john.doe czyli rozumiem że był temat tych zawodów i zatrzymało się na tym. przy braku bardziej jednoznacznej inicjatywy chyba po prostu myślałbym o czymś innym:) zobaczysz jak będzie po następnym tygodniu:) ze swojej strony na pewno pokazałeś wystarczająco mocne zaangażowanie i dalsza walka mogłaby mieć taki efekt jak chyba pisałeś. hmm jak to było. chyba że ona jest zablokowana na Ciebie
262 2019-04-15 00:16:21 Ostatnio edytowany przez fuorviatos (2019-04-15 11:05:40)
Dla mnie w powyższe z sobą zgrzyta :-[
Gdy kogoś akceptujesz, to bierzesz tyle, ile ta osoba jest w stanie Ci dać, nie domagasz się więcej. Twoja akceptacja wygląda na uwarunkowaną, a Twoje „dawanie”, za które żądasz „zwrotu”, wygląda jak inwestycja obliczona na zysk zamiast wkład we wspólną wartość jaką jest związek.
.
Nie generalizujmy. Nikt nie jest "świętym Franciszkiem" - każdy związek to dawanie i dostawanie.
Tutaj, dawanie było więcej z mojej strony a jedyne miłe słowo jakie usłyszałem to było "lubie Twój głos", nic więcej.
Nie liczyłem na żadną inwestycję/zwrot. Wierz mi, że gdybym zobaczył przejawy chęci inicjowania fizycznego kontaktu (oprócz seksu bo to ona go głównie inicjowała) to ten wątek nawet by nie istniał.
Pewnie zostałaby między nami jakakolwiek przyjaźń. Tymczasem dostawałem "ochłapy" (co zresztą sama powiedziała) i w dodatku krytykę = totalny brak akceptacji.
Problem w tym, że to ja mam najczęściej więcej tolerancji dla partnera. Można to porównać do zdobywania trudnej góry; im trudniej tym bardziej chce się wykazać, pokazać sam sobie, że jestem w stanie, że się da,
Taki "syndrom alpinisty". Im większe wzywanie, tym bardziej kombinuje jak podołać.
I tu nie chodzi o to co robię, tylko co moja własna głowa mi podpowiada.
Bo Twoja Ex aktywizowała u Ciebie znany schemat. Bo dorastałeś przyzwyczajając się do specyficznego obrazu siebie. Bo kontynuujesz wzorce z dzieciństwa. Bo jeśli wychowywałeś się w rodzinie, w której byleś krzywdzony, bo na Ciebie krzyczano i ciągle krytykowano, przez co czułeś się zdominowany, to dzisiaj podobne otoczenie i sytuacje odbierasz jako normalne. I chociaż patrząc z boku wydaje się to bezsensowne i destrukcyjne dla Ciebie, to i tak szukasz i odtwarzasz sytuacje, które są Ci znane i podobne do tego, z którymi dorastałeś.
Wybrałeś tę konkretną kobietę na partnerkę, bo miała dla Ciebie wartość "energetyzującą" uczucie do niej. Co dokładnie, to musisz sobie zanalizować. Mnie przychodzi do głowy niedostępność emocjonalna, impulsywność i wybuchowość, krytykowanie Ciebie. Uważaj, abyś NASTĘPNYM razem nie wpuścił się w to samo, bo wydaje się to silniejsze od Ciebie i taki rodzaj kobiet będzie Ci się bardziej podobał, mimo że skutki już znasz ;-)
W punkt. Nic dodać nic ująć.
Na przykład, gdy się złościsz na kogoś, to spójrz z góry na siebie, na daną sytuację. Nie muszę mówić, że to proste i łatwe nie jest, bo musisz jakby unieść się ponad siebie. Zobacz, co Ciebie zezłościło, np. kolega zlekceważył Twoją prośbę? Być może wcale nie zlekceważył a tylko nie dosłyszał, nie zrozumiał albo zapomniał.
Nic konkretnego nie przychodzi mi teraz do głowy, ciężki dzień.
Ale ogólnie chodzi o to, żeby starać się emocjom przyglądać, patrzeć skąd się biorą, bo emocje mówią o nieuświadamianych lękach, przeszłych doświadczeniach z podobnymi osobami. I de facto pokazują rzeczy, które czynią nas zależnymi od nich a przecież chcielibyśmy sami decydować o swoim losie :-)
Ja decyduje o swoim losie. Nie zrzucam tego na partnera, nie podaje się mu bezmyślnie.
Jednocześnie staram się też liczyć z jego zdaniem. Nie jestem despotą który uważa, że ma monopol na prawdę.
Czyli obserwować siebie, swoją relację, próbować dostrzec to, na co się reaguje, co wzbudza silne emocje i czy to przypomina coś znanego, ale destrukcyjnego. Wychodzi więc na intuicję (nieświadoma wiedza i doświadczenie) i inteligencję emocjonalną (umiejętność rozpoznawania stanów emocjonalnych) :-)
A czy to nie jest tak, że ludzie wzbudzający skrajne emocje są zwiastunem intensywnych doznań w związku?
Jestem skrzywiony bo potrzebuje doznań? Bo inni nie potrzebują?
Wybacz, ale nie umiem być z nudną Kobietą - musi coś we mnie rozpalać.
W osobnym wątku opiszę moje "schematyczne" związki bo chyba potrafię już nakreślić typ kobiet które mnie "porywają" i to, dlaczego się ze mną wiążą.
Nadal jednak trudno mi znaleźć granicę w "przekraczaniu siebie samego." Eh - trudny ze mnie przypadek.
Znam ten stan. Moje stosunki z matką były bardzo podobne, z tym, że postawa rodziców kończyła się u mnie dużym buntem.
Coraz częściej się zastanawiam czy źródlem mojego wewnętrznego gniewu nie jest właśnie ten żal za rolę w której obsadzili mnie rodzice; w którą włożyłem kawał swojego dzieciństwa.
Ci sami rodzice odwdzięczali mi się krytyką bo nie potrafili/chcieli inaczej
No, ale nie o mnie teraz. Myślę, że dużo od siebie wymagasz, stanowczo za dużo. Obawiam się, że głos nie zniknie, ale może można go wyciszyć.
Już wiesz, że masz w sobie skrzywdzone dziecko. Może to dziecko potrzebuje rozmowy, ukojenia? Może starsza i dojrzalsza wersja siebie potrafi do niego dotrzeć? Próbowałaś takiego wewnętrznego dialogu?.
To dobre uczucie, gdy ktoś rozumie o czym mówisz, przynajmniej trochę. Zastanawiam się czasem, czy nie zwariowałam na głowę (czego wykluczyć nie można) że już tyle lat, stara baba i nie potrafię zrobić porządku z tym co ktoś kiedyś powiedział/zrobił. To wszystko jest pewnie błahe relatywizując z 'realnymi problemami' jakie mają ludzie, sama mam i bardziej przyziemne i niemałe zmartwienia, niemniej to, co się dzieje gdzieś wewnątrz uwiera mnie jak gwóźdź w bucie i rzutuje na moje postawy, wybory, działania (lub bardziej ich brak). Myślę, że te odczucia, które są męczące wpływają na moją apatyczność, którą trudno mi obecnie zwalczyć. I mam takie dość kojące (może naiwne) poczucie, że dotarłam już do ostatniego dna i że tym razem poniżej nic już nie ma.
Też się buntowałam, nawet głośno, przeciw tej postawie jaką spotykałam w domu. Mogłam nawet sprawiać w tym wszystkim wrażenie osoby bardzo silnej, sama w to zresztą niesłusznie długo wierzyłam.
Co do dialogu - dużo ze sobą gadam, ale nie próbowałam rozmowy w takiej formie. Jest to myślę eksperyment godny uwagi i próby. Już sama myśl, że nie wiem jak się to za zabrać, powoduje, że strasznie chcę Dziękuję
Jestem skrzywiony bo potrzebuje doznań? Bo inni nie potrzebują?
Wybacz, ale nie umiem być z nudną Kobietą - musi coś we mnie rozpalać.
Fuorviatos, gdybym to ja powiedziała to o sobie już by mi się świecił alarm
Ponownie, nie chcę Ci niczego wmawiać, ale co uważam za możliwe... jest może coś, co każe Ci 'normalne' kobiety postrzegać za nudne. Jakieś wartości, które są istotne w związku stają się nieważne, bo nie ma zapowiedzi tego "czegoś", co wskazuje na dużą eskalację emocji, w tym niezdrowych.
