Witajcie, i ja przychodzę po radę, ponieważ jesteście wspaniali jako grupa forumowa i czytając inne wątki byłam pod wrażeniem Waszego wnioskowania i formułowania odpowiedzi zwrotnej dla autorów wątku.
Może i mi poświęcicie swój czas, za co będę wdzięczna.
Tytul wątku to cytat jednej z aktywniejszych tu osób. Ela napisała, że fochnietym toksykiem może być facet odbierany przez otoczenie jako spokojny gość. Otóż tak właśnie odbieram swojego męża. Od 18 lat męczę się z nim, z roku na rok moja świadomość wzrasta z kim żyje. On nigdy nic nie organizuje, planuje jest nudny, nie lubi rozmawiać, kłócić się, wiecznie milczy....nie ma znajomych.
Ok 2 lata temu wyszły na jaw jego zdrady, podobno nic nie było poza smskowaniem z 2 kobietami. Po aferze jakoś mnie urobił, miał się zmienić, stać się bardziej otwarty i chętny do aktywnego życia rodzinnego. Niestety, moja złość na niego, jego wycofanie, po drodze wyszły też na jaw kłamstwa związane z pracą, a miał być już uczciwy, przeglądanie stron z ofertami prostytutek... wpływają na marna jakość zycia
No i tak sobie żyjemy ciągle się o coś kłócąc, on ciągle mi zarzuca, że jestem czrpialska, że wielu rzeczy mi nie mówi bo reaguje krzykiem, złością, obrażaniem sie- a to moja reakcja na jego nieuczciwe zachowania. Dziś się poraz n-ty wyprowadził, bo zrobiłam awanturę, bo zauważyłam ukryty w bagażniku prezent świąteczny( drobnostka) od kobiety, o którą już wcześniej się kłóciliśmy tzn. pije z nią w pracy kawę, wyszukiwał ja w internecie, a mi powiedział że wtedy szukał lekarza dla syna, wcześniej załatwił jej duże zlecenie, mi nawet już nie chodzi o nią tylko o to, że jest nie uczciwy, nie dba o to bym mu zaufała. Powiedziałam mu, że przecież mógł nie przynosić tego prezentu, a nie ukrywać w bagażniku.... Takich z pozoru drobnych sytuacji w mojej ocenie jest wiele, czuje się wykończona, mamy dzieci.
nie wiem już kiedy mam rację, a kiedy rzeczywiście przesadzam....Czy jestem w patowej sytuacji, bo on mówi, że chce być z rodziną, ale ciągle coś wychodzi na jaw, co powoduje, że czuje się oszukiwana... Jak powinnam to rozegrać, by nie czuć się ciągle zrobiona w ....
Czyli jednym słowem on Cię ciągle oszukuje, a Ty się z nim, jego zachowaniem, podejściem do życia męczysz... No cóż 18 lat to szmat czasu, ja widzę dwa wyjścia - postawić go przed faktem dokonanym, nie ma teraz powrotu, niech się teraz sam męczy... Nie wyobrażam sobie, że ciągle jak on wraca kupujesz jego bajeczke o poprawie, teraz tego po prostu nie rób !!! Pokaż mu pazura i go nie przyjmuj z powrotem !!! Może to sprawi, że na chwilę oprzytomnieje, zrozumie że żarty się skończyły - a potem jeżeli Wam będzie zależało na poprawie, to możecie pomyśleć o terapii dla Was.
Drugie wyjście - długa przerwa, odpoczynek, zobaczysz po sobie czy nadal chcesz być z nim, czy to jednak koniec.
Powodzenia
A czy to nie jest typ narcyza? Albo goscia ktory ciagle szuka adoracji? Stad te kolezanki? Podbudowane ego bo jakies panienki sie kreca, w ktore finalnie ma wbite bo ma resztki sumienia zeby rodziny nie rozpieprzac. Standardowo, sprobuj spokojnej, szczerej rozmowy po co to robi, moze czegos mu brakuje? Czasami brak czulosci albo glupie „moj mezczyzno wygladasz dzis seksownie” potrafi zdzialac cuda. Terapia dla par wydaje tez sie swietna opcja. 18 lat to szmat czasu, czasem warto sprobowac podreperowac to czy tamto, mysle tez, ze nie jedna awanture i kryzys w zwiazku przechodziliscie i jakos z tego wychodziliscie.
Zastanawiam się, jaką rolę pełni ten człowiek w Twoim życiu. Nie masz z niego żadnego pożytku, poza zszarpanymi nerwami i perspektywą nędznego, pozbawionego radości wspólnego życia. Pracuje ,więc pewnie jakiś grosz przynosi, więc pewnie jest to jego niewielka, choć może jedyna zaleta.
Pewnie Ci tu doradzą, żebyś POROZMAWIAŁA , wytłumaczyła, postawiła granice i inne mądre rady, które są bardzo cenne.
Pod jednym warunkiem. Że mamy do czynienia z człowiekiem, który przechodzi chwilowy kryzys i potrzebuje wsparcia bliskiej osoby. Która nie ucieka w znajomości, mające na celu dowartościowanie go. A z opisu widzę, że on był taki zawsze, tylko powoli odsłaniał swoją brzydką stronę.
Myślę, że jedyną rzeczą, nad którą powinnaś się pochylić, jest Twoja wizja przyszłości i tego, jak chcesz spędzić dalszą część życia.
Czy żywisz do niego pozytywne uczucia? Masz nadzieję, że się zmieni, że dotrzesz do niego i osiągniecie porozumienie ?
Teraz napiszę Ci coś, co będzie zapewne niepopularne.
Przestań na niego się oglądać. Nie zmienił nastawienia przez tyle lat, nie licz, że zrobi to nagle. Nie marnuj swojego życia, masz tylko jedno. Dojdź do porozumienia sama ze sobą i ustal, jakiego życia chcesz dla siebie.
Zauważ, jak perfidnie on przekracza kolejne granice. Nie będę się rozpisywać, sama zobacz.
I nie , nie zmieni się. Możesz marnować kolejne lata w oczekiwaniu na cud.
Oczywiście ,że chce być z rodziną, oczywiście. A gdzie mu będzie lepiej?
Przecież nawet oficjalnie prezenty dla pseudo koleżanek wozi w aucie i nikt mu głowy nie urwał.
Dziewczyno, on nie ma dla Ciebie nawet grama szacunku.
Założę się, że jakbyś zaczęła drążyć temat koleżanek, to byś jeszcze sporo odkryła.
Jego całe podejście do życia jest do bani. Wiesz, dlaczego jesteś winna i czepia się Ciebie? Bo się przyzwyczaił do swojego wygodnickiego życia na swoich warunkach, a Ty swoim brzęczeniem za uchem psujesz mu ten idylliczny świat. W jego oczach zawsze będziesz winna.
Albo sama dokonasz wyboru, albo za jakiś czas przywali Ci taką historią, że długo będziesz się zbierała. O atmosferze, w której wychowują się dzieci nawet nie wspomnę.
Piszę to z perspektywy osoby, która takiego pasożyta miała pod swoim dachem. Uwierz mi na słowo, nie warto. Ty jesteś ważna i dzieci. Miej to na uwadze.
Mój problem polega na tym, że nie ma z kim gadać. On zadeklaruje wszystko. ma postawe wycofana, a jednocześnie nie pozwala mi odejsc. Nie chce podejmować decyzji. Zawsze stawia się w roli ofiary. Termin fochniety toksyk jest idealny, do określenia jego funkcjonowania w życiu. To jest człowiek który nie ma emocji, czy jedziemy na pogrzeb, czy wesele jest taki sam nastrój. Mam wrażenie, że on się nie zmienia. cały czas stoimy w miejscu.
Wiem, że sama jestem sobie winna, bo mam wrażenie, że przespałam z nim życie.... Ale wiecie, że z wiekiem człowiek dojrzewa, zmienia się myślenie, i u mnie to nastąpiło. To co kiedyś wydawało mi się normalne teraz już takie nie jest. Mam 40 lat i większą świadomość siebie, swoich potrzeb, ale z drugiej strony jest moja rodzina. Chce coś z tym zrobić i jestem w tym sama, pogubiona bo nie chce pogorszyć swojej sytuacji, tylko ją poprawić, od czego zacząć?
Po przebudzeniu się zajelam się sportem - wtedy znalazł te 2. poszłam do pracy, staram się utrzymywać relacje z kolezankami, średnio się mu podoba, ale to są jedyni nasi znajomi, bo on twierdzi, że nikogo nie potrzebuje.
