Ja tam nie wierzę w żadną przyjaźń między gatunkową.
Tak, takie przyjaźnie istnieją, ale pod warunkiem, że obie strony są w udanych związkach.
Mam trzech niesamowicie dobrych przyjaciół- dwóch znam od 25 lat, a jednego od chyba 15- i choć nie mieszkamy blisko siebie, jesteśmy w regularnym kontakcie. Wszyscy mają żony i te żony mnie znają. Jakoś nie mają ze mną żadnego problemu. Moi przyjaciele z Polski przyjeżdżają na Wyspy tak raz na rok, ze swoimi rodzinami, i spędzamy razem czas. Mojego przyjaciela z innego miasta widuję częściej, no bo wiadomo 150 km to nie tysiąc
Także jest to możlwie.
Moi przyjaciele z Polski przyjeżdżają na Wyspy tak raz na rok, ze swoimi rodzinami, i spędzamy razem czas. Mojego przyjaciela z innego miasta widuję częściej, no bo wiadomo 150 km to nie tysiąc
Pytanie czy spotkanie raz na rok czy raz na parę miesięcy wyczerpuje definicję przyjaźni? Czy to bardziej znajomość
Raz na rok, to nawet nie znajomość.
Po prostu czasem jest tak, że facet i kobieta się lubią, czują dobrze w swoim towarzystwie, ale nie mają do siebie kompletnie pociągu seksualnego. Nie są kompletnie w swoim typie. I wtedy można się bezpiecznie przyjaźnić.
Beyondblackie napisał/a:Moi przyjaciele z Polski przyjeżdżają na Wyspy tak raz na rok, ze swoimi rodzinami, i spędzamy razem czas. Mojego przyjaciela z innego miasta widuję częściej, no bo wiadomo 150 km to nie tysiąc
Pytanie czy spotkanie raz na rok czy raz na parę miesięcy wyczerpuje definicję przyjaźni? Czy to bardziej znajomość
Ale z dwoma poznalismy się na studiach i wtedy spędzalismy cały czas ze sobą, podobnie z tym trzecim, którego poznałam w pracy 15 lat temu. I może teraz widujemy się na żywca rzadko (wiadomo, odległość i życie rodzinne), ale jesteśmy w regularnym kontakcie prez internety czy telefon. Odpalamy sobie, na przyklad, dyskusję w piątkowy wieczór na skypie, z jednym czy drugim, i klachamy o polityce czy tam innych pierdołach, które nas interesują.
To są bardzo bliscy mi ludzie, którzy znaja mnie najlepiej po Misiu.
Ale gdybyście spotykali się co piątek w kawiarni tylko we dwójkę to nie wiesz jak mogłyby się sprawy potoczyć. I Wasze drugie połówki też inaczej by na to patrzyły.
Ale przyjaźń w dorosłym życiu nie musi wyglądać tak, jak w sitcomach, gdzie ludzie widzą się ze sobą codziennie i jedzą razem obiady.
Jeżeli przyjaźń ma zbudowany fundament i obie strony o nią dbają i dalej jej chcś, to spokojnie, można widzieć się raz w roku, a tak to pisać i dalej to przyjaźń.
Ludzie zakładają rodziny, siłą rzeczy nie ma czasu na te aktywności, na które był czas wcześniej. Ale jak się dba o relacje, to one zostają.
My nawet jakbyśmy mieszkali koło siebie to nie mielibyśmy czasu na spotkania co piątek w kawiarni we dwójkę
I uważam, że to nie obcym oceniać czy coś jest przyjaźnią czy nie jest i czy wyczerpuje znamiona przyjaźni, jak się ludzie rzadziej widzą.
Jak się ma 20 lat to faktycznie można wychodzić co piątek do knajpy z przyjaciółmi. Ale jak się jest 10 lat starszym, ma dzieci i drugi etat, to lepiej się wyspać.
A i tak jak potrzebujemy wsparcia to wiemy, do kogo uderzyć. Ja tak czatowałam przy telefonie ostatnio jak przyjaciel świrował, bo żona miała nagłą cesarkę. Oni w takim momencie byliby dla mnie. To ważniejsze niż piątek w kawiarni.
