Witam. Proszę o poradę.
5 miesięcy temu wzięłam ślub z mężczyzną, który moim zdaniem zbyt często jeździ do swoich rodziców i żyje ich życiem.
Odległość między nim a rodzicami przed slubem wynosiła około 140 km teraz po slubie przeprowadził się do mnie i wynosi 230 km. Ale to nie przeszkadza mu żeby jezdzic do swoich rodziców bardzo często.
Pierwsze symptomy zauwazyłam przed ślubem, zrobiłam kilka awantur z tego powodu. Zapewniał że dla niego jestem najważniejsza, a do rodziców jeździ bo nie chce siedzieć sam w domu. (Przed slubem nie mieszkalismy razem ze względu na odleglosc).
Teraz mieszkamy razem, odległość między nami a tescmi wynosi 230 km ale jemu nie przeszkadza to żeby dalej jezdzic do rodziców jak za czasów kawalerstwa. A to urodziny matki, imieniny ojca, dzień ojca, imieniny matki, urodziny ojca, rocznica slubu rodzicow i tak w kolko.
Ja rozumiem że na Wielkanoc, Boże Narodzenie, Wszystkich Swietych to pasuje się pojawić ale nie jeździć w kółko bo przecież są telefony i życzenia można złożyć telefonicznie.
Na dodatek jak już jedzie do rodziców to również tam nocuje bo przecież nie będzie wracał tego samego dnia bo to za daleko.
Ja powoli wycofuje się z tych imprez bo dla mnie sama jazda jak i nocowanie u kogoś jest męczące i niezreczne.
Co myślicie na ten temat? Czy to normalne? Co ja powinnam z tym zrobić?
A jak często on jeździ do rodziców? Ty z nim wtedy nie jeździsz? Jeśli tak jak piszesz, w święta w stylu urodziny, imieniny to dla mnie to normalne.
Po prostu jest rodzinny, ty nie. Jak dla mnie imieniny czy urodziny to nie jest jakaś fanaberia. Przecież ciebie nie zmusza do jazdy z nim. Zorganizuj sobie czas we własnym zakresie.
zrobiłam kilka awantur z tego powodu
To nie jest najlepszy sposób komunikacji. A mąż nie jest twoją własnością.
Co do częstości wizyt. To zależy od jego zżycia z rodzicami, jak dawno jesteście po ślubie, czy u was domu da się z tobą wytrzymać, bo to tez mogą być ucieczki do oazy spokoju, jeśli w domu jest tzw. sajgon.
Myśle, że podchodzisz do tej sprawy, bez zrozumienia postawy męża. Wydaje się, że skoro już go sobie zaklepałaś, to możesz dysponować jego czasem wg własnego uznania.
5 2020-01-08 09:34:55 Ostatnio edytowany przez SaraS (2020-01-08 09:35:21)
Jak czytałam ten wątek, to myślałam, że Twój mąż jeździ tam przynajmniej co weekend. Bez przesady, urodziny, imieniny itd. to też są okazje, z powodu których można się spotkać. Różne zwyczaje panują w rodzinach, u nich widocznie to wystarczy do świętowania i nie bardzo rozumiem, dlaczego mąż miałby z tego rezygnować. No chyba że wybiera urodziny rodziców zamiast Twoich.
Swoją drogą, robiłaś mu awantury o wizyty u rodziców, kiedy jeszcze nawet razem nie mieszkaliście? Łał.
Szczerze mówiąc nie widzę problemu, a już na pewno nie widzę powodu do robienia awantur. To fajnie, że świętują takie uroczystości. I ile ich jest w ciągu roku? Święta, które wymieniłaś to 3 wizyty. Urodziny i imieniny rodziców to 4 wizyty. Dzień taty, dzień mamy, rocznica ślubu to 3 wizyty. Czyli mąż jeździ około raz w miesiącu do nich? Na Twoim miejscu jeździłabym z mężem, skoro mieszkacie tak daleko to dla Ciebie to chyba jedyna możliwość żeby zobaczyć się z teściami. Nie mówię, że za każdym razem skoro spanie tam jest dla Ciebie dyskomfortem.
Jedyny problem tutaj widze w Tobie.
Nie masz prawa nikomu zabraniać wizyt u rodziny. Nawet jakby tam jeździł raz w miesiącu zupełnie bez okazji, to dalej nie widziałabym problemu. Widocznie ważne jest dla niego, żeby mieć ciągle kontakt z rodziną. Wiesz, żonę można zmienić, rodzina zostanie.
Nie widzę żadnego problemu w zachowaniu Twojego męża, natomiast w Twoim już tak. Próbujesz ograniczać małżonka i odsunąć go od rodziny. Nieładnie.
Gdybym byla na Twoim miejscu to raczej by mi to nie przeszkadzalo. Chyba, ze by on dalej z tym szedl czyli np pytal o wszystko mamusie i takie tam.
Jednak jezeli on sam jezdzi tam i nie ciaga Ciebie? Swietnie. Ja bym sie cieszyla bo by mi nikt w domu nie przeszkadzal.
Z kolei wiem, ze mojemu mezowi by to przeszkadzalo bo on lubi byc ciagle ze mna. I pewnie by marudzil w pewnym momencie, albo chcial jechac ze mna.
Facet robil tak przed zwiazkiem, to sprawia mu radosc. Ma prawo zyc swoje zycie jak najbardziej lubi. Nie chcesz tego dla niego?
Witam. Proszę o poradę.
5 miesięcy temu wzięłam ślub z mężczyzną, który moim zdaniem zbyt często jeździ do swoich rodziców i żyje ich życiem.
Odległość między nim a rodzicami przed slubem wynosiła około 140 km teraz po slubie przeprowadził się do mnie i wynosi 230 km. Ale to nie przeszkadza mu żeby jezdzic do swoich rodziców bardzo często.
Pierwsze symptomy zauwazyłam przed ślubem, zrobiłam kilka awantur z tego powodu. Zapewniał że dla niego jestem najważniejsza, a do rodziców jeździ bo nie chce siedzieć sam w domu. (Przed slubem nie mieszkalismy razem ze względu na odleglosc).
