Rzadko już tu wchodzę ale weszłam i popełniłam...czytanie mesko-damskich nawalanek w wątku Kaszpira i Lakszmi.
I uderza mnie jedna rzecz. Zgodnie z męską logika Panie 35+ powinny już się czołgać w całunie w stronę grobu, bo nikt ich chcieć nie będzie skoro tyle jest młodszych kobiet. Tłumaczą to biologią - "dla mężczyzny atrakcyjna jest kobietą, która może jeszcze mu dać potomstwo"*. Więc skreślają kobietę za czynnik, na który absolutnie NIE MA WPŁYWU (starzenie się), a jednocześnie źli są na fakt, że niektore kobiety (zwłaszcza atrakcyjne i mające większy wybór) - odrzucają mężczyzn ze względu na niski wzrost albo brak włosów. Oburzają się, że przecież nie mają na swój wzrost ani łysienie wpływu:)))
Czy tylko mi wydaje się to absurdalne?
Albo kolejna gadka - kobiety to materialistki, szukają mężczyzn z pieniędzmi. A jednocześnie Ci sami Panowie deklarują, że kobieta musi być taka i taka, mieć max ileś tam lat, jakoś wyglądać i tak dalej...
Rozumiem, że każdy ma preferencje, ja również je mam, każdy ma. I ma prawo je mieć. Tylko czemu przeszkadza to Panom mającym właśnie takie wyśrubowane oczekiwania, gdy nie wpasowują się w oczekiwania kobiet, które im się podobają? Ja to widzę tak, że jeśli ktoś tak przedmiotowo myśli o ludziach (musi mieć wiek max X, wymiary Y etc) to niech liczy się też z tym, że zostanie tak samo przedmiotowo potraktowany (bo nie ma wzrostu X, stanu zasobów Y etc)
* Jak ma się to do Panów 45+ którzy twardo deklarują, że już nie chcą potomstwa a jednocześnie szukają młodszej partnerki? Czy wtedy argument płodności nie powinien już być nieistotny..?