Chyba czekam na to, że on zaproponuje rozwiązanie tej sytuacji... Czyli formalny rozwód. Chyba byłoby mi łatwiej, bo wiem, że jeśli ja podejmę tę decyzję to do końca życia będę się męczyć że może jednak nie zrobiłam wszystkiego co można było zrobić żeby to uratować. Teraz obwiniam się za to, że ja to rozwaliłam sprowadzając do nas pomoc w osobie dziadka naszej córki. Cudownego dziadka, który poświęcił jej kawał swojego życia. I zastąpił jej ojca. A on... wiem, że mu to przeszkadzało, mówił to, ale jednocześnie nie usiadł i nie próbował znaleźć ze mną rozwiązania tej sytuacji - co moglibyśmy razem zrobić, żeby nie mieszkać z teściem od poniedziałku do piątku. Siadam psychicznie.
zawiedziona01 napisał/a:Minęły 3 miesiące od mojej wyprowadzki. Kontakty z mężem poprawne, ale... zjadają mnie wyrzuty sumienia i poczucie winy. Zaczynam być adwokatem swojego męża - w jaki sposób on by przedstawił naszą sytuację. Powiedziałby pewnie - mam żonę, która nie może żyć bez swojego ojca (mój ojciec mieszkał z nami od poniedziałku do piątku, żeby pomagać mi przy dziecku i wokół domu, ponieważ mąż w ogóle się nie interesował), mam żonę, która sobie sama nie radzi, wiecznie niezadowoloną i zrzędzącą, przed którą muszę się tłumaczyć z tego co robię i dlaczego, mam żonę, która odcięła mnie od jej pieniędzy i która zabrała mi seks. Fakt, że przez ostatnie 9-10 miesięcy już nie zrzędziłam, po prostu się odsunęłam. Moja wyprowadzka jeszcze pogorszyła sprawę - powiedział: "bardzo przyjacielski gest". Wyprowadziłam się jak go nie było w domu i zostawiłam list, w którym napisałam to co czuję itd. Fakt że kilka razy przez wiele miesięcy mu powtarzałam, że jeśli nic nie zrobimy z naszymi relacjami - wyprowadzę się. On odpowiadał - to się wyprowadzisz. Nie wyrażał chęci pracy nad związkiem.
A teraz... Minęły trzy miesiące. On nie nalega na nasz powrót. Byłyśmy z córką u niego w którąś sobotę - tak posiedzieć i pogadać. Spędziliśmy razem kilka godzin grając z dzieckiem w planszówki itd. Po kilku godzinach zbieramy się do nas, miałam nadzieję, że zaproponuje żebyśmy zostały. Niestety... Gdy spytałam czy nie chce żebyśmy zostały, powiedział że ma dużo rzeczy do zrobienia - pranie, sprzątanie i jeszcze sto innychDla mnie szok że to było ważniejsze niż my
A teraz proponuje wspólny weekendowy wyjazd, więc ja już nie wiem o co biega
(( Nie wiem co mam robić, bo męczy mnie ta sytuacja - żyję w zawieszeniu.
Ale jak to możliwe, że żyjesz w zawieszeniu ? Czym się jeszcze łudzisz, i na podstawie czego masz jeszcze ciągle nadzieje ?
Przecież on nie może już bardziej i mocniej pokazać Ci, że NIE CHCE żadnych powrotów.
Co się jeszcze musi wydarzyć, żebyś zrozumiała, że w nim z całą pewnością nie ma żadnych chęci na dalsze wspólne życie ?