bagienni_k napisał/a:Misinx, zapewniam Cię, że nie chcę znać szczegółów
Szczegóły sprawa osobista wiadomo nic na siłę
tylko Q czy M ?
no niestety kurde chyba mam coś z Cherlaka Szelmsa
raczej baby z magla
nie bij
Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!
Forum Kobiet » NASZA SPOŁECZNOŚĆ » 30latek-, czyli gra małego palucha Paslawka
Strony Poprzednia 1 … 44 45 46 47 48 … 195 Następna
Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
bagienni_k napisał/a:Misinx, zapewniam Cię, że nie chcę znać szczegółów
Szczegóły sprawa osobista wiadomo nic na siłę
tylko Q czy M ?
no niestety kurde chyba mam coś z Cherlaka Szelmsa
raczej baby z magla
nie bij
paslawek napisał/a:bagienni_k napisał/a:Misinx, zapewniam Cię, że nie chcę znać szczegółów
Szczegóły sprawa osobista wiadomo nic na siłę
tylko Q czy M ?
no niestety kurde chyba mam coś z Cherlaka Szelmsaraczej baby z magla
nie bij
spoko
Pisałem już z babcią chodziłem do magla podświadomość
babcia była kochana lubiła zagadki i kryminały, a pradziadek ojciec babci był przez jakiś czas policjantem granatowym przedwojennym ale zdrowia niestety nie miał .
pasławku minąłeś się z powołaniem
A w Holandii deszcz za deszczem..
pasławku minąłeś się z powołaniem
A w Holandii deszcz za deszczem..
Z niejednym pewnie.
pastorem też chciałem być,ale uznałem że to za dużo wkuwania
Was też skręca ciekawość tylko ta poprawność musi być
A propos wojennych wspomnień, to wczoraj zaczęłam czytać:
Wbija w fotel. Choć już nie zaskakuje, do czego zdolni są ludzie - niestety.
bagienni_k napisał/a:Misinx, zapewniam Cię, że nie chcę znać szczegółów
Szczegóły sprawa osobista wiadomo nic na siłę
tylko Q czy M ?
no niestety kurde chyba mam coś z Cherlaka Szelmsa
ale oficjalnie, formalnie i takie tam wiadomo szanujemy prywatność .
Eeee... A co oznaczają te skróty, bo nie wiem ?
Czytałem o tej książce. Sprawa mało znana. Ale cóż. To też Polska.
paslawek napisał/a:bagienni_k napisał/a:Misinx, zapewniam Cię, że nie chcę znać szczegółów
Szczegóły sprawa osobista wiadomo nic na siłę
tylko Q czy M ?
no niestety kurde chyba mam coś z Cherlaka Szelmsa
ale oficjalnie, formalnie i takie tam wiadomo szanujemy prywatność .Eeee... A co oznaczają te skróty, bo nie wiem ?
A chcesz odpowiedzieć ? Naprawdę ?
Q=QuQu
M=MonkaIska
"podejrzane" użytkowniczki forum
Piegusku, dlaczego usunęłaś ten drugi tytuł? Ja nie mogłam przebrnąć przez Elisabeth Kubler Ross "Rozmowy o śmierci i umieraniu", czytałam i odkładałam, strasznie przygnębiająca to dla mnie książka, choć na końcu opisuje etap pogodzenia się ze śmiercią.
Czytałem o tej książce. Sprawa mało znana. Ale cóż. To też Polska.
Lubię reportaże. Z wiekiem coraz mniej mnie ciągnie do fikcji - nie obrażając porządnej, dobrej beletrystyki - a coraz bardziej do faktów.
Też mnie ciekawiły te skróty a bałem się zapytać chociaż jedną z tych użytkowniczek chyba kojarzę z jakiegoś wątku..
Misinx napisał/a:paslawek napisał/a:Szczegóły sprawa osobista wiadomo nic na siłę
tylko Q czy M ?
no niestety kurde chyba mam coś z Cherlaka Szelmsa
ale oficjalnie, formalnie i takie tam wiadomo szanujemy prywatność .Eeee... A co oznaczają te skróty, bo nie wiem ?
A chcesz odpowiedzieć ? Naprawdę ?
Q=QuQu
M=MonkaIska
"podejrzane" użytkowniczki forum
Ja pier... Dalej nie rozumiem
paslawek napisał/a:Misinx napisał/a:Eeee... A co oznaczają te skróty, bo nie wiem ?
A chcesz odpowiedzieć ? Naprawdę ?
Q=QuQu
M=MonkaIska
"podejrzane" użytkowniczki forumJa pier... Dalej nie rozumiem
Idzie w zaparte
A kto go tam wie..?
Piegusku, dlaczego usunęłaś ten drugi tytuł? Ja nie mogłam przebrnąć przez Elisabeth Kubler Ross "Rozmowy o śmierci i umieraniu", czytałam i odkładałam, strasznie przygnębiająca to dla mnie książka, choć na końcu opisuje etap pogodzenia się ze śmiercią.
Jakoś mi się niepotrzebnym zawracaniem głowy wydał. Ale o.k., już wklejam.
Nie znam tej książki, lecz poczułam lekki niesmak. Ciekawość jest ludzka i naturalna, ale czy naprawdę zawsze trzeba jej folgować? Takie dociekanie, jak wygląda ciało po śmierci, czy się charczy, czy trafi przytomność, wydaje mi się prymitywne, niesmaczne.
Mnie kiedyś jedna wścibska baba zapytała, jak wyglądał mój ojciec... Palnęłam, że jak nieboszczyk.
Oto ksiązka:
Jest za to inna, bardzo dobra, według mnie, książka o odchodzeniu z tego świata. Wstawiałam kiedyś na "Moim cudownym..."
A kto go tam wie..?
Właśnie .
Z góry przepraszam w/w użytkowniczki za wmieszanie ich w ten wątek bez wiedzy i zgody-oczywiście o ile czują się z tym źle.
Wątek jest z założenia z przymrużeniem oka a udział w nim na własne ryzyko .
Ha
bagienni_k napisał/a:A kto go tam wie..?
Właśnie .