Ja sama nie potrafię się w tym połapać. Kiedyś powiedziałam znajomemu, że gdy spotkam mężczyznę, który będzie tak dobry jak mój ojciec będzie moim ideałem mężczyzny choćby nie miał nogi i śmierdział rybą. I sama w to wierzyłam. I gówno prawda. Spotkałam takiego, ma wszystkie członki (wszystkie) do tego ładnie pachnie, do tego był mną niezmiennie długo zainteresowany. Wiem, że miałabym przy nim ostoję dobroci. Każdej kobiecie życzyłabym takiego mężczyzny. Ja go niesamowicie lubię. Prawie że uwielbiam platonicznie. A jednak.. na drodze stanął w pierwszym rzędzie chyba brak pociągu fizycznego, ale co równie ważne brak jakiś znamion psychologicznych, że to osoba, z którą chciałabym spędzać swój czas. Jakiejś większej ciekawości na jego temat, brak zwykłej uciechy na myśl kiedy znowu go zobaczę itp. Może to infantylne bardzo, pewnie bardzo, bardzo bardzo. Ale jakkolwiek bym tego nie oceniała obiektywnie, też NIE POTRAFIĘ zmusić się do relacji, co do której nie czuję, że ma rację bytu. Może na tym właśnie polega skrzywienie. Niemożność zobaczenia czegoś atrakcyjnego w czymś, co rokuje na relację bez dramy.
Nie wiem. Nie jestem przekonana co do słuszności czegokolwiek co napisałam, głośno myślę.
264 2019-04-15 09:28:05 Ostatnio edytowany przez john.doe80 (2019-04-15 09:29:13)
john.doe czyli rozumiem że był temat tych zawodów i zatrzymało się na tym. przy braku bardziej jednoznacznej inicjatywy chyba po prostu myślałbym o czymś innym:) zobaczysz jak będzie po następnym tygodniu:) ze swojej strony na pewno pokazałeś wystarczająco mocne zaangażowanie i dalsza walka mogłaby mieć taki efekt jak chyba pisałeś. hmm jak to było. chyba że ona jest zablokowana na Ciebie
Ona właśnie taka jest... dziwna. Odezwać się dla samego podniesienia emocji... albo pani hrabina dała mi sygnał, że sezon na zabieganie o jej uczucia uważa za otwarty i teraz chłopie staraj się ... więc to Ona czeka że ja się będę starał, a tu ZONK ja siedzę cicho... a jej się nie chce. Taki koniec też by mi pasował.
Ja się zastanawiam nad czymś innym, na ile to co powoduje taki jej brak w moim życiu, to uczucie utraty "sensu życia". Wprowadzając się do niej moje życie raptem nabrało wymarzonego sensu. Wspaniała kobieta, wspólne życie, wspólne przeżywanie naszych hobby (które w 100 % się pokrywają), plany na zaręczyny, ślub, dziec, wszystko o czym marzyłem wyglądało to idealnie. Oczywiście szybko idylla się skończyła, ale może moja głowa tęskni za tym stanem "sensu i realizacji marzeń".
Jak już mówiłem po zamieszkaniu nic nie było jak to sobie wyobraziłem, więc to jedyne sensowne wytłumaczenie.
265 2019-04-15 10:57:44 Ostatnio edytowany przez fuorviatos (2019-04-15 11:28:22)
To dobre uczucie, gdy ktoś rozumie o czym mówisz, przynajmniej trochę. Zastanawiam się czasem, czy nie zwariowałam na głowę (czego wykluczyć nie można) że już tyle lat, stara baba i nie potrafię zrobić porządku z tym co ktoś kiedyś powiedział/zrobił. To wszystko jest pewnie błahe relatywizując z 'realnymi problemami' jakie mają ludzie, sama mam i bardziej przyziemne i niemałe zmartwienia, niemniej to, co się dzieje gdzieś wewnątrz uwiera mnie jak gwóźdź w bucie i rzutuje na moje postawy, wybory, działania (lub bardziej ich brak). Myślę, że te odczucia, które są męczące wpływają na moją apatyczność, którą trudno mi obecnie zwalczyć. I mam takie dość kojące (może naiwne) poczucie, że dotarłam już do ostatniego dna i że tym razem poniżej nic już nie ma.
Widzę dużo dojrzałości i auto-analizy w tym co piszesz, ale dostrzegam też pewne "niebezpieczeństwo".
Potrafisz zręcznie poruszać się po wyboistych szlakach, tylko, że wybierasz ścieżki nad samą przepaścią. Już uzasadniam.
Inni ludzie wybierają inny kierunek życia, bo są....inni. Trochę tak jak w "Wilku Stepowym" - bohater szuka sensu w świecie bo chce poznać jego energię, więc decyduje się na zgłebienie jego duchowej strony.
Tymczasem odkrywa, że ludziom do szczęścia wystarczy radio, taniec i muzyka. Czy oni są lepsi a on gorszy? Nie.
Nigdy, ale to przenigdy nie kieruj się głosem, opiniami innych. Są jednostki którym nawet do głowy by nie przyszła walka z własnymi demonami.
Nawet jeśli większość jest taka i żyje im się lepiej, my podejmujemy walkę. Cholernie to męczące, zgadzam się, ale może warte świeczki?
Każdy wybiera swoją "jakość życia". Twój wiek nie ma tu nic do rzeczy bo "dojrzewanie" to ciągły proces. Są ludzie którzy mimo wieku, nie dojrzeją nigdy i nie mam tu na myśli Ciebie.
Też się buntowałam, nawet głośno, przeciw tej postawie jaką spotykałam w domu. Mogłam nawet sprawiać w tym wszystkim wrażenie osoby bardzo silnej, sama w to zresztą niesłusznie długo wierzyłam.
No właśnie. To taka "pozorna" siła. Tak jak u mnie. Kondensacja i składowanie "trucizny" w sobie do niczego nie prowadzi bo jak widać schemat się powtarza.
Co do dialogu - dużo ze sobą gadam, ale nie próbowałam rozmowy w takiej formie. Jest to myślę eksperyment godny uwagi i próby. Już sama myśl, że nie wiem jak się to za zabrać, powoduje, że strasznie chcę
Dziękuję
Myślę, że to dobry kierunek. Ja na pewno spróbuje. Oszczędzę pare groszy na psychiatrze a może coś się z tego wykluje
Fuorviatos, gdybym to ja powiedziała to o sobie już by mi się świecił alarm
![]()
Ponownie, nie chcę Ci niczego wmawiać, ale co uważam za możliwe... jest może coś, co każe Ci 'normalne' kobiety postrzegać za nudne. Jakieś wartości, które są istotne w związku stają się nieważne, bo nie ma zapowiedzi tego "czegoś", co wskazuje na dużą eskalację emocji, w tym niezdrowych.
Dokładnie tak jak piszesz. Dziś kiedy patrze wstecz, widzę te wszystkie sytuacje kiedy lampka powinna się zapalić, dochodzę do tego samego wniosku.
Ja sama nie potrafię się w tym połapać. Kiedyś powiedziałam znajomemu, że gdy spotkam mężczyznę, który będzie tak dobry jak mój ojciec będzie moim ideałem mężczyzny choćby nie miał nogi i śmierdział rybą. I sama w to wierzyłam. I gówno prawda. Spotkałam takiego, ma wszystkie członki (wszystkie) do tego ładnie pachnie, do tego był mną niezmiennie długo zainteresowany. Wiem, że miałabym przy nim ostoję dobroci. Każdej kobiecie życzyłabym takiego mężczyzny. Ja go niesamowicie lubię. Prawie że uwielbiam platonicznie. A jednak.. na drodze stanął w pierwszym rzędzie chyba brak pociągu fizycznego, ale co równie ważne brak jakiś znamion psychologicznych, że to osoba, z którą chciałabym spędzać swój czas. Jakiejś większej ciekawości na jego temat, brak zwykłej uciechy na myśl kiedy znowu go zobaczę itp. Może to infantylne bardzo, pewnie bardzo, bardzo bardzo. Ale jakkolwiek bym tego nie oceniała obiektywnie, też NIE POTRAFIĘ zmusić się do relacji, co do której nie czuję, że ma rację bytu. Może na tym właśnie polega skrzywienie. Niemożność zobaczenia czegoś atrakcyjnego w czymś, co rokuje na relację bez dramy.
Nie wiem. Nie jestem przekonana co do słuszności czegokolwiek co napisałam, głośno myślę.
Bez pociągu fizycznego się nie da. To jest "wstęp" do całej reszty. Nie przeczytasz książki jeśli opis na tyle Cię nie zainteresuje.
