Niepodobna, zatem próbować warto, byle nie spinać się zanadto
67 2019-08-16 18:56:25 Ostatnio edytowany przez Follow_me (2019-08-16 19:13:16)
To nie jest nic nowego. Większość osób które miały poważne problemy na pewnym etapie swojego życia traci przyjaciół. Też przez to przechodziłem, ale nie mam im tego za złe bo nie mogli mi wtedy pomóc. Też muszę odbudowywać "swój świat" praktycznie od zera. Najważniejsze to mieć określony cel w życiu i dążyć do jego realizacji. Na pewno spotkasz jeszcze w swoim życiu takich ludzi na których będziesz mogła liczyć.
Moze i nic to nowego, ale kazdy przezywa po swojemu.
Ja myslalam, ze moge na nich liczyc. A nie moglam. I mialam zal, bo mogli mi pomoc-wystarczyla obecnosc, dobre slowo-nie oczekiwala niczego specjalnego. Teraz ci ludzie znacza dla mnie tyle, co zeszloroczny snieg. Wole byc sama niz z psuedo-przyjaciolmi.
Spotkam z pewnoscia jeszcze mase ludzi- jedni mi bezinteresownie pomoga, inni zawioda czy oszukaja, jacyc moze zostana przyjaciolmi na zycie.
Btw. Jak Ty sobie radzisz z tym odbudowywaniem?
***
A z tym “Sekretem” i potega podswiadomosci cos jest na rzeczy. Nie wiem jak, ale gdy nie jestem pewna decyzji, albo wrecz jestem pewna ze sa zle, swietnie idzie mi sabotowanie;) sama nie wiem jak to robie:d
Nie wiem czy mam cel. To nie dziala jak kiedys, raczej szukam rzeczy, innych niz kiedys, ktorymi moglabym wypelnic zycie.
68 2019-08-16 19:03:54 Ostatnio edytowany przez Follow_me (2019-08-16 19:08:38)
Nie chodzi o to, żeby iść przez życie bez relacji. Ale czasem one się sypią tak jak u Follow_me i nie wiadomo, kogo spotkamy później, może prawdziwych przyjaciół, a może znów takich samych. Zakładanie że coś na pewno się zdarzy jest trochę niebezpieczne, bo co, jeśli nie? Można się zablokować wtedy na życie w ogóle.
Ludzi w moim zyciu na pewno nie zabraknie. Ale inaczej patrze na proces tworzenia relacji z nimi. Czy nowe znajomosci przeksztalca sie w glebokie wiezi- nie wiem. Chcialabym wierzyc, ze tak. Obecnie jednak nie za bardzo wierze. I niespecjalnie ludziom ufam. I nienajlepsze mam o nich zdanie. Moze sie zmieni z czasem.
Jest takie fajne zdanie Pearlsa:
“Ja robię swoje i ty robisz swoje.
Ja nie jestem na świecie po to,
żeby spełniać twoje oczekiwania,
a ty nie masz obowiązku spełniania
moich oczekiwań.
Ty jesteś ty, a ja jestem ja.
Jeśli się spotkamy – to wspaniale.
Jeśli nie – to trudno. ”
niepodobna napisał/a:Nie chodzi o to, żeby iść przez życie bez relacji. Ale czasem one się sypią tak jak u Follow_me i nie wiadomo, kogo spotkamy później, może prawdziwych przyjaciół, a może znów takich samych. Zakładanie że coś na pewno się zdarzy jest trochę niebezpieczne, bo co, jeśli nie? Można się zablokować wtedy na życie w ogóle.
Ludzi w moim zyciu na pewno nie zabraknie. Ale inaczej patrze na proces tworzenia relacji z nimi. Czy nowe znajomosci przeksztalca sie w glenokie wiezi- nie wiem. Chcialabym wierzyc, ze tak. Obecnie jednak nie za bardzo wierze. I niespecjalnie ludziom ufam. I nienajlepsze mam o nich zdanie. Moze sie zmieni z czasem.
Jest takie fajne zdanie Peralsa:
“Ja robię swoje i ty robisz swoje.
Ja nie jestem na świecie po to,
żeby spełniać twoje oczekiwania,
a ty nie masz obowiązku spełniania
moich oczekiwań.
Ty jesteś ty, a ja jestem ja.
Jeśli się spotkamy – to wspaniale.