Z góry przepraszam w/w użytkowniczki za wmieszanie ich w ten wątek bez wiedzy i zgody-oczywiście o ile czują się z tym źle.
Wątek jest z założenia z przymrużeniem oka a udział w nim na własne ryzyko .Ha
A ja oświadczam oficjalnie, że w sprawie w/w użytkowniczek dalej nie kumam o co kaman
Zawsze uważałam że dyskrecja to jedna z najcenniejszych cech u mężczyzny.
Zawsze uważałam że dyskrecja to jedna z najcenniejszych cech u mężczyzny.
To też ma że tak powiem dwa końce
Ela ,ale Misinx chyba naprawdę nie wie o co chodzi.
Nie wie, nie wie, jasne
Widzę Piegusku ze książki w moim guście przeczytałam sobie o czym te "Płuczki", bo tak szczerze nie słyszałam o niej wcześniej i cóż, w moim rodzinnym miasteczku też podobno miały miejsce takie rzeczy, dziadek mi opowiadał, wiadomo nie na taka skale, ale jednak...przed wojna więcej Żydów tutaj mieszkało niż Polaków, dookoła żydowskie cmentarze i też wykopywali zwłoki w poszukiwaniu złota, tak na marginesie, przypomniało mi się...
Nie wie, nie wie, jasne
.
Coś mnie się przypomniało ?
a dam se dzisiaj spokój ,bo jeszcze wyjdę na jakiegoś
Po wojnie to żadne miejsca nie były nietykalne,na ziemiach odzyskanych na przykład ucierpiały wszystkie cmentarze:ewangelickie,żydowskie,katolickie .
Nie wie, nie wie, jasne
Widzę Piegusku ze książki w moim guście przeczytałam sobie o czym te "Płuczki", bo tak szczerze nie słyszałam o niej wcześniej i cóż, w moim rodzinnym miasteczku też podobno miały miejsce takie rzeczy, dziadek mi opowiadał, wiadomo nie na taka skale, ale jednak...przed wojna więcej Żydów tutaj mieszkało niż Polaków, dookoła żydowskie cmentarze i też wykopywali zwłoki w poszukiwaniu złota, tak na marginesie, przypomniało mi się...
To nikt mnie nie oświeci ?
Paslawek te dwie panie typuje Misinx, ze może któraś z nich to ta "twoja"
Paslawek te dwie panie typuje Misinx, ze może któraś z nich to ta "twoja"
Skarżypyta
Paslawek to robi jawnie reszta po cichu obstawia .
I masz, zepsuli Ci całą zabawę
Paslawek te dwie panie typuje Misinx, ze może któraś z nich to ta "twoja"
Eeeee Wy używacie dzisiaj za dużych skrótów myślowych Nie nadążam za Wami.
Jakoś mi się niepotrzebnym zawracaniem głowy wydał. Ale o.k., już wklejam.
Dzienks.
Mnie też coraz trudniej znaleźć coś fascynującego do czytania. Próbowałam w niedzielę "Homo Deus" i "Sapiens" Harariego, ale odrzuciło mnie po kilku stronach. "Ludzie. Krótka historia o tym, jak spieprz..śmy wszystko" wydała mi się luźną zbieranią lekkich dykteryjek i nie dokończyłam z tego powodu. Z fikcją jest nie lepiej. "Pierwszy śnieg" dla mnie nudny, nie rozumiem fenomenu. Kończę w listopadzie prenumeratę pewnego czasopisma i więcej nie będę tej prenumeraty odnawiać. Kiedyś lubiłam czytać "Charaktery", ale teraz mam wrażenie, że więcej w nich wywiadów, niż rzeczowych artykułów. Ponownie czytam Nosowskiej "A ja żem jej powiedziała" i kupiłam jej najnowszą książkę "Powrót z Bambuko", spodziewając się czegoś sensownego.
Może na Twoje problemy byłby dobry "Koniec współuzależnienia" Melody Beattie i "Niezniszczalni. Rozwój po traumie'" Michaela Haas, nieśmiało proponuję.
Symbi napisał/a:Piegusku, dlaczego usunęłaś ten drugi tytuł? Ja nie mogłam przebrnąć przez Elisabeth Kubler Ross "Rozmowy o śmierci i umieraniu", czytałam i odkładałam, strasznie przygnębiająca to dla mnie książka, choć na końcu opisuje etap pogodzenia się ze śmiercią.
Jakoś mi się niepotrzebnym zawracaniem głowy wydał. Ale o.k., już wklejam.
Nie znam tej książki, lecz poczułam lekki niesmak. Ciekawość jest ludzka i naturalna, ale czy naprawdę zawsze trzeba jej folgować? Takie dociekanie, jak wygląda ciało po śmierci, czy się charczy, czy trafi przytomność, wydaje mi się prymitywne, niesmaczne.
Mnie kiedyś jedna wścibska baba zapytała, jak wyglądał mój ojciec... Palnęłam, że jak nieboszczyk.
Oto ksiązka:Jest za to inna, bardzo dobra, według mnie, książka o odchodzeniu z tego świata. Wstawiałam kiedyś na "Moim cudownym..."
Ta ksiazka mi sie przypomniala. Ogolnie uwielbiam tematyke smierci, oczywiscie.
Na Jesien i Halloween, polecam tez te:
Poszalałaś, Winter
Mnie tematyka interesuje od strony... egzystencjalnej. Szukam sensu w tym wszystkim, akceptacji, odwagi i zrozumienia. Oswojenia lęku.
Kiedyś, gdy chodziłam na terapię (w małżeństwie, wspominałam o tym) przewinął się wątek lęku przed śmiercią. Doszlyśmy do wniosku, że może umarł ktoś z otoczenia, gdy byłam dzieckiem, bo pamiętam, że nawet jako sześcioletni berbeć myślałam o śmierci i czułam wielki lęk. Zupełnie nie wiem, skąd mi się to wzięło. Może jakieś bardzo wczesne przeżycia, bo choruję od urodzenia?
Zawsze sięgnę po literaturę z takiego egzystencjalnego nurtu.