Od tego się wszystko zaczyna. Normalna sprawa. Kto wie? Jeśli byłby pociąg to może radość ze spotkania i tęsknota byłaby większa
Tutaj z kolei tkwi kolejna "przepaść" bo osoby pociągające fizycznie mają bardzo często wysokie poczucie wartości. I nie chodzi mi tu o swoją własną, tylko taką "świadomość" wykreowaną przez otoczenie.
Jaka to ja nie jestem zajebista/y bo wszyscy do mnie lgną. To raczej bardziej poczucie "nobilitacji" niż własna "wartość", ale ma na nas wpływ.
Ona właśnie taka jest... dziwna. Odezwać się dla samego podniesienia emocji... albo pani hrabina dała mi sygnał, że sezon na zabieganie o jej uczucia uważa za otwarty i teraz chłopie staraj się ... więc to Ona czeka że ja się będę starał, a tu ZONK ja siedzę cicho... a jej się nie chce. Taki koniec też by mi pasował.
.
Ty już się postarałeś. Piłka po jej stronie, ale nie wyczekuj na kolejny ruch. Znajdź szczęscie sam ze sobą. Niech ona będzie " ewentualnym dodatkiem" a nie "nagrodą" za Twój progres.
a się zastanawiam nad czymś innym, na ile to co powoduje taki jej brak w moim życiu, to uczucie utraty "sensu życia". Wprowadzając się do niej moje życie raptem nabrało wymarzonego sensu. Wspaniała kobieta, wspólne życie, wspólne przeżywanie naszych hobby (które w 100 % się pokrywają), plany na zaręczyny, ślub, dziec, wszystko o czym marzyłem wyglądało to idealnie. Oczywiście szybko idylla się skończyła, ale może moja głowa tęskni za tym stanem "sensu i realizacji marzeń".
To dobry kierunek. Ty i ja rozstaliśmy się z "wizją", którą nasze Kobiety tylko skatalizowały.
Może nasz błąd leży w tym, że nie posiedliśmy sztuki, cieszenia się "wizją" bez kogoś? Odzielenia poczucia "szczęscia" od związku?
No bo ..spójrzmy prawdzie w oczy - ciągle się tego uczymy.
trx napisał/a:Co do dialogu - dużo ze sobą gadam, ale nie próbowałam rozmowy w takiej formie. Jest to myślę eksperyment godny uwagi i próby. Już sama myśl, że nie wiem jak się to za zabrać, powoduje, że strasznie chcę
Dziękuję
Myślę, że to dobry kierunek. Ja na pewno spróbuje. Oszczędzę pare groszy na psychiatrze a może coś się z tego wykluje
Tu to nie jestem pewna, byc moze mowienie do siebie w dodatku w imieniu minimum dwoch osob to jednak nasz pierwszy krok na psychiatryk
Nie generalizujmy. Nikt nie jest "świętym Franciszkiem" - każdy związek to dawanie i dostawanie.
Tutaj, dawanie było więcej z mojej strony a jedyne miłe słowo jakie usłyszałem to było "lubie Twój głos", nic więcej.
Nie liczyłem na żadną inwestycję/zwrot. Wierz mi, że gdybym zobaczył przejawy chęci inicjowania fizycznego kontaktu (oprócz seksu bo to ona go głównie inicjowała) to ten wątek nawet by nie istniał.
Pewnie zostałaby między nami jakakolwiek przyjaźń. Tymczasem dostawałem "ochłapy" (co zresztą sama powiedziała) i w dodatku krytykę = totalny brak akceptacji.
Problem w tym, że to ja mam najczęściej więcej tolerancji dla partnera. Można to porównać do zdobywania trudnej góry; im trudniej tym bardziej chce się wykazać, pokazać sam sobie, że jestem w stanie, że się da,
Taki "syndrom alpinisty". Im większe wzywanie, tym bardziej kombinuje jak podołać.
I tu nie chodzi o to co robię, tylko co moja własna głowa mi podpowiada.
Ale nie przeczę, że dostawałeś za mało, czy jak to nazwałeś ochłapy. Prezczę temu, że napisałeś o akceptowaniu jej taką, jaka była, bo chyba sobie dodajesz.
Gdybyś ją akceptował taka, jaka była, to mówiłbyś, że czegoś więcej Ci trzeba, ale nie „domagałbyś się zwrotu”, bo akceptowałbyś to, co ona jest Ci w stanie dać.
MagdaLena1111 napisał/a:Na przykład, gdy się złościsz na kogoś, to spójrz z góry na siebie, na daną sytuację. Nie muszę mówić, że to proste i łatwe nie jest, bo musisz jakby unieść się ponad siebie. Zobacz, co Ciebie zezłościło, np. kolega zlekceważył Twoją prośbę? Być może wcale nie zlekceważył a tylko nie dosłyszał, nie zrozumiał albo zapomniał.
Nic konkretnego nie przychodzi mi teraz do głowy, ciężki dzień.
Ale ogólnie chodzi o to, żeby starać się emocjom przyglądać, patrzeć skąd się biorą, bo emocje mówią o nieuświadamianych lękach, przeszłych doświadczeniach z podobnymi osobami. I de facto pokazują rzeczy, które czynią nas zależnymi od nich a przecież chcielibyśmy sami decydować o swoim losie :-)Ja decyduje o swoim losie. Nie zrzucam tego na partnera, nie podaje się mu bezmyślnie.
Jednocześnie staram się też liczyć z jego zdaniem. Nie jestem despotą który uważa, że ma monopol na prawdę.
Nie o partnera chodzi, który miałby decydować o Twoim losie, ale o Twoje emocje, a właściwie schematy emocjonalne, które Ciebie prowadzą jak na sznurku. Przejmij nad nimi kontrolę, zacznij się zastanawiać skąd one się biorą, jakie są ich źródła.
A czy to nie jest tak, że ludzie wzbudzający skrajne emocje są zwiastunem intensywnych doznań w związku?
Jestem skrzywiony bo potrzebuje doznań? Bo inni nie potrzebują?
Wybacz, ale nie umiem być z nudną Kobietą - musi coś we mnie rozpalać.
W osobnym wątku opiszę moje "schematyczne" związki bo chyba potrafię już nakreślić typ kobiet które mnie "porywają" i to, dlaczego się ze mną wiążą.
Nadal jednak trudno mi znaleźć granicę w "przekraczaniu siebie samego." Eh - trudny ze mnie przypadek.
Nie wyobrażam sobie związku bez emocji, ale np. ja w przeciwieństwie do Ciebie nie potrzebuję takich, które wywołuje krytykowanie mnie, lekceważenie moich potrzeb, wodzenie za nos, pogrywanie, nieprzewidywalność partnera, co ma miejsce w Twoim przypadku.
Zupełnie innymi emocjami jestem zainteresowana.
Poczekam na Twój wątek i Twoje wnioski :-)
268 2019-04-15 14:31:18 Ostatnio edytowany przez fuorviatos (2019-04-15 14:55:11)
Tu to nie jestem pewna, byc moze mowienie do siebie w dodatku w imieniu minimum dwoch osob to jednak nasz pierwszy krok na psychiatryk
  
Halo, halo - to ma być dialog wewnętrzny, bez „świadków”
Ale nie przeczę, że dostawałeś za mało, czy jak to nazwałeś ochłapy. Prezczę temu, że napisałeś o akceptowaniu jej taką, jaka była, bo chyba sobie dodajesz.
Gdybyś ją akceptował taka, jaka była, to mówiłbyś, że czegoś więcej Ci trzeba, ale nie „domagałbyś się zwrotu”, bo akceptowałbyś to, co ona jest Ci w stanie dać.
Wyjaśnijmy, zanim aktywują się moje ego-obronne mechanizmy
Akceptowałem ją, jej zwariowane życie i trudny charakter czyli ją jako osobę. To wg mnie podstawa do zbudowania czegokolwiek.
Długo "cieszyłem" się tą mizerią którą dostawałem. Gdybym nadal się nią cieszył, pewnie byśmy się jeszcze ze sobą bujali.
Tymczasem powiedziałem czego mi brakuje. Ona postawiła kreskę. Akceptuje to co zrobiłem bo ile można "dawać".
Nic sobie nie dodaje ani nie ujmuje. Jestem pewien, że inna dziewczyna to wszystko by doceniła.
To była moja częsta myśl jak byliśmy razem. "Inna by tak nie zareagowała". Mimo to brnąłem w to (powody niżej).
Zaznaczam że ona dobrze wiedziała jak powiedziała coś niestosownego. Reagowałem na jej krytykę. Kiedyś nawet odbyliśmy poważną rozmowę o jej braku szacunku do mnie.
