie, nie zaciskam zebow, zeby tym sie nie przejmowac... chyba samo przyszlo gdy naprawde zaczelam sobie uswiadamiac co sie wokol mnie dzieje. Wiedza i swiadomosc bardzo pomagaja!
Jestem zmeczona ta emocjonalna karuzela, cisza i wybuchami zlosci. Bardzo powaznie rozwazam wyprowadzke.
Jest to bardzo trudna decyzja, dlatego tez nie wywieram na sobie presji, ze juz, ze mam pokazac jaka to ja jestem juz silna. Glownym moim motywem jest to, ze ja juz jestem psychicznie zmeczona po 7 miesiacach kryzysu i najnormalniej w swiecie musze odpoczac. A to niestety nie jest mozliwe pod jednym dachem. Jakis wyjazd np na miesiac raczej nie wchodzi w gre wiec szukam dla siebie miejsca.
Dziekuje wszystkim za rady.
Violet, napisz czy sytuacja u Ciebie sie poprawila?
Witam znowu. Nie wiem jak ocenić sytuację między nami. Było przez pewien czas ok, teraz znowu kryzys. Rozmowa - wielka awantura z wygadywaniem głupot. Jestem w rozterce.
Proszę o radę - wcześniej pisaliśmy o wyznaczaniu granic - a co jeśli te granice partner przekroczy? Jak się mam zachować? Jeśli zakomunikowanie mu tego kończy się awanturą, przeprosin nie ma, a on w zaparte idzie że będzie się tak zachowywał i nie robi nic złego. Co mam wtedy robić?
ODCIĄĆ SIĘ EMOCJONALNIE. Twój mąż jest toksyczną osobą, która totalnie cię nie szanuje (nie uznaje żadnych granic), nie liczy się z twoim zdaniem. Jego paliwem są twoje emocje, energia, którą na niego poświęcasz. Nie ma innego sposobu. Od dziś traktujesz takiego delikwenta jak KOLEGĘ. Z kolega można pogadać, coś zrobić, ale nie ma głębszych uczuć, głębokiej więzi czy zaangażowania.
Nie zastanawiaj się nad nim, tylko skup się na wyznaczaniu wewnętrznej suwerenności. Co on tam sobie robi, niech cię na chwilę obecną nie interesuje. Nie zachowuje się jak mąż, przyjaciel, nie ma wsparcia, dobrej woli, chęci aby sprawy rozwiązywać na bieżąco. Dlaczego masz zatem cokolwiek robić z takim człowiekiem. Od takich ludzi się ucieka, idzie się tam, gdzie nas lubią, szanują, cieszą się, że jesteśmy.
Odetnij się od niego mentalnie, teraz karmisz tego wampira własnymi emocjami, dzięki czemu on może pastwić się nad tobą, w ogóle nie zaglądając w siebie w głąb, nie robiąc nic z sobą. Dopiero jak się odetniesz od niego emocjonalnie, on zostanie ze swoją pustką i buractwem i będzie musiał coś z tym zrobić. Nie będzie mógł wtedy polecieć do żonki i się na niej wyżyć. Ty masz mieć na niego wywalone . Przepraszam za język, ale Velvet, dajesz sobie już tyle last skakać i jeździć po sobie, zamiast zająć się swoim rozwojem (bo ewidentnie coś masz z dzieciństwa nieprzepracowane, nie kochasz siebie w wystarczający sposób, skoro tak pozwalasz siebie traktować, serio, coś jest nie tak z twoją wewnętrzną kalibracją) i tym samym zadbać o jakość swojego życia.
Ale z drugiej strony zachodzi w tobie chyba proces zmian, coraz częściej zaczynasz wyrażać swoje zdanie i upominać się o swoje potrzeb . Koniec, po prostu na chwilę obecną, w głowie, zawieszasz swoje małżeństwo, i mieszkasz ze współlokatorem.
W sumie jak się zastanowię to mimowolnie odsunęłam się już jakiś czas temu. Tylko nie zdawałam sobie z tego sprawy. No i nie miałam na niego wywalone ☺ dalej się przejmowałam. Tylko jak była między nami zgoda, to już nie umiałam się tak otworzyć i być blisko jak kiedyś, nawet na przytulanie i seks nie miałam ochoty. Oczywiście na tym tle też rodziły się konflikty, bo on to widział a ja nie potrafiłam wyjaśnić dlaczego tak jest, wypierałam to.
