Słuchajcie, taka sytuacja sprzed miesiąca - dzień jak co dzień, pojechałem rano do pracy, przed wyjściem z domu zapytałem jeszcze żonę jakie ma plany na dziś, a ona odpowiada, że zawozi dzieci do dziadków i jedzie do miasta załatwić sprawy urzędowe i polatać po sklepach. No ok.
Koło południa dostaję telefon od kolegi, że moja kobita siedzi w kawiarni z jakimś typem.
Po powrocie do domu pytałem jej, jak było na randce w kawiarni.
I tu następuje jej wielkie oburzenie i tłumaczenie - no tak, poznała nowego, miłego, dowcipnego i żonatego faceta. Nie ma i nie będzie miedzy nimi seksualności, bo od tego ma mnie, natomiast ona potrzebuje czasami wyjść z domu, żeby nie siedzieć tylko w pampersach. Nie ma żadnych wyrzutów sumienia - w końcu każdy ma prawo mieć kolegę i czasem się z nim spotkać.
Teraz mam zagwozdkę, czy przyznać jej rację, czy tkwić w przekonaniu, że to niezbyt moralne zachowanie wobec małżonka? Moim zdaniem to nie jest normalne zachowanie.
Właśnie minął miesiąc, żona dziś mówi mi że jutro znowu musi jechać do miasta załatwić sprawy bankowe. Z ciekawości zerknąłem w jej telefon i widzę, że dzwoniła wczoraj do cukierni - zapewne zarezerwowała stolik na jutro.
W tej chwili poniosły mnie nerwy i napisałem jej sms, że jeśli jutro spotkam ją z tym typem to zarządam rozwodu. Czy nie przesadzam?
Zadzwonię jutro do cukierni i zapytam o godzinę rezerwacji stolika, zapewne spotkam ich oboje na miejscu...