Na jakiś czas pomogło bo zacząłem widzieć zmiany. Dziś już wiem, że były 1000% razy powiększone przez moje własne "różowe okulary"
Moja radość z ochłapów była podsycana przez jej słowa (którymi rzucała na prawo i na lewo) - "chciałabym być dla Ciebie lepsza", "Zasługujesz na więcej", "Chciałabym popracować nad nami".
Ja się tym karmiłem bo ona to mówiła, więc myślałem, że jej faktycznie zależy/zaczyna zależeć.
Oczywiście, to wszystko było przeplatane "krytyką", częstym zwracaniem uwagi, porównywaniem do byłych etc.
Jak widać. Kolejna sinusoida. Raz jest dobrze, raz jest źle a ja przyjmuje kolejną dawkę "narkotyku" i zastanawiam się co zrobić żeby było lepiej.
Same shit, different day .
Pamiętam dobrze kiedy "przypadkowo" znalazła na moim tablecie wiadomość do bardzo dobrej koleżanki która znała nasz związek.
Była to lista "za i przeciw" bo czułem się już tak skołowany, że musiałem ją zrobić (patrz: obserwacja siebie swoich ruchów i wsłuchiwanie się w emocje).
Przeprosiła mnie za to, twierdząc iż podejrzała przypadkiem, przy przęłączaniu muzyki, po czym dodała, żebym takie rzeczy mówił jej bezpośrednio.
Mimo to rozumie, że miałem potrzebę podzielić się tym z kimś innym. I znowu mi zapunktowała bo wykazała się empatią.
Awantury nie było.
Żeby nie było za pieknie, podczas rozstania, wywlokła to zdarzenie i skomentowała jako "żenada" bo "nikt normalny takich rzeczy nie robi".
Wcześniej jej nie przeszkadzało. No, ale wiadomo...każdy powód jest dobry żeby "dokopać"
Nie o partnera chodzi, który miałby decydować o Twoim losie, ale o Twoje emocje, a właściwie schematy emocjonalne, które Ciebie prowadzą jak na sznurku. Przejmij nad nimi kontrolę, zacznij się zastanawiać skąd one się biorą, jakie są ich źródła.
To właśnie moja misja. Nie wiem czy podołam, ale próbować będę.
Nie wyobrażam sobie związku bez emocji, ale np. ja w przeciwieństwie do Ciebie nie potrzebuję takich, które wywołuje krytykowanie mnie, lekceważenie moich potrzeb, wodzenie za nos, pogrywanie, nieprzewidywalność partnera, co ma miejsce w Twoim przypadku.
Zupełnie innymi emocjami jestem zainteresowana.
Masz zupełną racje. Ja też. Dlatego nie walczyłem o ten związek (jak o poprzednie) tylko odciąłem pepowine.
Tego wszystkiego co w Twoim opisie było poprostu za dużo.
Jednak musze być szczery, bo mój wewnętrzny dzwon nawołujący do naprawy zabił znowu. Tylko tym razem szybko go uciszyłem.
Punkt dla mnie .
Wątek powstanie. Zbieram myśli.
269 2019-04-15 19:00:35 Ostatnio edytowany przez MagdaLena1111 (2019-04-15 19:01:19)
Wyjaśnijmy, zanim aktywują się moje ego-obronne mechanizmy
Hahaha :-D Skrytykuję Cię kilka razy, potem powiem coś przymilnego, żeby za chwilę wbić szpilkę i zakochasz się we mnie :-P
Akceptowałem ją, jej zwariowane życie i trudny charakter czyli ją jako osobę. To wg mnie podstawa do zbudowania czegokolwiek.
Długo "cieszyłem" się tą mizerią którą dostawałem. Gdybym nadal się nią cieszył, pewnie byśmy się jeszcze ze sobą bujali.
Tymczasem powiedziałem czego mi brakuje. Ona postawiła kreskę. Akceptuje to co zrobiłem bo ile można "dawać".
Nic sobie nie dodaje ani nie ujmuje. Jestem pewien, że inna dziewczyna to wszystko by doceniła.
To była moja częsta myśl jak byliśmy razem. "Inna by tak nie zareagowała". Mimo to brnąłem w to (powody niżej).
Zaznaczam że ona dobrze wiedziała jak powiedziała coś niestosownego. Reagowałem na jej krytykę. Kiedyś nawet odbyliśmy poważną rozmowę o jej braku szacunku do mnie.
Na jakiś czas pomogło bo zacząłem widzieć zmiany. Dziś już wiem, że były 1000% razy powiększone przez moje własne "różowe okulary"
Moja radość z ochłapów była podsycana przez jej słowa (którymi rzucała na prawo i na lewo) - "chciałabym być dla Ciebie lepsza", "Zasługujesz na więcej", "Chciałabym popracować nad nami".
Ja się tym karmiłem bo ona to mówiła, więc myślałem, że jej faktycznie zależy/zaczyna zależeć.
Oczywiście, to wszystko było przeplatane "krytyką", częstym zwracaniem uwagi, porównywaniem do byłych etc.
Jak widać. Kolejna sinusoida. Raz jest dobrze, raz jest źle a ja przyjmuje kolejną dawkę "narkotyku" i zastanawiam się co zrobić żeby było lepiej.
Same shit, different day.
To jest coś -tak czuję - na co powininieneś zwrócić baczną uwagę, tj. wyolbrzymianie jednych aspektów i pomijanie innych, żeby tylko Tobie pasowały. Zniekształeś sobie rzeczywistość i oczywiście reagowałes silnymi emocjami zawsze wtedy, kiedy pojawiały się stare klimaty w nowym otoczeniu połączone z nadzieją, że tym razem schemat zostanie przełamany.
Pamiętam dobrze kiedy "przypadkowo" znalazła na moim tablecie wiadomość do bardzo dobrej koleżanki która znała nasz związek.
Była to lista "za i przeciw" bo czułem się już tak skołowany, że musiałem ją zrobić (patrz: obserwacja siebie swoich ruchów i wsłuchiwanie się w emocje).
Przeprosiła mnie za to, twierdząc iż podejrzała przypadkiem, przy przęłączaniu muzyki, po czym dodała, żebym takie rzeczy mówił jej bezpośrednio.
Mimo to rozumie, że miałem potrzebę podzielić się tym z kimś innym. I znowu mi zapunktowała bo wykazała się empatią.
Awantury nie było.
Też sobie kiedyś zrobiłam podobną listę, uzupełniała sukcesywnie przez jakiś czas dopóki nie zdałam sobie sprawy, że decyzję już podjęłam, bo uzupełniała tylko „-„ podczas gdy plusy też były.
Ale wracając do Ciebie, to może Twoja Ex naprawdę miała dobre chęci czasami, ale ją w końcowym rozrachunku Twoje oczekiwania przerosły.
Żeby nie było za pieknie, podczas rozstania, wywlokła to zdarzenie i skomentowała jako "żenada" bo "nikt normalny takich rzeczy nie robi".
Wcześniej jej nie przeszkadzało. No, ale wiadomo...każdy powód jest dobry żeby "dokopać"
Potrzeba dokopania Tobie na koniec sporo o niej mówi. Ńie widzę potrzeby wyciągania na koniec różnych dziwnych sytuacji, zdarzeń i cech po to, żeby drugiemu pogorszyć samopoczucie i/lub samoocenę. Oczywiście poza tym, żeby poprawić sobie swoje własne samopoczucie i/lub samoocenę ;-)
To właśnie moja misja. Nie wiem czy podołam, ale próbować będę.
Ciekawa jestem jaki masz prodżekt :-)
Dlatego nie walczyłem o ten związek (jak o poprzednie) tylko odciąłem pepowine.
Tego wszystkiego co w Twoim opisie było poprostu za dużo.
Pamiętam Twój wątek o utrzymywaniu kontaktu z Ex, więc nie do końca Ci wierzę w odcięcie pępowiny ;-)
Hahaha :-D Skrytykuję Cię kilka razy, potem powiem coś przymilnego, żeby za chwilę wbić szpilkę i zakochasz się we mnie :-P
.
Hahaha. Nie ma tak łatwo teraz
To jest coś -tak czuję - na co powininieneś zwrócić baczną uwagę, tj. wyolbrzymianie jednych aspektów i pomijanie innych, żeby tylko Tobie pasowały. Zniekształeś sobie rzeczywistość i oczywiście reagowałes silnymi emocjami zawsze wtedy, kiedy pojawiały się stare klimaty w nowym otoczeniu połączone z nadzieją, że tym razem schemat zostanie przełamany.
.
Dobrze ujęte. Zgadzam się. Tak właśnie było. Może nie do końca chodziło o "dopasowanie" tych aspektów a raczej ustawienie cech i zachowań pozytywnych nad negatywnymi.
