Nie muszę się ogaraniać, żeby wiedzieć niektóre rzeczy. Pewnych słów czy okresleń nie lubię używać. Tak samo, jak nie lubię ich czytać czy słuchać. Drażni mnie prymitywizm, prostactwo i wulgarność. Zbyt dużo sarkazmu czy ironii także, ale przede wszystkim zbyt prostacki język. Ktoś może sobie potem zbudowąć o kimś opinię i ciężko to zmienić. Ja się temu nie dziwię. Nie chodzi zatem co chcemy przekazać, ale JAK to robimy.
"Pies jest jak mi bylo żle po to, aby wtu;ic się w jego sierść, albo wziąć go ze sobą na bieganie, przez co poprawiał mi się humor. Pies też nie narzekał
"
Czyli jednak nie jak członek rodziny, coś bardziej jak maskotka.
Nie nie, maskotka to była by do zabawy. Chodziłam z nim do weterynarza jak było trzeba, jak już byłam pełnoletnia oczywiście, robiłam jeśc, wyprowadzałam go, szkoliłam w miare swoichmożliwości i dostępu do literature, to była era przed internetem. To nie był pluszak do zabawy a jak się znudził to został odstawiony w kąt.
rossanka napisał/a:R_ita2 napisał/a:Patologia i to głęboka patologia. Patologia to nie tylko bród, smród, głód i alkohol. W dobrych domach też masz swoje patologie opakowane w ładny papierek i to co opisałaś to przykład jednego z nich. Co z tego, że "wyprowadzają" dziecko, nie jest brudne a oni pracują i opłacają mieszkanie skoro tak źle traktują swoje dzieci i niszczą im psychikę i życie? Nie tylko zaniedbywanie emocjonalne dzieci ale też takie traktowanie dzieci to też patologia Rossanko.
Tylko co im zrobią?
Dziecko wyglada dobrze, nakarminone, Mają dobry wózek, samochód, mieszkanie, pijani nie chodzą, ubrani normalnie, na codzień praca, zakupy - takich rodzin sa miliony.
To patologia byłaby w większości społeczeństwa.Rossanko! Obyś się nie zdziwiła. Wszystko do czasu.
W takim razie, 90 procent społeczeństwa to patologia. Nie słyszałaś jak moje koleżanki potrafią odzywac się do własnych dzieci. Ale tylko w nerwach.
Tamiraa napisał/a:rossanka napisał/a:Tylko co im zrobią?
Dziecko wyglada dobrze, nakarminone, Mają dobry wózek, samochód, mieszkanie, pijani nie chodzą, ubrani normalnie, na codzień praca, zakupy - takich rodzin sa miliony.
To patologia byłaby w większości społeczeństwa.Rossanko! Obyś się nie zdziwiła. Wszystko do czasu.
W takim razie, 90 procent społeczeństwa to patologia. Nie słyszałaś jak moje koleżanki potrafią odzywac się do własnych dzieci. Ale tylko w nerwach.
Nie wiem, bo ja tylko słyszę jak dzieci wymuszają krzykiem zabawki i słodycze i nie mogę napisać, ile to procent. Raczej matka nie będzie ryzykować wyzwisk na ulicy, bo ktoś się znajdzie, kto zareaguje. A co się dzieje w takich domach nie wiem. W końcu te dzieci dorosną i tak samo będą się odnosić do swoich matek. Jak byś inaczej nazwała?
rossanka napisał/a:Tamiraa napisał/a:Rossanko! Obyś się nie zdziwiła. Wszystko do czasu.
W takim razie, 90 procent społeczeństwa to patologia. Nie słyszałaś jak moje koleżanki potrafią odzywac się do własnych dzieci. Ale tylko w nerwach.
Nie wiem, bo ja tylko słyszę jak dzieci wymuszają krzykiem zabawki i słodycze i nie mogę napisać, ile to procent. Raczej matka nie będzie ryzykować wyzwisk na ulicy, bo ktoś się znajdzie, kto zareaguje. A co się dzieje w takich domach nie wiem. W końcu te dzieci dorosną i tak samo będą się odnosić do swoich matek. Jak byś inaczej nazwała?
Nie wtrącam się. Usłysze rossanka nie wtrącaj się to nie Twoje dziecko i po co mi to?
Z reszta dzieci swoich nie mam moze i nie znam się na wychowaniu.
Ale z drugiej strony jestem ciekawa tych pokoleń. Nas trzymano krótko, oni mają swobodę, ciekawe jak to będzie wyglądało po latach.
rossanka napisał/a:Tamiraa napisał/a:Rossanko! Obyś się nie zdziwiła. Wszystko do czasu.
W takim razie, 90 procent społeczeństwa to patologia. Nie słyszałaś jak moje koleżanki potrafią odzywac się do własnych dzieci. Ale tylko w nerwach.
