Lucyfer666 napisał/a:Psycholog Na Niby napisał/a:rossanka napisał/a:Zawsze mnie to ciekawiło tzn pojęcie fwb. Skoro jest dobrze i w seksie I na polu duchowym, to czemu nie zrobić z tego związku?
Z związkiem przychodzą pewne zobowiązania, przynajmniej u mnie jest z tym problem, nie wiem jak u kolegi
. I te błędne przekonanie ze wciąż jestem młody, albo podświadomy strach ze gdzieś dalej jest ktoś „lepszy”.
Jak to mój psychiatra powiedział. W wieku 27 lat myślę, jakbym miał już 77.
I nie chodzi o zobowiązania, bo skoro ktoś jest gotowy na relację intymną, to tym bardziej gotowy jest na wszelkie jej konsekwencje.
Po prostu patrząc na moją strefę życiową, to nie zmienię wielu przyzwyczajeń w celu godzenia na każdym polu drugiej osobie.
Z resztą spierniczonej formy zdrady doświadczyłem i to doświadczenie siedzi w głowie. Nie mówiąc tego, że wobec siebie jestem z natury totalistą 
Smutne jest, gdy człowiek w wieku około 30 lat czuje się, jakby miał 77. Prawdziwie tragiczne jest, gdy w wieku 77 lat ten człowiek chciałby mieć 30.
Nie ma sensu opisywać, jakie cechy wyglądu nam się podobają, bo nie chodzi o kolor włosów, oczu i sam wzrost. Chodzi o rysy twarzy, proporcje, skórę, całą budowę ciała, a wreszcie o osobowość, dopasowanie i podejście do życia. Widywałam bardzo interesujących rudych mężczyzn i takich, którzy tego zainteresowania nie wzbudzili. Jest różnica pomiędzy blondynką z niebieskimi oczami i małym noskiem oraz ładną cerą, a blondynką, której rysy są nieproporcjonalne i która ma przeciętną skórę. Dlatego uważam, że dopóki człowiek nie zobaczy drugiej osoby na żywo, nie na zdjęciu, to ma tylko jakieś wyobrażenie o niej. Najlepszy sposób zapoznania to zapoznanie na żywo. Sama miałam takie zapoznanie już... (i w tym momencie naprawdę liczę) no, jakieś 6 lat temu. Wiem, o czym to świadczy, nie trzeba do tego nowego wątku zakładać. Miłe mogą być flirty online, milej jest wtedy w życiu codziennym, ale nawet sobie nie zdajemy sprawy, jak złudne to jest. Co nie znaczy, że nikomu taka relacja się nie uda i są na to przykłady również tutaj.
U mnie odpada zupełnie ktoś, komu nieustannie potrzeba adrenaliny, rozjazdów, wyjazdów, kokainy, trawy. Niesamowite jest to, jak swobodnie (nie odnoszę się do nikogo osobiście) potrafią niektórzy pisać i mówić o swoim związku z narkotykami, a jak bardzo boją się związku z człowiekiem. No i te straszne zobowiązania. W pracy też są. Narkotyk to dopiero zobowiązanie, na dodatek bardzo jednostronne. Mały Książę potrafił lisa oswoić, a współczesny facet boi się oswoić kogokolwiek. No, chyba że kokainę.
To, że ja u innych odpadam za wiele cech, to też jest dla mnie oczywiste. A jednak drażni mnie, tak po prostu, nie ma w tym niczego osobistego, gdy dorosły i, mogłoby się wydawać, dojrzały facet, nie potrafi wyjść poza swoje obawy, frustracje, kompleksy, używki, a to, czego mu najbardziej potrzeba, to szaleństwa i ciągły ruch, co by się pewnie nie dać nigdy złapać w żadne sidła. Już samo słowo "sidła", gdy mówi się o miłości, jest nacechowane negatywnie. Tak, jakby ta druga osoba miała nam zabrać część nas samych, pozbawić życia i radości z niego.
Gdybym miała jednak opisać swój ideał, to opisałabym go nie słowami, a przykładem: Bohater "Syzyfowych prac" recytujący "Redutę Ordona", pełen odwagi, pasji, dojrzałości. Gdy człowiek oddaje się temu, co kocha i widzi w tym sens, to żadne inne używki nie są mu potrzebne.
Chyba mam już 77 lat. 