Jest mi strasznie ciężko bo nie zrzucam całej winy na niego. Wiem że też czasem zachowuję się nie fair, że ta cała złość wychodzi ze mnie na co dzień. Potrafię potem przeprosić, ale też oczekiwałabym więcej wyrozumiałości. Tego że on zrozumie a nie odda.
Mam nerwicę, strasznie panikuję w niektórych sytuacjach. I wtedy też jestem nerwowa. I z tego też są konflikty.
Strasznie mi trudno szczególnie jak widzę że on usprawiedliwia u siebie zachowania o które mi urządza awantury.
Masakra, straszny mętlik mam. Ale faktycznie coś się we mnie zmienia.
Próbowałaś uświadomić mu, że sposób w jaki Cię traktuje (kilkudniowy, czy wielotygodniowy foch) jest przemocą psychiczną, że Twoje zachowanie (brak chęci na czułości, seks i ogólny dystans, czy złość) jest efektem jego udręczenia Ciebie?
Jeśli on wyobraża sobie, że momencie, gdy jemu już przejdzie obraza i nagle zaczyna Cię dostrzegać, spojrzy na Ciebie łaskawym okiem, to Ty na pstryknięcie palcem masz być zwarta i gotowa? Może należy wyprowadzić go z błędu.
Ponieważ nie masz siły przebicia, on Ciebie nie słucha, nie chce zrozumieć (może Ty jego też nie rozumiesz?), zaproponuj terapię małżeńską.
Witam znowu. Nie wiem jak ocenić sytuację między nami. Było przez pewien czas ok, teraz znowu kryzys. Rozmowa - wielka awantura z wygadywaniem głupot. Jestem w rozterce.
Proszę o radę - wcześniej pisaliśmy o wyznaczaniu granic - a co jeśli te granice partner przekroczy? Jak się mam zachować? Jeśli zakomunikowanie mu tego kończy się awanturą, przeprosin nie ma, a on w zaparte idzie że będzie się tak zachowywał i nie robi nic złego. Co mam wtedy robić?
Witam,
Nie bede juz sie powtarzac, ze jak czytam twoje posty to mam ostre deja-vu :-).
Jak dlugo bylo ok?
Metlik, poczucie winy, zagubienie... ah.
Przeczytaj "Szantaz emocjonalny" Susan Forward... otwiera oczy!
Hm... jak masz sie zachowac jak przekroczy granice? Co robic? Poinformuj go, ze nie chcesz aby np. tak cie traktowal i zeby juz nigdy tego nie robil i zakoncz rozmowe... bez zbednego dyskutowanie itd... wyjdz na chwile odsapnac do dugiego pokoju... nie wiem.. trzeba sie wtedy odciac aby emocje opadly, bo jak przekroczyl granice to pewnie jestes wzburzona. Nie oczekuj przeprosin bo juz pewnie wiesz ze ich nie bedzie... jak juz odsapniesz to nie wracaj do rozmowy.
... no..a wtedy moze zacznie sie cisnienie, wywieranie presji, ze nie masz racji ze to, ze tamto... a tu pieknie jest to opisane w ksiazce, o ktorej wspomnialam, jak wtedy sobie radzic.Goraco polecam poczytac!
Poinformujesz raz, drugi.. trzeci... sama musisz sobie odpowiedziec na pytanie ile razy "odpuscisz" przekroczenie granicy
Moj maz przekroczyl granice... wczesniej obiecalam sobie, ze jak znow ja przekroczy to juz basta... z jednej strony chce odpuscic, ale z drugiej nie moge siebie zawiesc... skad ja wiem, ze tym razem zrozumie i juz nie bedzie tego robil...
Przypuszczam, ze stawianie granic dziala na twojego meza jak plachta na byka???
Moze skakac, wic sie, krzyczec, machac rekami i bog wie jeszcze co... to jest wywieranie presji aby odwiesc cie od twojego "wyznaczania" granic.
Jak sie nie poddasz bedziesz z siebie dumna.
Ktos napisal, aby zaproponowac mezowi terapie malzenska. Jesli udaloby Ci sie zaciagnac swojego meza na takie spotkanie to chyle czolo i bede pytac jakim cudem to sie udalo.
Widzisz, moj maz nie wiele robi sobie z granic, jeszcze mi mowi, ze ja mu to warunkow stawiac nie bede, itd...