Co do jego natury narcystycznej mam mieszane uczucia. On na pewno ma bardzo zaniżone poczucie własnej wartości. Relacje z tymi kobietami są oparte na udzielanej pomocy przez niego. Jednej dał ponad 50 tys, twierdził, że to była pożyczka. Pieniądze nie oddane przez Panią. Tej od prezentu załatwił duże zlecenie, i chyba był pod jej wrażeniem...innej pomagał przy remoncie, załatwił fachowców, jakiś drobny sprzęt, taki dobry człowiek...
Pytanie moje jest co powinnam zrobić, jakie podjąć działania, by sytuacje zacząć obracać na swoją korzyść. Jak postępuje się z taką osobą?
Piszę to z perspektywy osoby, która takiego pasożyta miała pod swoim dachem. Uwierz mi na słowo, nie warto. Ty jesteś ważna i dzieci. Miej to na uwadze.
Julianka1 jak się uwolnilas? Byłaś w małżeństwie z dziećmi? Wiesz, że uwolnić się nie jest prosto
Skoro mnie wywolalaś.
W waszym związku mąż nie robi fochow akurat. Raczej się po prostu wycofał. Dlaczego? Nie wiem. Coś mocno nie gra.
8 2020-12-27 18:17:28 Ostatnio edytowany przez Julianka1 (2020-12-27 18:25:53)
Tojaa, dobrze się stało, że przejrzałaś na oczy. Człowiek ,jak to mówią, uczy się całe życie. Nie miej do siebie absolutnie pretensji, skąd mogłaś wiedzieć , że on się zatrzyma na pewnym etapie rozwoju.
To wszystko, co tu opisujesz, jest mi dobrze znane, te żałosne zagrywki, głupawe oddzywki i zachowania godne przedszkolaka. Ojciec moich dzieci również nie rozumiał i nie czuł emocji, za to świetnie potrafił je imitować. Nie zliczę ,ile razy obiecywał poprawę. Na pogrzebie mojego dziadka śmiał się z płaczącej ciotki.....
Też się wściekałam, miałam sobie to potem za złe, ale przecież to nie jest tak, że rano wstajesz i planujesz klótnie z nim, to jego zachowania są zapalnikiem.
Gdy po wielu takich akcjach, rozmowach, stawianiu warunków i cholera wie czego jeszcze, powiedziałam dość, dostał furii. Oczywiście, że jego zdaniem byłam winna rozpadowi małżeństwa, bo przecież mogłam dać kolejną szansę, a tego nie zrobiłam. Czyli moja wina Nie jego, że lekceważył mnie i moje zdanie, tylko moja
O całej reszcie nawet nie wspomnę, bo szkoda zdrowia.
Doczytałam o pieniądzach. Rozumie, że nie wiesz, co z tym fantem zrobić, a ja Ci powiem, że to jest człowiek niereformowalny i z tego, co piszesz, jest gorzej niż wyglądało po pierwszym poście.
Czyje jest mieszkanie ? Jakie masz możliwości lokalowe, finansowe, opieki nad dziećmi? Od tego zacznij. Zorientuj się w swojej sytuacji.
Z nim chyba niewiele jesteś w stanie zrobić.
Ja dałabym dużo, żeby 10 lat temu ktoś mną potrząsnął i nakazał uruchomienie szarych komórek.
Tak, mamy 2 synów. Nie było łatwo zrobić porządek, kosztowało wiele pracy, głównie nad sobą. Dziś z perspektywy widzę, jak byłam ślepa.
Przypomniało mi się, że kiedyś zapytałam go, czy wie, co to jest empatia. Odpowiedź : a na h.j mu to ? Chcesz dojść do tego etapu ? Myślę, że nie.
Sprawy finansowe od zawsze były oddzielne. Ja nie miałam nigdy dostępu do jego konta.
Po rozwodzie będę miała gdzie mieszkać. Na szczęście też pracuje, więc jakoś dam radę. O dzieci też dba.
Julianka1 Czuje, że wiesz o czym mówie. Cały czas masz wrażenie, że jesteś w sytuacjach nieakceptowanych, ale nie masz dowodów, albo nie potrafisz ich określić. Ciężkie uczucie.
Ela - on robi fochy cały czas, równocześnie będąc wycofany. Fakty wychodzą na jaw, które mnie denerwują, a on się tłumaczy że nie mówił, bo wiedział, że tak zareaguje...takie błędne kolo
Czysta, klasyczna manipulacja. Robi tak, bo widzi, że działa.
I będzie, dopóki na to pozwalasz. Nie licz, że z dobroci serca przestanie.
Nie odpowiedziałaś, jakie są Twoje uczucia do niego? Chcesz próbować pracy nad związkiem ?
Chciałabym spróbować pracy nad związkiem. Jednak dobrze wiesz, że takie osoby jak on zadeklarują w sposób pusty, że też oczywiście tego chcą.
Moje uczucia do niego: jestem w jakimś chorym mechanizmie uzależnienia. Jego biernosc życiowa mnie denerwuje, nie lubię jego podejścia do życia, rodziny itp. on nie ma wyrzutów związanych z kłamstwem, problem jest wtedy jak się wyda. Tak go postrzegam.
Niestety po zdradach informuje go na bieżąco co o nim myślę, czyli, że jest nudny, bez wyobraźni, życie z nim to ciągły marazm, że kłamie i wymieniam gdzie skłamał, że nigdy się nie stara, niczym nas nie zaskakuje, biernie korzysta ze wszystkiego....czasem z tym przesadzam ( bo jestem sfrustrowana cała sytuacja)
12 2020-12-27 19:17:21 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-12-27 19:18:19)
Nigdy nie miałaś dostępu do konta czyli nie dawał pieniędzy na wasze zycie?
Nie można być jednocześnie wycofanym i fochnietym, bo foch to agresywne zachowanie czyli jakieś tam zaangażowanie.
A Twój mąż się wycofał i z tego co piszesz autorko nie z życia rodzinnego,bo sama twierdzi że dziećmi się interesuje ależ życia z Tobą jako kobietą z którą nie może się wyraźnie dogadać. Wybacz nie rozstrzygam czyja wina bo was nie znam,ale wygląda na to, że Ty zatruwasz relację awanturami a on jest wycofany a nie odwrotnie.
13 2020-12-27 19:20:04 Ostatnio edytowany przez Julianka1 (2020-12-27 19:23:17)
Chwalebne, że chcesz pracy nad związkiem.
Jak nie wyjdzie, nie będziesz mogła sobie zarzucić, że nie próbowałaś.
Jednak słusznie zauważyłaś, że on jest w stanie obiecać wszystko, a są to obietnice puste ,bez pokrycia. I powiem Ci więcej, nie mylisz się w tym przypadku. Nie będzie żadnej wspólnej pracy, albo będzie tylko na chwilkę bo jego zdaniem, to z Tobą jest problem. Też to słyszałam. Że powinnam się leczyć na głowę też. Bo chciałam jechać na urlop rodzinny, dasz wiarę?
Słuchaj swojej intuicji , bo ona wyraźnie krzyczy do Ciebie. Jednak rozumiem, jak ciężko jest wykonać kolejny krok.
Dodatkowo tu mamy problem zdrad, nie jednorazowych, tylko stałych. Dajesz radę jeszcze znosić jego obecność? Nie obrzydza Cię jego dotyk?
Nie marnuj życia na kogoś, kto do miłości nie dorósł, a wielce wątpliwe, by kiedykolwiek to się stało.
Twoje słowa trafiają w próżnię, nie będzie inaczej, on nie widzi swojego udziału w tej katastrofie. Tak, moja droga, Wasze życie małżeńskie to katastrofa i od Ciebie zależy, czy w niej pozostaniesz.
Kiedyś przeczytałam mądre słowa : to czego boimy się najbardziej, jest z reguły tym, co powinniśmy zrobić.
Przemyśl swoje położenie, swoje możliwości i działaj. Jak długo masz zamiar tolerować inne kobiety w jego życiu? Aż tak bardzo siebie nie cenisz? Nie wierzę. Już sam fakt, że szukasz pomocy, jest godny pochwały.
Dla spokoju sumienia możesz spróbować jeszcze rozmowy, konkrety, oczekiwania i warunki, wysłuchaj, czego on chce ( o ile będzie umiał to określić).
Już dziś Ci powiem ,że to i tak nic nie da.
Masz do czynienia z książkowym przykładem zaburzeń, które nie rokują.