Sama też byłam blisko, mając 18 lat. Nie pamiętam żadnych mistycznych przeżyć z tego czasu - wielki niebyt i tyle. Ale też nie byłam zupełnie po drugiej stronie, leżałam otumaniona lekami
_______________________________
Piegowata'76 napisał/a:Jakoś mi się niepotrzebnym zawracaniem głowy wydał. Ale o.k., już wklejam.
Dzienks.
Mnie też coraz trudniej znaleźć coś fascynującego do czytania. Próbowałam w niedzielę "Homo Deus" i "Sapiens" Harariego, ale odrzuciło mnie po kilku stronach. "Ludzie. Krótka historia o tym, jak spieprz..śmy wszystko" wydała mi się luźną zbieranią lekkich dykteryjek i nie dokończyłam z tego powodu. Z fikcją jest nie lepiej. "Pierwszy śnieg" dla mnie nudny, nie rozumiem fenomenu. Kończę w listopadzie prenumeratę pewnego czasopisma i więcej nie będę tej prenumeraty odnawiać. Kiedyś lubiłam czytać "Charaktery", ale teraz mam wrażenie, że więcej w nich wywiadów, niż rzeczowych artykułów. Ponownie czytam Nosowskiej "A ja żem jej powiedziała" i kupiłam jej najnowszą książkę "Powrót z Bambuko", spodziewając się czegoś sensownego.
Może na Twoje problemy byłby dobry "Koniec współuzależnienia" Melody Beattie i "Niezniszczalni. Rozwój po traumie'" Michaela Haas, nieśmiało proponuję.
Dzięki, Symbi.
Mnie kiedyś o wiele łatwiej było skoncentrować się nad książką. Teraz to musi być coś naprawdę poruszającego. Poruszającego mnie oczywiście. Męczę Tołstoja chyba od wakacji, choć jest to kawał dobrej literatury. Przeczytam trochę odkładam - aż mi wstyd przed koleżanką, która mi go pożyczyła. "Płuczki" łyknęłam w dwa wieczory.
Nie mam już ochoty czytać pustych czytadełek, dla samego relaksu, choć kiedyś nie stroniłam. Szkoda mi już czasu, a poza tym teraz straszny tego zalew.
Z czasopism lubiłam "Sens", ale mam już przesyt tych treści i zamiast wydawać kilkanaście złotych na kolejny numer, chyba lepiej zrobię wybierając się na jakąś sobotnią wycieczkę w okolicę - tak sobie wczoraj pomyślałam, czytająć Twoją wzmiankę o zaprzestaniu prenumeraty. Zresztą w internecie tyle artykułów, że czasu nie starcza na wszystko.
.
Dzięki, Symbi.
Mnie kiedyś o wiele łatwiej było skoncentrować się nad książką. Teraz to musi być coś naprawdę poruszającego. Poruszającego mnie oczywiście. Męczę Tołstoja chyba od wakacji, choć jest to kawał dobrej literatury. Przeczytam trochę odkładam - aż mi wstyd przed koleżanką, która mi go pożyczyła. "Płuczki" łyknęłam w dwa wieczory.
Nie mam już ochoty czytać pustych czytadełek, dla samego relaksu, choć kiedyś nie stroniłam. Szkoda mi już czasu, a poza tym teraz straszny tego zalew.
Z czasopism lubiłam "Sens", ale mam już przesyt tych treści i zamiast wydawać kilkanaście złotych na kolejny numer, chyba lepiej zrobię wybierając się na jakąś sobotnią wycieczkę w okolicę - tak sobie wczoraj pomyślałam, czytająć Twoją wzmiankę o zaprzestaniu prenumeraty. Zresztą w internecie tyle artykułów, że czasu nie starcza na wszystko.
Ja tak męczyłem "Imię róży". Męczyłem i męczyłem. Teraz nie jestem pewien czy skończyłem, ale chyba tak
Mam tak samo Piegusku. Musi być coś, co naprawdę mnie zaintryguje. Czytam sobie wiec różne fora, nawet czasem te najgłupsze wypowiedzi, bo ciekawią mnie opinie ludzkie na różne tematy. Prawie cały mój zbiór książek oddałam do szpitala. Teraz mam czytnik i czasem zakupię jakiegoś e-booka, nieraz trafię w lekturę, częściej nie. Zbieram się do przeczytania Biblii. Czytałam opracowania jak do tej pory, z wykładnią tego, co tam napisane.
Poszalałaś, Winter
Mnie tematyka interesuje od strony... egzystencjalnej. Szukam sensu w tym wszystkim, akceptacji, odwagi i zrozumienia. Oswojenia lęku.
Kiedyś, gdy chodziłam na terapię (w małżeństwie, wspominałam o tym) przewinął się wątek lęku przed śmiercią. Doszlyśmy do wniosku, że może umarł ktoś z otoczenia, gdy byłam dzieckiem, bo pamiętam, że nawet jako sześcioletni berbeć myślałam o śmierci i czułam wielki lęk. Zupełnie nie wiem, skąd mi się to wzięło. Może jakieś bardzo wczesne przeżycia, bo choruję od urodzenia?
Zawsze sięgnę po literaturę z takiego egzystencjalnego nurtu.
Sama też byłam blisko, mając 18 lat. Nie pamiętam żadnych mistycznych przeżyć z tego czasu - wielki niebyt i tyle. Ale też nie byłam zupełnie po drugiej stronie, leżałam otumaniona lekami_______________________________
Symbi napisał/a:Piegowata'76 napisał/a:Jakoś mi się niepotrzebnym zawracaniem głowy wydał. Ale o.k., już wklejam.
Dzienks.
Mnie też coraz trudniej znaleźć coś fascynującego do czytania. Próbowałam w niedzielę "Homo Deus" i "Sapiens" Harariego, ale odrzuciło mnie po kilku stronach. "Ludzie. Krótka historia o tym, jak spieprz..śmy wszystko" wydała mi się luźną zbieranią lekkich dykteryjek i nie dokończyłam z tego powodu. Z fikcją jest nie lepiej. "Pierwszy śnieg" dla mnie nudny, nie rozumiem fenomenu. Kończę w listopadzie prenumeratę pewnego czasopisma i więcej nie będę tej prenumeraty odnawiać. Kiedyś lubiłam czytać "Charaktery", ale teraz mam wrażenie, że więcej w nich wywiadów, niż rzeczowych artykułów. Ponownie czytam Nosowskiej "A ja żem jej powiedziała" i kupiłam jej najnowszą książkę "Powrót z Bambuko", spodziewając się czegoś sensownego.