Jeśli nie – to trudno. ”
Świetne
Follow, widzę, że mimo wszystko masz w sobie sporo siły. A pozwolenie, by ktoś decydował w czymś za Ciebie, to chyba nie najlepszy pomysł. Wsparcie to co innego.
Odbudowuje sie powoli. Kolejne problemy na horyzoncie, nie moje wprawdzie, ale zostalam zaangazowana i czuje ze powinnam pomoc. Trzeba zebrac orez;)
A z decyzjami pewnie zelepiej samemu. A ze sama jednak nie moge wiekszosci podjac, to odkladam je na pozniej. Niewykluczone, ze pozniej bede tego zalowac, ale trzeba mierzyc sily na zamiary i podejmowac sie tylko tego, na co nas stac.
71 2019-08-16 20:11:13 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-08-16 20:13:08)
Odbudowuje sie powoli. Kolejne problemy na horyzoncie, nie moje wprawdzie, ale zostalam zaangazowana i czuje ze powinnam pomoc. Trzeba zebrac orez
Powinnaś pomóc czy chcesz?
Trochę to wszystko enigmatyczne i nie bardzo wiem, co powiedzieć.
Cytowane wyżej zdanie Peralsa znam i uważam za mądre.
Osobiście czuję się w pewnym sensie zaszczycona, gdy ktoś się do mnie zwraca z problemami, a gdy mogę pomóc, sprawia mi to satysfakcję.
Zawsze i tak mam wrażenie, że więcej otrzymuję niż daję.
P.S. Zaciekawiło mnie, jak to się stało, że przyjaciele Cię zawiedli. Odmówili Ci nawet obecności? Nawet wysłuchania? Przykre to.
Btw. Jak Ty sobie radzisz z tym odbudowywaniem?
Staram się myśleć pozytywnie ale czasami to nie jest takie łatwe. Ustanowiłem sobie kilka celów które chciałem osiągnąć za młodu ale przeszkody życiowe na nie nie pozwoliły. Jednym z nich jest wyższe wykształcenie. Właśnie piszę pracę licencjacko-inżynierską. To niewiarygodne jak przyjemnie i łatwo się studiuje na uczelniach prywatnych. Nigdy nie jest na nic za późno. O innych celach nie będę tutaj na forum pisał, ale jest ich kilka
Odbudowywanie jakichkolwiek sensownych i wartościowych znajomości też nie jest proste. Tych internetowych mam trochę, ale ile można pisać przez internet, szczególnie jak druga osoba jest gdzieś w Stanach czy Kanadzie. Parę osób z realnego świata wie że w razie potrzeby może na mnie liczyć, ale w tej chwili mamy wspólne cele. Co będzie za jakiś czas to się dopiero okaże. Najlepiej sobie tak wypełnić czas pracą, zajęciami, hobby, itp, żeby za dużo nie rozmyślać.
A z tym “Sekretem” i potega podswiadomosci cos jest na rzeczy. Nie wiem jak, ale gdy nie jestem pewna decyzji, albo wrecz jestem pewna ze sa zle, swietnie idzie mi sabotowanie;) sama nie wiem jak to robie:d
Sam czasami zaczynam wątpić w niektóre rzeczy i podświadomie sabotuję swoje poczynania. Ale uporczywie powtarzam sobie że osiągnę to co zamierzyłem i wierzę że tak właśnie się stanie.
73 2019-08-16 23:24:48 Ostatnio edytowany przez Follow_me (2019-08-16 23:43:53)
Follow_me napisał/a:Odbudowuje sie powoli. Kolejne problemy na horyzoncie, nie moje wprawdzie, ale zostalam zaangazowana i czuje ze powinnam pomoc. Trzeba zebrac orez
Powinnaś pomóc czy chcesz?
Trochę to wszystko enigmatyczne i nie bardzo wiem, co powiedzieć.
Cytowane wyżej zdanie Peralsa znam i uważam za mądre.
Osobiście czuję się w pewnym sensie zaszczycona, gdy ktoś się do mnie zwraca z problemami, a gdy mogę pomóc, sprawia mi to satysfakcję.
Zawsze i tak mam wrażenie, że więcej otrzymuję niż daję.P.S. Zaciekawiło mnie, jak to się stało, że przyjaciele Cię zawiedli. Odmówili Ci nawet obecności? Nawet wysłuchania? Przykre to.