Ja mam inna sytuacje, nie mamy dzieci, wspolnego domu wiec niby mi latwiej odejsc, ale emocjonalnie jest masakra. Jest mi trudno, ale ja postanowilam odejsc. Zwiazek z taka osobowoscia za duzo kosztuje... za duzo :-(
Przykro mi a1ina. Choć pewnie wyjdzie Ci to na dobre. Wcześniej napisałam Ci maila. Przeczytaj.
U mnie znowu awantura już drugi dzień. A już było lepiej, zbliżyliśmy się do siebie.
W sumie to terapeutka nawet się już poddała. Więc pomocy już znikąd
Podstawowym zimnym prysznicem w takich opisanych sytuacjach jak wyżej, jest uświadomienie, pokazanie partnerowi, że jego zachowanie po nas spływa ale bez złości. Przemoc psychiczna jest bowiem możliwa tylko wtedy, kiedy jej ulegamy, kiedy się takimi sytuacjami sami mocno przejmujemy.
Ciche dni to zabójstwo dla związku. Należy więc bezwzględnie wychodzić partnerowi na przeciw, dążyć do kontaktu i być na to gotowym tego i każdego następnego dnia, z uśmiechem (przecież kieruje nami miłość) ale nie na siłę. Należy uświadamiać partnerowi, że jego zachowanie jest dla nas niezrozumiałe, rani nas ale nie należy z tego powodu rozpaczać. Natomiast, w momencie kiedy duma jest ważniejsza od miłości, nie ma mowy o partnerstwie i zdrowym związku, a nawet samym związku. Natomiast jeśli jedna z osób ulega, taki związek jest spolaryzowany. Ma charakter relacji niepartnerskiej ale może być satysfakcjonujący, jeśli obie osoby dobrze się w swoich rolach odnajdują. Jeśli nie, należy dążyć do rozwiązania problemu poprzez serię rozmów z partnerem na temat relacji i sposobu komunikacji w związku. Tak jak się rozmawia o remoncie domu, czy doborze koloru, wzoru kafelek do łazienki. Trzeba sprecyzować swoje oczekiwania i umieć je rzeczowo, konsekwentnie wypowiadać a jednocześnie widzieć oczekiwania partnera (oczekiwania takie jak najbardziej mają prawo dotyczyć zachowania się partnera w stosunku do nas, sposobu prowadzenia rozmowy, itp.). Tylko w taki sposób można stworzyć coś, co będzie przestrzenią życia świadomego dojrzałych osób, zamiast piaskownicy dziecka, które obraża się, jak tylko coś nie idzie po jego myśli. I nawet jeśli tak jest to "dobra matka" nie pociesza dziecka w takiej sytuacji, żeby nie utrwalać w nim złych nawyków, ale pokazuje stałą postawę życzliwości i otwartości wobec dziecka, jednocześnie mówiąc (a nie ukrywając) co myśli na temat jego zachowania i jak się z tym czuje.
Witam ponownie. Piszę znowu więc znowu coś się dzieje. Znowu nerwy nie do ogarnięcia i małżeństwo wisi na włosku.
Piszę aby poukładać sobie w głowie ale i może dobrą radę otrzymać.
Między nami od ostatnich wpisów bywało różnie. W kłótniach niewiele się zmieniło. Ale od końca ubiegłego roku totalna porażka.
Głównym problemem wg męża są: brak lub zbyt mało bliskości fizycznej z mojej strony (przytulania, pokazywania się nago ale i seksu), po drugie to że za często narzekam i panikuję i mam obrażoną minę i jestem zmęczona, po trzecie moje papierosy ale o tym później.
Co do fizycznej bliskości to faktycznie odsunęłam się. On przytulał, ale też często łapał mnie przy tym za piersi czego ja nie lubię więc często na jego przytulenie reagowałam napięciem, nie potrafiłam się z tego cieszyć. Między nami różnie bywało i na seks też nie miałam zbytnio ochoty. On narzekał na to, ja tłumaczyłam że wszystko jest ok między nami ale po prostu jestem zmęczona, nie mam ochoty itp. Wczoraj zrozumiałam że to nie do końca chyba tak było. Że była to moja ucieczka. Poczytałam o zachowaniach pasywno agresywnych i coś w tym niestety we mnie jest. Noszę w sobie sporo złości i żalu a nie potrafię znaleźć w tym zrozumienia więc unikam bezpośredniej konfrontacji i wychodzi to innymi drogami. Drobne szpilki, fuczenie, i właśnie brak ochoty na seks. Przykro mi że tak mam. Wypierałam się tego ale faktycznie mam z tym problem. U niego tez widzę trochę takiej ukrytej agresji - oczywiście poza tą jawną.