Teraz mieszkamy razem, odległość między nami a tescmi wynosi 230 km ale jemu nie przeszkadza to żeby dalej jezdzic do rodziców jak za czasów kawalerstwa. A to urodziny matki, imieniny ojca, dzień ojca, imieniny matki, urodziny ojca, rocznica slubu rodzicow i tak w kolko.
Ja rozumiem że na Wielkanoc, Boże Narodzenie, Wszystkich Swietych to pasuje się pojawić ale nie jeździć w kółko bo przecież są telefony i życzenia można złożyć telefonicznie.
Na dodatek jak już jedzie do rodziców to również tam nocuje bo przecież nie będzie wracał tego samego dnia bo to za daleko.
Ja powoli wycofuje się z tych imprez bo dla mnie sama jazda jak i nocowanie u kogoś jest męczące i niezreczne.
Co myślicie na ten temat? Czy to normalne? Co ja powinnam z tym zrobić?
Jak te pogrubione przeze mnie Twoje wypowiedzi, wiele mówią o Tobie samej.
Widocznie, Ty nie masz potrzeby kontaktu z własną rodziną, lub nie możesz tego mieć, ale nie możesz zabronić tego innemu człowiekowi.
W moim domu rodzinnym, zawsze celebrowane były wszystkich domowników urodziny, imieniny, rocznice ślubów, bo są to święta rodzinne . W związku z tym, że na co dzień nie mamy możliwość się spotykać w naszym gronie, cieszymy się na te kilka dodatkowych dni razem. Kilka, bo to raptem 3 święta rodziców, dwa moje i dwa mojej siostry. Raczej nikt nie obchodzi imienin kilka razy w roku...
Nie napisałaś nam najważniejszego. Dlaczego nie lubisz jego rodziców i dlaczego nie jeździsz do swoich.
Próbujesz urabiać swojego partnera na swoją modłę. Robisz mu przy tym awantury. Nic nie wskazuje na to aby Ci rodzice zrobili Ci krzywdę, aby Twój partner słuchał się ich a nie Ciebie, aby mieli na niego zły wpływ.
On nie jest Twoja własnością.
Te swoje durne dziecinne kobiece gierki mające pokazać jego matce że to jednak Ty jesteś najważniejsza kobieta w jego życiu stawiają Cię tylko w najgorszym swietle.
W przeciągu ostatnich dwóch tygodni był u nich 3 razy.
I jeszcze chciał na mnie wymusić sylwestra z nimi mimo tego, że w tamtym roku sylwestra też spędzalismy z tescmi.
Wiecie, męczą mnie te podróże bo to 4 h jazdy w jedną stronę i pozniej powrot drugie 4 h. Ale widzę że chyba nikt tego nie rozumie...
Skoro rodzice są na pierwszym miejscu to po co się żenić?
Nie widzę w zachowaniu męża niczego dziwnego, za to w Tobie owszem. Już zaczynasz mu zabraniać wizyt u jego rodziny - moja mama robiło to samo i została sama jak palec. Te uroczystości które wymieniłaś, jak najbardziej zobowiązują do tego żeby osobiście złożyć życzenia. Są świetną sposobnością do odwiedzin bliskich. Bardzo dobrze świadczy to o Twoim mężu, jego troskliwości wobec bliskich. Zastanów się czy nie warto zacząć towarzyszyć mężowi jak na żonę przyjaciółkę przystało, polubić takie spotkania, zamiast tworzyć mur, konflikty i krótką drogę do końca.
Teraz były święta więc to nie obiektywne że był 3 razy. W ciągu roku ile razy jest u rodziców?
Problem jest w tym, że uważasz że powinnaś być na 1 miejscu?
15 2020-01-08 16:06:06 Ostatnio edytowany przez Pokręcona Owieczka (2020-01-08 16:07:14)
Wiecie, męczą mnie te podróże bo to 4 h jazdy w jedną stronę i pozniej powrot drugie 4 h. Ale widzę że chyba nikt tego nie rozumie...
Ciebie męczą? Przecież Ty z nim nie jeździsz. Poza tym, jakie 4? 230 km można przejechać krócej.
Myślę, że Waszym błędem było niezamieszkanie ze sobą przed ślubem. Nie poznaliście się na tyle, by wiedzieć jakie są Wasze priorytety.
edit: przed ślubem nie mieszkaliście razem, ze względu na odległość. Ile ona wynosiła?
Karmienie trolla trwa.
No wlasnie muszę z nim jeździc bo inaczej byłaby obraza.
Być może moznaby było przejechac ten odcinek krocej ale my zwykle jedziemy ok 4 h
Odległość przed slubem wynosila 300 km
Monia12345 napisał/a:Wiecie, męczą mnie te podróże bo to 4 h jazdy w jedną stronę i pozniej powrot drugie 4 h. Ale widzę że chyba nikt tego nie rozumie...
Ciebie męczą? Przecież Ty z nim nie jeździsz. Poza tym, jakie 4? 230 km można przejechać krócej.
Myślę, że Waszym błędem było niezamieszkanie ze sobą przed ślubem. Nie poznaliście się na tyle, by wiedzieć jakie są Wasze priorytety.
edit: przed ślubem nie mieszkaliście razem, ze względu na odległość. Ile ona wynosiła?
18 2020-01-08 16:15:15 Ostatnio edytowany przez nokiaaa (2020-01-08 16:20:25)
U mnie jezdzi jak ma kazdy wolny dzien, ale my mieszkamy 30km czyli niedaleko. Nie przekonuje go zeby siedzial ze mna ale ja tez u nich wcale nie nocuje choc jestesmy juz prawie dekadę parą bo często wstaje w nocy do lazienki a oni mają lazienkę na dworzu a w domu tylko do siku i na innym piętrze wiec bym musiala kursowac po pietrach. Jak moze to jest 3 razy w tygodniu u mamy ale ja korzystam, zabierze synado nich to dom posprzatam albo na zakupy ubraniowe ide.