Nałożyłem sobie "filtr" który mnie zmylił - Po prostu za bardzo przewartościowałem.
Ale wracając do Ciebie, to może Twoja Ex naprawdę miała dobre chęci czasami, ale ją w końcowym rozrachunku Twoje oczekiwania przerosły.
.
Raczej była zawieszona między "tak" i "nie". Pewnie były momenty kiedy więcej było na "tak", sama mi mówiła, ale wystarczyło drobne odchylenie i "nie, nie wiem" brało górę.
Moje oczekiwania były zupełnie normalne. Nikt nie siedzi w relacji gdzie druga strona po paru miesiącach rozmów/spotykania się nie zapyta nawet "co u Ciebie?".
Wszystko było skoncentrowane na niej. Ciągle mówiła "ja, ja". Tak została wychowana więc to akceptowałem. Kolejny błąd.
Potrzeba dokopania Tobie na koniec sporo o niej mówi. Ńie widzę potrzeby wyciągania na koniec różnych dziwnych sytuacji, zdarzeń i cech po to, żeby drugiemu pogorszyć samopoczucie i/lub samoocenę. Oczywiście poza tym, żeby poprawić sobie swoje własne samopoczucie i/lub samoocenę ;-)
.
To bardzo w jej stylu. Były czasami momenty napięcia, jak w każdym związku. Ona wybuchała a ja mówiłem.
"Zamiast się wkurzać powiedz co Ci nie pasuje, bo tam pod spodem jest jakaś struna którą niechcący dotknąłem, ale tylko Ty wiesz jaka. Ja nie".
Ona zaprzeczała kiedy pytałem czy coś Cię uraziło? "Nie, nie uraziło bo ja się nie dam urazić".
Grała taką zimną, twardą sucz a tak naprawdę skorupka była bardzo cienka...
Widząc, ze efektu nie ma, przestałem bawić się w mentora i psychologa bo nie umiałem zbudować z nią żadnej komunikacji.
Ciekawa jestem jaki masz prodżekt :-)
.
Na razie myślę jak wychwycić schemat. Chyba stanę się nadwrażliwy przy poznawaniu innej osoby. To chyba nieuniknione.
Ju potrafię uchwycić stałe "części obrazu". Czyli cechy dziewczyn które "przyciągam". Mam tu na myśli dzieciństwo, poglądy, ogólne zachowanie.
Myślę, że powód ich wejścia w relacje ze mną też znam. On się tylko nieznacznie zmienia, ale jest ten jeden wspólny mianownik który we mnie odnajdują.
"Ameryki" na pewno ze mną nie odkryjesz, ale taka "auto-analiza" na oczach innych bardzo mi się przyda.
To nie jest tak, że każdy mój związek jest tak samo "schematyczny", ale te które uruchamiają "schemat" są najbardziej intensywne i później bolesne.
Pamiętam Twój wątek o utrzymywaniu kontaktu z Ex, więc nie do końca Ci wierzę w odcięcie pępowiny ;-)
Fair point. Długo byłem pod jej wpływem i szkoda mi było "wyrzucić" ją ze swojego życia. Mówię tu o okresie "żałoby".
"Rozstawałem" się z wizją, płonną nadzieją i to właśnie ona mnie blokowała.
Natomiast nie walczyłem świeżo po rozstaniu. Wyrzuciłem z siebie co mi nie pasowało bo wiedziałem, że powrotu już nie ma.
W moich poprzednich związkach walczyłem. Tutaj odpuściłem, choć głowa jeszcze "walczyła".
271 2019-04-16 17:44:13 Ostatnio edytowany przez MagdaLena1111 (2019-04-16 17:51:58)
Hahaha. Nie ma tak łatwo teraz
No i nie wpisuję się w Twoje schematy :-)
Raczej była zawieszona między "tak" i "nie". Pewnie były momenty kiedy więcej było na "tak", sama mi mówiła, ale wystarczyło drobne odchylenie i "nie, nie wiem" brało górę.
Moje oczekiwania były zupełnie normalne. Nikt nie siedzi w relacji gdzie druga strona po paru miesiącach rozmów/spotykania się nie zapyta nawet "co u Ciebie?".
Wszystko było skoncentrowane na niej. Ciągle mówiła "ja, ja". Tak została wychowana więc to akceptowałem. Kolejny błąd.
Kobieta-słońce i krążący wokół niej satelita ;-)
Twoja nadzieja, że uda Ci się rozwiązać własne problemy, gdy zmienisz partnera, jest powalająca :-((. Ona była, jaka była.Jasno trzeba stwierdzić, że jedyną osobą, którą możesz zmienić jesteś Ty sam. Zrezygnuj z projektu zmieniając innych czyli nakłaniania do tego, żeby reagowali na Ciebie tak jakbyś chciał.
Żeby nie było próbuję robić to samo i przestać wymagać, żeby inni uznawali za słuszne to, co jest ważne dla mnie oraz mnie usłyszeli i zrozumieli. Kurczę, jak to boli, że tak nie jest. Tym bardziej, że sama mam problem z uznawaniem za słuszne to, co dla innych jest ważne, słuchać i rozumieć ich świat.
Lepiej faktycznie się ewakuować z relacji zamiast oprotestowywać drugą osobę za to, że jest sobą.
Grała taką zimną, twardą sucz a tak naprawdę skorupka była bardzo cienka...
Albo skorupka była twarda, ale jakby pozwoliła sobie na jej rozłupanie, to wnętrze tego jajka rozlałoby się i już nigdy nie mogło wrócić do poprzedniego stanu.
Niektórych wątków na forum z tego powodu właśnie nawet nie ruszam, bo pisze osoba, która chce sprawiać wrażenie twardej a czuję, że gdyby się mocniej stuknęło w skorupkę, to cały środek mógłby się przelać przez palce w niekontrolowany sposób, a kto to później posprząta.
W każdym bądź razie, pomyśl, że może ona nie potrafiła uchylić gardy, odsłonić miękkiego podbrzusza i zaufać Tobie tak na 100%, bo Ty także - jak sam pisałeś - nie byłeś w tym związku całym sobą. Oboje przejawialiście nadmierną ostrożność.
.Na razie myślę jak wychwycić schemat. Chyba stanę się nadwrażliwy przy poznawaniu innej osoby. To chyba nieuniknione.
Potwierdzam. Tak właśnie mam teraz. To nieuniknione.
Chociaż Ty jesteś „typem”, który gładko wchodzi (albo wchodził dotychczas) w schemat emocjonalny, a ja unikam schematu i jak się pojawiają znajome odczucia, to zwiewam, więc dotychczas myślałam, że to moja predyspozycja, która tylko się jeszcze bardziej uwidoczniła, ale może być tak, że to jakiś etap wspierający wychodzenie ze schematu.
Ju potrafię uchwycić stałe "części obrazu". Czyli cechy dziewczyn które "przyciągam". Mam tu na myśli dzieciństwo, poglądy, ogólne zachowanie.
Myślę, że powód ich wejścia w relacje ze mną też znam. On się tylko nieznacznie zmienia, ale jest ten jeden wspólny mianownik który we mnie odnajdują.
"Ameryki" na pewno ze mną nie odkryjesz, ale taka "auto-analiza" na oczach innych bardzo mi się przyda.
To nie jest tak, że każdy mój związek jest tak samo "schematyczny", ale te które uruchamiają "schemat" są najbardziej intensywne i później bolesne.
Weż już wreszcie załóż swój wątek i opisz to.
272 2019-04-17 12:21:49 Ostatnio edytowany przez fuorviatos (2019-04-17 12:52:59)
No i nie wpisuję się w Twoje schematy :-)
Kiedyś trzeba zrobić wyjątek
Twoja nadzieja, że uda Ci się rozwiązać własne problemy, gdy zmienisz partnera, jest powalająca :-((. Ona była, jaka była.Jasno trzeba stwierdzić, że jedyną osobą, którą możesz zmienić jesteś Ty sam. Zrezygnuj z projektu zmieniając innych czyli nakłaniania do tego, żeby reagowali na Ciebie tak jakbyś chciał.
Ależ oczywiście. Ja jej zmienić, nie próbowałem. Zgadzam się , że autorem zmiany zawsze jest Twój partner i to on musi jej chcieć.
Natomiast, nie zaakceptuje opryskliwości, krytykanctwa, porównywania do byłych bo jestem inną osobą niż jej poprzedni faceci.
Wiesz, tu nie chodzi o nią, tylko o mnie. Miałem pełną świadomość, że dawałem i akceptowalem a ponieważ nie było "zwrotu", jasno to zakomunikowałem.
Efekt był jaki był. Wydaje mi się, że wszedłem w schemat i z niego uciekłem.