To pozostaje współczuć koleżanek, jeśli odzywają się do swoich dzieci tak jak to przytoczyłaś... Nie znam nikogo w swoim otoczeniu, kto kurwi do swoich dzieci, mówi im, że- cytuję co napisałaś (...)mam cie dosyć, wez sie już uspokój, głupia jesteś. (...), zaj...bie cie, jak mi się nie uspokoisz, czego kur..a znowu chcesz, beznadziejna jesteś i do niczego sie nie nadajesz. Twoje koleżanki mówią tak do swoich dzieci? Ja rozumiem, że się pomyśli, że ma się na dany moment dziecka dosyć bo to zmęczenie materiału czasem, ale to co ty przytaczasz to nie jest 90% społeczeństwa. W aż tak chorym społeczeństwie chyba nie żyjemy.
Nie, to te kobiety na ulicach.
Koleżanki tylko gderają, chociaż i czasem mięsem rzucić potrafią. Ale na co dzień z nimi nie jestem.
137 2022-11-01 16:55:53 Ostatnio edytowany przez Tamiraa (2022-11-01 16:59:00)
Tamiraa napisał/a:rossanka napisał/a:W takim razie, 90 procent społeczeństwa to patologia. Nie słyszałaś jak moje koleżanki potrafią odzywac się do własnych dzieci. Ale tylko w nerwach.
Nie wiem, bo ja tylko słyszę jak dzieci wymuszają krzykiem zabawki i słodycze i nie mogę napisać, ile to procent. Raczej matka nie będzie ryzykować wyzwisk na ulicy, bo ktoś się znajdzie, kto zareaguje. A co się dzieje w takich domach nie wiem. W końcu te dzieci dorosną i tak samo będą się odnosić do swoich matek. Jak byś inaczej nazwała?
Nie wtrącam się. Usłysze rossanka nie wtrącaj się to nie Twoje dziecko i po co mi to?
Z reszta dzieci swoich nie mam moze i nie znam się na wychowaniu.
Ale z drugiej strony jestem ciekawa tych pokoleń. Nas trzymano krótko, oni mają swobodę, ciekawe jak to będzie wyglądało po latach.
Ja nawet nie jestem ciekawa. Będą miały gorzej od nas i będą musiały sobie radzić.
A swoją drogą na ulicy można usłyszeć wiele rzeczy. Ostatnio mijała mnie para w różnym wieku. Pani upadło puste pudełko po papierosach. "- Podnieś k. śmiecisz, k. pewnie w swojej torebce masz taki burdel albo jeszcze gorszy". Zamurowało mnie.
Koniec off topu.
Autorko, jak teraz? Pogodziliście się?
138 2022-11-01 16:57:00 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2022-11-01 16:57:20)
Nie sądzę że 90 % tak się odzywa do własnych dzieci.
Nigdy się tak nie odezwalam do dziecka, mój ex też nie.
Raz z bezsilności dałam małej parę klapsow jak wychodziła na balon bez mojej zgody i do dziś to pamiętam jako wstyd , masakrę.
rossanka napisał/a:R_ita2 napisał/a:To pozostaje współczuć koleżanek, jeśli odzywają się do swoich dzieci tak jak to przytoczyłaś... Nie znam nikogo w swoim otoczeniu, kto kurwi do swoich dzieci, mówi im, że- cytuję co napisałaś (...)mam cie dosyć, wez sie już uspokój, głupia jesteś. (...), zaj...bie cie, jak mi się nie uspokoisz, czego kur..a znowu chcesz, beznadziejna jesteś i do niczego sie nie nadajesz. Twoje koleżanki mówią tak do swoich dzieci? Ja rozumiem, że się pomyśli, że ma się na dany moment dziecka dosyć bo to zmęczenie materiału czasem, ale to co ty przytaczasz to nie jest 90% społeczeństwa. W aż tak chorym społeczeństwie chyba nie żyjemy.
Nie, to te kobiety na ulicach.
Koleżanki tylko gderają, chociaż i czasem mięsem rzucić potrafią. Ale na co dzień z nimi nie jestem.Myślę, że mając dzieci nie da się czasem bez gderania, marudzenia, narzekania, zmęczenia : D ale jest to dalekie od tego co cytowałaś, naprawdę. Myśli mogą bywać okropne, byle tego nie wyartykułować do Bogu ducha winnego dziecka, które rozumie i pamięta więcej niż nam się wydaje. Nie raz zdarzyło mi się wyszeptać do partnera, że zaraz wyjdę z siebie mało cenzuralnymi słowami, ale nigdy w obecności dziecka. nie zasłużyło na to.
To jest dość częste na ulicach. Czasem mam ochote zapytać to czemu zrobiłas sobie dziecko skoro tak się do niego odzywasz? Mówienie do 2 czy 5 latki: jesteś głupia i mam cię dosyć - matka roku normalnie.
140 2022-11-01 17:31:04 Ostatnio edytowany przez Roxann (2022-11-01 17:33:24)
Ja akurat lubię zwierzęta i osoby, które je lubią punktują. Też jestem ponieką zawiedziona postawą Szeptucha, bo uważałam go za bardziej warościowego, też warażliwego faceta.
I nie, nie chodzi o wartość, tylko wrażliwość/empatię. I tak, uważam, że zwierze może być częscią rodziny.
Może Szeptuch tego nie doświdczył, jakimi wdzięcznymi przyjacielami mogą być zwierzęta.
są częścią waszej rodziny?
czyli mając do wyboru ratowanie 2 kotów a ratowanie 1 męża to uratujesz koty?
bo przecież to część rodziny,a członków rodziny sie nie wartościuje prawda?