Może na Twoje problemy byłby dobry "Koniec współuzależnienia" Melody Beattie i "Niezniszczalni. Rozwój po traumie'" Michaela Haas, nieśmiało proponuję.Dzięki, Symbi.
Mnie kiedyś o wiele łatwiej było skoncentrować się nad książką. Teraz to musi być coś naprawdę poruszającego. Poruszającego mnie oczywiście. Męczę Tołstoja chyba od wakacji, choć jest to kawał dobrej literatury. Przeczytam trochę odkładam - aż mi wstyd przed koleżanką, która mi go pożyczyła. "Płuczki" łyknęłam w dwa wieczory.
Nie mam już ochoty czytać pustych czytadełek, dla samego relaksu, choć kiedyś nie stroniłam. Szkoda mi już czasu, a poza tym teraz straszny tego zalew.
Z czasopism lubiłam "Sens", ale mam już przesyt tych treści i zamiast wydawać kilkanaście złotych na kolejny numer, chyba lepiej zrobię wybierając się na jakąś sobotnią wycieczkę w okolicę - tak sobie wczoraj pomyślałam, czytająć Twoją wzmiankę o zaprzestaniu prenumeraty. Zresztą w internecie tyle artykułów, że czasu nie starcza na wszystko.
To ta pierwsza ksiazka, ktora wymienilam jest od tej strony.
I masz, zepsuli Ci całą zabawę
Coś się wymyśli prowadzę zakulisowe rozmowy ze "wspólnikiem" Luckiem
Paslawek, a właśnie wczoraj pomyślalam, że coś Lucka ostatnio nie widać. Ale go tam angażujesz!
Pochwalę się: wykopałam wczoraj wszystką marchew z ogródka. Jaka piękna i dorodna! Cieszę się jak dziecko, bo to takie moje. Bardzo lubię pracę na świeżym powietrzu, odpręża mnie jak mało co.
Będzie zupa z marchwi i marchewkowe ciasto, które uwielbia mój syn.
Ciekawie wyglądają te lektury, szczególnie ta o lekarzu medycyny sądowej
Właśnie Lucek chyba zszedł do podziemia
Piegus, własne produkty smakują jeszcze bardziej sam kiedyś dawno miałem pomidory i ogórki na działce. A ciasto marchewkowe ciekawie brzmi, nigdy nie jadłem..
Siedzę sobie, wcinam holenderską goudę i szykuje się na jutro na pierwszy dzień w pracy A jak się prognozy sprawdzą to w sobotę urządzę sobie małą wycieczkę nad Morze Północne Póki co wieje i pada na zmianę
Uwielbiam sery i w ogóle nabiał.
Pomidory mi się nie udały. Może spróbuję za rok z koktajlowymi, są ponoć najmniej wymagające.
A pogodę mam cudną. Poszłoby się na jakieś kije, ale po poludniu dentysta z synem, a potem robota z marchewkami, trzeba je oczyścić i przygotować do zamrożenia. Nie mam innych warunków do przechowywania, a sąsiadka mówi, że mrozić śmiało można. Jeszcze worek orzechów na wyłuskanie czeka, więc rozrywek na długie jesienne wieczory nie brak
Potwierdzam: ciasto marchewkowe przypomina w smaku piernik. Fajne jest, wilgotne - lubię takie.
Ciekawie wyglądają te lektury, szczególnie ta o lekarzu medycyny sądowej
Właśnie Lucek chyba zszedł do podziemia
Piegus, własne produkty smakują jeszcze bardziej sam kiedyś dawno miałem pomidory i ogórki na działce. A ciasto marchewkowe ciekawie brzmi, nigdy nie jadłem..
Siedzę sobie, wcinam holenderską goudę i szykuje się na jutro na pierwszy dzień w pracy A jak się prognozy sprawdzą to w sobotę urządzę sobie małą wycieczkę nad Morze Północne Póki co wieje i pada na zmianę
Lucek nie zszedł - jeszcze, jest w swoim żywiole
Ciasto marchewkowe nie smakuje marchewką wcale moim zdaniem, jest bardziej piernikowe albo cuś, osobiście obleci i może być.
Bagienniku ciepłą czapkę noś ,powodzenia na jutro nie przejmuj się za bardzo tym co będzie, z łatwością sobie myślę poradzisz ,a nawet jak wynikną jakieś językowe nieporozumienia to spokojnie będziesz pewnie mięć jakieś szkolenie, a firma jest przygotowana na to ,nie działają w branży pierwszy sezon i zatrudniają Polaków nie od wczoraj.
Jeśli smakuje jak piernik, to już je lubię Piernik to chyba naprawdę jedyne ciasto, które mógłbym zjeść całe samemu
pasławku, akurat nie mam jako takiej tremy tym, bardziej z powodów językowych. Ot, taka sobie ciekawość raczej
Piegus, na FB widziałem, że masz sad ze śliwkami u siebie...To powidełka pewnie są co roku?
Te śliwki to u mojej siostry, a właściwie u jej teściowej, bo siostra mieszka w rodzinnym domu szwagra. Ale co roku zapraszają mnie, bym narwała sobie trochę, więc parę słoiczków zawsze się usmaży.
Podziwiam zorganizowanie tych gospodyń, które co roku przyrządzają góry przetworów. W tym roku miałam i wiśnie od znajomej, i jabłka od PP, i śliwki, i własne zbiory z działki. A że się w sierpniu kiepsko czułam, było to dla mnie wyzwanie.
Pytałem dlatego, że jesień to zawsze był dla mnie czas śliwkobrania szczególnie pod kątem węgierek, wolałem już śliwki od jabłek. A popyt był, bo i na powidła, i do knedli czy placka - zawsze się przydawały
Lucek woli się nie udzielać, bo trochę pracy ma i się cieszy z tego, ale po lockdownie może być efekt "uwierz w ducha", bo źle ze mną.