Ale przyjaźń w dorosłym życiu nie musi wyglądać tak, jak w sitcomach, gdzie ludzie widzą się ze sobą codziennie i jedzą razem obiady.
Jeżeli przyjaźń ma zbudowany fundament i obie strony o nią dbają i dalej jej chcś, to spokojnie, można widzieć się raz w roku, a tak to pisać i dalej to przyjaźń.
Ludzie zakładają rodziny, siłą rzeczy nie ma czasu na te aktywności, na które był czas wcześniej. Ale jak się dba o relacje, to one zostają.My nawet jakbyśmy mieszkali koło siebie to nie mielibyśmy czasu na spotkania co piątek w kawiarni we dwójkę
I uważam, że to nie obcym oceniać czy coś jest przyjaźnią czy nie jest i czy wyczerpuje znamiona przyjaźni, jak się ludzie rzadziej widzą.
Jak się ma 20 lat to faktycznie można wychodzić co piątek do knajpy z przyjaciółmi. Ale jak się jest 10 lat starszym, ma dzieci i drugi etat, to lepiej się wyspać.A i tak jak potrzebujemy wsparcia to wiemy, do kogo uderzyć. Ja tak czatowałam przy telefonie ostatnio jak przyjaciel świrował, bo żona miała nagłą cesarkę. Oni w takim momencie byliby dla mnie. To ważniejsze niż piątek w kawiarni.
Totalnie się zgadzam.
Jak mój przyjaciel się rozwodził, a rozwód był paskudny i boczniak w to wmieszany, to uderzył od razu do mnie. Podobnie zrobilam ja, kiedy rozchodziłam się z byłym mężem. Byliśmy dla siebie oparciem, nawet jak dzielilo nas 1000 km.
My poznaliśmy się jak łyse konie na studiach i wtedy, faktycznie, mieliśmy czas wychodzić na piwo co piątek, czy nawet częściej. Wtedy zbudowaliśmy podstawy naszej przyjaźni, reszta jest kwestią podtrzymywania jej przez lata. Gdyby nie bylo pomiędzy nami silnej więzi, to kontakty naturalnie by się rozluźniły i pewnie dzisiaj ograniczały się do życzeń urodzinowych na fejsie. Iluż to ja mam znajomych z tamtych lat, o których życiu nie mam pojęcia, poza jakimiś fotkami na mediach społecznościowych, i których kontaktować wcale mi się nie chce.
Czyli wychodzi na to, że osoby które uważają że istnieje przyjaźń damsko-męska, widują się ze swoimi przyjaciółmi rzadko lub prawie wcale.
Czyli wychodzi na to, że osoby które uważają że istnieje przyjaźń damsko-męska, widują się ze swoimi przyjaciółmi rzadko lub prawie wcale.
Jeżeli o mnie chodzi to z przyjaciółkami tej samej płci widuję się z podobną częstotliwością. Wystarczy uszanować, że się ma swoje życie i nie oczekiwać spotkań jak z Friendsów.
A jak ma się takie spotkania to co? Źle?
A jak ma się takie spotkania to co? Źle?
Nie napisałam, że źle
Napisałam, że brak takiej częstotliwości nie oznacza z automatu, że nie może to być przyjaźń
Nawet u friendsów nastał moment, gdzie pozakładali rodziny, wyprowadzili się i już się rzadziej widywali
A jednak napisałaś że trzeba uszanować i nie oczekiwać. Może nie trzeba jak obie strony chcą częstego kontaktu na żywo.
Niby internetowe romanse też się zdarzają ale ryzyko narodzenia się uczucia przy takiej znajomości jest znacznie mniejsze niż przy częstym kontakcie face to face.
A jednak napisałaś że trzeba uszanować i nie oczekiwać. Może nie trzeba jak obie strony chcą częstego kontaktu na żywo.
Niby internetowe romanse też się zdarzają ale ryzyko narodzenia się uczucia przy takiej znajomości jest znacznie mniejsze niż przy częstym kontakcie face to face.
