maku2 napisał/a:Tak, boisz się. Ale na prawdę chcesz się zastanawiać przez lata czy dziecko jest Twoje? Przecież Ty już teraz dopuściłeś myśl że może nie być Twoje a z czasem będzie jeszcze gorzej.
Teraz u małego dziecka można zobaczyć wszelkie podobieństwo ale jak dorośnie już nie.
Boisz się wiedzy ale jak inaczej chcesz stanąć w wprawdzie? Jak inaczej jak nie sprawdzając chcesz "zdobyć" dowód?
Masz rację - myśl, że nie jestem biologicznym ojcem, pojawiła się i tego już nie zmienię. Nie są to jednak myśli natrętne, nie dające mi spokoju. Gdzieś głęboko uznaję dzieci po prostu "za swoje" i nic tego nie zmieni. To jest moja prawda.
Nie mniej pod wpływem Waszych porad rozważania o testach dna wróciły do mnie. Nie odrzucam zupełnie takiego scenariusza.
Raczej to nie 100% że nie. Oni przez cały czas mieli kontakt i nie masz pewności że nie fizyczny. Jedno jest pewne - nie masz pewności.
Pewności nie ma, masz rację.
Czyli spotykając się na mieście pozostają anonimowi.
Zdecydowanie tak.
Nie chodzi o to żeby nakryć ich w wyrku. Ale o sam fakt potwierdzenia że ona tam jest. Ale jeśli tego nie potrzebujesz.
Czasem jest niełatwo oddać wszystkie okoliczności zdarzeń. Tu również były jeszcze inne aspekty, o których wcześniej nie pisałem. Po pierwsze nie znam dokładnego adresu boczniaka, tylko w przybliżeniu wiem, gdzie mieszka. Po drugie, ja jeszcze nie doszedłem do siebie po zabiegu i nie byłbym w stanie zająć się trójką dzieci, gdybym zamknął jej drzwi.
I co ona na to?
Jak sam widzisz ona, jej czyny są sprzeczne. I myślę że ona idzie w tłumaczenie że się pogubiła. Że nie ona a COŚ.
Chyba nie skomentowała tego. To tez nie jest tak, że ona kompletnie nie ma świadomości- nie wypiera się tego, co zrobiła, twierdzi, że mnie skrzywdziła, głównie dlatego, że wtedy była taką osobą. Jednocześnie jednak twierdzi, że nic mi nie jest winna, i że ma prawo do tego, by podążać za szczęściem, którego w naszym małżeństwie nie zaznała. Nie odbieram jej tego prawa. Każdy takie ma. Nie zmienia to faktu, że przy tym zachowała się jak szmata.
Ja wolałbym wiedzieć że zostałem zdradzony.
Z tym że ja to wiem - zostałem zdradzony emocjonalnie oraz najpewniej fizycznie.
normalnyjestem napisał/a:Nie znasz swojej żony, nie wiesz co może jej odwalić i do czego dąży tak naprawdę. Nie oceniaj ją swoją miarą ani nikogo bo każdy ma inną (sam widzisz). A może ta wiedza pozwoli Ci się przygotować na niewyobrażalne. Co do przyszłości małżeńskiej to poczytaj starsze fora jak to się konczy (niektórzy się odezwali). Nigdy się nie dowiesz prawdy a to co wiesz to wierzchołek góry lodowej z oceanu. Nawet jak pójdziecie na wariograf to tylko suche pytania : zdradziłaś, sypiałaś, kochasz go a nie czy żeście się kochali godzinami, całował namiętnie po ciele, czy śnisz o nim itp. I nigdy nie ufaj jej w żadne słowo ani obietnice bo z taką łatwością i skutkiem ciebie okłamywała więc czy teraz będzie tego nie robić ????
Tak, to jest błąd - postrzegać innych jakby byli nami. Dlatego tak trudno znaleźć odpowiedzi na pytania typu: jak ona mogła to zrobić?
Ja nie mam wątpliwości, jak skończy się to małżeństwo - pozew rozwodowy już złożyłem.
Jestem świadomy, że nadal może mnie oklamywać, próbować manipulować mną.
WindyBoy napisał/a:I to nie o samo DNA chodzi - zbieraj argumenty, dowody jakbyś miał iść na wyniszczającą wojnę. To da Ci duży komfort psychiczny.
Mam zebrane pewne dowody. Dowody w postaci dna niekoniecznie dałyby mi komfort psychiczny, o czym pisałem wyżej.
Evergreen napisał/a:Jednym ze świeższych "ozdrowieńców" jest WindyBoy może on bardziej będzie Ci odpowiadał jako odpowiednia osoba do wzorowania się.
