Akcja z dzięciołem mnie tu sprowadziła. Myslę, że skoro wdrapał się po pniu, to już dalej będzie dobrze, jeśli ta wrona go nie poszarpała.
A że juz tu jestem, to napiszę co tam u mnie.
Bo może ktos ciekaw?
Wygrzebałam w lumpeksie jeden fajny okaz. Z nudów, w swieta zajrzałam na Sympatię.Zdjęcie miał fatalne, ale że wiek odpowiedni, to poczytałam. Nie napisałam nic, bo (po prawdzie) zwyczajnie mi się nie chciało ale za to on się odezwał. No i gadka szmatka , a to że lubimy muzykę, a to że on gra, a to ze robimy zakupy na tym samym rynku. No i że się spotkamy, bo co tu tak pisać i pisać.
Facet całkiem do rzeczy, rozwiedziony, pogodzony z losem. Chce kota adoptować- oo no to na dobrą osobę trafił- i czy bym mu nie pomogła.
Dobry początek, nie?
No i pospotykalismy się dość często..okazało się, że znamy te same osoby nawet. Człowiek artysta. Wrażliwy,ale otwarty. Fotografuje, komponuje i ma do tego zwyczajną prozaiczną pracę.
I wszystko byłoby fajnie, gdyby nie ja. Gdyby nie moje serce, co to zadrżec mocniej nie chce. Mija miesiąc, mnie się fajnie spędza z nim czas, on się stara, a ja...czuję, że to kolega. Przyznaję, libido mi się obudziło- bo były pocałunki i takie tam...ale nie czułam tej iskry, to działało jakby na poziomie ciała tylko...
A widzę, że facet się wkręca. Zresztą mówi mi o tym... kurde. jak mi to samoocenę podniosło. No poczułam się młodsza i piękna. A nie mogłam się za bardzo odwdzięczyć- bo czułam, że mnie "nie bierze". W sensie zauroczenia, a już raczej powinno. Fizycznie mi się podobał. Moze trochę za mało "męski" był. Wydaje mi się, ze potrzebował silniejszej babki, niż ja. Ja jestem krucha. On potrzebuje kogoś od ogarniania rzeczywistosci, bo ma głowę w chmurach. Praktycznej. Takiej co ustawia.
Tak to widze.
No ale myślę sobie, że skoro juz jest to libido na tapecie, a i on maślane oczy ma, to czemu nie spróbować. Może mnie to zbliży? Może oksytocyna zadziała?:)
Szkoda tak odpuścic, nie mając pewnosci...
Napiszę, co dalej, ale muszę teraz zrobić przerwę.