Ojciec moich dzieci na hasło : rozwód, natychmiast był gotów jechać na ten urlop. Po latach wysyłania mnie do psychiatry. Ja tylko miałam jak zwykle wszystko zorganizować sama, bo jemu się nie chciało.
Nigdy nie miałaś dostępu do konta czyli nie dawał pieniędzy na wasze zycie?
Nie miałam dostępu do konta i równocześnie dawał pieniądze na życie. Nie ma sprzeczności.
Nie można być jednocześnie wycofanym i fochnietym, bo foch to agresywne zachowanie czyli jakieś tam zaangażowanie.Można być wycofanym i malo zaangazowanym w życie rodzinne, w życie małżeńskie i obrażać się - walić fochy ( nie odzywać się, bierna agresja) wtedy, gdy chcesz ustalić fakty niewygodne dla małżonka np. dotyczące kontaktów z innymi kobietami, ale też inne. Pytasz i cisza...
A Twój mąż się wycofał i z tego co piszesz autorko nie z życia rodzinnego,bo sama twierdzi że dziećmi się interesuje ależ życia z Tobą jako kobietą z którą nie może się wyraźnie dogadać. Wybacz nie rozstrzygam czyja wina bo was nie znam,ale wygląda na to, że Ty zatruwasz relację awanturami a on jest wycofany a nie odwrotnie.
Tak, ja się ostatnio dużo awanturuje, bo on się nie odzywa nie wchodzi w żaden dialog, olewa mnie, zwracam uwagę na siebie, jestem bezradna w tej sytuacji, szukam sposobu rozwiązania jej.
Ela nie czujesz o czym mówię, o jakiej wielkiej bezradności i poczuciu samotności.
15 2020-12-27 19:56:56 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-12-27 20:07:35)
Ela210 napisał/a:Nigdy nie miałaś dostępu do konta czyli nie dawał pieniędzy na wasze zycie?
Nie miałam dostępu do konta i równocześnie dawał pieniądze na życie. Nie ma sprzeczności.
Nie można być jednocześnie wycofanym i fochnietym, bo foch to agresywne zachowanie czyli jakieś tam zaangażowanie.Można być wycofanym i malo zaangazowanym w życie rodzinne, w życie małżeńskie i obrażać się - walić fochy ( nie odzywać się, bierna agresja) wtedy, gdy chcesz ustalić fakty niewygodne dla małżonka np. dotyczące kontaktów z innymi kobietami, ale też inne. Pytasz i cisza...
A Twój mąż się wycofał i z tego co piszesz autorko nie z życia rodzinnego,bo sama twierdzi że dziećmi się interesuje ależ życia z Tobą jako kobietą z którą nie może się wyraźnie dogadać. Wybacz nie rozstrzygam czyja wina bo was nie znam,ale wygląda na to, że Ty zatruwasz relację awanturami a on jest wycofany a nie odwrotnie.
Tak, ja się ostatnio dużo awanturuje, bo on się nie odzywa nie wchodzi w żaden dialog, olewa mnie, zwracam uwagę na siebie, jestem bezradna w tej sytuacji, szukam sposobu rozwiązania jej.
Ela nie czujesz o czym mówię, o jakiej wielkiej bezradności i poczuciu samotności.
Wierzę w Twoje poczucie bezradności i samotności. Ale zastanów się czy sama się do tego w jakiś sposób nie przyczyniasz. Myślałaś o terapii?
Jeśli chcesz by mąż zaczął Ciebie zauważać to może jednak trzeba coś zrobic byś mu się z tymi awanturami nie kojarzyła.
Bardzo przykre to co o nim napisałaś.
Jeżeli nie jest z późno na to, na Twoim miejscu zaczęłabym od poszukiwania pomocy dla siebie, by z kimś zaufanym omówić Twoje sprawy i sprawdzić czy da się jeszcze coś z tego małżeństwa wydobyć dobrego lub się dalej nie unieszczęśliwiać.
Tojaa. napisał/a:Ela210 napisał/a:Nigdy nie miałaś dostępu do konta czyli nie dawał pieniędzy na wasze zycie?
Nie miałam dostępu do konta i równocześnie dawał pieniądze na życie. Nie ma sprzeczności.
Nie można być jednocześnie wycofanym i fochnietym, bo foch to agresywne zachowanie czyli jakieś tam zaangażowanie.Można być wycofanym i malo zaangazowanym w życie rodzinne, w życie małżeńskie i obrażać się - walić fochy ( nie odzywać się, bierna agresja) wtedy, gdy chcesz ustalić fakty niewygodne dla małżonka np. dotyczące kontaktów z innymi kobietami, ale też inne. Pytasz i cisza...
A Twój mąż się wycofał i z tego co piszesz autorko nie z życia rodzinnego,bo sama twierdzi że dziećmi się interesuje ależ życia z Tobą jako kobietą z którą nie może się wyraźnie dogadać. Wybacz nie rozstrzygam czyja wina bo was nie znam,ale wygląda na to, że Ty zatruwasz relację awanturami a on jest wycofany a nie odwrotnie.
Tak, ja się ostatnio dużo awanturuje, bo on się nie odzywa nie wchodzi w żaden dialog, olewa mnie, zwracam uwagę na siebie, jestem bezradna w tej sytuacji, szukam sposobu rozwiązania jej.
Ela nie czujesz o czym mówię, o jakiej wielkiej bezradności i poczuciu samotności.Wierzę w Twoje poczucie bezradności i samotności. Ale zastanów się czy sama się do tego w jakiś sposób nie przyczyniasz. Myślałaś o terapii?
Jeśli chcesz by mąż zaczął Ciebie zauważać to może jednak trzeba coś zrobic byś mu się z tymi awanturami nie kojarzyła.Pierwsza myśl po przeczytaniu tej uwagi, a co on zrobi, bym nie kojarzyła go z kłamstwami?
Bardzo przykre to co o nim napisałaś.
Przykre, że mam takiego męża, czy przykre że tak nie ładnie go opisałam?
Jeżeli nie jest z późno na to, na Twoim miejscu zaczęłabym od poszukiwania pomocy dla siebie, by z kimś zaufanym omówić Twoje sprawy i sprawdzić czy da się jeszcze coś z tego małżeństwa wydobyć dobrego lub się dalej nie unieszczęśliwiać.
Mąż wyprowadził się 2 dni temu. Dziś zadzwonił i pytał czy chce by wrócił. Bez zastanowienia wypaliłam, że nie. Rozłączył się....
Nie chce po raz kolejny jego powrotu na dotychczasowych zasadach.
Myślę, za jutro znów zadzwoni, jak zacząć walczyć o sobie, by nie rozwalić rodziny?
Mąż wyprowadził się 2 dni temu. Dziś zadzwonił i pytał czy chce by wrócił. Bez zastanowienia wypaliłam, że nie. Rozłączył się....
Nie chce po raz kolejny jego powrotu na dotychczasowych zasadach.
Myślę, za jutro znów zadzwoni, jak zacząć walczyć o sobie, by nie rozwalić rodziny?
od toksycznych ludzi jak najdalej, zatruwają życie, trzeba uciekać i nie oglądać się za siebie...
Do małżeństwa trzeba dwojga. Nie możesz być jedyną osobą, która chce zadbać o "rodzinę" - czyli o siebie, o niego, o wasze małżeństwo, o dzieci. To jak stół, najlepiej żeby miał cztery solidne nogi. W teorii, jeśli swoje potrzeby odstawisz na bok (tak jak to robiłaś przez lata) to na trzech nogach też się utrzyma. Ale nagle Ty przestałaś dbać o niego, nie ma szans, żeby się to nie wykoleiło bez rozsądnej próby naprawienia tego, co nie działa. Ale czy on wie, co nie działa? Czy on umie to nazwać?
Jeśli go zpaytasz: czy wiesz, dlaczego nie chcę, żebyś wracał? Czy wiesz, dlaczego mi źle? Czy wiesz, dlaczego martwię się, że to małżeństwo nie ma sensu?
Czy w ogóle Ty sama wiesz, dlaczego go nie chcesz?
Samo to, że jest nudny i nic nie zmienia, nie wydaje się wystarczającym powodem, dla którego chcesz kończyć 20-letni związek. Może jeszcze nie nazwałaś rzeczy, które są źle i których brak. Czym są te oszustwa, co robią Tobie? Czego on uczy dzieci?