Relacje są takie, jak definiują je ludzie, którzy w tych relacjach są. Dla mnie to przyjaźń, chociaż teraz się często nie widzimy, dla innych przyjaciele muszą się widzieć przynajmniej raz w tygodniu.
A czasami można się widzieć i codziennie i przyjaźni z tego nie będzie.
M!ri, nie wydaje mi się, że częstotliwość widywania się na żywo ma wpływ na jakość przyjaźni.
Pewnie gdybyśmy mieszkali na tej samej wsi, to te spotkania bylyby częstsze, ale realistycznie oceniając, przy pełnoetatowej pracy (jeden z moich ziomków to lekarz, drugi weterynarz), jak również dzieciach w wieku szkolnym, to raczej trudno by bylo osiągnąć jakieś cotygodniowe nasiadówy w lokalnym pubie. Oni na to zwyczajnie nie mają czasu. Raczej, jak teraz pogadalibyśmy trochę na skypie, pograli w jakąś grę i z dozą farta może wyszli na piwo raz na miesiąc.
Ja nie mam potrzeby kontaktowania się z przyjaciółmi codziennie i zwierzania się z każdej pierdoły. Mnie wystarczy, że jak będę mieć jakąś ciężką sprawę, to wiem do kogo mogę iść i znaleźć tam wysłuchanie i pomoc (no i wice wersa). Ludzie są różni.
To bardzo częste zjawisko.....częstsze niż nam się wydaje.
Pewnie z połowa związków to jest z przyjaźni damsko- męskiej......no może trochę z wygody i wspólnych interesów
Bo jeśli chodzi o uczucia, czulosci, namiętności to tam już tylko głowa boli ....
Myślę, że to ze względu na potrzeby każdej osoby, każda osoba ma szczególny rodzaj uczucia, jeśli określa na podstawie sytuacji, który związek powinien być utrzymywany. Nie należy być w tym zbyt surowym
Chyba według niektórych użytkowników jakikolwiek bliższy(częstszy) kontakt osób dwóch płci niemal gwarantuje, że chociaż z jednej strony pojawi się uczucie i/lub pociąg fizyczny..
Trochę to naciągane.
Śmieszne jest to również, że między przyjaźnią a koleżeństwem mają istnieć jakies ścisłe różnice, oparte choćby o częstotliwość spotykania się czy sposób spędzania wolnego czasu..No kurde, jeśli ludzie nie czują do siebie pociągu seksualnego i szczególnej sympatii, to nie zostaną kochankami..
Poza tym, wizja przyjaźni bywa raczej zbyt wyidealizowana właśnie na podstawie filmów czy literatury, gdzie przyjaciele widują się lub dzwonią do siebie codziennie..Przecież każde z nich ma też swoje życie, odrębne sprawy i zajęcia, więc i tak nie ma zbyt dużo czasu dla tego przyjaciela/przyjaciółki.
Śmieszne jest to również, że między przyjaźnią a koleżeństwem mają istnieć jakies ścisłe różnice, oparte choćby o częstotliwość spotykania się czy sposób spędzania wolnego czasu..
Zgadzam się. W ogóle nie wiem, jak by to miało działać? Mam np. przyjaciela od 15 lat. Od pięciu mamy do siebie jakieś 450 km. Rozumiem, że w momencie, w którym zamieszkaliśmy w innych miastach, przyjaźń natychmiast przestała być przyjaźnią, zmieniła się w luźną znajomość, bo zaczęliśmy widywać się parę razy w roku? Przecież częste spotkania nie są definicją przyjaźni. To, co nas łączy, nie zniknie przez to, że mieszkamy w różnych miastach. Ba, mam drugiego przyjaciela na miejscu, widujemy się dużo częściej niż z tamtym, znamy się tak samo długo, a to nie jest i nigdy nie będzie TO. Nikt mnie tak dobrze nie zna, poza moim partnerem, jak ten pierwszy. I tego nie zmienią regularne wyjścia z kimś innym ani brak tak częstych spotkań z tym pierwszym. Przez te lata byliśmy tak blisko, ze wspólnym mieszkaniem włącznie, że wystarczy to na resztę życia, jak podejrzewam.
