Aż sama się sobie dziwię, że założyłam tu konto, gdyż zwykle unikam takich miejsc. Typowo kobiece miejsca i treści źle na mnie działają. Ogólnie to kiedyś byłam feministką. Dziś choć wciąż równość płci jest dla mnie priorytetem to z kobietami bardzo trudno się dogaduje. Zwłaszcza z feministkami. Dla mnie celem jest realna równość płci, nie żaden wybór i akceptacja różnorodności. Każda różnica płciowa jest dla mnie zła, a na słowo kobiecość dosłownie chce mi się wyć z frustracji, bezsilności i złości. Nienawidzę piersi, okresu, tego, że moje ciało stworzone jest do bycia matką. Sukienek, szpilek, pończoch, stringów i wszystkich elementów garderoby dedykowanych kobietom, mającymi podkreślać kobiece kształty i seksualność. Problem polega na tym, że piszę tego posta sama mając koronkową koszulkę nocną, ogolone nogi i czerwone paznokcie i stóp. Bo się w pełni identyfikuję jako kobieta, żeby rozwiać ewentualne wątpliwość w kwestii dysforii czy czegoś takiego. Po prostu w sobie tego nienawidzę. Czuję się ofiarą i biologii i kulturowej socjalizacji.
Najbardziej jednak nienawidzę źródła tych wszystkich różnic - seksualności. Nie tylko pornografii, seksualizacji kobiet, seks biznesu i klubów go go. Ale wszystkiego co z seksem związane. Nic w mojej ocenie taki nie poniża i nie obdziera z godności kobiet jak seks heteroseksualny. Od pozycji, przez dźwięki jakie wydajemy po skłonność do uleglości i fakt, że to my możemy zostać zapłodnione. Jak słyszę jak lubimy dostawać klapsy i być trzymane za włosy to mnie krew zalewa. Jakby atawizmy nas definiowały i były ponad naszą godnością.
Tak samo nienawidzę słuchać o tym jaką kobiety mają obsesję na punkcie swojego wyglądu. Te wszystkie reklamy z przekazem " Każda z nas chce pięknie wygladać" powodują, że mam ochotę wyjść z siebie i stanąć obok. Operacje, zabiegi, kosmetyki, seksowna bielizna, kursy pole dance i burleski. Nienawidzę tego całymi pokładami swojego jestestwa. Choć najbardziej prymitywne części mnie wciąż tego chcą, co powoduje jeszcze większe zacietrzewienie, by tego nienawidzić.
Nigdy nie byłam w związku i czuję się samotna. Ale nie wydaje mi się, by to się mogło zmienić. Bo żaden facet nie chce związku bez seksu. A w takim układzie, ja nie chcę faceta. Nie zamierzam być obiektem seksualnym, samicą, dupą, cyckami. Nie chce flirtować, dostawać kwiatków, motyli w brzuchu, ognia i fajerwerków. Nie chce mieć mokrych majtek na widok kogokolwiek, bo chce być człowiekiem, a nie zwierzęciem. Zachowywać sie i być traktowana jak człowiek. Chcę relacji opartej na intelektualizmie, emocjonalności, osobowości, dojrzałości, której podstawą będzie rozmowa, a nie hormony i popęd, który natura wymyśliła, byśmy przekazali geny. Nie chcę relacji, której celem jest prokreacja i dostosowywanie się do wymagań społeczeństwa i doboru płciowego.
Napisałam to, bo po prostu chciałam to z siebie wyrzucić.