Myślę że nie ma co tak porównywać. Dla mnie też zwierzęta były częścią rodziny. Co nie znaczy że muszę sobie wyobrażać co zrobiłabym w takiej sytuacji. Tak samo nie trzeba sobie wyobrażać czy ratowałoby się męża czy babcie. Nikt z nas nie wie jak nie był w takiej sytuacji.
Dziękuję za wszystkie wypowiedzi. Muszę doprecyzować kwestię nielubienia zwierząt, bo dyskusja poszła w tę stronę. To nie jest tak, że on śpi z psem w łóżku, a ja nienawidzę zwierząt. Oboje lubimy zwierzęta. Akurat moim zdaniem jego pies jest irytujący i nie przepadam za nim, ale na początku nie było to problemem. Natomiast tak po dwóch latach naszego związku pies zachorował i prawie zdechł, i po tym mój facet zaczął mieć pierdolca na punkcie psa. No i wtedy tym bardziej ja go zaczęłam nie lubić. I zdarzyło się parę drobnych wydarzeń, kiedy wydawało mi się, że on stawia wyżej komfort psa niż mój - albo może to ja przesadzam.
A teraz jest tak, że po tej kłótni się długo nie odzywaliśmy do siebie - u niego to normalne, a ja z kolei czułam się urażona i oczekiwałam przeprosin. W końcu ja się do niego odezwałam i rozmawialiśmy. Pies jest bardzo chory i pewnie nie wyjdzie z tego, a mój facet leczy go u jedynego lekarza, który nie postawił na nim krzyżyka. Mój facet mówi, że teraz jego życie kręci się tylko wokół psa i on nie ma energii na to, żeby teraz się ze mną spotkać i że nawet bym nie chciała widzieć, jak wyglądają jego dni. Więc proponowałam, że mu pomogę z psem i wszystkim, że będę z nim w tym, ale on twierdzi, że zna mnie i ja będę miała dosyć po dwóch dniach, a potem będę mu narzekać, że zajmuje się tylko psem, a on nie ma na to siły. Więc pytam, co będzie z nami, a on na to, żebym wykorzystała ten czas i się czymś zajęła, bo on nawet nie wie, jak będzie wyglądał jego kolejny tydzień. I był urażony, że się do niego tak długo nie odzywałam - a on zawsze po kłótni się dystansuje, a tym razem miałam się domyślić, że nie chce się dystansować. I w ogóle mam wrażenie, że im dłużej ta sytuacja trwa, tym bardziej on jest urażony o wszystko, co dotyczy mnie i psa.
Dodam, że podczas tego okresu milczenia miałam zaplanowaną wizytę lekarską i on ani razu nie zapytał, czy byłam. I mieliśmy ze sobą zamieszkać w najbliższym czasie, planowaliśmy ślub i dziecko, a teraz wszystko zawieszone.
Co o tym myślicie, co mam robić?
Zostawić go.
a co jak będziecie małżeństwem z dziećmi i jego następny pies zachoruje?
Tez będzie ustawiał cała rodzinę pod psa?
Dla mnie nawet nie powinnaś zadawać tego ostatniego pytania.
On wyżej ceni psa od ciebie.
wiec zostaw go sobie z nim.
Nie ma sensu dla niego marnować czasu.
Muszę doprecyzować kwestię nielubienia zwierząt, bo dyskusja poszła w tę stronę. To nie jest tak, że on śpi z psem w łóżku, a ja nienawidzę zwierząt. Oboje lubimy zwierzęta. Akurat moim zdaniem jego pies jest irytujący i nie przepadam za nim, ale na początku nie było to problemem. Natomiast tak po dwóch latach naszego związku pies zachorował i prawie zdechł, i po tym mój facet zaczął mieć pierdolca na punkcie psa. No i wtedy tym bardziej ja go zaczęłam nie lubić. I zdarzyło się parę drobnych wydarzeń, kiedy wydawało mi się, że on stawia wyżej komfort psa niż mój - albo może to ja przesadzam.
Co o tym myślicie, co mam robić?
Myślę, że twój partner jest gnębiony teraz przez wyrzuty sumienia i chce zrobić wszystko dla swojego pupila.
Jeśli nie stać go na dystans i zainteresowanie się tobą, to nie ma na co czekać.
Zostawić go.
a co jak będziecie małżeństwem z dziećmi i jego następny pies zachoruje?
Tez będzie ustawiał cała rodzinę pod psa?
Dla mnie nawet nie powinnaś zadawać tego ostatniego pytania.
On wyżej ceni psa od ciebie.
wiec zostaw go sobie z nim.
Nie ma sensu dla niego marnować czasu.
Tylko, że tu nie ma ustawiania życia pod psa, gdzie to wyczytałeś? Pies teraz wymaga pewnie całodniowej opieki, to jest krytyczna sytuacja, a nie, że psu nie podoba się głos czy fryzura autorki i muszą się z tego powodu rozstać.
W tej sytuacji zamiast wesprzeć partnera, jeszcze jakieś pretensje.
Tak, doczytałam, że zaoferowała pomóc, ale skoro partner twierdzi, że ona po 2 dniach miałaby dosyć opieki, to chyba ją zna.