Ale wiesz, rozmawiać można tylko z kimś, kto podejmie dialog. Jeśli on się nie odzywa, to Ty masz związane ręce. Nie da się prowadzić negocjacji z kimś, kto milczy. Myślę, że on traktował milczenie jako sposób "obrony" przed zmianami - pogadałaś, pogadałaś, nakrzyczałaś, ale jego milczenie powodowało, że wszystko wracało na dawne tory. Nic się nie zmieniało - dla niego to wygodne.
20 2020-12-29 19:43:49 Ostatnio edytowany przez szeptem (2020-12-29 19:44:19)
Monoceros dobrze prawi - do tanga trzeba dwojga. Ja tutaj takiej chęci nie widzę ze strony żadnego z Was. Myślę, że najwyższy czas się pożegnać na dobre. Podejrzewam, że atmosfera na co dzień w Waszym domu jest fatalna - zastanawiałaś się, jak to oddziaływuje na dzieci? jaki wzór związku wyniosą z domu rodzinnego? Jest między Toba a mężem jakakolwiek fizyczność, czułość, seks? sądzę, że nie... Odpowiedz sobie na pytanie, czy chcesz aby Twoje życie wyglądało podobnie za 10, 20 lat? bo że się coś tu zmieni na lepsze - wątpię. Mąż nie z tych, co będą pracować nad sobą - a raczej, powiedziałabym, to typ "jestem, jaki jestem i takiego mnie bierz" (- a jestem wspaniały, a jakże).
Nie widzę w Waszym wypadku żadnej wspólnoty prócz tego, że mieszkacie razem pod 1 dachem. Sypiacie w jednym łóżku?
Ja bym się ewakuowała.
Przecież autorka nie pracuje nad sobą, tylko usiłuje pracować nad mężem.
I być może to jest właśnie źródło ich problemów. Dziwi mnie to głaskanie autorki po głowie.
Z tego co opisałaś trudno wnioskować, że mąż jest "fochniętym toksykiem".
Wygląda na to, że się nie dobraliście, bo czego innego oczekujecie od życia. Ty chcesz więcej, a on chce spokoju i jest domatorem. Ciekawe, bo jeśli sytuacja jest odwrotna, czyli mąż potrzebuje dużo bardziej świata zewnętrznego, a żona jest typem domatorki, meżowie nigdy nie chcą zmieniać żony. Dla kobiet to często problem jest, że mąż za spokojny, za nudny.
Co martwi to SMSkowanie z kobietami (ale pytanie, czy to faktycznie były "zdrady"? Nie wynika to z Twojego postu) oraz przeglądanie ofert prostytutek. Pytanie jednak po co przeglądał? Zapytałaś go?
Nie wiesz czy masz rację, czy nie przesadzasz. Myślę, że to zdanie spowodowało, że zaczęłaś patrzeć na męża jak na tokstyka. Bo toksyczni ludzie, szczególnie narcyzi, tak na Ciebie działają, że w końcu zaczynasz w siebie wątpić. Tylko, że sam fakt, że takie coś ma miejsce, to za mało, by stwierdzić, że Twój mąż to typowy toksyk. Co jest toksyczne to Wasze małżeństwo ogólnie i oboje się do tego przyczyniacie.
W takiej sytuacji lepiej nie szukać pomocy na forum, bo ostatecznie nikt nie siedzi u Was w domu, żeby skutecznie doradzić, tylko udać się na terapię par. Jeśli zaproponujesz to mężowi, a on się zgodzi, to raczej toksykiem nie jest. Chcesz ratować związek, to rozpocznij od tego. W małżeństwach istnieją duże luki komunikacyjne, Ty mówisz jedno, maż słyszy co innego. Jest potrzeba mediacji jakieś osoby obiektywnej, która pomoże Wam się dogadać.
Oczywiście nie ma gwarancji, że się uda, ale jak chcesz ratować, to ten krok z psychologiem na pewno nie zaszkodzi, a może bardzo pomóc.
23 2020-12-30 13:15:34 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-12-30 13:16:09)
Zgadzam się. Na pewno będzie to lepsze niż forum,gdzie niektórzy zamiast założyć swój temat postanowili wyżalić się na Twoim chociaż niekoniecznie są to podobne dylematy
Terapia par może pomóc się ogarnąć lub po prostu rozstać dla dobra wszystkich zainteresowanych.
Dziękuję za odzew. Wszystkie odpowiedzi pomagają spojrzeć mi na moją sytuację z innej perspektywy.
Co do zdrad to były , mąż bardzo intensywnie smsowal z 2 kobietami przez ok 3 miesiące. Była nawet sytuacja, że przyszedł się pogodzić ( po raz n-ty) i podczas kolacji, na której godziliśmy się wychodził by wysyłać smsy do tych kobiet.
Mąż to nie tylko spokojny człowiek, ale też patologiczny klamca.
Nie rozumiem ataku Eli210 na moją osobę? Bo ciągle wyraża ocenę mojej osoby, jako agresora .
25 2020-12-30 19:23:23 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-12-30 19:35:39)
Ciekawa jestem które moje stwierdzenie uważasz za nieprawdziwe:
Że skupiasz się na wadach męża a nie na swoim wkładzie w związek?
Że powinniście iść na terapię?
Ela napisałaś mi, że to ja zatruwamy relacje awanturami, które powodują jego wycofanie. Szybko ocenilas.
Rzeczywiście masz trochę racji, że nic nie zyskuje, kiedy reaguje tak emocjonalnie - niby oczywiste, jednak dopiero teraz dotarło do mnie, że czas popracować nad emocjami.
Jednak kiedy ciągle ktoś robi Cię ewidentnie w hu,...a, ciężko radzić sobie inaczej.
Mnie zastanowiły te inne kobiety. Z nimi rozmawia, ma dla nich czas, cierpliwość i emocje. Dla żony nie ma. On po prostu nie chce rozmawiać, spędzać wspólnie czasu.
Myślę, że tutaj decyzja już została podjęta.
28 2021-01-04 13:14:26 Ostatnio edytowany przez Tojaa. (2021-01-04 18:25:59)
Mąż wrócił do domu, z kolejną deklaracja, że się postara...kolejny raz dałam szansę.
Niestety już nabyło się fajnie. Mąż po powrocie z pracy walnął fochem. Poszło o załatwienie zaświadczenia od lekarza, by syn mógł wziąć udział w zawodach. On bardziej ogarnia ten temat, ja byłam mało pozytywnie nastawiona do udziału syna w tych zawodach, bo jeszcze nie jest gotowy, no i nagle trzeba załatwiać te dokumenty. Ja załatwiłam badania, i dziś chcialm, by to on poszedł do lekarza po zaświadczenie. To wywołało wielką obrazę, zaczął się drzyc, że nie interesuje się dziećmi, nic nie robię tylko tel mnie interesuje i jestem fatalna matką.
Znów siedzę sama, znów ta cisza, poczucie samotnosci, mam dość...
No cóż, jeśli Ty się nie zmienisz, NIC się nie zmieni.
Wiem wiem, zaraz poczujesz, że niby dlaczego tylko Ty masz coś robić, że cała odpowiedzialność na Tobie itd.
Przykro mi, ale tak.
Jeśli Tobie jest źle, to Ty musisz się zmienić - zmienić swoje zachowania, reakcje, słowa. Inni ludzie w Twojej rodzinie (być może) zmienią się w rekacji na Twoją zmianę, a nie z powodu Twoich pobożnych życzeń i cicho wypowiadanych marzeń.
Nie chcesz faceta toksyka to czemu ciągle go akceptujesz takim, jakim jest? Bo tak trzeba, bo miłość? Akceptujesz, pozwalasz bo w tej sytuacji, kiedy on się obraża, krzyczy, obraża Cię, Ty masz piłeczkę po swojej stronie, jest czas na Twoją reakcję. A Ty co? Siadasz siada w ciszy i samotności.
Coś musisz zmienić, cokolwiek. Ciągle robisz to samo i oczekujesz innych rezultatów, oszalałaś?
Znowu nie mam nadzieji na cokolwiek już nawet nie lepszego, ale innego.
Marazm, to jest to co mnie otacza.
Jutro dzień wolny, nie cieszę się, bo atmosfera w naszym domu jest tragiczna. Dziś mu wykrzyczałam, że mam go dość, żeby znalazł sobie kogoś, bo wiadomo, że nie odejdzie sam, musi mieć powód, a skoro jest taki wspaniały to nie będzie miał większych problemów. Nawet nie podjął rozmowy....
Czy rozmawiam spokojnie, czy w taki sposób jak powyżej, to efekt ten sam, czyli brak rozmowy.