W każdym razie jakoś pod koniec zeszłego roku pokłóciliśmy się kolejny raz tak ostro że już padały krzyki o rozwodzie. Nie umieliśmy się dogadać, jako rozwiązanie zaproponowałam że postaram się mniej narzekać, patrzeć bardziej pozytywnie. I tak jakoś zaczęliśmy żyć. Tylko że wystąpił całkowity brak kontaktu fizycznego. Nawet przytulenia, buziaka. Podeszłam kilka razy ale nie widziałam wzajemności w tym więc zorientowałam się że coś jest nie tak. Od słowa do słowa już właściwie w kłótni wyszło że teraz tak będzie, że on już nie chce ode mnie nic oczekiwać i będziemy sobie żyli w takim układzie czysto biznesowym. Powiedział że właśnie tym robi coś dobrego bo ja tego chciałam. Tłumaczyłam mu że nie, że nie chcę takiego zimnego układu. Że potrzebuję się przytulić tylko przeszkadzały mi te jego ręce pod bluzką. Że seksu też chcę tylko chcę żeby najpierw między nami się poukładało, żeby te kłótnie nie były takie straszne. Że przecież widzę że jemu też to nie odpowiada. No ale nie dało się o tym porozmawiać spokojnie, uznał że on się postarał i nie będzie już więcej dawał nic od siebie i z kolei że nie widzi żebym ja coś dała od siebie. Więc tłumaczę mu że przecież przestałam narzekać, a on znowu że tego nie widzi. No i kłótnia za kłótnią powoli narastało.
Do tego wplątał się temat mojego palenia. Paliłam całe dorosłe życie. Raz mniej raz więcej, po ciąży jak wracałam do palenia chciałam palić ok 10 sztuk dziennie. Na początku wychodziło ale z czasem coraz więcej. Kolejna kłótnia z mężem - miałam ograniczyć. Ograniczyłam do ok 13 sztuk dziennie i tak jakoś było mi w miarę komfortowo. No ale kolejna kłótnia i miałam ograniczyć do 10 sztuk dziennie na co się też zgodziłam. No i czasem wychodziło a czasem nie. No i w ostatnim czasie mąż zaczął dopytywać ile palę. Bałam się awantury więc skłamałam że te 10 sztuk. I tak kilka razy. Aż w końcu pękłam i nie chciałam już kłamać. Powiedziałam mu przedwczoraj prawdę. Awantura. Rozumiem że ma prawo być zły że go okłamałam. Przeprosiłam. Ale awantura cały czas. Wiem że on też conajmniej raz okłamał mnie w dość błahej sprawie. W każdym razie przyznałam że w nerwach jakie są między nami nie mam siły ograniczyć palenia. No ale wszystkie nasze poprzednie problemy poszły w odstawkę i teraz się wścieka raz że go okłamałam a dwa że palę więcej. Dziś nawet chyba usłyszałam ultimatum że on albo papierosy. W tym wszystkim słyszę też że skoro ja nie przejmuję się tym ile palę to on nie będzie się przejmował innymi rzeczami i będzie robił co chce.
Awantura straszna, jego wrzaski, hasła poniżej pasa i wszelkiej krytyki, on mówi że nie chce już nic ze mną rozmawiać ani rozwiązywać (tak jakby wcześniej chciał?)
Co mam zrobić? Oboje mamy problemy z własnym gniewem. Ja mniej otwarcie, on bardzo wylewnie. On nie kontroluje się w gniewie, rani mnie i nie przeprasza, uważa że jest ok skoro to wszystko moja wina. A ja cierpię i właśnie odgrywam się na swój cichy sposób. Chciałabym to zmienić ale jest we mnie ogromny strach przed awanturami.
A po co ci taki mąż? Tylko się kłócicie, seksu nie ma, bliskosci nie ma, narzucacie sobie coś i szantażujecie. Czemu chcesz być jego żoną? Jak ci źle to się rozwiedź.
