Równie 3 miesiące temu na Tinderze poznałam mężczyznę (oboje jesteśmy po 30).
Dosyć szybko zaczęliśmy 'być razem' - chociaż nigdy nie przeprowadziliśmy rozmowy nt. 'czy używasz nadal aplikacji' 'chcesz być ze mną' 'dokąd to zmierza'. Skąd więc 'wiem' że jesteśmy razem ? Ponieważ kiedyś (uważam że celowo) powiedział mi przez telefon że rozmawiał z kolegą i ten mu powiedział 'czemu mnie nie odwiedzisz kiedyś z tą swoją dziewczyną'. Również napomknął że w pracy powiedział współpracownikom że 'wybiera się dziś na urodziny do swojej partnerki'.
Z jednej strony się z tego cieszyłam - ileż to się naczytałam historii, że kobieta spotyka się z mężczyzną, myśli że są razem po czym on mówi jej że oni w sumie tylko się razem spotykają.
Z drugiej zaś strony - miałam wrażenie, że to za szybko, że właśnie dobrze by było jeszcze się pospotykać i potem odbyć taką otwartą rozmowę.. nie nastąpiło to jednak i na dzień dzisiejszy ja jestem bardzo ostrożna w określaniu tej relacji. Nikt u mnie w pracy nie wie, że z kimś jestem, bo chcę uniknąć sytuacji kiedy to nagle na odpowiedź co robiłam w weekend mówię, że spędziłam czas z parterem, aby po kilku tygodniach powiedzieć 'nie jesteśmy już razem'.
Ja na dzień dzisiejszy widzę to tak, że my się po prostu spotykamy, a nie że jesteśmy razem.. może brakuje mi tej rozmowy, a może ma na to pośrednio czynnik opisany poniżej.
Pierwsze randki były wspaniałe, po wielu, wieeeelu latach na Tinderze miałam wrażenie że wreszcie udało mi się poznać mężczyznę takiego jakiego bym sobie życzyła. Miałam nawet przez pewien czas poczucie, że to może być mój przyszły mąż - bo założenie rodziny to mój główny powód dlaczego w ogóle tej aplikacji używałam. Niepowodzenia, łzy, złudne nadzieje których tam doświadczyłam - nie zliczę tego. Jestem (byłam?) tym tak cholernie zmęczona, że kiedy wreszcie pojawił się on to miałam poczucie że 'wreszcie' się udało poznać kogoś kto mi po prostu 'pasuje' w ogólnym rozrachunku.
Dodam że z tych 3 miesięcy - on miesiąc był za granicą (na święta). Zaprosił mnie do siebie, żeby poznać jego rodzinę, ale nie skorzystałam (z różnych powodów Zrozumiał).
Jeszcze przed wyjazdem, zauważyłam u niego jakąś zmianę - nie starał się już tak jak na początku. To były małe szczególy, np. na święta Bożego Narodzenia jak przyszedł z prezentem to powiedział że opakował go pół godziny przed przyjściem i o mało go nie zapomniał, kiedy to ja tygodniami przygotowywałam się jeśli chodzi o jego prezent.
Już od razu nie odpisywał na SMS-y.. nie zadzownił już tak często i każdego dnia.. jak szliśmy na spacer to wkaładał ręce do kieszeni i nie brał mojej ręki. Kiedy ostatnio spędził u mnie ok. 5 dniu i kiedy gotowałam kolację to wyszedł do innego pokoju że porozmawiać z kolegą, a potem z mamą...
Nie prawi mi już żadnych komplementów - te chyba skończyły się po 3 randce ? W sumie to nie robi mi żadnych wyznań, typu 'lubię Cię' 'uwielbiam' 'lubię z Tobą spędzać czas' 'to w Tobie lubię' itd itp..
Jak ja na to reaguję ? Otóż w ogóle nie reaguję, udaje że tego nie ma, że mnie to nie rusza, że wszystko jest ok.
