SaraS napisał/a:To ja mam pytanie do wszystkich, którzy uważają, że informacja typu: "byłam z X dwa lata, uprawialiśmy seks" w zupełności wystarczy. Czy gdyby wasz partner powiedział, że "ma matkę, nie utrzymuje z nią kontaktu", też by wam to wystarczyło, bo to w końcu przeszłość? Nie interesowałoby was, CO tam się wydarzyło? Nie ze wścibstwa, tylko z chęci poznania partnera, zrozumienia itp? A gdyby to nie była "zwykła" partnerka tylko żona - też nie interesowałby was powód rozwodu chociażby? To, co doprowadziło do rozpadu małżeństwa? Nic? I nie przeszkadzałoby wam, gdyby na jakimś spotkaniu w większym gronie ktoś jakoś o ten temat matki czy żony zahaczył, a wy - obecne partnerki przecież! - nie wiedziałybyście nic, nic poza tym, że matka/żona istniała? Bo mnie by jednak nie zachwycało to, że partner tak bardzo nie chce podzielić się ze mną czymś, o czymś inni wiedzą od dawna.
Oczywiście, że są to kwestie, które nawet dla własnego dobra powinny nas zainteresować, bo - jak ta przeszłość kryminalna męża Autorki - mogą dać nam szerszy, być może zupełnie nowy, obraz osoby, z którą jesteśmy w związku lub dopiero zamierzamy się związać. Relacje z innymi ludźmi dużo mówią o danej osobie, o jej systemie wartości, dojrzałości, o reakcjach w sytuacjach kryzysowych. Niemniej tutaj nie mamy tego typu pytań, ale wyciąganie od życiowej partnerki tak intymnych szczegółów, które zdecydowanie powinny pozostać między dwojgiem. Moim zdaniem to jest znacząca różnica.
Mira Żmijewska napisał/a:Zatem odruchowo założyłam, że wszyscy mają podobnie jak ja i autentycznie zdziwiłam się, że można ukrywać przed mężem rzeczy, których rozmawiałam nawet z przyjaciółmi.
Jeśli nawet z przyjaciółmi omawiałaś to co dotyczyło Ciebie i Twojego partnera, a w jakimkolwiek stopniu zahaczało o Waszą intymność, wynosząc to na zewnątrz, to chyba nie mam więcej pytań.
Tak sobie myślę, że dla mnie bodajże jedynym wytłumaczeniem dla podzielenia się czymś, co narusza czyjąś intymną przestrzeń, są naprawdę trudne emocjonalnie sytuacje, kiedy nie potrafimy sobie z czymś poradzić, szukając wsparcia u osób, do których mamy pełne zaufanie, zrozumienia tego co się dzieje, może jakiejś rady. Wszystko inne to zupełne pomylenie wartości i zasad.
I nie, to o czym piszesz to już zdecydowanie nie jest otwartość. Otwartością jest to wszystko, co dotyczy wyłącznie Ciebie i chcesz się tym dzielić z innymi - wtedy droga wolna. Jeśli jednak dana informacja zahacza o inne osoby, a mamy świadomość, że mogłyby sobie tego zwyczajnie nie życzyć, czując w związku z tym dyskomfort, zażenowanie czy cokolwiek innego, to już w sposób wyraźny przekroczone zostają nie tylko granice wspominanej wcześniej lojalności, ale nawet zwykłej przyzwoitości. I nie ma tu znaczenia w jak ładne słówka to ubierzemy i pod jakim schowamy płaszczykiem - czy będzie to otwartość, pełne zaufanie, potrzeba poznania czy co tam sobie ktoś wymyśli, aby osiągnąć zamierzony efekt, a przy tym jakoś to nazwać. Tak, wiem, że świat nie jest doskonały, ale przynajmniej bądźmy uczciwi.
Niemniej zataczamy koło, więc chyba nie ma sensu wyjaśniać tego po raz kolejny.