Tu znamy tylko relacje jednej strony.
Ja tam nie widzę, aby pies był stawiany wyżej. Po prostu teraz jest trudna sytuacja.
Autorko a jak inne kwestie? Jak wygląda Wasz związek? Jak sobie radzicie w kryzysowych sytuacjach?
Co do dzieci to akurat jasne, skoro facet tak walczy o swojego psa pewnie tak walczyłby o swoje dzieci.
Dla mnie niepokojące jest zachowanie w drugą stronę skoro ktoś porzuca zwierze, wyrzuca je np do lasu, to nie ma problemy z porzuceniem partnera czy własnych dzieci. Tacy ludzie nie mają uczuć. Ale odbieglismy od tematu.
Autorko, a jak reszta Waszego związku?
146 2022-11-05 10:46:28 Ostatnio edytowany przez noben (2022-11-05 10:47:15)
i po tym mój facet zaczął mieć pierdolca na punkcie psa. No i wtedy tym bardziej ja go zaczęłam nie lubić.
Istotne spostrzeżenie: powodem Twojego nielubienia psa nie jest pies, tylko fakt, ze facet poświeca mu uwage.
Czyli ,w miejscu psa można postawić cokolwiek innego: prace, hobby, babcie, kolejnego psa - Ty jesteś zazdrosna o te uwagę faceta.
Pytanie o proporcje, ale autodiagnoza pod katem zaborczości wskazana.
147 2022-11-05 11:09:54 Ostatnio edytowany przez rossanka (2022-11-05 11:11:15)
La_Vita_e_bella napisał/a:i po tym mój facet zaczął mieć pierdolca na punkcie psa. No i wtedy tym bardziej ja go zaczęłam nie lubić.
Istotne spostrzeżenie: powodem Twojego nielubienia psa nie jest pies, tylko fakt, ze facet poświeca mu uwage.
Czyli ,w miejscu psa można postawić cokolwiek innego: prace, hobby, babcie, kolejnego psa - Ty jesteś zazdrosna o te uwagę faceta.Pytanie o proporcje, ale autodiagnoza pod katem zaborczości wskazana.
Dlatego zapytałam autorkę o inne rzeczy w ich związku, jak to wygląda?
Zaniepokoiło mnie, gdy napisała o tym, że miewalo ciche dni po kłótniach, tak to zrozumiaam - to bardzo niedobrze takie nieodzywanie się do siebie w razie sporów.
Poza tym tu jest problem z psem w tym przypadku, a dla innej osoby to nie byłby w ogóle problem, bo jak rozumiem psiak jest obecnie w stanie krytycznym, a właściciel bardzo się przejmuje, nie słyszałam aby Autorka napisała choć raz, ze martwi sięo psa, że chciałaby aby wyzdrowiał, ze szuka informacji po forum jak można pomóc, może zmienić leczenie, że płacze po nocach, że psisko nie wyzdrowieje i stanie się najgorsze (to tylko przykłady). Nic a nic tego nie było, znaczy, nie za bardzo ona dba o tego psa i nie bardzo on ją obchodzi, lepiej by było, jakby go nie było, tak to z boku wygląda, a zakąłd, z e facet to czuje, dlatego nie chce aby ona była obok.
Już pisałam, to, ze ktoś nie przepada z a zwierzetami - moze też tak być, a wtedy aby najlepiej związywały sieosoby ze sob a, które mają takie same podejście, dla innej osoby, takie zachowanie partnera obecnie (w czasie choroby psa), nie byłoby niczym niewłaściwym, czy nie czułaby odtrącenia, a taki wątek jak ten nawet by nie powstał. A kto wie, może zamiast tego założyła by wątek"pies mojego partnera choruje na chorobe X, czy ktoś mia l podobny przypadek, co można zrobić" i tak dalej.
To to kwestja osób a nie psa, bo równie dobrze mógłby byc wątek pt mój facet ciąge pracuje, albio moja partnerka ciągle poświęca czas dziecku.
Dla mnie tu za mało danych odnośnie związku.
Przerysowując to wygląda tak:
temat: mój partner stawia psa wyżej ode mnie, powiedział, ze w czasie jego choroby nie ma dla mnie czasu.
odpowiedz forum: rzuć go, bo stawia zwierze wyżej od Ciebie.
Równie dobrze mógłby być temat: moja partnerka nie przepada za moim psem. Pies teraz bardzo choruje, potrzebuje 24 godzinnej opieki, przeszedł operacje i nie wiem, czy nie sa to jego ostatie chwile. Chciałbym go wyleczyć, albo niestety być z nim do końca, jestem w trudnej sytuacji bo miałem go 10 lat i naprawdę się z nim zży łem. Partnerka nie krzywdzi go ale wiem, ze za nim nie przepada i bez sensu jest abym j a teraz właczył w opieke nad psem, bo znam ją i wiem , ze po dwóch dniach będzie narzekanie, b edzie zniecierpliwiona, zaczną się kłótnie, a to jest to, co teraz jest niepotrzebne, co robić w takiej sytuacji?"
I pewnie znalazłyby się głosy, aby ją zostawił, skoro ona nie ma empatii.