W takim razie pytanie, jak się przełamuje swoje schematy zachowań?
W takim razie pytanie, jak się przełamuje swoje schematy zachowań?
Świadomością i wewnętrzną dyscypliną, korzystając ze wszystkich środków jakie tylko mogą Ci w tym pomóc.
Jednym pomaga mówienie do siebie w duchu (nie będę teraz wrzeszczeć, nie dam się sprowokować), szczypanie się po ręku, pisanie dziennika, myślenie o tym ciągle.
Wiele jest takich sposobów na to, żeby utrzymać siebie w ryzach na tyle, żeby nie reagować jak zwykle, tylko w sposób odmienny i zamierzony.
32 2021-01-06 11:02:51 Ostatnio edytowany przez Jużprawiepo (2021-01-06 11:08:54)
Czytam i jakbym czytała o swoim byłym mężu. Byłam w podobnym małżeństwie przez 18 lat. Ja organizator wszystkiego, on czekający na organizację. Ja dzieci, dom, praca, on głównie praca coraz częściej dłuższa i po godzinach. Koleżanki, sms, "wsparcie"...jak dobrze to znam. Teraz jedna z nich jest partnerką:) I ciągłe obietnice poprawy...na krótko. Miałam świadomość, że to kolejne obietnice bez pokrycia , a jednak naiwnie w to wychodziłam..do czasu, aż poczulam, że już nie chcę, nie mogę, że chcę swojego dobrego życia bez niego. Dwa lata temu powiedziałam koniec, wyprowadz się...to była najlepsza decyzja. A moje dziecko powiedziało wreszcie. Żyjemy, jest spokój, bezpiecznie, bez kłótni, oczekiwań bez pokrycia. A on teraz jest już tylko albo aż ojcem moich dzieci. I niestety w tej roli się nie wyrabia, ale to już inna historia..
Zacznij autorko myśleć o sobie, pomyśl co dobrego daje Ci ta relacja...a rodzina z taką atmosferą już jest rozwalona i czasem lepiej dzieciom jest po rozstaniu rodziców niż w ciągłym zawieszeni
Jakoś mocno uderzyło mnie zdanie: on nie pozwala mi odejść. Odchodzę ja, nikt nie musi na to pozwalać oprócz mnie samej . To jest moje działanie
33 2021-01-06 11:17:37 Ostatnio edytowany przez Tojaa. (2021-01-06 11:25:25)
Bardzo dziękuję za odpowiedzi.
Ja jeszcze nie podjęłam decyzji: odchodzę, jestem na etapie złudzenia, niedowierzania, że już po moim małżeństwie.
A myślałam, że jestem już taka zdecydowana.
Zaczynam rozumieć, że gdybym wiedziała dokąd zmierzamy, łatwiej byłoby tam dotrzeć.
Druga strona nie chce razem ze mną podejmować decyzji, to chyba bardzo wredne z jego strony? Pokazuje też jaką mamy relacje?
informuje go na bieżąco co o nim myślę, czyli, że jest nudny, bez wyobraźni, życie z nim to ciągły marazm, że kłamie i wymieniam gdzie skłamał, że nigdy się nie stara, niczym nas nie zaskakuje, biernie korzysta ze wszystkiego....)
A on mimo takich zachęt nie ma ochoty z Tobą gadać?
Niesamowite...
Bardzo dziękuję za odpowiedzi.
Ja jeszcze nie podjęłam decyzji: odchodzę, jestem na etapie złudzenia, niedowierzania, że już po moim małżeństwie.
A myślałam, że jestem już taka zdecydowana.
Zaczynam rozumieć, że gdybym wiedziała dokąd zmierzamy, łatwiej byłoby tam dotrzeć.
Druga strona nie chce razem ze mną podejmować decyzji, to chyba bardzo wredne z jego strony? Określa też jaką mamy relacje?
Bo on nie potrzebuje decyzji, jemu jest w tym układzie wygodnie w jakimś sensie, więc po co decydować o zmianie
Czytam i jakbym czytała o swoim byłym mężu. Byłam w podobnym małżeństwie przez 18 lat. Ja organizator wszystkiego, on czekający na organizację. Ja dzieci, dom, praca, on głównie praca coraz częściej dłuższa i po godzinach. Koleżanki, sms, "wsparcie"...jak dobrze to znam. Teraz jedna z nich jest partnerką:) I ciągłe obietnice poprawy...na krótko. Miałam świadomość, że to kolejne obietnice bez pokrycia , a jednak naiwnie w to wychodziłam..do czasu, aż poczulam, że już nie chcę, nie mogę, że chcę swojego dobrego życia bez niego. Dwa lata temu powiedziałam koniec, wyprowadz się...to była najlepsza decyzja. A moje dziecko powiedziało wreszcie. Żyjemy, jest spokój, bezpiecznie, bez kłótni, oczekiwań bez pokrycia. A on teraz jest już tylko albo aż ojcem moich dzieci. I niestety w tej roli się nie wyrabia, ale to już inna historia..
Zacznij autorko myśleć o sobie, pomyśl co dobrego daje Ci ta relacja...a rodzina z taką atmosferą już jest rozwalona i czasem lepiej dzieciom jest po rozstaniu rodziców niż w ciągłym zawieszeni
Jakoś mocno uderzyło mnie zdanie: on nie pozwala mi odejść. Odchodzę ja, nikt nie musi na to pozwalać oprócz mnie samej . To jest moje działanie
Jużprawiepo - jak Ty to zrobiłaś? Sama podjęłaś decyzję o rozstaniu? On ja zaakceptował? Bo pewnie miał już na boku kogoś i dlatego łatwiej poszlo
Jużprawiepo napisał/a:Czytam i jakbym czytała o swoim byłym mężu. Byłam w podobnym małżeństwie przez 18 lat. Ja organizator wszystkiego, on czekający na organizację. Ja dzieci, dom, praca, on głównie praca coraz częściej dłuższa i po godzinach. Koleżanki, sms, "wsparcie"...jak dobrze to znam. Teraz jedna z nich jest partnerką:) I ciągłe obietnice poprawy...na krótko. Miałam świadomość, że to kolejne obietnice bez pokrycia , a jednak naiwnie w to wychodziłam..do czasu, aż poczulam, że już nie chcę, nie mogę, że chcę swojego dobrego życia bez niego. Dwa lata temu powiedziałam koniec, wyprowadz się...to była najlepsza decyzja. A moje dziecko powiedziało wreszcie. Żyjemy, jest spokój, bezpiecznie, bez kłótni, oczekiwań bez pokrycia. A on teraz jest już tylko albo aż ojcem moich dzieci. I niestety w tej roli się nie wyrabia, ale to już inna historia..
Zacznij autorko myśleć o sobie, pomyśl co dobrego daje Ci ta relacja...a rodzina z taką atmosferą już jest rozwalona i czasem lepiej dzieciom jest po rozstaniu rodziców niż w ciągłym zawieszeni
Jakoś mocno uderzyło mnie zdanie: on nie pozwala mi odejść. Odchodzę ja, nikt nie musi na to pozwalać oprócz mnie samej . To jest moje działanieJużprawiepo - jak Ty to zrobiłaś? Sama podjęłaś decyzję o rozstaniu? On ja zaakceptował? Bo pewnie miał już na boku kogoś i dlatego łatwiej poszlo
Ja zdecydowałam , ja kazałam mu się wyprowadzić, ja złożyłam pozew. Przez pierwsze trzy tygodnie wyprawial różne rzeczy, raz się klocil, raz płakał, raz obiecywał, ale ja już wtedy wiedziałam, że to dalej się nie uda i szkoda życia mojego, dzieci...nie potrzebowałam jego zgody. A czy był ktoś? Myślę, że tak
Tojaa. napisał/a:informuje go na bieżąco co o nim myślę, czyli, że jest nudny, bez wyobraźni, życie z nim to ciągły marazm, że kłamie i wymieniam gdzie skłamał, że nigdy się nie stara, niczym nas nie zaskakuje, biernie korzysta ze wszystkiego....)
A on mimo takich zachęt nie ma ochoty z Tobą gadać?
Niesamowite...
Z drugiej strony popatrz jakie to uczciwe z mojej strony, nic nie udaje mówię jak jest, nazywam to co czuje, czy to źle biorąc pod uwagę, że tkwię w tym bardzo długo?
No fakt. Uczciwe.
Tylko nasuwa się pytanie po co Ty chcesz z tym mężem być skoro on to same wady?