Doskonale pytanie. Powinnam-czuje sie w obowiazku i mam doswiadczenie w temacie. Ale tez chce.
Mialam z pomaganiem tak jak Ty, ale teraz oceniajac swoja kondycje jako slaba nie czuje sie na silach, by brac na siebie za wiele.
A patrzac wstecz, mam wrazenie ze stawialam innych przed soba, najpierw zaspokajajac ich potrzeby. Dawalam wiecej niz otrzymywalam, az rozdalam wszystko.
Dobrze ze karma wraca-dostawalam “zwrot”od przypadkowych ludzi w chwilach newralgicznych. Choc i to sie ostatnio zepsulo.
Czesto sie zastanawiam w jaki sposob nasze myslenie wplywa na rzeczywistosc..moze to ja powoduje, ze sie zepsulo.
Co do P.S.
Na prosbe o pomoc - a nie bylo dla mnie latwe poprosic - potrzebe wsparcia uslyszalam np.doslownie “ale jak to? ty sobie przeciez sama poradzisz”. Za tym szedl monolog na temat bolaczek drugiej strony. Inna osoba pozostawala zajete swoimi sprawami, skonfrontowana z moim poczuciem braku wsparcia i oddalenia nie wziela mnie powaznie, kwitujac ze myslala ze zartuje. Rodzina, gdy rozsypalam sie psychicznie zapewnila obecnosc, ale nie potrafila nic ponadto poradzic. Zaabsorbowana soba kolejna osoba stwierdaila ze chyba nie jest dobra przyjaciolka, a odsunieta po paru miesiacach wrocila z kolejna porcja swoich problemow. Slyszalam tez, ze dramatyzuje i powinnam sie wziac w garsc i zasuwac.
Nie przypominam sobie nikogo, kto by spytal czego potrzebuje, jak moze pomoc, czy zaoferowal swoja dostepnosc.
Przykre.
Niespodziewane.
Peter,
Trzymam kciuki za prace!
“Nigdy na nic nie jest za pozno”- szlagier, z ktorym nie do konca sie zgadzam. Na pewne rzeczy jednak moze byc.
Czasem mysle, ze juz sie na niektore nie zalapie.
Nie zawsze jest czym wypenic czas. Mieszkam w miejscu, w ktorym niemal nic sie nie dzieje, a i wylacznie wlasne towarzystwo nie jest dla mnie juz stymulujace.
I moze to ten brak wiary sprawia, ze mi nie wychodzi, poddaje sie przy trudnosciach czy brak mi determinacji.
Mam wrazenie, ze kiedys bylam bardziej przebojowa, a teraz w pol drogi brakuje mi sil, dostaje jakiejsc psychicznej zadyszki jak zaczyna byc trudno i chcialabym, zeby mi ktos wtedy poniosl plecak.
W zeszlym roku po wielu latach staran wrocilam do miasta, w ktorym spedzilam najfajniejszy okres w zyciu. Mialam wyobrazenia, ze bedzie mi tak samo dobrze, ze mam tak znajomych z dawnych lat, ktorzy beda baza pod nowa grupe.
Okazalo sie, ze wszystko sie zmienilo. Ja jestem inna, miasto jest inne. Znajomi nie znalezli dla mnie czasu przez niemal rok, mimo dzielacego nas dystansy 15 minut tramwajem, a nie-jak wczesniej 500km. Po paru razach przestalam wychodzic z inicjatywa. Mimo wielu aktywnosci nowe znajomosci ograniczaly sie do small talk podczas spotkan w ich trakcie, nie rozwijajac sie w nic bardziej zobowiazujacego. Znajomosci z pracy pozostawaly w pracy, ze standardowymi tekstami “musimy sie spotkac”.
Wniosek-w doroslym zyciu ciezko stworzyc nowe wiezi. Kazdy ma tysiac swoich spraw i mala otwartosc na znajomosci wykraczajace poza powierzchownosc.
Jak przygladam sie zgliszcza swojego swiata, to pozostaly osoby-raczej z pokolenia moich rodzicow, niz moi rowiesnicy- ktorzy udziela mi pomocy instrumentalnej w potrzebie (tj.nakarmia, przenocuja, posluza rada). Trudniej o wsparcie emocjonalne.