Chyba według niektórych użytkowników jakikolwiek bliższy(częstszy) kontakt osób dwóch płci niemal gwarantuje, że chociaż z jednej strony pojawi się uczucie i/lub pociąg fizyczny..
Trochę to naciągane.
Śmieszne jest to również, że między przyjaźnią a koleżeństwem mają istnieć jakies ścisłe różnice, oparte choćby o częstotliwość spotykania się czy sposób spędzania wolnego czasu..No kurde, jeśli ludzie nie czują do siebie pociągu seksualnego i szczególnej sympatii, to nie zostaną kochankami..
Jeżeli nazywasz kogoś przyjacielem to z definicji darzysz go sympatią bo jak inaczej. Jest też Ci bliski skoro to przyjaciel. Myślisz o nim ciepło i wykazujesz troskę. Niewiele trzeba, aby w takich warunkach pojawiło się też pożądanie.
Były eksperymenty w których wyszło, że ludzie zakochiwali się po odpowiednio długim wpatrywaniu się sobie w oczy.
bagienni_k napisał/a:Chyba według niektórych użytkowników jakikolwiek bliższy(częstszy) kontakt osób dwóch płci niemal gwarantuje, że chociaż z jednej strony pojawi się uczucie i/lub pociąg fizyczny..
Trochę to naciągane.
Śmieszne jest to również, że między przyjaźnią a koleżeństwem mają istnieć jakies ścisłe różnice, oparte choćby o częstotliwość spotykania się czy sposób spędzania wolnego czasu..No kurde, jeśli ludzie nie czują do siebie pociągu seksualnego i szczególnej sympatii, to nie zostaną kochankami..
Jeżeli nazywasz kogoś przyjacielem to z definicji darzysz go sympatią bo jak inaczej. Jest też Ci bliski skoro to przyjaciel. Myślisz o nim ciepło i wykazujesz troskę. Niewiele trzeba, aby w takich warunkach pojawiło się też pożądanie.
Były eksperymenty w których wyszło, że ludzie zakochiwali się po odpowiednio długim wpatrywaniu się sobie w oczy.
Nie wiem ile ja musialabym sie wpatrywać w oczy któregokolwiek z moich przyjaciół by sie w nim zakochać
Na serio, to, że komuś ufam i darzę go ogromną sympatią, nie sprawia, że od razu nogi mi sie uginają i dostaję pomroczności jasnej. Ci mężczyźni to fajne chłopy, ale żaden z nich nie ma cech, których ja potrzebuję u partnera, także krótka piłka.
M!ri napisał/a:bagienni_k napisał/a:Chyba według niektórych użytkowników jakikolwiek bliższy(częstszy) kontakt osób dwóch płci niemal gwarantuje, że chociaż z jednej strony pojawi się uczucie i/lub pociąg fizyczny..
Trochę to naciągane.
Śmieszne jest to również, że między przyjaźnią a koleżeństwem mają istnieć jakies ścisłe różnice, oparte choćby o częstotliwość spotykania się czy sposób spędzania wolnego czasu..No kurde, jeśli ludzie nie czują do siebie pociągu seksualnego i szczególnej sympatii, to nie zostaną kochankami..
Jeżeli nazywasz kogoś przyjacielem to z definicji darzysz go sympatią bo jak inaczej. Jest też Ci bliski skoro to przyjaciel. Myślisz o nim ciepło i wykazujesz troskę. Niewiele trzeba, aby w takich warunkach pojawiło się też pożądanie.
Były eksperymenty w których wyszło, że ludzie zakochiwali się po odpowiednio długim wpatrywaniu się sobie w oczy.