Coś mi jednak podpowiada, że gdybym dostał od niej więcej, tkwiłbym w tym dalej i to właśnie jest niepokojące.
Żeby nie było próbuję robić to samo i przestać wymagać, żeby inni uznawali za słuszne to, co jest ważne dla mnie oraz mnie usłyszeli i zrozumieli. Kurczę, jak to boli, że tak nie jest. Tym bardziej, że sama mam problem z uznawaniem za słuszne to, co dla innych jest ważne, słuchać i rozumieć ich świat.
Wymagać nigdy. Natomiast czy w związku nie chodzi o zrozumienie, empatię?
Mam pełną świadomość, że nikt nigdy nie będzie Cię kochał/lubił tak samo w każdym momencie, tylko, że tu mówimy zwykłych ludzkich gestach które pojawiają się kiedy komuś zależy.
W tym przypadku, czułość i gesty były raczej po mojej stronie.
Nigdy nie przymuszałem jej do zmiany swojego zdania. Nie jestem takim typem. Szanowałem jej odmienność.
Jak miałem inne zdanie na jakiś temat, jasno to mówiłem.
No może bywałem trochę ironiczny i kąśliwy miejscami, ale ten typ już tak ma
Lepiej faktycznie się ewakuować z relacji zamiast oprotestowywać drugą osobę za to, że jest sobą.
.
Zgadzam się. Tutaj uwierzyłem, że mimo różnic się uda, jak się postaram. My bad.
Natomiast ona czuła się sobą i były momenty kiedy czuła się dobrze. Tego jestem pewien.
Problem w tym, że ja czułem się "za dobrze", mimo całego gnoju który na mnie spływał.
Mój błąd polegał na ignorowaniu tych niepokojących sygnałów które pojawiły się od samego początku.
Mam lekcję na przyszłość.
Albo skorupka była twarda, ale jakby pozwoliła sobie na jej rozłupanie, to wnętrze tego jajka rozlałoby się i już nigdy nie mogło wrócić do poprzedniego stanu.
Niektórych wątków na forum z tego powodu właśnie nawet nie ruszam, bo pisze osoba, która chce sprawiać wrażenie twardej a czuję, że gdyby się mocniej stuknęło w skorupkę, to cały środek mógłby się przelać przez palce w niekontrolowany sposób, a kto to później posprząta.
W każdym bądź razie, pomyśl, że może ona nie potrafiła uchylić gardy, odsłonić miękkiego podbrzusza i zaufać Tobie tak na 100%, bo Ty także - jak sam pisałeś - nie byłeś w tym związku całym sobą. Oboje przejawialiście nadmierną ostrożność.
.
Hmmm. Sobą byłem na pewno. Może tylko ukryłem swoją ciemną stronę która rozwaliła mój poprzedni związek.
Unikałem kłótni i awantur, chciałem komunikować bo się bałem, że jak wybuchnę to się nie opanuje, ale nie raz we mnie kipiało.
Ona chciała tych wybuchów, ja nie. Nie uważam żeby związek polegał na wybuchach i agresji. Można mówić co jest nie tak zachowując nad sobą kontrolę.
Na pewno zabrakło z mojej strony typowo "romantycznych gestów" które by na nią podziałały.
Nie byłem jeszcze na nie gotowy bo nie czułem z jej strony żadnego ciepła i zainteresowania. Nie jestem Jezusem.
Za to gotowałem obiady i starałem się żeby czuła się u mnie swobodnie; Robiłem zakupy u siebie i u niej.
Cieszyłem się jak u mnie była - wiedziała o tym.
Gdybym zobaczył jej zaangażowanie, dałbym z siebie dużo więcej.
W poprzednich związkach właśnie taki byłem, ale moje partnerki angażowały się bardziej.
Akcja, reakcja. Jak wiesz jak to obejść nie ryzykując ślepoty, podziel się, będę wdzięczny.
Chociaż Ty jesteś „typem”, który gładko wchodzi (albo wchodził dotychczas) w schemat emocjonalny, a ja unikam schematu i jak się pojawiają znajome odczucia, to zwiewam, więc dotychczas myślałam, że to moja predyspozycja, która tylko się jeszcze bardziej uwidoczniła, ale może być tak, że to jakiś etap wspierający wychodzenie ze schematu.
Trzymajmy się "wchodził dotychczas" . A może podzielisz się swoim schematem?
Weż już wreszcie załóż swój wątek i opisz to.
Potrzymam Cię jeszcze trochę w niepewności to może zatęsknisz i się zakochasz
A może podzielisz się swoim schematem?
Potrzymam Cię jeszcze trochę w niepewności to może zatęsknisz i się zakochasz
To może zróbmy deal? Opiszę mój schemat w Twoim wątku ;-)
To może zróbmy deal? Opiszę mój schemat w Twoim wątku ;-)
Spryciula . https://www.netkobiety.pl/viewtopic.php … 5#p3465675
No to Twoja kolej
Mam dla was jeszcze jeden rodzynek, znów mam słabszy okres, coś w mojej głowie mówi napisz do Ex. Szalone jest to że tęsknię za ogólnym konceptem bycia z nią, coś jak za idealnymi świętami. W dzieciństwie zawsze marzyłem, że pod choinką znajdę coś o czym marzyłem, że może trym razem zamiast nic nie znaczących śmieci rodzice dadzą mi to o czym marzyłem. Rok po roku miałem nadzieję, że będzie jak w bajce... nigdy nie było, dość szybko uznano że jestem za duży nawet na choinkę, a po co sprzątać igłdy. Może w swoim zagmatwaniu liczę że Ona się zmieni i wszystko zmieni się w bajkę żyli długo i szczęśliwie.
Ha ha ha, przypomniał mi się kawał o lasce, która zrobiła loda menelowi spotkanemu w lesie, bo uwierzyła że jest ginem i spełni jej życzenie,
a kiedy już skończyła i wypowiedziała to życzenie, menel podciągając brudne portki rzekł - taka stara a taka głupia i w giny jeszcze wierzy...
Koniec.
Mam lepszy pomysł. Zamiast wierzyć w bajki pakuj dupę w troki i w któryś weekend masz tu do mnie nad morze przyjechać.
Mam własne klucze do jednego z domków w ośrodku, na którym robiłem i dil z właścicielem taki, że przez cały rok poza sezonem
mogę sobie za darmo korzystać i w nim siedzieć ile tylko i kiedy mi się zachce. Domek jest piętrowy, możesz zająć parter albo piętro.
Cisza, spokój, nikogo nie ma, tylko ptaszki ćwierkają, jeziorko z jednej strony, morze z drugiej, żadnych bab, po prostu czysty relaks.
Posiedzimy na tarasie, pogadamy o życiu i w ogóle, albo posiedzimy w milczeniu kontemplując ból istnienia, zachlejemy pały w trupa
i rano wstaniesz o pięć kilogramów lżejszy po zrzuceniu z siebie tego całego syfu, który w sobie nagromadziłeś. Gwarantuję.
Jedno jedyne co może być dokuczliwe, to brak ciepłej wody pod prysznicem, bo hydraulik coś popier*olił przy podłączaniu pieca,
ale jak to mówią w Legii Cudzoziemskiej - nie w takim szambie się pływało. Zresetowany po dwóch dniach w głuszy bez kompa i telefonu
zmienia się zupełnie optyka na wiele spraw, zwłaszcza tak banalnie przyziemnych jak jakieś tam problemy z jakimiś tam laskami.
Ileż można ...
276 2019-05-26 15:29:11 Ostatnio edytowany przez john.doe80 (2019-05-26 15:29:46)
Mam lepszy pomysł. Zamiast wierzyć w bajki pakuj dupę w troki i w któryś weekend masz tu do mnie nad morze przyjechać.
Mam własne klucze do jednego z domków w ośrodku, na którym robiłem i dil z właścicielem taki, że przez cały rok poza sezonem
mogę sobie za darmo korzystać i w nim siedzieć ile tylko i kiedy mi się zachce. Domek jest piętrowy, możesz zająć parter albo piętro.
Cisza, spokój, nikogo nie ma, tylko ptaszki ćwierkają, jeziorko z jednej strony, morze z drugiej, żadnych bab, po prostu czysty relaks.
Posiedzimy na tarasie, pogadamy o życiu i w ogóle, albo posiedzimy w milczeniu kontemplując ból istnienia, zachlejemy pały w trupa
i rano wstaniesz o pięć kilogramów lżejszy po zrzuceniu z siebie tego całego syfu, który w sobie nagromadziłeś. Gwarantuję.