75 2019-08-17 00:29:14 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2019-08-17 00:36:35)
No, cóż, Follow... Jak widać, bywa różnie. Nie ma co jednak tracić nadziei na poprawę losu. Czasem karta się odwraca w najmniej spodziewanym momencie. Mnie kiedyś szlag trafił, gdy mocno doskwierało mi zmartwienie, a znajomy, który godzinami gadał ze mmą przez telefon nie wykazał cienia zainteresowania (taki niedoszły adorator z internetu). W końcu nie wytrzymałam i dałam wyraz swojej irytacji (jego problemy zawsze były najważńiejsze). Po jakimś czasie przyznał, że to jego pięta ahillesowa i na drugi raz kazał sobie brutalnie przerywać: "Zamknij się, D., teraz ja mówię!" . Nawiasem mówiąc, czas pokazał, że z D. nic dobrego - człowiek zaburzony, zdolny do niejednego świństwa. Urwałam z nim kontakt, kiedy oczernił ohydnie moją przyjaciółkę, z którą go zapoznałam i z którą na krótko się związał.
Peter, do mnie jakoś idea celów nigdy zbytnio nie przemawiała. Ze dwadzieścia lat temu już prawie miałma wypełnić w kwestionariuszu pytanie o życiowe cele i jedyne, co wymyśliłam, to: "żyć świadomie". To się właściwie nie zmieniło. Moim celem jest iść przez życie ze świadomością, że żyję, że to ważne i cenne. A reszta? Reszta po drodze.
Mam pewne marzenia i nieśmiałe plany, by je zrealizować, ale trochę "dygam". Bo czy to potrzebne, czy nie fanaberia? Szkoda jednak byłoby nie podjąć wyzwania.
Bardzo też sprzeciwiam się podejściu: robić coś, by nie myśleć za dużo. Kojarzy mi się to z ucieczką. Ja jak mam doła, to właśnie przyglądam się mu, zastanawiam się, o co mi chodzi i wyciągam wnioski. Myślenie bardzo cenię, muszę mieć czas na kontakt ze sobą. Choć oczywiście niech będzie wszystko w zdrowych proporcjach.
Trzymam kciuki za prace!
Dzięki.
Nie zawsze jest czym wypenic czas. Mieszkam w miejscu, w ktorym niemal nic sie nie dzieje, a i wylacznie wlasne towarzystwo nie jest dla mnie juz stymulujace.
No ja też mieszkam teraz właśnie w takim miejscu, z tym że mam jakieś 30min na rowerze albo 5min samochodem do dużego miasta wojewódzkiego więc za bardzo nie narzekam. Dodatkowo przejażdżka latem na rowerze po wiejskich drogach i polach bardzo relaksuje.
I moze to ten brak wiary sprawia, ze mi nie wychodzi, poddaje sie przy trudnosciach czy brak mi determinacji.
Mam wrazenie, ze kiedys bylam bardziej przebojowa, a teraz w pol drogi brakuje mi sil, dostaje jakiejsc psychicznej zadyszki jak zaczyna byc trudno i chcialabym, zeby mi ktos wtedy poniosl plecak.W zeszlym roku po wielu latach staran wrocilam do miasta, w ktorym spedzilam najfajniejszy okres w zyciu. Mialam wyobrazenia, ze bedzie mi tak samo dobrze, ze mam tak znajomych z dawnych lat, ktorzy beda baza pod nowa grupe.
Okazalo sie, ze wszystko sie zmienilo. Ja jestem inna, miasto jest inne. Znajomi nie znalezli dla mnie czasu przez niemal rok, mimo dzielacego nas dystansy 15 minut tramwajem, a nie-jak wczesniej 500km. Po paru razach przestalam wychodzic z inicjatywa. Mimo wielu aktywnosci nowe znajomosci ograniczaly sie do small talk podczas spotkan w ich trakcie, nie rozwijajac sie w nic bardziej zobowiazujacego. Znajomosci z pracy pozostawaly w pracy, ze standardowymi tekstami “musimy sie spotkac”.
Wniosek-w doroslym zyciu ciezko stworzyc nowe wiezi. Kazdy ma tysiac swoich spraw i mala otwartosc na znajomosci wykraczajace poza powierzchownosc.Jak przygladam sie zgliszcza swojego swiata, to pozostaly osoby-raczej z pokolenia moich rodzicow, niz moi rowiesnicy- ktorzy udziela mi pomocy instrumentalnej w potrzebie (tj.nakarmia, przenocuja, posluza rada). Trudniej o wsparcie emocjonalne.