@bagiennik - to możemy wejść w spółkę - oddam Ci każdy piernik. I ciasto z rodzynkami (nienawidzę rodzynek). Kosztowałeś już Stroopwafel?
@Piegowata - to nie był rok na pomidory, prawda!
@Lucyfer - trzymamy mocno kciuki!
Dziś w pracy myślałam, że fajnie niektórzy z Was mają, bo udaje się Wam czasem coś poczytać, czy nawet naklikać z roboty . U mnie to jest zazwyczaj pełne skupienie od-do. Jak próbowałam coś zerkać , to potem narobiłam głupich błędów. No nie da się tak u mnie.
Czy też tak macie, że dzielicie życie na pracę zawodową i na to, co rzeczywiście lubicie robić?
U mnie pani w żakieciku nie ma wiele wspólnego z tą latającą na miotle po godzinach .
@bagiennik - to możemy wejść w spółkę - oddam Ci każdy piernik. I ciasto z rodzynkami (nienawidzę rodzynek). Kosztowałeś już Stroopwafel?
@Piegowata - to nie był rok na pomidory, prawda!
@Lucyfer - trzymamy mocno kciuki!Dziś w pracy myślałam, że fajnie niektórzy z Was mają, bo udaje się Wam czasem coś poczytać, czy nawet naklikać z roboty . U mnie to jest zazwyczaj pełne skupienie od-do. Jak próbowałam coś zerkać , to potem narobiłam głupich błędów. No nie da się tak u mnie.
Czy też tak macie, że dzielicie życie na pracę zawodową i na to, co rzeczywiście lubicie robić?
U mnie pani w żakieciku nie ma wiele wspólnego z tą latającą na miotle po godzinach .
Wchodzisz na grząski temat To ja już bym wolał, żeby mój szef np. przeczytał o moich problemach seksualnych, niż to co ja robię w czasie pracy
@bagiennik - to możemy wejść w spółkę - oddam Ci każdy piernik. I ciasto z rodzynkami (nienawidzę rodzynek). Kosztowałeś już Stroopwafel?
@Piegowata - to nie był rok na pomidory, prawda!
@Lucyfer - trzymamy mocno kciuki!Dziś w pracy myślałam, że fajnie niektórzy z Was mają, bo udaje się Wam czasem coś poczytać, czy nawet naklikać z roboty . U mnie to jest zazwyczaj pełne skupienie od-do. Jak próbowałam coś zerkać , to potem narobiłam głupich błędów. No nie da się tak u mnie.
Czy też tak macie, że dzielicie życie na pracę zawodową i na to, co rzeczywiście lubicie robić?
U mnie pani w żakieciku nie ma wiele wspólnego z tą latającą na miotle po godzinach .
Wchodzisz na grząski temat To ja już bym wolał, żeby mój szef np. przeczytał o moich problemach seksualnych, niż to co ja robię w czasie pracy
Net zamulił i dublet.
Wchodzisz na grząski temat To ja już bym wolał, żeby mój szef np. przeczytał o moich problemach seksualnych, niż to co ja robię w czasie pracy
Ooookej.
Ale NAM przecież możesz się zwierzyć?
Czekamy.
Rodzynki toleruję, ale nie jakoś w dużych ilościach...Nie, jeszcze nie próbowałem.Zresztą słodycze to akurat nie jest ta część kuchni holenderskiej, którą miałem od początku na oku Ale może poszukam i się skuszę
Co do życia zawodowego, to właśnie do tej pory, przez dobrych kilka lat( chyba 8-9) cała moja praca stanowiła jednocześnie to, o czym marzyłem i była zgodna z kierunkiem wykształcenia. Robiłem to, co kochałem, zatem praca= przyjemność. Zresztą jestem gorącym zwolennikiem tego podejścia i obecnie pragnę jedynie odbić się finansowo od dna, ale dalszą przyszłość chce wiązać z zawodem i pasją. Co nie oznacza, że nie mam innych zainteresowań, ale jakoś trafiłem w dobry punkt
Nigdy nie myślałem sobie: "kiedy ta robota się skończy" czy też "byle do piątku". O sukcesie w pracy czyż o czasie jej wykonywania bardziej decydowała pogoda niż dni tygodnia Nigdy nie czułem, że praca jest dla mnie koniecznością, związaną z kwestią finansową. Nigdy nie szedłem do pracy "jak na ścięcie".
W dodatku znam paru takich ludzi i powiem szczerze, że rzadko kiedy można spotkać tak szczęśliwe osoby:D
No nic idę się szykować na jutro
"Wybierz pracę, którą kochasz, i nie przepracujesz ani jednego dnia więcej w Twoim życiu"
Konfucjusz
@bagiennik - to możemy wejść w spółkę - oddam Ci każdy piernik. I ciasto z rodzynkami (nienawidzę rodzynek). Kosztowałeś już Stroopwafel?
@Piegowata - to nie był rok na pomidory, prawda!
@Lucyfer - trzymamy mocno kciuki!Dziś w pracy myślałam, że fajnie niektórzy z Was mają, bo udaje się Wam czasem coś poczytać, czy nawet naklikać z roboty . U mnie to jest zazwyczaj pełne skupienie od-do. Jak próbowałam coś zerkać , to potem narobiłam głupich błędów. No nie da się tak u mnie.
Czy też tak macie, że dzielicie życie na pracę zawodową i na to, co rzeczywiście lubicie robić?
U mnie pani w żakieciku nie ma wiele wspólnego z tą latającą na miotle po godzinach .
Od jakiegoś czasu rządzę ,a od niedawna mam dwóch jakby zastępców więc mogę sobie pozwolić na zaglądanie na forum kiedy chcę .
Bywa że pracuje w nocy gdzie właściwie się często czeka, jest w gotowości,lubie jednak więcej akcji nawet w nocy, ale nie wybrzydzam,jak jest spokojniej.
Praca bywa nudnawa zwłaszcza papierologia ,czasem stosuje spychotechnikę ,bo mogę .
