Masia79 napisał/a:Tak na chwilę obecną może i przyjęłabym go z powrotem. .... Pewnie i bym żałowała, ślę podchodzę do tego też z innej perspektywy.
Tak, przyjąłbym go z powrotem, tylko bardziej się zabezpieczył na przyszłość gdyby znowu zaczął świrować... Gównie chodzi o podział majątku i finansowanie dziecka i pewnie Ciebie, czyli alimenty.
Emocjonalnie albo się ułoży, albo nie... I na pewno to nie będzie taki sam związek jak dawniej. Będzie inny.
Seks jest piękny, ale relacje są trudne. On rozbił jedną relację, drugiej nawet nie zbudował, a seksu nie miał... o ile mówi prawdę, bo wielu nam tutaj na forum się wydaje to dziwne.
Zagłębiłam się w poradnik psychologiczny i
No cóż... nie jestem psychologiem, więc nie mogę z tym polemizować... bo oni z miejsca mają rację...
znalazłam kilka kluczowych błędów na które on subtelnie zwracał mi uwagę a ja nic z tym nie robiłam.
To jest kłamstwo, które polega na tym, iż zakłada się, że mąż zdradził, bo żona nie była taka jak być powinna... albo że się zaniedbała, albo była niemiła...
Zdradził, bo chciał, bo podjął taką decyzję.
Jeśli żona w jego oczach była źle oceniana, to nie jest przyczyna zdrady, ale raczej brak przeszkody, bo pewnie trudno się zdradza gdy małżeństwo jest dobre.
Jedynym wyjątkiem tutaj byłby brak seksu...
.... on stał się całym światem, był mnie zbyt pewien, nie musiał mnie już zdobywać. Dla niego zrezygnowałam z siebie swoich zainteresowań bo razem najfajniej.
To się nazywa poświęcenie. I nie jest to przczyną zdrady. Uważam nawet że takie mocne zaangażowanie w małżeństwo jest zaletą kobiety, żony.
Jednak nie powinna ona rezygnować ze swojego szczęścia, czyli nie powinna się poświęcać -- tutaj jest granica...
Czyli może być kobieta na 100% mamą i żoną i nie pracować i siedzieć w domu, tak długo jak nie jest z tego powodu nieszczęśliwa.
Poświęcenie to jest podświadome obciążanie drugiej osoby długiem.
NP. "zrezygnowałam ze swoich zainteresowań dla niego"... <--- poświęcenie
... więc on powinien ........xxxxxx.xxx.x..x.x. <-- dług do spłacenia
W łóżku na ogół on inicjowal zbliżenia.
Ważne, że mieliście seks.
Nie ma znaczenia, że nie inicjowałaś. To bzdury... I nie ma też znaczenia jaka byłaś w seksie, bo liczy się tylko to czy byłaś na niego otwarta.
Czepiałam się jak chciał spędzić czas z kolegami.
To nie jest przyczyna do zdrady, ale bardzo mocne wyniszczanie relacji wewnątrz małżeństwa.
Jeśli zdrada jest jakby rzucić w kogoś kamieniem... to takie małe małżeńskie fochy i szpileczki, to jakby na kogoś sypać piasek... całą wywrotkę piasku -- guza nie nabijesz, ale chyba wolałbym raz kamieniem.
Ta sytuacja to też kubeł zimnej wody żeby zmienić siebie i o siebie zawslczyc.
Nie trzeba o siebie walczyć. Wystarczy przestać się poświęcać...
Może wrócimy do siebie, może nie a może ja już nie będę chciała. Może zaufam znów a może nie. Ale to zdarzenie to i jego i mój akt desperacji żeby coś w sobie zmienić. Żeby iść do przodu i wyjść z tej wygodnej skorupy.
Ty o siebie i tak musisz zadbać... czyli przestać się poświęcać.
A jeśli wrócicie do sebie, to z biegiem czasu zobaczysz jak ułożyć dalej życie.
Po jego ewentualnym powrocie absolutnie nie robiłym "resetu", ani nie chodził na terapię, ani nie próbował na nowo budować związku, ani nie szukał milości na nowo... nic z tych rzeczy... tylko po prostu przebywanie pod jednym dachem przez jakiś czas i albo się samo ułoży, albo padnie całkiem...
Nadzieja_w_kieszeni napisał/a: Ubłagałam ... żeby nie odchodził ... żeby dał nam szansę... chodziliśmy na terapię ... próbowaliśmy zbliżyć się do siebie i spędzać razem więcej "jakościowego czasu". ... ile wysiłku, czasu, myślenia, nieprzespanych nocy, analizowania włożyłam w to żeby nam się udało.
I tego bym nie robił, gdyby mąż wrcił do autorki wątku.