Nie wiem ile ja musialabym sie wpatrywać w oczy któregokolwiek z moich przyjaciół by sie w nim zakochać
Na serio, to, że komuś ufam i darzę go ogromną sympatią, nie sprawia, że od razu nogi mi sie uginają i dostaję pomroczności jasnej. Ci mężczyźni to fajne chłopy, ale żaden z nich nie ma cech, których ja potrzebuję u partnera, także krótka piłka.
Myślę, że to normalne. Inaczej człowiek zakochiwał bysię w każdym swoim sympatycznym koledze.
Sympatyczny kolega to nie to samo co przyjaciel.
Może po prostu ogólnie rzadko się zdarza Wam się zakochanie lub zakochanie po pewnym czasie.
Sympatyczny kolega to nie to samo co przyjaciel.
Może po prostu ogólnie rzadko się zdarza Wam się zakochanie lub zakochanie po pewnym czasie.
Zdarza sie, zdarza. Ale facet musi mieć pewne okreslone cechy, ambicja i inteligencja byjące najważniejszymi. Jak gościu jest fajny, ale nie rokuje w kwestiach zawodowych, to mnie sie od razu wyłącza przycisk zwany "pożądanie" (przynajmniej w kwestiach związkowych, bo jakiś tam przelotny romans to inne klocki).
Także nie, 25 lat nie sprawiło, że się nagle zakochałam w moim przyjacielu-lekarzu z przychodni.
Były eksperymenty w których wyszło, że ludzie zakochiwali się po odpowiednio długim wpatrywaniu się sobie w oczy.
Podrzuc link / nazwe tego badania.
( Chyba, ze znow powtarzasz dalej cos bez zadnej weryfikacji )
Zależy co kto nazywa przyjaźnią.
Bo chyba wiele osób zwykle znajomości gdzie wiele ludzi po prostu łączy, ale bynajmniej nie jest to bliskość i intymność .
A gdy taka już zaistnieje pomiędzy kobietą i mężczyzną to trudno by nie włączyły się myśli jak by nie było z tym.męzczyzną być, jaki byłby z nim seks.
Więc przyjaźń istnieje, ale nie czysta przyjaźń, bo z podtekstem.
M!ri napisał/a:Były eksperymenty w których wyszło, że ludzie zakochiwali się po odpowiednio długim wpatrywaniu się sobie w oczy.
Podrzuc link / nazwe tego badania.
( Chyba, ze znow powtarzasz dalej cos bez zadnej weryfikacji)
Nie dość że jesteś wkurzający to jeszcze leniwy https://www.psychologytoday.com/us/blog … te-passion
Na dole masz źródło (gdyby jeszcze z czytaniem były problemy)
Gówno prawda, na kobietę zawsze patrzy się jak na obiekt seksualny. Nic tego nie jest w stanie zmienić. Nawet jeśli świadomie czy podświadomie rozpatrujemy to inaczej. Nawet jeśli mówimy że to tylko koleżanka, przyjaciółka, bratnia dusza to i tak wyobrażamy sobie jakby to było ją dotknąć pocałować ,przelecieć (przepraszam za to ostatnie określenie nie chciałem nikogo urazić).Reasumując tacy jesteśmy-tacy są faceci w każdej kobiecie widzą potencjalny obiekt seksualny. I nawet jeśli nigdy się do tego nie przyznają to taka jest prawda. Jestem facetem i jestem szczery. I nie mówcie mi mi wy inni faceci że ze mną jest coś nie tak. Ja po prostu mówię to co wy ujawnilibyście dopiero w anonimowych ankietach.
Fajnie że sprowadzasz mężczyzn do roli zwierząt kierujących się tylko popędem to raz, a dwa jeśli wg ciebie tak jest to co w sytuacji gdy ta przyjaciółka nie podobałaby Ci się fizycznie, np była otyła albo coś w tym stylu? Też tak byś o niej myślał?