Tak dzielę życie na pracę i to co od niej bardziej lubię, chociaż,są w mojej pracy rzeczy które też bardzo lubię ,ale nie wszystko,akceptuje to jednak bo takie życie .
Misinx napisał/a:Wchodzisz na grząski temat To ja już bym wolał, żeby mój szef np. przeczytał o moich problemach seksualnych, niż to co ja robię w czasie pracy
Ooookej.
Ale NAM przecież możesz się zwierzyć?
Czekamy.
Tematu pracy nie poruszam. I nie chodzi o Was. Chodzi o to, kto może potencjalnie to przeczytać Na privie mogę z kimś o tym rozmawiać
"Wybierz pracę, którą kochasz, i nie przepracujesz ani jednego dnia więcej w Twoim życiu"
Konfucjusz
To powiem Wam, że ja nie potrafię tego znaleźć.
Wielu ludzi ma jakieś kulejące dziedziny: uczuciowe, rodzinne, zdrowotne.
U mnie to akurat jest dziedzina zawodowa, a raczej to, że jakoś nie potrafię znaleźć swojego powołania.
Nie chodzi o to, że jestem niezadowolona, bo wiem, że wielu chciałoby być na moim miejscu.
Ale ja po prostu cały czas czegoś szukam, gdzie nie musiałabym się dzielić na dwoje.
Nawet robiłam taki kurs, trwało to chyba jakoś 12 tygodni. Wszystko było brane pod uwagę: marzenia z dzieciństwa, zainteresowania, dotyczczasowa ścieżka, umiejętności, podróże w fantazję ("gdybyś mogła przeżyć idealny dzień").
Ale szczerze? Nawet po tym nie doszłam do tego. Cierpię na poczucie braku sensu, cały czas.
Lovelynn spokojnie. Zawsze ostatecznie można się trzymać sznura
Tematu pracy nie poruszam. I nie chodzi o Was. Chodzi o to, kto może potencjalnie to przeczytać Na privie mogę z kimś o tym rozmawiać
Rozumiem, po prostu zapowiadało się... apetycznie. Lubię poczytać o tym, co ludzie mają za uszami
Nie mam sentymentów do pracy, jest po to, by się utrzymać. Na szczęście mam ten komfort, że po godzinach już mnie ona nie obchodzi.
Mam w pracy koleżanki mniej i bardziej lubiane, ale nie przyjaźnię się i grubą kreską oddzielam życie prywatne od zawodowego.
Miałam coś więcej napisać, ale chyba też ugryzę się w język.
Lovelynn spokojnie. Zawsze ostatecznie można się trzymać sznura
No dziękuję mordo, bardzo mnie to pokrzepiło.
Lovelynn, ja ostatnio też czuję, że popadłam w marazm i stagnację. Nużą mnie moje jednostajne obowiązki, zmuszam się, chętnie bym od nich uciekła. Jestem tym zmęczona.
Kocham mieć urlop i rozkoszować się prywatnością, domem. Szczęśliwa jestem gdy mogę bez pośpiechu, z sercem ugotować obiad, popracować na działce, dbać o syna i nasz dom bez przymusu i presji czasu, organizować pracę w zgodzie z sobą.
Ale z czegoś żyć trzeba i tak też traktuję swoją pracę zawodową. Staram się doceniać, że do pewnego stopnia koresponduje z moimi zainteresowaniami, ale jej monotonia mnie dobija.
Argument o wychodzeniu z domu do ludzi nie przekonuje mnie, bo w wolnym czasie też wychodzę i to tam, gdzie mi się podoba, a nie gdzie muszę. Co to zresztą za wychodzenie - do biura, gdzie siedzę pół dnia zamknięta jak w klatce.
Cóż... pozostaje pogodzić się z niedogodnościami, coś im jednak zawdzięczam.
bagienni_k napisał/a:"Wybierz pracę, którą kochasz, i nie przepracujesz ani jednego dnia więcej w Twoim życiu"
KonfucjuszTo powiem Wam, że ja nie potrafię tego znaleźć.
Wielu ludzi ma jakieś kulejące dziedziny: uczuciowe, rodzinne, zdrowotne.
U mnie to akurat jest dziedzina zawodowa, a raczej to, że jakoś nie potrafię znaleźć swojego powołania.
Nie chodzi o to, że jestem niezadowolona, bo wiem, że wielu chciałoby być na moim miejscu.
Ale ja po prostu cały czas czegoś szukam, gdzie nie musiałabym się dzielić na dwoje.
Nawet robiłam taki kurs, trwało to chyba jakoś 12 tygodni. Wszystko było brane pod uwagę: marzenia z dzieciństwa, zainteresowania, dotyczczasowa ścieżka, umiejętności, podróże w fantazję ("gdybyś mogła przeżyć idealny dzień").
Ale szczerze? Nawet po tym nie doszłam do tego. Cierpię na poczucie braku sensu, cały czas.
To Lovelynn jak pewnie sama (tak myślę) doszłaś do wniosków .ze masz wybór
szukać cały czas do skutku i znaleźć - jeśli wiesz czego szukasz
odnaleźć sens w tym szukaniu ,a niekoniecznie w znalezieniu - nie uważam tego wcale za coś absurdalnego
wypalić sens lub to cierpienie tu dobrze znaleźć sposób na to ,dla mnie brak sensu/celu nie jest aż tak istotny ale ja mam specyficzne podejście do sensu ,bardzo zagmatwane, w skrócie już samo szukanie ma sens ,niekoniecznie znalezienie trochę tych celów znalazłem i wypaliły się pewne pytania/cierpienia.Znużenie jest też czymś naturalnym i do przejścia.
Misinx napisał/a:Tematu pracy nie poruszam. I nie chodzi o Was. Chodzi o to, kto może potencjalnie to przeczytać Na privie mogę z kimś o tym rozmawiać
Rozumiem, po prostu zapowiadało się... apetycznie. Lubię poczytać o tym, co ludzie mają za uszami
chyba nie jestem osamotniony - z resztą wiedziałem o tym
Lucyfer666 napisał/a:Lovelynn spokojnie. Zawsze ostatecznie można się trzymać sznura
No dziękuję mordo, bardzo mnie to pokrzepiło.