Po co? Bo jest moim mężem, bo tworzymy rodzinę, mamy dzieci, patrząc z zewnątrz całkiem nieźle nam się wiedzie. Spędziliśmy razem kupę lat. I wg mnie warto o to walczyć. Jest w cholerę ciężko, coraz bardziej widzę że oboje mamy problemy z emocjami. Ale może da się coś zrobić aby żyli długo i szczęśliwie?
I żeby być do końca szczerym: TAK, boję się rozstania. Że nie dam rady. Że to wszystko na marne. Nie chcę tego. Wolałabym żeby u nas się poprawiło niż zaczynać wszystko od nowa z ciężkim bagażem doświadczeń.
Przeczytałam pozostałe twoje wątki. I za cholerę nie rozumiem, po co wy sie pobraliście??? Po jaką cholerę ciagnąć taki związek i dążyc do slubu, jak zupełnie nie potraficie ze sobą rozmawiać? Kompletnie nie wyobrażam sobie, żeby w udanym związku/małzeństwie takie szopki odstawiać ja wy. Patologia jakaś. A wy jeszcze dzieci do tego na swiat powołaliscie. Współczuję im, przerąbaną mają atmosferę w domu. Jak jesteś/byłaś nerwowa, to sobie trzeba było spokojnego chłopaka znaleź. Od męza wymagasz zrozumienia, innego "łapania" - nie za piersi, empatii itp, a ty palisz sobie radośnie nałogowo (co jemu przeszkadza) i ojej, jaka ja biedna jestem, to mnie przerasta, ja nie umiem rzucic. On ma sie zmienić i do mnie dopasować, ale ja moge robić co chcę...
Zrób tak:
Kochanie, od jutra spróbujmy tak żyć - ja bedę palić 9 papierosów dziennie. Weź paczki i podziel mi na cały tydzień tak po 9. Obiecuję że pokryjomu nie dokupię. Będziesz miał nad tym/nade mną kontrolę. Ale wiedz proszę, że jest to dla mnie bardzo cięzkie, potrzebuję twojego wsparcia, zrozumienia, ciepła. Przytul mnie wieczorami, poleżmy sobie przytuleni jak dawniej. Bes seksu skarbie, tak po prostu. A za trzy dni obiecuję, że sie tobą zajmę w łózku
Na zasadzie, ty dajesz kawałek od siebie, on daje cos od siebie.
Nie byłam kiedyś tak nerwowa. Było nam kiedyś ze sobą dobrze. Były problemy z komunikacją ale narosły one z czasem. Tak, oczekuję empatii, zrozumienia itp. To chyba nic nienormalnego. Sama też staram się to dawać. Tylko że tyle tego złego narosło że się w tym pogubiliśmy.
Naprawdę uważasz że przez to że palę to nie mam prawa niczego oczekiwać? Czy te kilka papierosów więcej na dzień to czyni mnie winną wszystkiemu złemu?
Nie robię papierosów odpowiedzialnych za całe zło. Ale widzę, że na chwile obecną to jest dla niego najważniejsze. Niech ma, niech się cieszy - że mniej palisz. A tobie tez to na zdrowie wyjdzie Ja nigdy nie paliłam, ale nałogowo piłam kawę, ze wzgledów zdrowotnych musiałam radykalnie ograniczyć. Przezyłam, da się. Ty w ciazy nie paliłaś albo sporadycznie - no i dało sie
Znam osoby, które duzo paliły i rzuciły, nie palą nic juz kilka lat, tez im było na poczatku cięzko.
Mówisz, że dawniej nie byłaś taka nerwowa. Co wg ciebie sprawiło, że stałas się taka?
Wczesniej dogadywaliscie sie lepiej, ale problemy się nawarstwiły. Tzn jakie stare problemy nie zostały rozwiazane? Jak z rozmowy wychodzi wam kłótnia, to pisz do niego. Próbowaliscie do siebie pisać? W pisaniu nie słychac podniesionego głosu, mozna chwile sie zastanowić, umówić sie, że rezygnuje sie z wulgaryzmów, jeśli w ustnej kłótni one padają. Jest to chłodniejsze, mniej emocjonalne. Bardziej przemyslane, spokojniejsze.
Oczywiście, że lepiej jest naprawić relację i każdy chce żeby się u niego w związku poprawiło. Zerwanie/rozwód to ostateczność, ale też trzeba brać to pod uwagę.