Tak działają fora, dobrze jest znać relacje z obu stron, co jest oczywiście niemożliwe.
Mam nadzieje, mimo wszystko, ze psu sie polepszy jednak. Sa rózne przypadki medyczne.
Tamiraa, nie ma na co czekać tzn. powinnam go zostawić?
Noben - wiem. Tzn. po części moja antypatia jest spowodowana samym zachowaniem psa, a po części stosunkiem faceta i moją zazdrością/zaborczością.
Szeptuch i Rossanka - powiem Wam, że ja też kiedyś miałam psa i gdy umierał, to wzięłam urlop i wyjechałam (tylko ja i pies), żeby spędzić z nim ostatnie tygodnie/dni. Więc z jednej strony rozumiem tego mojego faceta. Ale z drugiej strony on mnie bardzo odpycha od siebie - nie wyobrażam sobie, żeby taka sytuacja miała trwać np. jeszcze miesiąc albo kwartał i my byśmy się nie spotykali. Nie wyobrażam sobie, że potem normalnie mielibyśmy kontynuować związek, jakby nigdy nic. I boli mnie to, że on o tym nie myśli, że ta sytuacja może zniszczyć nasz związek. I boli mnie to, że nie zapytał o moją wizytę u lekarza!!!
Co do naszego związku - zgadzamy się ze sobą w wielu kwestiach, które są poważne i kluczowe, mamy podobne poglądy, plany na życie, wykształcenie, poczucie humoru. Stosunku do zwierząt nie uważam za kluczową kwestię, a poza tym u nas to tak wyszło z tym nielubieniem jego psa.
Poza tym tu jest problem z psem w tym przypadku, a dla innej osoby to nie byłby w ogóle problem, bo jak rozumiem psiak jest obecnie w stanie krytycznym, a właściciel bardzo się przejmuje, nie słyszałam aby Autorka napisała choć raz, ze martwi sięo psa, że chciałaby aby wyzdrowiał, ze szuka informacji po forum jak można pomóc, może zmienić leczenie, że płacze po nocach, że psisko nie wyzdrowieje i stanie się najgorsze (to tylko przykłady). Nic a nic tego nie było, znaczy, nie za bardzo ona dba o tego psa i nie bardzo on ją obchodzi, lepiej by było, jakby go nie było, tak to z boku wygląda, a zakąłd, z e facet to czuje, dlatego nie chce aby ona była obok.
(...)Dla mnie tu za mało danych odnośnie związku.
Przerysowując to wygląda tak:
temat: mój partner stawia psa wyżej ode mnie, powiedział, ze w czasie jego choroby nie ma dla mnie czasu.
odpowiedz forum: rzuć go, bo stawia zwierze wyżej od Ciebie.Równie dobrze mógłby być temat: moja partnerka nie przepada za moim psem. Pies teraz bardzo choruje, potrzebuje 24 godzinnej opieki, przeszedł operacje i nie wiem, czy nie sa to jego ostatie chwile. Chciałbym go wyleczyć, albo niestety być z nim do końca, jestem w trudnej sytuacji bo miałem go 10 lat i naprawdę się z nim zży łem. Partnerka nie krzywdzi go ale wiem, ze za nim nie przepada i bez sensu jest abym j a teraz właczył w opieke nad psem, bo znam ją i wiem , ze po dwóch dniach będzie narzekanie, b edzie zniecierpliwiona, zaczną się kłótnie, a to jest to, co teraz jest niepotrzebne, co robić w takiej sytuacji?"
I pewnie znalazłyby się głosy, aby ją zostawił, skoro ona nie ma empatii.Tak działają fora, dobrze jest znać relacje z obu stron, co jest oczywiście niemożliwe.
Tak, w zasadzie to masz rację.
Tamiraa, nie ma na co czekać tzn. powinnam go zostawić?
Noben - wiem. Tzn. po części moja antypatia jest spowodowana samym zachowaniem psa, a po części stosunkiem faceta i moją zazdrością/zaborczością.
Szeptuch i Rossanka - powiem Wam, że ja też kiedyś miałam psa i gdy umierał, to wzięłam urlop i wyjechałam (tylko ja i pies), żeby spędzić z nim ostatnie tygodnie/dni. Więc z jednej strony rozumiem tego mojego faceta. Ale z drugiej strony on mnie bardzo odpycha od siebie - nie wyobrażam sobie, żeby taka sytuacja miała trwać np. jeszcze miesiąc albo kwartał i my byśmy się nie spotykali. Nie wyobrażam sobie, że potem normalnie mielibyśmy kontynuować związek, jakby nigdy nic. I boli mnie to, że on o tym nie myśli, że ta sytuacja może zniszczyć nasz związek. I boli mnie to, że nie zapytał o moją wizytę u lekarza!!!
Co do naszego związku - zgadzamy się ze sobą w wielu kwestiach, które są poważne i kluczowe, mamy podobne poglądy, plany na życie, wykształcenie, poczucie humoru. Stosunku do zwierząt nie uważam za kluczową kwestię, a poza tym u nas to tak wyszło z tym nielubieniem jego psa.
A pisałaś coś o tym, że gdy macie kłopoty nie odzywacie się do siebie, jak to wygląda?