Widze ze ostatnie dwa tygodnie to od wigilii do sylwestra, czyli swieta, jesli w styczniu w ktorym nie ma swiat tez bedzie tak latał to moze uzgodnij z nim co ile ma jezdzic i czemu nie spedzi z toba wekendu. Druga sprawa 230km to masę pieniędzy na paliwo, trochę przeginka jak dla mnie. Wydaje mi sie ze jeden wekend w miesiącu przy takiej odleglosci to juz dosc. Bo ciągle 200zl na paliwo wydawac co tydzien to troche za duzo.
Sprawa kolejna to moja tesciowa a to dzwoni zeby jechal bo flaki zrobila, albo cos ugotowala czy po ziemniaki na rynek chce jechac czy do biedronki. Lubi synusia swojego, choc dzieci miala kilkoro i jest do tej pory rozzalona ze on nie mieszka z nimi a poszedl do mnie. Tesciowa ma zal do innych synowych bo nie puszczają mezow a jej synów co tydzien do niej, a ona tak by chciala jeszcze porządzic. Tak sobie sie lubimy, ale ja tam jestem raz do roku na wigilię albo jak rosną grzyby na jesieni w lesie. Uwazam ze syn powinien do rodzicow jezdzic jak blisko to raz w tygodniu a jak dalej to juz pisalam, jeden wekend w miesiacu.
Odległość przed slubem wynosila 300 km
i wtedy nie było to męczące?
Jak to punkt widzenia, zależy od miejsca siedzenia.
Dziękuję za zrozumienie.
U mnie jezdzi jak ma kazdy wolny dzien, ale my mieszkamy 30km czyli niedaleko. Nie przekonuje go zeby siedzial ze mna ale ja nie nocuje choc jestesmy juz prawie dekadę bo często wstaje w nocy do lazienki a oni mają lazienkę na dworzu a w domu tylko do siku i na innym piętrze wiec bym musiala kursowac po pietrach. Jak moze to jest 3 razy w tygodniu ale ja korzystam, zabierze syna to dom posprzatam albo na zakupy ubraniowe ide.
Widze ze ostatnie dwa tygodnie to od wigilii do sylwestra, czyli swieta, jesli w styczniu w ktorym nie ma swiat tez bedzie tak latał to moze uzgodnij z nim co ile ma jezdzic i czemu nie spedzi z toba wekendu. Druga sprawa 230km to masę pieniędzy na paliwo, trochę przeginka jak dla mnie. Wydaje mi sie ze jeden wekend w miesiącu przy takiej odleglosci to juz dosc.
Jak nie chcesz to z nim nie jedź tam, nie ma prawa Cię zmuszać. Tak samo jak Ty nie powinnaś się czepiać tego, jak spędza swój wolny czas.
Co innego spedzac czas z narzeczonym a co innego z jego rodzicami. Dla jego rodzicow na pewno nie jezdzilabym tych 300 km. Co zreszta tez bylo meczace.
Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.
Monia12345 napisał/a:Odległość przed slubem wynosila 300 km
i wtedy nie było to męczące?
Jak to punkt widzenia, zależy od miejsca siedzenia.
Wydaje mi sie ze jeden wekend w miesiącu przy takiej odleglosci to juz dosc.
Czyli 12 razy w roku. Póki co, jeździ na urodziny, imieniny i rocznie ślubu. Czyli, biorąc pod uwagę, że ma 2 rodziców, jest to 5 wizyt. 2 razy w roku święta to 7.
Czyli, proponujesz zwiększenie częstotliwości wyjazdów
W przeciągu ostatnich dwóch tygodni był u nich 3 razy.
I jeszcze chciał na mnie wymusić sylwestra z nimi mimo tego, że w tamtym roku sylwestra też spędzalismy z tescmi.
Wiecie, męczą mnie te podróże bo to 4 h jazdy w jedną stronę i pozniej powrot drugie 4 h. Ale widzę że chyba nikt tego nie rozumie...
Skoro rodzice są na pierwszym miejscu to po co się żenić?
No dobra, to brzmi trochę inaczej, trzy razy w tak krótkim okresie to trochę dużo. Raz pewnie na święta, a reszta...? Sylwester z rodzicami to też dla mnie co najmniej dziwny pomysł, zwłaszcza tak krótko po ślubie (a w zeszłym roku nawet przed) i na pewno bym się na to nie zgodziła. Chociaż też zależy, jak to wyglądało - bo ja rok temu właściwie spędziłam Sylwestra z przyszłymi teściami, ale po prostu kuzyni mojego partnera organizowali domówkę, ich rodzice również (dom jest duży), więc nas zaprosili kuzyni, a rodziców partnera - rodzice kuzynostwa. Ale to jednak zupełnie coś innego, niż spędzenie Sylwestra wyłącznie z rodzicami - mi by nie odpowiadało, że partner coś takiego uznał za najlepszą/najciekawszą opcję.
Widzę że Pani rozumie sytuację.
U mnie jezdzi jak ma kazdy wolny dzien, ale my mieszkamy 30km czyli niedaleko. Nie przekonuje go zeby siedzial ze mna ale ja tez u nich wcale nie nocuje choc jestesmy juz prawie dekadę parą bo często wstaje w nocy do lazienki a oni mają lazienkę na dworzu a w domu tylko do siku i na innym piętrze wiec bym musiala kursowac po pietrach. Jak moze to jest 3 razy w tygodniu u mamy ale ja korzystam, zabierze synado nich to dom posprzatam albo na zakupy ubraniowe ide.
Widze ze ostatnie dwa tygodnie to od wigilii do sylwestra, czyli swieta, jesli w styczniu w ktorym nie ma swiat tez bedzie tak latał to moze uzgodnij z nim co ile ma jezdzic i czemu nie spedzi z toba wekendu. Druga sprawa 230km to masę pieniędzy na paliwo, trochę przeginka jak dla mnie. Wydaje mi sie ze jeden wekend w miesiącu przy takiej odleglosci to juz dosc. Bo ciągle 200zl na paliwo wydawac co tydzien to troche za duzo.