Ostatnio po seksie, oboje poszliśmy wziąć prysznic (osobno dla wygody), po przyjściu do sypialni on grał w grę na telefonie, ja się przytuliłam, ale po ok 10 minutach poszłam na dół poczytać książkę, kiedy wróciłam już spał. Taka sytuacja nie zdarzyłaby się te kilka tygodni temu.
Ja nie nagabuję, nie narzucam się, nie krytykuję, nie osaczam - tylko czekam, bo chcę zobaczyć co będzie dalej i wiem że jak raz się coś powie to nie można potem tego 'odpowiedzieć', w środku jednak - jest mi po prostu przykro.
Prawdą jest że w ostatnim czasie miał dużo stresujących sytuacji, ale ten spadek zainteresowania i zaangażowania zaczął się wcześniej, ok. świąt. Zadzwoniłam do niego jak miał jechać do domu i widziałam go na kamerce - patrzył na mnie jakoś tak.. inaczej. Bardziej jak na koleżankę, aniżeli partnerkę, lub osobę z którą to partnerstwo chce się tworzyć.
Ktoś mógłby spytać, czy aby nie przesadzam, doszukując się tych wszystkich niuansów. Nie przesadzam i ten dystans jest - wiem to m.in. stąd że ostatnio rozmawiałam przez telefon z moją mamą kiedy był u mnie. Byłam w innym pokoju i po prostu narzekałam na wyżej wymienione sytuacje. On nie jest Polakiem, ale zna kilka słów, więc celowo starałam się używać jakiś metafor etc.. Po jakimś czasie przyszedł do mnie i powiedziałam mu że rozmawiałam z mamą na co on odpowiedział 'i co jej powiedziałaś, że się zdystansowałem?' Na co ja odpowiedziałam 'nie, przecież się nie zdystansowałeś'. Głupio zrobiłam, mogłam pociągnąć temat, ale byłam po prostu zaskoczona.
Potem miałam wrażenie tak jakby chciał się zreflektować, zrekompensować mi to i zabrał mnie na spacer wieczorem, sam wziął moją rękę, nawet sam z siebie powiedział, że spędziliśmy pierwszy raz prawie tydzień razem i jak spędzamy czas razem to on nie czuję że jest jakaś presja, tylko to jest wszystko takie na luzie, naturalne. Miał z tym rację, ja też czułam pierwszy raz takie większe przywiązanie do niego, nie wiem jak to dokładnie określić, ale coś się zmieniło (nawet na lepsze z mojej strony), chociaż nadal czuję ten dystans, którego wcześnie nie było, tak jakby zrobił kilka kroków w tył..
Wyszczególniłam powyżej problem z jakim się borykam, ale robi też inne dobre rzeczy:
- Zawsze przynosi mi kwiaty i czekoladki jak do mnie przychodzi
- Gotuje mi
- Seks się bardzo poprawił
- Planuje życie ze mną (to w sumie mówi mi od początku) - nie chciał zostawać w tym mieście, ale rzekomo po poznaniu mnie stwierdził, że w sumie mógł by tu zamieszkać
- Myślę z tego co przebąkuje to tu to tam że chciałby się ustatkować (żona, dzieci) etc..
- Naprawia mi sam z siebie różne rzeczy w domu
Jednakże... jest jeszcze jedna sprawa, która nie daje mi spokoju. Ilość kobiet, które miał przede mną. Jeden dłuższy związek (kilku letni), a potem kobiety z którymi spotykał się przez kilka miesięcy, ok. 2-3 ale nazywał je swoimi 'dziewczynami'.. Z tego co wiem to w 2020 byłam 3, o więcej z tego roku nie wiem.
Fakt gotowania mi to też nie aż taka wielka sprawa, bo on to lubi i jak jest możliwość to gotuje każdemu.