Coś mi nie pasuje, że chodzi tylko o sytuację jaka się teraz dzieje. Tam musi być coś jeszcze.
Wszystko wskazuje na to, żen ten biedny zwierzak jest u kresu swego życia. Sam pies zapewne cierpi, więc akceptuje właściwie jedynie swojego właściciela, gdyż przy nim choć trochę czuje się lepiej. Może odczuwać dystans w stosunku do innych domowników, w tym przypadku do Ciebie Autorko. Nawet, gdyby ze zwierzakiem był owszystko w porządku, to często potrzeba czasu, aby zwierzak zaakceptował w pełni kolejnego domownika.
Niepokojące jest nie to, jak się o psa troszczy, tylko to, żę całkowicie odsunał Ciebie na dalszy plan.
A pisałaś coś o tym, że gdy macie kłopoty nie odzywacie się do siebie, jak to wygląda?
Coś mi nie pasuje, że chodzi tylko o sytuację jaka się teraz dzieje. Tam musi być coś jeszcze.
No tak, po kłótni nie odzywamy się, bo mój facet nie potrafi od razu rozmawiać i się pogodzić, tylko potrzebuje cichych dni, żeby się wyciszyć. To jest dla mnie problem od zawsze, ale to jest tylko forma kłótni. A ostatni raz kłóciliśmy się chyba w zimie, więc nie wydaje mi się, żeby było coś więcej na tapecie, niż kwestia psa. On jest naprawdę przewrażliwiony na punkcie tego psa. A im bardziej on się nad nim trzęsie, tym bardziej ja się zżymam, bo myślę, że pies jest ważniejszy ode mnie.
No tak, po kłótni nie odzywamy się, bo mój facet nie potrafi od razu rozmawiać i się pogodzić, tylko potrzebuje cichych dni, żeby się wyciszyć. To jest dla mnie problem od zawsze, ale to jest tylko forma kłótni. A ostatni raz kłóciliśmy się chyba w zimie, więc nie wydaje mi się, żeby było coś więcej na tapecie, niż kwestia psa. On jest naprawdę przewrażliwiony na punkcie tego psa. A im bardziej on się nad nim trzęsie, tym bardziej ja się zżymam, bo myślę, że pies jest ważniejszy ode mnie.
Skoro tak jest, to pogódź się z tym że znaczysz dla niego mniej niż pies, w końcu są w życiu gorsze rzeczy które często człowiek akceptuje z własnego wyboru. Widzisz inne rozwiązanie na dzień dzisiejszy?
Skoro tak jest, to pogódź się z tym że znaczysz dla niego mniej niż pies, w końcu są w życiu gorsze rzeczy które często człowiek akceptuje z własnego wyboru. Widzisz inne rozwiązanie na dzień dzisiejszy?
Większość osób w tym wątku miała odczucia, że on po prostu dba o chorego psa, więc nie jest powiedziane, że znaczę dla niego mniej niż pies. Nie musisz mi dogryzać.
Tamiraa, nie ma na co czekać tzn. powinnam go zostawić?.
Tak myślałam, ale potem przeczytałam, że ty jak miałaś kiedyś psa wyjechałaś tylko z nim, żeby spędzić ostatnie chwile.
W takim razie dlaczego nie rozumiesz jego sytuacji? Że też woli ostatnie chwile spędzać tylko z psem?
Salomonka napisał/a:Skoro tak jest, to pogódź się z tym że znaczysz dla niego mniej niż pies, w końcu są w życiu gorsze rzeczy które często człowiek akceptuje z własnego wyboru. Widzisz inne rozwiązanie na dzień dzisiejszy?
Większość osób w tym wątku miała odczucia, że on po prostu dba o chorego psa, więc nie jest powiedziane, że znaczę dla niego mniej niż pies. Nie musisz mi dogryzać.
Myślisz, że pies jest ważniejszy od ciebie, więc to twoje odczucia są chyba ważne a nie ludzi z forum?
Jeśli się tak czujesz to co niby można z tym zrobić? Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma, chyba tak to brzmi? Masz faceta dla którego pies jest tak ważny, że twoje odczucia idą na bok, więc jeśli ci na facecie zależy, to zaakceptuj ten fakt, bo inaczej będziesz nieszczęśliwa a po co ci to. Może jeszcze polubicie się z tym psem? Nie takie rzeczy świat widział
rossanka napisał/a:A pisałaś coś o tym, że gdy macie kłopoty nie odzywacie się do siebie, jak to wygląda?
Coś mi nie pasuje, że chodzi tylko o sytuację jaka się teraz dzieje. Tam musi być coś jeszcze.No tak, po kłótni nie odzywamy się, bo mój facet nie potrafi od razu rozmawiać i się pogodzić, tylko potrzebuje cichych dni, żeby się wyciszyć. To jest dla mnie problem od zawsze, ale to jest tylko forma kłótni. A ostatni raz kłóciliśmy się chyba w zimie, więc nie wydaje mi się, żeby było coś więcej na tapecie, niż kwestia psa. On jest naprawdę przewrażliwiony na punkcie tego psa. A im bardziej on się nad nim trzęsie, tym bardziej ja się zżymam, bo myślę, że pies jest ważniejszy ode mnie.