Sprawa kolejna to moja tesciowa a to dzwoni zeby jechal bo flaki zrobila, albo cos ugotowala czy po ziemniaki na rynek chce jechac czy do biedronki. Lubi synusia swojego, choc dzieci miala kilkoro i jest do tej pory rozzalona ze on nie mieszka z nimi a poszedl do mnie. Tesciowa ma zal do innych synowych bo nie puszczają mezow a jej synów co tydzien do niej, a ona tak by chciala jeszcze porządzic. Tak sobie sie lubimy, ale ja tam jestem raz do roku na wigilię albo jak rosną grzyby na jesieni w lesie. Uwazam ze syn powinien do rodzicow jezdzic jak blisko to raz w tygodniu a jak dalej to juz pisalam, jeden wekend w miesiacu.
W tamtym roku spędzaliśmy sylwestra z samymi tescmi. Nie było zadnej domowki. W tym roku powtorka to dla mnie tez przeginka.
Monia12345 napisał/a:W przeciągu ostatnich dwóch tygodni był u nich 3 razy.
I jeszcze chciał na mnie wymusić sylwestra z nimi mimo tego, że w tamtym roku sylwestra też spędzalismy z tescmi.
Wiecie, męczą mnie te podróże bo to 4 h jazdy w jedną stronę i pozniej powrot drugie 4 h. Ale widzę że chyba nikt tego nie rozumie...
Skoro rodzice są na pierwszym miejscu to po co się żenić?No dobra, to brzmi trochę inaczej, trzy razy w tak krótkim okresie to trochę dużo. Raz pewnie na święta, a reszta...? Sylwester z rodzicami to też dla mnie co najmniej dziwny pomysł, zwłaszcza tak krótko po ślubie (a w zeszłym roku nawet przed) i na pewno bym się na to nie zgodziła. Chociaż też zależy, jak to wyglądało - bo ja rok temu właściwie spędziłam Sylwestra z przyszłymi teściami, ale po prostu kuzyni mojego partnera organizowali domówkę, ich rodzice również (dom jest duży), więc nas zaprosili kuzyni, a rodziców partnera - rodzice kuzynostwa. Ale to jednak zupełnie coś innego, niż spędzenie Sylwestra wyłącznie z rodzicami - mi by nie odpowiadało, że partner coś takiego uznał za najlepszą/najciekawszą opcję.
Ale rozumiem, że w tym roku ostatecznie Sylwestra spędziliście inaczej?
I nie odpowiedziałaś: z jakich powodów był teraz u rodziców te trzy razy? Bo co innego, jeśli święta, urodziny mamy, rocznica ślubu rodziców, a co innego, jeśli jeździł ot tak, bez powodu.
28 2020-01-08 16:49:15 Ostatnio edytowany przez nokiaaa (2020-01-08 16:50:52)
My spedzilismy sylwestra z rodzicami, to normalna sytuacja. Moja tesciowa tez potrafi dopominac sie o wizyty, ale co sie dziwic. CO mozna robic mieszkajac 10km od miasta, 3 od drogi i gdzie wcale nie ma zadnego sklepu bo ostatni zamknęli w tamtym roku. Mozna kota dostac. Nudno jak cholera. A z tesciem są w separacji bo on pije. U nas to jak nie ma co robic w miescie to do parku pojdziesz, do marketu, do carfoura po chleb i tak do ludzi pojdziesz.
Ja uważam ze jedna wizyta na mies wystarczy.
A do twoich jak czesto jezdzicie?
My spedzilismy sylwestra z rodzicami, to normalna sytuacja.
Może i normalna, natomiast oni są pięć miesięcy po ślubie - można by pomyśleć, że małżonek z tak krótkim stażem wybierze jednak Sylwestra z własną żoną (romantycznie/imprezowo/wycieczkowo/jakkolwiek właściwie), a nie w wersji typowo rodzinnej.
Można by pomyśleć, choć wiecznie awanturujaca się żona o byle głupotę to słaba podstawa pod jakikolwiek romantyzm. Pewnie uznał, że czas odpocząć
Odległość między nim a rodzicami przed slubem wynosiła około 140 km teraz po slubie przeprowadził się do mnie i wynosi 230 km.
Monia12345 napisał/a:
Odległość przed slubem wynosila 300 km
Placzesz sie w zeznaniach
32 2020-01-08 21:49:27 Ostatnio edytowany przez Majki (2020-01-08 21:51:46)
Monia12345 napisał/a:Odległość między nim a rodzicami przed slubem wynosiła około 140 km teraz po slubie przeprowadził się do mnie i wynosi 230 km.
Monia12345 napisał/a:
Odległość przed slubem wynosila 300 kmPlaczesz sie w zeznaniach
Te 300 km dzieliło autorķę od męża przed ślubem jak jeszcze nie mieszkali razem
Ktos tu chyba nie umie czytac.
230 km do tesciow, nie narzeczonego.
Monia12345 napisał/a:Odległość między nim a rodzicami przed slubem wynosiła około 140 km teraz po slubie przeprowadził się do mnie i wynosi 230 km.
Monia12345 napisał/a:
Odległość przed slubem wynosila 300 kmPlaczesz sie w zeznaniach
Trollować też trzeba umieć :-D
#1
Odległość między nim a rodzicami przed slubem wynosiła około 140 km teraz po slubie przeprowadził się do mnie i wynosi 230 km.
#17
Odległość przed slubem wynosila 300 km
W następnym poście odległość może wzrosnąć do 500km :-D
35 2020-01-08 23:50:10 Ostatnio edytowany przez Majki (2020-01-09 00:22:09)
Trollować też trzeba umieć :-D
#1
Monia12345 napisał/a:Odległość między nim a rodzicami przed slubem wynosiła około 140 km teraz po slubie przeprowadził się do mnie i wynosi 230 km.
#17
Monia12345 napisał/a:Odległość przed slubem wynosila 300 km
W następnym poście odległość może wzrosnąć do 500km :-D
Nie bardzo widze tu trollowanie, chyba ze ze mna cos nie tak Od atutorki tematu do tesciow jest 230 km. Z miejsca gdzie wczesniej mieszkal maz autorki bylo 140 km do tesciow. Natomiast Pokrecona Owieczka zapytala ile wynosila odleglosc miedzy autorka tematu, a mezem przed slubem gdy nie mieszkali jeszcze razem wtedy i ta odleglosc wynosila 300 km. Gdzie tu platanie widzicie?
