maku2 napisał/a:Przeczytałem i aż muszę:
67Eve napisał/a:Tata kocha i kochał zawsze mamę nad życie, a ona niestety w taki sposób odwzajemniała jego miłość. Też go kocha i kochała, ale wierność nie była jej mocną stroną.
W jaki sposób można kogoś kochaś i go zdradzać? jak można zdradzając wyrażać miłość?
Nie tyle "zdradzając wyrażać miłość" co "zdradzać POMIMO miłości". Nie pochwalam i sama tak bym nie potrafiła, ale mama potrafiła.
maku2 napisał/a:67Eve napisał/a:Ale potrzebowała do szczęścia tych miłostek, bez nich by jej czegoś brakowało.
Miłostek? tak nazywała zdrady? czyli była rozrywkową dziewczyną(lub kto jak woli łatwą dziewczyną) jesteś pewna że Twój tato jest Twoim biologicznym ojcem? - wybacz jeśli jestem za ostry, czy też w jakiś sposób w Ciebie uderzam ale jesteśmy na publicznym forum i jeśli sama podjęłaś temat to..bez urazy?
Tak, "miłostki" to określenie, jakiego użyła po latach mówiąc o swych romansach. Mama nie była łatwa, bo była atrakcyjną kobietą i interesowało się nią o wiele więcej mężczyzn. Więcej dostało od niej kosza. Mam pewność, że tata jest moim biologicznym tatą, bo jest między nami fizyczne podobieństwo, grupa krwi też się zgadza, a i mama zapewniała nawet po latach, że w czasie gdy zostałam poczęta, była wierna.
maku2 napisał/a:67Eve napisał/a:Jeden mężczyzna, nawet taki jak tata, nie był w stanie jej dać tyle ile potrzebowała.
Łał to jej słowa czy Twoje przemyślenia? miała aż takie potrzeby?
To są jej słowa.
maku2 napisał/a:67Eve napisał/a:Moim zdaniem to, wbrew pozorom, świadczy o wielkiej miłości moich rodziców i o tym, że rodzice obydwoje świetnie się znali i wiedzieli na co mogą sobie pozwolić.
Taa czyli oboje wiedzieli że ona to robi? I on wiedział o wszystkim? Cóż są różne potrzeby, takie też.
Skoro wiedział i robiła to za jego zgodą/wiedzą to gdzie zdrada? Teraz to nazywa się cuckod.
Nie nazwałabym tego cuckoldem. Mama nie chwaliła się, gdy miała romans, ale też nie kryła się z tym szczególnie, więc tata się domyślał, ilekroć miała romans. Nawet ja widziałam po niej, że była wtedy taka kwitnąca, jak to zakochana kobieta. To, że nie odszedł od mamy, nie świadczy o tym, że czuł się dobrze ze zdradami i że na nie pozwalał.
maku2 napisał/a:67Eve napisał/a:Wiedziała, że tata wybaczy zdrady, ale do pewnego momentu i nie może tego nadużywać.
A jaki to był moment? Zdrada fizyczna ok ale emocjonalna już nie?
Jakby miała urodzić dziecko kochanka albo jakby zaangażowała się za bardzo, czy za długo. Jeden romans trwał wyjątkowo długo, 4 lata. I w końcu tata zagroził rozwodem, więc mama rozstała się z kochankiem. Przeważnie romans trwał kilka miesięcy, tata to przeczekiwał i potem było kilka lat spokoju. Tata dzięki temu utwierdzał się w przekonaniu, że dobrze zrobił przeczekując i wybaczając, mijało kilka lat, mama zakochiwała się znowu i tak w kółko. Nie wiem, czy tata o tym wie, ale mama zdradzała go także emocjonalnie (zakochiwała się w swoich kochankach, sama po latach nazywa to "miłostkami".
ja86 napisał/a:Ciekawa to miłość, kiedy jest się nieszczęśliwym w związku.
Ktoś tu za wszelką cenę próbuje usprawiedliwić patologię.
Jedyną osobą która twoja mama kochała przez całe życie była ona sama, nie kochała twojego ojca, nie kochała ciebie.
Zachowanie twojego ojca również nie świadczy o miłości do żony.
Myślę, że jednak kocha i kochała i mnie, i tatę. Świadczy o tym to, że potrafiła w razie potrzeby zrezygnować z romansu i - może z jednym wyjątkiem - za każdym razem pilnowała, by przez romans nie zaniedbywać rodziny. Okej, była egoistyczna, ale na tyle na ile potrafiła kochała tatę. Mama poza mimo wielkiej miłości do taty potrzebowała też adrenaliny i przygody poza związkiem małżeńskim, dlatego czasem sobie pozwalała, ale brała dla siebie tyle ile potrzebowała i zostawiała kochanka. Raz tata musiał interweniować i wstrząs w postaci groźby rozwodu obudził ją z tego. Ale nie usprawiedliwiam jej krzywdzącego tatę postępowania.
bagienni_k napisał/a:Przykład przytoczony przez koleżankę 67Eve przeraża mnie i zdumiewa jednocześnie. Do końca nie jestem w stanie sobie wyobrazić siły psychicznej i motywacji faceta do pozostawania w takiej relacji a zdrugiej strony postawa kobiety, która swoim zachowaniem zaprzecza całkowicie fundamentalnym zasadom związku, czy tym bardziej małżeństwa. Skoro żaden facet nie mógł jej tego czegoś dać, to po co właściwie wychodziła za mąż? W imię czego można znosić przez tak długi czas tyle oszustw i krzywd, nawet świadomie? Czy też kim trzeba być, żeby świadomie traktować w ten sposób współmałżonka? Pewne rzeczy się po prostu wykluczają: skoro facet bywał notorycznie zdradzany, to czy tu można mówić o uczuciu czy chociażby szacunku?
Powtarzam: bo kochała go. Dlatego wyszła za mąż i jest z tatą od prawie 60 lat. Ale wierność nie była jej mocną stroną, dlatego czasem zdradzała.
paslawek napisał/a:Mnie zaciekawiło to co się stało że mama nagle przestała romansować?
Myślę, że po prostu dojrzała do bycia wierną i stateczną zoną. Późno jak późno, bo miała wtedy 50 lat, ale lepiej późno niż wcale. I dzięki temu od 25 lat jest spokój, mama jest wierna i są ze sobą szczęśliwi do dziś
Długo myślałam, że mama zdecydowała się być z tatą tylko z wygody, bo wiedziała, że tata jej wszystko wybaczy. Faktem jest, że rodzice doskonale się znali i wiedzieli, na co mama może sobie pozwolić. W międzyczasie religia stała się dla niej tak bardzo ważną sprawą, że zdecydowała się z tatą wziąć ślub kościelny. Więc myślę, że po prostu późno dojrzała do bycia dobrą i wierną żoną, ale teraz kocha tatę prawdziwie. I to jest najważniejsze. Myślę, że w oczach taty odpokutowała już swoje winy. W moich oczach na pewno odpokutowała i wybaczyłam jej.