Piszesz, że to twój mąż, że go kochasz. Co cię w nim ujęło? Dlaczego sie zakochałeś? Co w nim ceniłas? A co cenisz teraz? Czy on się bardzo zmienił?
Jestem kłębkiem nerwów. Papierosy działają na mnie jak tabletka uspokajająca. Logicznie wiem że powinnam rzucić lub ograniczyć. Emocjonalnie nie mam siły. Wsparcia od niego też nie będę miała bo przecież jest wściekły.
Jestem taka nerwowa chyba tylko w stosunku do niego. Przypuszczam że przez to że nagromadziło się w cholerę żali. Że wiem jak się do mnie odnosi w kłótniach, że zawsze musi postawić na swoim i znaleźć winnego czyli mnie. I że nie widzi w tym nic złego. I jak się godzimy to coś zawsze zostaje.
Pisanie nie wchodzi w rachubę. Piszę czasem ale on nie odpisuje.
A co mnie w nim ujęło? Humor, dobrze nam się rozmawiało, dobrze było w łóżku. Fajnie nam się imprezowało, pomagał w domu. No ale w nieporozumieniach od zawsze coś szwankowało.
Dlaczego konkretnie teraz jest wsciekly. Najpierw trzeba by go uspokoic, zeby byl przystepniejszy, a potem zabrac sie za caloksztalt. Co go uspakaja? A jaki on jest w stosunku do dzieci? Zalezy mu na ich szczesciu, spokoju, przejmuje sie ze one biora bierny udzial w waszych klotniach i zyja w takiej nerwowej atmosferze? Ma ktos na twojego meza wplyw, liczy sie z kogos zdaniem?
Po co? Bo jest moim mężem, bo tworzymy rodzinę, mamy dzieci, patrząc z zewnątrz całkiem nieźle nam się wiedzie. Spędziliśmy razem kupę lat. I wg mnie warto o to walczyć. Jest w cholerę ciężko, coraz bardziej widzę że oboje mamy problemy z emocjami. Ale może da się coś zrobić aby żyli długo i szczęśliwie?
I żeby być do końca szczerym: TAK, boję się rozstania. Że nie dam rady. Że to wszystko na marne. Nie chcę tego. Wolałabym żeby u nas się poprawiło niż zaczynać wszystko od nowa z ciężkim bagażem doświadczeń.
Wzajemne wyniszczanie się z powodu totalnego niedopasowania się...hm.., za cenę pozorów. Kto co lubi .
Z twoich wpisów przebija opowieść o walce dwóch nieszczęśliwych ludzi, którzy chcieliby zmienić tę drugą osobę, tak jakby im pasowało.
Nie wiem po co ci ta nienawiść do męża, dlaczego nie zaakceptujesz go takim, jakim jest.
Kłótnie też o papierosy, sprawdzanie kto ile wypalił, jest w dorosłym życiu po prostu śmieszne.
Nie kochasz się z nim też, dlatego, że go karzesz. Coś okropnego. Zaniedbujesz go i przyczyniasz się w ten sposób do niszczenia tego małżeństwa.
Możesz sobie tak jeszcze pisać na forum, rok, dwa, jak to okładacie się wyzwiskami, jak to się kłócicie, jak zanika więź, pożycie seksualne, jak was już nie ma.
Ale co to ci da, trwasz w tym i nic się nie zmienia.
Najwyższy czas na separację, i na to, abyście poszli po rozum do głowy.
Rozwieść się zawsze można, tylko to też po coś się robi.
Obudz się sama, nie czekając na męża. On nie załatwi twoich bolączek, spraw na które masz wpływ i sama powinnaś kontrolować.
Hej violet30!
Przeczytałam wszystkie Twoje wątki i posty. Smutne, że tyle czasu to już u Ciebie trwa. Twój pierwszy wątek zaczął się w 2010 więc prawie 7 lat temu...
I jak widać z kolejnych wpisów nie idzie raczej ku dobremu....? Czy byliście w końcu razem na jakiejś terapii? Albo byłaś sama?
U mnie sytuacja trochę inna bo my nie mamy (jeszcze) dzieci... więc tak naprawdę jeśli teraz odejdę jest jeszcze szansa, że ułożę sobie szczęśliwie życie z kimś innym...Fakt, boję się i żal mi będzie tych 9 wspólnych lat ale jak czytam wpisy innych, że te ciche dni to nie jest norma, że inni potrafią jak dorośli ludzie siąść i porozmawiać bez krzyków (widać tak chcą) to dochodzę do wniosku, że ja mam tylko to na co sama się godzę i na co pozwalam żeby było...A wiem że nie chce tak żyć...