Oj tam tlumaczysz od razu, wyprowadzam z bledu
36 2020-01-08 23:53:51 Ostatnio edytowany przez MagdaLena1111 (2020-01-09 00:07:06)
A dlaczego Majki tak gorliwie tłumaczysz autorkę wątku?
Nie odpowiadaj :-D
PS
To może coś bardziej merytorycznie.
Autorko, może Twój mąż po prostu lubi podróżować, więc rodzice są tylko pretekstem. Wcześniej jeździł do Ciebie a teraz osiedliście wspólnie, to sobie znalazł nowy powód.
Poza tym, żyj i daj żyć innym. Jeśli ma ochotę, to niech jeździ do rodziców, a Ty w tym czasie możesz zorganizować sobie czas z koleżankami, albo odrobić zaległości w czytaniu, albo zrobić sobie domowe SPA, albo... chyba, że on Ciebie tam ciągnie z sobą mimo Twojej niechęci, wtedy to niech on żyje i da żyć innym ;-)
Ja chyba żyję w innym świecie. Autorko, zrobisz jak uważasz, ale wg mnie daruj sobie branie pod uwagę komentarzy typu "mąż lubi podróżować" (serio??) albo, że "go ograniczasz i to bardzo nieładnie", bo to średnio poważne. Facet kilka miesięcy po ślubie jeździ 460 km w dwie strony do rodziców 3 razy w ciągu 2 tygodni, a wy piszecie, że to z autorką coś jest nie tak?
Dla mnie ta sytuacja jest dziwaczna. Facet ma przecież od kilku miesięcy własną rodzinę, nie wiem skąd potrzeba by jeździć w odwiedziny do rodziców częściej niż raz na miesiąc? Nie lepiej spędzić więcej czasu z żoną? Wyskoczyć gdzieś na weekend? Sylwester z rodzicami (teściami) drugi rok z rzędu!? Nie można spędzić tego czasu jak inne pary w tym wieku, z przyjaciółmi lub nawet we dwoje w jakiś ciekawszy sposób? Miłość i szacunek do rodziców to jedno, ale według mnie mąż autorki grubo przesadza, nie wspominając już o kosztach takiego jeżdżenia w tę i z powrotem (finansowych, czasowych).
Co myślicie na ten temat?
ja sobie w ogóle nie wyobrażam żeby ktoś mi mówił, ile czasu mogę spędzać u rodziny, podane okazje typu urodziny, imieniny, dzień ojca, rocznice, to maksymalnie raz na 1-2 tygodnie, nie wiem jakim cudem to mogłoby być za dużo:) natomiast nie ma obowiązku z nim jeździć, można zostać w domu, dla mnie też nie byłoby komfortowe odwiedzać na noc osoby które słabo znam, ale nie przyszłoby mi na myśl żeby rozliczać dziewczynę z tego ile gdzie jeździ albo jeszcze gorzej awantury z tego powodu. z pierwszego posta wynikałoby że mąż to może tylko być w domu z żoną i nic innego, jak dobrze że nie zamierzam brać ślubu:D
Można by pomyśleć, choć wiecznie awanturujaca się żona o byle głupotę to słaba podstawa pod jakikolwiek romantyzm. Pewnie uznał, że czas odpocząć
Z tym się zgadzam oczywiście. Awantury są ogólnie kiepskim sposobem na rozwiązanie czegokolwiek, a te, które autorka urządzała przed ślubem, kiedy jeszcze z narzeczonym nie mieszkała, to już wydają mi się kompletnie niezrozumiałe - bo właściwie co jej za różnica, czy autor był u rodziców czy u siebie w domu, skoro i tak nie byli wtedy razem? No chyba że czegoś nie wiemy i autor miał czas na regularne wycieczki do rodziców, a na spotkania z autorką - nie bardzo, bo inaczej to naprawdę jest dziwne.
Natomiast o ile po pierwszym poście byłam raczej, no, po stronie męża, o tyle teraz nie jestem pewna. Trzy wizyty w ciągu dwóch tygodni (szkoda, że autorka nadal nie przedstawiła powodów, bo może akurat na przełomie roku mają nagromadzenie okazji rodzinnych, a może mąż miał po prostu na to ochotę) + chęć spędzenia Sylwestra z rodzicami... No, mnie też by to nie zachwycało. I nie dlatego, że muszę cały czas spędzać z partnerem albo ograniczam mu kontakty z rodziną, nie. Raczej ważną rzeczą w dobrym związku jest dla mnie obustronna chęć robienia czegoś razem jak gdyby przed innymi. W sensie: otwierają ciekawe miejsce/atrakcję - myślę, że moglibyśmy tam pojechać, mamy więcej wolnego - planujemy coś razem itd. Zaczynanie od rodziców kojarzy mi się z małżeństwem z milionletnim stażem, dawno zjedzonym przez rutynę, gdzie już nie chce spędzać się czasu tylko z partnerem/partnerką, bo nie widzi się w tym niczego ciekawego. Dlatego rozumiem, że autorce to nie odpowiada. Bo jakoś nie wydaje mi się, żeby mąż, poświęcając czas na 3 wizyty u rodziców w ciągu dwóch tygodni, gdzie dojazd zajmuje mu 4 godziny w jedną stronę, przeznaczał co najmniej taką samą ilość czasu na robienie czegoś fajnego wyłącznie z własną żoną.
Facet kilka miesięcy po ślubie jeździ 460 km w dwie strony do rodziców 3 razy w ciągu 2 tygodni, a wy piszecie, że to z autorką coś jest nie tak?
Dla mnie ta sytuacja jest dziwaczna. Facet ma przecież od kilku miesięcy własną rodzinę, nie wiem skąd potrzeba by jeździć w odwiedziny do rodziców częściej niż raz na miesiąc?
Ale wiesz, że były święta? I te 3 razy w ostatnim czasie, wcale mnie nie dziwią.
Zwrócę po raz kolejny na coś uwagę, bo jesteś kolejną osobą, która uważa, że jeżdżenie raz na miesiąc do rodziców wystarczy. Wiesz, że to jest 12 razy w roku, czy nie bardzo? Założę się, że on teraz tyle nie jeździ.