Sorry za dosadnosc, ale to niezdrowe nie rozmawiać parę dni po kłótni. Wytrzymujesz to?
A jeśli z psem jest tak zle, to rozumiem ten nawał opieki.
O co to są kłótnie, że brak jest kontaktu słownego przez parę dni?
to jest sytuacja kryzysowa. pies umiera. chłopak w tym momencie nie myśli racjonalnie, wychodzą z niego żale, wie że straci najlepszego przyjaciela reaguje schematami.
to pierwsza rzecz - ważne żebyś sobie zdawała sprawę jak on w takich sytuacjach kryzysowych reaguje, bo prawdopodobnie będzie w podobny sposób reagował w przyszłości.
druga rzecz, ciche dni to pasywna agresja i to jest temat który jest absolutnie do przerpacowania przez niego i coś o czym powinnaś z nim porozmawiać przed ślubem, dzieckiem itd. to powinno się zmienić. ale to nie jest ten moment. jeśli go kochasz i uważasz za wartościowego człowieka, uważam że należy mu się teraz pełne wsparcie. i akceptacja jego uczuć (z tym masz problem na moje oko). teraz masz okazję pokazać swojemu chłopakowi jak bardzo go kochasz i akcpetujesz jego aktualny stan. że jak coś to jesteś. jak się pożegna z przyjacielem to będzie Ci wdzięczny i Wasz związek powinien się wzmocnić. natomiast to też nie oznacza że jak już skończy się żałoba to nie możesz poruszyć tematu tego jak się zachował wobec Ciebie, wręcz przeciwnie. ale to później, jak emocje opadną. teraz nic nie zrobisz. tzn. możesz z nim zerwać ale to byłoby bardzo samolubne.
Problemem tu nie jest to chłopak stawia wyżej psa niż autorkę tylko to że autorka ma kompletnie w dupie tego chłopaka, jego uczucia i domaga się stałej atencji. Gdyby mój partner przeżywał jakąś tragedię i jego wyraźnym życzeniem byłoby pobyć samemu to bym to uszanowała nawet gdyby miało trwać tygodniami.
Autorka jest samolubna i jej potrzeby muszą być na wierzchu.
Problemem tu nie jest to chłopak stawia wyżej psa niż autorkę tylko to że autorka ma kompletnie w dupie tego chłopaka, jego uczucia i domaga się stałej atencji. Gdyby mój partner przeżywał jakąś tragedię i jego wyraźnym życzeniem byłoby pobyć samemu to bym to uszanowała nawet gdyby miało trwać tygodniami.
Autorka jest samolubna i jej potrzeby muszą być na wierzchu.
Oj tam, oj tam... A kto chciałby nocować na ławce pod balkonem, bo właśnie pies naszego partnera żle się czuje i nie tak reaguje na nasz widok?
M!ri napisał/a:Problemem tu nie jest to chłopak stawia wyżej psa niż autorkę tylko to że autorka ma kompletnie w dupie tego chłopaka, jego uczucia i domaga się stałej atencji. Gdyby mój partner przeżywał jakąś tragedię i jego wyraźnym życzeniem byłoby pobyć samemu to bym to uszanowała nawet gdyby miało trwać tygodniami.
Autorka jest samolubna i jej potrzeby muszą być na wierzchu.Oj tam, oj tam... A kto chciałby nocować na ławce pod balkonem, bo właśnie pies naszego partnera żle się czuje i nie tak reaguje na nasz widok?
zdaje się że autorka ma własne lokum więc co się wpycha chłopakowi na chatę.
Partner do wymiany.
Ktos kto stawia na równi "uczucia" zwierzęcia i uczucia człowieka dla mnie jest ostro pogubiony.
Dla mnie to był zawsze jedna z czerwonych flag w pozmawianiu ludzi: jeżeli ktoś "kocha" zwierzęta,traktuje je ja członków rodzin,to trzeba trzymać sie od kogoś takiego jak najdalej,widocznie nie jest wstanie zbudować żadnej relacji z człowiekiem,skoro pies to dla niego "przyjaciel".wiec radził bym tzymac sie od takiej osoby z daleka.
Z reszta o czym my tu dyskutujemy?
niby kobieta na której mu zależy nie może przyjechać do niego bo pies "czuje" się niekomfortowo?
to żart?
Zerwij z nim i polec terapie.
Zwierzęta również odczuwają ból, lęk, stres a we własnym domu pies powinien czuć się swobodnie. Dla mnie czerwona flaga to jak ktoś nie lubi zwierząt i nie jest do nich empatyczny. Ja się rozstałam z jednym partnerem właśnie przez mojego psa i nie żałuję
Partner do wymiany.
Ktos kto stawia na równi "uczucia" zwierzęcia i uczucia człowieka dla mnie jest ostro pogubiony.
Dla mnie to był zawsze jedna z czerwonych flag w pozmawianiu ludzi: jeżeli ktoś "kocha" zwierzęta,traktuje je ja członków rodzin,to trzeba trzymać sie od kogoś takiego jak najdalej,widocznie nie jest wstanie zbudować żadnej relacji z człowiekiem,skoro pies to dla niego "przyjaciel".wiec radził bym tzymac sie od takiej osoby z daleka.
