Nie ma nic złego w miłości do żony, w ogóle do miłosci do drugiego człowieka, jesli ta miłość nie wykrzywia ci jego obrazu, nie powoduje że umieszczasz go na piedestale i czcisz, a nie interesują cię jego wady, nie liczysz się z tym, że ten człowiek cię w jakiś sposób krzywdzi i nie znosisz tych krzywd i upokorzeń w imię źle pojętej miłości. Taka relacja jest chora i jest to uzależnienie od rugiego człowieka.
Zdrowa relacja to taka, kiedy jest się w stanie powiedzieć: „Mogę normalnie żyć bez drugiej osoby”. Taka postawa przejawia się w sposobie myślenia o sobie, innych ludziach, jest widoczna w działaniu, w świecie emocji. Samoocena osoby uzależnionej emocjonalnie zależy od relacji z ważną dla niej osobą. Niejednokrotnie uzależnienie emocjonalne mylone jest z oddaniem, poświęceniem czy miłością.
Niewiele piszesz o sobie, prawie nic o tym, co teraz czujesz, jak wyobrażasz sobie przyszłość . Pytasz, czy są tu osoby które swoim zdradzaczom wybaczyły, albo czy są tacy, którzy takiego wybaczenia dostąpili, bo na ich relacjach chcesz zacząć budować swoje stanowisko wobec żony. A przeciez to ty będziesz z nią żył, a każdy związek dwojga ludzi to osobna, oddzielna i bardzo wyjątkowa relacja. Trudno tu o schematy, wzory i uogólnienia. Nikt nie może powiedzieć ; zrób tak, albo tak, jak zrobisz inaczej to będzie źle i będziesz żałował. Nie ma na to złotego środka. Ty sam musisz podjąc decyzję, sam musisz poradzić sobie z własnym poczuciem wartości, które teraz strasznie cierpi, bo zostało zdeptane i ubłocone niemiłosiernie. Malo, że doznałeś zdrady, to jeszcze dowiedziałeś się o tym publicznie(!), mnóstwo osób wiedzialo o tym dużo wczesniej od ciebie, a żeby już cię calkiem dobić, zdrada odbyła się w rodzinie, z człowiekiem którego znasz, jadałeś z nim przy jednym stole i którego zwyczajnie niezbyt lubiłeś. Twoje męskie ego i miłośc własna leżą właśnie zdruzgotane i zmiażdzone, a ja wcale się temu nie dziwię.
Nie ma porównania z takimi, gdzie dochodzi do zdrady żony, a mąż boczniaka nie zna, nigdy na oczy go nie widział i jesli będzie chcial, to nigdy nie zobaczy. Nikt poza tą parą o zdradzie nie wie. Przyznasz, że wtedy łatwiej wybaczyć?
I w tym jest problem. Dokładnie w tobie. Sama zdrada nie była czymś niezwykłym i mam wrażenie że sporo malżeństwa jej doświadcza. Partner albo się nigdy o niej nie dowiaduje, albo robi z tą wiadomością co chce, wedlug jego decyzji. Jesli wybacza i zapomina, to jest to tylko sprawa między tym dwojgiem bez ogólnej publiki, mieszania rodziny, dzieci osob kompletnie z tym nie związanych osób w końcu. Ty tak nie możesz. Nie ukryjecie już tej zdrady, jesli ją będziecie "przerabiać", to pod obstrzałem ogólnej uwagi, cenzorstwem (sorry za słowo) każdego, kto w to już jest zamieszany. Nie unikniesz tych ludzi, nie odetniecie się całkiem od calej rodziny, środowiska ,bo to niemożliwe.
I teraz postaw sobie pytanie; Czy to udźwigniesz? Czy jesli wybaczysz żonie będziesz potrafił to unieść? Nie będzie w tobie goryczy i nie przetrawionego żalu, który powoli, metodycznie będzie zabijał cię od środka?
Wiesz, często związków nie zabija sama zdrada i zdadzający, ale właśnie sam zdradzony, który podlewa swoim jadem ich wspolną codzienność do tego stopnia, że w końcu udręczony zdradzacz (w tym wypadku twoja żona), albo dopuszcza się powtórnej zdrady ze zwykłej, ludzkiej potrzeby normalnego kontaktu z kimś, czułości i poczucia, że jest się przez kogoś akceptowanym, tolerowanym, czasem kochanym, albo zwija swoje manatki do jednej walizki i ucieka gdzie pieprz rośnie pozostawiając zdradzonego w poczuciu, że przecież mial rację, bo zdradzacz to nie człowiek ale szmata i on to wiedzial a teraz ma dowod.
Niełatwe decyzje przed tobą i nie ma ci czego zazdrościć.
Pisalam ci wcześniej, abys się chwilowo od żony odsunął, wyprowadził a lbo gdzies na jakiś czas wyjechał. Nie, nie porzucał jej ale zaknął się w swojej "jaskini", gdzie będziesz mial czas wiele spraw przemysleć i uporządkowac emocje. Dziś nie musisz podejmować żadnej decyzji, nic nie musisz oprócz przepracowania gwaltownej chęci zgaszenia tego pożaru, ktory w tobie płonie. Dlatego jeśli płonie w tobie taki ogień to może spróbuj go przetrwać, niech cie przepali i jak już trochę się wypali to wtedy ponownie zastanów się jaką postawę przyjąć wobec żony. Potrzebujesz czasu, żeby zacząć bardziej trzeźwo myśleć. Nie spiesz się, w końcu chodzi o twoje życie i los całej waszej rodziny.