W pewnym wieku każdy ma już swoje ułożone życie rodzinne (albo i nie). Bardzo bym chciał wrócić do tego co było 20 lat temu ale to niemożliwe, więc nawet nie próbowałem odnawiać starych przyjaźni. Chociaż nadal się zastanawiam czy nie napisać do kilku osób które znalazłem na fb. Na razie raczej stosuję ucieczkę w pracę i uczenie się nowych rzeczy które będą potrzebne do osiągnięcia wyższych zarobków. Jak już będę miał tego serdecznie dosyć to zajmę się bardziej tym co lubię robić. Ewentualnie zacznę nowe życie za granicą od zera.
Peter, do mnie jakoś idea celów nigdy zbytnio nie przemawiała. Ze dwadzieścia lat temu już prawie miałma wypełnić w kwestionariuszu pytanie o życiowe cele i jedyne, co wymyśliłam, to: "żyć świadomie". To się właściwie nie zmieniło. Moim celem jest iść przez życie ze świadomością, że żyję, że to ważne i cenne. A reszta? Reszta po drodze.
Mam pewne marzenia i nieśmiałe plany, by je zrealizować, ale trochę "dygam". Bo czy to potrzebne, czy nie fanaberia? Szkoda jednak byłoby nie podjąć wyzwania.Bardzo też sprzeciwiam się podejściu: robić coś, by nie myśleć za dużo. Kojarzy mi się to z ucieczką. Ja jak mam doła, to właśnie przyglądam się mu, zastanawiam się, o co mi chodzi i wyciągam wnioski. Myślenie bardzo cenię, muszę mieć czas na kontakt ze sobą. Choć oczywiście niech będzie wszystko w zdrowych proporcjach.
Marzenia to też cele. Niektórzy uważają że jak w nie uwierzysz to się spełniają. Chyba muszę jeszcze raz obejrzeć ten film o którym mówiłem bo ostatnio też zaczynam coś wątpić.
Ja mam już zdiagnozowane moje problemy i receptę na nie, więc więcej myśleć na ten temat nie chcę
Piegowata,
Dlugo mi zajelo godzenie sie z taka reakcja ludzi, ktorych mialam za bliskich, ale to juz minelo.
Niektorzy z nich pojawili sie po czasie chwalac sie jakims osiagnieciem czy chcac reaktywowac znajomosc, jednak konczylo sie na slowach nie czynach. Ostatnio ta osoba, ktora kiedys moje slowa potrwktowala jako zart powiedziala, zebym nie spisywala jej na straty, i zdziesie moja odpowiedzia, ze juz dawno spisalam.
Nie brakuje mi tych osob, to juz jak odgrzewany kotlet- ani pozywne, ani zdrowe.
Brakuje mi jednak bliskich ludzi.
Czekam na te odwrocona karte, moze trafi sie jakies dobre rozdanie.
Nie dygaj sie, nie mysl czy potrzebne, a wrecz rob jesli to fanaberia.
W moim ciemnym kacie mysle, ze spelnianie marzen to to, za czym warto isc.
Co by z tego nie wyszlo, zeby kiedys nie zalowac, ze sie dygalo.
Ja-niezaleznie od wielu zawirowan w efekcie- podazania za moimi marzeniami nie zaluje.
Peter,
Ja do miasta wojewodzkiego mam 15 min rowerem+godzine pociagiem.
Wybralam sie kiedys na zajecia mnie interesujace, 1,5 godzinne. Zajelo mi to ponad 6 godzin.
Male miasteczka sa fajne na weekend. Na codzien wole wielkomiejski szum.
Mimo to, i mimo podejmowanych dzialan, by byc tam gdzie chce, z pragmatycznych powodow ciagle laduje tu.
Z tymi marzeniami to nie do konca jasna sprawa. Nie wiem co jest kluczem- wysoka motywacja?
Mialam w zyciu tak, ze szlo mi jak po masle, a bywalo i tak, ze chwile pozniej wszystko walilo sie na leb na szyje.
Proces myslowy towarzyszacy temu- najpierw “chcialabym cos”, a pozniej “ale czy aby na pewno chce”.