Autorka nie mieszkała przed ślubem z mężem, więc chyba nie do końca się znali. Teraz, podczas wspólnego mieszkania, zaczynają się poznawać. On widocznie ma potrzebę, bo może ma silną więź ze swoją rodziną, by się z nimi spotykać.
Autorka uważa, że matce powinny wystarczyć życzenia sms lub tel. z okazji urodzin czy dnia matki. Zatem życzę jej, takiego dziecka, które w taki sposób i jej będzie składać życzenia. Ciekawe jak się wtedy poczuje.
Ja chyba żyję w innym świecie. Autorko, zrobisz jak uważasz, ale wg mnie daruj sobie branie pod uwagę komentarzy typu "mąż lubi podróżować" (serio??) albo, że "go ograniczasz i to bardzo nieładnie", bo to średnio poważne. Facet kilka miesięcy po ślubie jeździ 460 km w dwie strony do rodziców 3 razy w ciągu 2 tygodni, a wy piszecie, że to z autorką coś jest nie tak?
Dla mnie ta sytuacja jest dziwaczna. Facet ma przecież od kilku miesięcy własną rodzinę, nie wiem skąd potrzeba by jeździć w odwiedziny do rodziców częściej niż raz na miesiąc? Nie lepiej spędzić więcej czasu z żoną? Wyskoczyć gdzieś na weekend? Sylwester z rodzicami (teściami) drugi rok z rzędu!? Nie można spędzić tego czasu jak inne pary w tym wieku, z przyjaciółmi lub nawet we dwoje w jakiś ciekawszy sposób? Miłość i szacunek do rodziców to jedno, ale według mnie mąż autorki grubo przesadza, nie wspominając już o kosztach takiego jeżdżenia w tę i z powrotem (finansowych, czasowych).
A doczytałaś, że wyjazdy męża są związane jedynie z okazjami typu urodziny/imieniny/rocznice? Ja w tym nic dziwnego nie widzę, że takie dni chce spędzać z rodziną. Skoro żona nie chce mu towarzyszyć, to jeździ sam, na jego miejscu zrobiłabym dokładnie to samo, bo też mam bliskie relacje np. z dziadkami. Jeżdżę do nich ponad 600km w jedną stronę i to często bez żadnej okazji... Po prostu ich kocham i tęsknię. Nigdy w życiu mój mąż nie miał do mnie o to pretensji. A gdyby miał - prawdopodobnie nigdy by nie został moim mężem.
Owieczko, jasne, ładnie, że mąż ma więź z rodzicami, ale czy relacja z żoną nie powinna być ważniejsza dla niego? Czy skoro są już po ślubie, to ich wspólny czas to siedzenie w domu, znaczy - proza życia, a wyjazdy, Sylwestry itd. mąż może sobie zostawić dla rodziców i żona niech nie marudzi, bo on więzi rodzinne pielęgnuje?
Owieczko, jasne, ładnie, że mąż ma więź z rodzicami, ale czy relacja z żoną nie powinna być ważniejsza dla niego? Czy skoro są już po ślubie, to ich wspólny czas to siedzenie w domu, znaczy - proza życia, a wyjazdy, Sylwestry itd. mąż może sobie zostawić dla rodziców i żona niech nie marudzi, bo on więzi rodzinne pielęgnuje?
Wydaje mi się, że silniejsze ma więzi z rodziną niż z żoną, z którą jest 0d 5 miesięcy, i która od zawsze robiła mu awantury.
Zresztą, Autorka awanturami odnosi odwrotny skutek. Chciałabyś spędzać czas z kimś, kto ma wieczne pretensje? Ja nie.
Owieczko, jasne, ładnie, że mąż ma więź z rodzicami, ale czy relacja z żoną nie powinna być ważniejsza dla niego? Czy skoro są już po ślubie, to ich wspólny czas to siedzenie w domu, znaczy - proza życia, a wyjazdy, Sylwestry itd. mąż może sobie zostawić dla rodziców i żona niech nie marudzi, bo on więzi rodzinne pielęgnuje?
A czy jakość/ważność relacji jest wprost proporcjonalna do ilości wyjazdów albo ilości wspólnie spędzanego czasu?
Och widzę, że jest tu parę osób, które chętnie by dyktowały partnerowi ile czasu ma spędzać z nimi a ile z innymi osobami, jakie są normy, jak to POWINNO wyglądać. I pewnie niektórzy partnerzy lubią, jak im się narzuca własne standardy, dyktuje, w jaki sposób mają spędzać czas....no po prostu są osoby, które wiążą się z „mamą”, która wie lepiej, co będzie lepsze dla partnera, którego traktuje jak dziecko. I chyba najważniejsze, żeby taka dwójka się spotkała.
Ale wiesz, że były święta? I te 3 razy w ostatnim czasie, wcale mnie nie dziwią.
Zwrócę po raz kolejny na coś uwagę, bo jesteś kolejną osobą, która uważa, że jeżdżenie raz na miesiąc do rodziców wystarczy. Wiesz, że to jest 12 razy w roku, czy nie bardzo? Założę się, że on teraz tyle nie jeździ.
No były święta i co z tego? Nie można przyjechać po prostu na święta? Po co jeździć w tym czasie 3 razy w ciągu 2 tygodni nawet jeśli mieszkaliby 50 km dalej? I raczej nie jeździ 12 razy w roku, tylko przy okazji imienin/urodzin, itp. - autorka napisała, że jeździ "w kółko". Oni są 5 miesięcy po ślubie! Nie lepiej zabrać gdzieś w tym czasie żonę? Na weekend w góry, nad morze, na imprezę, do przyjaciół, do restauracji? Jak słusznie zauważyła SaraS - wygląda to na nudny związek z X letnim stażem i nie dziwię się, że autorka ma tego dość. Czas odciąć pępowinę.
Widzę, że niektórzy nie rozumieją znaczenia więzów rodzinnych. Ślub nie polega na tym, że się zakłada „nową” rodzinę, a „starą” zapomina. Rodzice starzeją się, z wiekiem będą potrzebowali jeszcze więcej uwagi i pomocy. Co wtedy? Zapomnieć i wyjechać w góry z małżonkiem?