Jedno jedyne co może być dokuczliwe, to brak ciepłej wody pod prysznicem, bo hydraulik coś popier*olił przy podłączaniu pieca,
ale jak to mówią w Legii Cudzoziemskiej - nie w takim szambie się pływało. Zresetowany po dwóch dniach w głuszy bez kompa i telefonu
zmienia się zupełnie optyka na wiele spraw, zwłaszcza tak banalnie przyziemnych jak jakieś tam problemy z jakimiś tam laskami.
Ileż można ...
<3 Dzięki <3 którą część morza ? ... Czekamy na Becketta?
Czwarty tydzień spokoju, z czego dwa tygodnie od kiedy jest niemiła. Więc może już tym razem będzie szczęśliwe zakończanie.
277 2019-05-26 16:01:51 Ostatnio edytowany przez niepodobna (2019-05-26 16:02:07)
Pozytywnie się robi : )
To se pogadacie, jakie te kobiety są złe i straszne... i od razu lżej będzie na duszy.
<3 Dzięki <3 którą część morza ? ... Czekamy na Becketta?
Część środkowa. Łazy. Piękne miejsce, spokojne i ciche, nie ma żadnych dyskotek, bydła i syfu jak np. w Mielnie.
Do lipca mamy czas, potem w zależności od obłożenia może być problem z domkiem, no chyba że pogoda będzie chu... że pogody nie będzie.
Ewentualnie po wakacjach możemy się zmówić, co patrząc na tempo podejmowania decyzji u Becketta wydaje się bardziej realnym terminem.
Tak czy siak chata stoi pusta, jakby co, to znak sygnał i działamy. Na plażę mamy niecałe 100 metrów od bramy, zaciągniemy tam Becketta siłą,
to w minutę się wyleczy z tej swojej królewny jak zobaczy ile tego towaru luzem chodzi
john.doe80 napisał/a:<3 Dzięki <3 którą część morza ? ... Czekamy na Becketta?
Część środkowa. Łazy. Piękne miejsce, spokojne i ciche, nie ma żadnych dyskotek, bydła i syfu jak np. w Mielnie.
Do lipca mamy czas, potem w zależności od obłożenia może być problem z domkiem, no chyba że pogoda będzie chu... że pogody nie będzie.
Ewentualnie po wakacjach możemy się zmówić, co patrząc na tempo podejmowania decyzji u Becketta wydaje się bardziej realnym terminem.
Tak czy siak chata stoi pusta, jakby co, to znak sygnał i działamy. Na plażę mamy niecałe 100 metrów od bramy, zaciągniemy tam Becketta siłą,
to w minutę się wyleczy z tej swojej królewny jak zobaczy ile tego towaru luzem chodzi
Dam znać .
P.s.
Zaproś też dziewczyny z forum, poza piciem i narzekanie będziemy mieć dyskusje do rana.
anderstud napisał/a:Mam lepszy pomysł. Zamiast wierzyć w bajki pakuj dupę w troki i w któryś weekend masz tu do mnie nad morze przyjechać.
Mam własne klucze do jednego z domków w ośrodku, na którym robiłem i dil z właścicielem taki, że przez cały rok poza sezonem
mogę sobie za darmo korzystać i w nim siedzieć ile tylko i kiedy mi się zachce. Domek jest piętrowy, możesz zająć parter albo piętro.
Cisza, spokój, nikogo nie ma, tylko ptaszki ćwierkają, jeziorko z jednej strony, morze z drugiej, żadnych bab, po prostu czysty relaks.
Posiedzimy na tarasie, pogadamy o życiu i w ogóle, albo posiedzimy w milczeniu kontemplując ból istnienia, zachlejemy pały w trupa
i rano wstaniesz o pięć kilogramów lżejszy po zrzuceniu z siebie tego całego syfu, który w sobie nagromadziłeś. Gwarantuję.
Jedno jedyne co może być dokuczliwe, to brak ciepłej wody pod prysznicem, bo hydraulik coś popier*olił przy podłączaniu pieca,
ale jak to mówią w Legii Cudzoziemskiej - nie w takim szambie się pływało. Zresetowany po dwóch dniach w głuszy bez kompa i telefonu
zmienia się zupełnie optyka na wiele spraw, zwłaszcza tak banalnie przyziemnych jak jakieś tam problemy z jakimiś tam laskami.
Ileż można ...<3 Dzięki <3 którą część morza ? ... Czekamy na Becketta?
Czwarty tydzień spokoju, z czego dwa tygodnie od kiedy jest niemiła. Więc może już tym razem będzie szczęśliwe zakończanie.
Rozwaliłam sobie kostkę metalowymi kolcami pedałów. Już się tak ładnie goiło... I dzisiaj znowu, to samo miejsce. Co z tego będzie? Ano BLIZNA
I będzie się goiło kilka razy dłużej.
Mam nadzieję, że nie napiszesz John.
Mam nadzieję, że nie napiszesz John.
Ja? na pewno nie. Więcej samozaparcia będzie wymagać jeśli jej by się coś odwidziało, ale mam nadzieję że już sobie mnie odpuściła.
To jak, obstawiamy kiedy Pani się odezwie?
To jak, obstawiamy kiedy Pani się odezwie?
To ja pierwszy - nigdy lub jak odtworze przez przypadek film z nią z włączonym głosem
mallwusia napisał/a:Mam nadzieję, że nie napiszesz John.
Ja? na pewno nie. Więcej samozaparcia będzie wymagać jeśli jej by się coś odwidziało, ale mam nadzieję że już sobie mnie odpuściła.
czyli szczęśliwe zakończenie jest w jej rękach, nie Twoich
mallwusia napisał/a:Mam nadzieję, że nie napiszesz John.
Ja? na pewno nie. Więcej samozaparcia będzie wymagać jeśli jej by się coś odwidziało, ale mam nadzieję że już sobie mnie odpuściła.
Nie no nie wierzę... Powiedz że to nieprawda i tylko jaja sobie robisz. Czy może jednak potrzebujesz, żeby cię tu zaraz podregulować co nieco?
P.S.
Spakowany na wyjazd? Pogoda się robi
286 2019-05-30 11:40:00 Ostatnio edytowany przez john.doe80 (2019-05-30 13:08:54)
john.doe80 napisał/a:mallwusia napisał/a:Mam nadzieję, że nie napiszesz John.
Ja? na pewno nie. Więcej samozaparcia będzie wymagać jeśli jej by się coś odwidziało, ale mam nadzieję że już sobie mnie odpuściła.
Nie no nie wierzę... Powiedz że to nieprawda i tylko jaja sobie robisz. Czy może jednak potrzebujesz, żeby cię tu zaraz podregulować co nieco?
P.S.
Spakowany na wyjazd? Pogoda się robi
Nie mam syndromu becketta, ani jak Ty nie muszę sprawdzać czy wykorzystałem wszystkie opcje. Czas mija, coraz bardziej wszystko się rozmywa i znika. Daje czasowi - czas.
P.S.
Anderstud naprawdę dziekuję za to co piszesz, jak tu napisałem pierwszy raz też myślałem żeby babrać się w tym szambie żeby być pewnym że zrobiłem wszystko co mogłem zeby ratować ten związek, ale uświadomiłeś mi że tylko się ubrudzę a szamba perfumami w kwiatki nie zmienisz...
Po rozmowie z Panią psycholog odnalazłem mechanizm który mnie zaskakuje i który pakował mnie w kłopoty albo może właśnie mnie przednimi ustrzegł. A więc będąc około dwudziestoletnim gościem ( czyli za czasów panowania dinozaurów ) miałem tendencję do zakochiwania się w afekcie... tzn. dziewczyna się stara, finalnie sypiam z nią i wtedy powstają jakieś uczucia wobec niej, jakby w wyniku sytuacji. Jej starania, zabiegania, płaczu, smutku ... czułem się niejako zobowiązany czuć coś do niej,dbać itp. Później nauczyłem się unikać kobiet idących na "załamańca" ale gdzieś ten mechanizm we mnie wciąż działa nawet w przypadku Ex trochę.
Ciekaw jestem czy ktoś z was, miał coś takiego, rozpoznał co było jego przyczyną "poza niską samooceną - do tego doszliśmy" i czy jakoś dał sobie z tym radę poza najprostszą metodą - uciekać
Po rozmowie z Panią psycholog odnalazłem mechanizm który mnie zaskakuje i który pakował mnie w kłopoty albo może właśnie mnie przednimi ustrzegł. A więc będąc około dwudziestoletnim gościem ( czyli za czasów panowania dinozaurów ) miałem tendencję do zakochiwania się w afekcie... tzn. dziewczyna się stara, finalnie sypiam z nią i wtedy powstają jakieś uczucia wobec niej, jakby w wyniku sytuacji. Jej starania, zabiegania, płaczu, smutku ... czułem się niejako zobowiązany czuć coś do niej,dbać itp. Później nauczyłem się unikać kobiet idących na "załamańca" ale gdzieś ten mechanizm we mnie wciąż działa nawet w przypadku Ex trochę.