Tak na Lucka można w tym liczyć ,mnie wczoraj "pocieszył "
Nie wiem, czasem myślę, że może po prostu mam zbyt wygórowane oczekiwania.
Akurat ja Tobie Lucyfer szczerze zazdroszczę, bo chciałabym, żeby u mnie "efekt ducha" częściej się zdarzał i żebym miała do tego motywację. Ty zawsze ją masz.
Nie wiem, czasem myślę, że może po prostu mam zbyt wygórowane oczekiwania.
.
Czasem pewnie i tak może być .
Odpowiedzią i sposobem na rozczarowania jest łagodne siebie traktowanie - wyrozumiałość.Rozczarowanie nie musi być karą .
A to pewnikiem nie jest jakimś odkryciem epokowym,dla mnie motywacja jest odwrotnością przymusu.
Miałam coś więcej napisać, ale chyba też ugryzę się w język.
Uwielbiam takie zwroty - bolało to ugryzienie ?
A może coś niepoprawnego chcesz powiedzieć hmm albo nieładnie jaki problem no weź przestań Piegusie
autocenzura to okropna sprawa moim zdaniem.
bagienni_k napisał/a:"Wybierz pracę, którą kochasz, i nie przepracujesz ani jednego dnia więcej w Twoim życiu"
KonfucjuszTo powiem Wam, że ja nie potrafię tego znaleźć.
Wielu ludzi ma jakieś kulejące dziedziny: uczuciowe, rodzinne, zdrowotne.
U mnie to akurat jest dziedzina zawodowa, a raczej to, że jakoś nie potrafię znaleźć swojego powołania.
Nie chodzi o to, że jestem niezadowolona, bo wiem, że wielu chciałoby być na moim miejscu.
Ale ja po prostu cały czas czegoś szukam, gdzie nie musiałabym się dzielić na dwoje.
Nawet robiłam taki kurs, trwało to chyba jakoś 12 tygodni. Wszystko było brane pod uwagę: marzenia z dzieciństwa, zainteresowania, dotyczczasowa ścieżka, umiejętności, podróże w fantazję ("gdybyś mogła przeżyć idealny dzień").
Ale szczerze? Nawet po tym nie doszłam do tego. Cierpię na poczucie braku sensu, cały czas.
To ja tak Ci powiem Lovelynn. Ja też nie potrafię znaleźć swojego powołania. Od 20 lat robię coś, czego wciąż nie rozumiem. Siedzę w tym jak w bagnie, bo nie wiem w co innego iść. Gdybym miał zmieniać pracę to nie na to, co teraz. Tylko, że nie wiem na jaką. Poza tym w związku z tym, że mam kogoś na utrzymaniu muszę brać pod uwagę kwestię finansową. Ona jest co prawda całkiem przeciętna, ale gdybym się przebranżowił to pewnie bym nawet tego nie dostał.
Lovelynn, ja ostatnio też czuję, że popadłam w marazm i stagnację. Nużą mnie moje jednostajne obowiązki, zmuszam się, chętnie bym od nich uciekła. Jestem tym zmęczona.
Kocham mieć urlop i rozkoszować się prywatnością, domem. Szczęśliwa jestem gdy mogę bez pośpiechu, z sercem ugotować obiad, popracować na działce, dbać o syna i nasz dom bez przymusu i presji czasu, organizować pracę w zgodzie z sobą.
Ale z czegoś żyć trzeba i tak też traktuję swoją pracę zawodową. Staram się doceniać, że do pewnego stopnia koresponduje z moimi zainteresowaniami, ale jej monotonia mnie dobija.
Argument o wychodzeniu z domu do ludzi nie przekonuje mnie, bo w wolnym czasie też wychodzę i to tam, gdzie mi się podoba, a nie gdzie muszę.
Powinnaś odpocząć.
Wiesz, ja nie mam złudzeń i rozumiem, że i monotonia, i nuda i stagnacja są częścią życia. Akceptuję to, rozumiem, że życie nie składa się wyłącznie z urlopów. Ale wydaje mi się, że ta pospolitość powinna być równoważona przez radość z bycia, z tworzenia, z dawania czegoś światu.
Odpowiedzią i sposobem na rozczarowania jest łagodne siebie traktowanie - wyrozumiałość.Rozczarowanie nie musi być karą .
A to pewnikiem nie jest jakimś odkryciem epokowym,dla mnie motywacja jest odwrotnością przymusu.
Oj, nie do końca się zgodzę.
Rozumiem, że nie ma co sobie emocjonalnie dowalać, dołować się - o to chodzi w łagodnym traktowaniu siebie.
Ale czasem trzeba, a nawet należy sobie kopnąć w zadek, bo jakbym ja co chwilę siebie pytała, czy mam ochotę, to odpowiedź zawsze byłaby "nie" .
Sorki, może jeszcze wrócę do tematu, bo ma potencjał, ale dziś jestem osłabiona i czuję, że nie potrafię jasno precyzować myśli.
Lovellyn szkoda, ale może przyjdzie jednak taki moment, kiedy stwierdzisz, że jednak odnalazłaś siebie..
Jeśli o mnie chodzi to nigdy nie czułem się wypalony czy jakoś specjalnie popadłem w stagnację. Szanuję ludzi, którzy mają wysokie ambicje i oczekiwania, ale nigdy jakoś specjalnie nie było mi po drodze się ścigać ani ze sobą ani z nikim innym. Wolałem zachować zawsze złoty środek, jeśli idzie o cele życiowe i skupiłem się stricte na tym, żeby realizować się przede wszystkim w DZIEDZINIE, która mnie pochłonęła już na początku edukacji szkolnej
Zatem, jaka by to praca nie była, jeśli tylko choć po części jest związana z moją branżą. Co więcej, ludzie którzy się zajmują czymś w życiu, co ich fascynuje a których spotkałem na swojej drodze potrafią godzinami rozmawiać o tym, co się wiąże z pracą, mniej lub bardziej bezpośrednio. Są oczywiście pewne cienie, jak choćby biurokracja, ale sens i przedmiot ich pracy są tym, w co idealnie trafili Zatem nie zostawiają pracy po godzinach pracy, tylko czasami muszą ją zabrać do domu. W każdym razie, ta najprzyjemniejsza część pracy daje tak mnóstwo satysfakcji i takiego powera, że chce się żyć:D
Mam kilku znajomych z branży, którzy zostali nauczycielami, dlatego pewne informacje mam z pierwszej ręki i wiem, jak to wygląda od kuchni. Może nie wszyscy są w 100 % takimi prawdziwymi z powołania, ale mimo wszystko niezmiernie doceniam ich pracę, która jest w tym kraju niedoceniana odkąd pamiętam.