Tojaa. napisał/a:Jużprawiepo napisał/a:Czytam i jakbym czytała o swoim byłym mężu. Byłam w podobnym małżeństwie przez 18 lat. Ja organizator wszystkiego, on czekający na organizację. Ja dzieci, dom, praca, on głównie praca coraz częściej dłuższa i po godzinach. Koleżanki, sms, "wsparcie"...jak dobrze to znam. Teraz jedna z nich jest partnerką:) I ciągłe obietnice poprawy...na krótko. Miałam świadomość, że to kolejne obietnice bez pokrycia , a jednak naiwnie w to wychodziłam..do czasu, aż poczulam, że już nie chcę, nie mogę, że chcę swojego dobrego życia bez niego. Dwa lata temu powiedziałam koniec, wyprowadz się...to była najlepsza decyzja. A moje dziecko powiedziało wreszcie. Żyjemy, jest spokój, bezpiecznie, bez kłótni, oczekiwań bez pokrycia. A on teraz jest już tylko albo aż ojcem moich dzieci. I niestety w tej roli się nie wyrabia, ale to już inna historia..
Zacznij autorko myśleć o sobie, pomyśl co dobrego daje Ci ta relacja...a rodzina z taką atmosferą już jest rozwalona i czasem lepiej dzieciom jest po rozstaniu rodziców niż w ciągłym zawieszeni
Jakoś mocno uderzyło mnie zdanie: on nie pozwala mi odejść. Odchodzę ja, nikt nie musi na to pozwalać oprócz mnie samej . To jest moje działanieJużprawiepo - jak Ty to zrobiłaś? Sama podjęłaś decyzję o rozstaniu? On ja zaakceptował? Bo pewnie miał już na boku kogoś i dlatego łatwiej poszlo
Ja zdecydowałam , ja kazałam mu się wyprowadzić, ja złożyłam pozew. Przez pierwsze trzy tygodnie wyprawial różne rzeczy, raz się klocil, raz płakał, raz obiecywał, ale ja już wtedy wiedziałam, że to dalej się nie uda i szkoda życia mojego, dzieci...nie potrzebowałam jego zgody. A czy był ktoś? Myślę, że tak
U mnie jest to samo, jak się rozstajemy. Przylazi i błaga, że on nie może żyć, że chce powrotu. Potem zaczyna się ten sam schemat co zawsze. Jestem już wykończona tym. Na tą chwilę chyba liczę na cud, że okoliczności zewnętrzne w końcu wprowadza jaka zmianę.
Prawiejuzpo - zazdroszczę pozytywnie, że decyzja już poza Tobą, bo wiesz jaka to ciężka sytuacja i jak wyniszczającą
No fakt. Uczciwe.
Tylko nasuwa się pytanie po co Ty chcesz z tym mężem być skoro on to same wady?
Bo nie potrafię się z tego wyrwac
Nie wiem czy zewnętrzne wydarzenia pomogą, bo mam poczucie, że wtedy granice znów mogą się przesunąć. To w Tobie musi być decyzja na tak, na jakiś krok, który przerwie Wasz schemat . On go zna, wie że Ty pogadasz, powiesz swoje, A potem wrócicie do codzienności. Ja wiem, że to nie jest łatwe...ale nie zmieniłabym swojej dectzji, dla mnie ona , teraz z perspektywy czasu, jest najlepsza. I nie tylko dla mnie, dla moich dzieci też...
Nie wiem czy zewnętrzne wydarzenia pomogą, bo mam poczucie, że wtedy granice znów mogą się przesunąć. To w Tobie musi być decyzja na tak, na jakiś krok, który przerwie Wasz schemat . On go zna, wie że Ty pogadasz, powiesz swoje, A potem wrócicie do codzienności. Ja wiem, że to nie jest łatwe...ale nie zmieniłabym swojej dectzji, dla mnie ona , teraz z perspektywy czasu, jest najlepsza. I nie tylko dla mnie, dla moich dzieci też...
Jeśli nie chcesz nie odpowiadają
Czy jesteś teraz sama, jeśli tak jak sobie z tą samotnością radzisz?
Czy może ulga, że już z nim nie musisz żyć wszystko rekompensuje?
Jużprawiepo napisał/a:Nie wiem czy zewnętrzne wydarzenia pomogą, bo mam poczucie, że wtedy granice znów mogą się przesunąć. To w Tobie musi być decyzja na tak, na jakiś krok, który przerwie Wasz schemat . On go zna, wie że Ty pogadasz, powiesz swoje, A potem wrócicie do codzienności. Ja wiem, że to nie jest łatwe...ale nie zmieniłabym swojej dectzji, dla mnie ona , teraz z perspektywy czasu, jest najlepsza. I nie tylko dla mnie, dla moich dzieci też...
Jeśli nie chcesz nie odpowiadają
Czy jesteś teraz sama, jeśli tak jak sobie z tą samotnością radzisz?
Czy może ulga, że już z nim nie musisz żyć wszystko rekompensuje?
Boisz się samotności czy bycia sama? Mnie to nigdy nie straszyło, tego się nie bałam. Mam poczucie, że w małżeństwie byłam już przez ostatnie lata sama i samotna. Po rozstaniu otworzyłam się na siebie i na ludzi...choć chyba zawsze taka byłam. Mam fajną pracę, znajomych, swoje zainteresowania....swoje życie. Czy jesrem sama? Zaczynam się z kimś spotykać, poznawać, ale nie mam na to przymusu..Teraz już wiem czego potrzebuje w relacji..Ona ma być dobra...innej nie chce, wolę wtefy być sama, ale nie samotna
Tojaa. napisał/a:Jużprawiepo napisał/a:Nie wiem czy zewnętrzne wydarzenia pomogą, bo mam poczucie, że wtedy granice znów mogą się przesunąć. To w Tobie musi być decyzja na tak, na jakiś krok, który przerwie Wasz schemat . On go zna, wie że Ty pogadasz, powiesz swoje, A potem wrócicie do codzienności. Ja wiem, że to nie jest łatwe...ale nie zmieniłabym swojej dectzji, dla mnie ona , teraz z perspektywy czasu, jest najlepsza. I nie tylko dla mnie, dla moich dzieci też...
Jeśli nie chcesz nie odpowiadają
Czy jesteś teraz sama, jeśli tak jak sobie z tą samotnością radzisz?
Czy może ulga, że już z nim nie musisz żyć wszystko rekompensuje?Boisz się samotności czy bycia sama? Mnie to nigdy nie straszyło, tego się nie bałam. Mam poczucie, że w małżeństwie byłam już przez ostatnie lata sama i samotna. Po rozstaniu otworzyłam się na siebie i na ludzi...choć chyba zawsze taka byłam. Mam fajną pracę, znajomych, swoje zainteresowania....swoje życie. Czy jesrem sama? Zaczynam się z kimś spotykać, poznawać, ale nie mam na to przymusu..Teraz już wiem czego potrzebuje w relacji..Ona ma być dobra...innej nie chce, wolę wtefy być sama, ale nie samotna
Mając ten typ za męża, który mam - i czuję, że Ty też miałaś, po tym co piszesz, bo trafiasz w punkt człowiek nie boi się tak bardzo bycia samej, bo właściwie cały czas to mam w życiu.
Niedawno zadałam mu pytania, które w tym wątku padły, i brak odpowiedzi jak zawsze oraz przerzucenie odpowiedzialności na mnie, że to ja mam coś z tym zrobić. Na pytanie czemu jest takim h...., Odp ironicznie "kocham cię". Powiedział, że to ja mam złożyć o rozwod. Czyli jak zawsze jak czegoś chce to mam to ogarnąć sama. On się zachowuje tak jakby go to co się dzieje nie dotyczylo.
Ja wtedy słyszałam to Tobie jest źle, to Twój problem. Na terapię też poszlismy, bo ja chciałam, on nie...żadna terapia z motywacji żony i to też wiedziałam, ale myślałam może coś zobaczy, zrozumie...nie. Chce takim być i tak żyć proszę bardzo, A skoro mnie było źle, to już nie jest...bywało trudno i bywa czasem..jak w życiu każdego. Ja wolę to trudno czasem i fajnie i dobrze częściej niż tamto źle
A dlaczego on ma wnieść o rozwód skoro jemu tak dobrze ? Toksyki są wygodne. Jemu jest ok, Tobie nie to rób coś. Bierz odpowiedzialność. A on później będzie mógł się wybielić w swoich własnych oczach - ja przeciez nie chcialem rozwodu, chcialem byc ze soba
Ja wtedy słyszałam to Tobie jest źle, to Twój problem. Na terapię też poszlismy, bo ja chciałam, on nie...żadna terapia z motywacji żony i to też wiedziałam, ale myślałam może coś zobaczy, zrozumie...nie. Chce takim być i tak żyć proszę bardzo, A skoro mnie było źle, to już nie jest...bywało trudno i bywa czasem..jak w życiu każdego. Ja wolę to trudno czasem i fajnie i dobrze częściej niż tamto źle
Niechcący kliknelam dwa razy:(
Czy na terapii został określony problem z nim, ciekawe jak się ten typ nazywa fachowo...co Ci radził/ Wam terapeuta?
