Nie chce szukać pomocy u psychologów i psychiatrów. Nie chcę słuchać tych stadardowych pogadanek, że jestem pełnowartościowa, że na każdego przyjdzie czas, że nie trafiłam na odpowiedniego.
To wszystko jest bujda. Jestem kobietą, której nikt nie chce.
Jak byłam młoda w głowie miałam mnóstwo bzdur o tym jedynym, że każdy by mnie chciał, ale ja nie chce, że przyjdzie czas, że się szanuje, że na miłość przyjdzie czas i tym podobne bzdury.
Dopiero od 2, 3lat dochodzi do mnie, że z nikim nigdy nie byłam, bo nikt mnie nie chciał. Nawet otoczenie mówi mi wprost, że mój czas mija.
Jestem brzydka, nieatrakcyjna i nielubiana przez ludzi. Jestem także uważana za głupią babę z która nie ma o czym gadać ( i taka jestem). Faceci dla mnie to inna galaktyka. Zresztą jak w pracy mam do czynienia z wyższym od mnie facetem i fajnym to czuje niepokój i jestem spłoszona.
Teraz będąc po 30 już nie widzę dla siebie nadziei, dopiero do mnie doszło z całą mocą, że jestem za stara na pierwsze doświadczenia i nikt normalny mnie nie będzie chciał ( a ja się juz nie przełamie). W ostatnich 2 latach próbowałam zagadywać do facetów, ale nic z tego. Na internet swojego zdjęcia nie wrzuce, nie i tyle.
Czy źle mi się samej żyję? Trochę tak, trochę nie. Daję sobie radę. W sumie cały czas jestem w pracy.
Ale jestem tylko w pracy i tylko w domu.
Teraz uporałałam sie w ostatnich latach z różynymi problemami ze sobą, ale nie wiem jak pracować nad samooceną kiedy zawsze byłam odrzucana. To nie jest kwestia " misiewydaje" a tak było, więc?
Nie potrafie sobie wmawiać, że jestem super kobita tylko męzczyzną się nie podobam, bo to nie tylko kwestia urody, ale i charakteru - zdaje sobie sprawę z tego.
Mam tylko jeden pomysł - rzucić się w wir pracy i nauki, nie wiem czy dam radę zdusić w sobie kompleksy i poczuciu bycia gorszą kobietą. Od roku wiele razy płakałam z tego powodu i to mnie niszczy i przeszkadza mi w pracy nad sobą. Nie chce sluchać, że wszystko przed mną, bo w to juz nie uwierzę. Chcę odpędzić te nagatywne myśli.