A mi się wydaje, że rozbieżność w zarobkach to tylko jeden z powodów i to raczej w tych skrajnych przypadkach. Znaczy, rozumiem, że komuś, kto liczy każdy grosz, wyskoczenie np. na steki i zostawienie tam kilku stówek, jawi się jako coś obrzydliwie nieprzyzwoitego, jeśli ma w głowie, że za to mógłby jeść przez 2 tygodnie z całą rodziną. Tyle że to, uważam, pozwala zrozumieć, ale nie usprawiedliwia jakichś złośliwości.
Ale znam też sporo osób, które nie narzekają specjalnie na brak funduszy, tylko mają problem z przyjęciem do wiadomości, że ludzie mają różne potrzeby. I że te różne potrzeby wcale nie oznaczają niewłaściwych.
Ja już kiedyś pisałam o tym przy podobnej dyskusji, ale się powtórzę, bo wg mnie to idealne przykłady. XD Czyli np. mój ojciec, który bez mrugnięcia okiem wydaje grube tysiące na sprzęt narciarski, który tak samo ekscytuje się, kiedy ja kupuje coś narciarskiego, był zdruzgotany, jak kupiłam sobie buty na pole dance (a to i tak były jedne z tańszych) - no jak to, tyle za buty, których nawet dobrze nie widać? XD To samo mój partner, "kupiłaś mi taki drogi krem?" - a krem ze 20 zł, balsamy do opalania też jak najtańsze by wybierał, a jednocześnie: "ooooch, oczyszczacz powietrza za ~2500 zł? No jak za darmo, biorę!". XD Zresztą ja sama złapałam się na takim myśleniu. Jak byłam nastolatką, a moja mama wymieniała meble w salonie i za kilka tysięcy kupiła narożnik i fotele, to ja miałam w głowie, że normalnie całe życie bym sobie za to urządziła, a ona kupiła jakieś tam meble. XD
Więc, no, znowu, ja zdaję sobie sprawę, że każdy jest gotowy wydawać na coś innego i inaczej postrzega ceny, ale zupełnie nie rozumiem, skąd się biorą te złośliwości i umniejszanie sensu wydatków innych ludzi. Jednego uszczęśliwi setna bluzka, drugiego nowy telefon co pół roku, trzeci wyda wszystko na podróże - no i fajnie. Mają tego nie robić, bo ktoś by ich pieniądze rozdysponował inaczej?