Gówno prawda, na kobietę zawsze patrzy się jak na obiekt seksualny. Nic tego nie jest w stanie zmienić. Nawet jeśli świadomie czy podświadomie rozpatrujemy to inaczej. Nawet jeśli mówimy że to tylko koleżanka, przyjaciółka, bratnia dusza to i tak wyobrażamy sobie jakby to było ją dotknąć pocałować ,przelecieć (przepraszam za to ostatnie określenie nie chciałem nikogo urazić).Reasumując tacy jesteśmy-tacy są faceci w każdej kobiecie widzą potencjalny obiekt seksualny. I nawet jeśli nigdy się do tego nie przyznają to taka jest prawda. Jestem facetem i jestem szczery. I nie mówcie mi mi wy inni faceci że ze mną jest coś nie tak. Ja po prostu mówię to co wy ujawnilibyście dopiero w anonimowych ankietach.
Fajnie, że ktoś wreszcie to napisał szczerze.
Sama przyjaźnię się z facetem, on nie jest w moim typie ale lubię go bardzo, można na niego liczyć. To jemu zależało tak bardzo żebyśmy się zaczęli kumplować, przyjaźnić.
Jest starszy ode mnie ponad 10 lat i jesteśmy spokrewnieni w jakimś stopniu więc znamy się od zawsze. Nigdy go nie lubiłam, to jemu tak bardzo zależało żebym go polubiła. Wymyślał co by tu zrobić żeby mi się przypodobać, kiedyś na wakacjach przywiózł mi psa od znajomych żebym się pobawiła bo wiedział, że lubię (dzieckiem byłam wtedy, miałam jakieś 12-13 lat). Jeździliśmy sami na wycieczki rowerowe, zawsze to były jego propozycje, pomysły. Na tych wycieczkach zawsze mi śpiewał, troszczył się o mnie jak ojciec. Widywaliśmy się zazwyczaj w wakacje bo mieszkamy dosyć daleko od siebie. Później jak miałam 17-18 lat szliśmy chodnikiem a ten w pewnym momencie zaczął jakąś zerwaną trawa albo gałązką zaczął mnie smyrać po szyi niby się wygłupiał. Po chwili odgarnął mi włosy z jednej strony i chciał mnie pocałować w szyję, zapytałam co robi a ten że robak mi tam chodził i zawstydził się. Później już w miarę normalnie się zachowywał. Później znów rozmawialiśmy i powiedział mi, że jak dziewczyna da to facet weźmie. Do dziś się we mnie kocha, nawet jego koledzy i krewni wiedzą, niektórzy mi nawet o tym mówią, bo się im zwierzał. Miałam propozycje od niego żebyśmy byli razem, ale nie sypialibyśmy ze sobą. Najlepiej żebym miała jakieś dziecko z jakimś innym facetem i razem byśmy je wychowywali i tworzyli rodzinę. Nie pracowałabym itd.
Ja go trzymam na dystans, wiem, że mu się podobam ale na jego propozycje nie mam zamiaru przystawać. Mimo, że on wie, że nie może być moim facetem bo jesteśmy spokrewnieni to chciałby ze mną być. To rozsądny i mądry facet. Ma kobietę, ale nadal jak się spotykamy widzę te jego maslane oczy do mnie.
szybkilopez napisał/a:Gówno prawda, na kobietę zawsze patrzy się jak na obiekt seksualny. Nic tego nie jest w stanie zmienić. Nawet jeśli świadomie czy podświadomie rozpatrujemy to inaczej. Nawet jeśli mówimy że to tylko koleżanka, przyjaciółka, bratnia dusza to i tak wyobrażamy sobie jakby to było ją dotknąć pocałować ,przelecieć (przepraszam za to ostatnie określenie nie chciałem nikogo urazić).Reasumując tacy jesteśmy-tacy są faceci w każdej kobiecie widzą potencjalny obiekt seksualny. I nawet jeśli nigdy się do tego nie przyznają to taka jest prawda. Jestem facetem i jestem szczery. I nie mówcie mi mi wy inni faceci że ze mną jest coś nie tak. Ja po prostu mówię to co wy ujawnilibyście dopiero w anonimowych ankietach.
Fajnie, że ktoś wreszcie to napisał szczerze.
Sama przyjaźnię się z facetem, on nie jest w moim typie ale lubię go bardzo, można na niego liczyć. To jemu zależało tak bardzo żebyśmy się zaczęli kumplować, przyjaźnić.