Papierosy ciężka sprawa - wiem bo ja i mój mąż paliliśmy wspólnie przez jakieś 7 lat i bardzo ciężko nam było rzucić wspólnie, bo zawsze któreś się wyłamywało i pociągało tym samym to drugie...Ale da się naprawdę!:) I jaka radość teraz, że już nie palimy prawie dwa lata:) Nie ograniczaliśmy się do palenia tylko 5 czy 10 fajek dziennie, tylko po prostu któregoś dnia jak już mieliśmy dość powtarzania sobie "to jest ostatnia paczka" doszliśmy do wniosku, że za długo trwa już to rzucanie i że naprawdę nie chcemy już tego dłużej robić. Dobrym sposobem było zajęcie się czymś innym żeby nie myśleć, że się chce zapalić. Musisz znaleźć sobie inny sposób na odstresowanie się niż sięganie po papierosa który tak naprawdę spowoduje, że poczujesz się po nim jeszcze gorzej niż lepiej...
Lilka - święte słowa.
W mojej głowie burza. Próbuję spojrzeć na to wszystko z innej strony. I widzę to tak: dawno dawno temu jakieś tam kłótnie nas przerosły. I wpadliśmy w schemat reagowania na siebie właśnie złością, karaniem się. Nie wiem jak on to widzi. Ale ja u siebie widzę że właśnie to mnie strasznie blokowało, że chciałam się odegrać nawet o tym nie wiedząc. Że na głos przyznawałam że jest ok ale w sercu miałam złość i chęć odwetu. Bo bolało mnie to jak się do mnie odnosi, i że nie przeprasza. Wkurzało mnie że chce mnie ukarać. No i sama zaczęłam robić to samo tylko mniej jawnie. I to trwało tyle lat...
Teraz patrząc na nas widzę dwoje biednych ludzi z problemami. Zawsze przed zmianą blokowało mnie chyba to że myślałam: a czemu tylko ja?
Ale chyba nie ma innego sposobu. Wystarczy popatrzeć że chcę coś zrobić dla siebie. Uporać się z tą całą złością i żalem. Bo te emocje psują życie mnie i mojej rodzinie. Wiem że to nie jest łatwe. Ale może małymi kroczkami... Chcę być bardziej szczęśliwa. Dla siebie. Dlatego muszę zmienić w sobie ten schemat.
Od kilku dni jest mi lepiej ze sobą. Staram się być miła. Cieszyć się tym co mi pozostało i mieć nadzieję na więcej dobrego.
Nie wiem czy nam się uda. Ale wiem że jak będę działać po staremu to na pewno się nie uda.
Chcę przestać skupiać się na negatywach. Doceniać dobre małe rzeczy. Być dobrą dla siebie. Wyskoczyć z tego bagna negatywnych emocji. Bo wiem że one są i nie znikną, ale po co mi się nad nimi rozczulać? Czy coś tym zmienię że będę je rozpamiętywała? NIE! I myślę że z czasem będzie coraz łatwiej. Na razie mąż mi "przeszkadza", gra po staremu. A ja staram się nie brać tego do siebie. Zrozumieć że on też ma problem.
Wiem że wielokrotnie już otrzymywałam rady w stylu: weź się za siebie, ochroń się. Ale tego nie rozumiałam. Bałam się że dam tym mężowi sygnał że jego zachowanie jest ok, a przecież w głębi serca chciałam go ukarać.
Teraz to do mnie dotarło. Tylko czy dam radę coś z tym zrobić? Spróbuję. A nuż się uda...
Malwa09 napisał/a:Kiedy inne mają facetów, którzy nadskakują im co rusz
Naprawdę są tacy bezproblemowi faceci? Właśnie to pytanie mnie nurtuje, czy można mieć faceta który będzie idealnie odpowiadał w 100%?
A można mieć kobietę, która będzie idealnie odpowiadać w 100% ?
Strony Poprzednia 1 2
Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
Forum Kobiet » TRUDNA MIŁOŚĆ, ZAZDROŚĆ, NAŁOGI » Pogubiłam się.. nie potrafię ocenić kto ma rację..
Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności
© www.netkobiety.pl 2007-2024