Widzę, że niektórzy nie rozumieją znaczenia więzów rodzinnych. Ślub nie polega na tym, że się zakłada „nową” rodzinę, a „starą” zapomina. Rodzice starzeją się, z wiekiem będą potrzebowali jeszcze więcej uwagi i pomocy. Co wtedy? Zapomnieć i wyjechać w góry z małżonkiem?
Widzę, że niektórzy lubią sobie za dużo dopowiadać. Nikt nie mówi o zapominaniu o rodzicach - temat dotyczy skrajnie przesadnej chęci spędzania czasu z rodzicami w młodym małżeństwie. Nie mają po 50 lat żeby spędzać co roku Sylwestra z rodzicami.
Pokręcona Owieczka napisał/a:Ale wiesz, że były święta? I te 3 razy w ostatnim czasie, wcale mnie nie dziwią.
Zwrócę po raz kolejny na coś uwagę, bo jesteś kolejną osobą, która uważa, że jeżdżenie raz na miesiąc do rodziców wystarczy. Wiesz, że to jest 12 razy w roku, czy nie bardzo? Założę się, że on teraz tyle nie jeździ.No były święta i co z tego? Nie można przyjechać po prostu na święta? Po co jeździć w tym czasie 3 razy w ciągu 2 tygodni nawet jeśli mieszkaliby 50 km dalej? I raczej nie jeździ 12 razy w roku, tylko przy okazji imienin/urodzin, itp. - autorka napisała, że jeździ "w kółko". Oni są 5 miesięcy po ślubie! Nie lepiej zabrać gdzieś w tym czasie żonę? Na weekend w góry, nad morze, na imprezę, do przyjaciół, do restauracji? Jak słusznie zauważyła SaraS - wygląda to na nudny związek z X letnim stażem i nie dziwię się, że autorka ma tego dość. Czas odciąć pępowinę.
No Autorka nie chce tam nocować, więc zamiast pojechać raz na kilka dni sprawiła widocznie, że pojechali kilka razy na pół dnia.
Może gdyby tam przenocowali to byłby to jeden wyjazd.
Autorka sama określiła, że jeździ właśnie na imieniny/urodziny/święta, więc może jej się wydaje, że to jest tak w kółko. Pytanie czy ona też pomyślała i zaproponowała, żeby pojechali gdzieś razem czy tylko się awanturuje.
Żonę można zmienić. Rodziny się nie zmieni.
W życiu nie chciałabym być z partnerem, który mi wyrzuca, ile razy jeżdżę do rodziców.
Żonę można zmienić. Rodziny się nie zmieni.
W życiu nie chciałabym być z partnerem, który mi wyrzuca, ile razy jeżdżę do rodziców.
Prawda.
Chyba dość okrutna prawda dla autorki ;-)
Zamiast poszukać, co kryje się pod ciągłymi wyjazdami męża do rodziców, jaką potrzebę on w ten sposób zaspakaja i jak inaczej można tę potrzebę niż poprzez nadmierną ilość wyjazdów zaspokoić, to ona woli robić awantury, szukać sprzymierzeńców na forum, żeby udowadniać swoje racje. I nawet nie widzi, że męża nie widzi, tylko swoje widzi-mi-się.
Cyngli napisał/a:Widzę, że niektórzy nie rozumieją znaczenia więzów rodzinnych. Ślub nie polega na tym, że się zakłada „nową” rodzinę, a „starą” zapomina. Rodzice starzeją się, z wiekiem będą potrzebowali jeszcze więcej uwagi i pomocy. Co wtedy? Zapomnieć i wyjechać w góry z małżonkiem?
Widzę, że niektórzy lubią sobie za dużo dopowiadać. Nikt nie mówi o zapominaniu o rodzicach - temat dotyczy skrajnie przesadnej chęci spędzania czasu z rodzicami w młodym małżeństwie. Nie mają po 50 lat żeby spędzać co roku Sylwestra z rodzicami.
Spędzili jednego Sylwestra z jego rodzicami.
Nie uważam, by wyjazd do rodziców na okazje typu urodziny/imieniny/rocznice/Święta był przesadzony. Na upartego wychodzi 9 razy (policzyłam również Dzień Matki i Dzień Ojca). To nawet nie jest raz w miesiącu.
Ok, może zatem autorka poda częstotliwość tych wyjazdów, to się dowiemy czy to tylko 9-12 razy w roku czy może częściej?
Lady Loka napisał/a:Żonę można zmienić. Rodziny się nie zmieni.
W życiu nie chciałabym być z partnerem, który mi wyrzuca, ile razy jeżdżę do rodziców.Prawda.
Chyba dość okrutna prawda dla autorki ;-)Zamiast poszukać, co kryje się pod ciągłymi wyjazdami męża do rodziców, jaką potrzebę on w ten sposób zaspakaja i jak inaczej można tę potrzebę niż poprzez nadmierną ilość wyjazdów zaspokoić, to ona woli robić awantury, szukać sprzymierzeńców na forum, żeby udowadniać swoje racje. I nawet nie widzi, że męża nie widzi, tylko swoje widzi-mi-się.
Dokładnie.
Zamiast bawić się w absurdalne wyliczenia, że 9-10 wyjazdów w roku to jeszcze ok, a 11-12 to już za dużo, to może warto zauważyć, że normy Autorki czy forumowiczów to jedno, a normy i potrzeby męża są inne i on też ma do tego prawo. Związku nie buduje się ograniczając komuś wolność i wybory, a próbą wzajemnego zrozumienia i dogadania się.
Poczuje się bardzo dobrze, bo liczy się pamięć.:-)
Nikogo nie będe zmuszac żeby na każde pierdniecie jechać do mamusi.
broken87 napisał/a:Facet kilka miesięcy po ślubie jeździ 460 km w dwie strony do rodziców 3 razy w ciągu 2 tygodni, a wy piszecie, że to z autorką coś jest nie tak?