Też coś w ten deseń słyszę, że właściwie to szukam dziury w całym, że przecież jest, a to że nieobecny, niezaangażowany w nic to problem mój i mojego spojrzenia, z sugestia, że to ze mną coś nie tak. A takie rzeczy się czuje
Ja po rozstaniu z moim toksykiem usłyszałam, ze przecież to ja wszystko skreśliłam. Zero jakieś skruchy czy przemyśleń. No tak, racja ja podjęłam decyzje, ale ta decyzja była w 100% umotywowana jego brakiem reakcji kiedy prosiłam, tłumaczyłam, próbowałam. To był wynik jego zachowania, wynik jego zerowych prób choćby przemyślenia sytuacji. I rzeczywiście, ja podejmowałam wszystkie próby naprawy, z jego strony była totalna ściana - bo jemu bylo dobrze, wszystko kręciło się totalnie wokół niego. Także droga autorko nie miej złudzeń, że on podejmie jakieś próby. On ma to głęboko. Ponad to, oni bardzo dobrze wiedzą, że jesteśmy współuzależnione, wiedza ze boimy się to przeciąć, znają każdy nasz schemat. Oni wiedzą, że co by nie zrobili, Ty i tak się ugniesz i zostaniesz. Są w tym tak cholernie pewni siebie, że na prawdę, nie miej nadziei.
Celność Waszych określeń utwierdza mnie, że mój mąż to dobrze znany typ.
Kolorowe sny - jego pewność siebie, bardzo dobrze ja znam, wiem jak działa niszcząco
Ostatni jego tekst do mnie, że wyprowadzi się wtedy, kiedy dzieci o tym zdecydują.... Dzieci nastoletnie mają decydować o moim małżeństwie
Dotychczasowe wnioski:
Trzeba podjąć decyzję, żeby być świadoma co chce osiągnąć i tego się trzymać
On się obecnie nie określi, dopiero jak jemu będzie wygodnie, czytaj jak pozna jakaś laskę, w której oczach zobaczy zachwyt nad jego osoba
Ze mną się wogole nie liczy
Nie mamy zbudowanej żadnej relacji, komunikacja zerowa
51 2021-01-06 15:17:56 Ostatnio edytowany przez Jużprawiepo (2021-01-06 15:19:08)
O tak wina wg nich zawrsze leży po nsszej stronie i będą kobiety, które to rzeczywiś7cie wezmą na siebie niestey.
Od terapi nie oczekiwałam diagnozy męża byłego, to dla mnie nie było istotne...
Dzieci podejmą decyzję...znów Twój mąż autorko oddaje odpowiedzialniosc innym. Relacja żona- mąż, ojciec- dzieci to inne płaszczyzny, choć mocno powiązane.. Dzieci czują co się dzieje między Wami i na nie to tez wplywa
Z drugiej strony popatrz jakie to uczciwe z mojej strony, nic nie udaje mówię jak jest, nazywam to co czuje, czy to źle biorąc pod uwagę, że tkwię w tym bardzo długo?
Z całą pewnością jest to odpychające.
Więc się nie dziw i nie oburzaj, że facet woli obcować z normalnymi kobietami, które normalnie z nim rozmawiają a nie trują dupe i zasypują pretensjami.
Bez urazy. Ale cały ten wątek to jest JA; ja chcę, ja oczekuję, ja czuję.
A on to jest nic. On nie chce, nie czuje, nie oczekuje. Nic. Zero. Automat do spełniania Twoich oczekiwań.
Nie twierdzę, że Twój mąż jest święty, ale przy Tobie to on nie ma fizycznej możliwości się inaczej zachowywać.
Sedno problemu jest takie, że uznajesz za bezdyskusyjny aksjomat, że ON JEST ZŁY. I na tej bazie dopiero zaczynasz rozważania. Czy jest toksykiem, a może przemocowcem albo tylko manipulantem?
Na tą chwilę oboje jesteście toksyczni, a Twoje zachowanie gwarantuje że nic się nie zmieni.
Tojaa, Juzprawiepo - macie małe dzieci czy nastoletnie?
Czytając Wazę historie znajduje wiele podobieństw. Ja też ostatnio usłyszałam, że to ja kazałam jemu się wyprowadzić, a może gdyby został to by mu "minęło "... Miałam tolerować kolejne kłamstwa, zdradę, najlepiej spać z nim, sprzątać, gotować i czekać, czy jemu wyjdzie z kochanką czy nie... Mój jm wyprowadził się we wrześniu, razem z kochanką wynajął mieszkanie i tak sobie żyją... A ja czekam na pozew, aż on "łaskawie" go złoży, na razie widać nie śpieszy się z tym.
Tojaa, Juzprawiepo - macie małe dzieci czy nastoletnie?
Czytając Wazę historie znajduje wiele podobieństw. Ja też ostatnio usłyszałam, że to ja kazałam jemu się wyprowadzić, a może gdyby został to by mu "minęło "... Miałam tolerować kolejne kłamstwa, zdradę, najlepiej spać z nim, sprzątać, gotować i czekać, czy jemu wyjdzie z kochanką czy nie...
Mój jm wyprowadził się we wrześniu, razem z kochanką wynajął mieszkanie i tak sobie żyją... A ja czekam na pozew, aż on "łaskawie" go złoży, na razie widać nie śpieszy się z tym.
Mam nastoletnie i małe.
Kasztanek88 - współczuję sytuacji, jednak potraktuj to jako szansa, na uwolnienie się z chorego układu. Trzymaj kciuki, by mu się układ z kochanką nie rozwalił za szybko, bo inaczej wróci i to Ty będziesz miała go na glowie
Tojaa. napisał/a:Z drugiej strony popatrz jakie to uczciwe z mojej strony, nic nie udaje mówię jak jest, nazywam to co czuje, czy to źle biorąc pod uwagę, że tkwię w tym bardzo długo?
Z całą pewnością jest to odpychające.
Więc się nie dziw i nie oburzaj, że facet woli obcować z normalnymi kobietami, które normalnie z nim rozmawiają a nie trują dupe i zasypują pretensjami.Bez urazy. Ale cały ten wątek to jest JA; ja chcę, ja oczekuję, ja czuję.
A on to jest nic. On nie chce, nie czuje, nie oczekuje. Nic. Zero. Automat do spełniania Twoich oczekiwań.Nie twierdzę, że Twój mąż jest święty, ale przy Tobie to on nie ma fizycznej możliwości się inaczej zachowywać.
Sedno problemu jest takie, że uznajesz za bezdyskusyjny aksjomat, że ON JEST ZŁY. I na tej bazie dopiero zaczynasz rozważania. Czy jest toksykiem, a może przemocowcem albo tylko manipulantem?
Na tą chwilę oboje jesteście toksyczni, a Twoje zachowanie gwarantuje że nic się nie zmieni.
Wszystko fajnie, że gdybym tak nie narzekała, to on nie byłby tak zmęczony mną i nie szukał innych normalnych kobiet. Tylko, że problem w tym, że on coś robi, a ja gadam - reakcja na kłamstwa.
Wiem co powinnam zrobić - odejść, ale nie potrafię - to jest mój problem.
Używam komunikatu ja - bo pisze o sobie. Ja czuję, ja myślę, cóż mogę pisać o nim, on ma cały czas jedna postawę: na wszystko w.......
Tojaa, Juzprawiepo - macie małe dzieci czy nastoletnie?
Czytając Wazę historie znajduje wiele podobieństw. Ja też ostatnio usłyszałam, że to ja kazałam jemu się wyprowadzić, a może gdyby został to by mu "minęło "... Miałam tolerować kolejne kłamstwa, zdradę, najlepiej spać z nim, sprzątać, gotować i czekać, czy jemu wyjdzie z kochanką czy nie...