Przeczytałem oba wątki WindyBoya. Pomimo pewnych podobieństw w naszych historiach, WindyBoy jawi mi się przede wszystkim jako facet dużo bardziej pewny siebie. Mi tej cechy niestety brakuje.
Tenon jesteś psiapsi, gdyż znasz te szczegóły powrotu do domu. Gdybyś nie był ona nie tłumaczyłaby się Tobie z takich szczegółów. Trzeba nie mieć absolutnie żadnych skrupułów i kompletnie żadnej moralności i zasad etycznych, aby informować swojego męża jak poszło/nie poszło na randce z kochankiem. W środku nocy!
To nie jest tak, że ona sama z siebie zaczęła mi opowiadać. Jeszcze w trakcie jej wyjsci ałem jej do zrozumienia telefonicznie i smsowo, co o tym myślę, a po powrocie widziała, że jestem wkurwiony i zaczęła się po prostu głupio tłumaczyć. Nie mówiła, jak było u niego, tylko dlaczego tam poszła, jak do tego doszło.
W odpowiedniej kolejności żal powinien być wcześniej, jeśli nie wrócisz do złości, żal i niezrozumienie pozostanie z Tobą na długo, jeśli nie na zawsze. Widać ten żal, Tenon, i ten właśnie wiąże bardziej niż jakakolwiek złość, czy późniejsza pogarda, gdyż jest zakotwiczona w uczuciach miłości. Ta miłość powinna spłonąć żywym ogniem na wielkim stosie, ale do tego potrzebna jest ta złość
Czy jeśli przerobiłem złość (tak mi się wydaje), ale żal jeszcze pozostał, to powinienem wzbudzić ponownie w sobie złość, żeby to ona była tą finiszującą sprawę emocją, bo inaczej nigdy nie odzyskam równowagi? Dobrze Cię zrozumiałem? Czy można mieć żal tylko kochając jednocześnie?
No cóż. Trzeba mieć szacunek do samego siebie. Autor widzę że nie ma ...
Bo świadomość że kilka lat go żona zdradzała i "wierzyć" że w tym czasie nie uprawiali sexu to raczej naiwność a raczej głupota.
No cóż, trudno mi odpowiadać na takie stwierdzenia w sytuacji, gdy jasno kilka razy podkreśliłem, że nie wierzę, że seksu nie było. Jeśli nie czytasz postów, to może lepiej zaniechaj wypowiadania się, bo wprowadza to niepotrzebne zamieszanie. Z całą resztą wypowiedzi raczej się zgadzam.
Dziękuję bardzo za rzeczowe porady.
normalnyjestem napisał/a:Podejrzewam że nawet autor gdyby ich zastał w łóżku małżeńskim to łyknąłby gadkę że byli zmęczeni i położyli się odpocząć i nic nie było a to że są nadzy to po prostu jest ciepło i nie chcieli pognieść ubrania.
Dlaczego przekładasz na mnie jakieś swoje standardowe przekonania dot. myśli i zachowań osób zdradzonych? W którym miejscu odczytałeś, że powątpiewam w jej zdradę fizyczną. Po raz kolejny, dla tych, którzy czytają wybiórczo i na takiej podstawie stawiają fałszywe tezy: jestem przekonany, że żona zdradziła mnie również fizycznie. Dowodów na to nie mam, ale nie zmienia to mojej oceny sytuacji.
Jedynie można liczyć że po pewnym czasie pańci się to/on znudzi i zrezygnuje ale na jak długo i czy autorze będziesz wstanie przyjąć (zagłuszyć) to co robiła i dalej być z nią jakby się nic nie stało ?? Cały czas zmienia ci się perspektywa sytuacji, dostrzegasz fakty, analizujesz więc za miesiąc czy dwa będziesz innym człowiekiem pod względem mentalnym. I tak jak tobie wcześniej radzono : szykuj się na wojnę bo lepiej być miło zaskoczonym niż zniszczonym. Życie to nie bajka gdzie wszyscy żyli długo i szczęśliwie. Zrób coś w końcu bo na razie tkwisz zawieszony w próżni i nie wiadomo na co czekasz chyba że wkońcu powie małżonka że odchodzi do tamtego lub że jest w ciąży.
Nie liczę na to, że jej lub jemu się znudzi. Nie chcę wcale jej powrotów. Nie będę w stanie jej przyjąć, jeśli postanowi łaskawie wrócić.
Co masz na myśli, żebym coś w końcu zrobił? Podjąłem decyzję, przygotowałem grunt pod rozwód, byłem u prawnika, psycholog dziecięcej, przeprowadziłem z żoną mediacje skutkujące ugodą ws. opieki nad dziećmi, złożyłem pozew i rozwód. Gdzie tu jest tkwienie w zawieszeniu i czekanie na nie wiadomo co? Może czegoś nie dostrzegam...