Nie wiem w sumie, co mnie tak w życiu cieszy , może to, że mogłem to życie stracić tak wcześnie a jednak mi się udało..Nie wiem..Ale wiem jedno: bez pracy, pasji czy czegokolwiek co MNIE cieszy, takiej radości z życia bym nie miał
Kopnąć się w zadek warto, ale u mnie raczej większość odpowiedzi byłaby na "tak"
Piegowata'76 napisał/a:Lovelynn, ja ostatnio też czuję, że popadłam w marazm i stagnację. Nużą mnie moje jednostajne obowiązki, zmuszam się, chętnie bym od nich uciekła. Jestem tym zmęczona.
Kocham mieć urlop i rozkoszować się prywatnością, domem. Szczęśliwa jestem gdy mogę bez pośpiechu, z sercem ugotować obiad, popracować na działce, dbać o syna i nasz dom bez przymusu i presji czasu, organizować pracę w zgodzie z sobą.
Ale z czegoś żyć trzeba i tak też traktuję swoją pracę zawodową. Staram się doceniać, że do pewnego stopnia koresponduje z moimi zainteresowaniami, ale jej monotonia mnie dobija.
Argument o wychodzeniu z domu do ludzi nie przekonuje mnie, bo w wolnym czasie też wychodzę i to tam, gdzie mi się podoba, a nie gdzie muszę.Powinnaś odpocząć.
Wiesz, ja nie mam złudzeń i rozumiem, że i monotonia, i nuda i stagnacja są częścią życia. Akceptuję to, rozumiem, że życie nie składa się wyłącznie z urlopów. Ale wydaje mi się, że ta pospolitość powinna być równoważona przez radość z bycia, z tworzenia, z dawania czegoś światu.paslawek napisał/a:Odpowiedzią i sposobem na rozczarowania jest łagodne siebie traktowanie - wyrozumiałość.Rozczarowanie nie musi być karą .
A to pewnikiem nie jest jakimś odkryciem epokowym,dla mnie motywacja jest odwrotnością przymusu.Oj, nie do końca się zgodzę.
Rozumiem, że nie ma co sobie emocjonalnie dowalać, dołować się - o to chodzi w łagodnym traktowaniu siebie.
Ale czasem trzeba, a nawet należy sobie kopnąć w zadek, bo jakbym ja co chwilę siebie pytała, czy mam ochotę, to odpowiedź zawsze byłaby "nie" .Sorki, może jeszcze wrócę do tematu, bo ma potencjał, ale dziś jestem osłabiona i czuję, że nie potrafię jasno precyzować myśli.
Danie sobie kopa za własną zgodą i umówieniem się na to z sobą to dla mnie jest rodzaj samodyscypliny też wybór ,ale mój dobrowolny nie żadna kara rodzaj determinacji w znużeniu zmęczeniu podczas niektórych rodzajów jakiegoś osłabienia .
Nie wiem, czasem myślę, że może po prostu mam zbyt wygórowane oczekiwania.
Akurat ja Tobie Lucyfer szczerze zazdroszczę, bo chciałabym, żeby u mnie "efekt ducha" częściej się zdarzał i żebym miała do tego motywację. Ty zawsze ją masz.
Jesteśmy otoczeni? Świetnie!!!
Możemy atakować we wszystkie kierunki
No co mogę powiedzieć.
Lockdown mnie uwala i nie tylko mnie, a i tak sporo problemów mamy
Jeszcze pradziadziu ma + na Covid.
No to kiepsko Lucyferku a ile lat ma pradziadek? ja to pradziadków mało juz pamiętam, ze strony taty nigdy nie poznałam, bo juz nie żyli, a teraz mam tylko jedna babcie...u mnie szybko poumierali, a nie mam dużo więcej lat od Ciebie
Cóż... życie to nie je bajka
Czasami ma się ochotę "nic nie robić, bumelować, chłodne piwko w cieniu pić".
Mnie się wydaje, że każda praca ma jakieś negatywne aspekty, nawet ta w gruncie rzeczy lubiana.
Więc czasem pomarudzę, ale gdy mi kiedyś trafiła się okazja zmiany pracy, dqqowiedziałam się o warunki, pomyślałam: "Siedź, babo, gdzie jesteś, jak ci dobrze!".
Ja przez ten mój durny stan zdrowia często jestem zmęczona, to już na klatę trzeba wziąć. Fantazjuję czasem o rencie i świętym spokoju, ale jakie renty są, każdy wie.
Jak by więc nie patrzeć - dokonuję wyboru, nie ma co marudzić.
Lucek, zdrowia dla pradziadzia.
Rzecz ciekawa - wypoczywam fizycznie i psychicznie bez PP. Nie dezorganizuje mi popołudni, mam czas w domu i na pracę, i na odpoczynek.
Dzisiaj go spotkałam pod sklepem. Oby znowu mnie nie zaczął nachodzić.
Mnie też coś "rozbiera" ale nie bardziej niż przy zwykłych przeziębieniach.
99 od wczoraj czuje się lepiej, więc mam nadzieję, że chociaż tyle będzie z tego "plusa"
Dziękuję za dobre słowa
Strony Poprzednia 1 … 44 45 46 47 48 … 195 Następna
Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
Forum Kobiet » NASZA SPOŁECZNOŚĆ » 30latek-, czyli gra małego palucha Paslawka
Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności
© www.netkobiety.pl 2007-2024