Mój jm wyprowadził się we wrześniu, razem z kochanką wynajął mieszkanie i tak sobie żyją... A ja czekam na pozew, aż on "łaskawie" go złoży, na razie widać nie śpieszy się z tym.
Dzieci jedno w wieku licealnym, drugie wczesna podstawowka .
Wiesz jest taka książka "Kup kochance swego męża kwiaty ". Może brzmi dziwnie, ale cis w tym jest, bo czasem tą kochanka sprawia, że odbjjamy się od tego związku i jest koniec.
A czemu Ty nie złożysz pozwu?
Tojaa. napisał/a:Z drugiej strony popatrz jakie to uczciwe z mojej strony, nic nie udaje mówię jak jest, nazywam to co czuje, czy to źle biorąc pod uwagę, że tkwię w tym bardzo długo?
Z całą pewnością jest to odpychające.
Więc się nie dziw i nie oburzaj, że facet woli obcować z normalnymi kobietami, które normalnie z nim rozmawiają a nie trują dupe i zasypują pretensjami.Bez urazy. Ale cały ten wątek to jest JA; ja chcę, ja oczekuję, ja czuję.
A on to jest nic. On nie chce, nie czuje, nie oczekuje. Nic. Zero. Automat do spełniania Twoich oczekiwań.Nie twierdzę, że Twój mąż jest święty, ale przy Tobie to on nie ma fizycznej możliwości się inaczej zachowywać.
Sedno problemu jest takie, że uznajesz za bezdyskusyjny aksjomat, że ON JEST ZŁY. I na tej bazie dopiero zaczynasz rozważania. Czy jest toksykiem, a może przemocowcem albo tylko manipulantem?
Na tą chwilę oboje jesteście toksyczni, a Twoje zachowanie gwarantuje że nic się nie zmieni.
Przy takich schematach związek staje się toksyczny, cała relacja. Dlatego trzeba schemat zmienić , przerwać go lub przepracowac na terapii...a tak to jak w tańcu ciągle z tymi samymi krokami i przy tej samej melodii. Trzeba kroki zmienić, melodie lub przestać tańczyć:) no jeszcze jest opcja zmiany partnera, ale to już człowiek się wyleczy
Tojaa. i Jużprawiepo - proszę nie piszcie nowych postów pod swoimi poprzednimi wpisami, jest to niezgodne z regulaminem naszego forum.
Możecie odpowiedzieć kilku osobom w jednym poście.
I zawsze kiedy chcecie coś dodać do wypowiedzi, która już opublikowałyście - możecie to zrobić za pomocą funkcji "edytuj".
Wiesz jest taka książka "Kup kochance swego męża kwiaty ". Może brzmi dziwnie, ale cis w tym jest, bo czasem tą kochanka sprawia, że odbjjamy się od tego związku i jest koniec.
A czemu Ty nie złożysz pozwu?
Bo psychicznie było mi bardzo ciężko z całą sytuacją, schudłam 10 kg, nie spałam, nie jadła ogólna masakra... Dopiero teraz wracam na dobry tor. Byłam w grudniu u adwokat, ale czekam, aż w końcu on chociaż pozew sam złoży, skoro miał tyle odwagi, żeby rozwalić kompletnie naszą rodzinę.
Po prostu chciałabym zobaczyć co on tam napisze, ja oczywiście złożę z orzekaniem o winie.
Tojaa.
Z tego co piszesz, Twój mąż ewidentnie przejawia toksyczne zachowania. Nie dziwię się, że nerwy Ci puszczają. Najgorszy jest ten brak otwarcia, brak szczerości, do tego stopnia, że nie wiesz, co masz myśleć. Chciałabyś naprawić, ale jest chęć tylko z Twojej strony.
Natomiast bardzo trafne uwagi tutaj są pisane, że jesteście w pewnym schemacie i nie potraficie z tego wyjść. I w tym schemacie, pomimo że masz dobre intencje, też jesteś toksyczna.
Wam jest potrzebna terapia, tylko żeby zadziałała oboje musicie chcieć, a z tego co piszesz, z drugiej strony nie ma chęci.
Może warto pomyśleć, żeby jednak odseparować się od niego, i jak zacznie błagać, byś go przyjęła z powrotem, wtedy stanowcze stwierdzenie, że dajesz ostatnią szansę, pod warunkiem jego udziału w terapii. I tak nie masz gwarancji, że terapia coś da, ale sami (bez mediatora) nie macie szans się dogadać. No chyba, że zrobisz terapię indywidualną i zmiany w Tobie pozytywnie wpłyną na męża. Ale rozumiem, że w Twoim stanie emocjonalnym oczekujesz jakichś szybkich rezultatów, a terapia indywidualna to długotrwały proces.
odseparować się od niego, i jak zacznie błagać, byś go przyjęła z powrotem,.
Nie żebym się czepiała, ale on chyba jest u siebie, więc ''przyjmowanie'' z powrotem to taki dość abstrakcyjny koncept.
Nie żebym się czepiała, ale on chyba jest u siebie, więc ''przyjmowanie'' z powrotem to taki dość abstrakcyjny koncept.
Nie mówię o nieruchomościach, tylko o zakończeniu relacji, żeby mąż zobaczył, że rzeczywiście może żonę stracić. Jak zawalczy, to wtedy bym postawił warunek uczestnictwa w terapii. Jak nie zawalczy, to znaczy, że i tak nie ma czego ratować.
Autorce jest ciężko, bo ciężko myśleć logicznie w natłoku emocji, ale my, patrząc z boku, możemy logicznie doradzić.
żeby mąż zobaczył, że rzeczywiście może żonę stracić..
Pomysł niegłupi...
Tylko, że żona od dłuższego czasu się mocno stara, aby mu tę ''stratę'' mocno złagodzić. W tej chwili, to on wszelkie ''odcięcia się'' może przyjąć z ulgą, bo to oznaczać będzie czasową przerwę w truciu dupy i inwigilacji.
Ja bym radziła dać sobie (i jemu) miesiąc czasu. I w trakcie tego miesiąca wyłączyć żale i całą ich otoczkę. Normalnie rozmawiać z mężem - może czasem pożartować czy coś... Uśmiechnąć się, pochwalić za coś. Zacząć odnosić się do niego jak do normalnego człowieka, a nie wroga.
Nie wiem, czy to coś zmieni, ale wiem, że dotychczasowa polityka z pewnością nie zmieni nic.
merle napisał/a:żeby mąż zobaczył, że rzeczywiście może żonę stracić..
Pomysł niegłupi...
Tylko, że żona od dłuższego czasu się mocno stara, aby mu tę ''stratę'' mocno złagodzić. W tej chwili, to on wszelkie ''odcięcia się'' może przyjąć z ulgą, bo to oznaczać będzie czasową przerwę w truciu dupy i inwigilacji.
Ja bym radziła dać sobie (i jemu) miesiąc czasu. I w trakcie tego miesiąca wyłączyć żale i całą ich otoczkę. Normalnie rozmawiać z mężem - może czasem pożartować czy coś... Uśmiechnąć się, pochwalić za coś. Zacząć odnosić się do niego jak do normalnego człowieka, a nie wroga.
Nie wiem, czy to coś zmieni, ale wiem, że dotychczasowa polityka z pewnością nie zmieni nic.
Propozycja całkiem ciekawa, przełamuje schemat, na chwilę obecną reakcja to brak zgody, że dla tego h... Mam być jeszcze miła
Ale jak odsune emocje na bok, to to może być plan
Pomysł wcześniejszy jest mi bardziej bliski
Podziękowania dla Wszystkich udzielających się w tym watku
Pomysł wcześniejszy jest mi bardziej bliski
Bo Ty po prostu chcesz odejść i szukasz podbudowy teoretycznej, żeby wyszło, że 100% winy jest jego. Nie masz ani ochoty, ani zamiaru nic naprawiać. Sądzę, że nawet gdyby on wyszedł z taką inicjatywą, to będziesz sabotować.
Skoro tak się obnosisz ze swoją ''uczciwością'' to przyznaj uczciwie, że między Wami coś się wypaliło. Po prostu. Nie dlatego, że on jest jakimś toksykiem (bo nie wygląda). Ale tak po prostu. No bywa.
Masz prawo chcieć innego faceta, ale on ma prawo być sobą i nie chcieć się zmieniać.
Nie żebym była złośliwa, ale widziały gały co brały, więc troszkę pokory proponuję w tej roszczeniowości wobec niego. Wychodziłaś za zamkniętego w sobie kanapowca, a teraz masz do niego pretensje, że jest zamkniętym w sobie kanapowcem...