Z reszta o czym my tu dyskutujemy?
niby kobieta na której mu zależy nie może przyjechać do niego bo pies "czuje" się niekomfortowo?
to żart?
Zerwij z nim i polec terapie.
ej, a jak nazywasz żywą istotnę, którą się zajmujesz, karmisz, dbasz o jej potrzeby przez wiele lata, a ona odwzajemnia ci się swoją miłością??? to nie jest członek rodziny???
Jeśli członek rodziny np. dziecko, senior jest chory, to sprowadzasz znajomych i bawisz się z nimi, olewając w tym czasie chorego??? Ten chory ma się cieszyć, że wszystko jest OK, bo znajomi pogrzebaczem po pleckach nie nawalają?
Nie ogarniam tego typu myślenia.
Ja raczej bałabym się ludzi, którzy nie traktują swoich zwierząt jako członków rodziny, prawdopodobnie brak im empatii.
Temat zwierzęcia, jest tu tylko wierzchołkiem góry lodowej. Z tego, co piszesz, po prostu nie do końca jesteście dobrze dobrani i leży u was komunikacja i wspólne rozwiązywanie problemów. Nie wróży to dobrze.
Ja miałam mieć kota w domu, ale szczerze mówiąc, nie mam czasu na zwierzaka. W dodatku jest też podatek od kota https://brzeziny24.pl/podatek-od-kota/ Mam na chwilę obecną jedynie bojownika w akwarium, takiego biedaka samotnego, a też jest poniekąd z nią kłopot, no bo kto zostanie z rybką jak my wyjeżdżamy. Pies to już w ogóle jest dla mnie abstrakcja, absolutnie jestem na nie.
Czy Waszym zdaniem normalne jest, że w stałym związku pewnego dnia mężczyzna mówi kobiecie, że ponieważ ona nie lubi jego psa, a pies jest świeżo po poważnej operacji, to żeby kobieta nie przychodziła do mężczyzny danego dnia, bo pies potrzebuje dobrej atmosfery? I że jak ona zmieni swój stosunek do psa, to on zaprasza?
Zdaniem kobiety to jest upokarzające dla niej (na zasadzie dziś nie możesz przyjść, ale jutro łaskawie może się zgodzę) i powodowane przesadną do absurdu troską o psa (kobieta tego psa nie krzywdzi, po prostu nie przepada za nim). Kiedy kobieta poczuła się urażona i powiedziała o tym, mężczyzna nie ustąpił, więc kobieta poczuła się tym bardziej urażona, że mężczyzna bardziej dba u potencjalne uczucia psa, niż uczucia kobiety. Skończyło się cichymi dniami. Co myślicie o tej sytuacji?
Pies ważniejszy niż Twoja picz. Pytanie czy dla Ciebie ważniejsza jest Twoja picz od jego psa - to jest główne pytanie dla Ciebie, bo on już się określił.
Ja miałam mieć kota w domu, ale szczerze mówiąc, nie mam czasu na zwierzaka. W dodatku jest też podatek od kota https://brzeziny24.pl/podatek-od-kota/ Mam na chwilę obecną jedynie bojownika w akwarium, takiego biedaka samotnego, a też jest poniekąd z nią kłopot, no bo kto zostanie z rybką jak my wyjeżdżamy. Pies to już w ogóle jest dla mnie abstrakcja, absolutnie jestem na nie.
Mnie kot polazl na tamten swiat. Nawet nie wiem czemu kot domowy to niewiem co mu sie stalo. Zszedl rano do kuchni. Daje mu jedzenie. On nie je, tylko na stol wskoczyl i miauczy. Daje mu wode, pije i jest cicho. Ja ide do pokoju. Kot jest w kuchni. Po godzine ide do kuchni widze kot na podlodze siedzi jakis osowialy, jedzenie nie tkniete a to dziwne, bo on zawsze nie dosc,ze zjadl to jeszcze o wiecej sie darl. Patrze mu w oczy myslalam, ze na zawal zejde oczy metne jakby byl slepy,ale dalam mu mleka to pewnie widzial,bo wiedzial gdzie isc tyle,ze juz nie pil. Wracam do pokoju,nagle slysze halas kot wlazi do szafki z garnkami. Wyciagam go, a on miauczy jakby z bolu. Ogladam go wszedzie nie ma zadnej rany. To widze,ze cos nie tak klade go na krzeslo. Ide po telefon dzwonic do weterynarza. Daje kotu wode on pije. Pozniej znow sie kladzie kot na boku, nagle dostal jakis spazmow, zaczal ruszac lapami w niekotralowany sposob niewiem pewnie mial atak padaczki moze. Ja go szybko wzielam na rece tez zaczal miauczec, ciezko oddychac. Klade go na krzeslo lece po telefon, a slysze kot bierze jeden duzy oddech i po nim. Mlody kot rok zycia, kot domowy zero stycznoscii z innymi zwierzakami. Nie mam pojecia co mu sie stalo. Jedynie co sobie mysle to to,ze zanim go znalazlam on byl na ulicy i moze sie od innego kota czyms zarazil i dopiero po kilku miesiacach sie choroba ujawnila. Ale zeby taki mlody kot to mi najbardziej szkoda, ze tak krotkie zycie mial