Do rodzinnego domu (za granicą) zaprasza bez wahania, kolegów, kogo popadnie - taki otwarty człowiek po prostu, ale ogólnie nic większego to nie znaczy. Dla mnie to jest duży krok na przód, dla niego wcale nie.
Jeszcze jeden ważny szczegół którym mnie uraczył na pierwszych randkach, jak jeszcze był bardziej rozmowny i otwarty - to powiedział mi że spotykał się kilka miesięcy lub tygodni z jedną dziewczyną. (To była dziewczyna którą poznał kilka miesięcy przede mną, więc nie jakieś zamieszchłe czasy). Jak się go spytałam czy oni byli oficjalnie razem to powiedział 'chyba, tak można ją nazwać moją dziewczyną, bo byliśmy na wyłączność'. Jeździł on do tej dziewczyny i spędzał tam po kilka dni (w sumie to tak jak ze mną). Powiedział mi też, że moment kiedy wiedział że jest już bardzo źle to było wtedy kiedy on udawał że śpi, żeby nie musieć z nią uprawiać seksu.
Następnie mi oznajmił, że pod koniec tej relacji, on się bardziej dystansował, ewidentnie pokazywał że spadło zainteresowanie, chyba nawet wspomniał że był niemiły. Użył też słowa 'testować' że niby pod koniec zaczął ją testować i chciał zobaczyć jak ona zareaguje. Dziewczyna chyba się zaangażowała i nie wiedząc jak z tego wyjść zaproponowała mu ... wspólne mieszkanie. On to tak skomentował że 'jak ona mogłą mu to zaproponować z tym momencie, czy nie widziała jak się zachowywał i dystansował'. Finalnie się to rozpadło. Żal mi się strasznie tej dziewczyny zrobiło, ale obawiam się czasem czy to nie jest taki wzór który on powiela ... ?
Powiedział mi też (przy innej okazji), że kiedy on traci zainteresowanie to jest to ewidentne i to od razu widać.
Częściowo też (aczkolwiek nie całkowicie z tego powodu), kiedy jak widzę że on się dystansuje lub oddala to ja robię to samo. Ale.. to męczy. Nie chce mi się bawić jakieś podchody, nie chce mi się myśleć wieczorami nad tym, nie chce mi się analizować.. Ja po prostu chcę się czuć bezpiecznie emocjonalnie, po prostu być w szczerym, fajnym związku - na taki się zapowiadał.. ale coraz częściej mam wrażenie że nic z tego nie wyniknie, a ja wiem że jedna osoba tego nie uciągnie. Dwie osoby muszą chcieć, inaczej to nie ma sensu.
Mam wrażenie, że on w coś gra, testuje mnie, sprawdza ... tylko po co ?
Chciałabym jeszcze dodać, że ja dosyć wcześnie powiedziałam mu, m.in. że czuję się przy nim bezpiecznie, że jest taki jaki mężczyzna powinien być, że zawsze czułam że komuś czegoś brakowało, a on jest taki jaki chciałam żeby był, że jest męski, wspaniały. On się mi w sumie tym samym nie odwazajmnia. Przestałam mu to mowic jak zauważyłam ten dystans. Ale to wszystko co mówiłam to było w 100% szczere. Po prostu myślałam że relacja idzie w dobrym kierunku, byłam zauroczona a teraz czuję się jakby on mi te różowe okulary zdjął z nosa.. Te komplementy to w sumie jedyna rzecz którą mogę sobie 'zarzucić' patrząc kompletnie obiektywnie. Naprawdę jeśli chodzi o inne rzeczy, to nie mam sobie nic do zarzucania, a często w takich sytuacjach podchodzę do siebie bardzo krytycznie, bo chce mieć umiejętności i wiedzę jak nad relacją pracować bo to ważna dla mnie część mojego życia. Chcę nad sobą pracować i w przeszłości popełniłam wiele błędów - ale w tej krótkiej relacji zdecydowanie ich nie popełniłam.. Co powinnam zrobić?