Jest starszy ode mnie ponad 10 lat i jesteśmy spokrewnieni w jakimś stopniu więc znamy się od zawsze. Nigdy go nie lubiłam, to jemu tak bardzo zależało żebym go polubiła. Wymyślał co by tu zrobić żeby mi się przypodobać, kiedyś na wakacjach przywiózł mi psa od znajomych żebym się pobawiła bo wiedział, że lubię (dzieckiem byłam wtedy, miałam jakieś 12-13 lat). Jeździliśmy sami na wycieczki rowerowe, zawsze to były jego propozycje, pomysły. Na tych wycieczkach zawsze mi śpiewał, troszczył się o mnie jak ojciec. Widywaliśmy się zazwyczaj w wakacje bo mieszkamy dosyć daleko od siebie. Później jak miałam 17-18 lat szliśmy chodnikiem a ten w pewnym momencie zaczął jakąś zerwaną trawa albo gałązką zaczął mnie smyrać po szyi niby się wygłupiał. Po chwili odgarnął mi włosy z jednej strony i chciał mnie pocałować w szyję, zapytałam co robi a ten że robak mi tam chodził i zawstydził się. Później już w miarę normalnie się zachowywał. Później znów rozmawialiśmy i powiedział mi, że jak dziewczyna da to facet weźmie. Do dziś się we mnie kocha, nawet jego koledzy i krewni wiedzą, niektórzy mi nawet o tym mówią, bo się im zwierzał. Miałam propozycje od niego żebyśmy byli razem, ale nie sypialibyśmy ze sobą. Najlepiej żebym miała jakieś dziecko z jakimś innym facetem i razem byśmy je wychowywali i tworzyli rodzinę. Nie pracowałabym itd.
Ja go trzymam na dystans, wiem, że mu się podobam ale na jego propozycje nie mam zamiaru przystawać. Mimo, że on wie, że nie może być moim facetem bo jesteśmy spokrewnieni to chciałby ze mną być. To rozsądny i mądry facet. Ma kobietę, ale nadal jak się spotykamy widzę te jego maslane oczy do mnie.
Skoro on się w Tobie kocha, to tu nie ma przyjaźni. Jest Twoje wykorzystywanie jego zakochania.
Jesli istnieje przyjaźń miedzy kobietami, albo miedzy mężczyznami, to dlaczego w sumie nie miałaby istniec miedzy kobietą a męzczyzną?
Chyba, ze nie cenimy przyjaźni, a jedynie traktujemy ją jako wstęp do związku.
Jesli istnieje przyjaźń miedzy kobietami, albo miedzy mężczyznami, to dlaczego w sumie nie miałaby istniec miedzy kobietą a męzczyzną?
Chyba, ze nie cenimy przyjaźni, a jedynie traktujemy ją jako wstęp do związku.
To inaczej wygląda ze strony mężczyzny.
Jesli istnieje przyjaźń miedzy kobietami, albo miedzy mężczyznami, to dlaczego w sumie nie miałaby istniec miedzy kobietą a męzczyzną?
Chyba, ze nie cenimy przyjaźni, a jedynie traktujemy ją jako wstęp do związku.
Mężczyźni nie chcą się przyjaźnić:(
Ja to bym mogła mieć mężczyzn kolegów i jednego mezczyzne jako faceta, partnera. Czy męża:)
A z resztą chciałabym się tylko kolegować.
Mężczyźni nie chcą się przyjaźnić:(
Po co mieliby inwestować prawie tyle samo co w związek bez benefitów jakie związek daje? Bardziej opłaca się przekierować tę energię gdzie indziej.
rossanka napisał/a:Mężczyźni nie chcą się przyjaźnić:(
Po co mieliby inwestować prawie tyle samo co w związek bez benefitów jakie związek daje? Bardziej opłaca się przekierować tę energię gdzie indziej.
Po to, że jedynie tu jest różnica, że nie ma seksu.