Dla mnie ta sytuacja jest dziwaczna. Facet ma przecież od kilku miesięcy własną rodzinę, nie wiem skąd potrzeba by jeździć w odwiedziny do rodziców częściej niż raz na miesiąc?Ale wiesz, że były święta? I te 3 razy w ostatnim czasie, wcale mnie nie dziwią.
Zwrócę po raz kolejny na coś uwagę, bo jesteś kolejną osobą, która uważa, że jeżdżenie raz na miesiąc do rodziców wystarczy. Wiesz, że to jest 12 razy w roku, czy nie bardzo? Założę się, że on teraz tyle nie jeździ.Autorka nie mieszkała przed ślubem z mężem, więc chyba nie do końca się znali. Teraz, podczas wspólnego mieszkania, zaczynają się poznawać. On widocznie ma potrzebę, bo może ma silną więź ze swoją rodziną, by się z nimi spotykać.
Autorka uważa, że matce powinny wystarczyć życzenia sms lub tel. z okazji urodzin czy dnia matki. Zatem życzę jej, takiego dziecka, które w taki sposób i jej będzie składać życzenia. Ciekawe jak się wtedy poczuje.
54 2020-01-09 12:36:27 Ostatnio edytowany przez balin (2020-01-09 12:38:16)
Poczuje się bardzo dobrze, bo liczy się pamięć.:-)
Nikogo nie będe zmuszac żeby na każde pierdniecie jechać do mamusi.
Nie chciałbym być Twoim dzieckiem. Żart oczywiście. Młoda jesteś, jeszcze nie raz zmienisz zdanie.
Może mąż po prostu ucieka od awanturującej się o pierdoły żony. Chce odpocząć. Prawda tak, że żonę zawsze można wymienić rodzina zostaje.
Moniu12345, kiedy macie wolny czas i jesteście razem, to co wtedy robicie? Jaka jest jakość tego wspólnie spędzanego czasu?
Jeśli mąż ma wolny weekend albo kilka dni urlopu, to zdarza się z jego strony propozycja spędzenia tego czasu tylko we dwoje czy od razu oznajmia, że chce pojechać do rodziców, ewentualnie szuka pretekstu, by się do nich wyrwać?
Jeśli odpowiedziałaś poprzednikom, to przepraszam, ale... ile w końcu jest tych wizyt w ciągu miesiąca, tak średnio?
Generalnie uważam, że o ile mąż nie jest Twoją własnością i nie masz prawa narzucać mu sposobu spędzania wolnego czasu, a tym bardziej ograniczania więzi z rodzicami, którzy wyraźnie są dla niego ważni i do których go ciągnie, to jeśli nie potrafi znaleźć w tym jakiejś zdrowej równowagi, masz prawo czuć się zaniepokojona. Niemniej istnieje również taka możliwość, że jesteś zwyczajnie zazdrosna i zupełnie niewinny temat sprowadzasz do rangi problemu.
Nie wyobrazam sobie partnera z podejsciem, ze 'zone sobie zmieni, a rodzina jest jedna'. Od razu z miejsca zwiazk nie ma sensu, bo wiadomo, ze jest set to fail.
Nie wyobrazam sobie partnera zajmujacego sie rodzicami na starosc. Jezdzacego do rodziny czesto. Wcale nie lubie rodzinnych ludzi, ani ludzi, ktorzy na pierwszym miejscu w zyciu stawiaja rodzine. Jest to nudne i irytujace.
Taki facet jest dla mnie wkurzajacy.
Mimo wszystko, KAZDY czlowiek ma prawo do swoich wartosci i tego by w tym zyc.
Nie mozesz sobie wziac meza, ktory od poczatku jezdzil co chwila do mamusi i wymagac by porzucil to co jest dla niego wazne.
Po co brac sobie kogos i go zmieniac?
Może i rodzina zostaje ale z nią i tak wychodzi się najlepiej tylko na ... zdjęciach
Może i rodzina zostaje ale z nią i tak wychodzi się najlepiej tylko na ... zdjęciach
To może Twoja, bo widocznie u niego wcale to tak źle nie wygląda
Monia12345 napisał/a:Może i rodzina zostaje ale z nią i tak wychodzi się najlepiej tylko na ... zdjęciach
To może Twoja, bo widocznie u niego wcale to tak źle nie wygląda
Tak, widocznie dla niego tak nie jest.
Pytanie po raz kolejny: Po co bralas slub z kims kto nie odpowiada Ci?
Nigdzie nie ma ideałów
Nigdzie nie ma ideałów
Czyli innymi slowami: Nie chcialo Ci sie szukac wiec myslalas, ze kogos zmienisz awantura ?
Po co się żenić skoro najlepiej jest u mamusi. Po co przerywać tą sielankę?
Monia12345 napisał/a:Może i rodzina zostaje ale z nią i tak wychodzi się najlepiej tylko na ... zdjęciach
To może Twoja, bo widocznie u niego wcale to tak źle nie wygląda
Po co się żenić skoro najlepiej jest u mamusi. Po co przerywać tą sielankę?
Lady Loka napisał/a:Monia12345 napisał/a:Może i rodzina zostaje ale z nią i tak wychodzi się najlepiej tylko na ... zdjęciach
To może Twoja, bo widocznie u niego wcale to tak źle nie wygląda
Nie bardzo wiem co to ma wspolnego ze slubem?
Czyli jak wezme slub to porzucam kim jestem i co lubie?
Po co się żenić skoro najlepiej jest u mamusi. Po co przerywać tą sielankę?
Lady Loka napisał/a:Monia12345 napisał/a:Może i rodzina zostaje ale z nią i tak wychodzi się najlepiej tylko na ... zdjęciach
To może Twoja, bo widocznie u niego wcale to tak źle nie wygląda
Gadasz głupoty takie, że głowa mała. To, że Tobie z Twoją rodziną jest źle, nie oznacza, że Twojemu facetowi też.
On nie siedzi u mamusi tylko jeździ w odwiedziny. Jest daleko, tęskni, nie ma się mu co dziwić. To nie są wyjazdy co tydzień. Ale lepiej się awanturować o pierdoły zamiast normalnie na spokojnie porozmawiać.