Np.dostalam jakis czas temu oferte dobrej pracy, ale w miejscu ktore nie do konc ami lezalo. Zdecydowalam, ze weake te prace mimo watpliwosci. Szukalam mieszkania, co bylo tam wtedy problemowe. Co cos ustalilam, to nachodzily mnie watpliwosci czy to sluszna decyzja, i chwile pozniej wynajmujacy zmieniali zdanie.
Jak to wytlumaczyc?czy mamy az taki wplyw na ksztaltowanie rzeczywistosci?
Ja do miasta wojewodzkiego mam 15 min rowerem+godzine pociagiem.
Wybralam sie kiedys na zajecia mnie interesujace, 1,5 godzinne. Zajelo mi to ponad 6 godzin.
Male miasteczka sa fajne na weekend. Na codzien wole wielkomiejski szum.
Mimo to, i mimo podejmowanych dzialan, by byc tam gdzie chce, z pragmatycznych powodow ciagle laduje tu.
Możliwe że też mam z 15-20min. Przesadziłem z tymi 30. Pociągu tutaj nie ma więc to odpada. Z tym że tak jak napisałaś, miasto już inne, pozostały wspomnienia. Ale to zawsze miasto w którym kiedyś byłem szczęśliwy. Ja akurat muszę coś zmienić, bo to co aktualnie robię, w większości zdalnie w końcu mnie wykończy psychicznie. Więc też czekam na tą odwróconą kartę. Należy mi się :)
Z tymi marzeniami to nie do konca jasna sprawa. Nie wiem co jest kluczem- wysoka motywacja?
Mialam w zyciu tak, ze szlo mi jak po masle, a bywalo i tak, ze chwile pozniej wszystko walilo sie na leb na szyje.
Proces myslowy towarzyszacy temu- najpierw “chcialabym cos”, a pozniej “ale czy aby na pewno chce”.
No właśnie, wydaje mi się że niemożna wątpić. Trzeba być pewnym tego co się chce. Też się na takim myśleniu złapałem parę razy.
Np.dostalam jakis czas temu oferte dobrej pracy, ale w miejscu ktore nie do konc ami lezalo. Zdecydowalam, ze weake te prace mimo watpliwosci. Szukalam mieszkania, co bylo tam wtedy problemowe. Co cos ustalilam, to nachodzily mnie watpliwosci czy to sluszna decyzja, i chwile pozniej wynajmujacy zmieniali zdanie.
Jak to wytlumaczyc?czy mamy az taki wplyw na ksztaltowanie rzeczywistosci?
Pewnie to był akurat przypadek. To co myślimy ma w pewnym stopniu wpływ na rzeczywistość, ale nie wydaje mi się że aż taki. Kiedyś, po przeczytaniu książki "metoda Silwy" próbowałem w stanie alfa robić wizualizację tego co chciałbym osiągnąć ale w końcu mi się znudziło bo nie widziałem efektów. Może dlatego że nie byłem w stanie wejśc w ten głęboki stan alfa. Generalnie, wydaje mi się że podświadomośc albo bardziej to co myślimy w stanie głebokiego relaksu ma w jakimś stopniu wpływ na rzeczywistość. Jednak normalne myśli w stanie mózgu na poziomie beta już nie.
Pewnie to był akurat przypadek. To co myślimy ma w pewnym stopniu wpływ na rzeczywistość, ale nie wydaje mi się że aż taki. Kiedyś, po przeczytaniu książki "metoda Silwy" próbowałem w stanie alfa robić wizualizację tego co chciałbym osiągnąć ale w końcu mi się znudziło bo nie widziałem efektów. Może dlatego że nie byłem w stanie wejśc w ten głęboki stan alfa. Generalnie, wydaje mi się że podświadomośc albo bardziej to co myślimy w stanie głebokiego relaksu ma w jakimś stopniu wpływ na rzeczywistość. Jednak normalne myśli w stanie mózgu na poziomie beta już nie.
Ciekawe jest to, co piszesz. A jak byś te wpływy na rzeczywistość wytłumaczył? Dla mnie to jednak ociera się o jakieś myślenie magiczne. Myśli kształtują rzeczywistość, gdy za nimi idą działania. Same myśli nie bardzo, bo niby jak?