Inne rzeczy można robić to samo co z partnerką typu kino, wycieczka, wspólne rozmowy, jeżdżenie na rowerze, wypad na miasto itd.
Przecież nie trzeba od razu uprawiać seksu.
M!ri napisał/a:rossanka napisał/a:Mężczyźni nie chcą się przyjaźnić:(
Po co mieliby inwestować prawie tyle samo co w związek bez benefitów jakie związek daje? Bardziej opłaca się przekierować tę energię gdzie indziej.
Po to, że jedynie tu jest różnica, że nie ma seksu.
Inne rzeczy można robić to samo co z partnerką typu kino, wycieczka, wspólne rozmowy, jeżdżenie na rowerze, wypad na miasto itd.
Przecież nie trzeba od razu uprawiać seksu.
To co opisujesz to nie benefity a inwestycje. Jak facet chce iść do kina czy na rower to idzie a nie będzie się pieprzył z umawianiem, uzgadnianiem...
Jak ten czas może zainwestować w przyjaciółkę lub potencjalną partnerkę to którą wybierze? Wybór jest prosty.
rossanka napisał/a:M!ri napisał/a:Po co mieliby inwestować prawie tyle samo co w związek bez benefitów jakie związek daje? Bardziej opłaca się przekierować tę energię gdzie indziej.
Po to, że jedynie tu jest różnica, że nie ma seksu.
Inne rzeczy można robić to samo co z partnerką typu kino, wycieczka, wspólne rozmowy, jeżdżenie na rowerze, wypad na miasto itd.
Przecież nie trzeba od razu uprawiać seksu.To co opisujesz to nie benefity a inwestycje. Jak facet chce iść do kina czy na rower to idzie a nie będzie się pieprzył z umawianiem, uzgadnianiem...
Jak ten czas może zainwestować w przyjaciółkę lub potencjalną partnerkę to którą wybierze? Wybór jest prosty.
Noe jestem facetem i nie wiem jak oni mysla.
Wiem tylko z mojej strony, że mogłabym mieć i oartnera i kolegów z którymi łączyłyby mnie tylko wspólne zainteresowania i tak dalej, ale bez seksu.
Coś w rodzaju: kocham filmy akcji, mój partner niecierpienia tego typu filmów, to na seanse chodzę z kolegą, który też jest fanem filmów akcji i tyle.
Kolega a przyjaciel to różnica. Kolegów z którymi czasem realizuję wspólne cele to i owszem mam. Ale to nie ten stopień zażyłości i częstotliwość co przyjaciel.
Kolega a przyjaciel to różnica. Kolegów z którymi czasem realizuję wspólne cele to i owszem mam. Ale to nie ten stopień zażyłości i częstotliwość co przyjaciel.
Pisałam o kolegach. W przyjaciół średnio wierzę.
M!ri napisał/a:Kolega a przyjaciel to różnica. Kolegów z którymi czasem realizuję wspólne cele to i owszem mam. Ale to nie ten stopień zażyłości i częstotliwość co przyjaciel.
Pisałam o kolegach. W przyjaciół średnio wierzę.
Mężczyźni nie chcą się przyjaźnić:(
Aha...
Widocznie nie zajmujesz się niczym co jest atrakcyjne dla kolegów ani Twoja obecność nic nie wnosi.
rossanka napisał/a:M!ri napisał/a:Kolega a przyjaciel to różnica. Kolegów z którymi czasem realizuję wspólne cele to i owszem mam. Ale to nie ten stopień zażyłości i częstotliwość co przyjaciel.
Pisałam o kolegach. W przyjaciół średnio wierzę.
rossanka napisał/a:Mężczyźni nie chcą się przyjaźnić:(
Aha...
Widocznie nie zajmujesz się niczym co jest atrakcyjne dla kolegów ani Twoja obecność nic nie wnosi.
Nie o to chodzi . Nie chcą się kolegować ale chętnie chcą wejść w związek. A że to do tej pory byli dla mnie tylko jokedzy to i związku nie ma ani też przyjaźni.
Mam natomiast wielu kolegow-nie przyjaciół, ale znajomych.