Potworna historia.
Zgadzam się z Fryt, że teraz, na gorąco, póki są emocje, bicie w piersi, żal za grzechy, sypanie głowy popiołem i rwanie włosów, ekstremalne pomysły i obietnice (aborcja), z drugiej strony przekonanie, że to się da polepić.
Potem opadnie kurz. I uważam, że to wszystko będzie drążyć, jak kropla skałę. Do głosu dojdą atawizmy, testosteron, z drugiej strony ona ustabilizuje się i uspokoi. Bo chyba nie będzie do końca życia Cię przepraszać. Nikt tego nie wytrzyma.
Próbuję wejść w Twoje buty. I czuję, że dla mnie byłby to za mocny temat. Byłby to temat do rozstania i poukładania życia na nowo (a Ty jesteś jeszcze młody).
Zastanowiłbym się, czy chcę do końca życia oglądać kogoś, kto zgotował mi, nam, taką historię. Nie. Tej dla mnie tej rodziny już by nie było. Zostałoby mi dziecko, a ojcem jest się na zawsze.
Czy cisnąłbym na aborcję? Nie. To wtórna sprawa. Moją decyzją byłby rozwód. A ona niech robi co chce, wliczając w to zarodek.
A jeśli kiedyś będzie chciała do Ciebie wrócić, to spróbuje to zrobić. Z cudzym dzieckiem, czy bez. To też będzie już jej sprawa, a do Ciebie będzie należeć decyzja, czy w to wejdziesz, czy nie.
Na marginesie, uważam, że ws aborcji Twoja żona decyzję już podjęła. Nie przerwie tej ciąży. Pokazała Ci też, z kim bardziej się liczy (nawiedzona matka – chociaż to nie z nią ma spędzić życie).