marsylia napisał/a:Wiem, że jestem dla niego wyzwaniem i to mnie trochę dołuje. Ja robię sobie 100km wycieczki na rowerze, chodzę po górach, biegam, jeżdzę stopem i szlajam sie po świecie z plecakiem, epizodycznie ćwiczę sztuki walki i jestem nastawiona na rozwój i poznawanie wszystkiego, smakowanie życia. On jest stabilny, nie zna tego i jednocześnie chce tego wszystkiego spróbować co mnie cieszy. Ale z drugiej strony i przytłacza, bo wiem, że to nie będzie on i że te wszystkie poczynania będą ukłonem w moją stronę, by się do mnie dopasować. Moge go wprowadzać w swój swiat, ale wiem, że ja sama chciałabym kogoś kogo pasjonują te same rzeczy co mnie, kto jest w te rzeczy wkręcony i oboje jesteśmy dla siebie inspiracją i motywacją do dalszego eksplorowania życia.
Ale dlaczego uważasz, że do tego wzajemnego inspirowania i wspólnego eksplorowania świata musicie już na starcie mieć te same pasje i tak samo pewne kwestie postrzegać? Przecież właśnie ta chęć poznawania czegoś nowego i czerpania z doświadczeń, wiedzy partnera - to wszystko jest świetną motywacją, by samemu się rozwijać. Mało tego, to może, a nawet powinno, działać na zasadzie wzajemności, dzięki czemu każde z partnerów coś zyskuje i idzie do przodu bogatsze. Ty masz coś, co on może od Ciebie przejąć, on z kolei może się podzielić czymś innym. Bo nie uwierzę, że nie ma Ci nic do zaoferowania, zwłaszcza, że przecież z jakiegoś powodu stał się Twoim przyjacielem.
marsylia napisał/a:Gdyby to było dla mnie oczywiste, że go nie chcę, nie ciągnęła bym tego. Pewnie się łudzę. I przy okazji jego i marnuję czas obojgu. Powiedziałam mu wczoraj, że nie wiem czy jestem w stanie zaangażować się w te relacje tak jak on. On niby rozumie. Zapytałam też, czy przyjmuje do świadomości to, że pewnego dnia mogę się z tego wycofać. Powiedział, że tak.
Dobrze, że zdobyłaś się na uczciwość, ale teraz musisz jeszcze liczyć się z możliwością, że pomimo deklaracji, że ma świadomość tego, co może się zdarzyć, wkrótce może również przyjść refleksja, że to jednak coś zmienia, a po niej zwątpienie w sens dalszego angażowania się i stopniowe wycofywanie.
Swoją drogą zastanawiam się czy Ty przypadkiem trochę samej siebie nie oszukujesz? Bo jeśli jesteś taka samowystarczalna, jak to deklarujesz, a przy tym do szczęścia nie potrzebujesz żadnego mężczyzny, a jeśli już, to nie takiego, jak opisywany, to dlaczego jednocześnie nie potrafisz z tej znajomości zrezygnować? Nie musisz tutaj odpowiadać, ale pomyśl nad tym, proszę. W każdym razie w taki sposób to się kupy nie trzyma, więc któryś z elementów tej układanki musi być nieprawdziwy.