Ciekaw jestem czy ktoś z was, miał coś takiego, rozpoznał co było jego przyczyną "poza niską samooceną - do tego doszliśmy" i czy jakoś dał sobie z tym radę poza najprostszą metodą - uciekać
To by wskazywało, że masz taka cechę, że lubisz przypodobywać się ludziom. Obchodzi Cię co inni myślą o Tobie?
john.doe80 napisał/a:Po rozmowie z Panią psycholog odnalazłem mechanizm który mnie zaskakuje i który pakował mnie w kłopoty albo może właśnie mnie przednimi ustrzegł. A więc będąc około dwudziestoletnim gościem ( czyli za czasów panowania dinozaurów ) miałem tendencję do zakochiwania się w afekcie... tzn. dziewczyna się stara, finalnie sypiam z nią i wtedy powstają jakieś uczucia wobec niej, jakby w wyniku sytuacji. Jej starania, zabiegania, płaczu, smutku ... czułem się niejako zobowiązany czuć coś do niej,dbać itp. Później nauczyłem się unikać kobiet idących na "załamańca" ale gdzieś ten mechanizm we mnie wciąż działa nawet w przypadku Ex trochę.
Ciekaw jestem czy ktoś z was, miał coś takiego, rozpoznał co było jego przyczyną "poza niską samooceną - do tego doszliśmy" i czy jakoś dał sobie z tym radę poza najprostszą metodą - uciekać
To by wskazywało, że masz taka cechę, że lubisz przypodobywać się ludziom. Obchodzi Cię co inni myślą o Tobie?
Tak, myślałem że to wynik niskiej samo oceny ... Nie zawsze mnie obchodzi opinia innych, ale obchodzi mnie jeśli ktoś bezpośrednio powie coś niefajnego.
gracjana1992 napisał/a:john.doe80 napisał/a:Po rozmowie z Panią psycholog odnalazłem mechanizm który mnie zaskakuje i który pakował mnie w kłopoty albo może właśnie mnie przednimi ustrzegł. A więc będąc około dwudziestoletnim gościem ( czyli za czasów panowania dinozaurów ) miałem tendencję do zakochiwania się w afekcie... tzn. dziewczyna się stara, finalnie sypiam z nią i wtedy powstają jakieś uczucia wobec niej, jakby w wyniku sytuacji. Jej starania, zabiegania, płaczu, smutku ... czułem się niejako zobowiązany czuć coś do niej,dbać itp. Później nauczyłem się unikać kobiet idących na "załamańca" ale gdzieś ten mechanizm we mnie wciąż działa nawet w przypadku Ex trochę.
Ciekaw jestem czy ktoś z was, miał coś takiego, rozpoznał co było jego przyczyną "poza niską samooceną - do tego doszliśmy" i czy jakoś dał sobie z tym radę poza najprostszą metodą - uciekać
To by wskazywało, że masz taka cechę, że lubisz przypodobywać się ludziom. Obchodzi Cię co inni myślą o Tobie?
Tak, myślałem że to wynik niskiej samo oceny ... Nie zawsze mnie obchodzi opinia innych, ale obchodzi mnie jeśli ktoś bezpośrednio powie coś niefajnego.
Niska samoocena może się objawiać w różny sposób. U innych będzie to całkowite lekceważenie opinii innych, wręcz taka postawa "robienie na przekór". Odczuwasz dyskomfort jeśli "nie zadowolisz kogoś"? Chcesz być lubiany? W ten sposób może definiujesz siebie.
Niska samoocena może się objawiać w różny sposób. U innych będzie to całkowite lekceważenie opinii innych, wręcz taka postawa "robienie na przekór". Odczuwasz dyskomfort jeśli "nie zadowolisz kogoś"? Chcesz być lubiany? W ten sposób może definiujesz siebie.
Tak, jestem postrzegany jako typ osoby którą większość lubi i ja też lubię być lubiany, daje mi to radość. Miły, uczynny... źle się czuję jeśli ludzie mnie nie lubią. Chyba że dotyczy to rywalizacji wtedy mam to w nosie.
gracjana1992 napisał/a:Niska samoocena może się objawiać w różny sposób. U innych będzie to całkowite lekceważenie opinii innych, wręcz taka postawa "robienie na przekór". Odczuwasz dyskomfort jeśli "nie zadowolisz kogoś"? Chcesz być lubiany? W ten sposób może definiujesz siebie.
Tak, jestem postrzegany jako typ osoby którą większość lubi i ja też lubię być lubiany, daje mi to radość. Miły, uczynny... źle się czuję jeśli ludzie mnie nie lubią. Chyba że dotyczy to rywalizacji wtedy mam to w nosie.
Pytałam, bo właśnie przypominasz mi w tym mojego starszego brata.
Sam często inicjujesz te znajomości z kobietami, w sensie związki?
john.doe80 napisał/a:gracjana1992 napisał/a:Niska samoocena może się objawiać w różny sposób. U innych będzie to całkowite lekceważenie opinii innych, wręcz taka postawa "robienie na przekór". Odczuwasz dyskomfort jeśli "nie zadowolisz kogoś"? Chcesz być lubiany? W ten sposób może definiujesz siebie.
Tak, jestem postrzegany jako typ osoby którą większość lubi i ja też lubię być lubiany, daje mi to radość. Miły, uczynny... źle się czuję jeśli ludzie mnie nie lubią. Chyba że dotyczy to rywalizacji wtedy mam to w nosie.
Pytałam, bo właśnie przypominasz mi w tym mojego starszego brata.
Sam często inicjujesz te znajomości z kobietami, w sensie związki?
50 / 50
gracjana1992 napisał/a:john.doe80 napisał/a:Tak, jestem postrzegany jako typ osoby którą większość lubi i ja też lubię być lubiany, daje mi to radość. Miły, uczynny... źle się czuję jeśli ludzie mnie nie lubią. Chyba że dotyczy to rywalizacji wtedy mam to w nosie.
Pytałam, bo właśnie przypominasz mi w tym mojego starszego brata.
Sam często inicjujesz te znajomości z kobietami, w sensie związki?50 / 50
Uważasz, że które związki były lepsze. Te, które Ty zainicjowałeś, czy odwrotnie?
john.doe80 napisał/a:gracjana1992 napisał/a:Pytałam, bo właśnie przypominasz mi w tym mojego starszego brata.
Sam często inicjujesz te znajomości z kobietami, w sensie związki?50 / 50
Uważasz, że które związki były lepsze. Te, które Ty zainicjowałeś, czy odwrotnie?
Myślę, że nie było różnicy.
296 2019-06-19 11:03:34 Ostatnio edytowany przez gracjana1992 (2019-06-19 11:03:46)
gracjana1992 napisał/a:john.doe80 napisał/a:50 / 50
Uważasz, że które związki były lepsze. Te, które Ty zainicjowałeś, czy odwrotnie?
Myślę, że nie było różnicy.
Skoro nie ma różnicy to chyba nie w tym problem:
" miałem tendencję do zakochiwania się w afekcie... tzn. dziewczyna się stara, finalnie sypiam z nią i wtedy powstają jakieś uczucia wobec niej, jakby w wyniku sytuacji. Jej starania, zabiegania, płaczu, smutku ... czułem się niejako zobowiązany czuć coś do niej,dbać itp."
Skoro nie ma różnicy to chyba nie w tym problem:
" miałem tendencję do zakochiwania się w afekcie... tzn. dziewczyna się stara, finalnie sypiam z nią i wtedy powstają jakieś uczucia wobec niej, jakby w wyniku sytuacji. Jej starania, zabiegania, płaczu, smutku ... czułem się niejako zobowiązany czuć coś do niej,dbać itp."
Dziwne było to, że nic między nami nie było, zaczynało się "rozchodzić" nagle afera z jej strony smutki żale i raptem okazywało się że zależy mi na niej tak jak napisałem. Mechanizm w "afekcie" działał tak jak to normalnie jesteś z kimś i zaczynasz być... tutaj uczucia były wywołane jakąś sytuacją.
298 2019-06-22 15:42:22 Ostatnio edytowany przez fuorviatos (2019-06-22 15:42:38)
No i jak tam koledzy, imprezujecie już nad morzem ?
No i jak tam koledzy, imprezujecie już nad morzem ?
Choć LGBT takie pociągające wciąż hetero