Witek7 napisał/a:Salomonka pyta: czy po prostu nie miałeś okazji?
Dobre pytanie. Tak, nikt nie jest święty. Ale mnie się wydaje, że w zdradach jest zasada zero-jedynkowa.
Nic nie jest w życiu czarno białe. Twoja żona ani nie jest dziewica orleańską, ani nie jest z"tych łatwiejszych" jak napisałeś. Najpierw myślałes o niej "ta krysztalowa, moja idealna, nieskazitelna" a teraz myślisz, że jak zdradziła to już nic jej nie tłumaczy, bo nie była lojalna wobec ciebie. Wpadasz ze skrajności w skrajność, typowe dla kogoś, kto nie przepracowal zdrady. Dlatego pisalam ci wcześniej, abyś na czas aż uspokoją się w tobie emocje odsunął się od żony, pozostał sam ze swoimi myślami. Potem zadecydujesz, czy jestes w stanie spróbować na nowo z tą kobietą, która nie jest idealna i kiedyś, dawno temu zrobiła błąd. Teraz jeśli postanowiliście z żoną dać sobie szansę, to pracujcie nad tym. Ona musi w inny sposob, a ty w inny. Jeśli zbudujecie wasz nowy związek, to będzie on bardziej świadomy, nie oparty na wyidealizowaniu partnera, tylko na świadomym przyjęciu go do swojego życia, z ułomnosciami włącznie.
Często trudno jest przejść ten proces samodzielnie, poziom pretensji, żalu i poczucia zawodu jest tak wysoki, że łatwiej komuś pomysleć; to ona/on wszystkiemu zawinił, ja byłem/jestem jak łza czysty, więc teraz niech ona/on się stara a ja albo przyjmę te jej/jego starania, albo nie, mam do tego prawo, bo to jej/jego wina i ona/on musi swoje odcierpieć.
To tak nie działa Witek, to droga donikąd.
Naprawdę możesz powiedzieć o sobie, że nigdy w życiu nie zrobiłes czegoś, czego się wstydzisz? I nie chodzi tylko o zdradę, ale inne sprawy też.
Bo ja nie mogę tego o sobie powiedzieć. Jak robię "retrospektywę" swojego życia, to są jakieś chyba dwa momenty, których się naprawdę wstydzę. Nie wiem, co mi "w łeb" strzeliło, że wtedy, kiedys tam zrobiłam tak, nie inaczej. Gdybym mogła cofnąć czas, to nigdy w życiu nie postapiłabym tak, jak wtedy. Tylko w tym problem, czasu cofnąć się nie da. 
Wyniosłam z tego dobrą lekcję i na pewno nigdy już nie postąpię w podobny sposób, ale tamtego zdarzenia nie wymażę ani z pamięci, ani z "życiorysu".
Nie twierdzę Witek, że masz obowiązek niczego żonie nie pamietać, dostać amnezji i zapomnieć co się wydarzyło, ale grund to mieć świadomość co się z tobą dzieje i pracować nad emocjami. Jeśli sobie nie poradzicie, to są poradnie specjalistyczne dla rodzin w kryzysie, zawsze możecie sprobowac z nich skorzystać. Nie będę ci pisala jakie to są, bo od lat nie mieszkam w Polsce i nie znam dokładnych nazw, ale znam profil ich działania.
Jestem pewna, że twoja żona będzie się starała odbudować zaufanie które straciła w twoich oczach, ale powinieneś stworzyć jej do tego przestrzeń, pozwolić jej dzialać i to działanie przyjmować. Cała sztuka polega na tym, żeby to traumatyczne zdarzenie ułożyć sobie w głowie w taki sposób, aby stać się mądrzejszym, bardziej uważnymi i świadomym siebie, a jednocześnie nie nastawiać się do żony w pozycji skrzywdzony/winowajca, ani tym bardziej kat/ofiara.
To bardzo trudne i nie jeden raz jeszcze zpaytacie siebie w duchu, ty i twoja żona także, czy było warto. Jednak wartościowe rzeczy się naprawia, nie wyrzuca, choć czasem naprawa wcale łatwa nie jest i wymaga sporo środków i czasu.