Ciekawe jest to, co piszesz. A jak byś te wpływy na rzeczywistość wytłumaczył? Dla mnie to jednak ociera się o jakieś myślenie magiczne. Myśli kształtują rzeczywistość, gdy za nimi idą działania. Same myśli nie bardzo, bo niby jak?
Posłuże się wikipedią, trochę zmieniając formę tego opsiu.
"W stanie głębokiego relaksu, stanie alfa, organizm jest naturalnie otwarty na komunikację świadomości z podświadomością i nadświadomością (ego, id i superego) i będąc w takim stanie można przekonać samego siebie do zmiany zachowań, nastawienia do świata, czy też postrzegania innych osób. Stan theta to z kolei stan głębszy od stanu alfa, równoznaczny z głębszym snem – na tym poziomie komunikacja z własnymi poziomami świadomości jest jeszcze łatwiejsza i efekty uzyskiwane mogą być bardziej spektakularne, ale też trudniej ją kontrolować."
Wydaje mi się że coś jest na rzeczy, jednak wejście w ten stan głębokiego relaksu, tzw stan alfa jest bardzo trudne.
82 2019-08-17 11:42:33 Ostatnio edytowany przez niepodobna (2019-08-17 11:43:30)
niepodobna napisał/a:Ciekawe jest to, co piszesz. A jak byś te wpływy na rzeczywistość wytłumaczył? Dla mnie to jednak ociera się o jakieś myślenie magiczne. Myśli kształtują rzeczywistość, gdy za nimi idą działania. Same myśli nie bardzo, bo niby jak?
Posłuże się wikipedią, trochę zmieniając formę tego opsiu.
"W stanie głębokiego relaksu, stanie alfa, organizm jest naturalnie otwarty na komunikację świadomości z podświadomością i nadświadomością (ego, id i superego) i będąc w takim stanie można przekonać samego siebie do zmiany zachowań, nastawienia do świata, czy też postrzegania innych osób. Stan theta to z kolei stan głębszy od stanu alfa, równoznaczny z głębszym snem – na tym poziomie komunikacja z własnymi poziomami świadomości jest jeszcze łatwiejsza i efekty uzyskiwane mogą być bardziej spektakularne, ale też trudniej ją kontrolować."
Wydaje mi się że coś jest na rzeczy, jednak wejście w ten stan głębokiego relaksu, tzw stan alfa jest bardzo trudne.
OK, komunikujesz się z różnymi poziomami własnej świadomości, ale jak to wpływa na dotykalną rzeczywistość wokół?
Nadal tylko tak, że pod wpływem kontaktu z jakimiś warstwami siebie możesz zmodyfikować zachowanie, przez co będzie bardziej skuteczne. (może kształtować rzeczywistość)
OK, komunikujesz się z różnymi poziomami własnej świadomości, ale jak to wpływa na dotykalną rzeczywistość wokół?
Nadal tylko tak, że pod wpływem kontaktu z jakimiś warstwami siebie możesz zmodyfikować zachowanie, przez co będzie bardziej skuteczne. (może kształtować rzeczywistość)
Ja ani nikt inny nie jest w stanie udowodnić że istnieje większy wpływ na rzeczywistość niż to co napisałaś. Tu już przechodzimy do sfery wiary i doświadczeń takich jak np. sny prorocze. Sam miałem kilka takich snów jak byłem młodszy. Tuż przed obudzeniem w stanie theta albo już głębokim stanie alfa śniły mi się rzeczy które później rzeczywiście się wydarzyły. Jak to wytłumaczyć? Nie wiem. Sam sobie tego nie zaprogramowałem, może moja podświadomość to zaprogramowała i tak właśnie się stało.
Miałem jeszcze kilka bardzo realnych snów które nigdy się nie sprawdziły, a bardzo bym chciał aby one właśnie się sprawdziły. Wiec ta zależność i relacje z rzeczywistością nie są wcale oczywiste ale skłaniają mnie do myślenia że w przypadku kształtowania tej rzeczywistości istnieje coś więcej niż tylko modyfikowanie swojego zachowania poprzez odpowiednie nakierowanie podświadomości.
Uwierz w siebie i zacznij myśleć pozytywnie Z tak negatywnym podejściem do życia pracy nie znajdziesz a jest ona ci bardzo potrzebna aby w twoim życiu pojawiła się stabilizacja i spokój Wycisz swoje myśli i odgoń czarne chmury a wtedy z pewnością twoje życie zacznie się układać