Pokręcona Owieczka napisał/a:SaraS napisał/a:Owieczko, jasne, ładnie, że mąż ma więź z rodzicami, ale czy relacja z żoną nie powinna być ważniejsza dla niego? Czy skoro są już po ślubie, to ich wspólny czas to siedzenie w domu, znaczy - proza życia, a wyjazdy, Sylwestry itd. mąż może sobie zostawić dla rodziców i żona niech nie marudzi, bo on więzi rodzinne pielęgnuje?
Wydaje mi się, że silniejsze ma więzi z rodziną niż z żoną, z którą jest 0d 5 miesięcy, i która od zawsze robiła mu awantury.
Zresztą, Autorka awanturami odnosi odwrotny skutek. Chciałabyś spędzać czas z kimś, kto ma wieczne pretensje? Ja nie.
A, no tak też być może, ale w takim wypadku nie miałabym nic do powiedzenia - bo wg mnie nie bierze się ślubu z kimś, z kim więź ma się słabszą niż z tą rodziną na przykład. Tzn. ja bym nie brała, jeśli wiedziałabym, że dla partnera rodzice są ważniejsi, ani jeśli to dla mnie ktokolwiek byłby ważniejszy. Natomiast, cóż, jeśli mężowi autorki wystarczyło, że autorka jest tuż tuż za rodzicami, to teraz oboje - niestety - ponoszą tego konsekwencje.
A o awanturach pisałam już wcześniej - oczywiście, że to źle, że autorka próbuje coś zmienić w ten sposób. Ale źle z zasady, bo awantury to kiepska metoda na cokolwiek, a nie źle, bo autorka nie ma powodu do niezadowolenia. Moim zdaniem ma.
MagdaLena1111 napisał/a:A czy jakość/ważność relacji jest wprost proporcjonalna do ilości wyjazdów albo ilości wspólnie spędzanego czasu?
Nie, nie zawsze, zależy od tego, czym takie spędzanie czasu jest spowodowane. Natomiast w tym przypadku znamienne jest to, że mąż autorki tak dzieli swój czas, bo tak po prostu chce. I o ile nie są milionerami i muszą poświęcać również sporo czasu na pracę, to zgaduję, że jeśli mąż machnie takie trzy rundki do rodziców (przypomnę, 8 h jazdy w dwie strony + czas spędzony u rodziców) w ciągu dwóch tygodni, to nie wydaje mi się, żeby dla partnerki wiele zostało. Tzn. oczywiście zostaje, ale głównie takie zwyczajne życie. Dlatego ją rozumiem - nie zachwycałoby mnie, gdyby partner spędzał ze mną nawet większość czasu, ale ta większość byłaby "prozą życia" - obowiązkami domowymi, spaniem, może pracą, generalnie siedzeniem w domu, a różne okazje z większą ilością wolnego czasu były przeznaczane na rodziców.
No i abstrahując od tego, co ja bym chciała czy nie chciała
, to tak ogólnie uważam, że sytuacja, w której mąż zamiast myśleć o, powiedzmy, rozrywce/czymś interesującym z żoną, w pierwszej kolejności bierze pod uwagę rodziców, jest dość niepokojąca, jeśli chodzi o związek, bo raczej jasno pokazuje priorytety męża.